Sześć drobnych rzeczy, za które Twoje ciało podziękuje Ci pod wieczór. Przeczytaj, skorzystaj albo zapomnij, czyli listopadowe „umilacze” dla zmęczonej dziewczyny.

   Zacznijmy od tego, że tytuł jest z założenia ironią, bo cały dzisiejszy wpis jest trochę o tym, abyśmy zrzuciły ze swojego ramienia gadającą do nas przez cały dzień „najlepszą wersją siebie”, która każe nam zrobić morderczy trening, gdy jesteśmy padnięte, wycisnąć poranne minuty jak cytrynę, aby zdążyć zrobić kreskę na oku, czy skrytykować nas za to, że trzeci raz w tym tygodniu robimy makaron w sosie pomidorowym na obiad. „Najlepsza wersja siebie” to zwrot, który miał nas motywować do samodoskonalenia, ale jak to zawsze bywa w popkulturze, historii, modzie i codziennym życiu – nowości po czasie właściwie zawsze ulegają wypaczeniu, dochodzą do skrajności i stają się dla nas raczej obciążeniem niż wybawieniem, jeśli nie potrafimy podejść do tematu z dystansem.

   Listopad to taki miesiąc, w którym chyba najczęściej mówię do siebie „no dobra, to teraz zrobię już tylko to, to i to, a potem wezmę na siebie trochę mniej, aby w przyszłym miesiącu mieć więcej czasu”. Z całą pewnością jest to wynik jeszcze niewypowiedzianego na głos widma zbliżających się Świąt. Nie należę do osób ubierających choinkę w listopadzie, ale moja podświadomość czuje już, że w najbliższych tygodniach muszę skończyć „to co muszę” aby mieć więcej czasu na to „co chcę” bo na początku grudnia tych drugich rzeczy jest naprawdę wiele, a odkąd zostałam mamą trwają one o wiele dłużej niż wcześniej i na dodatek są dla mnie ważniejsze niż cokolwiek innego. I co w związku? Myślę, że właśnie teraz warto jest spojrzeć obiektywnie na swoje możliwości i zasoby, a potem pozwolić sobie na niedoskonałości, błędy, realizację zadań w 85% i zdrową asertywność.

   Umilaczy na blogu nie było już od dłuższego czasu, więc zebrałam do jednego worka wszystko to, co pozwala mi odrobinę zmniejszyć presję narzucaną samej sobie, spojrzeć na codzienne czynności w inny sposób, albo zmodyfikować coś, co nie przynosiło efektów, a wymagało zaangażowania. Mowa o rzeczach ważnych, jak czas z bliskimi czy organizacja pracy, ale też zupełnie błahych, jak pielęgnacja  czy uprawianie sportu (a raczej jego nie uprawianie).

1. Mindfulness, efektywne oddychanie, treningi odpoczynku.

    Skąd wniosek, że dotarliśmy do skrajności? Dziś nawet „nicnierobienie” odbywa się według jakiegoś planu i ma swoją nazwę. Powinno przynieść wymierny efekt i być nastawione na cel. Nie możesz po prostu gapić się przez okno – powinnaś nazwać to treningiem „mindfulness” i wykonywać go według ściśle określonej procedury. To samo tyczy się oddychania – najlepiej przejechać pół miasta w godzinach szczytu, aby przez 45 minut uczyć się robić wdech i wydech, żeby wrócić do domu po wieczornych „Faktach” i pogodzie, ale za to z poczuciem, że nie zmarnowałaś tego czasu na leżeniu na kanapie. Oczywiście, trochę przesadzam, ale coraz częściej mam wrażenie, że tak bardzo boimy się przez chwilę stanąć w miejscu, że nawet gdy w końcu mamy na to czas, znajdujemy jakiś rodzaj ucieczki od odpoczynku. Jeśli wydaje Wam się, że rewolucja self-care powoli zaczyna zjadać samą siebie, to posłuchajcie tego podcastu Karoliny Sobańskiej. Od razu uprzedzam – nie wszystko mnie w nim przekonuje i część tez trzebaby pewnie potwierdzi w badaniach naukowych, ale na pewno skłania do przemyśleń.  

   A jeśli nie macie ochoty słuchać podcastów to pamiętajcie, żeby nie traktować swojego ciała jak maszyny, która ma wykonać normę niezależnie od okoliczności i że nie ma nic złego w tym, aby wolny czas spędzić w mało produktywny sposób.

2. Potrafisz robić parę rzeczy na raz? Super! A potrafisz jeszcze tak nie robić?

   Wielozadaniowość miała być kluczem do lepszej organizacji i produktywności i z całą pewnością pomaga zaoszczędzić czas. Problem zaczyna się wtedy, gdy przenosimy nasze nowe umiejętności także do tych sfer życia, w których nie jest to wskazane. Ogarnianie wielu rzeczy na raz, na najwyższych obrotach, powinno pomóc nam w tym, aby pod koniec dnia odpocząć bez wyrzutów sumienia i z poczuciem, że wykonałyśmy założony plan. Tymczasem coraz częściej mówi się o tym, że będąc w trybie „ośmiornicy” ciężko jest po przekroczeniu progu mieszkania zaciągnąć nagle hamulec i na spokojnie poświęcić się jednej rzeczy. Niech pierwsza rzuci kamieniem ta, która wpadając do domu nie próbuję w tym samym czasie przygrzać obiadu, wstawić prania, odpakować paczki, umówić dziecka do lekarza i zrobić porządek z otwartymi pisakami. A czemu nie? Że niby nie damy rady? Oczywiście, że damy radę! Ba! Wyprowadzając psa na spacer wystawimy i prześlemy mejlem faktury do księgowej i zrobimy listę zakupów. 

   Z czego to wynika? Przyzwyczajamy się do dużej liczby bodźców i napięcia w ciągu dnia, wracamy do domu i wcale nie czujemy się dobrze, gdy tych bodźców nagle zaczyna brakować. Modelowanie naszym zaangażowaniem i efektywnością to podobno jeszcze trudniejsza sztuka niż wielozadaniowość. Ale to właśnie skupienie się na jednej czynności jest najlepszym odpoczynkiem (czy jak kto woli „mindfulness”). Warto pod wieczór pomyśleć sobie „pędziłam cały dzień, pospinałam wszystkie tematy, załatwiłam listę spraw, która wydawała się nie do ogarnięcia, pozostałe rzeczy mogę zrobić nie pędząc jak struś pędziwiatr”.  

3. Odetnij się od rzeczy które kradną twój czas.

   Być może to właśnie ten artykuł na blogu? Albo filmiki na Tik toku? Albo koleżanka, która dzwoni do Ciebie zawsze wtedy, gdy stoi w korku, a Ty z grzeczności odbierasz, chociaż planowałaś właśnie rozwiesić pranie? Media społecznościowe i wampiry energetyczne to dosyć typowi zjadacze cennych minut, ale rzeczy materialne, które posiadamy również kradną nas czas. Marie Kondo napisała o tym sporo książek, o których pewnie niejedna z Was pamięta, ale jej niektóre złote myśli dopiero ostatnio nabrały dla mnie istotnego znaczenia.

   Powód? Finał ponad rocznego remontu, a co za tym idzie remanent każdej najmniejszej rzeczy w moim mieszkaniu – od gry w Monopoly, po nigdy nie użyty obrus. Od starego dywanu po ukochany i od dawna niekompletny serwis. Od pierwszych śpioszek mojej córki, po wciśniętą w pawlacz (i napawającą mnie dziś wstydem) ostatnią kurtkę z futrzanym obszyciem. Wszystko to wylądowało w kartonach wiele tygodni temu i cierpliwie czekało na moment, w którym znów ujrzy światło dzienne. Teraz wróciło w moje ręce i zostało poddane surowej ocenie. Czy to wszystko zasługuje na to, aby znów pojawić się w moim życiu? Nie chodzi nawet o to, czy chcę oglądać konkretne przedmioty na półkach, ale czy na pewno znajdę czas, aby się nimi wszystkimi zająć? Bibeloty trzeba odkurzać, ubrania nosić, sprzęt do szatkowania orzechów przydałoby się użyć chociaż raz do roku (ale chyba dla zasady, bo gotowe mielone orzechy kupuję w sklepie). Patrząc na ten ostatni przykład – ile razy będę pomstować na to, że to urządzenie zajmuje mi miejsce w szafce? Ile razy będzie mi przeszkadzało w znalezieniu czegoś innego? A gdy w końcu postanowię je użyć – czy sprawdziłam jak się je składa i czy nie brakuje żadnej części? Czy nie będę musiała wszystkiego umyć, bo przez to, że długo stało nieużywane zdążyło się zakurzyć? No cóż, wolę opiekować się moimi dziećmi niż przedmiotami. 

Remont to zawsze czas rozliczania się z otaczającą nas materią, ale książki akurat mogły czuć się bezpiecznie. 

Jeśli do tej pory nie słyszeliście jeszcze o rodzinie Durellów (których historia doczekała się nawet własnego serialu), to gorąco polecam zarówno słynną trylogię z Korfu, jak    "Zapiski ze zwierzyńca", w których dorosły już Gerald Durrell dostaję pierwszą, wymarzoną pracę w Zoo. Brzmi trywialnie, ale ten kto miał już okazję zapoznać się z twórczością tego autora wie, że potrafi on pisać w sposób zabawny i mądry o wszystkim, a już na pewno potrafi pisać pięknie o zwierzętach. Idealna książka na dobranoc, którą można czytać dzieciom, a później dokończyć rozdział samemu, gdy reszta domowników zaśnie. 

4. To może być 15 sekund, albo i dziesięć godzin, ale sztuka zawsze przynosi ukojenie.

   Ja wiem, że rady typu „sprawdź jakie wystawy są teraz w Twoim mieście” wzbudzają wśród zapracowanych osób podobne odczucia jak komentarze w stylu „powinnaś trochę zwolnić”, ale weekendowa wizyta w pobliskiej galerii może być malutkim kroczkiem, który zamieni się później w lawinę pozytywnych zmian. Trójmiasto nie posiada takiego muzeum jak Londyn czy Paryż, ale i tak jest sporo do obejrzenia. Polecam wystawę prac Fangora w Pałacu Opatów  Gdańsku, albo Teresy Pągowskiej w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie. A jeśli to zupełnie nie Wasza działka i macie wrażenie, że gadam jak nauczycielka z ubiegłego wieku, to podaję Wam na tacy netflixową alternatywę. Pierwszy odcinek cyklu „Abstrakt” o pracy Olafura Eliassona to super wstęp do tego, aby na sztukę spojrzeć inaczej. Bez zbędnego filozofowania. 

