Natural way of life

I spent last Sunday on Kashubia, far away from the city. I gathered blueberries into a small enamel mug, I listened the sound of the cereal interrupted with mooing of cows and I screamed at the top of my voice every time ants crawled all over me.  With camera hanging on my neck I searched for new places to shoot and I forgot completely about the lack of signal in my phone. A momentary change of scenery, was enough to get back home with different attitude (and with the small bucket filled up with apples). Summer months are a good time, in order to change our everyday life, to try to live in harmony with nature and to draw from it as much as we can. I hope that with a bit of effort my new habits will stay with me for a long time.

***

   Minioną niedzielę spędziłam na Kaszubach z dala od miasta. Zbierałam jagody do emaliowanego kubeczka, wsłuchiwałam się w szum zboża i muczenie krów i wrzeszczałam wniebogłosy za każdym razem gdy oblazły mnie mrówki. Z aparatem na szyi szukałam nowych kadrów i zapomniałam o braku zasięgu w telefonie. Wystarczyła chwilowa zmiana pleneru, abym wróciła do domu z innym nastawieniem (i z wiaderkiem wypełnionym papierówkami). Letnie miesiące to najlepszy moment, aby zmienić odrobinę swoją codzienność, spróbować żyć w zgodzie z naturą i czerpać z niej ile tylko się da. Mam nadzieję, że przy odrobinie wysiłku moje nowe przyzwyczajenia zostaną ze mną na dłużej. 

   Jest coś magicznego w przygotowaniu dania z własnoręcznie zebranych owoców. Jabłka nie są teraz najpopularniejsze – w lipcu możemy wybierać między truskawkami, czereśniami, nektarynkami i malinami, więc kwaśne papierówki wydają się być mało atrakcyjne. Ale to właśnie je przywiozłam z krótkiej wycieczki za miasto. Część z nich, po zatopieniu w słonym gorącym karmelu, zaserwowałam z placuszkami na śniadanie, a w weekend spróbuję upiec je z polędwiczką wieprzową.

   Placuszki to trochę zmodyfikowany przepis z książki Elizy Mórawskiej "O jabłkach", która po prostu skradła moje serce. 

  Z wiekiem każda z nas uczy się doceniać naturalne produkty. Coraz częściej gotujemy same w domu i staramy się nie używać przetworzonych produktów. A co z kosmetykami? Te naturalne, w przeciwieństwie do konwencjonalnych, nie zawierają substancji alergizujących. Nie pojawią się w nich sztuczne składniki konserwujące. Na przestrzeni lat widzę bardzo wyraźnie, że to właśnie do naturalnych kosmetyków najchętniej wracam. Trudno zrezygnować z ulubionego podkładu, czy szminki ale mówiąc o kontakcie z naturą warto zastanowić się nad tym, co wklepujemy codziennie w naszą skórę. Chociaż w mojej kosmetyczce jest teraz naprawdę niewiele produktów (polecam Wam wszystkim czystkę i pozostawienie tylko tych kosmetyków, które naprawdę uwielbiacie) zawsze znajdzie się miejsce dla oleju z kokosa (najlepszy balsam na świecie) czy wody różanej (produkty ze zdjęcia pochodzą z mydlarni u Franciszka). Mydło w kostce też zastąpiłam tym bez detergentów, nie wysusza skóry i mogę dzięki temu zapomnieć o kremie do rąk. 

   Skłamałabym mówiąc, że w mojej szafie znajdują się ubrania wykonane tylko i wyłącznie z naturalnych materiałów. Mam kilka bluzek z poliestru i swetrów z domieszką akrylu, ale świadome zakupy i czytanie metek naprawdę zaczyna przynosić efekty. Przede wszystkim coraz łatwiej jest mi powiedzieć sobie "nie kupuję", gdy wiem, że noszenie danej rzeczy nie będzie mi dawało takiej przyjemności jak powinno. Oczywiście na brak ciuchów nie mogę narzekać, ale Wy też zauważyłyście, że nowe rzeczy pojawiają się teraz na blogu znacznie rzadziej. Gruntowne porządki w szafie i silne postanowienie "chodzę w tym co mam" bardzo pomogły mi w ograniczeniu niepotrzebnych zakupów. Może Wy też wypracowałyście jakieś techniki, które spowodowały pozytywne zmiany w Waszych szafach? Napiszcie o nich – Wasze komentarze to najlepsze źródło motywacji.

