Księgarnio-kawiarnia

    W samym środku zimy postanowiłyśmy wybrać się z Zosią do miejsca, które cieszy się u nas w mieście bardzo dobrą sławą. Kawiarnia połączona z księgarnią to naprawdę wspaniałe miejsce aby spotkać się ze znajomymi.

   Jeśli lubicie czytać książki, to lista tematów do omówienia w księgarnio-kawiarni będzie nieskończona. W naszym przypadku tak było. Od razu zaczęłyśmy panoszyć się wśród regałów i wykrzykiwać raz po raz: A to czytałaś?! A TO? Nie??!! No to MUSISZ przeczytać!!!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  Gdy każda z nas miała już zrobioną listę książek obowiązkowych, mogłyśmy spokojnie napić się pysznej kawy. Kiedy Zosia zajęła się przeglądaniem książek kucharskich, ja zabrałam się za to co lubię najbardziej, czyli czytaniem tylnych okładek książek, gdzie znajduję się krótki opis fabuły i błyskotliwa recenzja. Dla mnie to jak oglądanie trailerów filmowych, od razu wiem, czy chcę się w to zagłębić czy nie.

Wychodząc wiedziałyśmy już, że będziemy przychodzić do tego miejsca przy każdej nadającej się okazji.

Polecam sprawdzić, czy w Waszym mieście nie ma księgarnio-kawiarni. Oto miejsca, które ja znalazłam w internecie:

Warszawa:  http://www.tarabuk.pl/ 

Wrocław:  http://pik.wroclaw.pl/Nalanda-KsiegarnioKawiarniaVegedajnia-m362.html

Łódź:   http://czasdzieci.pl/lodz/katalog/id,9037deb-ksiegarnio_kawiarnia_mala.html

 

Poznań:  http://www.aktivist.pl/miejsce/localId,11214,ksiegarnio-kawiarnia-bookcrossing-pl-miejsce.html

 

 

Sunny!

   Dzisiaj jest u mnie piękna pogoda, a u Was? Tak się cieszę, że słońce już tak mocno i długo świeci. To wspaniałe uczucie, kiedy wychodzę z zajęć o godzinie 17 i nie muszę, w ciemnościach i po omacku szukać klamki od samochodu. I nie zdarza mi się już wracając do domu w porze obiadowej, mylić każdy krzak z  czyhającym na mnie seryjnym mordercą (bo teraz mogę dojrzeć liście). Reasumując, to dobrze, że tak późno się ściemnia:)

   Ja w każdej wolnej chwili wystawiam ryjek do słońca, niczym surykatka i Was też do tego zachęcam! Tylko błagam, pamiętajcie o filtrze!

 

 

Latawce, dmuchawce, wiatr…

    Aby pozostać w latawcowym nastroju przedstawiam parę zdjęć, na których sama próbuję walczyć z tą zabawką. Muszę przyznać, że nie jest to wcale aż takie trudne jak mi się kiedyś wydawało:) Miłego niedzielnego wieczoru!

 

The whole world stops for a while

    Cześć Wam! Jak tam sobotnie popołudnie? Chciałabym się z Wami podzielić wrażeniami z niedzielnego spaceru. Ponieważ słońce pięknie świeciło a temperatura też była bardzo przyjemna, przekonałam znajomych, abyśmy wybrali się na plażę puszczać latawiec. Było mnóstwo ludzi! Zawsze jestem pozytywnie zaskoczona, gdy widzę ile osób wybiera świeże powietrze, zamiast siedzenia przed komputerem (nie żebym ja teraz przed nim siedziała;)).

   Was też chciałabym zachęcić chociaż do krótkiego spaceru. Najlepiej z paczką najbliższych znajomych. A potem polecam  wprosić się do kogoś, kto świetnie gotuje (cześć Zosiu, co tam porabiasz?:D).

Pełni werwy wchodzimy do akcji!

Nie możemy zapomnieć o Zosi, która pomimo przyplątanego choróbska poszła razem z nami.

 

 

 

SH

  Zapewne część z Was domyśla się co oznacza ten skrót:). Secondhandy (czy ktoś wie jak to się powinno odmieniać? :)) w ostatnim roku, zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu. I bardzo dobrze! Ja nigdy nie zapomnę swojej pierwszej trasy po trójmiejskich lumpeksach. Zabrała mnie na nią, moja przyjaciółka, która zna się na secondhandach jak nikt inny. Do dziś pękam z zazdrości, gdy widzę na jej nogach kozaczki, w camelowym kolorze od Jil Sander, które kupiła za 30 złotych (i to jeszcze z metką !!! Jak ktoś mógł je oddać?!).

