Last Month

   It's hard for me to believe that the last month has passed so fast. We keep complaining about this grey period, and when it finally comes, there is so much going on that we aren't even able to notice that it's already over. I bid November goodbye with a packed suitcase and many hopes. Check out the photo summary from the last few weeks.

***

    Ciężko mi uwierzyć, że ten ostatni miesiąc minął mi tak szybko. Wciąż narzekamy na ten szarobury okres, a potem gdy nadchodzi, dzieje się tak wiele, że nawet nie zauważamy, gdy jest już po nim. Ja żegnam listopad z zapakowaną walizką i wieloma nadziejami. Zapraszam na fotograficzną relację z ostatnich kilku tygodni. 

1. Domowy biszkopt bezglutenowy. // 2. W grupie raźniej. // 3. Jesienne dekoracje w domu. // 4. Woke up like this. //

Kto z Was przygotowuje domowe jedzenie na imprezy? :)

1. A tak wyglądało moje domowe biuro po halloweenowej imprezie. // 2. Co roku takie widoki mnie zachwycają. // 3. Lampin z mojego ulubionego sklepu w Bruskeli Dille&Kamille. Tutaj możecie znaleźć podobne. // 4. Tort tematyczny. //

Gdy ktoś w końcu rozumie, że zamiast czerwonych róż potrzebujesz gadżetów do zdjęć ;). Ostatnie wieczory spędzone na świeżym powietrzu – w tym roku i tak udało nam się wyjątkowo długo korzystać z jesiennej aury. 

czapka – Abercrombie (podobna tutaj) // sweter – MLE Collection // kurtka – Massimo Dutti (stara kolekcja, podobna tutaj) // spodnie – Topshop (podobne tutaj) // buty – Inuikki // Płatki gryczane gotowane na mleku, świeże jabłko, migdały i odrobina (czyli jakieś pięć łyżek ;)) domowego solonego karmelu). Takie proste a takie dobre. 1. Zawsze mile widziane. // 2. Pożądany dress code do pracy ;). // 3. Czas na kawę. // 4. Zimowe niezbędniki (piękne dekoracje znajdziecie tutaj). Szorty są od polskiej marki Hibou Sleepwear. //

Mój wybór na jesień – delikatny szampon do wrażliwej skóry głowy i odżywka do kompletu od Clochee.
Przy okazji mam dla Was 20% rabatu na cały asortyment – wystarczy, że w podsumowaniu zakupów wpiszecie kod MLE202017
Promocja jest ważna do końca roku (*promocje nie łączą się ze sobą). Koniecznie wypróbujcie, bo kosmetyki są naprawdę godne polecenia. 

1.  Śniadanie w warszawskim "Być może". // 2. Ile razy będę jeszcze słyszeć "ale to nie jest tak jak myślisz"???  // 3. Miło widziany każdy, kto lubi nudzić o książkach. Kto czytał "Mademoiselle Oiseau"? // 4. Kolejne jesienne widoki. //

Najlepiej pracuje się w duecie.
Płaszcz mam z MLE Collection, a kożuszek Moniki jest z Zary (podobny znajdziecie tutaj).

Czy to nie jest piękne? Na podstawie osobistych kalendarzy Agnieszki Osieckiej powstał wyjątkowy notes artystyczny. Nasze myśli, plany i notatki znajdą się w sąsiedztwie dwunastu wierszy poetki, wybranych na każdy miesiąc roku. Notes Agnieszki Osieckiej jest już w sprzedaży.

Do łask wróciła moja czapka z zeszłego roku od marki PomPoms. Jednokolorowa z warkoczowym splotem jest podszyta wewnątrz opaską z miękkiego polaru, która chroni głowę nawet przed dużymi mrozami, a przy tym skutecznie odprowadza wilgoć oraz zapobiega rozciąganiu się czapki.

1.  Woman in black. // 2.  Dziękuję za tyle Waszych miłych komentarzy pod wpisem z sypialnią. Pojawiło się mnóstwo pytań o łóżko przy oknie, o to jak wybrać zasłony i który kolor wybrałam na ściany. W pierwszym rozdziale mojej książki Make Photography Easier napisałam wszystko, czym kierowałam się przy urządzaniu mieszkania, tak aby uzyskać odpowiedni klimat. Gorąco zachęcam Wam do lektury! // 3. Jesień w Sopocie. // 4. Weekendowa kawa. //

Początki zawsze są trudne, dlatego na osłodę przyda się ciasto bananowe.  Światło to naprawdę kluczowy element na zdjęciach…

1. Pierwszy mroźny poranek w Sopocie. // 2. W domowych pieleszach. // 3. Każdego dnia cieszę się ze swojej pracy, ale o tej porze roku doceniam ją jeszcze bardziej. Planując dla Was wpisy i przygotowując plenery do zdjęć mam szczęście poczuć Ducha Świąt ciut wcześniej. W listopadzie zapach pomarańczy i anyżu wypełnił moje mieszkanie. A to za sprawą wieńca, który wykonałam wraz z cudownym zespołem // 4. // Kaszuby. //

Poranna burza mózgów w fabryce elfów.

Mogłabym jeść te słodycze kilogramami. Prawdziwe belgijskie czekoladki od Chocobel. Ja wybrałam te deserowe (zawierają 77% kakao) i miętowe, które pasują idealnie jako deser do kawy.

Mój świąteczny wieniec w zbliżeniu. Wybrałam suszoną pomarańczę, anyż i ciasteczka. Kalosze kupicie tutaj, sweter niestety jest z zeszłego roku ale podobny znajdziecie tutaj.

Molo w Orłowie. 
Zostawiam Was z moimi listopadowymi wspomnieniami, a sama ruszam w podróż za ocean. Tym razem wzięłam ze sobą tylko jedną książkę – "Deliryczny Nowy Jork". Teraz, siedząc na lotnisku, żałuję, że do walizki nie zapakowałam co najmniej kilku powieści (zaczynając od "Okruchów dnia" a kończąc na "Labiryncie duchów"). Gdy wrócę, nie będę się ociągać i od razu zainstaluję aplikację, która pozwoli mi czytać więcej i częściej, w każdym miejscu (a może uda mi się to zrobić już teraz jeśli internet mi na to pozwoli). EmpikGO jest bezpłatny i pozwala nam korzystać z całej masy ulubionych e-booków i audiobooków. Ciekawą funkcją jest możliwość wybrania tempa czytania przez lektora, rozmiar czcionki, czy kolor tła. Można także zdecydować się na "streaming" lub tryb "offline", przydatny szczególnie w samolocie czy podczas podróży do egzotycznego kraju, gdzie koszt transmisji danych jest bardzo wysoki. Dla miłośników cytatów jest funkcja udostępniania cytatów w mediach społecznościowych bezpośrednio z aplikacji. Życzę Wam zatem miłego czytania i słuchania, a sama wsiadam do samolotu. Do zobaczenia :). 