sweater / sweter – Mango (stara kolekcja) // shorts / szorty – Cubus (stara kolekcja) // wellies / kalosze – Hunter // camera / aparat – Olympus OMD-EM1

 Jeden dzień bez internetu, supermarketów i korków. Polecam każdemu, kto czuje potrzebę oderwania się od konsumpcjonizmu, wiecznego zabiegania i wszechogarniającej presji. Nie musicie wyjeżdżać za miasto. Odwiedźcie babcię, narwijcie w jej ogrodzie czereśnie i upieczcie z nich coś dla całej rodziny, albo poświęćcie trochę czasu na porządki i pozbądźcie się pootwieranych i od dawna nieużywanych mazideł w łazience. Oczyśćcie przestrzeń wokół siebie i wpuśćcie do mieszkania trochę świeżego powietrza. Wyłączcie ten komputer i zróbcie coś, co nie wymaga dostępu do WI-FI :). Miłego wieczoru!

 

Stay chic on the beach

  The beach is one of these places, where our abilities of covering and uncovering the body are exposed to the great test. Badly fitted costume, tunic which it impossible to take off without the help of another person (and then to put on) or the falling bikini, these are just a few examples of beach slip-ups. We often happen to forget  about such details as the comfortable bag, from which it should be easy to shake sand out, or the elastic band for hair – essential after coming out of the water. You will find a few ideas for beach outfits below. Have a nice afternoon! 

***

  Plaża to jedno z tych miejsc, gdzie nasze umiejętności zakrywania i odkrywania ciała wystawione są na wielką próbę. Źle dopasowany kostium, tunika, której nie sposób ściągnąć (a potem włożyć) bez pomocy drugiej osoby lub spadające bikini, to tylko kilka przykładów plażowych wpadek. Często też zdarza nam się zapomnieć o detalach takich jak wygodna torba, z której łatwo wytrzepać piasek, czy gumka do włosów – niezbędna po wyjściu z wody. Kilka pomysłów na plażowe zestawy znajdziecie poniżej. Miłego popołudnia!

 

1. Koc – J. Crew 261zł 2. Bikini – Shiwi 139zł (podobne tutaj) 3. Okulary – Michael Kors 349zł 4. Zegarek – Daniel Wellington 495zł 5. Spódnica – Sheln – 73zł  6. Sandały – podobne tutaj 7. Lakier do paznokci – Essie 35zł 8.Torebka – Nordstrom  180zł

1. Bikini – Seafolly 289zł 2. Okulary – Ray- Ban 549zł  (podobne tutaj) 3. Karty – J. Crew 262zł 4. Torebka – Old Navy 98zł 5. Rower – Electra 6. Sandały – podobne tutaj 7. Szorty – podobne tutaj

1. Kapelusz – J. Crew  218zł (podobny tutaj) 2. Szachy – J. Crew 130zł 3. Okulary – podobne tutaj 4. Sukienka – Mozcau.Rocks 189zł 5. Sandały – podobne tutaj 6. Cienie do powiek  7. Lakier do paznokci – Essie 35zł 8. Samoopalacz – St. Tropez 69zł 9. Bikini – Triangl 350zł

 

Lato w pełni a Ty nie czujesz się komfortowo w szortach? Czas to zmienić

 

  Miranda Kerr, Jane Birkin and Nicole Kidman – what do they have in common? All of them captured hearts of millions of men around the world. Their trademarks are beautiful, long legs. Mine aren’t so glamourous, but it doesn't mean that I should forget about them and hide them under the jeans. There are many ways in order to quickly and effectively improve the appearance of our legs. If we implement a few modifications to our everyday car right away, I promise that we will still be able to show off our slender, smooth and well-toned toned even this holidays. How? You can read about it below. 

***

  Co łączy Mirandę Kerr, Jane Birkin i Nicole Kidman? Wszystkie zawładnęły sercami milionów mężczyzn na całym świecie. Ich znakiem rozpoznawczym są piękne, długie nogi. Moje nie do końca takie są, ale to nie znaczy, że w lecie powinnam o nich zapomnieć i ukryć je pod jeansami. Istnieje wiele sposobów na to, aby szybko i skutecznie poprawić wygląd naszych nóg. Jeśli już dzisiaj wprowadzimy kilka zmian do naszej codziennej pielęgnacji obiecuję, że jeszcze w te wakacje będziemy mogły pochwalić się wysmuklonymi, gładkimi i jędrnymi nogami. Jak? O tym przeczytacie poniżej.