5. Zamiast oglądać w telefonie jak inni dbają o siebie, odłóż go i zrób to co oni. 

   Są ważniejsze sprawy niż tusze do rzęs, nowy zapach od Chanel i pewnie Was też drażni to ciągłe podkreślanie influencerek, że teraz stawiają na „me-time” w związku z czym przez najbliższe dni nie będą wrzucać zdjęć z nowymi stylówkami, bo potrzebują relaksu. Łapię się na tym, że moja irytacja wynika z podstawowego błędu atrybucji (stojącego w mojej ocenie u podstawy hejtu w internecie) i że dla wielu z Was wyrywkowe treści na moich kanałach mogą czasem wzbudzać podobne myśli. W każdym razie – skoro one potrafią zrobić sobie detox od mediów społecznościowych (a jest to przecież ich praca) aby zadbać o swoje ciało, to może my też możemy?  Nie obrażam się na gwiazdy, które bardzo mocno i z dużą częstotliwością mówię o tym, jak ważne jest dbanie o siebie.

   Relaksu i chwilowego „odcięcia” od spraw wielkiej wagi i codziennej gonitwy potrzebuje każdy. Dla jednych będzie to mecz ekstraklasy, a dla innych krótka rozmowa o zaletach retinolu. Pielęgnacja to najprostszy, najszybszy, najstarszy i najbardziej pierwotny sposób na to, aby poczuć się lepiej. I każda zmęczona dziewczyna ma prawo z tego sposobu skorzystać. Od ostatniego podsumowania kosmetycznych nowości minęło prawie cztery miesiące temu, więc czas na małe uaktualnienie. 

Retinol. Coś tam wiedziałam, ale tak nie do końca. Pani kosmetolog, do której trzy razy w roku chodzę na zabiegi dermapen suszyła suszyła mi głowę za każdym razem, że mam w końcu potraktować sprawę poważnie i włączyć retinol na stałe do mojej codziennej pielęgnacji. No i włączyć ją skutecznie, a nie po omacku. Najpierw mam przyzwyczaić skórę, stosując produkty z małym stężeniem co drugi dzień, a potem powoli zwiększać częstotliwość i wprowadzać intensywniej działające kosmetyki. Jeśli chciałybyście zacząć stosować kosmetyki z retinolem, ale trochę boicie się, że zrobicie sobie krzywdę to koniecznie skonsultujcie się z dobrym kosmetologiem – warto, bo te najlepiej działające, zaawansowane kosmetyki muszą być stosowane w odpowiedni sposób. Polecam stronę sklepu Topestetic, bo znajdziecie tam duży wybór profesjonalnych kosmetyków do pielęgnacji twarzy i w każdej chwili możecie tam skorzystać z porady kosmetologa. Ja wybrałam kremy do twarzy (Transformation Face Cream i Age Intervention Retinol Plus) oraz maskę (Retinol Plus Mask) od marki Jan Marini. Mam też dla Was 10% rabatu na kosmetyki Jan Marini na topestetic.pl hasło: KASIA10 (kod ważny jest do 20.11.2022r. do końca dnia – promocje nie łączą się).

Kire Skin All is clear to maska, oczyszczająca, która jest kolejnym udanym zakupem od tej marki. Uwielbiam ich żel oczyszczający z fermentową wodą ryżową czy nawilżającą maskę na noc z czarną herbatą i to, że jeśli w pośpiechu nie schowam kosmetyków do szuflady, to nikomu to nie przeszkadza, bo opakowania są bardzo ładne. Wwidoczny na zdjęciu kosmetyk na bazie różowej fermentowanej glinki zmniejsza wydzielanie sebum o 13,7% i widoczność porów o 31%, ujędrnia, nawilża i chroni skórę przed utratą wody. Jeśli WWy też macie swoich faworytów w Kire to z kodem MLE15 otrzymacie 15% zniżki na zakupy w Kire Skin (kod działa, aż do końca grudnia).

Statystyki nie kłamią – Sensum Mare to jedna z najpopularniejszych marek wśród Czytelniczek bloga. Nie dziwię się,bo bez ich kremu „bb” nie wyobrażam już sobie mojego makijażu (za to o zwykłym podkładzie mogłam zapomnieć), więc z przyjemnością informuję, że do gamy produktów marki weszły właśnie nowości. Linia ALGORPO C to dwa kosmetyki z witaminą C: krem i serum. Obydwa  produkty zawierają najlepsze i najbardziej stabilne formy witaminy C (3-O-Ethyl Ascorbic Acid i Ascorbyl Tetraisopalmitate). W serum stężenie witaminy C wynosi 10% a w kremie 3%. A co do promocji: wszystkie kosmetyki (poza zestawami świątecznymi) są przecenione aż o 30% z okazji Black Friday (promocja trwa do 28 listopada). Jeśli planowałyście zrobić zakupy później to po tym czasie, do 10 grudnia będziecie mogły skorzystać z hasła MLE, który da 20% zniżki.

Wykorzystałam tubkę do końca i od razu zamówiłam kolejną. Pisałam o tym balsamie parę miesięcy temu i podtrzymuję każde dobre słowo. Smaruję nim ciało po kąpieli, dzieci, dłonie ww ciągu, twarz męża po goleniu (no dobrze, to ostatnie robi on sam) i uwielbiam jego multifunkcyjne zastosowanie. Balsam kojąco ujędrniający od marki Polemika to odżywcza i lekka formuła, która nadaje się do każdego typu skóry. Jest to jednocześnie krem codzienny, nawilżający, kojący, regenerujący po opalaniu oraz łagodzący w przypadku podrażnień skóry. Zawiera ferment bakterii ekstremofilnych, co zwiększa nawilżenie i wspomaga odnowę skóry oraz niweluje rumień, a także bioferment z owsa, który pomaga wzmocnić i zregenerować skórę dzięki materiałowi pre i probiotycznemu, wspierającemu jej naturalną mikroflorę. Naturalny skwalan roślinny, w budowie podobny do ludzkiego sebum, zapewnia nawilżenie i uszczelnienie naskórka oraz ułatwia wchłanianie się substancji aktywnych, a hialuronian sodu wiąże wodę i zapewnia nawilżenie skóry. Kosmetyk zawiera sproszkowaną herbatę Matcha – skarbnicę antyoksydantów o działaniu przeciwzapalnym, przeciwstarzeniowym i łagodzącym. Na koniec wisienka na torcie: ppakowanie produktu w całości pochodzi z recyklingu i wykonane jest w 100% z tworzywa sztucznego PCR (Post-Consumer Recycled). Z przyjemnością podaję Wam kod: MLE20, który uprawnia do skorzystania z 20% rabatu na wszystkie kosmetyki (nie dotyczy zestawów i akcesoriów), jest aktywny aż do 20 grudnia!

6. Ortoreksja, quinoa zamiast ziemniaków i zero mrożonek.

  Ostatnio usłyszałam gdzieś, że stres który przeżywamy w związku z tym, aby zdrowo się odżywiać może być bardziej szkodliwy niż paczka chipsów zjedzona w sobotni wieczór. Nie znalazłam żadnych badań, które by to potwierdziły, ale myślę, że rozumiem co autorka miała na myśli. Powiem to otwarcie: podziwiam tych, którzy w dzień powszedni pędzą do sklepu ekologicznego po gruboziarnistą mąkę orkiszową, aby zrobić ręcznie robiony makaron na obiad. Ja tak nie robię. Nie mam na to sił ani chęci. Ugotowanie kupnego penne, które akurat mam w szufladzie pozwoli zaoszczędzić mi półtorej godziny. Moja „najlepsza wersja siebie” pewnie nie przybije mi za to piątki, ale zdecydowanie wolę pogadać z mężem przy stole, niż słuchać jej pochlebstw krojąc w paski idealne tagliatelle.

    Gotowanie i domowe posiłki to według mnie temat, w którym wciąż ciężko nam – kobietom, mamom, partnerkom – przyznać się publicznie do niedoskonałości. Tu wciąż stawiamy sobie poprzeczkę bardzo wysoko, a śledzenie Instagrama w tym nie pomaga. Może jako przykład wystarczy Wam to, że o prawach kobiet nigdy nie bałam się mówić głośno, chociaż zawsze spotykało się to z dość obleśnymi reakcjami środowisk antyaborcyjnych, ale drżę na samą myśl o reakcji „mamobotów” gdybym postanowiła wypowiedzieć się na temat odżywania dzieci i nie daj Boże przyznała się do tego, że kupuję słoiki w rossmannie, a moje dzieci znają smak parówki. Zdrowe odżywanie jest bardzo ważne. Nie ma nic lepszego od domowego posiłku. Ale nie utrudniajmy sobie tego jeszcze bardziej. To, że coś jest proste i szybkie nie jest równoznaczne z "niezdrowym" i "niedbałym". Poniżej ekspresowy przepis (z tej książki ale z moimi modyfikacjami), którym nie zaimponujecie gościom, ale za to spędzicie miły listopadowy wieczór nie stojąc „przy garach”. 

PRZEPIS NA MAKARON DLA ZMĘCZONEJ DZIEWCZYNY

Składniki:

125 g świeżych płatków lasagne (ja zamiast tego użyłam makaronu penne) 

1 ząbek czosnku 

1/2 świeżej papryczki chilli 

1 gałązka bazylii 

2 duże pieczone papryki ze słoika 

garść migdałów w płatkach

10 g parmezanu

200 ml passaty pomidorowej 

gęsty ocet balsamiczny 

A oto jak to zrobić: 

   Zagotuj wodę w czajniku. Pokrój płaty lasagne wzdłuż na paski szerokości 1 cm, aby uzyskać tagiatelle (tak jak wspominałam, ja wolałam zamiast tego użyć zwykłego makaronu penne). Obierz czosnek i posiekaj go wraz z papryczką chilli i łodyżką bazylii – listki zachowaj. Odsącz papryki i pokrój na paski tej samej szerokości co makaron. Drobno zetrzyj parmezan. Postaw patelnię na dużym ogniu. 