***

 

 

Look of The Day

shoes / buty – Le Silla (stara kolekcja)

coat with cashmere / płaszcz z kaszmirem – Messo

sweater & shirt / sweter i koszula – MLE Collection

black jeans / czarne dżinsy – Topshop (model Jamie)

leather bag / skórzana torba – Tory Burch

   In the spring and summer season, I often wear black, but recently, I haven't really fancied wearing it. The weather is sullen enough to add to it a bleak outfit in the shape of a "total black look". But what can I do if black is so simple to wear and if it is so difficult to give up on it when you are a lazy woman?   

PS I've got a discount code for you – you will receive a 20 % discount on shopping in Messo online store with the code MLE (the code is valid until 03.12). Have a pleasant shopping experience! :)

***

  Wiosną i latem bardzo często chodzę w czerni, ale w ostatnim czasie nie miałam na nią szczególnej ochoty. Za oknem jest wystarczająco ponuro, aby dodawać do tego jeszcze smętny strój w postaci "total black look". Ale co ja mogę poradzić, że czerń jest tak prosta w noszeniu i tak ciężko z niej zrezygnować, gdy jest się leniwą kobietą? 

   PS. Przy okazji mam dla Was kod rabatowy – po wpisaniu MLE w koszyku zakupowym otrzymacie 20% rabatu na zakupy w sklepie on-line Messo (jest ważny do 03.12). Udanych zakupów! :)

Dlaczego warto kupować kosmetyki w internecie (plus jeden powód dla którego nie warto)

    Have you ever wondered how your approach to online shopping has changed over the years? "Newsweek" has published studies that show that one out of five Poles buys things online on a regular basis. We most often buy shoes and clothes, electronic equipment, books, and cosmetics – this means that we buy almost everything, maybe apart from fresh products, that is food, but that has also started to gradually change. Over the last couple of years, cosmetics market has gained the most popularity increase among the Internet users. 

Until a few years ago, I used Rossmann magazine and the discounts that were included inside to choose my cosmetics. Today, buying online has become an everyday activity. If you try it once, it's difficult to stop because we quickly get used to convenience, saving time, and (you can't really forget about it) higher quality of the available products.

***

Zastanawialiście się kiedyś, jak przez lata zmieniło się nasze podejście do zakupów w internecie? „Newsweek” opublikował badania z których dowiadujemy się, że co piąty Polak kupuje regularnie rzeczy przez internet. Najczęściej sięgamy po buty i odzież, sprzęt elektroniczny, książki i kosmetyki – czyli właściwie wszystko, może poza produktami pierwszej świeżości, czyli jedzeniem, ale i to zaczyna się zmieniać. W ciągu ostatnich trzech lat to kosmetyczny rynek odnotował największy wzrost popularności wśród internautów.  

   Jeszcze kilka lat temu przy wyborze nowych kosmetyków pomagała mi gazetka z Rossmanna i znajdujące się w niej promocje. Dziś zakupy przez internet stały się moją codziennością. Jak już raz spróbujesz to potem trudno jest przestać, bo szybko przyzwyczajmy się do wygody, oszczędności czasu i (nie ma co ukrywać) lepszej jakości dostępnych produktów.

1. Online, we've got a considerably wider choice. We won't find niche brands, which are often head and shoulders above the products of large corporations, in a drugstore. Especially, when it comes to eco cosmetics, which are hard to find offline. Why? Because they are characterised by short expiration date; thus, large drugstores don't want to overcomplicate the situation with storing such products. Online, we also have access to cosmetics for which we would have to otherwise travel to the other side of Poland because they are available only in one beauty salon. Until quite recently, such products featured Davines, a brand producing hair-care products. Their only distributor was in Cracow (fortunately, it has changed). Recently, Filorga, a French cosmetic brand, has been withdrawn from the market. I totally don't understand why, as their creams are wonderful. Fortunately, it is extremely easy to get them online. Of course, the opposite is sometimes true, namely brands that are easily available online are introduced into drugstores. That was the situation with one of my favourite online brands, Barwa. I love their products and their reliable approach to the customers because we can expect a delivery from them in next to no time (besides, I've already recommended their product in this and this post). Sugar scrub is my favourite. The fragrance of orchid and rose is simply insane.

***

1. W internecie mamy znacznie większy wybór. W drogerii nie znajdziemy niszowych marek, które pod względem jakości często biją na głowę produkty wielkich koncernów. Zwłaszcza ekologiczne kosmetyki ciężko kupić poza siecią. Dlaczego? Bo mają krótki okres przydatności, więc wielkie drogerie nie chcą komplikować sobie życia zatowarowaniem. W sieci mamy też dostęp do kosmetyków, po które musiałybyśmy jechać na drugi koniec Polski, bo dostępne są na przykład tylko w jednym salonie kosmetycznym. Jeszcze do niedawna do tego grona zaliczała się marką kosmetyków do włosów Davines – jedyny ich dystrybutor był w Krakowie (teraz na szczęście się to zmieniło). Ostatnio z polskiego rynku wycofano też francuską markę kosmetyków pielęgnacyjnych Filorga, zupełnie nie rozumiem czemu, bo ich kremy są świetne. Na szczęście w sieci bez problemu można je kupić. Oczywiście czasem sytuacja jest odwrotna, to znaczy marki, które można było kupić tylko w internecie, wchodzą do drogerii. Tak było z jedną z moich ulubionych marek internetowych Barwa. Uwielbiam ich produkty i rzetelne podejście do klienta, bo przesyłki możemy spodziewać się pod drzwiami w ekspresowym tempie (zresztą polecałam już ich produkt w tym i tym wpisie). Cukrowy peeling jest moim ulubieńcem. Zapach orchidei, jaśminu i róży jest po prostu obłędny.

sweter – Oysho / spodnie – HIBOU Sleepwear / koc – Hygge Land

2. We think that the price of a cosmetic is an outcome of production costs. However, in case of stationary drugstores it isn't the case at all. Rental of premises, inventory, workers' salaries, and, of course, money for the owner have to be included in the margin. Maintenance of online store doesn't require that much financial means. It's easiest to notice it by comparing the prices. For example, Estée Lauder Advanced Night Repair in Douglas costs PLN 319, and it costs PLN 286 in an online drugstore.