Zapomnij o pomarańczowej skórce!

  Czy wiecie, że aż osiemdziesiąt procent kobiet na świecie boryka się z problemem pomarańczowej skórki wokół ud, brzucha i pośladków? Nie wiem, czy Was to pocieszy, ale zdecydowana większość Waszych koleżanek też z tym walczy. Nie uważam, że cellulit dyskwalifikuje nasze nogi. Jeśli chcemy się go pozbyć możemy zastosować dwie techniki, które u mnie sprawdziły się bez zarzutów. Pierwsza, to zapomnieć, że się go ma i żyć nie myśląc o nim (najlepiej wybierzcie się na plażę i zobaczcie ile kobiet ma podobny problem i nie robi z tego dramatu). Druga, to regularna i konsekwentna praca, podczas której musimy pilnować prawidłowej diety – zapomnieć o przetworzonej żywności i najlepiej wyrzucić sól z kuchni. Skończyć z opinią, że podnoszenie ciężarów jest zarezerwowane tylko dla mężczyzn. Im jędrniejsze są nasze ciała tym pomarańczowa skórka jest mniej widoczna. Dodatkowo powinnyśmy starannie wmasowywać w siebie kremy i co najmniej dwa razy w tygodniu dokładnie złuszczać naskórek. Krem wsmarowujmy po kąpieli, wtedy skóra jest rozgrzana i lepiej wszystko wchłania. Na blacie w mojej łazience zawsze stoi peeling, gruboziarnisty o pięknym zapachu. Polecam na przykład ten malinowy od Balneokosmetyki.pl, który poleciła mi Kasia. Warto dodać, że jego skład jest w pełni ekologiczny. Teraz możecie zamówić ten peeling i inne produkty z darmową dostawą na hasło: wakacje. Kosztownymi, ale wskazanymi sposobami walki z cellulitem są zabiegi w gabinetach kosmetycznych. Niestety jedna wizyta nam nic nie da, więc naprawdę trzeba uzbroić się w cierpliwość żeby zadziałały. Na koniec pamiętajmy jeszcze o suplementacji (ja najbardziej lubię Ale Shape, dzięki któremu podczas treningu wspomagam spalanie tkanki tłuszczowej).

Chciałabyś, żeby Twoje nogi były szczupłe i wrzeźbione jak u Marii Szarapowej?

  Jeśli marzą nam się szczupłe i zgrabne nogi, to musimy zacząć wykonywać regularnie ćwiczenia. Pierwsze efekty wysmuklenia ud i łydek zobaczymy już po dwóch tygodniach. Rozpoczynając trening już dzisiaj, spokojnie załapiemy się jeszcze w te wakacje na niejedno wyjście w krótkiej spódniczce. Ćwiczmy co drugi dzień, zawsze zaczynając od pięciominutowej rozgrzewki (może być to bieg w miejscu). Serię pięciu ćwiczeń powtarzamy piętnaście razy. Najlepiej po ćwiczeniach udać się dodatkowo na 20 minutową przebieżkę, którą zakończamy dokładnym rozciągnięciem wszystkich partii ciała.

Ćwiczenie 1.

Stań w rozkroku. Prawą nogę zegnij w kolanie i oprzyj na udzie rękę. W tej pozycji policz do dziesięciu i to samo zrób przenosząc ciężar ciała na druga nogę. To ćwiczenie powtórz piętnaście razy na każdą nogę.

Ćwiczenie 2.

Stań wyprostowana w lekkim rozkroku, połóż ręce na biodrach. Wykonuj krok do przodu, kolano nie może wychodzić poza linię stopy (pod kolanem powinnyśmy mieć kąt 90 stopni). Wróć do pozycji wyjściowej i ponownie zrób wykrok drugą nogą. To ćwiczenie również powtórz piętnaście razy na każdą nogę.

Ćwiczenie 3.

Stań wyprostowana w lekkim rozkroku, ręce wyciągnij przed siebie (mogą być lekko zgięte). Zginając mocno kolana musisz pilnować, aby nie odrywać stóp od podłogi. Im głębszy będzie przysiad tym lepszy osiągniemy efekt. W trakcie przysiadu ważna jest praca kolan, uważaj, żeby nie schodziły ani na zewnątrz, ani do środka. Piętnaście powtórzeń będzie idealne.