   Kiedy patelnia się nagrzeje, skrop ją odrobiną oliwy i wrzuć czosnek z chilli i posiekaną bazylią. Gdy czosnek się lekko przyrumieni, dołóż paski papryki, całość wymieszaj i smaż minutę, następnie dodaj passatę. Dorzuć na patelnię makaron i ostrożnie wlej tyle wrzątku z czajnika, aby makaron był zanurzony, ale nie więcej niż 300 ml. Gotuj całość 4 minuty, często mieszając, aż makaron wchłonie większość wody i powstanie gęsty sos. Wyłącz palnik. Dodaj na patelnię porwane listki bazylii, płatki migdałów oraz parmezan, całość wymieszaj i wlej sporo octu balsamicznego. Dopraw danie do smaku i skrop odrobiną oliwy z pierwszego tłoczenia. 

   Od lat na blogach, w prasie i mediach społecznościowych listopad przedstawiany jest jako miesiąc siedzenia w fotelu z książką i gorącą herbatą w dłoni, pieczenia ciast i długich spacerów wśród spadających liści. Cynamonu i spokoju. Uwielbiam ten nastrój, ale piękne obrazy nie dają nam niestety żadnej recepty na to, aby wcielić je w prawdziwe życie. Nie uczą nas, jak w tym pędzie do doskonałości dotrzeć do momentu, w którym możemy w końcu wyciągnąć się jak kocur przy kominku i cieszyć się z tego. A może w ten czwartkowy wieczór po prostu odpuścimy? 

 

*  *  *

 

 

Last Month

   Próbuję od kilkunastu minut napisać jakieś sensowne zdanie, które krótko podsumowałoby ostatnie kilka tygodni – o pracy, życiu rodzinnym, codziennych trudnościach. Paru słów, które pozwoliłyby mi przejść dalej i pozwolić, aby to zdjęcia były narratorem. Po dwóch artykułach, długich jak reklama Apartu, taka odmiana powinna Wam chyba przypaść do gustu ;). Zapraszam do październikowej fotorelacji!

Patrząc pod nogi myślę: "listopad", ale w samej marynarce jest mi za ciepło. Szalona ta natura.1. Barwy jesieni. // 2. Szklanki po prawej, kubki po lewej. A za tydzień pewnie na odwrót ;). // 3. Trzy… dwa… jeden… radość i ulga, że premiera nowego projektu już za mną.  // 4. Nowości od Chanel. Z myślą o świątecznym makijażu. //

Wracając z inspirującego spotkania.

Złoto na paznokciach? Moja córeczka byłaby zachwycona! :)Wiele z Was pytało mnie o strój, który miałam tego dnia, więc podaję Wam wszystko na tacy: 
spodnie – z drugiej ręki Theory // golf – z drugiej ręki Sof Goat // torebka – YSL z drugiej ręki // pasek – Toteme // buty – Mango // 1. Listopad idzie, czyli szukamy ciepłych butów dla skrzatów. // 2. "Proszę się trzymać projektu" czyli zdanie, którego wykonawcy nie lubią najbardziej. // 3. Najlepsze urodziny na świecie, nawet jeśli ktoś podkradł mi balonik. // 4. Śniadania. Na zachetę trzy czekoladowe chrupki przykryte jabłkiem i jogurtem. // Zabawa w sklep. W Bobux znalazłyśmy idealne buty dla przedszkolaka i uczącego się chodzić bobasa. Są elastyczne i ocieplane naturalnymi materiałami (w tym wełną marynosową, która sprawdza się najlepiej). Jeśli chciałybyście sprawić maluchowi porządne buty na jesień i zimę, to mam dla Was kod rabatowy na wszystkie buciki marki Bobux – z kodem mle20 otrzymacie, aż 20% zniżki na zakupy. Kod ważny jest od dziś przez 3 dni. A to mięciutka wersja butków ze skóry – idealne na spacer w wózku, do samochodu, albo wtedy gdy Wasze dzieci nie chodzą jeszcze sprawnie na świeżym powietrzu. Łatwo się je wkłada, ale wcale nie tak łatwo je zgubić ;). 1. Jak można nie kochać jesieni?! // 2. Niby po remoncie, ale w moim mieszkaniu jeszcze nigdy nie było tak wielu starych rzeczy. Kinkiety z lat pięćdziesiątych dostały drugie życie. // Tuż przed zmianą czasu – kawa parzona przed wschodem słońca smakuje najlepiej ;). 1. Październik był miesiącem profilaktyki raka piersi. Z zainteresowaniem i radością obserwowałam ogromne zaangażowanie osób publicznych w promowanie badań profilaktycznych i samobadania. Oburzonym, którzy krytykowali te najbardziej przykuwające uwagę akcje, chciałabym tylko szepnąć, że dla wielu osób jest to bodziec do tego, aby zainteresować się tym tematem. Środki przekazu muszą być różne, aby dotarły do każdego z nas. Ja w październiku na usg się nie załapałam, ale w listopadzie to nadrobię (mam już termin!). // 2. Pierwsza kawa w nowej kuchni (ale jak moi baczni obserwatorzy zauważyli – zaparzona na starej kuchence). // 3. Zostaw pudełko z suchymi pastelami na podłodze i policz do dziesięciu, a przekonasz się jak szybko potrafi poruszać się twój bobas. // 4. Ten zapach!Jeszcze chwilę muszę poczekać nim ekspres wróci na blat mojej kuchni, ale na szczęście mam mieloną alternatywę od  Wild Hill Coffee. Uwielbiam tę kawę, ale cenię ją nie tylko za jej delikatny aromat. Cieszę się, że kawa, którą mamy w naszym domu, jest pyszna, zdrowa i uprawiana w zgodzie z naturą i z poszanowaniem ludzi. Wild Hill Coffee wybiera ziarna "single origin" z najlepszych, certyfikowanych, ekologicznych plantacji. Wiem, że Wy też ją pijecie, dlatego daję znać, że z kodem KASIAX otrzymacie 5% zniżki na kawy (kod jest ważny do końca roku). Jeden karton na godzinę. 
1. "Kochanie chcesz kawy? Może lepiej nie, bo znalazłam tylko jedną filiżankę." // 2. Przepis na pyszne śniadanie (lub deser – jak kto woli) znajdziecie na moim Instagramie. // 3. Zmiany nie tylko w La Ronde i MLE Collection – od dawna chciałam odświeżyć bloga, tak aby łatwiej Wam się z niego korzystało. // 4. To naprawdę cudownie, że szafy przyjadą dopiero za cztery tygodnie ;). // Skoro nie rozpakowałaś książek po remoncie, to co robi ta tutaj?! Chciałoby się odpowiedzieć, że brakuje mi na to czasu, ale już teraz gryzę się w język i myślę raczej "do tej pory robiłam inne, bardziej istotne dla mnie rzeczy". W każdym razie, ta książka stała się inspiracją do kolejnego artykułu na blogu, bo idealnie oddaje myśli, które targały mną przez kilka ostatnich miesięcy. Ciagle próbujemy kolejnych metod zwiększania produktywności i stosujemy przeróżne "life hacki", dzięki którym rzekomo możemy zoptymalizować swój dzień (wiele z nich tylko pogarsza sytuację). Cztery Tysiące Tygodni" próbuje odpowiedzieć na pytanie co zrobić, aby jak najlepiej wykorzystać ten absurdalnie krótki czas, który został nam dany – czas naszego życia, trwającego średnio cztery tysiące tygodni. Gorąco polecam!

"Cztery tysiące tygodni" to lekka, filozoficzna, a przy tym wyjątkowo praktyczna książka o alternatywnej ścieżce życia, jaką jest pogodzenie się z naszymi ograniczeniami. Ten moment gdy bezwiednie patrzysz za okno i nagle widzisz dziewczynę ubraną w MLE! 1. Im dłużej interesuję się tematem mody "vintage" tym bardziej widzę, jak bardzo spadła jakość produkowanych dziś ubrań. Nie wiem ile lat ma ta marynarka, ale nosi się ją dziesięć razy lepiej niż sieciówkowe projekty. // 2. Obiad (prawie) jak u mamy. Nowość w Charlotte to ta okazja, aby zrobić ustępstwo (trwam dalej i to bez poczucia straty w diecie "mięso raz w tygdniu"). // 3. Dokąd mnie poprowadzicie?  // 4. Zaraz wyjdzie słońce! // Gdy znajdujesz krzesło, które ulubiona JestemKasia często wykorzystuje do zdjęć, ale na twoim telefonie nie wygląda tak korzystnie ;). Zajrzałam tu po gorącą kawę i ruszyłam do studia na zdjęcia do polskiej edycji Vogue'a. Surrealistyczny moment. Surrealistyczny, ale miły – cytując klasyka z "Notting Hill".Dżinsy od LeBrand, skórzana marynarka od Magdy Butrym czy też biały komplet od The Row – takie prerełki widziałabym u siebie w szafie. Przygotował je na sesję do Vogue'a Kacper Kujawa. Miło gdy ktoś zdolny odświeża twój styl! Warszawa u progu jesieni. 1 i 3. Trochę słodyczy na wynos dla najbliższych. I dla mnie też. // 2. Te przedwojenne klatki schodowe w Warszawie… // 4. Zachodzące światło i misterne zdobienia. Czemu dziś już tak nie budujemy?Taki niepozorny projekt, a wyglądał super! Jeszcze parę kadrów z sesji. Prosto ze zdjęć poleciałam na wywiad z Karą Becker – trochę się tą rozmową stresowałam, ale później buzie nam się nie zamykały i chyba wyszedł z tego całkiem fajny materiał. Dobrze, że światło było ładne, bo prosiłam, aby zdjęcia nie były retuszowane :)1. Mój zapach. Nie zmieniam go od lat. Czasem zdarza mi się dodawać do niego jakieś sezonowe akcenty (na zimę na przykład Bohoboco "Black Peper") // 2. Gdy pierwszy raz od ponad roku czeka cię noc bez dzieci i oczywiście budzisz się przed świtem. // 

A cały ten look mogłyście zobaczyć tutaj. Cieszę się, że ta zeszłoroczna kurtka z MLE tak Wam się nadal podoba!