***

2. Wydaje nam się, że cena kosmetyku wynika z kosztu jego produkcji, jednak w przypadku stacjonarnych drogerii niestety tak nie jest. Wynajem lokali, ich wyposażenie, pensje pracowników i oczywiście procent dla właściciela muszą być wliczone w marżę. Utrzymanie sklepu internetowego nie wymaga aż tak dużych nakładów finansowych. Najłatwiej zauważyć to porównując ceny. Na przykład Estée Lauder Advanced Night Repair w Douglasie kosztuje 319 złotych, a w internetowej drogerii 286 złotych.

Większość wymienionych w tym wpisie uwag tyczy się zarówno kosmetyków jak i ubrań. Dostęp do marek odzieżowych też jest znacznie prostszy, a oferty ciekawsze. To właśnie internetowi zawdzięczamy to, że wiele polskich marek mogło wreszcie rozpocząć swoją działalność. Na przykład w HIBOU Sleepwear znajdziemy idealne pidżamy i ubrania do chodzenia po domu, a jakością przeganiają wielkie sieciówki.

Małe internetowe firmy czasem w swojej ofercie mają dosłownie kilka produktów, ale każdy z nich jest pod jakimś względem wyjątkowy. Balneo ma kosmetyki, które mają w swoim składzie biosiarczkową wodę. Na przykład w skład kremu do twarzy usuwającego niedoskonałości skóry wchodzi najsilniejsza na świecie lecznicza woda siarczkowa, borowina, oczar i ekstrakty z kory wierzby. Zmniejsza on przetłuszczanie się skóry, która staje się nawilżona i sprężysta, a co najważniejsze zwalcza zaskórniki, wągry i zmiany trądzikowe. Jest idealny do skóry tłustej i mieszanej oraz jako baza pod makijaż. Teraz z okazji BLACK WEEK w sklepie Balenokosmetyki obowiązuje kod zniżkowy: 30% i obejmuję on promocję w wysokości -30 procent na cały asortyment.

3. Let's be realistic, the shop assistant doesn't know everything about all the products that are available in a given store (who would be capable of trying out 200 face creams?!). However, shop assistants are extremely skilled when it comes to influencing customers. When buying cosmetics online, we avoid the learned marketing gimmicks, and we choose what we really need because no one is trying to persuade us into buying something else at the checkout counter. Now, I use forums, comments, and blogs to help me choose.

4. We are gaining more trust in online shopping, but there is one thing that will never change – we can't touch the product that interests us the most. Online stores go to great lengths to prepare utmost detailed descriptions, and in case of clothes, they even prepare short films in which the model presents a given piece of clothing. However, this still is no guarantee that we will see exactly what we've imagined when we open our parcel. In case of expensive cosmetics, it it better to go to a drugstore first and check whether a given product is really what we expect it to be. Also, be careful with large online drugstores with unrecognisable names that offer products in extremely low prices – you should definitely check out forums to see whether such an online drugstore isn't a fraud.

***

3. Bądźmy realistkami, pani ekspedientka nie ma wiedzy na temat całego asortymentu w sklepie (kto byłby w stanie wypróbować 200 kremów do twarzy?!). Świetnie opracowały natomiast metody wpływania na klientki. Kupując kosmetyki przez internet omijamy wyuczone chwyty sprzedażowe i wybieramy konkretnie to, czego potrzebujemy, bo nikt nie kusi nas przy kasie hasłem „a może jeszcze coś z dzisiejszej promocji?”. Teraz przy wyborze pomagają mi fora, komentarze i blogi.

4. Nabieramy coraz większego zaufania do zakupów przez internet, ale jedna rzecz się nigdy nie zmieni – nie możemy wziąć do ręki interesującego nas przedmiotu. Sklepy internetowe stają na głowie, aby opisy były jak najbardziej szczegółowe, a w przypadku ubrań przygotowują nawet filmiki, na których modelka przechadza się w konkretnych strojach. To jednak wciąż nie gwarantuje, że gdy otworzymy paczkę zobaczymy w niej dokładnie to, co sobie wyobraziłyśmy. W przypadku drogich kosmetyków, lepiej jest wybrać się wpierw do drogerii i sprawdzić czy dany produkt faktycznie jest tym, czego się spodziewamy. Uważajcie też na wielkie drogerie internetowe o mało rozpoznawalnych nazwach, które oferują produkty w wyjątkowo niskich cenach – koniecznie sprawdźcie na forach, czy przypadkiem nie natrafiliśmy na oszustów.

Look of The Day, czyli jak nosić Ugg i Emu w mieście

Kasia

shoes / buty –  Ugg na eobuwie.pl

coat / płaszcz – MLE Collection

coated jeans / woskowane dżinsy – Topshop (model Jamie)

sweater / sweter – Kappahl

bag / torebka – Yves Saint Laurent

Monika

jacket / ramoneska – Zara (obecna kolekcja)

shoes / buty – Emu na eobuwie.pl

jeans / dżinsy – Topshop (model Jamie)

sweater / sweter – H&M

   More than a decade ago Sienna Miller appeared on the London streets for the first time in a pair of beige sheepskin shoes. At that time, I was in high school and I thought that such snow boots were a cure for all the ills connected with winter wardrobe. Those were the times when we had only one H&M in Tricity, and we hadn't heard anything about such stores as Zara or Zalando yet. When it came to shoe stores, the choice was also very limited – I could take UNISEX hiking shoes and forget about social life at school or freeze in a pair of sneakers (in my high school we hadn't had a changing room yet at that time). The vision of warm shoes that can be matched with a pair of jeans and still look fashionable seemed really tempting to me. Tempting enough for me to wear them all the time. To be precise, from August till June.

   Despite the passage of time and the changing fashion trends, Emu shoes still flood Polish streets. And they arouse controversy. When an advocate and an opponent of woollen snow boots start a skirmish of arguments, we can expect emotions that equal those sparked by a political debate. In both cases, you shouldn't count on reaching a compromise. We either hate Emu shoes with all our heart and think that they always look hideous, or we can't imagine a winter without it and we have had at least one pair in our wardrobe for a few years. I can relate more to the second group, even though I don't think this type of shoes can match all types of clothing. On the occasion of today's post, I've decided to gather some of the most important pieces of information that you should take into consideration when choosing a new model or when matching the shoes with the rest of your outfit.

    Some time has passed since I could afford to buy my dream pair of shoes. At that time, I decided do buy Emu stinger hi that were almost knee-length. Today, I would never wear this model – I think that it's too high and looks too heavy on our feet. For years, the tendency has been the same – the shorter the model the more it has in common with style. In case of stinger lo, which is more or less calf-length, I recommend cuffing the uppers. This season, I finally decided to get even a lower model that ends right above the ankle (this time, it's Ugg classic mini II).

