All about coffee!

Follow my blog with bloglovin!

Nie będę ukrywała, że od zawsze lubię kawę. Będąc w ciąży, bardzo cierpiałam z niemożności picia jej na co dzień. Najgorsze były nasze cotygodniowe spotkania z Kasią "na kawie" ( w moim przypadku "na soczek"), gdzie Katarzyna (bo tak zwykle się do niej zwracam) zazwyczaj piła swoją ulubioną ( moją zresztą też) kawę ( duża latte z bitą śmietaną na pojedynczym espresso… pychotka!), a ja mogłam jedynie cierpliwie czekać. Jak Wam wiadomo, moja córeczka jest już na świecie, więc kawa mogła na nowo zawitać w moim życiu (ze zdwojoną mocą, bo jak tu przy małym dziecku i wczesnych pobudkach nie pić jej więcej?).

Poza smakiem istotny jest dla mnie sam nastrój, który towarzyszy mi w trakcie tej krótkiej chwili odprężenia. Praca przy komputerze staje się dzięki niej całkiem znośna, poranne wstawanie wydaje się przyjemniejsze, nie mówiąc o tym, że w końcu mogę się skupić na tym, co mówi do mnie "szefowa Katarzyna", a nie na usilnym wpatrywaniu się w Jej kawę.

Wielokrotnie słyszałam od przyjaciół:

-Gocha nie pij tyle kawy!

– (???)  

– bo jest niezdrowa

 !!!Bzdura!!!  Nie dajcie się zwariować – kawa w umiarkowanych ilościach nam nie szkodzi!

Jaką i ile kawy powinniśmy pić?

Nigdy na pusty żołądek, max 4 filiżanki (to znaczy dwie duże kawy w popularnych kawiarniach, które tak uwielbiamy). Najlepsza i najzdrowsza jest kawa ziarnista, mielona bezpośrednio przed wypiciem (rozpuszczalna kawa, którą robimy sobie w pracy odpada!). Niech Was nie korci, żeby pić tę w saszetkach typu "3 w 1" – to jest dopiero chemia!) 

Nie chciałabym być gołosłowna, dlatego przytoczę Wam kilka badań przeprowadzonych przez znacznie mądrzejsze ( w tej dziedzinie :P ) osoby ode mnie. Uczeni z amerykańskiego Scranton University odkryli, że kawa jest bogatym źródłem przeciwutleniaczy, które chronią nas przed rakiem i chorobami serca. Dodatkowo, lekarze z Harvardu ustalili, że wypijanie czterech i więcej filiżanek kawy dziennie chroni przed kamieniami żółciowymi i marskością wątroby. „Wiele badań naukowych podaje do wiadomości, że ryzyko zachorowania na cukrzycę typu II u osób, które regularnie piją kawę, nawet do siedmiu filiżanek dziennie, wyraźnie się zmniejsza.”- twierdzi prof. Stephen Martin z Centrum Diabetologii w Düsseldorfie

Kawę zaleca się także osobom uprawiającym sport. Zawarta w tym napoju kofeina wzmacnia kondycję fizyczną. „Kofeina wpływa na wzrost koncentracji, działa motywująco i zwiększa wytrzymałość. Kawa, która zawiera także składniki ochraniające naczynia krwionośne, ma swoje stałe zasłużone miejsce wśród napojów polecanych w sporcie wyczynowym i masowym” – twierdzi lekarz medycyny sportowej dr Wolfgang Grebe z Hesji

Na koniec kilka ciekawostek :)

Przeciwutleniacze zawarte w kawie mogą zapobiegać rozwinięciu się nowotworu jelita grubego o 50 %. Zmniejszamy ryzyko powstania raka wątroby o 41% .

Kawa obniża ryzyko otyłości i cukrzycy typu II nawet o 60%.

Pita w rozsądnych ilościach zmniejszy ryzyko śmierci z powodu zaburzeń krążenia.

Antyoksydanty zawarte w kawie chronią przed miażdżycą, a nasz organizm przed starzeniem się!

Kawa idealnie sprawdza się do stosowania zewnętrznego. Mokry okład z kawowych fusów przyśpiesza leczenie się siniaków i ukąszeń owadów.

Kiedy spożywane przez nas pokarmy są kaloryczne, tłuste i ciężkostrawne, kawa pomaga nam przeżyć okres ociężałości.

– Kofeina pobudza przemianę materii i działa hamująco na apetyt. Czyli działa wyszczuplająco, czy to nie wspaniałe?