Ćwiczenie 4.

Tradycyjne nożyce: Połóż się na plecach tak aby lędźwie były przyklejone do maty. Ręce połóż wzdłuż ciała. Napnij stopy i palce skieruj w dół. Zaczynaj powoli naprzemiennie unosić nogi w górę i w dół. Ćwiczenie wykonuj przez dwie minuty.

Ćwiczenie 5.

Połóż się na macie, ręce leżą wzdłuż ciała. Złączone nogi podnieś tak aby tworzyły kąt prosty. Skieruj place ku górze i mocno napnij mięśnie nóg. Ugnij nogę w kolanie najmocniej jak się da (kolano musi zostać w tej samej linii co biodro!). Przytrzymuj tak napięta nogę przez dziesięć sekund i zmień na drugą. I tak piętnaście razy każda noga.

To nam mrozi krew w żyłach

  Żadna z nas tego nie lubi.  Naprawdę zbiera mi się na płacz, kiedy nadchodzi moment, w którym bezwzględnie muszę iść na wosk. Jeśli w końcu uda mi się zmobilizować i pójść do kosmetyczki, to moje nogi wyglądają znacznie lepiej. Od razu mam ochotę nałożyć sukienkę. Tylko czy naprawdę musimy być skazane na ciągłe cierpienie? Usuwanie włosów woskiem jest o wiele skuteczniejszą metodą niż używanie zwykłej maszynki, po której włoski odrastają po jednym, maksymalnie dwóch dniach i co najgorsze wrastają w skórę. W okolicach bikini zdecydowałam się na usunięcie włosów laserowo. Jest to dosyć kosztowna technika depilacji, bo każda wizyta wynosiła dwieście złotych, a było ich sześć (a ból był nie do zniesienia! Naprawdę wolę borowanie zębów!). Nie zdecydowałam się powtórzyć tej metody na nogach. Koleżanka namówiła mnie, żebym kupiła depilator i-Light Remington, w którym wykorzystywana jest technologia IPL. Poinformowała mnie, że efekt będzie najlepiej widoczny przy ciemnych włosach i jasnej skórze (czyli u mnie!). Skusiłam się z dwóch powodów. Po pierwsze, nie muszę chodzić do salonu. Po drugie, ból jest o wiele mniejszy niż w przypadku lasera i wosku. Uwaga! Teraz na stronie www.czasnagladkosc.pl jest konkurs, który potrwa jeszcze tylko kilka dni, a można w nim wygrać bardzo atrakcyjne nagrody.

  Nawet jeśli natura nie obdarzyła nas wyjątkowo smukłymi nogami i wąskimi kostkami to warto o nie zadbać. Wypielęgnowane i wysportowane nigdy nie będą dla Was powodem do wstydu! Zostawmy ten komputer i zróbmy coś dla siebie.

 

 

Look of The Day – big effort versus effortless chic

jacket & flats / marynarka i baletki – Zara (stare kolekcje)

dress / sukienka – Sugarfree.pl

bag / torebka – & Other stories (stara kolekcja)

sunglasses / okulary – Ray-Ban 

As we all know, everyone looks good in classic. A moderation is a must for achieving success. It may seem that it’s obvious and nybody can become an example of effortless chic without putting big effort to it. Is it so?

Yes, it is. At least  in case of dressing. If only we have a few basic elements in our wardrobe. There must be a small black bag among them of course (the simpler, the better) and ballerina shoes of the same color. A thought crossed my mind to wear the cotton dress with the blue espadrilles, the patterned jacket and wicker bag – fortunately it disappeared fast, so you didn't see this disaster on the blog. I chose the simple combination and in my opinion it was a good idea.

***

   Jak już powszechnie wiadomo, w klasyce każdemu dobrze. Oczywistym warunkiem sukcesu są umiar i powściągliwość. Wydawać by się mogło, że to banalnie proste i że każda z nas, bez większego wysiłku, stać się może przykładem niewymuszonego szyku. Czy aby na pewno?

   Tak, na pewno. Przynajmniej w przypadku stroju. Pod warunkiem, że w naszej szafie znajduje się kilka bazowych elementów. Wśród nich jest oczywiście mała czarna torebka (im prostsza tym lepiej) i baletki w tym samym kolorze. Przez głowę przeleciała mi myśl, aby do bawełnianej sukienki włożyć plecione niebieskie espadryle, wzorzystą marynarkę i torebkę z wikliny – na szczęście tylko przeleciała, dzięki czemu nie zobaczyłyście tej porażki na blogu. Postawiłam na proste połączenie i moim zdaniem był to trafny wybór. 