    The size has to be properly chosen. Ideally, when it is just a little too small. I wear 36.5, but in case of Emu shoes I choose 35.5, and when it comes to Ugg shoes this will be 37 (the shoes sizes really vary across brands). The shoes will be more loose after a few days of wearing because the wool inside flattens over time. If the shoes turn out to be too loose, our foot will start moving to the sides without a solid support. It's just a few steps away from unaesthetic creases on the back part of the sole which cause a sympathetic look on every orthopaedist's face.

   When it comes to colour selection, a city outfit will be easily completed with a pair of black Emu shoes. Especially if we choose a monochrome bottom and we wear trousers that are in the same colour. It's crystal-clear, but I want to mention it nevertheless before you purchase a pair – light shoes get dirty more quickly and it is harder to clean them. Watch out for grease! If a drop of olive oil falls on suede, we will be forced to accept the fact that the stain stays with us forever.

   What should we wear with Emu shoes to avoid looking like a shepherd? I like to break their strong casual character with a minimalist coat. Be careful with the colours – the shoes themselves are a little bit flippant, and if we add something dappled we can really achieve a larger-than-life outcome. I strongly recommend choosing narrow trousers or leggings that will improve the proportions of your figure.

    I've always been a fan of a practical approach to fashion. Wearing Emu shoes to an elegant restaurant (especially when it is warm) is as inelegant as wearing high heels in the wood or in a park buried under a ton of snow. Undoubtedly however the former requires a little bit of style awareness if we want to wear the shoes more often than on the weekends. Would you agree? And maybe your opinion is totally different? 

***

  Ponad dekadę temu Sienna Miller po raz pierwszy pojawiła się na ulicach Londynu w beżowych butach z kożucha. Byłam wtedy w liceum i wydawało mi się, że takie śniegowce byłyby lekiem na wszystkie bolączki związane z zimową garderobą. Były to czasy, kiedy w Trójmieście mieliśmy jednego H&M-a, a o Zarze czy Zalando jeszcze nikt nie słyszał. Jeśli chodzi o sklepy z butami wybór był również bardzo ograniczony – mogłam zdecydować się na trapery UNISEX i zapomnieć o życiu towarzyskim w szkole albo marznąć w trampkach (w moim liceum nie było jeszcze wtedy szatni). Wizja ciepłych butów, które można połączyć z dżinsami i nadal wyglądać modnie wydawała mi się naprawdę kusząca. Na tyle kusząca, że chodziłam w nich potem cały czas. Konkretniej od sierpnia do czerwca.

   Mimo upływu lat i zmieniającej się mody, buty w stylu Emu wciąż zalewają polskie ulice. I wzbudzają kontrowersje. Gdy zwolenniczka i przeciwniczka (albo przeciwnik) wełnianych śniegowców zaczną się spierać na argumenty, to możemy spodziewać się emocji równych debacie politycznej. W obydwu przypadkach nie można liczyć na kompromis. Albo nienawidzimy butów Emu z całej siły i uważamy, że zawsze wyglądają fatalnie, albo nie wyobrażamy sobie bez nich zimy i od kilku lat mamy w szafie co najmniej jedną parę. Ja identyfikuje się bardziej z drugą grupą, chociaż nie uważam, aby ten rodzaj obuwia pasował do wszystkiego. Przy okazji tego wpisu postanowiłam więc zebrać w całość kilka ważnych informacji, które powinnyśmy mieć na uwadze wybierając nowy model lub dopasowując do niego resztę stroju.

   Minęło trochę czasu nim mogłam sobie pozwolić na wymarzoną parę butów. Zdecydowałam się wówczas na Emu stinger hi, które sięgały prawie do kolana. Dziś nie włożyłabym już tego modelu – uważam że jest za wysoki i wygląda przez to zbyt ciężko. Od lat tendencja jest ta sama – im krótszy model tym więcej ma wspólnego ze stylem. W przypadku stinger lo, który sięga mniej więcej do połowy łydki radzę wywinąć cholewkę. W tym sezonie zdecydowałam się w końcu na jeszcze krótszy model tuż za kostkę (tym razem są to Ugg classic mini II).

   Rozmiar musi być prawidłowo dobrany. Idealnie jeśli będzie minimalnie za mały. Noszę rozmiar 36.5, w przypadku Emu wybieram 35.5, ale w Ugg będzie to 37 (rozmiarówka znacznie się różni). Wełna w środku ugniata się i po kilku dniach chodzenia buty będą luźniejsze. Jeśli okażą się zbyt luźne, to bez solidnego usztywnienia nasza stopa zacznie latać na boki. A stąd już krótka droga do nieestetycznych odgnieceń na tylnej części podeszwy, które wywołają współczujące spojrzenie u każdego ortopedy.

   Jeśli chodzi o wybór koloru, to do miejskiego stroju najłatwiej będzie dobrać Emu w kolorze czarnym. Zwłaszcza jeśli postawimy na monochromatyczny dół i włożymy spodnie w tym samym kolorze. To oczywista uwaga, ale wolę o niej wspomnieć nim dokonacie zakupu – jasne buty dużo szybciej się brudzą i trudniej jest je doczyścić. Uwaga na tłuszcz! Jeśli kropla oliwy z oliwek spadnie nam na zamsz to będziemy musiały zaakceptować fakt, że ta plama zostanie na zawsze.

   Co w ogóle nosić do Emu, aby nie wyglądać jak pastuszek? Ja lubię przełamać ich mocno niezobowiązujący charakter minimalistycznym płaszczem. Uwaga na kolor – te buty same w sobie są trochę niepoważne i jeśli dodamy do nich coś pstrokatego to możemy przesadzić. Zdecydowanie radzę stawiać na wąskie spodnie lub legginsy, które poprawiają proporcje sylwetki.

   Od zawsze byłam fanką użytecznego podejścia do mody. Równie nieeleganckie jest dla mnie chodzenie w Emu do eleganckiej restauracji (zwłaszcza gdy jest ciepło) co chodzenie w wysokich szpilkach po lesie czy zaśnieżonym parku. Niewątpliwie jednak w przypadku tych pierwszych trzeba trochę wyczucia, jeśli chcemy nosić je częściej niż w weekendy. Zgadzacie się? A może macie zupełnie inne zdanie?  