Jaką kawę Wy lubicie najbardziej? Taką z zachęcającą bitą śmietaną, czarną jak noc czy też mleczną? Obojętnie, którą z tych wybierzecie, pijcie ją bez wyrzutów sumienia, ponieważ na pewno nam nie zaszkodzi:)  

Smacznego :)

Take (ECO) care!

 W minioną sobotę postanowiłam zrobić sobie wolne i pierwszy raz od długiego czasu robić to, na co naprawdę miałam ochotę. Wypoczywałam więc po piątkowym, wyjątkowo udanym spotkaniu z Zosią i Gosią (był to nasz pierwszy wieczór we trójkę od bardzo dawna:)), odpisywałam na Wasze komentarze, przeglądałam strony internetowe o modzie i nadrabiałam wszelkiego rodzaju zabiegi pielęgnacyjne:). 

Zosia, Kasia i Gosia :D

Wraz z wiekiem zaczęłam przywiązywać większą uwagę do składu kosmetyków. Jestem jedną z tych osób, które bardzo łatwo zniechęcają się do produktu, gdy tylko usłyszą, że w jego skład wchodzą trujące chemikalia (jakie to dziwne!;)). Powoli (acz skutecznie) przestawiam się więc na produkty naturalne. W moim "ekoplanie" dużą rolę odgrywają teraz kosmetyki polskiej marki Phenome i to one były głównym bohaterem sobotniego przedpołudnia. Przekonały mnie do siebie przede wszystkim substancjami, których NIE POSIADAJĄ:

Cóż, produkty tej marki ciężko jest w ogóle porównać z tym co możemy znaleźć w tradycyjnych drogeriach – na pierwszy rzut oka (i na drugi też :)) widać, że w tych szklanych retro słoiczkach nie ma niczego co  mogłoby nam zaszkodzić. To co do tej pory wypróbowałam to peeling do twarzy – skóra jest po nim naprawdę gładka, a delikatne zmarszczki (które niestety już się pojawiają) mniej widoczne. Drugim produktem, który Wam polecam, to coś na kształt olejku (pomimo tłustej konsystencji ładnie się wchłania i zostawia delikatny film). 

W swojej kolekcji mam jeszcze żele pod prysznic oraz masło rozgrzewające z imbirem, która zaskakująco długo delikatnie natłuszcza skórę. I wszystko byłoby idealne, gdyby nie problem z dostępnością tych kosmetyków – w zwykłych drogeriach ich nie znajdziecie (jeśli mieszkacie w Warszawie lub w Poznaniu to możecie się wybrać do sklepu firmowego), więc pozostaje Wam internet:

www.phenome.pl

Gdyby któraś z Was posiadała szampony i odżywki do włosów tej firmy to czekam na opinie (zwłaszcza jeśli mowa o produktach do włosów suchych):).

Nie zgadniecie KTO ZNOWU bezpardonowo postanowił wejść w kadr, gdy tylko usiadłam swoim łóżku…

Pempusia!!! :)

 

Ready for kissing!

Naszym ustom powinnyśmy poświęcać wyjąkowo dużo uwagi. Nie dośc, że są jednym z głównych kobiecych atrybutów, to na dodatek zupełnie bezbronnym wobec warunków pogodowych. Nic więc dziwnego, że piewszym kosmetykiem do twarzy, którego zaczęłam używać był bezbarwny balsam do ust – pieczenie i spierzchnięta skóra są nieprzyjemne w każdym wieku. Od czasu pierwszej różanej bezbarwnej pomadki przetestowałam mnóstwo produktów i myślę, że znalazłam idealny sposób na miękką i nawilżoną skórę moich ust.

Czego powinnyśmy unikać? Kolorowych szminek i oblizywania ust. Pech chciał, że mam ostatnio słabość do mocnej czerwieni (co pewnie już zauwazyłyście). Jeśli jednak skóra ust jest spierzchnięta, nie mam szansy równomiernie rozprowadzić koloru i efekt nie jest zadawalający. Dbam więc o to, aby zawsze była w dobrej formie.

Pierwszym i najważniejszym nawykiem, którego każda z nas powinna się nauczyć to regularne stosowanie balsamu – przed wyjściem z domu, na wieczór i za każdym gdy poczujemy, że skóra naszych ust powoli robi się "napięta". Wbrew pozorom znalezienie odpowiedniego balsamu do ust nie jest wcale łatwą sprawą – nieestetyczne białe ślady na ustach, odkładanie się produktu w kącikach, czy po prostu niewystarczające działanie to tylko część mankamentów, które pewnie każda z Was poznała. 