   Jeśli chodzi o włosy, makijaż i inne detale, to osiągnięcie efektu "perfekcji od niechcenia" jest znacznie trudniejsze. Ale o tym napiszę innym razem…

   PS. Dla wszystkich Czytelniczek Makelifeeasier.pl marka Sugarfree.pl przygotowała mały prezent. Sukienkę, którą widzicie na zdjęciach (w dwóch wersjach kolorystycznych) możecie kupić z dwudziestoprocentowym rabatem do drugiego sierpnia. Wystarczy wpisać kod "Kasia Tusk" w trakcie dokonywania zakupu. 

 

Trzy propozycje na domową sałatę!

* * *

W takie ciepłe, letnie dni warto zastąpić ciężkostrawne potrawy lekką przekąską. Dojrzałe i soczyste owoce, świeże warzywa w połączeniu z kilkoma kroplami dobrej oliwy i mamy wspaniałą domową przystawkę lub obiad jednocześnie. Z pewnością macie swoje ulubione kompozycje sałat – może jednak te dzisiejsze zainspirują Was do nowych smaków.

* * *

Pierwsza propozycja

Skład:

garść świeżej rukoli

rzodkiewki

1 łyżeczka czarnego sezamu

1 dojrzałe awokado

pomidorki koktajlowe

kiełki np. rzodkiewki lub lucerny

tarta marchewka

sos: 2 łyżki oliwy z oliwek

szczypta świeżo zmielonego pieprzu

1 łyżeczka octu balsamicznego

1 łyżeczka miodu

kilak kropel soku z cytryny

do podania: jajko sadzone

* * *

Druga propozycja

Skład:

garść świeżej rukoli

1 jajko na twardo

3-4 rzodkiewki

kawałek pieczonego indyka (propozycja przepisu tutaj)

3-4 łyżki kukurydzy z puszki

2-3 ogórki gruntowe

sos: 2 łyżki oliwy z oliwek

szczypta świeżo zmielonego pieprzu

1 łyżeczka octu balsamicznego

1 łyżeczka miodu

kilak kropel soku z cytryny

do podania: domowy hummus (przepis tutaj)

chrupiące pieczywo

kilka gałązek selera naciowego

* * *

Trzecia propozycja

Skład:

kilka kulek mozzarelii

1-2 dojrzałe nektarynki

garść świeżych porzeczek

kilka listków świeżej bazyli

sos: 1-2 łyżki oliwy z oliwek 

szczypta soli 

kilka kropel soku z cytryny

do podania: sok z grejpfruta

Z aparatem w Brukseli

   Kilka tygodni temu miałam przyjemność zrealizować dla magazynu ELLE reportaż z Brukseli. Przez trzy dni, z aparatem na szyi, szukałam miejsc, które najlepiej oddadzą charakter tego tajemniczego miasta. Dziś zapraszam Was do przeczytania całego artykułu i obejrzenia kilku niepublikowanych wcześniej zdjęć. 

   Pierwszy raz pomyślałam o wyjeździe do Brukseli, gdy wiele lat temu jedna z tanich linii lotniczych sprzedawała bilety za złotówkę i wraz ze znajomymi postanowiliśmy w ułamku sekundy zorganizować wyjazd. Skończył się on jednak na lotnisku, ponieważ niesprzyjające warunki pogodowe udaremniły start samolotu. Otrzymaliśmy zwrot kosztów biletu (złotówkę) i nie podejmowaliśmy więcej prób. Dziesięć lat później miałam już lepsze powody niż tylko tani bilet, żeby wybrać się do stolicy Europy. Moi rodzice mieszkają tam już od kilku miesięcy i bardzo chciałam ich odwiedzić. Na dodatek był to jedyny sposób, żeby namówić tatę, który w młodości zdobył niezłe doświadczenie jako redaktor, by sprawdził wraz ze mną kilka pierwszych rozdziałów mojego podręcznika stylu. To w zupełności wystarczyło, abym podjęła decyzję i wyruszyła w trzydniową podróż do Brukseli. Z Gdańska nie było bezpośrednich lotów, kupiłam więc bilet z przesiadką w Monachium (od czerwca wystartowało nowe połączenie, bilet można kupić już od dwustu złotych w dwie strony), sprawdziłam prognozę pogody na najbliższe dni i spakowałam walizkę.