1. "To co, zabieramy trochę słodyczy pod pachę i ruszamy do domu?" // 2. Stroje już gotowe! // 

1. Ktoś bardzo chce pomóc przy wkręcaniu żarówek. // 2. "Być może" czas już na śniadanie. Dawno mnie tu nie było – śniadania nadal wyśmienite.  // 3. Blogowanie w trasie. // 4. Miała być Hermiona, ale wyszło trochę bardziej jak Hagrid.  // Czekamy na sowę z listem z Hogwartu…1. i 2. W tym roku niezbyt straszne były nasze stroje, ale jako zwarta grupa pędząca przez "Monte Cassino" chyba robiliśmy wrażenie ;). Zwłaszcza, że wśród nas były dwa dementory i jeden patronus. // 3. A dzień później przyjęcie dla najmłodszych. // 4. Słodkości dojadane po "halloween". Gałki oczne z lukru i palce z ciasta francuskiego już się skończyły. // 

Zupełnie niestraszna, ale za to bardzo słodka – Elza.1. A Ty? Co robiłeś w ten weekend?  // 2. Hedwiga na mojej kanapie. Sama uszyłam ten tapczanowy kostium ;). // 

[…] Jeśli marka odzieżowa chciałaby naprawdę stać się marką ekologiczną to… niestety nie może produkować ubrań. Proste. I trudne do przełknięcia jednocześnie. […] Ten artykuł był dla mnie ważny i cieszę się, że w końcu się tutaj pojawił. Jeśli jeszcze nie czytałyście, to zapraszam tutaj

1. No i przyszedł! W najnowszym Vogue  miałam okazję opowiedzieć o przyszłości mody i La Ronde. // 2. Ja kadruję, ty naciskasz spust migawki! // 3. Już po Halloween, więc znowu zamieniamy się w mugoli. // 4. Moja medytacja. // Portos z utęsknieniem patrzy na morze.1. Październikowe niebo. // 2. Smutny dzień dla króliczka z Mysiego Domku, który zagubił się w wielkiej piaskownicy. Po długich (bardzo, bardzo długich) poszukiwaniach trzeba było pogodzić się z faktem, że zakopywanie króliczka może nie skończyć się najlepiej. 

Uff! Ocalała! Staraliśmy się wymieniać na nowe tylko to, co absolutnie niezbędne. Baterie zostały :). 

Zmywam makijaż wcześniej i nakładam grubą warstwę kremu. W końcu mamy piątek! Ten żółty słoiczek od Say hi  jest dla mojej twarzy tym, czym kubek ciepłej herbaty z imbirem i miodem w poniedziałkowy wieczór. Marka Say Hi mówi „Hi” skutecznym, ale łagodnym dla skóry składnikom i „Bye” substancjom drażniącym, alergizującym i wysuszającym skórę. Te piękne kolory wszystkich produktów są w 100% dziełem natury. Bezpieczne dla kobiet w ciąży i karmiących. Wegańskie i nietestowane na zwierzętach. Z kodem MLE20 dostaniecie aż 20% rabatu na wszystkie produkty (z wyjątkiem zestawów), które i tak mają już przystępną cenę. Kod ważny do końca listopada.I te zapachy! Bardzo fajne te kosmetyki!1. Kochana Monika na pierwszej wizycie po remoncie! Miło znów usiąść z Tobą w pozycji sowy i napić się gorącej (a czasem już zimnej ;)) kawy! // 2. Kiedy to ty wybierasz mężowi poranną prasę…

[…] La Rondé ma przekonać klientki, że moda z drugiej ręki może być ich pierwszym wyborem. – Stworzyłam tę markę z myślą o kobietach, które do tej pory nie chciały lub nie potrafiły kupować odzieży używanej. Nie miały na to czasu albo nie sprawiało im to takiej przyjemności. Tych, które mają potrzebę zaprzestania zakupów z pierwszej ręki, jest naprawdę sporo… […]. Cały wywiad znajdziecie teraz w listopadowym numerze. 

Po krótkim przeszkoleniu u kochanej Doroty Porębskiej rozpoczęłam swoją przygodę z fotografią studyjną. 1. Za obiektywem stała tego dnia Alicja. Gdy pomyślę, że na upartego mogłabym być jej mamą to… chyba jednak trochę dziwnie :D (Alę znajdziecie tutaj). Na zdjęciach powyżej pracujemy nad kolejną selekcją w La Ronde – puszystymi swetrami. Większość rzeczy z tego wieszaka trafiło już w Wasze ręce. ;) Od kochanej pani Ewy z Narcyza. Cieszę się, że teraz znów będę mogła tam częściej zaglądać. To wyjątkowe miejsce. 

Golf Forli (to ten z lamówką w kolorze ecru) odłożyłam sobie, mojej mamie, teściowej i córce koleżanki ;). 

1. To co? Mamy to? // 2. Mamusiu, postanowiłam zrobić porządek w spinkach. Nie musisz dziękować. // 3. Trudne decyzje przy porannej kawie. Entliczek pętliczek… wybieram pierwszą z prawej. // 4. Chyba czas na kurs makijażu, bo szkoda, aby taki prezent się zmarnował. // 

Jak to szło? "Sweater Rabbeather"? Zaciągnijmy skarpety na nogi (lub jeśli jest się królikiem to na uszy) i ogrzejmy się, ale nie przy przegrzanym laptopie, tylko wtulając się  w tych, którzy są obok. Miłego wieczoru i dziękuję Wam za wizytę tutaj! :)

 

 

Last Month

   Gdyby ktoś nazwał mnie "jesieniarą" chyba bym się nie obraziła. Uwielbiam tę porę roku i rozpływam się na samą myśl o najbliższych tygodniach. Po remoncie rozkładałam dziś z powrotem kubki do kuchennych szafek i robię porządek w herbatach – trzeba być gotowym na październik i długie wieczory na kanapie. Domowe kąty to moja bezpieczna przystań i cieszę się, że powoli wraca w niej ład. Ten wrzesień będzie mi się już zawsze kojarzył z pyłem, życiem na kartonach i przede wszystkim bardzo intensywną pracą nad nowym projektem, o którym usłyszycie lada dzień. Jesień to czas zbiorów – moment, w którym natura chwali się najpiękniejszymi efektami swojej pracy. Mam nadzieję, że ta zasada tyczy się też mnie. 

Zamknięcie sezonu na Kaszubach. Lekcja biologii w plenerze i dużo błota na nogach Portosa.kurtka – Max Mara // czapka z daszkiem – COS // szary dres – 303 Avenue // kozaki – Khaite

Łowca trufli i jego pomocnica. 

1. Próbujemy polubić deszcz. // 2. Szczera i prawdziwa natura. Zrobimy z nich racuchy na podwieczorek. // Hygge to moje drugie imię. Suszymy skarpety po spacerze. Deszcz. Mgła. Mokra trawa. Portos w błocie. I gorące placki z jabłkami. Radość to nie kwestia pogody. Z koszem grzybów i zapasem jabłek. Wracamy do miasta.
Spotkania, rozmowy, dyskusje, pomysły i zmiany. To był bardzo intensywny miesiąc. To był ten moment, w którym z jednej strony czujesz przypływ radości, a z drugiej masz już wszystkiego dosyć. "Pamiętasz w którym kartonie jest ta książka co czytałem ją wiosną i prawidła do butów od garnituru?
– Chyba w tym samym co album ze zdjęciami ze ślubu i szachy."1. Przedszkole na budowie. Rodzice mierzą wnękę na szafę, a dzieci przygotowują nowe obrazy na ścianę. // 2 i 3. Dawno niewidziane podłogi. Po latach mieszkania tutaj naprawdę niewiele chciałam zmienić. Cyklinowanie wystarczy. // 4. Ostatni moment nim wyjmę z szafy wełniane skarpety. // "No dobrze mamo. Teraz już możesz się poczęstować.""U Kucharzy" w Sopocie. Miło. Pierwszy rzut oka i domyślam się, że wiele z Was od razu zorientuje się, że to muszą być Włochy. Powód wyjazdu był bardziej służbowy niż prywatny, ale gdy ważne sprawy zostały załatwione pozwoliliśmy sobie zatrzymać się przy jeziorze Como. Ta restauracja to restauracja "La Punta" w miasteczku Belaggio.Ależ tam było pięknie! Na wyjazd wzięłam swoją ukochaną koszulę z MLE i mam dla Was dobrą wiadomość- udało nam się zarezerwować jeszcze trochę materiału i ten model wróci lada moment (tutaj można podać mejla, aby otrzymać powiadomienie, gdy już pojawi się w sklepie). Gdy jestem we Włoszech… nie potrafię oprzeć się nawet najzwyklejszym potrawom dla dzieci. Jak oni to robią, że makaron z sosem pomidorowym smakuje tak genialnie?

(Spostrzegawcze oko zauważy, że mama nie zdążyła jeszcze ruszyć kawy.)

1. Mogłabym godzinami patrzeć na tę architektoniczną perfekcję. // 2. Dobrze mieć prawdziwego żeglarza za męża ;). // 

Zatrzymaliśmy się w prawdziwym domu pisarza. Warunki były nieco polowe (kuchenka na opał), ale klimat niezastąpiony. 

Można? Można. Tych dwóch kierowców nawet nie zwolniło! Willa Jamesa Bonda przed nami. Otwarta dla zwiedzających!

W słońcu upał, w cieniu mróz. No to wkładam wełniany sweter i klapki ;). Tego "pasiaka" znajdziecie tutaj – zostało jeszcze dosłownie kilka sztuk. 

Widoki jak z bajki. 1. Fawcio kolejny raz pomógł nam przy kampanii dla MLE. To oczywiście mieszkaniec stajni Pałacu w Ciekocinku. // 2. To był prawdopodobnie ostatni dzień w tym roku, kiedy tank top nie służył mi jeszcze jako podkoszulka pod sweter. // Gdańsk. Przedwojenna dzielnica po udanej rewitalizacji.Z aparatem do pracy! Oj dostaje ostatnio w kość ten mój Canon ;). Ten czas w roku, gdy chcesz jeszcze nosić baletki, ale ubierasz już ciepły golf po samą szyję. Sweter to prototyp MLE, spodnie to nasze niezawodne Alcamo (jedną parę skróciłam przed kostkę), baletki od Chanel, a torba to Arket. 1. Jesienne ciasto, na które czekam cały rok. Link do przepisu i do artykułu (który chyba nie stracił nic na swojej aktualności) znajdziecie tutaj. // 2. Mundurek. // Szukam aż znajdę. Całkiem fajne kinkiety znalazłam w maleńkim sklepiku w Gdyni Orłowo. 1. Klasyka w modzie. // 2. Gdy próbujesz przejść na weganizm, ale maślany diabeł kusi. // 

Zapewne tylko gdyńscy hipsterzy poznają to miejsce ;). Ostatnio często zaglądam do malutkiego lokalu "Flow". 