Dwie propozycje surówek bez dodatku majonezu, jogurtu i śmietany

Today, it will be short and sweet, and because the influenza period is in full swing, we redoubled our strengths when it comes to the intake of natural vitamins. The best thing that I can do for my family is taking care of a daily dose of pressed juices and home-made raw vegetable salads. Without any redundant ingredients that aren't neutral to our body. I hope that these two simple recipes will be an addition to your autumn home-made dinners :-).

***

Dzisiaj krótko i na temat, a że nastał okres grypowy to w naszym domu ze dwojoną siłą stawiamy na naturalne witaminy. To co najlepszego mogę zrobić dla mojej rodziny, to zadbać o codzienną dawkę wyciskanych soków i domowych surówek. Bez zbędnych składników nieobojętnych dla naszego organizmu. Mam nadzieję, że te dwa proste przepisy, będą uzupełnieniem Waszych jesiennych, domowych obiadów :-).

Ingredients:

1. Leek, apple, and roasted walnuts salad recipe.

1 medium-seized finely chopped leek

1-2 peeled apples grated using large grating slots

approx. 100 g of roasted walnuts

handful of fresh parsley

handful of California prunes (optional)

sauce:

2-3 tablespoons of olive oil

1 tablespoon of vinegar (I used raspberry)

1 tablespoon of dense honeypinch of salt

2. Cabbage, carrot, apple, and roasted pumpkin seeds salad recipe.

1/2 of peeled and finely chopped white cabbage

1/2 of peeled and finely chopped red cabbage

2 medium-sized peeled carrots grated using large grating slots

1 apple grated using large grating slots

approx. 100 g of roasted pumpkin seeds

sauce:

2-3 tablespoons of olive oil

1 tablespoon of vinegar (I used raspberry)

1 tablespoon of dense honey

pinch of salt

***

Skład:

1. Przepis na surówkę z pora, jabłek i prażonych orzechów włoskich.

1 średni por, drobno posiekany

1-2 jabłka, obrane i starte na dużych oczkach

ok. 100 g prażonych orzechów włoskich

garść świeżej pietruszki

garść suszonych śliwek kalifornijskich (opcjonalnie)

sos:

2-3 łyżki oliwy z oliwek

1 łyżeczka octu (użyłam z malin)

1 łyżka gęstego miodu

szczypta soli

2. Przepis na surówkę z kapusty, marchewki, jabłka z prażonymi pestkami dyni.

1/2 główki białej kapusty, drobno poszatkowanej

1/2 główki czerwonej kapusty, drobno poszatkowanej

2 średnie, obrane i starte marchwie na dużych oczkach

1 starte jabłko na dużych oczkach

ok. 100 g prażonych pestek dyni

sos:

2-3 łyżki oliwy z oliwek

1 łyżeczka octu (użyłam z malin)

1 łyżka gęstego miodu

szczypta soli

Directions:

1. Raw vegetable salad no. 1: combine chopped leek, grated apple, dried prunes, and chopped parsley in a medium-sized bowl. Roast the walnuts in a dry pan until golden. Combine the sauce ingredients in a separate dish. Then, pour the sauce over the vegetables. Stir everything thoroughly. Decorate it with roasted walnuts.

2. Raw vegetable salad no. 2: combine chopped red and white cabbage in a large bowl. Add grated carrot and apple. Roast the pumpkin seeds in a dry pan until golden. Combine the sauce ingredients in a separate dish. Then, pour the sauce over the vegetables. Stir everything thoroughly. Decorate it with pumpkin seeds.

***

A oto jak to zrobić:

1. Surówka nr 1: w średniej misce łączymy posiekanego pora, starte jabłko, suszone śliwki i posiekaną pietruszkę. Orzechy włoskie prażymy na suchej patelni do momentu, aż zbrązowieją. W oddzielnym naczyniu łączymy składniki na sos i polewamy warzywa. Całość dokładnie mieszamy. Dekorujemy prażonymi orzechami włoskimi.

2. Surówka nr 2: w dużej misce łączymy poszatkowaną czerwoną i białą kapustę. Dodajemy startą marchew i jabłko. Pestki dni prażymy na suchej patelni do momentu, aż zbrązowieje skórka. W oddzielnym naczyniu łączymy składniki na sos i polewamy warzywa. Całość dokładnie mieszamy. Dekorujemy prażonymi pestkami dyni.

Poszatkowane warzywa najlepiej wymieszać rękami (przydają się jednorazowe rękawiczki) i dopiero później dodać sos i prażone pestki dyni lub orzechy włoskie.

Zamiast białego octu winnego, dodaję ocet z malin i łączę z oliwą z oliwek i łyżką miodu. W trakcie energicznego mieszania sos zgęstnieje.

Surówka z porem, tartym jabłkiem, pietruszką, suszoną śliwką i prażonymi pestkami dyni.

* * *

Kocham kanapę, a ona kocha mnie. Czyli jak organizować sobie czas wolny z bullet bookiem

sweter z wełną – Kappahl // koc – TK Maxx // kremowy chodnik – IKEA // książka i notes – Insignis

For many months (or maybe even years?!), you've been asking how I manage my time, whether I'm good at planning, and how I prevent being always late with everything. Well… I would like to write that I'm a master of time management, but the truth is that I'm still learning how to do it well. However, I can see some progress – after years of self-improvement, I went from "I need to learn one hundred pages for tomorrow so I will got to the bedroom and order my socks" to "there are only three mails that require a response and then I can take a break to browse through cat profiles on Instagram." Therefore, I thought that I will share my ways with you and that I will tell you about my method of time planning – a method that helps me to keep it under control.

Even though there is no one standing over me and rushing me, luckily, I have no problem to fulfil my professional obligations. In so far as I'm quite disciplined (I wake up early, I spend long hours in front of the computer screen, I'm meticulous at responding to e-mails, preparing advertising offers, and contracts, I take photos and then edit them, I write posts until late hours, and quarrel with sewing workshops about the new MLE Collection prototypes), when I finally realise that the list of professional tasks is finished for a given day, the only thing that I want to do is n o t h i n g. Then, the quintessence of happiness is burying myself under a blanket with a bowl of ice-cream or reheated pasta and watching the third season of "Narcos." Ideally, I then roll into bed and reach for a book which I read for another hour. It's even better if the only effort that I need to endure during that time is reaching for a cup of tea with my hand. Of course, the tea is prepared by someone else because I perceive the trip to the kitchen as an enormous endeavour, just like reaching K2 in slippers. I need to admit that the majority of my evenings looked like this during the first two years of my blogging career. All the same, each beginning of month also looked similar – I dreamt that: I could run at least five times a week, attend my ballet classes more, go back to horse riding, bake more pastries, go to the market to buy vegetables, fruit, and eco eggs, host friends and family at my place every weekend, plan a short trip to some remote place. I always ended up watching "Taken" on TVN for the fifth time.

