Kobieta po ciąży, czyli oczekiwania społeczne, walka o powrót do formy i moje subiektywne doświadczenia.

    Pudelek pewnie myślał, że pobije rekord negatywnych komentarzy, gdy dodawał artykuł o znanej influenserce Maffashion, która postanowiła pokazać, jak jej ciało wygląda kilka dni po porodzie. A tu klops. Trochę nieprzyjemnych uwag się znalazło, ale właściwie żaden nie sugerował, że Julia powinna w tym momencie mieć już drabinkę na brzuchu. Czy to możliwe, abyśmy my – kobiety – same zorientowały się, że standardy, które są nam narzucane podchodzą pod absurd?

   Jedną z najbardziej niesprawiedliwych rzeczy na Ziemi są sprzeczne oczekiwania wobec kobiet. Chyba nigdzie nie ujawniają się one lepiej niż przy okazji ciąży i macierzyństwa. Pół biedy, gdyby te oczekiwania wynikały z presji naszych partnerów – przecież wiele ich oczekiwań jest niedorzecznych i nie mamy dużych problemów z ich, że tak powiem, neutralizacją. Problem polega na tym, że to oczekiwania całego społeczeństwa – billboardów na ulicy, telewizora, ulubionego czasopisma, książki – wszędzie tam króluje z jednej strony Matka Polka, poświęcająca swój czas, zapał, a czasem zdrowie, aby swojej wesołej gromadce zapewnić wszystko co najlepsze od rana do nocy. Z drugiej strony ta sama kobieta jest zawsze wyzwolona, szczupła (od opuszczenia murów szpitala) i łączy karmienie (piersią oczywiście), pieluchy i wychowanie ze zdobywaniem kolejnych szczebli zawodowej drabiny.

   O tym, że ciąża powoduje ogromne problemy z samooceną i akceptacją siebie mówi badanie, które zostało przeprowadzone przez naukowców z holenderskiego uniwersytetu w Tilburgu. Sprawdzili oni jak zmienia się poczucie własnej wartości kobiet w trakcie ciąży oraz już po urodzeniu dziecka. Wnioski były następujące: poczucie to spada w trakcie ciąży aż do porodu. Potem, przez pierwsze pół roku życia dziecka wzrasta by znowu zacząć spadać i to na całe lata. Badacze nie odpowiedzieli (może na szczęście?) kiedy ten trend się odwraca. Niemniej jest to naukowe potwierdzenie na to, że ciąża i macierzyństwo, poza pierwszymi miesiącami z maluszkiem jest psychicznie dla kobiet bardzo obciążające.

   Dlaczego z jednej strony jesteśmy zniesmaczone gdy widzimy „prawdziwe” ciało po ciąży, a z drugiej ciekawość nas zżera, żeby móc popatrzeć i porównać stan „przed i po”? Dlaczego bijemy brawo kiedy kobieta nie udaje, że ma płaski brzuch po trzech tygodniach od wyjścia ze szpitala, skoro jest to zupełnie normalne? Wracając do przykładu Julii – z jednej strony chwalimy ją, że pokazała prawdę, ale nie omieszkamy zwrócić uwagi, że ma odrost przy paznokciach.

   Tak dla jasności – niezaprzeczalnie dla każdej matki jej dziecko jest najważniejsze (tylko nie myślcie, że mam na myśli to samo, co uważa nasz nowy (prawie) minister edukacji). Możecie to uznać za fanaberię, możecie to uznać za nienadążanie za zmianami społecznymi, ale mimo wszystko nie potrafię w sobie przezwyciężyć uczucia, które mówi mi „kurde chciałabym znowu wyglądać tak jak przed ciążą”. To po kiego licha w ogóle piszesz ten tekst – pewnie macie ochotę zapytać. Tak naprawdę to mam nadzieję, że te wszystkie zmiany społeczne, które widzimy w ostatnich latach przynajmniej spowodują, że jeśli nie osiągnę swojego celu w stu procentach, to nie będę miała do siebie pretensji. To super, że coraz więcej kobiet wie, że nasza wartość mało ma wspólnego z wyglądem. Nie chodzi jednak o to, aby bardziej liberalne podejście do kobiecych ciał zdemotywowało nas do wysiłku i pracy nad sobą, a o to, aby po wykonaniu tej pracy być z siebie zadowolonym, a nie dążyć w dalszym ciągu do nierealnych ideałów. Całkowicie akceptuję – u siebie i u innych – to, że nie zawsze uda się wrócić do wyglądu i formy przed ciążą, o ile podjęłyśmy starania by jednak zawalczyć o nasze ciało.

   Ostatecznie, nie chodzi przecież tylko o to, by podobać się facetom i spełniać kanony urody, ale przede wszystkim o nasze zdrowie. To co dziś będzie tematem plotek dla koleżanek, za 20-30 lat będzie tematem wizyt u kardiologa i kilku innych lekarzy specjalistów.

Efekt po 42 dniach regularnych treningów.

Widoczna na zdjęciu mata do ćwiczeń pochodzi ze sklepu Moonholi. Jest świetna jakościowo – nie kruszy się nawet po wielu miesiącach intensywnego użytkowania i po rozłożeniu od razu jest płaska, nie zawijają się jej rogi. Zajmuje mało miejsca, bo została stworzona z biodegrowalnego kauczuku, pokryta mikrofibrą i dodatkową warstwą antypoślizgową, więc ćwiczenia na kolanach można wykonywać bez bólu. Marka Moonholi specjalnie dla Was przygotowała kod rabatowy „Moonholi15” upoważniający do zakupu maty z 15% rabatem (promocja będzie ważna do końca roku – to może być świetny prezent pod choinkę ;)))

   Z początku w tym akapicie chciałam opisać „mój powrót do formy”, ale sama złapałam się na tym, że sam ten zwrot stawia przede mną ogromne wyzwanie. Może więc umówmy się, że nie jest to żadne „powrót do ciała sprzed ciąży” tylko droga do tego, aby znów czuć się dobrze w swoim ciele.

   A teraz konkrety. W ciąży przytyłam 20 kilogramów, od 12 tygodnia miałam zaordynowany przez lekarza bezwzględny zakaz ćwiczeń – a właściwie poruszania się, więc to, że stracę formę i przytyję było pewne. Po wyjściu ze szpitala ważyłam już 4kg mniej. Przez pierwsze trzy tygodnie nie robiłam nic, ale waga sama zleciała i ważyłam już 8kg mniej. Kolejne 12kg nadwyżki nie chciało zniknąć. Czasami czułam się jak Fiona ze „Shreka” (w wersji zielonej oczywiście). Do tego wszystkiego moje hormony całkowicie oszalały i przez bardzo długi czas miałam przebarwienia na twarzy (do dzisiaj włosy wypadają mi garściami). Jedynym pocieszeniem był brak rozstępów i żylaków.

   Między 8 a 12 tygodniem po porodzie synek miał spore kolki, więc całodniowe noszenie go i bujanie traktowałam jak mały wstęp do powrotu do treningów. Robiłam dużo mikro przysiadów, bo to go uspakajało – muszę przyznać, że to dobrze wpłynęło na nogi i potem jak zaczęłam biegać wcale nie było tak źle.

   Jeśli chodzi o dietę to w czasie wspomnianych kolek stosowałam tą "nic nie jem, bo nie mam kiedy”, ale to nie jest sposób, bo może waga pokaże, że się schudło, ale jak tylko zacznie się znowu normalnie jeść to wszystko wraca do punktu wyjścia. Po połogu, po kolkach i po chwili oddechu od płaczu (mojego i dziecka) zaczęłam ćwiczyć.

   W akcie desperacji chciałam przejść na dietę sokową. Zanim to zrobiłam poradziłam się Was na Instagramie i poczytałam trochę artykułów specjalistów. Na pytanie „czy dieta sokowa ma sens” 76% osób powiedziało „nie”. Dostałam od Was ponad 40 wiadomości, z czego w 90% było bardzo zniechęcających, więc postanowiłam nawet nie próbować. Gdy pierwsza fala entuzjazmu minęła, sama puknęłam się w głowę – to kolejna „dieta cud”, która może wyrządzić więcej szkody niż pożytku.

Zojo Elixirs „The Bikini Body Formula” to mieszanka owoców dzikiej róży, mielonych nasion lnu, borówki w proszku, pouteria lucuma, bazylii azjatyckiej, liściokwiatów garbnikowych, migdałecznika oraz mielonego imbiru. Do końca roku można wszystkie produkty Zojo Elixirs kupić z 20% rabatem – wystarczy użyć kodu „zojo20”.

   Nie ma co się łudzić, że cokolwiek, co kupimy lub zamówimy rozwiąże nasz problem i sprawi, że w magiczny sposób wrócimy do formy. Nieważne czy jest to dieta pudełkowa, nowy sprzęt sportowy czy tabletki z guaraną. Zmiana zawsze wiąże się z wysiłkiem fizycznym, odmawianiem sobie na przykład słodyczy czy chociaż codziennej skrupulatności. Tak jest w przypadku wszystkich suplementów, do których ja od zawsze mam dużą rezerwę. Jest jeden, który mogę Wam jednak polecić z całym przekonaniem – Zojo Elixirs „The Bikini Body Formula”. Używam go już bardzo długo i wyeliminował u mnie „metaboliczne problemy”. Już po dwóch tygodniach codziennego stosowania jelita zaczynają normalnie pracować i można poczuć się lżej. Proszku, nie wykorzystuję do robienia z tym koktajli czy innych wynalazków (nie mam i chyba już nigdy nie będę miała na to czasu :P), piję to codziennie rano z letnią wodą. Jeśli macie problemy z metabolizmem to jest Wasz „must have”.

   Moim zapłonem do ćwiczeń była Ania Lewandowska, która ma o tydzień młodszą córkę od Henia. Ania wyglądała już wtedy świetnie. Jeśli myślicie, że mam na myśli te upozowane zdjęcia na jej Instagramie, to się mylicie. Te wykonane przez paparazzich, nawet jeśli mniej korzystne dla niej, dla mnie i tak były niezłą motywacją. Wiem, że takie porównywanie się nie jest idealnym rozwiązaniem, ale mi pomogło. Ściągnęłam jej aplikację, pełna entuzjazmu zrobiłam pierwszy trening i… nie mogłam się ruszać przez tydzień. To mnie zniechęciło i odpuściłam sobie „wielki powrót” jeszcze na dwa tygodnie. Dopiero jak Henio miał cztery miesiące zaczęłam wyzwanie Ani „Fighter Challenge Easy ”  miałam osiem kilogramów więcej niż przed ciążą, biegałam wolniej niż moja ośmioletnia córka i brzuch – napiszę wprost – wisiał jak rozciągnięta guma. Zapięcie starych spodni nie było możliwe nawet gdybym go wciągnęła i straciła przytomność.

   Po 3 tygodniach regularnych treningów z Anią waga nie zmieniła się w ogóle. Psychicznie czułam się znacznie lepiej, ale ani waga, ani wyniki pomiarów ciała ani drgnęły. Dodam, że odżywiam się prawidłowo, nie jem fastfoodów czy słodyczy, nie pije mleka, generalnie mój całodniowy bilans kaloryczny nie był za mały ani za duży. Wniosek? Ćwiczenia z Anią wzmacniają ciało, ale nie za bardzo spalają kalorie. Dlatego ja zaczęłam biegać. Znam swój organizm i wiem, że bieganie zawsze pomagało mi z zbijaniu tkanki tłuszczowej. Regularnie ćwiczę od 42 dni. Moje ciało wygląda zupełnie inaczej, waga stoi w miejscu, ale nie bardzo się tym przejmuję, bo efekty i tak widzę. Do końca wyzwania zostało 30 dni. Czy po tym programie wejdę w stare spodnie? Myślę, że tak, ale tylko i wyłącznie przeplatając bieganie z ćwiczeniami.

   Najważniejsze jest jednak co innego – poczucie, że mam nad tym jakąś kontrolę i nie odpuściłam. To jest coś, co mogę polecić każdej kobiecie niezadowolonej ze swojego po ciążowego wyglądu. Przede wszystkim nie poddawajcie się, nie uznawajcie, że „tak musi być i nic z tym nie zrobię”. Zawsze coś da się zrobić, choćby w ograniczonym wymiarze, jednak efekty będą widoczne nawet wtedy! Chodzi jednak przede wszystkim o efekty mentalne – pewność siebie, poczucie kontroli własnego ciała, dające nam siłę w wielu sytuacjach, ale przede wszystkim – niezapominanie o stylu życia sprzed ciąży, przynajmniej w pewnym wymiarze.

Po 3 miesiącach totalnego zaniedbania wiem na pewno, że pielęgnacja ma sens + Kosmetyki, do których teraz wracam.

   Urodzenie dziecka, nauka do matury, koronawirusowy lockdown czy zdobywanie Kilimandżaro – różne sytuacje w życiu sprawiają, że z jakiegoś powodu zapominamy o istnieniu kosmetyków. Niektórzy po takim detoksie dochodzą do wniosku, że nie były one im wcale potrzebne, ale ja nie jestem taką osobą. 

   Domyślam się, bazując na moim doświadczeniu, że w niejednym komentarzu przeczytam o mamach, które tuż po urodzeniu dziecka wszystko ogarniały, a ja jestem po prostu leniwą krową, więc wspomnę tylko o pewnym banale – nie oceniajmy siebie nawzajem zbyt surowo i pamiętajmy, że możemy się różnić pod paroma względami. Jedni są dobrzy z matematyki, inni z historii. Jedne kobiety wychodzą ze szpitala w szpilkach i fryzurą w stylu aniołków Victoria’s Secret, inne przez miesiąc po porodzie nie potrafią znaleźć szczotki do włosów. 