A gdy mam dłuższą przerwę między jednym, a drugim spotkaniem korzystam z czasu jak mogę. Nie wszystko muszę robić sama, ale korepetycje z grafiki komputerowej to coś czegoś potrzebowałam natychmiast. Na szczęście nie musiałam ciągle prosić o rady kolegów – znalazłam w Internecie mniej upokarzający sposób ;). Jeśli chcecie się czegoś nauczyć, a macie bardzo napięty kalendarz, nie chcecie tracić czasu na dojazdy no i zależy Wam na tym, aby przekazywany materiał był maksymalnie spersonalizowany (nie chcę się uczyć obróbki zdjęć, ale zasady kompozycji strony czy projektowanie "layotów" to coś, co bardzo przyda mi się w najbliższym czasie) to poszukajcie w internecie odpowiednich kursów. Na Tutore znajdziecie też inne opcję (na przykład kursy językowe) – sprawdźcie czego możecie się nauczyć pod okiem bardzo życzliwych specjalistów. 1. Lastryko w formie kafli? Hit czy kit? // 2. Dziękuję za przypomnienie! 3. Niestety, kurtka już wyprzedana, ale mam nadzieję, że będę mogła poinformować Was o powrocie pojedynczych rozmiarów. // 4. Gobelin. // Gotowe! Trochę biznesowych dyskusji, trochę nauki, filiżanka kawy i wracam do dzieci. Ale ja wcale nie lubię brązowego ;). 

Kolejny tydzień i kolejne spotkanie przy laptopach i kawie.

Nowa rutyna, którą uwielbiam. Bycie mamą przedszkolaka jest fajne! :)1. Ulubiona plaża poza sezonem. // 2. "Look of The Day" na jesienne dni bez owijania w bawełnę – gruby sweter i kurtka z kapturem. // Kochamy Ciebie, Lubiatowo. Szkoda, że chcą Cię zmienić. 1. Dobranocka dla córeczek przeczytana, to teraz wreszcie chwila dla mamy. // 2. Ten moment, gdy zmywasz z twarzy cały stres dnia… // 

Tonicum od marki Szmaragdowe Żuki to nawilżająca esencja tonizująca z prebiotycznymi cukrami. Cokolwiek to oznacza – mi ten tonik przynosi ukojenie, sprawia, że przez parę sekund myślę tylko o jego przyjemnym zapachu i o tym, jak pielęgnuje moją skórę. W składzie, zamiast wody znajdziemy świeże napary. Co ważne – tonik jest wielozadaniowy. Niby to tylko tonik, a super się sprawdza jako „podkład" pod serum olejowe, pod krem (gdy ten jest zbyt ciężki), jako poślizg pod masaż i jako dodatek do masek. 

Jeśli chciałybyście wypróbować nowości od Szmaragdowych Żuków to mam dla Was kod rabatowy dający 15% zniżki na pojedyncze produkty (gotowe zestawy nie podlegają promocji). Wystarczy, że w koszyku zakupowym wpiszecie hasło MLE15 a tańsze zakupy zrobicie do 15 października. 

Wciągnęłam się w lekturę i nie mogłam przestać czytać, aż do… pierwszego przebudzenia w środku nocy. 

A o to przyczyna mojej bezsenności: książka "Mój mały zwierzaku". To powieść o fantazji, która chroni przed tym, co najstraszniejsze, i języku, który niesie zbawienie i nadzieję. Marieke Lucas Rijneveld jest uznawany za pisarza bardzo kontrowersyjnego i z całą pewnością podpisuję się pod tą opinią. Historia, którą spisał jest wstrząsająca – wciąga, ale i przeraża jednocześnie. Czytelnik sam nie wie czy aby na pewno chce zostać wpuszczony w ten mrok, ale z każdą kolejną stroną czuje, że już nie ma odwrotu.

"Niemięsny". Bardzo fajna knajpka na Jaskółczej w Gdańsku. 

1.Słodkie pobudki. // 2. Raz w tygodniu. // Portos złapał trop na molo. Ogromna prośba do wszystkich, którzy odwiedzają moje strony – na molo pies zawsze powinien być na smyczy, bo tak nietypowe dla niego otoczenie sprawia, że trudno przewidzieć zachowanie naszego przyjaciela.Następnym razem przyjdę tu już pewnie z czapką na głowie. 

Gdy tata zajmował się nadzorem budowlanym, to na oknie powstała rodzina dinozaurów. Proste w składaniu, efekty widać od razu, a czas w mało sprzyjających warunkach od razu mija przyjemniej. 

Stegozaur, diplodok, ichtiozaur, triceratops i tyranozaur – to właśnie takie dinozaury poznaliśmy układając tekturynki. To eko-puzzle, które mogę zabrać ze sobą wszędzie – niezłożony dinozaur zajmuje bardzo mało miejsca i spokojnie zmieści się w torebce, czy nawet teczce z dokumentami. W sklepie MUDUKO dostępne są również owady czy samochody. Od 2021 r. Wydawnictwo Muduko stosuje innowacyjną technologię Biocidal Coating, która została opracowana we współpracy z Wydziałem Inżynierii Materiałowej Politechniki Warszawskiej. Oznacza to, że powierzchni produktów nie trzeba dezynfekować; wystarczy okazjonalnie przetrzeć suchą ściereczką; użyty lakier jest hipoalergiczny i bezzapachowy; produkt jest trwały i odporny na ścieranie; produkt jest ekologiczny i tym samym bezpieczny dla środowiska naturalnego. Polecam każdej mamie! Na hasło ZABAWA2022 dostaniecie 20% rabatu na wszystkie produkty marki Muduko Hello. Zapraszam tuaj: www.sklep.muduko.com1 i 2. I voila! Diplodok gotowy. Zaraz, zaraz… a może to był stegozaur? // 3. Potęga. // 4. Gdyby ktoś myślał, że pozbędziemy się któregokolwiek elementu stolarki to uspokajam – wszystko zostaje w rodzinie :).//Poza sezonem.A tę część mieszkania jeszcze omijam szerokim łukiem – jak muszę, to przebiegam i staram się nie patrzeć ;). 

1. Apolejka i jej osiołek znaleziona za regałem. Fala wspomnień uderza we mnie z wielką siłą. // 2. Do wiosny! Pozdrówcie ode mnie wielbłądy. // 3. "Nie jest Ci zimno w stopy?". "Jest. A czemu pytasz?". // 4. "Muszę przeczytać rozdział do końca, bo jak skończę teraz to będę się bała zasnąć!" – znacie te wymówki?

Czajnik rozpakowany – jesteśmy uratowani! Podobno filiżanka herbaty potrafi zakopać nie jeden topór wojenny, a w remoncie pojawia się ich całkiem sporo, więc pijemy jej, ile się da ;).  

Na zdjęciu znajduje się herbata Kericho. Ja wybrałam czarną z wanilią, lawendą i płatkami róży. W torebkach.
Jeśli macie ochotę spróbować, to zapraszam tutaj. Z kodem MLE10 otrzymacie 10% zniżki na wszystkie produkty w sklepie Kerichogold.pl. Z promocji możecie korzystać do 10 października.To jest ten moment, w którym w ogóle nie widzę tego kurzu i tynku na parapecie ;). "Niby rozpoznaję swoje ulubione kąty, a jednak coś tu nie pasuje… gdzie jest moje legowisko i miski!? Czy dobrze rozumiem, że w takim razie śpię dzisiaj z Wami?"

Spokojnego wieczoru!

Last Month

   Czasem to uczucie trwa tylko kilka chwil, czasem rozciąga się na tygodnie. I chociaż dotyczy przemijania, to przynosi przyjemną świadomość bycia częścią czegoś większego, wiarę w niezmienność świata, która – nawet jeśli bezwzględna – daje poczucie bezpieczeństwa. Mowa o tych dniach na styku lata i jesieni, kiedy poranki są już rześkie, ale dni nadal ciepłe i słoneczne. Myślę sobie wtedy o tym, jaka natura jest piękna w pełnym rozkwicie życia. Niby jej młodość już przeminęła, niebawem przyjdzie zimowy kres, a ona błyszczy jak nigdy, powoli obsypując się złotem. Słyszałam już pierwsze marudzenie w otoczeniu, że koniec wakacji, że zaraz przyjdzie ochłodzenie, że ledwo się obejrzeli, a tu już wrzesień. W Sopocie ten stan jest bardziej namacalny – z dnia na dzień ulice stają się puste, budki z goframi znikają, a znajomi już nie dzwonią co drugi wieczór, że czekają na nas na plaży. 

   Mimo wszystko uwielbiam ten moment. W tym roku przeżywam go bardziej z kilku powodów. Jednym z nich jest fakt, że w ostatnich tygodniach świat mediów społecznościowych pozostawał mocno z boku mojego życia i pracy. Nie gniewam się na nowe zasady rządzące Instagramem i próbuję się do nich dopasować będąc dalej w zgodzie z sobą, jednocześnie doceniam o wiele bardziej to nasze wspólne miejsce – blog – gdzie mogę publikować co chcę nie myśląc o algorytmach. Brakuje mi w sieci stron, które sama mogłabym poczytać, pooglądać i nie czuć się jednocześnie bombardowana treściami. Chciałabym z tego coś zapamiętać, zatrzymać dla siebie, przemyśleć, a nie zostać jedynie z bólem kciuka od scrolowania ;). W każdym razie, ostatnich kilka tygodni było cudownych. To znaczy, nie obyło się oczywiście bez przeszkód, ale w porównaniu do problemów, o których nie chcę już pamiętać, sierpień był pełen – nazwijmy to – perypetii. Teraz z uśmiechem na ustach patrzę na pranie suszące się na werandzie (i z nieco mniejszym uśmiechem na górę prania do zrobienia – powroty z wyjazdów z dziećmi kojarzą mi się przede wszystkim z zapachem proszku do prania ;)) i zabieram się za pierwsze kompletowanie plecaka dla przedszkolaka. 

   Nie zapominajcie o tym co najważniejsze, wszystko inne samo się ułoży. A jeśli macie teraz chwilę dla siebie to gorąco zapraszam na długą fotorelację z ostatnich tygodni lata. 