   Mój plan był prosty – jak najmniej zwiedzać, jak najwięcej pisać, ale już pierwszego wieczoru wiedziałam, że mogę mieć problem z jego realizacją. Bruksela, chociaż znalazła się w mało zaszczytnym rankingu najnudniejszych miast w Europie (TripAdvisor), okazała się naprawdę interesująca. I to z wielu powodów.

 

Nie tylko Memling

   Słowo antykwariat nabiera w Brukseli zupełnie innego znaczenia. Pamiętam jak moja mama zadzwoniła do mnie kilka dni po przeprowadzce do tego miasta i opowiedziała, jak w drodze do pralni, natknęła się na osobliwy sklep z wielkim, wypchanym lwem na wystawie. „To faktycznie dość niespotykane” skwitowałam opowieść mamy i pomyślałam, że Bruksela to dziwne miasto. Później, gdy sama miałam przyjemność mijać ten sklep zobaczyłam przez szybę, że w środku jest jeszcze jeden wypchany lew, ale leżący na plecach. A więc można od tak przyjść do sklepu, a właściwie do antykwariatu i natknąć się na dwa zupełnie prawdziwe, chociaż nieżywe lwy. Taki asortyment jednych może odstraszać, a innych – wręcz przeciwnie, ale z pewnością każdy będzie pod wrażeniem niesamowitych i tajemniczych rzeczy, które można znaleźć w Brukseli. Najwięcej antykwariatów i małych galerii z oryginalnymi dziełami sztuki znajdziemy na ulicach odchodzących od placu Sablon. Jest ich naprawdę mnóstwo i każdy zasługuje na uwagę. Znajdziemy w nich nie tylko wypchane zwierzęta ale też XVIII-wieczne dzieła nieznanych mistrzów flamandzkich, wielkie rzeźby przywiezione z Kongo (dawnej belgijskiej kolonii), wiekowe aparaty analogowe czy delikatną porcelanę.

   Drugiego dnia wstałam wcześnie rano, żeby zdążyć przed tłumem turystów na wyjątkową wystawę dzieł Marca Chagalla w Królewskim Muzeum Sztuk Pięknych. Wystawa skończyła się dwudziestego ósmego czerwca ale kto trafi do tego muzeum później, też nie będzie żałował. Na innych piętrach można zobaczyć wszystko co najwspanialsze w europejskiej kulturze, począwszy od średniowiecza. Szczególną uwagę gdańszczanki wzbudził oczywiście Memling, nie tak efektowny, jak nasz „Sąd ostateczny”, ale równie piękny.

  Fascynujące w Brukseli jest to, że granice między muzeum, ulicą, sklepem czy parkiem są płynne. Wszędzie tam znajdziemy coś, co przykuwa wzrok każdego przechodnia. I nie trzeba wcale podążać śladem turystów na Grand Place i pod Manneken Pis, aby to zauważyć. Szczerze powiedziawszy, bardziej odczujemy to w malutkim ogrodzie Petit Sablon, siadając na ławce koło pary belgijskich staruszków zajadających frytki i podziwiając posągi bezimiennych rycerzy, dyskretnie umiejscowionych wśród drzew.

Zakupy

  Bruksela słynie przede wszystkim z czekoladowych wyrobów. Wyśmienite czekoladki znajdziemy na przykład w Mary, uroczym sklepie, którego historia sięga 1919 roku, ale słodycze nie są jedynym powodem, dla którego warto wybrać się na zakupy.

  Jeśli chodzi o ciuchy, poza ekskluzywnymi butikami, jak Chanel, Dior, Versace czy Tiffany, ciągnących się wzdłuż Boulevard de Waterloo z łatwością znalazłam tam kilka znanych sieciówek jak Urban Outfitters, Other Stories, czy Abercrombie & Fitch, który ku mojemu zaskoczeniu był zupełnie opustoszały, a do tej pory kojarzył mi się z gromadą ludzi czekających przy wejściu. Być może Belgowie nie zachwycili się amerykańskim brandem. Kolejek nie brakowało za to przed Primarkiem. Chociaż do wyprzedaży było jeszcze daleko, to przed sklepem poustawiano barierki, a oczekujących można było liczyć w dziesiątkach.