    Gdy w mroźny poniedziałkowy poranek (akurat w te dni są u nas dostawy), przyjechała po mnie pod dom, w bojowym nastroju, kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać. Gdy pędziłyśmy na otwarcie pierwszego lumpeksu, M. dała mi tylko jedną radę: Pamiętaj! Od teraz musisz być czujna niczym ŁASICA!. Oczywiście myślałam, że sobie żartuje, ale mina mi zrzedła gdy przed sklepem zobaczyłam (godzina 8.50!) około 30 osób czatujących przy drzwiach. Dziesięć minut później zostałam dosłownie wgnieciona do środka, ale i tak byłam z siebie dumna, że w ogóle udało mi się przekroczyć próg.

     Pierwsza moja wyprawa, była całkiem owocna. Kupiłam parę białych koszulek na wagę (których według mnie, nie można mieć nigdy zbyt wiele), za jakieś 4 zł, oraz skórzany pasek za 9 złotych, który bardzo przypomina paski oferowane przez Levi's czy Diesel.

    Udało mi się też znaleźć, coś dla mojego małego bratanka. Jeśli chodzi o ubrania dla dzieci, to lumpeksy są naprawdę niezastąpione (trzeba tylko pamiętać o wygotowaniu ubranek w pralce, na wszelki wypadek).

Nie znalazłam jednak torebki Chanel czy płaszcza Burberry, ale M. powiedziała mi, że tego typu okazje, zdarzają się rzadko, i trzeba być naprawdę skrupulatnym poszukiwaczem aby coś takiego ustrzelić. Mnie to jednak nie zniechęciło i jeśli zdarza mi się mieć wolne Poniedziałki, z wielką chęcią wyruszam na łowy. :)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Powyżej chciałam Wam pokazać, co Zosi udało się znaleźć w secondhandzie. Płaszczyk, który ma na sobie, kupiła we wrześniu za 28 złotych (proszę nie dziwcie się ilości śniegu:), zdjęcia na potrzeby tego artykułu zostały zrobione już jakiś czas temu:)). Zosia oddała go do czyszczenia i teraz wygląda jak nowy! Według mnie to naprawdę udany zakup. Z resztą to samo powiedziałam Zosi, która przyzwyczajona do niskich cen w lumpeksach wahała się nad tym wydatkiem:).

 

Upiekło mi się…

Jak wszyscy wiemy, specjalistką od gotowania jest Zosia. Tak się jednak czasami składa, że to ja muszę przygotować obiad dla bliskich (na szczęście niezbyt często:)). Ponieważ lubię przepisy szybkie i jak najprostsze, przedstawiam Wam, mój przepis na pieczony schab. Jest idealny, jeśli nie jesteście Panem Makłowiczem. Dodatkową zaletą tej potrawy jest to, że można nią wykarmić nawet 6 osób (pod warunkiem, że liczba mężczyzn nie przekracza połowy grupy, inaczej może być problem:)).

Przejdźmy do konkretów. Oto co będzie nam potrzebne:

 

Schab (około 3/4 kg)

4 duże marchewki

2 duże cebule

pół kilograma ziemniaków

por

seler

pietruszka

 

A do sosu:

łyżeczka soli

oliwa z oliwek

łyżeczka tymianku

łyżeczka rozmarynu

łyżeczka bazylii

5 ząbków zgniecionego czosnku

Po umyciu schabu, osuszyć papierowym ręcznikiem i położyć na blasze.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wszystkie warzywa obieramy (nie śmiejcie się proszę z moich obranych, kwadratowych kartofli:)) i kroimy na małe kawałki.

 

 

 

Wszystko wrzucamy do brytfanki.

Wszystkie składniki do sosu mieszamy i polewamy nim schab oraz warzywa. Można dodatkowo dosolić sam schab. Pieczemy w piekarniku przez około półtorej godziny na dużej temperaturze (około 190 stopni). W trakcie pieczenia polecam przewrócić same warzywa, żeby były równomiernie opieczone.

Tak wygląda gotowy schab!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dziesiejsza bitwa wygrana! SMACZNEGO!