 

1. "Księga gaju laurowego i inne eseje." Autor tej powieści największe dzieła napisał pracując jako robotnik i magazynier na wielkich budowach socjalistycznych. Ciekawiło go niemal wszystko, co ważne, bez względu na czas i miejsce. Można przeczytać stronę, odłożyć na leżak i wrócić do niej po paru godzinach. // 2 i 3. Biel to dla mnie kolor letniego sezonu. Mam nadzieję, że jesienią też uda mi się go dobrze wykorzystać (caly opis stroju znajdziecie tutaj). // 4. Wakacje służą sztuce, a sztuka służy tym, którzy potrzebują ukojenia. Mój Sopot chyba o tym wie. W "Grandzie" każdy mógł zobaczyć wystawę zorganizowaną przez Desę. //No powiedz coś. Piękna kompozycja i oprawa rycin rodziny Kossaków. Wracamy z wernisażu. Tuż koło domu zwalniamy kroku, aby ten wieczór trwał jeszcze chwilę dłużej. Kto dojrzy tęczę?A tu już słoneczny poranek w Warszawie. Tym razem zatrzymaliśmy się w hotelu Puro i wyskoczyliśmy z pokoju tuż po świcie. 1. Ja się rozpływam w upale jak jej lody w wafelku, a jej z gracji nic nie ubywa. // 2. Dla tych co wstali o 11 to dopiero śniadanie. Ale ci którzy wstali przed szóstą chcą już obiadu, czyli miks jajka na twardo z frytkami.  // 3. Oglądaliście "Nie lubię poniedziałku"? Jeśli tak to z pewnością kojarzycie ten fragment wiersza Antoniego Słonimskiego "W Warszawie" // 4. Dla stęsknionych Paryża –  Łazienki. // 

Czasowa wystawa malarzy włoskich na Zamku Królewskim. Prawdziwą gwiazdą tego wydarzenia niewątpliwie było dzieło Sandro Botticelli'ego "Historia Wirginii" – obraz pierwotnie pełniący funkcję reprezentacyjną w jednej z siedzib rodu Vespuccich. Tę wystawę możecie oglądać jeszcze do 18 września w Zamku Królewskim w Warszawie a więcej informacji o niej znajdziecie tutaj

1. Szybkie zakupy… dorwałam wypatrzone skórzane spodenki, które mogliście zobaczyć w tym wpisie. // 2. Pędzlem malowany. // 3. Uczta, czyli zaaranżowana przez nas martwa natura. ;)  // 4. Znalazłam cień na schodach i mam zamiar z niego skorzystać. // Czyżby ta sama farba z Rossmanna? ;)
Same dobre wspomnienia z tego miejsca. Po Łazienkach biegałam, gdy miałam w Warszawie pierwsze praktyki (jeszcze jako niedoszła pani psycholog), a później odwiedziałam je od czasu do czasu, ale raczej w pośpiechu. Odkąd jestem mamą, a mój tata znów mieszka w Warszawie, Łazienki stały się dla nas ulubionym miejscem spotkań. "Cichnący słychać w oddali

Jęk zamykanych bram

I otośmy z sobą zostali

Tej nocy znów sam na sam.

 

W tę jedną godzinę przed świtem, 

Gdy w sennej martwocie trwasz, 

Odkrywam zasnutą błękitem 

Twą młodą, Warszawo, twarz."Wódka na widelcu. Polecam truskawki w zabajone!Czas w Warszawie upłynął nam zdecydowanie za szybko!Ptysie we włoskiej wersji. W końcu zawitaliśmy do "Lupo". 

Niby zatwardziała ze mnie fanka klasyki, ale taką lampę (?) chętnie bym przygarnęła. Wystrój restauracji Lupo miał nawiązywać do kultowych mediolańskich lokali. 

1. Moje alterego o imieniu "Kim" nosiłoby ten zestaw codziennie. // 2. Jeśli będziecie mieli jakieś wahania co wybrać to mogę Wam polecić makaron ze skórką cytrynową, burratę i liście szałwi w panierce. // Różowy jednorożec z kontrolą na budowie. Wyraźnie dał do zrozumienia, że wszędzie jest za mało brokatu. 1. Półka poświęcona architekturze i urbanistyce w wyjątkowym miejscu w Gdańsku – Sztuce Wyboru. // 2. Niby żal, że koniec lata, ale za tymi rekordowymi upałami nie będę tęsknić. // Babki z piasku i te łapki jak z obrazu. 1. To nie kadr z tunezyjskiej pustyni, tylko piękna polska Łeba. A cały wpis z tego dnia znajdziecie tutaj. // 2. Próby eliminacji kawy z diety ciąg dalszy. Ta niestety nie zakończyła się sukcesem.  // 

Gdy otwierasz trzecią firmę w życiu, myślisz, że jesteś już bardzo ważna i zajęta, a potem okazuje się, że początki zawsze wyglądają tak samo. 

Tego dnia catering zapewnił nam osiedlowy sklepik. Taką laktozową rozpustę może usprawiedliwić tylko żar z nieba.Moje zadania w pracy ostatnio mnie trochę zaskakują, ale od września niektórze rzeczy wrócą do normy… a niektóre nie :D.

W horoskopy zupełnie nie wierzę, ale z herbatą akurat gwiazdy trafiły ;). Puszka jest z kolekcji ZODIAC od Newbytea. Ja mam tę ze znakiem WAGA, któremu przyporządkowana jest herbata Earl Grey. Od lat piję herbaty właśnie od tej marki i inne już mi jakoś nie smakują ;). 

Tym razem herbata na wynos zamiast kawy.

Earl grey to teraz moja popołudniowa alternatywa dla kofeiny. Jedna mała kawa rano wystarczy. 

Spakowani, gotowi i punktualni. Ruszamy do Chorwacji. Najpierw zwiedzanie wyspy Hvar, aby na koniec zawitać na dwa dni do miejsca, które spokojnie może zyskać miano koszmaru influencerki. Mowa o Valamarze i krainie ślimaka Maro. Dużo kolorowych zjeżdżalni, dmuchanych żółwi, campingowego życia i parówek na kolację. I tego właśnie było mi trzeba. 1. Tradycyjnie zrobiłam tylko parę (no może więcej…) zdjęć drzwi, ale Wam pokażę te ulubione. // 2. To podobno jest gazpacho…// 3. Podglądam Adriatyk. // 4. Kot kameleon. // 

Pobudka! I widok jak ze snu na śniadanie. 

1. Po godzinach spędzonych na basenie pierwszy raz nie trzeba było namawiać do drzemki. // 2. Ale że z wózkiem mam wejść po tych schodach? Renesansowi architekci za nic sobie mieli udogodnienia dla mam z dziećmi ;). // 3. Ulubione śniadanie również na wakacjach. // 4. Żadnych złudzeń. Plaże w Chorwacji są kamieniste (nawet jeśli z daleka wydają się piaszczyste). Na pewno jest wiele miejsc w Europie, których ukształtowanie terenu jest przyjaźniejsze dzieciom, ale pojechaliśmy większą grupą, której zależało właśnie na tym kierunku. Dostosowaliśmy się więc do ich wyboru – i to bez żalu.  // Trzy stylizacje schnące na słońcu. Na szczęście na czarnym plam tak nie widać ;). 

1. Szwedzki stół i ona. // 2. Uwaga na jeżowce! // 

Weszłyśmy!

… ale wózek wniósł dziadek. 

Wakacje pełną gębą.  

Trzy pokolenia na jednym zdjęciu. Też bym chciała jeździć na wakacje z wnukami. Ale żeby to się udało trzeba być super babcią. Taką jak moja mama <3.

Wszystkie zmysły na kilku ujęciach. Smak potraw, obrazy, które zachwycają i szum fal.1. Skradzione z Instagrama Negin Mirsalehi. // 2. A tu w miasteczku Stari Grad. // Głodni? Coraz wyższe to towarzystwo. Jeden babcię już przerósł. Takie kąty tutaj1. Moje ulubione buty na lato. Sprawdziły się też na kamienistych plażach. // 2. Widok z okna Adriana Hotel. Na moim Instagramie dodawałam w ostatnich dniach sporo poleceń – znajdziecie je teraz w zapisanych relacjach. // 

1. Babcia i mała podróżniczka ze swoją najmodniejszą torebką od bardzo popularnej wśród przedszkolaków projektantki – Świni Peppy. // 2. Pierwsze skojarzenie? Gorące słońce czy Fangor? // Ani jedno, ani drugie. To opakowanie od Skoncentrowanego Serum Rozświetlającego do Twarzy od Oio Lab. Dodaje blasku, zawiera naturalne ekstrakty z Tremella Fuciformis*, nasion glediczji trójcierniowej, otrzymywany przyjazną dla środowiska metodą ekstrakt z kowniatka morskiego** oraz składniki nawilżające i stymulujące syntezę elastyny – zapewniając widoczne efekty już po 1 godzinie od pierwszego użycia. Pięknie rozświetla skórę, nawet po nałożeniu makijażu. Serum jest dosyć gęste, dzięki czemu nie spływa i łatwo je nałożyć. Zobaczcie poniżej jaką ma niespotykaną konsystencję. Z kodem MLE15 otrzymacie zniżkę 15%  na całą ofertę marki dostępną na www.oiolab.co. Kod ważny jest do 11 września (do końca dnia). 

Płynna delikatna diamentowa konsystencja nadaje skórze zdrowego blasku. 

1. Starsza idzie do przedszkola. Będziemy za nią codziennie tęsknić. // 2. Gdy ścigasz kuriera po całym mieście w poszukiwaniu paczki, na którą czeka cała rodzina… // 

Miodowa paczka od Apimelium! W końcu herbata znów będzie słodka! Jeśli ktoś z Was nie wie o co chodzi to już wyjasniam – Apimelium to coś w rodzaju miodowej prenumeraty – co dwa miesiące dostajecie przesyłkę z wyjątkowymi słodkościami wyprodukowanymi w ulu. Wprost z pasieki do Twojego domu. Co dwa miesiące otrzymacie najzdrowszą i najsmaczniejszą przesyłkę jaką można sobie wymarzyć. Jeśli Wy też chcielibyście zdobyć takie słodkości to mam dla Was kod rabatowy na Miodową Paczkę. Z kodem MLE22 otrzymacie do 11 września 5% zniżki. Nie. To nie jest kolejny zamiennik kawy ;). Te słoiki jadą już ze mną z wizytą do mamy.  Praca wre. A efektów nie widać ;).

1. "Tak jak mówiłem. Pod koniec sierpnia wszystko będzie skończone."  // 2. Stara szkoła. // 3. i 4. Wczesne poranki po burzy to był jedyny moment aby nacieszyć się chłodem. // 

W niedzielę można. Gdyby każdy z nas jadł mięso raz w tygodniu, to… dokończcie zdanie w komentarzu! :)Nasz najdzielniejszy skarb skończył roczek. Kuzyni i starsza siostra dzielnie pomagali w rozpakowywaniu prezentów. 
1. "Miałaś na głowie tysiąc trosk, a rozkochałaś w sobie cały świat" – życzenia od dziadków, po których mama chlipie. // 2. Widzimy się w Sempre o siedemnastej! // A Ciebie chyba nikt na to przyjęcie nie zapraszał ;)Tym kadrem z pierwszymi złocistymi liśćmi żegnam się dziś z Wami! Dobranoc!