   Wszystkie chyba widziałyśmy zdjęcia Księżnej Kate gdy, po każdym z trzech porodów, wychodziła ze szpitala w eleganckiej sukience, w profesjonalnym makijażu i uśmiechem na ustach. To przypadek skrajny, w końcu mówimy o Księżnej, ale dobrze obrazuje to, jak różnie podchodzimy do tego tematu. Mi zdecydowanie bliżej było do Oli Żebrowskiej, która nie bała się wyjść ze szpitala w dresach i bez makijażu. Mnie było jednak zdecydowanie łatwiej – nie wiem czy zdobyłabym się na taki luz gdybym wiedziała, że czeka na mnie pod szpitalem stado paparazzich. Tym większy szacunek! 

   I tu pojawia się kolejny paradoks. Z jednej strony podziwiamy kobiety, które mają na tyle dużo dystansu do siebie i asertywności wobec oczekiwań otoczenia, że się kwestią pociążowej urody w ogóle nie przejmują. Z drugiej strony podziwiamy także te, które tą urodę utrzymują – szczególnie jeśli mówimy o przypadkach, w których wymaga to dużego nakładu pracy. Oczywiście to pewne uogólnienie – dla każdej z nas macierzyństwo to bardzo indywidualny czas. Dla mnie było drogą przez nieumyte włosy i poplamione bluzy (bo bluzki nie miałam na sobie do dzisiaj).

   Przy okazji mogłam się przekonać, że kosmetyki jednak działają. Po trzech miesiącach nieużywania żadnych kosmetyków, poza pastą do zębów i mydła, widzę jak na dłoni, że ten cały kosmetyczny przemysł jednak ma jakiś sens. I działa. Poniżej przeczytacie o tym, co stało się z moją skórą twarzy, ciałem i włosami w takcie takiego nieplanowanego detoksu. Podaję też zestawienie kosmetyków, do których postanowiłam wrócić, bo wiedziałam, że pomogą mi przywrócić mój wygląd do akceptowalnego stanu. 

   Zwróćcie uwagę, że większość kosmetyków możecie kupić w bardzo atrakcyjnych cenach. Prawie wszystkie marki udostępniają kod rabatowy, a jedna przygotowała go specjalnie dla Was.

Ten kod jest specjalnie dla Czytelniczek bloga – „MLE20” upoważnia do zniżki 20% w sklepie D’ALCHEMY i dotyczy wszystkich kosmetyków i zestawów w regularnych pojemnościach (promocja obowiązuje do 15 października).

1. Krem pod oczy.

   Przed porodem byłam przekonana, że mam dość mocno podkrążone oczy. Jak to mówią – wszystko zależy od punktu widzenia. Wtedy miałam do czynienia z jakimś ledwo widocznym odcieniem fioletu. Teraz skóra pod oczami jest sina i opuchnięta – w zasadzie wystarczy dopasować jakiś strój i zestaw na halloween gotowy. Do listopada jednak daleko – z resztą zamiast przebranych dzieci straszyć będzie wtedy dalej wirus, więc żadnej imprezy nie będzie.

   Wracam więc do mojego ulubionego kremu D’ALCHEMY w skład którego wchodzi między innymi wyciąg z krwawnika, nagietka, dziurawca i rumianku – to idealny zestaw do walki z opuchlizną i siną skórą. Marka specjalizuje się w kosmetykach o działaniu anti-aging. Preparaty D’ALCHEMY powstają z roślin uprawianych metodami ekologicznymi lub dziko rosnących na terenach pozbawionych zanieczyszczeń. Potwierdzają to m.in. certyfikaty organiczności surowców, przyznawane przez niezależne instytucje międzynarodowe. Wszystkie kosmetyki są bez parabenów, ftalanów, siarczanów (SLS/SLES), olejów mineralnych, parafiny, wazeliny, silikonów, lanoliny, glikolu (PEG), MEA/DEA/TEA, kwasu para-aminobenzoesowego (PABA), syntetycznych barwników, syntetycznych substancji zapachowych, składników pochodzenia zwierzęcego. Uffff! Skończyłam! Innymi słowy, jak widzicie, producent pilnuje, by nie znajdowało się w nich nic, co z dużym prawdopodobieństwem może podrażniać naszą skórę. Poza tym, mimo bogatej konsystencji kremu błyskawicznie się wchłania i umożliwia natychmiastowe wykonanie makijażu.

Jeśli spodoba Wam się, któryś z kosmetyków Basic Lab warto użyć kodu „TWOJBASIC” – umożliwia zakup produktów z 20% rabatem (promocja nie dotyczy zestawów).

2. Serum.

   Gdybym jeszcze miesiąc temu miała w dwóch słowach opisać moją skórę, to byłyby to słowa: szara i zmęczona. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest zaniedbana. Gdy wspominałam, że przez pierwsze trzy miesiące po porodzie tknęłam tylko pastę do zębów, nie żartowałam (no dobra, jeszcze szampon do włosów – tłuste włosy mogłyby skończyć się rozwodem, a rozwód załamaniem – bez sensu). Na pewno już doskonale wiecie, że od zadań specjalnych nie służy krem, tylko serum. To w tych małych buteleczkach jest ukryte znacznie więcej dobrodziejstw, do tego często w mocniejszej, bardziej skoncentrowanej formie. Mój kosmetyczny „Święty Graal” to serum od Basic Lab z 15% zawartością trehalozy, która jest świetnym przeciwutleniaczem i ma właściwości silnie nawadniające. Natomiast 10% stężenie peptydu snap-8 i małocząsteczkowego kwasu hialuronowego działa odmładzająco. Stosuję je na dzień i na noc – obiecałam sobie, że zużyję je do ostatniej kropli.

Tonik z wodą siarczkową. Na stronie Balneokosmetyki można kupić wszystkie produkty o 20 % taniej. Wystarczy wpisać kod „balneo20”. Promocja trwa do 09.09.2020r.

3. Tonik.

   Znacie tę teorię, że jak kobieta przestaje stosować makijaż i związane z nim zabiegi pielęgnacyjno-higieniczne to wtedy niby skóra może odpocząć i cera staje się ładniejsza? Może to i prawda – jak jesteśmy w liceum (choć szczerze mówiąc – i tak wątpię!). W moim przypadku odstawienie kosmetyków skończyło się tym, że moja cera nigdy gorzej nie wyglądała – taka brutalna prawda.

   Na szczęście odwyk się skończył. Już nie myję twarzy wyłącznie podczas kąpieli pod prysznicem. Na umywalce dumnie stoi butelka toniku i od kilkunastu dni codziennie rano opłukuję nim twarz. Co do samego preparatu to pozostaję wierna marce Balneokosmetyki. Przez wiele lat ich stosowania wiem czego się po nich spodziewać i są to zdecydowanie pozytywne efekty. Cała linia jest stworzona na bazie najsilniejszej na świecie wody siarczkowej (bardzo silnie zmineralizowana woda lecznicza o wysokiej zawartości bioaktywnej siarki oraz innych mikroelementów takich jak: sód, wapń, magnez, potas, chlor, brom, jod. Ma działanie antybakteryjnie, przeciwzapalne i bakteriobójcze). Tonik dodatkowo ma w składzie witaminę C, naturalną betainę, ekstrakt z cytryny i pomarańczy, kompleks cukrowy i naturalny prebiotyk (zawiera aż 99% składników pochodzenia naturalnego). Poza tym świetnie nadaje się do cery suchej, wrażliwej i naczynkowej.

Tylko do końca października można kupić maskę Aquayo w atrakcyjnej cenie z kodem „ MASK20” – promocja upoważnia do zakupu kosmetyku z 20% rabatem. Jeśli macie czas i lubicie ekologiczne nowinki, to koniecznie przeczytajcie, o tym jak  tworzone są ich opakowania.

4. Maska na noc.

   Tonik to jednak tylko artyleria to wyczyszczenia (dosłownie) przedpola. Piechotą i kawalerią w jednym, której zadaniem jest przywrócenie mojej twarzy ładnego wyglądu jest maska – broń, która daje szybkie i spektakularne efekty. I do tego pasuje do naszych typowych kobiecych rytuałów. To właśnie wieczorem, gdy dzieci leżą już w łóżkach, mamy chwilę dla siebie – maska na noc idealnie wpasowuje się w ten rytm. W moim przypadku dodatkowym celem jest odzyskanie naturalnego odcienia skóry twarzy. Już w przeszłości szukałam odpowiedniego produktu i przekonałam się, który najlepiej sprosta temu zadaniu. W składzie ma minerały morskie, który silnie nawilżają skórę i dodają jej blasku. Praktyczną zaletą jest to, że nie muszę kupować całego zestawu, a jedynie sam krem w wymiennym wkładzie. Na marginesie dodam, że kosmetyki Aquayo zamknięte są w opakowaniach składających się z minimum 30 procent materiału pochodzenia roślinnego – dokładnie mowa tu o trzcinie cukrowej.

5. Włosy.

   Jak już wspomniałam, moje włosy miały ten luksus przez ostatni czas, że używałam szamponu. To oczywiście ironia, wiadomo, że szampon to absolutnie podstawowa higiena, która nie gwarantuje niczego, poza tym, że włosy nie robią się tłuste. W moim przypadku wystąpiły typowe skutki ciążowej i pociążowej burzy hormonalnej, czyli wypadanie (i to garściami), suchość i łamliwość. O radę poprosiłam moją fryzjerkę. Zasugerowała mi zmianę kosmetyków do włosów z Kevina Marphiego na Davines, bo mają lepszy skład. Zdecydowałam się na serię Ol i po kilku myciach faktycznie jest lepiej. Wyglądają zdrowiej i są sypkie. Szczególnie warty polecenia jest olejek z tej serii.

Teraz można kupić wszystkie kosmetyki Cellublue z 30% rabatem – wystarczy użyć kodu „ZDROWASKORA”. Widoczny na zdjęciu krem został stworzony z 98% naturalnych składników – reguluje, uelastycznia skórę i ma naturalny zapach. Mogą go stosować kobiety karmiące i w ciąży.

6. Balsam do ciała na rozstępy.

   Moje ciało przez ostatnie trzy miesiące przeszło ogromną metamorfozę. W ciąży przytyłam dwadzieścia kilogramów (tak, to niewątpliwie temat na kolejny wpis), więc łatwo sobie wyobrazić jakim naprężeniom uległa skóra w okolicach brzucha, piersi czy ud. Od razu przyznam bez ogródek – nie używałam przez te trzy miesiące kosmetyków przeciw rozstępom. Nie chcę się nawet zastanawiać nad tym, czy to by coś wyraźnie zmieniło, skupiam się na gorącej nadziei, że jeśli teraz wprowadzę je do gry, to na pewno za jakiś czas efekt będzie widoczny. Po poprzedniej ciąży, z Julią, walczyłam z podobnym problemem i wtedy udało się szybko pozbyć rozstępów – dlaczego teraz miałoby być inaczej? (wiem, wiem, wiek, ciąża ciąży nie równa, ale nie pozbawiajcie mnie nadziei!). Koleżanka poleciła mi markę Cellublue a w szczególności serię Mom’s World (jest dość popularna we Francji). Ostatnio też widziałam, że Maffashion „maltretuje” swoje obserwatorki (w tym mnie) reklamami tej marki, a co by nie mówić robi to na tyle dobrze, że sama też uwierzyłam i postanowiłam je przetestować.

   Dotarłyście do końca moich narzekań. Gratulacje! Mam nadzieję, że wśród tych krótkich recenzji znalazłyście coś dla siebie. Jeśli macie na swoim koncie podobne „kosmetyczne detoxy” to chętnie przeczytam o Waszych wrażeniach. Z niecierpliwością (i narastającym strachem ;)) czekam na Wasze komentarze!

Gdy w ciągu kilku miesięcy zmienia się wszystko.

kanapa – Ikea (Soderhamn)/ dywan – WestwingNow / stolik – Gubi (Nap.com.pl) / lampa – Petite Friture (Nap.com.pl) / wazony – HM Home / drewniany stołek – WestwingNow

   Pewnie część z Was zauważyła, że trochę mnie tu nie było. „Trochę” to dokładnie osiem miesięcy. Czasem jest tak, że życie prywatne wywraca nam życie zawodowe do góry nogami (i lepiej tak, niż na odwrót!), ale dziś, po wielu tygodniach niepokoju, mogę już pochwalić się dobrą nowiną – zostałam mamą po raz drugi i zmartwienia mamy już za sobą.

   Tak to często w życiu bywa, że rzeczy lubią się nawarstwiać. W moim przypadku była to zagrożona ciąża, koronawirus i remont nowego mieszkania, co w połączeniu z wygasającą umową na to wynajmowane do tej pory, również nie odejmowało stresów. Makelifeeasier.pl nie jest blogiem medycznym, więc zdrowotne szczegóły pozostawię dla siebie i skupię się na tematach przyjemniejszych, czyli na urządzaniu mieszkania. Podejrzewam, że dla każdej z was najistotniejsze będą dokładne linki albo namiary na rzeczy, które chciałybyście wykorzystać w swoich mieszkaniach. Wypisałam je pod zdjęciami wszystkich pomieszczeń najskrupulatniej, jak potrafiłam.

Rozkład mieszkania w momencie kupna – na pomarańczowo zostały zaznaczone ściany do usunięcia. Łączna powierzchnia użytkowa to 80m2. Projekt główny.

Początki wydzielania pokoi dzieci oraz efekt końcowy – drażnią mnie uszczelki, ale o tym napiszę poniżej. 

Musieliśmy dorobić siedem ścian.  Przeszklenia wykonała firma Barańska Design. Zasłony kupiłam u H41.pl, a grafikę w Desenio.

