Perfect coat – autumn 2012

W ostatnim czasie wiele z Was pytało o idealny płaszcz na jesień i wczesną zimę. Ponieważ płaszcz jest zawsze stosunkowo dużym wydatkiem i powinien nam służyć przez kilka sezonów, to radziłabym nie szaleć z kolorami i fasonami. Jeśli jednak zależy nam na czymś, co będzie nawiązywało do tegorocznych  trendów to wybierzmy prosty płaszcz z klapami i widocznym zamkiem (najlepiej metalowym). Ponieważ najmodniejsze kroje nie są wcięte w pasie, zwróciłabym szczególną uwagę na odpowiednie dopasowanie płaszcza w ramionach (sylwetka nabierze dzięki temu lekkiego wyglądu).

Wybierając swój płaszcz zastanawiałam się też do jakich rzeczy, które już posiadam będzie pasował. Ciemny granat z czarnymi wstawkami wygląda świetnie z wiekszością moich rzeczy. Dzięki niemu będę mogła tworzyć proste ale eleganckie zestawy. Jak Wam się podoba taki minimalistyczny strój? Według mnie, dzięki swojje uniwersalności jest idealny:).

płaszcz i sweter – Mango

spodnie – River Island

buty – Bershka

okulary – Reserved

torebka – Zara

Follow my blog with bloglovin!

 

 

 

 

The SHOW

Ostatni wieczór w Szanghaju był naprawdę wyjątkowy. Gala finałowa Trimph Inspiration Award miała na celu przedstawienie najlepszych projektów młodych projektantów oraz wyłonienie wśród nich zwycięzcy konkursu. W szanownym jury, poza naczelną włoskiego Vogue'a, znaleźli się także Uma Wang, Mathew Williamson, Wing Shya, Karen Mok oraz Bonnie Chen. 

Byłam naprawdę zaskoczona wysoką jakością zaprezentowanych kreacji. Wiele z nich idealnie wpisywało się w moje gusta. Nasza rodzima projektantka, Ola Skurtys także stanęła na wysokości zadania – body, które wykonała własnoręcznie było naprawdę piękne.

Na tę okazję wybrałam pudrową spódnicę z imitacji skóry i limonkowy sweter. Ponieważ wiedziałam, że w trakcie pokazu będę musiała robić dużo zdjęć, nie chciałam, aby strój krępował moje ruchy – nie było więc mowy o strojnych i obcisłych sukienkach. 

sweter i spódnica – H&M

buty – własność mamy

naszyjnik – River Island

Follow my blog with bloglovin!

A oto Agnieszka! To dzięki jej zaproszeniu mogłyśmy uczestniczyć w całym przedsięwzięciu, za co razem z Zosią bardzo dziekujemy!:)

Ola Skurtys wraz z modelką przedstawiającą jej projekt.

Ostatnie zdjęcia przed pokazem.

Laureaci wraz z członkami jury. Projekt z Wielkiej Brytanii wygrał cały konkurs.

Pewnego dnia…

W ostatnim czasie mało miałam czasu na czytanie. Postanowiłam chociaż trochę nadrobić zaległości i wykorzystać 11 godzin w samolocie na zapoznanie się z nową powieścią Emily Giffin, której książki już nie raz Wam polecałam. Tak jak się spodziewałam, od pierwszej strony zostałam wciągnięta w perfekcyjnie opisany kobiecy świat przeżyć dwóch głównych bohaterek. Ta amerykańska pisarka znowu pokazała, że nikt nie rozumie kobiet tak dobrze jak ona.

Czego możemy się spodziewać sięgając po tę pozycję? Oczywiście wciągającej historii miłosnej oraz nieodkrytych tajemnic sprzed lat. Akcja rozpoczyna się w momencie, gdy do apartamentu trzydziestopięcioletniej producentki filmowej puka nastolatka, która okazuje się jej córką. Smaku całej powieści dodaje fakt, że akcja rozgrywa się w moim ukochanym Nowym Jorku. Nie chcę Wam zdradzać zbyt wielu szczegółów, więc ograniczę się do polecenia tej powieści:). Tym z Was, które jeszcze nie miały styczności z książkami Emily Giffin odrobinę zazdroszczę – po pochłonięciu "Pewnego dnia" będziecie mogły po raz pierwszy przeczytać "Coś pożyczonego", "100 dni po ślubie" i całą resztę jej wspaniałych książek:).

 

Moja zupa pikantno-kwaśna!