*  *  *

 

 

Nie mam czasu pisać tego artykułu. I dokładnie tak samo jest z pielęgnacją mojego ciała.

   Nie wiem czy to ja zmieniłam swoimi wyborami algorytm, czy to jednak cały Internet przeszedł transformację socjologiczną, ale coraz rzadziej atakują mnie nagłówki artykułów nawołujące nas – kobiety – do pracy nad swoim wyglądem. W miejsce publikacji o „sposobach na pomarańczową skórkę”, „idealnej diecie odchudzającej na lato” i „szybkich sposobach na depilację” pojawiają się te, które próbują zmienić nasz sposób myślenia na temat pielęgnacji i dać nam wolność wyboru czy chcemy być „zadbane” czy jednak nie. 

   Mam nadzieję, że to jednak nie jest psikus „ciasteczek” i że nie żyję w wyzwolonej bańce. A może to po prostu kwestia wieku, że na niektóre treści zwraca się już znacznie mniejszą uwagę? Chciałabym dostawać sprawdzone przez kogoś zaufanego informacje w pigułce, które nie będą wymagały ode mnie dalszej analizy. Mam wiele pomysłów na to jak spożytkować pięć minut przed telefonem – lektura ciekawego artykułu na Polityce, poszukiwanie większych sandałków dla starszej córeczki, rozrysowanie podziału szuflad dla stolarza, przesłanie zdjęć z weekendu na rodzinnej grupie whatsappowej, no i oczywiście niekończąca się opowieść na służbowej skrzynce pocztowej. Nim odłożę telefon chciałabym móc odhaczyć z mojej listy któryś z podpunktów, a nie tracić czas na czytanie artykułów poświęconych analizowaniu składu balsamu i po ich lekturze zostać z mętlikiem w głowie. Wcale nie dziwię się tym z Was, które kupują kosmetyki w drogerii, załatwiając przy tym inne niezbędne zakupy. 

    Zakładam, że Wy od czasu do czasu myślicie tak samo. Składy, działanie, rodzaj opakowania, konsystencja – jeśli ufacie moim wyborom to nie musicie tracić na czasu na poszukiwania i niepwność. Skorzystajcie z moich błędow i wybierzcie tylko to, co zadowoliło mnie w stu procentach. Temat kosmetyków do ciała nie był tknięty na blogu od ponad roku (co w sumie dużo mówi o tym jak poważnie do niego podchodzę…) więc dzisiejszy wpis jest telegraficznym podsumowaniem moich dwunastomiesięcznych testów. Pozbierałam tylko te kosmetyki do ciała, które się u mnie sprawdziły i które kupiłabym ponownie (albo już to zrobiłam). Dodatkowo przemycam parę sposobów na to, aby dbać o skórę ciała szybciej, ale nie mniej skutecznie. Poniżej znajdziecie moje ulubione produkty – na kilka z nich mam dla Was zniżkę :). 

1. Multifunkcyjny balsam wygładzająco kojący od marki Polemika

   Zamknięty w praktycznej tubce, o delikatnym i przyjemnym zapachu. Co jest cechą wspólną kosmetyków od Polemiki? Sproszkowana herbata Matcha oraz ich multifunkcyjność. Produkty są wegańskie, nietestowane na zwierzętach i może ich używać cała rodzina – polecam więc mamom, które nie chcą mieć na blacie w łazience zbyt wiele opakowań z głowami kaczek, różowymi etykietami Myszki Minnie i Elzą. Zresztą założycielka marki miała pewnie ten obraz z tyłu głowy, bo postanowiła stworzyć Polemikę właśnie wtedy, gdy została mamą. 

    Moje testowanie bardzo dobrze przeszły trzy kosmetyki tej marki – masło oczyszczające, krem do rąk, no i właśnie balsam. Z kodem MLE20 otrzymacie rabat 20% na wszystkie kosmetyki (kod działa do 10 września). Jestem pewna, że ten balsam spełni Wasze oczekiwania. 

Konsystencja balsamu od Polemiki. 

2. Naturalny krem do ciała Aqua Body Balm od AQUAYO

   Jak sprawić aby pielęgnacja ciała zajęła nam jeszcze mniej czasu niż zwykle? Hmmm… albo z drugiej strony – co zrobić aby pielęgnacja ciała zajmowała nam tak mało czasu, aby w ogóle ją praktykować? Jeśli wyskakujecie spod prysznica w biegu i ani myślicie o wmasowywaniu produktu, a potem jeszcze czekaniu aż się wchłonie, to znajdźcie gęsty, mocno nawilżający balsam z dobrym składem i nakładajcie go przed wytarciem ciała ręcznikiem. Trwa to kilka sekund, ale nasza skóra będzie nam za tę odrobinę czułości bardzo wdzięczna. Świetnie nadaje się do tego krem do ciała do AQUAYO z wyciągami z alg morskich, które ze względu na wysoką zawartość bioaktywnych składników, cenione są za swoje właściwości odmładzające skórę. Podaję tu tylko kilka z długiej listy magicznych składników: Nori (algi bogate w witaminy A, B i C, minerały oraz naturalne pigmenty oczyszczają, odżywiają i opóźniają proces starzenia się skóry), Enteromorpha (zawiera intensywnie nawilżające polisacharydy, odżywcze proteiny, odbudowujące naskórek lipidy i minerały, ceniona za wyjątkowo wysoką zawartość witaminy C), Wakame (wzbogaca skórę w aminokwasy, w tym prolinę, glicynę i serynę), olej migdałowy (łagodzi podrażnienia i zmniejsza powstawanie niedoskonałości), olej z masłosza i naturalna witamina E. 

   Jeśli macie ochotę sprawić sobie ten wegański i naturalny krem, to mam dla Was kod rabatowy o wysokości 20% – wystarczy wpisać hałso "balm".

Konsystencja kremu do ciała od Aquayo.

3. Linia ALGOBODY do pielęgnacji ciała od Sensum Mare

   Sensum Mare nie zawodzi (serum i krem pielęgnacyjny bb to moje dwa ukochane produkty) i wiem już, że nowa gama do pielęgnacji ciała zadowoli wszystkie stałe klientki tej marki. Nie każdy lubi gęste balsamy, a dla niektórych stojące opakowanie z pompką jest łatwiejsze w użyciu i przechowywaniu niż słoik czy tubka. Balsam do ciała silnie nawilża skórę ciała. Jest lekki, nie lepiący, wspaniale absorbuje go skóra, działa jak nawilżający opatrunek na suchą, pozbawioną jędrności skórę. Ma nowy cudowny  drzewno-kwiatowy zapach i (jak wszystkie produkty od SM) naszpikowany jest składnikami o udowodnionym naukowo działaniu. Do kompletu (można kupić osobno) powstał również peeling, do używania którego nikt nie musiał mnie namawiać. 

   Z kodem MLE dostaniecie 20% zniżki na cały asortyment marki (kod ważny do 10 września).

Konsystencja peelingu od Sensum Mare.

4. Maska Bioxidea Miracle 48 Excellence Diamond  (3 sztuki w opakowaniu) od Topestetic

   Maska w płachcie we wpisie o kosmetykach do ciała? Bardzo zabawne… A tak na poważnie – polecałam ten produkt na blogu już wiele razy, ale chyba nie wspominałam jeszcze o jego dodatkowym zastosowaniu. Po ściągnięciu maski z twarzy może być ona dodana do kąpieli, w której ulegnie rozpuszczeniu tworząc serum do ciała. Ten produkt to naprawdę „top of the top” i trzeba go wykorzystać w tak wydajny sposób, jak to tylko możliwe. Maska Bioxidea Miracle 48 Excellence Diamond polecana jest również po wszelkiego rodzaju zabiegach z zakresu medycyny estetycznej i kosmetologii ze względu na swoje terapeutyczne właściwości. Zawarte w niej peptydy, adenozyny, koenzym Q10 oraz kolagen wykazują silne działanie przeciwzmarszczkowe, dając nam efekt liftingu już od pierwszego użycia (gdybyście miały jakieś wątpliwości to na stronie Topestetic istnieje możliwość konsultacji dermatologicznej). Maski Bioxieda sprawdzają się rewelacyjnie przed każdym ważym wyjściem kiedy potrzebujemy widocznie poprawić kondycję skóry twarzy. Sprawdzają się doskonale pod makijaż – od razu po zastosowaniu widocznie nawilżają, liftingują i pięknie rozświetlają skórę. Z kodem KASIA20 dostaniecie 20% rabatu na kosmetyki Jan Marini oraz Bioxidea w sklepie topestetic.pl (promocje nie łączą się). Kod jest ważny do 31.08.2022r.

Na stronie Topestetic poza marką Bioxidea znajdziecie też między innymi Jan Marini – bardzo lubię ich glikolowy peeling do ciała, który widzice na zdjęciu. 

   Chciałabym otrzymać sprawdzone recepty na trafne decyzje w wielu życiowych kwestiach. Wiedzieć, że ktoś szedł wcześniej tą samą ścieżką i powie mi co mnie czeka – w którą stronę skręcić. Niestety, zwykle nie jest to możliwe – sami musimy się przekonać co jest dla nas najlepsze. Marne to pocieszenie, ale akurat w temacie kosmetyków do ciała mogę Wam służyć wytycznymi. Dobrze mieć z głowy chociaż to. Prawda?

*  *  *

szorty – H&M (dział męski) // lniany szlafrok – Massimo Dutti // stanik – Intimissimi

Last Month

   Zbliża się północ, a ja nasłuchuję odgłosów, które wdzierają się do mojej sypialni przez uchylone okno. Nie pamiętam drugiej tak upalnej nocy w Trójmieście. Chciałoby się aż zacytować sformułowanie z „Gry o tron” i powiedzieć, że my – ludzie z północy –  nie przywykliśmy do prawdziwego żaru po zmroku. Jednych pewnie gorące lato nad morzem cieszy, ale we mnie wywołuje dziwny niepokój. A może to wcale nie jest wina pogody?