1. Nowy podział w mieszkaniu

    Największym wyzwaniem w naszym mieszkaniu było podzielenie dwóch pokoi na cztery, ale w taki sposób, by w żadnym pomieszczeniu nie stracić dostępu do naturalnego światła. Pokoje dzieci zostały przedzielone do połowy przeszkloną ścianką. Jako budowlani laicy, często nie myślimy na etapie planowania mieszkania o różnych szczegółach, w praktyce bardzo istotnych dla komfortu życia w mieszkaniu. Jednym z takich elementów jest wentylacja. Jeśli rozważacie u siebie podział pomieszczeń na mniejsze pamiętajcie o uwzględnieniu wentylacji w każdym pomieszczeniu. Wbrew pozorom nie jest to takie proste – nie każdy pokój ma dostęp do pionu wentylacyjnego, a jeśli tak, to często wszystkie są już zajęte. W takim wypadku rozwiązaniem może być zwykła kratka wentylacyjna w ścianie pomiędzy pomieszczeniami, oraz odpowiednie wycięcie w drzwiach. W szklanej szybie jedną komorę można zrobić otwieraną, ale do tego trzeba pogrubić szprosy, a cała konstrukcja robi się bardzo droga. Wracając do podziału – w podobny sposób, czyli przeszkleniem, oddzieliliśmy salon od naszej sypialni. Chciałam w mieszkaniu zachować jak najwięcej światła – w sypialni jest okno wychodzące na południowy zachód, które doświetla także korytarz i kuchnię. Taka szyba nie zamyka przestrzeni, a nawet optycznie ją powiększa. Zagadką było to, jak szyba będzie izolować hałas – sypialnia jest w bezpośrednim sąsiedztwie z salonem i łazienką. Muszę przyznać, że tutaj się zdziwiłam, bo na co dzień nic nie słychać z części dziennej. Natomiast problem pojawia się, gdy ktoś w środku nocy włączy światło w innym pomieszczeniu, bo bez przeszkód dociera także do sypialni. Przeszklenie musi być więc zasłaniane na noc. My w tej chwili mamy zasłonę lnianą, która nie zdaje egzaminu. Będę musiała kupić materiał „blackout”, który nie przepuszcza światła.

Wszystkie klamki wymieniłam na porcelanowo-mosiężne ze sklepu Intterno. listwa sufitowa z gipsu – Master Corgips, model P16 / listwa ścienna – Master Corgips, model LP18 / płyta gipsowa między listwami – Castorama / listwa przypodłogowa – Foge (dostępna też w Castoramie)W całym mieszkaniu farby są od Fluggera. Biała to Ral 9016. Jasny oddcień szarości widoczny na ściance w sypialni to numer 5493 (na zdjęciu u góry skrajnie po lewej stronie). Ciemny szary w kuchni i salonie to 5512 (na zdjęciu z góry jest na środku – ten najciemniejszy w końcu nie został użyty).

Przedłużenie wysokości drzwi o 30 cm było strzałem w dziesiątkę. Drzwi są wykonane z drewna w malutkim zakładzie pod Słupskiem (pan stolarz chce pozostać incognito) / kontakty i włączniki pochodzą ze sklepu Intterno.

Płyty miały 1,5 na 3,2 m i grubość 6mm (lepsze, bo wytrzymalsze są te o grubości 12mm, ale są też znacznie droższe). Wybrałam kolor „Calacatta” czyli kamień o kolorze użylenia od czarnego, szarego po przez brąz i beż. Można też wybrać tonację chłodniejszą „Statuario„ wtedy użylenia są tylko w odcieniu szarości i czerni, a szerokość żył i ich głębokość jest różna. Mam dla Was coś ekstra – udało mi się załatwić kod rabatowy na wszystkie płyty imitujące marmur w sklepie Frobena w Sopocie – na hasło "Gosia" otrzymacie 20% rabatu. Dostawy są na terenie całej Polski. Promocja będzie ważna do końca roku – zapytania kierujcie pod maila [email protected] lub telefon 606652386 :).

2. Detale, które podrasują mieszkanie w nowym budownictwie

   Choć mieszkanie to typowe nowe budownictwo, nie mogłam się oprzeć pokusie oparcia wystroju o mieszankę stylu skandynawskiego i klasycznego. Najprostsza metoda, czyli „zgapianie z Pinteresta”, jest w takim wypadku o tyle problematyczna, że przesada z klasycznymi elementami w nowym budynku może zakrawać o śmieszność. Potrzebny jest więc umiar i wyczucie. Nie chodzi o to aby udawać, że mieszka się w starej kamienicy.

   Pierwszą rzeczą, która podrasuje mieszkanie w nowym budownictwie jest odpowiednio dobrana sztukateria. W żadnym wypadku nie taka „pałacowa”, która tylko podkreśli niskie sufity. Wybrałam klasyczny kształt sztukaterii – bez kwiatowych wzorów i niepotrzebnych detali. Według mnie najlepiej sprawdza się gipsowa – wygląda naturalnie, a do tego jest najtańsza. Jeśli będzie trochę nachodzić na sufit to go optycznie podwyższy – moja ma wymiary 16cm (na suficie) i 10cm na ścianie. Aby pozostać wierną umiarowi i wyczuciu, choć nie było to łatwe.

   Kolejną rzeczą, która sprawi, że typowo osiedlowe mieszkanie zyska bardziej wyszukany charakter jest podwyższenie drzwi ze standardowych 208 cm do 235 cm. Nie jest to łatwe, bo trzeba powiększyć podciąg, co wiąże się ze skuciem kawałka ściany, ale ja nie żałuję.

   Niezbędnym również elementem wyposażenia są listwy przypodłogowe. Moje mają 12 cm wysokości. W dobie robotów sprzątających i chodzików-jeździków z gipsowych po roku zapewne nic by nie zostało. W nowym budownictwie najbrzydsze są chyba kaloryfery – u mnie były dwa wielkie, stojące na całej długości okien. Zamówiłam u stolarza drewnianą ławę/siedzisko, żeby ukryć chociaż jeden. Specjalną kratkę/osłonę zamówiłam przez Internet (tutaj link do strony). Drugi usunęłam i na zimę zrobimy nowy na ścianie i również zakryjemy stelażem. W całym mieszkaniu wymieniłam klamki na mosiężno-porcelanowe – w oknach i drzwiach były najtańsze plastiki.

Tak wyglądała łazienka zaraz po kupnie mieszkania.

Tak wygląda teraz :P

Używam różnych produktów do czyszczenia, ale tylko te od Barwy mają zapach, który mnie nie drażni.

3. Pomyłki

    Jest takie powiedzenie – kto nic nie robi, ten nie popełnia błędów. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że jego autora zainspirował jakiś remont (wiem, wiem, autorstwo przypisuje się Napoleonowi, ale on też przecież mógł na to wpaść przy okazji remontu jakiegoś francuskiego château). U mnie również nie obyło się bez wpadek i błędów. Chociaż projekt przeszklonej ściany był w porządku, to sposób wykonania pozostawia wiele do życzenia. Uszczelki są widoczne, zawiasy drzwi nieprzemyślane, łączenia między szprosami widoczne.

   Inna drobna wpadka, ale mnie męczy – między listwą ścienną a podłogową mamy wstawioną cienką płytę gipsową, bo chciałam żeby całość lekko odstawała od ściany i tworzyło jedną całość. Niestety płyta jest za cienka i nie widać tego efektu – wygląda jakbyśmy na ścianie nakleili listwę. Nasza płyta ma 6mm grubości, myślę, że najlepiej wyglądałoby 10mm.

   Po poprzedniej właścicielce odziedziczyliśmy w pełni gotową łazienkę. To, co na pierwszy rzut oka wydawało się super sprawą przestało nią być w trakcie remontu. Teraz rozumiem dlaczego łazienka czy toaleta to element, który zostawia się na sam koniec prac, a na czas remontu montuje się starą muszlę klozetową znalezioną na wystawce. Przez naszą łazienkę przewinęły się tabuny fachowców, którzy intensywnie z niej korzystali. Po remoncie musieliśmy ją odmalować i porządnie posprzątać. Po wszystkim uniosłam się honorem (albo raczej: zajrzałam na konto) i nie brałam ekipy sprzątającej, tylko sama ją wysprzątałam przy pomocy dobrych środków. Odpowiednio dobrane detergenty to według mnie pierwszy krok do sukcesu. Jestem fanką niezawodnej serii krakowskiej firmy Barwa: Perfect House. Do czyszczenia łazienki użyłam produktu Perfect House Bathroom, który uwielbiam przede wszystkim za piękny zapach. Ostatnio na rynek weszła nowa linia o nazwie Perfect House Glam z nową gamą zapachów (teraz wszystkie preparaty można kupić o 25% taniej z kodem "PHGLAM25" – promocja trwa tylko do końca miesiąca). Używam tych środków czystości od lat i mam wszystkie dostępne na rynku preparaty. Ani razu nie kusiło mnie aby wrócić do tych produktów, które używałam przed odkryciem tej serii. Przy remoncie pomógł nam też środek przeznaczony do drewna – wyczyściłam nim parkiety i framugi drzwi, z których można było zebrać odciski palców całej ekipy remontowej.

   Na koniec szczegół dotyczący umeblowania – gdybym miała drugi raz urządzać mieszkanie, łóżko piętrowe dla Julii kupiłabym drewniane. Teraz konstrukcja jest z profili stalowych, a wykończenie z płyt kartongipsowych – wydaje mi się, że lepiej wyglądałaby na większej przestrzeni. U niej sprawia wrażanie topornej.

   Na Instagramie dostałam od Was sporo wiadomość, że też jesteście w trakcie różnych mieszkaniowych perypetii, więc pewnie wiecie ile trzeba się nagadać z fachowcami, żeby zrobili coś tak, jak chcecie Wy, a nie oni. Nam do końca zostały już kosmetyczne rzeczy – kilka półek, pokój Henia i ostatnie zakupy. Póki co, siedzę na kanapie, rozglądam się i napawam widokiem zlewu w kuchni – dotarł dopiero przedwczoraj ;).

lampy nad blatem przy ścianie – &tradition / bateria – Quadron / lampa nad wyspą – WestwingNow / stołek barowy – Hay (Nap.pl

Najlepsze kosmetyczne hity roku 2019

  Before I’ll get to the main topic of today’s post, I’d like to explain myself a little bit. Some of you when they saw my previous posts noticed that I slightly gained weight (it’s really hard to hide something from you). Each of you probably understands that sometimes we want to wait a little bit before announcing the “good news”, but it would be really difficult to stay silent for longer. This is our 23rd week, and the whole family can’t wait to meet the dream baby boy. That’s why my presence on the blog has been kept to minimum recently. Doctors agreeably said that I need to slow down a notch. I spend the last three months mostly at home, so I was able to catch up on all of the books that had been waiting for ages to be read and I finally found some time to watch TV series (I recommend “Succession” and the incredible “Sharp Objects”). I also have a lot of time to rest and indulge in trivial pleasures, such as body care. I’d like to treat today’s post as a springboard for boredom, as I know that you really like those post and writing reviews doesn’t exceed doctors’ recommendations. The more so that each year, I receive hundreds of comments and messages about cosmetic discoveries that found their place on your bathroom shelves.

    Even though I shouldn’t boast about the fact that there’ve been tons of body care products in my bathroom, a good excuse will be that I use them until I reach the very bottom. In the previous year, I had a few hits that I wanted to share with you.

   My criterion number one when it comes to cosmetic products is their effectiveness – on numerous occasions I had come across products that didn’t work in the least and that even had a damaging effect on my skin. The second criterion is price – I hate overpaying and I’m a classic discounts hunter. When I look at the summary below, the only item that I bought without a discount code was the face mask, but that was a necessity recommended by my cosmetologist so I wasn’t even contesting that. For quite some time, I’ve learnt how to pay attention to the environmentally-friendly aspects (I really regret that it happened so late) and I think that Polish brands aren’t inferior in comparison to foreign companies. Of course, the winners are cosmetics that haven’t been tested on animals!

   You can check out the list of 10 best cosmetics of the previous year. SURPRISE! As I was preparing this post, I contacted most of the brands and asked for a discount code (as I already mentioned, I really had a lot of time to spam others’ e-mail boxes).

* * *

   Zanim przejdę do głównego tematu dzisiejszego posta, chciałabym się odrobinę wytłumaczyć. Część z Was już przy okazji moich poprzednich artykułów zauważyła, że trochę się zaokrągliłam (przed Wami naprawdę ciężko jest coś ukryć). Każda z Was pewnie zrozumie, że czasem chcemy trochę poczekać przed ogłoszeniem „szczęśliwej nowiny”, ale dziś ciężko byłoby dłużej milczeć na ten temat. To nasz 23 tydzień i cała rodzina nie może doczekać się wymarzonego chłopczyka. Stąd właśnie wynika moja minimalna obecność na blogu w ostatnim czasie. Lekarze zgodnie powiedzieli, że muszę przystopować. Ostatnie trzy miesiące spędziłam głównie w domu, nadrobiłam za to sporo czekających od wieków książek i pierwszy raz od bardzo dawna mam czas na oglądanie seriali (polecam „Sukcesję” i niesamowite „Ostre Przedmioty”). Mam też naprawdę sporo czasu na wypoczynek i trywialne przyjemności, takie jak pielęgnacja. Dzisiejszy wpis chciałam potraktować jako odskocznie od nudy, bo wiem że Wy te wpisy naprawdę lubicie, a pisanie recenzji kosmetyków nie wykracza jeszcze poza lekarskie zalecenia. Tym bardziej, że każdego roku otrzymuję setki komentarzy i wiadomości o kosmetycznych odkryciach, które znalazły swoje stałe miejsce na Waszych łazienkowych półkach.