I can't be too critical of myself – in a couple of weeks, my life turned upside down. From a simple student working in the evenings as a babysitter, I turned into a woman working full time and an owner of her own company – even though I had no one to tell me how it all works in practice. Some time had passed before I came up with a totally new everyday routine and even more time before I learnt to stop postponing life. You have to plan your rest as well. I don't know whether you are facing a similar problem, but I'm sure that each freelancer, owner of a small business, or simply a person working from their home often ask themselves a question – do I have the right to stop working for a moment at all? We all know that saying that we haven't got time for anything is extremely fashionable nowadays.

***

Od wielu miesięcy (a może nawet lat?!) pytałyście mnie jak gospodaruję swój czas, czy jestem dobra w planowaniu i jakie mam sposoby na to, aby nie być ciągle ze wszystkim spóźnioną. No cóż… chciałabym napisać, że jestem wirtuozem organizacji, ale prawda jest taka, że wciąż się tej materii uczę. Widzę jednak postępy – po latach pracy nad sobą przeszłam z etapu "muszę się na jutro nauczyć stu stron więc pójdę teraz do sypialni i zrobię porządek w skarpetkach" na ten pod tytułem "jeszcze tylko trzy mejle do odpisania i będę mogła zrobić sobie małą przerwę na przeglądanie profili kotów na Instagramie". Pomyślałam więc, że podzielę się z wami moimi sposobami i opowiem o nowej metodzie planowania czasu, która bardzo pomaga trzymać go w ryzach.

Chociaż nikt nade mną nie stoi i mnie nie pogania, to na szczęście nie mam problemu, aby wywiązywać się z zawodowych zobowiązań. O ile w pracy jestem całkiem zdyscyplinowana (wstaję wcześnie, siedzę przy komputerze długo, skrupulatnie odpisuję na mejle i przygotowuję oferty reklamowe i umowy, robię zdjęcia, a potem je obrabiam, piszę teksty do nocy i kłócę się ze szwalniami o nowe prototypy MLE Collection) o tyle, gdy w końcu uznaję, że lista zawodowych zadań na dany dzień została wykonana, nie mam ochoty robić  n i c . Kwintesencją szczęścia jest dla mnie zakopanie się pod kocem w towarzystwie lodów lub odgrzanego makaronu i oglądanie trzeciego sezonu "Narcos". Idealnie jeśli z kanapy przetaczam się potem do łóżka i sięgam po książkę, którą czytam przez następną godzinę. Jeszcze lepiej, jeśli jedynym wysiłkiem jaki muszę wykonać w tym czasie, jest wyciągnięcie ręki po herbatę, którą oczywiście zrobił dla mnie ktoś inny, bo dojście do kuchni kojarzy mi się wtedy z wysiłkiem równym zdobyciu K2 w kapciach. I muszę przyznać, że przez pierwsze dwa lata blogowania znakomita większość wieczorów wyglądała mniej więcej w tym stylu, chociaż z każdym początkiem miesiąca marzyłam aby: biegać co najmniej pięć razy w tygodniu, częściej chodzić na balet, wrócić na jazdę konną, piec więcej ciast, chodzić na targ po warzywa, owoce i ekologiczne jajka, zapraszać do siebie znajomych i rodzinę w każdy weekend, zaplanować krótki wyjazd gdzieś z dala od wszystkiego. Kończyło się na oglądaniu po raz piąty "Uprowadzonej" na TVN-ie.

Nie mogę być wobec siebie zbyt krytyczna – w ciągu kilku tygodni moje życie wywaliło się do góry nogami i ze zwykłej studentki dorabiającej popołudniami jako niania, stałam się kobietą pracującą pełną parą i prowadzącą własną firmę, chociaż nikt mi nigdy wcześniej nie powiedział, jak to się robi. Minęło trochę czasu nim wypracowałam sobie na nowo codzienną rutynę i jeszcze trochę nim nauczyłam się nie odkładać życia na potem. Wypoczynek też trzeba zaplanować. Nie wiem na ile u was taki problem występuje, ale jestem pewna, że u każdego freelancera, właściciela małego biznesu, czy po prostu osoby pracującej z domu pojawia się często w głowie pytanie – czy ja w ogóle mam prawo czasem nie pracować? Bo to, że dziś modne jest mówienie o tym, jak na nic nie ma się czasu, wszyscy wiemy.

Mój ulubiony zestaw do odpoczynku w domu. Długie miękkie swetry, wełniane skarpety i świeczki zapachowe w każdej ilości.  

skarpety, bordowy i szary sweter z wełną – Kappahl // świeczka – Bee Eco // zegarek – Daniel Wellingotn (w ostatnim Look of The Day znajdziecie na niego kod rabatowy) // okulary – Muscat // Bullet Book – Wydawnictwo Insignis

Balsam do rąk EOS Vanilla Orchid – zawiera masła shea, kakaowe oraz awokado, które idealnie nawilżają skórę przez 24 godziny. Olej Marula wspomaga regenerację skóry, pozostawiając ją gładką. Jego zaletą jest też to,że szybko się wchłania.

Time management was precisely the topic on which I wanted to focus the most when I started using a bullet journal, that is a journal, calendar, and organizer in one place. Due to the fact that we create it from scratch on our own, we can decide whether we want to concentrate on a specific area of our lives. In my case, it was a more satisfactory spending of free time. I was also encouraged by the fact that the notebook on my mobile phone wasn't sufficient when it came to fulfilling its role – ideas for posts were intertwining with doctor's appointments, a shopping list for the Saturday breakfast, quotes from "Everyday Chestnut", and unidentified sequences of digits that could have been a PIN code to a lost credit card, the number of sold copies of my book, the date of my grandmother's birthday, or a lucky number for the lottery – I will never find that out.

You probably think that I lacked a simple calendar – not quite, because I often have to take down both the dates of the events, meetings, and project deadlines as well as post drafts, addresses, lists of things that I will take on a trip, or even a recipe that has stolen my heart. I even sometimes have to draw in it so an empty page is greatly welcomed.

But let's be more specific. If you haven't already heard about the bullet journal method, I will write in short about the idea behind it. Regardless whether you work in an office, are searching for a job, run your own company, look after your children and home, still study, a bullet journal should help you with monitoring your projects and appropriate time management. Owing to it, you can also keep all your notes in one place.