   Lipiec – miesiąc wakacji, kąpieli w Bałtyku, lodów na patyku – był dla mnie pełen ostrych i niespodziewanych zakrętów, których na dzisiejszych zdjęciach nie widać. Z łatwością można za to na nich dostrzec to, co po bolesnych lekcjach docenia się najbardziej. Sierpień witam z otwartymi rękoma, szukam dawnej beztroski w prostych rzeczach i uśmiechach bliskich, przewracam kartkę i zaczynam nowy rozdział… tfu, to znaczy miesiąc! 

Kopytka na słodko, czyli temat, który rozgrzał instagramowe towarzystwo do czerwoności. Bo przecież "na słodko to tylko leniwe". Też tak myślałam przez całe życie, ale na szczęście mąż wyprowadził mnie z błędu. Dziś kopytka (żadnych złudzeń – kupne) obsmażone w masełku, bułce i cynamonie, z borówkami, jogurtem, kroplą (albo dziewięcioma) miodu spadziowego i rozmarynem, to moje ulubione resztkowe śniadanie na niedzielę. 

Tęsknota za domowymi kątami była w lipcu ogromna. A w sierpniu – z innych przyczyn na szczęście – rozhula się na dobre. 

1. Gdy prognoza pogody pokazuje, że będzie pochmurnie i deszczowo… // 2. Fangor w Sopocie? // 3. Tak! W Państwowej Galerii Sztuki możecie teraz obejrzeć wystawę zatytułowaną "Na tropie doskonałości". // 4. Rodzinne zdjęcie. Dzieci pojawią się, gdy osiągną wzrost metr dwadzieścia ;).// Perełki Sopotu, których nie znajduje się przypadkiem. Wystawa dostępna jest jeszcze do 18 września. Prezentowane są tu prace najwybitniejszych polskich artystów, m.in. Magdaleny Abakanowicz, Tadeusza Kantora oraz Jerzego Nowosielskiego.Geometryczne przestrzenie i widok z innej perspektywy na sopocki "Monciak". 1. Peruwiański bóg wyryty na ścianie przez starodawny lud kawoszy. Nie, Kasia. To po prostu ekspres do kawy. // 2. Kolejny podcast już się tworzy! Wyczekujcie go w przyszłym tygodniu na Spotify. // 3. Więcej zdjęć z tego wpisu znajdziecie tutaj. // 4. Urocze chociaż niepachnące. Końce łodyg trzeba sparzyć, jeśli mają pozostać świeże przez kilka dni. // Lniany komplet od Kornelii Rataj i sweter w paski, czyli mój ulubiony zestaw na lato. Od tej marki mam też tę sukienkę, którą możecie pamiętać z zeszłego roku. Z czystym sumieniem polecam obydwa projekty. Piątek, piąteczek, piątunio. Smacznego pross… to znaczy kawusi. Moje kieliszki, które nadal wyglądają jak nowe są od Krosno Glass. 1. Zdjęcia kontra rzeczywistość. Ciasto z jagodami i biel to idealne połączenie. // 2. Jeść dalej czy jednak mu oddać skoro liznął? // 3. W drodze na plażę. Ale przez biuto. Może znajdzie się po południu jeszcze kawałek piasku dla spragnionych wędrowiczów. // 4. Mój ukochany zakątek. Pa pa! // Prostsza i szybsza alternatywa dla jagodzianek. Cały przepis znajdziecie na blogu w tym wpisie. 1. W oczekiwaniu na najbliższych. Gdy mieszkanie z dnia na dzień zamienia się w plac budowy ogród staje się wybawieniem i pozwala cieszyć się codziennością. // 2. Na zdjęciu stylizacja z jedwabną sukienką MLE Collection, która jest aktualnie przeceniona. Został tylko jeden rozmiar, ale może jeszcze coś wróci, więc polecam użyć opcji "powiadom dostępności". // 3. Zazdroszczę wszystkim, którzy mogli być na otwarciu nowego kampusu Marvel Avengers w Disneylandzie! Od marca park świętuje swoje 30 urodziny i przy tej okazji ożywia najpotężniejszych bohaterów na Ziemi. // 4. A gdy kopytka i jagodzianki się skończą… // Wypady z najbliższymi – to lubię najbardziej!1. Drzwi do Pałacu Ciekocinko zawsze otwarte dla gości. // 2. My dwie zawsze śpimy dłużej niż reszta. Za to zarywamy noce w mlecznym ciągu ;).  // 3. Kółko plastyczne. // 4. Ruszamy na kolację! // Trochę elegancji a trochę wakacyjnego rozmemłania. Torebka, którą widzicie na zdjęciu jest od marki Lobos. To co wyróżnia model Napoli to piękny pasek z rafii i szampański odcień beżu. Z kodem KASIA10 otrzymacie 10% zniżki na torebki w sklepie Lobos i możecie z niego korzystać do 7 sierpnia. Z daleka przykuwa wzrok. No dobra, to idziemy szukać taty, bo komuś trzeba Was podrzucić, gdy ja wsiądę na wierzchowca.1. Wieczorne światło zaprasza do stołu. // 2. Niby zamówiliśmy własne dania, ale wiadomo, że te z dziecięcego menu smakują najlepiej. // 3. Na mleku owsianym. Dawno temu próbowałam przerzucić się na sojowe – nie wyszło. Może teraz się uda. // 4. Życie bez żelazka. // Trzecie opakowanie tego samego produktu musi o czymś świadczyć. Krem BB od Sensum Mare to ostatnio podstawa mojego makijażu. Wiem, że czekacie na kod rabatowy od marki, więc mam cudowne wieści! Z kodem MLE możecie korzystać z 20% zniżki na zakupy w sklepie Sensum Mare do 10 sierpnia. "Dark", "medium", "light". Tutaj widać jak różnią się od siebie te odcienie.1. Czy to mała Alicja z Krainy Czarów? // 2. Dwa silne charaktery, które docierają się ze sobą, gdy tylko rodzice nie patrzą. // 3. Planujesz dziś galopować? // 4. Nie można odmówić, gdy małe rączki proszą o dokładkę. // Udało się! No i na zdjęciu zrobionym znienacka mam pięty w dół więc nie jest źle!To kiedy powtórka?

Niewiele rzeczy zostało już z naszej wiosenno-letniej kolekcji MLE, ale ostatki są za to mocno przecenione. 

Kompletuję zawartość torebki na wieczór ;). Bransoletkę, którą widzicie na zdjęciu znajdziecie w Lile Things. W dalszej części podaję Wam atrakcyjny kod rabatowy, więc nie poddawajcie się i przewijajcie w dół. ;) "Mamo, ale nim wyjdziesz z tatą, to musisz mi przeczytać na dobranoc wszystkie te książeczki." 1. Mówisz – masz. // 2. Gotowa do wyjścia, jeszcze tylko kolczyki Estell. Te będą ponownie dostępne w Lile Things w połowie sierpnia, więc warto poczekać. // 3. Randka bez dzieci?! // 4. Bransoletka również jest od Lile Things (to inny model niż ten wyżej). Dla czujnych łasic mam kod rabatowy na biżuterię – kod MLE15 (upoważnia do 15% zniżki na wszystkie produkty do 15 sierpnia). //To już zaraz rok?! 1. "Żyj pięknie". W poszukiwaniu wnętrzarskich inspiracji. // 2. Kwiaty do lodów? Ciekawe kto za tym stoi? // 3 i 4. To nasza mała blogerka kulinarna! //

Kadr, który nie jest warty uwiecznienia, bo przedstawia mało atrakcyjną rutynę dnia. A może tak właśnie powinni robić influencerzy? Pokazując zarówno przyjęcie w ogrodzie, jak i wystawianie faktur, pisanie umów, odpisywanie na mejle czy inne monotonne czynności miałybyście przed sobą mniej zakłamaną rzeczywistość. Ale z drugiej strony – czy tak samo chętnie byście to oglądały?1. Spotkania kryzysowe. // 2. Jagodowy sorbet i kokosowy raj. Na szczęście lodziarnia "Słony karmel" jest na mojej codziennej trasie. // 3. Zagubiona paczka Vogue'a znaleziona u sąsiada. // 4. Za wolna klatka, za niskie ISO.  // Staramy się i staramy, ale ta trawa coś opornie rośnie ;). Dobrze, że chociaż kwiaty w doniczkach ratują sytuację (od ulubionej kwiaciarni Narcyz w Gdyni). 1. Gdy "dizajn" staje się sztuką.  // 2 i 3. Cisza przed burzą. // 4. Przez ostatnie dni było tak upalnie, że aż mnie wzdryga na widok tego wełnianego swetra i gorącej kawy. Ale poczekajmy do września…  // Swetry – element garderoby, który lubię tworzyć najbardziej… chyba, że w pokoju są 34 stopnie. 1. Po co komu blenda, lampy i studio? // 2. Ciężki wybór – przecież tak się różnią! // 3. Walka z grafikami, informatykami i htmlem. // 4. Cztery lata? Pięć lat? Ile czasu już tutaj mieszkamy?Czy przyjaźń w pracy jest możliwa? Portos udowadnia, że tak! ;). Jeśli się przyjrzycie zdjęciu nad moją głową zobaczycie ten sam skład, tyle, że dziesięć lat temu.  Nowości od Chanel, o których wspominałam między innymi w tym wpisie."Co jadłaś na śniadanie, kochanie?""Dzieeeeciii! Obiad!" – na to wezwanie przybiega zawsze tylko Portos.1. Pozdrawiamy fotografa! // 2. Przed śniadaniem. Tak się cieszę z tego zamiłowania do malowania, tylko trochę mniej ściennych fresków by się przydało. // 3. Zakupy dla córeczek, bo ja i tak mam za dużo ciuchów.  // 4. Co roku w telefonie te same zdjęcia. Mogłabym w sumie nie robić nowych, tylko wrzucać te stare… ciekawe czy ktoś by się zorientował? :) // 

3,2,1 … Sto lat,  sto lat. I jak po takim wwyśpiewaniu wytłumaczyć, że nie każda świeczka jest tą urodzinową?
Jeszcze pusto, a to już po dziesiątej!No i stało się. Czas przygotować nasz salon na remontowe szaleństwo. Pakowanie całego naszego dobytku sprawiło, że poczułam się jak niewolnik własnych rzeczy. Czas na OLX ;). Ostatnie spojrzenie nim przyjdzie pan z młotkiem…… albo raczej młotem! Zdjęcie pod tytułem "widać światełko w tunelu". 

"Ale, że niby chce Pani skończyć przed Gwiazdką?"

Sama jestem ciekawa, co ja Wam pokażę w kolejnym wpisie z tego cyklu :). Spokojnej (i chłodnej) nocy!

*  *  *