   Choć nie do końca godne pochwały jest to, że przez moją łazienkę przelewają się hektolitry produktów do pielęgnacji, drobnym usprawiedliwieniem może być fakt, że wykorzystuję je do ostatniej kropli. W minionym roku kilka razy trafiły mi się złote strzały, którymi chciałabym się z Wami podzielić.

   Moim kryterium numer jeden przy wyborze produktów jest ich skuteczność – wiele razy miałam w rękach specyfiki nie tylko niedziałające wcale, ale i szkodzące mojej skórze. Na drugim miejscu jest cena – nie lubię przepłacać i jestem klasyczną łowczynią promocji. Z niżej prezentowanego zestawu bez kodu zniżkowego kupiłam tylko maskę do twarzy, ale to była konieczność polecona przez moją panią kosmetolog, więc nawet nie dyskutowałam. Od jakiegoś czasu nauczyłam się zwracać uwagę na aspekty ekologiczne (bardzo żałuję, że tak późno) i uważam, że polskie marki w niczym nie ustępują zagranicznym. Oczywiście wygrywają kosmetyki, których nie testowano na zwierzętach!

   Przed Wami lista 10 niepodważalnie najlepszych kosmetyków minionego roku. UWAGA! W związku z tym artykułem odezwałam się do większości marek i poprosiłam o kod zniżkowy dla Was (jak już wspominałam miałam naprawdę sporo czasu na spamowanie skrzynek mejlowych innych ludzi).

1. Best face cream  

   The choice of the best face cream wasn’t simple – in the previous year, I went through a ton of such products and I wouldn’t even like to reveal the great number of cosmetics that I tried. Some of them were all right, but the “one” fulfils all of the criteria that are important to me – it doesn’t come at an exorbitant price, it is produced by a Polish brand, it is not tested on animals, and you can see the effect already after first use. Additionally, it has a pleasant texture, absorbs quickly, and, taking into consideration my current state, it’s easy to get. +30 day cream by Pause with Zaffiro effect is based on a modern technology, owing to which you can get rid of the first delicate signs of skin ageing. After applying it, you’ll notice that your face is more tightened and appropriately moisturised. It costs PLN 119 for 50 ml – it’s a fair price, especially taking into consideration the fact that the product is efficient and offers immediate effects. I have a 30% discount for you on all products by Pause – use the code „TOPPAUSE19” (the discount is valid from today until 19.01.2020).

* * *

1. Najlepszy krem do twarzy

   Wybór najlepszego kremu do twarzy nie był łatwy – w minionym roku wypróbowałam ich naprawdę sporo, aż głupio się przyznać do konkretnej liczby. Kilka z nich było w porządku, ale ten „jedyny” spełnia wszystkie ważne dla mnie kryteria  – nie ma wygórowanej ceny, jest rodzimej produkcji, nie testowano go na zwierzętach, a po jego zastosowaniu od razu widać efekt. Dodatkowo ma przyjemną konsystencję, szybko się wchłania i, co w obecnej sytuacji dla mnie ważne, jest łatwo dostępny. Krem na dzień +30 marki Pause z efektem Zaffiro oparty jest na nowoczesnej technologii, dzięki której można pozbyć się pierwszych delikatnych oznak starzenia się skóry. Po jego nałożeniu zauważycie, że twarz jest bardziej ściągnięta, a przy tym odpowiednio mocno nawilżona. Kosztuje 119 zł za 50 ml – to uczciwa cena, zwłaszcza przy dobrej wydajności i błyskawicznych efektach. Mam dla Was, aż 30% zniżki na wszystkie kosmetyki marki Pause – użyjcie kodu „TOPPAUSE19” (promocja będzie ważny od dzisiaj do 19.01.2020).

2. Best task-specific cosmeticIn

   this case, it comes down to tackling discolouration. For me, the greatest problem is inflammation spots that appear with zits. A cosmetic that will battle this problem has to stand out with high concentration of active ingredients that give great effect in a short amount of time – for example, it can be vitamin C. However, that’s not all – it needs to penetrate the deeper layers of skin and increase the effect. It should also quickly absorb into the skin and have light texture to shorten the time before the application of another substance – face cream. My favourite product turned out to be brightening ampoules with vitamins and nutrients by Balneokosmetyki. Among its ingredients, you’ll find vitamin C, restructuring complex, active complex of liquorice, water lily, bearberry, lemon, mulberry, and Japanese tangerine extracts. The effect is concentrated on brightening the complexion and bringing back its lustre. The ampoules owe their place in the ranking due to the fact that they can be used throughout the year (similar products can be use only during the autumn-winter season). For a package that has five ampoules, and each will be enough for up to three uses, you’ll pay less than PLN 60. A 15-day treatment will help you to get rid of sun, hormonal, and acne discolouration (unfortunately, it can’t be used while pregnant). Now, you can use a discount code “styczeń” to get all products for 20% less.

* * *

2. Najlepszy kosmetyk do zadań specjalnych
   W tym przypadku chodzi o rozprawienie się z przebarwieniami. U mnie największym problemem są stany zapalne, które powstają wraz z wypryskami. Kosmetyk, który sprosta temu wyzwaniu, musi wyróżniać się wysokim nasyceniem składników aktywnych, dających zauważalny efekt w krótkim czasie – na przykład może być to witamina C. Ale to nie wszystko – musi przenikać do głębszych warstw skóry i potęgować ich działanie. Powinien też szybko się wchłaniać i mieć lekką konsystencję, by umożliwić jak najszybsze nałożenie kolejnego specyfiku – kremu do twarzy. Moimi faworytami okazały się rozjaśniające ampułki witaminowo-odżywcze od Balneokosmetyki. W ich składzie znajdziemy witaminę C, kompleks restrukturyzujący, aktywny kompleks ekstraktów z lukrecji, lilii wodnej, mącznicy lekarskiej, cytryny, morwy i mandarynki japońskiej. Działanie skoncentrowane jest na rozjaśnieniu cery i nadaniu jej blasku. Pierwsze miejsce na podium ampułki zajęły przede wszystkim dzięki możliwości stosowania ich przez cały rok (podobne preparaty najczęściej mogą być używane jedynie w okresie jesienno-zimowym). Za opakowanie, w którym znajdziemy pięć ampułek, z czego każda wystarcza na trzy użycia, zapłacimy niecałe 60 zł. Piętnastodniowa kuracja pozwoli nam pozbyć się przebarwień zarówno tych posłonecznych, hormonalnych jak i potrądzikowych (niestety, nie można używać go w ciąży). Teraz warto skorzystać z promocji, aby kupić je oraz cały asortyment o 20% taniej – wystarczy użyć kodu rabatowego: „styczeń”.

3. Best face cleansing gel 

   This is my third bottle of  „Purifying Facial Cleanser" by D’Alchemy  – I love it and I’ll still use it for a very long time. I don’t want to bore you with commendation for a company, but this company can be really praised for hours on end. I’ll enumerate a few advantages that convinced me to reach for consecutive packages of this product.   First of all the fragrance – the brand’s philosophy is creating the fragrance so that we immediately feel better (like at-home aromatherapy). The gel, which contains, among others, apple, pear, pomegranate, and papaya extracts as well as essential oils extracted from grapefruit, tangerine, and orange, provides you with a blend of fresh and slightly citrus nose – really, for me it’s an ideal blend.  

   Secondly, it’s not only a product for cleansing residual make-up (this is attained by almost all gels). The reason why it stands out is that it doesn’t disrupt the hydrolipid balance and that it protects our natural pH – it’s extremely important as it is rarely found in cosmetics of this type (if we don’t remember about restoring the appropriate pH of our skin, the makeup won’t stay and it may crease and roll).  

   Thirdly, D’Alchemy has an exceptional way of storing all of its products – the black colour of the bottles does matter (the colour of the bottle decides about the amount of the light radiation that gets inside), D’Alchemy uses special biophonic glass that helps to maintain valuable properties of plant-derived ingredients (their gel is the only D’Alchemy product that doesn’t come in a glass container – that’s due to the risk of breaking and for safety reasons).  

   If you were wondering what else to order, they’ve got a really great under eye cream (AgeDelay Eye Concentrate), face mist/toner with a wonderful fragrance (Hydrating Dew Toner), and regenerating face oil (Intense Skin Repair Oil). Specially for you, the brand has prepared a discount code. If you use “MLE20”, you’ll get a 20% discount on all products (the discount is valid from today until the end of January).

* * *

3. Najlepszy żel do mycia twarzy
   To moja trzecia butelka żelu „Purifying Facial Cleanser" od D’Alchemy  – uwielbiam go i nie zamierzam z niego rezygnować jeszcze przez długi czas. Nie chcę Was zamęczać wyrazami uznania, ale tę markę można wychwalać i wychwalać. Wymienię za to kilka zalet, które mnie przekonały do sięgania po kolejne opakowania.

   Po pierwsze zapach – filozofią marki jest kreowanie jego w taki sposób, że od razu czujemy się lepiej (taka domowa aromaterapia). Żel, w którego skład wchodzą między innymi ekstrakty z jabłek, brzoskwini, granatu, papai oraz olejki eteryczne z grapefruita, mandarynki i pomarańczy, tworzą kompozycję świeżego, lekko cytrusowego bukietu – naprawdę dla mnie jest to miks idealny.

   Po drugie jest to nie tylko produkt do zmywania resztek makijażu (tę rolę właściwie spełnia każdy żel). Jego przewaga polega na tym, że nie zaburza równowagi hydrolipidowej skóry, czyli chroni jej naturalne pH – to jest bardzo ważne i rzadko spotykane przy tego typu specyfikach (jeśli nie zadbamy po umyciu twarzy o przywrócenie pH, gorzej będzie trzymał się makijaż, może się także zważyć).

   Po trzecie D’Alchemy ma wyjątkowy sposób przechowywania wszystkich produktów – nie bez znaczenia jest czarny kolor butelek (od barwy szkła zależy długość fal promieniowania świetlnego, przedostających się do wnętrza), D’Alchemy korzysta ze specjalnego szkła biofotonicznego, które pomaga zachować cenne właściwości składników roślinnych (żel to jedyny produkt w ofercie D’Alchemy, który nie jest w szkle – z uwagi na bezpieczeństwo i ryzyko stłuczenia).

   Gdybyście zastanawiały się jaki jeszcze zmówić produkt od tej marki to naprawdę świetny jest krem pod oczy (Age‑Delay Eye Concentrate), pięknie pachnąca mgiełka/ tonik do twarzy (Hydrating Dew Toner) oraz regenerujący olejek do twarzy (Intense Skin Repair Oil). Specjalnie dla Was marka przygotowała kod promocyjny na hasło „MLE20” otrzymacie 20% zniżki na cały asortyment (promocja trwa do dzisiaj do końca stycznia).

4. Best under eye cream

   The so-called “must have” of every woman that is tackling dark under eye circles. Previous months weren’t too merciful for me – this serum allowed me to get rid of the fatigue visible on my face.  A good under eye cream should have three traits – it should be moisturising, regenerating, and nourishing. Basiclab is an ideal mix and that’s why it found its way to “Top cosmetic hits of 2019”. Additionally, the formula was created to minimise the risk of allergic reactions – the serum is recommended for the most sensitive skin. I also need to add that this cosmetic never ends – it’s really efficient and it will last for a few months. Basiclab has prepared a special promotion for you – when buying this under eye cream, you’ll also receive a micellar lotion – grab the link  here.

5. Best face mask

   It’s the already mentioned face mask that was recommended by my cosmetologist. "Purifying Probiotic Masque" by Image – it is a face mask containing a probiotic and prebiotic intended for problematic, seborrhoeic, and zit-prone skin. It works wonders when it comes to acne and black heads. It seems to me that there are multiple products of this type on the market, and yet it's still difficult to find an ideal face mask. I’m glad that despite its high price, I bought the product and it went straight to this list. This face mask can be used by pregnant women. It is perfect for attenuating inflammation and decreasing swelling. It also disinfects post-acne wounds, gets rid of bacteria, and brightens complexity, and it is also easy to rinse off – it doesn’t solidify to stone (I hate that effect).

* * *

4. Najlepszy krem pod oczy
   Tak zwany „must have” każdej kobiety borykającej się z cieniami pod oczami. Ostatnie miesiące nie były dla mnie łaskawe – to serum pomógł mi „zdjąć” zmęczenie widoczne na mojej twarzy.  Dobry krem pod oczy musi posiadać trzy cechy – powinien być nawilżający, regenerujący i odżywczy. Basiclab to idealny miks dlatego dziś ląduje w „Kosmetycznych hitach 2019 roku”. Dodatkowo, formuła została stworzona tak, aby zminimalizować ryzyko wystąpienia reakcji alergicznych – serum jest polecany nawet do najbardziej wrażliwej skóry. Muszę także napisać, że ten kosmetyk się nie kończy – jest super wydajny i opakowanie spokojnie wystarcza na kilka miesięcy. Basiclab specjalnie dla Was przygotowało promocję – kupując serum pod oczy otrzymacie płyn micelarny gratis – link tutaj.