Insignis Publishing House has prepared a book that is supposed to introduce you to the world of planning and perfect organisation. Your year with a bullet book. Ho to creatively organise your life day by day is a handbook that explains how to create your own bullet journal – we will do it by using only a simple notebook and basic writing utensils. In the book you can find various ways on how to plan your year, month, week, and day with ready tables that can be easily redrawn in the notebook. Between the guidelines on how to create your ideal journal, you can also find multiple pieces of advice on how to be more organised… when it comes to all areas: Christmas, weigh-loss programmes, or skiing trips. I implemented these solutions step by step starting with the one that is most game-changing – tags (each symbol means a different type of activity, for example, squares are tasks and circles are events) with the use of which I was able to add more and more details over time.

***

Właśnie na planowaniu swojego czasu wolnego postanowiłam skupić się najbardziej, gdy rozpoczęłam prowadzenie bullet journal, czyli dziennika, kalendarza i organizera w jednym. Ponieważ tworzymy go od początku sami, możemy zdecydować, czy chcemy skoncentrować się na jakimś szczególnym elemencie naszego życia. W moim przypadku było to właśnie bardziej satysfakcjonujące spędzanie wolnego czasu. Do prowadzenia kalendarza z prawdziwego zdarzenia zachęcił mnie też fakt, że notatnik w telefonie nie spełniał już powoli swojej funkcji – pomysły na wpisy przeplatały się z terminami wizyt u lekarza, listą zakupów na sobotnie śniadanie, cytatami z "Suchara Codziennego" i bliżej niezidentyfikowanymi ciągami cyfr, które mogły być kodem PIN do zgubionej karty kredytowej, liczbą sprzedanych egzemplarzy mojej książki, datą urodzin babci albo szczęśliwym numerkiem w lotto – już nigdy do tego nie dojdę.

Pewnie myślicie, że brakowało mi po prostu zwykłego kalendarza – nie do końca, bo często muszę zapisywać nie tylko terminy wydarzeń, spotkań czy deadline'y projektów, ale również drafty tekstów, adresy, listę rzeczy do zapakowania na wyjazd, czy przepis, który skradł moje serce. Czasem muszę w nim nawet rysować, więc pusta kartka jest na wagę złota.

Ale konkretniej. Jeśli jeszcze nie słyszałyście o metodzie bullet journal, to w skrócie opiszę Wam o co chodzi. Niezależnie od tego, czy pracujecie w biurze, szukacie pracy, prowadzicie własną firmę, zajmujecie się dziećmi i domem, czy wciąż się uczycie, bullet journal powinien pomóc wam w monitorowaniu projektów i właściwym organizowaniu czasu. Dzięki niemu będziecie też mogły mieć wszystkie zapiski w jednym miejscu.

Wydawnictwo Insignis przygotowało książkę, która ma wprowadzić nas w świat planowania i perfekcyjnej organizacji. Twój rok z bullet bookiem. Jak dzień po dniu kreatywnie zorganizować sobie życie to poradnik, który tłumaczy jak stworzyć własny bullet journal – zrobimy to, korzystając wyłącznie ze zwykłego zeszytu i podstawowych przyborów do pisania. W książce znajdziemy przykłady różnych sposobów na planowanie roku, miesiąca, tygodnia i dnia z gotowymi tabelkami, które można po prostu przerysować do notesu. Między instrukcjami jak stworzyć swój idealny dziennik, znajdziemy w książce całe mnóstwo wskazówek na sprawne organizowanie… właściwie wszystkiego: od Świąt Bożego Narodzenia przez plan ćwiczeń odchudzających po wyjazd na narty. Ja wdrażałam rozwiązania po kolei, zaczynając od tego najbardziej przełomowego, czyli korzystania ze znaczników (każdy symbol oznacza inny rodzaj czynności, na przykład, kwadraty to zadania, a kółka wydarzenia), z czasem dodając do mojego notatnika coraz więcej szczegółów.

Wiecie, że palenie większości świec w pomieszczeniach jest niezdrowe? Świece od Bee Eco wykonane są z wosku sojowego i naturalnych olejków eterycznych, a swoją wyjątkowość zawdzięczają woskowi sojowemu, który po podgrzaniu staje się szybko płynny (można go przelać na dłonie i wykonać masaż). Wosk nawilża i natłuszcza skórę. Świece nie zawierają barwników i toksycznych związków chemicznych i są w 100% wegańskie.       

Meticulous writing down of all the important events and tasks that have to be done gave me an appropriate view on whether I really have got time to add something more to my schedule. Today, I know that it's sometimes better to say "I'm sorry but this weekend / this week / this month I won't be able to meet with you / prepare this article / engage in this event" than to declare that I will do something and then regret that I wasn't able to accomplish it. Sometimes saying "no" to things for which we haven't got time equals saying "yes" to things that really bring joy to our life and are important for us. For years, I'd wanted to go back to horse riding (saying "for years" isn't an exaggeration because 15 years had passed since I was in the saddle for the last time). That was my first aim to fulfil. Therefore, I decided that I wouldn't write down any additional tasks for the last Saturday of the month and that I would find a horse riding school on the next day to schedule my first lesson. A thing that had sounded like an unattainable dream for years ("I wish I could go back to horse riding…") turned out to be a matter of fifteen minutes and two phone calls. Today, I'm already after three lessons and my sore muscles, which make packing the dish washer extremely difficult, remind me about my love for horses with each of my movements.

Owing to the journal, I could clearly see when I waste most of my time and that it's enough to make some reorganisation to get at least half an hour each day. If you write down the tasks, there is only one little step separating you from determining the time that you need to execute them. This piece of advice seems trivial, but I know from my own experience that the duties will take exactly the amount of time that we allow ourselves to use to do them. Our level of productivity decreases proportionally to the elapsing time. I can clearly remember the writing of my master's thesis. I had a whole year to do it, and I was able to write the last sentence on the day when I was supposed to handle it over to my supervisor. Probably, if I had had three months to write it, my work wouldn't have been any worse, and I would have been able to finish it within this time limit. If I tell myself that I have three hours to go through all the mails, then I'll do it in three hours. If I allow myself to do the same task in five hours, then it will probably take this long.

A journal and a calendar in one is an external store for our brain owing to which we will be able to focus on relaxation instead of the analysis of whether the tasks ahead are too much for us or not. Even a symbolic closing of the notebook when all of the tasks from the list have been executed for the day brings us a feeling of disconnecting from something that is unpleasant and mandatory. And, of course, it's more difficult to forget about the fact that your dog hasn't been vaccinated against rabies, that it's high time to undergo breast ultrasound, that our aunt is celebrating her name day today, and that we won't watch the new episode of The Pack as we haven't paid the bill or that the sale has already started in Zara. Owing to that, I can more easily get rid of situations when I recall something "extremely" important during a family dinner – and as a result barely avoid choking on a potato.