  Z całą pewnością nasz wspólny wyjazd przyniósł nam masę niesamowitych wrażeń – również tych kulinarnych! Zainspirowana azjatyckimi smakami, postanowiłam w oparciu o dostępność produktów przygotować swoją wersję. Nic wszakże nie zastąpi w pełni smaku i klimatu dalekich Chin, ale satysfakcja z przyrządzenia zupy pikanto-kwaśnej we własnej kuchni jest nieoceniona :-) A może ktoś z Czytelników zaryzykuje i wypróbuje? Kasi podobno smakowało :-)

Zupa pikantno-kwaśna

650 ml bulionu mięsnego

5-6 suszonych prawdziwków

200 g surowej polędwicy wieprzowej

1 łyżka octu białego

1 puszka mini kukurydzy

2 łyżki sosu sojowego

1 rozbite jajko

posiekana zielona część cebulki dymki

1 opakowanie makaronu ryżowego

szczypta chilli

1 łyżka mąki kukurydzianej

sól i pieprz

A oto jak to zrobić:

1. Suszone prawdziwki zalewamy ciepłą wodą i odstawiamy na 10 minut, a następnie gotujemy w tej samej wodzie ok. 15 minut. Mięso dokłanie myjemy i kroimy w cienkie paski.

2. Bulion zagotowujemy. Dodajemy pokrojone paski mięsa i przelewamy grzyby wraz z wodą. Gotujemy na wolnym ogniu. Dodajemy ocet, sos sojowy i chilli. Doprawiamy solą i pieprzem i gotujemy kolejne 5 minut. Na końcu dodajemy rozprowadzoną w małej ilości wody mąkę kukurydzianą i gotujemy stale mieszając. Na końcu ostrożnie wlewamy rozbite jajko i mieszamy póki się nie zetnie.

2. W przygotowanym naczyniu umieszczamy mini kolby kukurydzy, gotowy makaron a następnie nalewamy zupę. Przed podaniem posypujemy cebulką. Podajemy na gorąco!

 

Leopard in Shanghai!:)

bracelet / bransoletka – missiu.pl

t-shirt and cap / t-shirt i czapka- H&M

bag / torebka – Małgorzata bartkowiak

trousers / spodnie – Cubus

sunglasses and shoes / okulary i buty – asos.com

Zdjęcia przedstawiają mój strój z drugiego dnia wyjazdu. Szanghaj z rana był równie niesamowity co wieczorem. Już po kilkunastu minutach udało nam się z Zosią odszukać jedną z naszych ulubionych kawiarni (miło było znaleźć się w miejscu które było chociaż trochę znajome). Po szybkiej kawie zrobiłyśmy kilka zdjęć i wybrałyśmy się na śniadanie. Jak Wam się podoba moja marynarka w takiej kompozycji? Według mnie świetnie komponowała się z miejskim krajobrazem:).

My first time in Shanghai :)

Po jedenastu godzinach lotu dotarłyśmy do Szanghaju wraz z resztą naszej grupy: Basią, Olą, Justyną i Agnieszką (które od razu serdecznie pozdrawiam:)). Zaraz po zameldowaniu się w hotelu ruszyłyśmy z Zosią na wieczorny spacer ulicami Szanghaju. Nigdy wcześniej nie byłam w Chinach więc wszystko wydawało mi się naprawdę niezwykłe. Chociaż w Szanghaju było już po północy nie chciało nam sie spać (w Polsce była wtedy dopiero godzina 18) ale w końcu trzeba było wrócić do hotelowego pokoju, bo już po paru godzinach musiałyśmy wstać.

Follow my blog with bloglovin!

Jak możecie się domyśleć śniadania w hotelu nie były zbyt orientalne (może to i dobrze:)). Zaraz po zjedzeniu (i obfotografowaniu) pierwszego posiłku ruszyłyśmy zwiedzać miasto. 

A oto nasi przyjaciele w podróży: Hubert, Justyna, Agnieszka i Basia. Kilka minut później siedzieliśmy już w autobusie.

Wizyta w świątynii Buddy 

Zosia, Basia, Justyna, Hubert i Agnieszka

Old Town

Panorama Szanghaju

A to zdjęcie z naszego pokoju hotelowego tuż po zameldowaniu. Pierwsze co zrobiłam to oczywiście weszłam na bloga, aby sprawdzić czy wszystko działa i odpowiedzieć na kilka Waszych pytań w komentarzach.

Szanghaj nocą!:)