5. Najlepsza maska do twarzy
   To właśnie wspomniana wcześniej maska, polecona przez panią kosmetolog. "Purifying Probiotic Masque" marki Image- czyli maska z probiotykiem i prebiotykiem przeznaczona dla skóry problematycznej, łojotokowej, z tendencją do wyprysków. Prawdziwe zbawienie przy trądziku i zaskórnikach. Mam wrażenie, że na rynku jest dostępnych naprawdę wiele rodzai i wciąż przybywa nowych, a i tak ciężko jest znaleźć tę idealną. Cieszę się, że mimo dość wysokiej ceny, dałam się przekonać do tego produktu, bo teraz trafił na moją listę. Tej maski mogą używać kobiety w ciąży, bardzo skutecznie łagodzi stany zapalne i zmniejsza obrzęki. Odkaża także rany po trądziku, usuwa bakterie i rozświetla cerę, no i łatwo się zmywa – nie zastyga na twarzy jak kamień (nie znoszę tego efektu).

6. Best BB cream

   When I do my everyday makeup, I like using BB cream and avoid burdening the skin with heavy foundations – I haven’t found a foundation that wouldn’t lead to black heads. This year, I tested BB cream by Bioderma, Vichy, and Miya – and I recommend the last one. As the only one from the three, it concealed the imperfections and cared for the skin at the same time (by moisturising it). It also protected against the sun (SPF30). The colour is very important for me – I’ve got a fair complexion and if I choose a wrong shade, everyone can immediately spot the dark lines. Miya offers two options – light and dark. It may seem that the shade doesn’t match, but after a moment it will blend with your natural skin tone. You can see this effect on today’s photos (I have nothing on apart from this BB cream). What’s important, it comes at half of the price of Bioderma and Vichy. If that’s not enough, Miya BB is the only product that is not tested on animals. Miya has also prepared a code for you: with “mle25”, you will receive a 25% discount on all products.

* * *

6. Najlepszy krem BB
   W codziennym makijażu wolę sięgać po kremy BB i nie obciążać skóry ciężkimi podkładami – jeszcze nie znalazłam takiego, który nie powodowałby u mnie zaskórników. W tym roku wypróbowałam kremy marek Bioderma, Vichy i Miya – polecam ten ostatni. Jako jedyny z tej trójki maskował niedoskonałości, jednocześnie pielęgnując cerę (dobrze ją nawilżając) i chronił przed słońcem (SPF30). Bardzo ważny jest dla mnie kolor – mam dość jasną karnację i jeśli nieodpowiednio dobiorę barwę, od razu widać wyraźne odcięcia. Miya ma do wyboru dwie opcje – jasną i ciemną. Może nam się wydawać, że kolor nie pasuje, ale wystarczy chwila, by stopił się z naszą naturalną tonacją. Efekt możecie zauważyć na dzisiejszych zdjęciach (nie mam nic poza BB). Co ważne, jest też o połowę tańszy od Biodermy i Vichy. Jakby zalet było mało, Miya BB jako jedyna z wymienionych nie jest testowana na zwierzętach. Miya również przygotowała dla Was kod: „mle25” , z nim otrzymacie 25% zniżki na cały asortyment.

7. The best body scrub – Love me green

   A perfect body scrub has to be based on natural ingredients (plastic beads are a profanation and a joke – they should be banned), be non-irritant to the skin on our hands, and not leave a greasy layer. There’s only one winner in this category – Love Me Green scrub. I won’t hide that I’ve been very attached to this brand since the discovery of their body balm (I’ve already used a million litres of it). While pregnant, a body scrub and body balm are the basics. Love Me Green is the only brand that is based only on plant-derived active ingredients like oils and plant extracts. It is paraben, silicone, and mineral oil-free. You won’t find there phenoxyethanol or EDTA. It’s not tested on animals, it has an eco-friendly packaging, and it’s safe for pregnant women. With “Green2020”, you’ll receive a 20% discount on all products in your shopping card (the code is valid from today until the end of January).

8. Best hair product

   In my opinion, it’s Kevin Murphy. There’s a chance that you don’t know – it was the first company to introduce fully eco-friendly packaging – all products are packed with the use of recycled plastic from ocean rubbish. I tested a few cosmetic lines: purple Blonde.Angel (it delicately washes off the yellow hue, pink Rose.Rinse (for thin and dyed hair – it’s a great set), but the best product for me is blue Rapair-Me with regenerative properties. I need to admit that since I started using these cosmetics regularly, I can wash my hair less often. That’s an advantage that gets an A+.

* * *

7. Najlepszy peeling do ciała – Love me green
   Idealny peeling do ciała musi być naturalny (plastikowe kuleczki to profanacja i jakiś żart – powinny być zakazane), nie podrażniać naskórka dłoni i nie pozostawiać tłustej powłoki na skórze. W tej konkurencji zwycięzca może być tylko jeden – peeling Love Me Green. Nie będę ukrywać, że jestem przywiązana do tej marki od czasu odkrycia ich balsamu do ciała (zużyłam milion litrów). Będąc w ciąży peeling i balsam to dla mnie podstawa. Love Me Green jest marką, która bazuje wyłącznie na roślinnych składnikach aktywnych jak olejki i wyciągi roślinne. Nie posiada parabenów, silikonów, pochodnych olei mineralnych z przemysłu petrochemicznego, Phenoxyethanolu, czy EDTA. Nie jest testowany na zwierzętach, ma ekologiczne opakowania i jest bezpieczna dla kobiet w ciąży. Z kodem „Green2020” otrzymacie 20% zniżki na wszystko z koszyka (kod obowiązuje od dziś do końca stycznia).

8. Najlepsze kosmetyki do włosów
   Według mnie bezkonkurencyjny jest Kevin Murphy. Możliwe, że o tym nie wiecie – to on jako pierwszy zadbał o całkowicie ekologiczne opakowania – wszystkie jego produkty są wykonane z plastiku recyklowanego z oceanicznych śmieci. Przetestowałam kilka serii: fioletową Blonde.Angel (delikatnie zmywa żółty odcień), różową Angel.Rinse (do włosów cienkich i farbowanych – bardzo fajny zestaw), natomiast najbardziej przypasowała mi linia niebieska Repair-Me do regeneracji. Muszę też przyznać, że od kiedy zaczęłam regularnie używać tych kosmetyków, mogę rzadziej myć włosy, a to zaleta, która zasługuje na ocenę celującą.

emolientowy płyn oczyszczający marki NIOD (jest delikatny i nie napina skóry po umyciu twarzy) / „Voicemail Masque” marki NIOD, to całonocna maska do twarzy (działa odmładzająco – już po pierwszym użyciu widać różnicę) / olejek arganowy 100% marki Timeless (doskonale nawilża skórę – używam go codziennie) /  serum z witaminą C (20%) i E oraz kwasem ferulowym marki Timeless (przeczytacie o nim w moim starszym wpisie) / „Shine Stopper” marki Paula's Choice, to baza matująco-wygładzająca (jeśli Wasza cera ma tendencję do błyszczenia się to koniecznie kupcie ten krem – problem zniknie) / „Resist – Youth-Extending Daily Hydrating Fluid SPF 50” marki  Paula's Choice – nawilżająca emulsja przeciwsłoneczna SPF 50 (obowiązkowy kosmetyk nie tylko w lecie) /  „Skin Perfecting 8% AHA Gel Exfoliant” marki  Paula's Choice – żel złuszczający z 8 % kwasem glikolowym (złuszcza i działa przeciwzapalnie, przy tym wpływa na skórę kojąco i łagodząco – super kosmetyk)

9. The best cosmetic on-line store

   I shop most frequently at Cosibella.pl. They have plenty of great brands, and there are some that are available only at their store – A.Florence, Timeless, NIOD, or Paula’s Choice. Cosibella is the first known store which sends the following message immediately after you place an order: “We’ve just started packing your order in accordance with the Zero Waste philosophy. You won’t find plastic among the materials that we use for packing products. There are only: – paper Scotch tape; – biodegradable filler; – cardboard made of recycled materials; Your order will be safely and environmentally-friendly packed and delivered.” That’s a great move, won’t you agree?

10. Makeup cosmetics that

I used until I reached the very bottom.- Liquid blush by Bobbi Brown – it was a limited edition so I can’t give you the link – since this brand tests their cosmetics on animals, I’d rather buy something different. Can you recommend me any liquid blush?

– Brow pencil by Eveline – it costs PLN 24 and is available in Rossmann. Before, I used a brow pencil by Benefit and I don’t see a reason for overpaying.

– Fenty Beauty Foundation (by Rihanna) – I wrote that I use a BB cream on a daily basis, but if I have a night out with my friends, a date with my husband, or a family event, I like to put on something “stronger”. Fenty is another product that was recommended by my cosmetologist. It’s great as it doesn’t stain the clothes and stays on for long. When choosing the shade take a one-tone lighter shade than the one that blends perfectly with your skin during the test. All of the products by this brand become darker over the day.

   I wish you a swinging party for New Year's Eve and see you in a few month's time. I’ll try to get back as soon as possible. Aha! Everyone who wants to leave a comment should add the name of their favourite cosmetic at the end of it.

* * *

9. Najlepszy sklep internetowy z kosmetykami
   W Cosibella.pl najczęściej robię internetowe zakupy. Mają mnóstwo świetnych marek, kilka z nich można dostać tylko u nich, między innymi A.Florence, Timeless, NIOD czy Paula's Choice. Cosibella jest też pierwszym znanym mi sklepem, który po zamówieniu kosmetyków wysyła maila o takiej treści: „ Właśnie rozpoczęliśmy pakowanie Twojej paczki w zgodzie z ideą Zero Waste. Wśród materiałów, z których korzystamy nie znajdziesz plastiku, a jedynie: – papierową taśmę klejącą; – biodegradowalny Skropak; – karton z materiałów pochodzących z recyklingu; Twoja przesyłka będzie bezpiecznie zapakowana i jednocześnie przyjazna środowisku.” Same przyznajcie, że to fajny ruch.

10. Kosmetyki do makijażu, które zużyłam do ostatniej kropli i maźnięcia.
– Róż do policzków w płynie Bobbi Brown – była to limitowana edycja, więc go nie podlinkuję – ponieważ ta marka testuje kosmetyki na zwierzętach, wolałabym teraz kupić coś innego. Czy możecie polecić mi jakiś róż w płynie?
Kredka do brwi Eveline – kosztuje 24 złote i można kupić ją w Rossmannie. Wcześniej  używałam kredki z marki Benefit i nie widzę potrzeby przepłacania.
– Podkład Fenty Beauty (marka Rihanny) – pisałam, że na co dzień używam BB, ale jak mam jakieś wyjście z przyjaciółkami, randkę z mężem lub imprezę rodziną, wolę nałożyć coś „mocniejszego”. Fenty to kolejny produkt polecony przez panią kosmetolog. Jest świetny, bo nie brudzi ubrań i bardzo długo się trzyma. Przy doborze barwy weźcie o ton jaśniejszą niż idealnie zlewająca się z cerą podczas testu. Wszystkie podkłady tej marki po jakimś czasie ciemnieją na twarzy.

   Życzę Wam wspaniałej zabawy sylwestrowej i do zobaczenia za kilka miesięcy. Postaram się do Was wrócić najszybciej, jak to będzie możliwe. Aha! Każda z Was, która chce zostawić komentarz niech doda na końcu nazwę ulubionego kosmetyku tego roku.

 

Myślisz ze dbasz o skórę a tak naprawdę przyspieszasz jej starzenie

   Being wrong is a human thing. We were being convinced that it’s best to eat bananas when they become brown and ripe, and yesterday on a TV show, I heard that they might be harmful and it’s better to go for the most green ones. Cross fit was supposed to be a wonderful solution for our figures, and it turned out to be a source of mass injuries. When Julka was born, everyone was repeating that it’s best to leave the child in the crib to cry for a moment than taking the child into your arms – today, psychologists are alarming that such behaviour may have a negative impact on the child’s mental health. This rollercoaster of advice pieces also concerns the field of cosmetology – on one occasion, they claim that parabens are the devil, and even today, I read that if they are used in appropriate doses that are in accordance with the statutory regulations, they are totally safe. There is a similar situation with silicones – “eco” shampoos with the caption “no silicones” have been running rampant on the drug store shelves. Today, we’ll find plenty of products that will confirm that it was only a marketing ploy. The same situation is with parabens because if the proportions are appropriate they won’t do us any harm and, in fact, they are necessary. So how am I supposed to know what’s really good for my skin?  

   Currently, everything that is allowed to come into contact with our skin is assumed to be safe, testes, and theoretically harmless. The only negative effect may be that it won’t work at all, but it shouldn’t deteriorate the state of our organism, right? However, it turns out that the access to the state-of-the-art study methods sometimes reveals new properties of some ingredients and their influence (also negative influence). Additionally, the easiness of conducting analysis of the components (it’s enough to search online) gives away all of the “minutia” sins of cosmetic companies – e. g. the explanation that the term “fragrance” may contain irritant substances that can be found even in the natural and hypoallergenic cosmetics (an easy way to go around the law regulations). That’s why if despite the use of organic products, your skin still continues to be constantly irritated, check whether it’s not the cause.  

   Owing to that, I started to analyse the components and the rules for using particular cosmetics more meticulously, as I discovered that I’d been unwittingly contributing to the deterioration of my skin. And since I already dedicate time to skincare, it’s better to avoid stupid mistakes and avoid wasting my own work. I’d like to show you the most frequent mistakes that we make in the field of skin care. Have you been aware of them?