  Prawdziwe skarby znajdziemy w luksusowych sklepach vintage. Do jednego z nich, na Rue Ernest Allard, trafiłam w drodze powrotnej ze znanej kawiarni Laduree. Szłam dziarskim krokiem, trzymając w ręce papierową torebkę z makaronikami i już miałam włożyć do ust migdałowy przysmak, kiedy doszło do mnie, że właśnie minęłam wystawę pełną torebek Chanel. Takiej ich liczby w jednym miejscu do tej pory w życiu nie widziałam. Cofnęłam się czym prędzej i zaczęłam oglądać wszystkie modele po kolei. Postanowiłam dowiedzieć się ile kosztują. Aby wejść do sklepu trzeba było zadzwonić na domofon. Po chwili otworzyła mi elegancka pani w średnim wieku, z perfekcyjnie wykonanym manicure i podała cennik wskazanych przeze mnie torebek. Można było wśród nich znaleźć pięknie utrzymane egzemplarze, niektóre wyraźnie tańsze niż te w butikach Chanel. Ale nie łudźmy się, to wciąż ceny przekraczające tysiąc euro za torebkę.

  Co jeszcze można kupić w Brukseli? W walizce przywiozłam ocet balsamiczny z dodatkiem trufli i unikatowy album ze zdjęciami mojej ulubionej fotografki Vivian Maier, znaleziony właściwie przypadkowo. Trzeciego dnia wyjazdu, uciekając z rodzicami przed deszczem, schroniliśmy się w słynnej Galerii Świętego Huberta. Spacerując bez wyraźnie sprecyzowanego celu, trafiliśmy do księgarni Tropismes i utknęliśmy w niej na przeszło godzinę. Wszystko w niej było nadzwyczajne: pięknie wydane książki, idealnie zachowane XIX-wieczne wnętrze z bogato zdobionym sufitem i wyjątkowo serdeczna obsługa. Miejsce warte zobaczenia. Na uwagę zasługuje również księgarnia Taschen mieszcząca się na Rue Lebeau i Ptyx na Rue Lesbroussart.

Kuchnia

  Brukselę z całą pewnością można nazwać kulinarną stolicą Europy. Słynie z najlepszej na świecie kuchni libańskiej, na każdym kroku można znaleźć francuskie restauracje odznaczone wieloma gwiazdkami Michelin, a we włoskiej knajpce, do której trafiłam pierwszego wieczoru podano mi najlepszy makaron z owocami morza, jaki jadłam w życiu (Rue Jourdan). Miejsc z ciekawym menu jest całe mnóstwo. Jeśli będziecie chcieli zjeść wytworną kolację, to zarezerwujcie stolik w Comme chez Soi (Place Rouppe). Lubiącym zjeść zdrowe i pyszne śniadanie przypadnie do gustu Le Pain Quotidien, słynna na cały świat belgijska sieciówka. W mniej turystycznej części Brukseli również znajdziemy ciekawe lokale. Na przykład Le Prelude, słynącego z urokliwego ogródka, gdzie zjemy lunch z organicznych produktów.

  To jednak nie restauracje, a targi urzekły mnie najbardziej. Od piątku do niedzieli, w każdej dzielnicy, nawet na najmniejszych placach, pojawiają się stragany, a mieszkańcy Brukseli wychodzą z domów aby zrobić zakupy, porozmawiać ze znajomymi, wypić szampana czy zjeść świeże ostrygi. Ten sposób na spędzanie weekendów natychmiast mi się spodobał. W takim miejscu kupowanie warzyw, owoców, mięsa, sera i wszystkiego czego potrzebujemy jest znacznie przyjemniejsze niż tłoczenie się w supermarketach.

  To na targach znajdziemy też najlepsze belgijskie frytki. Na placu Jourdan, nieopodal parku imienia Leopolda, kupimy je w drewnianej budce, która stoi tam od dziesięcioleci. Na tym samym placu znajduje się restauracja, a na szybie widnieje napis informujący, że goście z frytkami w ręku, są jak najbardziej mile widziani.

  W Brukseli spędziłam wspaniałe trzy dni. Dzięki mojej mamie, która od kilku miesięcy zgłębiała tajemnice tego miasta, doskonale wiedziałam gdzie pójść i co warto zobaczyć. Najwspanialsze atrakcje nie są bowiem podane na dłoni, ale to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że jeśli ktoś uzna Brukselę za nudne miasto, pewnie nigdy tak naprawdę jej nie poznał.