***

Skrupulatne zapisywanie ważnych wydarzeń i zadań do wykonania dało mi właściwy ogląd na to, czy faktycznie mam czas, aby dodać do swojego grafiku coś jeszcze. Dziś wiem, że czasem lepiej jest powiedzieć "przepraszam ale w ten weekend/ w tym tygodniu/ w tym miesiącu nie dam rady się z tobą spotkać/ przygotować tego artykułu/ zaangażować się w tę akcję” niż złożyć deklarację, a potem żałować, że się to zrobiło. Czasem powiedzenie “nie” rzeczom, na które nie mamy czasu, to powiedzenie “tak” temu, co naprawdę sprawia nam przyjemność i jest dla nas ważne. Od lat chciałam wrócić do jazdy konnej (mówiąc "od lat" ani trochę nie przesadzam, bo minęło dokładnie piętnaście odkąd zsiadłam z siodła po raz ostatni). To był mój pierwszy cel do zrealizowania. Zadecydowałam więc, aby w ostatnią sobotę miesiąca nie wpisywać żadnego dodatkowego zadania, a następnego dnia znaleźć w internecie szkółkę i zapisać się na pierwszą lekcję. To, co od lat brzmiało, jak marzenie nie do spełnienia („jak ja bym chciała wrócić kiedyś do jazdy konnej…”) okazało się kwestią piętnastu minut i dwóch telefonów. Dziś jestem już po trzech jazdach, a miłość do koni co chwilę przypominają mi zakwasy, które nie pozwalają mi zapakować zmywarki.

Dzięki dziennikowi, czarno na białym zobaczyłam też, kiedy marnuje najwięcej czasu i że wystarczy mała reorganizacja, aby zyskać co najmniej pół godziny na dobę. Bo jeśli zapisze się zadania, to zostaje nam już tylko mały krok do tego, aby określić czas, jaki potrzebujemy do ich wykonania. Ta rada wydaje się być banalna, ale z doświadczenia wiem, że obowiązki zajmują nam zwykle dokładnie tyle czasu, ile go sobie damy. Nasz poziom produktywności zmniejsza się wprost proporcjonalnie do wydłużającego się czasu. Doskonale pamiętam pisanie pracy magisterskiej. Miałam na to rok, a ostatnie zdanie udało mi się napisać w dniu, w którym musiałam złożyć pracę w dziekanacie. Prawdopodobnie, gdybym miała na jej napisanie trzy miesiące, to nie byłaby ona ani trochę gorsza, a ja zmieściłabym się w danym terminie. Jeśli powiem sobie, że na prowadzenie korespondencji mam dziś trzy godziny, to zrobię to w trzy godziny. Jeśli pozwolę sobie robić to przez pięć godzin, to pewnie właśnie tyle mi to zajmie. 

Dziennik i kalendarz w jednym to zewnętrzny magazyn dla naszego mózgu, dzięki któremu będziemy mogły skupić się na wypoczynku, a nie na analizowaniu, czy na pewno nie wzięłyśmy na siebie za dużo zadań. Nawet symboliczne zamknięcie zeszytu po wykonaniu wszystkich rzeczy z listy na dany dzień, da nam poczucie odcięcia od tego, co nieprzyjemne i obowiązkowe. No i oczywiście trudniej jest zapomnieć o tym, że pies od czterech lat nie był szczepiony przeciw wściekliźnie, że najwyższy czas na USG piersi, że nasza ciocia obchodzi dziś imieniny, że nie obejrzymy nowego odcinka Watahy, bo chyba nie zapłaciliśmy rachunku za telewizję albo że właśnie zaczęły się wyprzedaże w Zarze. Dzięki temu coraz rzadziej zdarzają mi się sytuacje, kiedy w trakcie rodzinnego obiadu przypominam sobie o czymś „super hiper” ważnym i cudem unikam udławienia się ziemniakiem.

Drugi tytuł, który ma pomóc nam w organizacji czasu to Bullet Book (to ten pod książką). Bądź pięknie zorganizowana – przygotowany przez artystę plastyka gotowy szablon bullet journala, który można samodzielnie uzupełniać, kolorować i dopasowywać do własnych potrzeb. Jeżeli zniechęca Ciebie myśl, że będziesz musiała wszystko przerysować to po prostu zacznij od tego gotowego dziennika. Nie musisz czekać do Nowego Roku – możesz go zacząć prowadzić nawet jutro. 

Remember that buying a guidebook or a notebook is not a change in itself. It is only a tool that you can learn how to use. Start slowly and if any of the pages doesn't really speak to you and you don't really know how to fill it in just skip it. You don't have to reorganise your whole life. You can only use those elements from the guidebook that seem useful right away. Maybe you will come round to other elements with time. You decide about the level of complexity or minimalism of your bullet journal. Mine lacks pictures, it's very specific and clear, but you can have a more colourful and personal one.

Just to finish off: I still love evenings spent in a stretched sweater in front of a TV (and I know that I won't cease to love them, as true love lasts forever). The difference is that I make a mindful decision today: "that is how I want to spend that time." I feel no remorse and I don't feel that these couple of hours were spent on something that had no interesting input into my life. Besides, I've got totally different plans for the rest of the evenings.

***

Pamiętaj, że zakup przewodnika czy notesu to jeszcze żadna zmiana. To jedynie narzędzie, które musisz nauczyć się obsługiwać. Zacznij powoli, a jeśli jakaś strona nie do końca do Ciebie przemawia i nie wiesz jak ją zapisać, to po prostu ją omiń. Nie musisz reorganizować całego swojego życia. Możesz wyciągnąć z poradnika tylko to, co od razu wyda Ci się przydatne. Do reszty może przekonasz się później. To ty decydujesz, jak bardzo skomplikowany lub minimalistyczny będzie twój bullet journal. W moim brakuje obrazków, jest bardzo konkretny i przejrzysty, ale twój może być kolorowy i bardziej osobisty.

Tak na koniec: wciąż kocham wieczory w wyciągniętym swetrze przed telewizorem (i wiem, że nigdy nie przestanę, bo prawdziwa miłość trwa wiecznie). Różnica polega na tym, że dziś podejmuję świadomą decyzję: "właśnie tak chcę spędzić ten czas". Nie mam w związku z tym wyrzutów sumienia i poczucia, że kilka godzin minęło mi na czymś, co nie wniosło do mojego życia niczego ciekawego. Poza tym, na resztę wieczorów mam już zupełnie inne plany.