* * *

   Mylić się to rzecz ludzka. Przekonywano nas, że najlepiej jeść banany, gdy zrobią się brązowe, a wczoraj w programie telewizyjnym usłyszałam, że mogą szkodzić i najlepiej sięgać po najbardziej zielone. Crossfit miał być zbawieniem dla naszych sylwetek, a okazał się źródłem masowych kontuzji. Gdy urodziłam Julkę, wszędzie mówiono, by dzieci odkładać do łóżeczka i pozwolić im chwilę popłakać nim weźmie się je na ręce – dziś psychologowie biją na alarm: takie zachowanie może źle odbić się na psychice dziecka. Ta huśtawka rad i zakazów dotyczy także kosmetologii – raz naukowcy twierdzą, że parabeny to istne zło, podsuwane przez samego szatana, a jeszcze dziś czytałam, że jeśli stosuje się je w określonych dawkach, zgodnych z ustawowymi regulacjami są zupełnie bezpieczne. Podobnie było z sylikonem – „eko” szampony z napisem „bez sylikonu” wyrastały na drogeryjnych półkach, jak grzyby po deszczu. Dzisiaj znajdziemy mnóstwo artykułów, potwierdzających, że był to tylko chwyt marketingowy. Podobnie jak z parabenami, jeśli proporcje są odpowiednie, nie tylko nie szkodzą, ale wręcz są potrzebne. Skąd w takim razie mamy wiedzieć, co jest dla naszej skóry naprawdę dobre?

   Obecnie wszystko, co dopuszczone do kontaktu ze skórą uznawane jest za bezpieczne, przebadane i teoretycznie nie ma prawa szkodzić. Ewentualnie może nie działać, ale przecież nie pogarszać stanu organizmu, prawda? Okazuje się jednak, że dostęp do nowocześniejszych metod badań czasem odkrywa nowe właściwości niektórych składników i ich wpływu (także tego negatywnego). Dodatkowo łatwość analizy składu (wystarczy poszperać w internecie) obnaża „drobne” grzeszki koncernów – np. wyjaśnienie, że pod pozycją ‚zapach” mogą ukrywać się substancje drażniące, które w ten sposób trafiają nawet do naturalnych i hipoalergicznych kosmetyków (bardzo prosty sposób na obejście prawa). Dlatego, jeśli mimo stosowania organicznych produktów skóra wciąż jest podrażniona, sprawdźcie czy wina nie leży właśnie tu.

   Dzięki temu, że zaczęłam dokładniej analizować składy i zasady stosowania kosmetyków, odkryłam, że czasem bezwiednie przyczyniamy się do pogorszenia stanu naszej skóry. A skoro już poświęcamy czas na pielęgnację, to lepiej nie robić głupich błędów i marnować przez to własną pracę. Przedstawiam Wam najczęstsze nieprawidłowości, których dopuszczamy się w temacie pielęgnacji. Widziałyście o nich?

1. You’ve come across an ideal cream so you’re planning to stick to it until the end of your days? Monogamy in this case is a wrong choice. After certain time, the skin will absorb a sufficient amount of vitamins from your favourite product and won’t need it anymore. As a result, the cream becomes neutral and the youthful lustre is dependent on the appropriate nutrition. It’s a similar situation if you were to eat only apples for a few months – it’s obvious that they are healthy, but it doesn’t mean that you need to limit yourselves only to that fruit – your organism would be fed up with the amount of vitamin C, but it would lack plenty of other minerals, fats, and carbohydrates. That comparison will explain why after finishing a jar of cream, you should find another cream with different properties and then after some time, go back to its predecessor. I, for example, after using  D’ALCHEMY „Age Defence Broad", went for „Aqua Face Cream", which contains calcium, magnesium, zinc, and iron. The brand knows how to stay environmentally-friendly – it can boast exchangeable refills for creams and face masks. You don’t have to buy the whole packaging each time. Now, there is a discount code available on the website on all products. With AQUA20, you will received a 20% discount on all products.

2. Do you remember to darken your smartphone screen to protect your skin from the harmful blue light? Great, but I need to disappoint you – that doesn’t work out that well as you’re not decreasing its hue or power. It’s obvious that it would be better to decrease the time spent in front of it, but we often work in front of a screen so it’s not that easy to do. Blue light (HEV- High Energy Visible Light) is emitted by computer, tablet, smartphone, and TV screens. Even when you are reading this article, the light gets deep into the layers of your skin and free radicals are damaging your collagen and elastin fibres. And that’s probably not the only thing that you’ll watch on your screen today… If you really want to help your complexion and scroll through Instagram safely, you should search for antioxidant  cosmetics. The composition should include vitamin C, vitamin E (tocopherol), zinc oxide, and vitamin B3 (niacinamide). My cosmetologist told me that during her last conference in Warsaw, it was a widely discussed topic – that doesn’t come as a surprise as it’s a new and serious problem. What’s interesting, there aren’t too many products on the market that would protect against blue light.

* * *

1. Trafiłaś na krem idealny, więc planujesz zostać mu wierna do końca swych dni? W tym wypadku monogamia jest błędem. Skóra po jakimś czasie wchłonie wystarczającą ilość witamin z ulubionego produktu i nie będzie ich więcej potrzebowała. W rezultacie krem staje się dla nas neutralny, a przecież młodzieńczy blask zależy od odpowiedniego odżywienia. To tak, jakbyśmy przez kilka miesięcy jadły tylko jabłka – to fakt, że są zdrowe, ale to nie oznacza, że można się do nich ograniczyć – organizm miałby dość witaminy C, ale brakowałoby mu mnóstwa innych minerałów, tłuszczy i węglowodanów. To porównanie wyjaśnia, dlaczego po skończeniu opakowania warto poszukać kremu z innymi właściwościami, a za jakiś czas wrócić do poprzednika. Ja na przykład, po zużyciu  D’ALCHEMY „Age Defence Broad" sięgnęłam po „Aqua Face Cream", w którego skład wchodzi wapno, magnez, cynk i żelazo. Marka wie też jak dbać o środowisko – może poszczycić się wymiennymi wkładami w kremie i masce. Nie trzeba za każdym razem kupować całego opakowania. Teraz na stronie jest kod promocyjny: AQUA20, upoważnia do 20% zniżki na cały asortyment. 

2. Pamiętasz, by ściemniać ekran smartofona, żeby chronić skórę przed szkodliwością światła niebieskiego? Super, ale muszę Cię rozczarować – to niewiele daje, bo nadal nie zmieniasz jego barwy i mocy. Wiadomo, że najlepiej byłoby ograniczać spędzany czas przed nim, ale często w ten sposób pracujemy, więc nie jest to takie proste. Niebieskie światło (HEV- High Energy Visible Light) emitowane jest przez ekrany komputerów, tabletów, smartfonów i telewizorów. Nawet gdy czytasz ten artykuł, przedostaje się ono do głębokich warstw skóry, a wolne rodniki rozbijają włókna kolagenu i elastyny. A to pewnie nie jedyna rzecz, którą wyświetlisz dziś na ekranie… Jeśli faktycznie chcesz pomóc swojej cerze i bez obaw scrollować Instagram, poszukaj kosmetyków o działaniu antyoksydacyjnym. W składzie powinna być witamina C, witamina E (tokoferol), tlenek cynku i witamina B3 (niacynamid). Moja pani kosmetolog opowiadała, że na ostatniej konferencji w Warszawie był to szeroko poruszany temat – nic dziwnego, bo to nowy, ale poważny problem. I co ciekawe, na rynku nie ma jeszcze wiele produktów chroniących przed światłem niebieskim.

3. A very wrinkled face resembles the texture of a dried plum – you don’t need any studies to see a certain relationship here. Dried fruit are always wrinkled as the water that they contain make them look beautiful and tasty. The same rule applies to our skin. Taking care of our youthful appearance should be based on miniaturisation. Not really on creams labelled as anti-aging. Their properties won’t do us any good if we don’t set the basics right in the first place. A cream (or serum) with moisturising properties have to be used on a daily basis. For example, I take this step during my morning routine, before applying my cream. I use a very moisturising  elixir by KOI. It has an enigmatic name because it reminds me of Harry Potter and the school of magic, but maybe it’s good because it really works wonders. Already after the first application, you can spot the difference – your skin is lustrous and smooth. Additionally, it absorbs quickly so you can easily apply it before the anti-wrinkle cream and foundation – your makeup won’t crease. Now, at Koicosmetics.pl you can use a 15% discount on particular products – it’s enough to use the code: KOI15

4. Instead of a milk and toner, you use a micellar lotion as you think it’s light, doesn’t burden the skin, and it doesn’t have to be washed off? Of course, the water solution is based on micelles (tiny spheres made of hydrophilic and lipophilic particles invisible to the naked eye) so it’s more delicate than makeup removal gels and it gives the impression that the skin is covered with water with miraculous properties. And now let’s get down to Earth – each detergent left on the skin has an irritating effect and may cause dryness, may deepen the wrinkles, and may even become food for invisible mould. Even if it is written on the packaging that you don’t have to rinse it off, you should clear your face with water or toner at the end. Your skin will thank you for that.

* * *

3. Bardzo pomarszczona twarz fakturą przypomina skórkę wysuszonej śliwki — nie trzeba badań, aby zobaczyć pewną zależność. Wysuszone owoce są zawsze pomarszczone, bo to zawarta w nich woda sprawia, że wyglądają pięknie i apetycznie. Ta zasada działa także w naszym przypadku. Dbanie o młody wygląd powinno opierać się na odpowiednim nawilżaniu. Wcale nie na tak zwanych kremach „anty-aging". Nic nam po ich właściwościach, jeśli w pierwszej kolejności nie zadbamy o podstawy. Krem (albo serum) z funkcją nawilżania musi być stosowany codziennie. Ja na przykład używam podczas porannej pielęgnacji, jeszcze przed nałożeniem kremu, silnie nawilżającego eliksiru marki KOI. Nazwę ma dość tajemniczą, bo kojarzy się z Harrym Potterem i szkołą czarów, ale może to i dobrze, bo ma naprawdę magiczne działanie. Już po pierwszym zastosowaniu widać dużą różnicę – skóra jest promienna i gładka. Na dodatek szybko się wchłania, więc spokojnie można go nakładać przed kremem przeciwzmarszczkowym i podkładem – makijaż się nie zwarzy. Teraz na stronie Koicosmetics.pl obowiązuje 15% zniżka na pojedyncze kosmetyki – wystarczy użyć kodu: KOI15

4. Zamiast mleczka i toniku używasz płynu micelarnego, bo wydaje Ci się, że jest tak lekki i nie obciąża skóry,  a poza tym nie trzeba go zmywać? Oczywiście, to przecież wodny roztwór na bazie miceli (malutkie, niewidoczne gołym okiem kuleczki złożone z cząstek hydrofilowych i lipofilowych), jest więc delikatniejszy niż żele do demakijażu i wydaje nam, się, że skórę przemywamy wodą o cudownych właściwościach. A teraz schodzimy na ziemię – każdy detergent pozostawiony na skórze działa drażniąco i może ją wysuszać, prowadzić do pogłębienia zmarszczek, a nawet stanowić pożywkę dla niewidocznej pleśni. Nawet jeśli na opakowaniu jest napisane, że płukanie nie jest konieczne, zawsze na koniec przemyjcie twarz wodą lub tonikiem. Skóra Wam za to podziękuje.

5. Perfect skin disinfection? Disposable gloves? If you think that it’s enough to combat a zit on your cheek, you’re wrong. Unfortunately, squeezing imperfections out causes great stress to the skin and it always leads to micro damages that take a long time to heal. That’s why before you start getting rid of what’s inside, you should dry the zit – that’s the most important part. For two to three days, use a topical cosmetic (a special cosmetic and not a toothpaste!). For many years, I’ve been using Guerlain „My Supertips”, which is really great but you need to pay as much as PLN 150 for a small tube. I replaced it with the one by Balneokosmetyki – it is equally effective and its considerably cheaper (additionally with the code: październik, you’ll get a 25% discount on all products at Balenokosmetyki.pl). It’s great when it comes to deceasing skin inflammation – the zits become considerably fainter and smaller. It regenerates our skin and protects against the appearance of post-acne scarring.

* * *

5. Doskonała dezynfekcja skóry? Jednorazowe rękawiczki? Jeśli myślisz, że to wystarczy, aby pokonać pryszcza na Twoim policzku to niestety jesteś w błędzie. Niestety, duszenie i gniecenie niedoskonałości jest dla skóry ogromnym stresem i zawsze prowadzi do mikrouszkodzeń, które długo się goją. Dlatego zanim zaczniesz pozbywać się tego, co w środku, wysusz wyprysk – to właściwie najważniejsze. Przez dwa, trzy dni używaj punktowego preparatu (nie pasty do zębów, tylko specjalnego kosmetyku!) Przez wiele lat stosowałam Guerlain „My Supertips", który faktycznie jest dobry, ale trzeba zapłacić 150 złotych za małą tubkę. Zmieniłam go na ten od Balneokosmetyki – działa tak samo skutecznie, a jest dużo tańszy (dodatkowo z kodem: październik uzyskacie 25% zniżki na cały asortyment w sklepie Balenokosmetyki.pl). Jest świetny jeśli chodzi o niwelowanie stanów zapalnych – są znacznie bledsze i mniejsze. Regeneruje i chroni przed powstawaniem śladów potrądzikowych.

6. Did you believe that collagen can penetrate your skin, and that’s you started to use collagen-based cosmetics? The extent of this ploy is already described in „Are cosmetic novelties of the 21st century only marketing ploys? What’s really effective and when do cosmetic producers turn into cynical liars?  ”. It’s still true that in order for the collagen particles to penetrate your skin, they need to be really tiny and it’s difficult to find such products on the market. Fortunately, there is an easier way out to replenish the deficits. With age, the production of collagen decreases which negatively impacts our appearance (as much as 30% of the whole mass of human protein is stored in collagen). In comparison to cosmetic preparations, collagen consumed in food is digested and then really used by the cells as a building material. In such a form, it has the greatest chances to influence the youthful appearance of our skin, the elasticity of our hair, and the state of our nails. It’s enough to add 10 grams of powder to juice, cocktail, or even drink with water alone (you should definitely remember to add lemon juice – vitamin C is required for collagen synthesis) to quickly replenish its deficit in our body. I recommend the one by Zojo Elixirs – their collagen is not genetically modified and does not contain any preservatives. It contains pure hydrolysed protein that strengthens and firms the skin up. Owing to the impeccable formula, out skin quickly regenerates, increases smoothness, and reduces fine lines and wrinkles. You can now buy all products by Zojo Elixirs with a 20% discount by using the following code: zojopromocja.

7. The last product is for you to fill in. Write about your experiences and the mistakes that you’ve made that simply contributed to the deterioration of the state of your skin.

* * *

6. Uwierzyłaś, że kolagen może przenikać przez skórę i używasz kosmetyków na jego bazie? O tym jaką wielką jest to ściemą, przekonywałam Was już we wpisie o „Czy kosmetologiczne odkrycia XXI wieku to tylko chwyty marketingowe? Co naprawdę działa a kiedy producenci kosmetyków cynicznie kłamią? ”. Nadal prawdą jest, to że aby cząsteczki kolagenu przeniknęły przez skórę, muszą być drobne, a na rynku kosmetycznym trudno znaleźć je w takiej postaci. Na szczęście istnieje prostsza droga do prawidłowego uzupełniania jego niedoborów. Z wiekiem produkcja kolagenu drastycznie zwalnia, co negatywnie wpływa na nasz wygląd (aż 30% całkowitej masy białka ludzkiego to właśnie kolagen). W porównaniu do preparatów kosmetycznych kolagen przyjmowany drogą pokarmową zostaje strawiony, a potem realnie wykorzystany przez komórki jako budulec. W takiej formie ma największe szanse wpłynąć na młody wygląd skóry, sprężystość włosów i stan paznokci. Wystarczy 10 gramów tego proszku dosypać do soku, koktajlu, czy nawet wypić z samą wodą (koniecznie z dodatkiem soku z cytryny – witamina C jest potrzebna do syntezy kolagenu), aby w szybki sposób uzupełniać jego deficyt. Polecam ten od Zojo Elixirs – ich kolagen nie jest modyfikowany genetycznie, nie ma też konserwantów. Zawiera czyste hydrolizowane białko, które wzmacnia i ujędrnia skórę. Dzięki ich znakomitej formule skóra się szybko odnawia, zwiększa się jej gładkość, znacząco redukują się drobne linie i zmarszczki. Teraz możecie kupić wszystkie produkty Zojo Elixirs o 20% taniej z kodem: zojopromocja 

7. Ostatni podpunkt zostawiam Wam do uzupełnienia. Napiszcie ze swojego doświadczenia jakie popełniałyście błędy, które przyśpieszały lub po prostu pogorszyły stan Waszej skóry.

Czy kosmetologiczne odkrycia XXI wieku to tylko chwyty marketingowe? Co naprawdę działa a kiedy producenci kosmetyków cynicznie kłamią?

   A long, long time ago, just like today, women wanted to look good and were applying different products to keep their youth and smooth skin. Since the times when Cleopatra bathed in goat milk, everything has changed in the field of cosmetology. The development of technology allows us now to land on Mars and clone animals so we can easily assume that cosmetics should be more effective than those used before the discovery of print, steam engine, penicillin, or radio. But is that really the case? Are novel and original ingredients and products better than what we’ve known for centuries? And maybe it’s only an advertising ploy to catch our attention and convince us to buy new products? Which ingredients are really effective, and which are only an ornamental caption on the packaging? Today’s post is to help you dispel your doubts.

* * *

   Dawno dawno temu, tak samo jak my dziś, kobiety chciały dobrze wyglądać i stosowały różne specyfiki, aby zachować młodość i gładką skórę. Od czasów, gdy Kleopatra kąpała się w kozim mleku w kosmetologii zmieniło się wszystko. Rozwój technologii pozwala nam teraz lądować na Marsie i klonować zwierzęta, można więc założyć, że kosmetyki powinny być znacznie bardziej skuteczne, niż przed wynalezieniem druku, silnika parowego, penicyliny czy radia. Ale czy tak jest w istocie? Czy to, co nowe, oryginalne, jest lepsze od tego, co znane od wieków? A może to tylko chwyt reklamowy, mający zwrócić naszą uwagę i przekonać do zakupu? Które składniki naprawdę działają, a które jedynie są ozdobnym napisem na opakowaniu? Dzisiejszy wpis jest po to, aby pomóc nam rozwiać te wątpliwości.

Snail slime  

   Slime used in the production of cosmetics is sourced from Helixa Aspersa Mullera snails. It is bred at specially prepared snail farms. Even though it might seem that it’s a novelty (the studies were started in the 90s, but I’ll write more about it in a second), the properties of snail slime have been known since the times of ancient Greeks – it was not only used to improve appearance, but also as medicine, especially to treat wounds. Since the 80s of the previous century, the slime caught the attention of the industry anew – after numerous studies that took more than a decade, a cream, and then other cosmetics, containing snail slime was created. The technique of sourcing of this precious slime is not that simple and some companies have their own ways to do that – for example, they put snails into vibration to increase the slime production. That’s why it’s important to check whether the product that we want to buy is cruelty free – it is a guarantee that animals don’t suffer during the production process.  

    The name of the ingredient itself is not that encouraging. That’s why it doesn’t come as a surprise that some people (especially men) don’t really understand how we can apply that on our skin. Probably most of you imagine the marks left by these little (cute?) creatures after a spell of rain.    

   But does it work at all? Snail slime is an ideal support for skin that needs regeneration. Since it has regenerative properties, it propels the healing of post-acne wounds and smoothes shallow wrinkles as well as scars and stretch marks. However, for the cosmetic to work, it really has to contain snail slime. That’s why you should always read the composition and look for something that contains “snail” in its name. You should also make sure that there is more than 5% of snail slime in the cosmetic (such information should be present on the package).

Precious collagen?  

   We know that collagen in precious that’s why we allow ourselves to be fooled by cosmetics that contain it. It seems to us that by rubbing into our skin, we’ll improve its state. You can't be further from the truth!  

   Collagen is responsible for the elasticity of our skin. Over time, we’ve got less and less of collagen the result of which are wrinkles. Cosmetic producers suggest that’s enough to rub it into our body. However, the problem is that collagen works only in the deep layers of our skin that are areas unreachable for any cream, gel, or serum. Our skin is secured by the calloused layer of epidermis which protects our organism against losing too much water and against chemical substances and germs. It’s a superb shield also for collagen whose particles are too large to break inside.

   A breakthrough was made in 2006, when Nature Biotechnology published an article proving that there exists a protein with a larger mass that has a chance to reach the deeper layers of our skin (it was discovered that skin has greater permeability that it had been assumed). On the basis of these studies, scientists started to work on a method to translate the discovery into new solutions in the world of cosmetics. This resulted in the analysis of collagen particles sourced from fish scales. From a chemical perspective, collagen in the form of tropocollagen molecules penetrates skin layers and reached dermis through skin pores. Fish collagen is additionally “able” to stimulate our organism to produce our own collagen which results in improved elasticity.  

When it comes to captions on packages, we often reach for creams that claim to have 100% of collagen concentration. Such concentration would turn our cream or serum into a jelly. 3% or 4% is the maximum. Don’t be fooled and in case of doubt, ask the seller.  

To sum up, creams with collages are effective only if appropriate technology is used. Unfortunately, not every producer that uses it boasts that fact. I found such cream here.

* * *

Śluz ślimaka

   Śluz stosowany w produkcji kosmetyków pozyskiwany jest ze ślimaka o nazwie Helixa Aspersa Mullera. Hoduje się go w specjalnie przystosowanych do tego fermach. Choć mogłoby się wydawać, że to nowość (dokładne badania zaczęto w latach 90., ale o tym za chwilę), właściwości śluzu ślimaków znane były już starożytnym Grekom – stosowano go nie tylko dla poprawy urody, ale jako środek leczniczy, zwłaszcza na rany. Od lat 80. poprzedniego wieku na nowo zaczęto interesować się tym składnikiem – po licznych badaniach, które trwały ponad dekadę, stworzono krem, a później inne specyfiki zawierające ślimaczy śluz. Technika zbierania tej cudownej mazi nie jest łatwa, a niektóre firmy mają swoje sekretne sposoby – np. wprowadzają ślimaki w wibrację, by zwiększyć produkcję śluzu. Dlatego ważne, żeby przed zakupem sprawdzić, czy na opakowaniu jest napis „cruelty free” – to gwarancja, że zwierzęta nie cierpią podczas „produkcji”.

   Sama nazwa składnika brzmi dość zniechęcająco. Nic dziwnego, że niektórzy (zwłaszcza mężczyźni) zupełnie nie rozumieją tego, jak możemy godzić się na styczność naszej skóry z czymś takim. Pewnie większość ma przed oczami ślady zostawiane po deszczu przez te małe (urocze?) stworzonka.

   Ale czy to w ogóle działa? Śluz ślimaka jest doskonałym wsparciem dla skóry, która potrzebuje regeneracji. Skoro ma właściwości naprawcze, przyspiesza gojenie się ran potrądzikowych, ale i wygładza zmarszczki płytkie oraz blizny i rozstępy. Żeby jednak kosmetyk zadziałał, musi naprawdę zawierać w składzie śluz. Dlatego zawsze czytajmy spis składników i po pierwsze szukajmy czegoś z nazwą „snail”, a po drugie upewnijmy się, że jest go więcej niż 5% (taka informacja powinna znaleźć się na opakowaniu).

Cenny kolagen?

   Wiemy jak cenny jest dla nas kolagen, dlatego łatwo dajemy się nabrać na kosmetyki, które mają go w swoim składzie. Wydaje nam się, że wcierając go w skórę, znacznie poprawiamy jej kondycję. Nic bardziej mylnego!

   Kolagen odpowiada za elastyczność skóry. Z upływem czasu jest go coraz mniej, dlatego pojawiają się zmarszczki. Producenci kosmetyków sugerują, że wystarczy go uzupełnić wsmarowując w ciało. Problem jednak w tym, że kolagen działa w głębokich warstwach skóry, do której krem, żel, serum nie mają szansy dotrzeć. Nasza skóra zabezpieczona jest zrogowaciałą warstwą naskórka, która pilnuje, by z organizmu nie uciekało za dużo wody, a substancje chemiczne i drobnoustroje nie dostawały się do wewnątrz. To doskonała tarcza także dla kolagenu, którego cząsteczki są zbyt duże, by przebić się do środka.

   Przełom nastąpił w 2006 roku, kiedy na łamach „Nature Biotechnology” udowodniono, że istnieje białko o większej masie, które ma szansę przedostać się przez skórę głębiej (odkryto, że skóra ma większą przepuszczalność niż sądzono). Na podstawie tych badań zaczęto opracowywać metodę przełożenia tego odkrycia na skuteczność kosmetyków, aż dotarto do analizy cząstek kolagenu pozyskiwanego z rybich skór. Chemicznie to ujmując kolagen w postaci cząstek tropokolagenu przenika do skóry właściwej, a jego „drzwiami” są pory skórne. Kolagen rybi dodatkowo „potrafi” stymulować organizm do produkcji własnego kolagenu, co realnie przekłada się na elastyczność skóry.

   Co do napisów na opakowaniach, bardzo często sięgamy po produkty 100% kolagen. Takie stężenie sprawiłoby, że mielibyśmy do czynienia z twardą galaretką, a nie płynem czy kremem. 3% lub 4% to maksimum. Nie dajmy się nabrać i w razie wątpliwości dopytajmy o szczegóły sprzedawcę.

   Reasumując, kremy z kolagenem są skuteczne tylko wtedy, jeśli zastosowana jest odpowiednia technologia. Niestety, nie każdy producent, który ją stosuje potrafi się tym pochwalić. Ja znalazłam taki krem tutaj.

Controversial vitamin C  

   Did you know that vitamin C sparks heated emotions, even similar to vaccines, carrying children in carriers, or using cinnamon in face masks? Some use this ingredient as a cure for everything and in all forms, others perceive it as the greatest myth of our times. What’s the truth?  

   Vitamin C works and may have beneficial influence on our health and beauty problems, but it has to be appropriately applied. That’s why whenever your choice is dictated by the fact that vitamin C is one of the cream ingredients, you should forget about this product altogether. Lipids, and that’s how it is served in a cream, are a terrible medium. You’ll notice it’s effect only when you’ll use it in a liquid form, that is in a concentrated serum. Vitamin C can be added as ascorbic acid. It has been present on the market in this form for years. However, people with sensitive skin should pass on applying it. I know something about it as I once used too much and I ended up with an unpleasant skin irritation. Back then, I thought that the more, the better so I learned that I should always meticulously follow instruction and do tests in areas that aren’t immediately visible (e. g. behind your ears). However, getting back to ascorbic acid – it’s the cheapest option, but it has a major drawback – a short expiry date.  

   When it comes to delicate skin types, it’s worth using vitamin C in the form of tetrahexyldecyl ascorbate that is not only milder, but also has a longer expiry date after you open it. It also works in lower concentrations and it can be bought in the form of oil (oil serum).  There is also ascorbyl glucoside, that is vitamin C that reaches deeper skin layers. It works for a longer period of time, but the effects are less visible from the outside.  

   The fact that vitamin C works wonders when it comes to wrinkles is common knowledge (everything is useful in our battle against wrinkles in today’s world as these are our greatest enemies). However, the most important effect that we get after applying a serum with vitamin C is the improvement of our complexion. Skin that has been treated with vitamin C has visible smaller pores and gains youthful elasticity. Good cosmetics can also visibly brighten our skin already after 2 weeks. Grey lacklustre complexion will gain healthy colour. Discolorations, even though resulting from acne, have a change to disappear (or be less visible). Additionally, an appropriately chosen serum will help you with leaking blood vessels – vitamin C tightens them and improves blood circulation.  

   Supplementing vitamin C in order to improve the appearance of your skin is hopeless (skin is the element in the chain that is reached last if you consume vitamin C in that particular oral form). That’s why we need to take action on the outside if we want to improve the appearance of our skin. Recently, I recommended vitamin C serum by Timeless (you can find the post here) and I still think that the product is superb, yet I’d like to check out another brand after I am finished with the bottle. I confess – I saw these products on Instagram belonging to one of the Kardashians and I just “had to try”. Paula's Choice is not popular in Poland (but you can easily get it from a Polish distributer – Cosibella.pl), but I think that it’s only a matter of time and it will settle on our market for good. The great asset of „C15 Super Booster” is that it doesn’t prick your skin after application. It can be mixed with face cream and used on an everyday basis. It’s strong enough to brighten all types of sun discolorations.

Pure truth – coenzyme Q10  

   Products with coenzyme Q10 should be the first ones that are used in anti-aging cosmetics that we use in our twenties. Dermatologists are blunt about its effectiveness in getting rid of small wrinkles and making deeper ones shallower. It’s also great for improving skin elasticity. It’s one of the most effective methods in fighting wrinkles. It has been proved that it is an ingredient protecting against ageing of skin suffering from too long sun exposure. More specialist cosmetics decrease the symptoms of inflammation, including acne (common and erythemosa) and atopic dermatitis.  

   What’s behind the coenzyme known to all women? It was discovered by professor Karl Folkers at the end of the 50s (it was sourced from an ox’s heart. The Japanese, in turn, were able to devise a method of mass “production”. The extent and importance of these achievements are corroborated by the fact that coenzyme Q10 is referred to by some as the greatest scientific achievement of the 20th century.  

   Our organisms stop producing it in an appropriate amount already around our 25th birthday. And the problem doesn’t only concern the state of our skin, but also our arteries and, at the same time, our fitness – as Q10 is responsible not only for our appearance, but also for our general health. In 2005 also in Japan, it was proved that the best results are yield when you combine cosmetics with an appropriately adjusted diet. It’s important that coenzyme Q10 is applied with fats (as a medium). That’s why we need to consume it, for example, accompanied by olive oil. Its greatest concentration can be found in fish, giblets, broccoli, and spinach.

* * *

Kontrowersyjna Witamina C

   Wiecie, że temat Witaminy C budzi na forach internetowych podobne emocje, jak szczepionki, noszenie dzieci w nosidełku lub stosowanie cynamonu w maseczkach? Jedni ten składnik stosują na wszystko i w każdej postaci, inni mają go za największy mit naszych czasów. Jaka jest prawda?

   Witamina C działa i może poprawić pewne sprawy zdrowotne czy urodowe, ale musi być odpowiednio podana. Dlatego jeśli wybór jakiegoś kremu podyktowany jest wyłącznie tym, że wymieniona jest w składzie, od razu odpuśćmy. Lipidy, a tak podana jest w kremie, są dla niej fatalnym nośnikiem. Efekt jej działania zauważymy dopiero, gdy sięgniemy po kosmetyki w formie płynnej, czyli skoncentrowanego serum. Witamina C może być dodawana jako kwas askorbinowy. Tak funkcjonuje na rynku od lat, ale o ile jej skuteczności raczej nie da się podważyć, o tyle osoby o wrażliwej skórze nie powinny jej stosować. Wiem coś o tym, bo kiedyś przesadziłam i skończyłam z nieprzyjemnym podrażnieniem. Wydawało mi się wtedy, że im więcej tym lepiej, co nauczyło mnie dokładnego przestrzegania instrukcji i robienia testów w niewidocznym miejscu (np, za uchem). Wracając jednak do kwasu askorbinowego – to najtańsza opcja, ma jednak wadę w postaci krótkiego terminu przydatności – nie wolno przekroczyć 3 miesięcy po otwarciu, a opakowanie trzeba przechowywać w ciemnym pomieszczeniu lub lodówce.

   Przy delikatniejszej cerze warto stosować Witaminę C w postaci tetraizopalmitynianu askorbylu, który nie tylko jest bardziej łagodny, ale ma o wiele dłuższy termin ważności po otwarciu. Działa już w mniejszym stężeniu i można go kupić jako olejek (olejowe serum).  Jest jeszcze glukozyd askorbylu, czyli witamina C, która wnika w głębsze warstwy, działa tam dłużej, choć na zewnątrz efekty są mniej widoczne.

   To że Witamina C działa na zmarszczki jest dość oczywiste (wszystko w dzisiejszych czasach działa na zmarszczki, w końcu to główny wróg). Najważniejszym jednak efektem jaki osiągniemy po zastosowaniu serum z witaminą C jest poprawa kolorytu cery. Skóra potraktowana Witaminą C ma widocznie zmniejszone pory i nabiera młodzieńczej elastyczności. Dobre kosmetyki mogą zauważalnie rozświetlić skórę już po 2 tygodniach stosowania. Szara, ziemista cera nabierze zdrowego kolorytu. Przebarwienia, nawet te po trądziku, mają szansę zniknąć (lub stać się mniej widoczne). Dodatkowo odpowiednio dobrane  serum rozwiązuje kłopoty z rozszerzonymi i pękającymi naczynkami – witamina C uszczelnia je i poprawia cyrkulację krwi.

   Suplementowanie witaminy C w celu poprawienia stanu skóry jest bez sensu (skóra jest ostatnim ogniwem, do którego dociera po jej doustnym przyjmowaniu). Dlatego jeśli chcemy zadbać o jej wygląd, musimy działać od zewnątrz. Ostatnio polecałam Wam serum Timeless z Witaminą C (tutaj wpis) i nadal uważam, że jest to świetny produkt, ale po jego wykończeniu chciałam wypróbować inną markę. Przyznaję się – widziałam te produkty na Instagramie u którejś z Kardashianek i „dałam się namówić”. Paula's Choice nie jest popularny w Polsce (można go jednak bez problemu zamówić przez polskiego dystrybutora – Cosibella.pl), ale myślę, że to kwestia czasu kiedy u nas zadomowi się na dłużej. Ogromną zaletą „C15 Super Booster” jest to, że nie szczypie po aplikacji. Można go mieszać z kremem do twarzy i używać na co dzień. Jest na tyle silny, że rozświetla nawet niewielkie przebarwienia po słońcu.

Czysta prawda, czyli koenzym Q10

   Produkty z koenzymem Q10 powinny być pierwszymi przeciwzmarszczkowymi kosmetykami, po które sięgamy jeszcze przed trzydziestką. Dermatolodzy wprost mówią, o ich skuteczności w niwelowaniu drobnych zmarszczek, spłycaniu większych i poprawianiu elastyczności skóry. To jedna z najskuteczniejszych metod w walce ze zmarszczkami. Udowodniono, że jest to składnik chroniący przed starzeniem się skóry spowodowanym nadmierną ekspozycją na słońce. Bardziej specjalistyczne kosmetyki zmniejszają objawy stanów zapalnych, między innymi trądziku (pospolitego, różowatego) i atopowego zapalenia skóry.

   Pytanie, czym jest koenzym o nazwie, którą zna każda kobieta? Odkrył go profesor Karl Folkers pod koniec lat pięćdziesiątych (wyodrębniony został z wołowego serca). Japończykom natomiast udało się stworzyć metodę masowej „produkcji”. O wadze tych dokonań niech świadczy fakt, że odkrycie koenzymu Q10 w niektórych kręgach nazywane jest największym osiągnięciem nauki XX wieku.

   Nasze organizmy zaprzestają produkcji odpowiedniej ilości koenzymu już w okolicach 25 urodzin. I zmartwienie nie dotyczy jedynie stanu naszej skóry, ale i naszych tętnic, a tym samym ogólnej wydolności – bo Q10 odpowiada nie tylko za wygląd, ale również za nasze ogólne zdrowie). W 2005 roku także w Japonii dowiedziono, że najlepsze rezultaty daje połączenie kosmetyków z odpowiednio dobraną dietą. Ważne, by koenzym Q10 miał towarzystwo tłuszczów (jako nośnika), dlatego spożywajmy go np. z oliwą z oliwek. A najwięcej znajdziemy go w rybach, podrobach, brokułach i szpinaku.

Teraz w sklepie Love me Green obowiązuje 20% zniżka na cały asortyment (promocja trwa do 15 listopada). Wystarczy użyć kodu: LMG202019 . Udanych zakupów :)

Kind mother nature  

   I won’t go into analysing the properties of swallows’ nests, bulls’ semen, and other thing. I’d rather focus on the less extravagant ingredients that don’t have to be gathered during the full moon on some kind of exotic island. Our backyard is full of undervalued blessings that bring better results than the drug store bestsellers.   Something what works doesn’t have to me a substance with an original name that is an extract from a strange plant or an effect of the rituals of an exotic animal. Sometimes you don’t have to smash the molecules to create an effective cosmetic – you can just use formulas that have been around for years. Maybe walking barefoot around the garden and gathering herbs is too much, but the knowledge about the properties of honey or nuts will be really helpful.  

   The already mentioned honey is a precious ingredient in itself – the fall season is coming, and I don’t really know a better way to get rid of chapped lips than a honey mask (it’s enough to apply it on your lips for a few minutes). Its antibacterial and anti-inflammatory properties will also help you to tackle acne – wounds are healing faster, and the scars and discolorations are scarcer. Dry and fatigued skin that is treated with honey regains its lustre and appropriate level of moisturisation. The cosmetic isn’t worth our attention if it’s not reversing time – owing to the presence of vitamin (A, E, C) honey battles free radicals and delays the appearance of deep wrinkles.  

   Nuts, in turn, are best in their oily form – on the condition that these are pure oil, without the addition of chemical substances – they can be only enriched with vitamins. You’ll find information on that on the packaging – the list on ingredients shouldn’t be longer than 2-3 items.  

   It is one of the better hair cosmetics: brittle and fragile hair will be thankful for the sweet almond oil – it will regenerate, moisturise, and protect it against the harmful hair dryer and sun rays. Almond oil is the main ingredient of my beloved body balm by Love Me Green – a brand whose formulas are developed with the use of the recent innovations and discoveries of natural cosmetics industry. Additionally, they have really beautiful fragrances as they contain various extracts and plant oils. Now, I’ve hot one that smells of green tea. In turn, the state of your hair suffering from split ends will be improved by argan oil – it will strengthen is and help you to battle dandruff. For falling hair, it’s best to use coconut oil sourced from coconut pulp – it will make your hair soft and shiny. It also strengthens our hair bulbs and cares for curly hair.

* * *

Łaskawa matka natura

   Odpuszczę analizowanie właściwości gniazd jaskółek, nasienia byków i innych. Wolę się skupić na mniej ekstrawaganckich składnikach, których nie trzeba zbierać przy pełni księżyca na jakiejś egzotycznej wyspie. Na naszym podwórku znajdziemy wiele niedocenianych dobrodziejstw, o działaniu często lepszym niż większość drogeryjnych bestsellerów.

   Coś, co działa, wcale nie musi być substancją o oryginalnej nazwie będącą ekstraktem z dziwnej rośliny lub efektem działań egzotycznego zwierzęcia. Czasami nie trzeba rozbijać molekuł, aby stworzyć skuteczny kosmetyk – można sięgnąć po receptury znane od wielu lat. Może chodzenie boso po ogródku i zbieranie ziół to za dużo, ale wiedza o właściwościach np. miodu czy orzechów bardzo się przyda.

   Wspomniany miód sam w sobie działa doskonale – zbliża się jesień, a ja nie znam lepszego sposobu na spierzchnięte usta, niż miodowa maseczka (wystarczy posmarować i potrzymać kilka minut). Jego antybakteryjne i przeciwzapalne właściwości pomagają w walce z trądzikiem – rany goją się szybciej, a blizny i przebarwienia są rzadsze. Sucha i zmęczona skóra potraktowana miodem odzyskuje blask i odpowiedni poziom nawilżenia. Co to byłby za kosmetyk, jeśli nie odmładzałby naszej skóry – dzięki zawartości witamin (A,E,C) przeciwdziała wolnym rodnikom i opóźnia pogłębianie się zmarszczek.

   Orzechy natomiast polecam w postaci olejków – pod warunkiem, że są to czyste olejki, bez dodatku chemii – ewentualnie z witaminami. Informacje na ten temat znajdziecie na opakowaniu – lista składników nie powinna przekraczać 2-3 pozycji.

   To jeden z lepszych kosmetyków na włosy: kruche i łamliwe podziękują za olejek ze słodkich migdałów – zregeneruje je, nawilży i będzie chronił przed szkodliwym ciepłem z suszarki oraz promieniami słonecznymi. Olejek migdałowy jest głównym składnikiem mojego ukochanego balsamu do ciała od Love Me Green – marki, której receptury są opracowane z wykorzystaniem ostatnich dokonań i osiągnięć kosmetyki naturalnej. Do tego wyjątkowo pięknie pachną, ponieważ zawierają różne ekstrakty i olejki roślinne. Teraz mam ten o zapachu zielonej herbaty. Z kolei kondycję włosów z rozdwajającymi się końcówkami poprawi olejek arganowy – wzmocni je, wygładzi i pomoże w walce z łupieżem. Na wypadające włosy natomiast najlepiej zadziała pozyskiwany z miąższu kokosa olejek kokosowy – sprawi, że staną się miękkie i lśnią. Wzmacnia także cebulki i dba o włosy kręcone.