Swój idealny produkt do pielęgnacji ust (o którym już kiedyś Wam wspominałam) odkryłam w trakcie udziału w Tańcu z Gwiazdami – przez ponad 3 miesiące, przed każdym występem zajmowały się mną profesjonalne (i naprawdę przemiłe:)) panie makijażystki. Zanim zabierały się do pracy wyciągały ze swoich wielkich skrzynek małe słoiczki z żółtą nakrętką i starannie smarowały usta wszystkim tancerkom i gwiazdom, które czekały na makijaż. Oczywiście od razu postanowiłam zaopatrzyć się w swój własny słoiczek ale szybko zostałam sprowadzona na ziemię:

– Carmex, nie jest dostępny w Polsce Kasiu, sprowadzamy go sobie z USA.

Całe szczęście w niedługim czasie po zakończeniu tanecznego show, znajomy drobiazg pojawił się w drogeriach i mogłam wejść w jego posiadanie bez żadnego problemu. Od tego czasu zawsze mi towarzyszy, bo jest po prostu niezastąpiony.

Carmex to najstarszy balsam do ust (w tym roku obchodzi swoje 75 urodziny:)) i całe szczęście jego receptura niewiele się zmieniła. Dla tych z Was, którzy preferują owocowe zapachy polecam wersję wiśniową:).

http://www.facebook.com/CarmexPolska

Drugim etapem pielęgnacji, który staram się wykonywać regularnie (zwłaszcza w zimie) to peeling. Najlepiej po kąpieli delikatnymi ruchami wetrzeć produkt w usta. Mój peeleing jest cukrowy (Put&Rub) i po krótkim czasie się rozpuszcza, więc nawet nie trzeba go spłukiwać:).

Jeśli pamiętam o balsamie (jeśli nie czujecie się dobrze bez koloru na ustach, to wybierzcie gęsty błyszczyk – też będzie pełnił funkcję ochronną) to przy małej pomocy peelingu moje usta naprawdę dobrze się trzymają :). Ciekawa jestem jak Wy je pielęgnujecie i czy Wasze sposoby różnią się od moich?:)

Better body after baby.

Postanowiłam wrócić do formy po urodzeniu dziecka. Mój plan na następny miesiąc to ćwiczenia, które można wykonywać w domu. Z bieganiem nie ma co się śpieszyć. Lepiej jest zacząć powoli – mięśnie i ścięgna muszą się obudzić, więc dmucham na zimne. Najważniejsze jest to, abym nie doznała żadnej kontuzji!

Ćwiczenia, które przedstawiam poniżej mają na celu poprawę kondycji, wydolności organizmu i wzmocnienie (moich bardzo słabych po ciąży ) mięśni. Nie ukrywam, że liczę również na spalenie tkanki tłuszczowej ( chociaż trochę :) ). Aby ten trening był efektywny muszę pamiętać o prawidłowym odżywianiu. Wybieram produkty o niskim indeksie glikemicznym (unikam ziemniaków, białego makaronu, rozgotowanego ryżu, słodyczy,  ). Dr David Ludwig ze szpitala dziecięcego w Bostonie, który od lat stosuje się do tej zasady żywieniowej wyjaśnia, że „wybierając węglowodany o niskim indeksie i uzupełniając je chudym mięsem i zdrowymi tłuszczami, w naturalny sposób usuwamy z jadłospisu te składniki, które mają o wiele gorsze właściwości odżywcze”. Proste?:) Ale nie do końca łatwe.

Ogólna zasada brzmi: trzy razy w tygodniu przez trzydzieści minut pobudzić swoje serce tak, by tętno wyniosło 130 uderzeń na minutę. Oto przykład idealnego treningu, który spełnia te wymagania:)

Skakanka

To nas rozgrzeje do dalszych ćwiczeń (minimum 5 minut). Nie musicie skakać wysoko, ale pamiętajcie o prostych plecach.

Wyskoki

Z pozycji stojącej przechodzimy do kucania. Następnie wyrzucamy nogi za siebie, wracamy do pozycji kucnej i wyskakujemy  w górę jak najwyżej potrafimy. Przed ciążą przy wyrzucie nóg w tył robiłam jeszcze pompkę, teraz nawet o tym nie śnię, ale zachęcam do tego wszystkich z lepszą kondycją od mojej.

Brzuszki

Kładziemy się na plecach. Uginamy nogi w kolanach. Stóp nie odrywamy od ziemi. Uginamy ramiona, podkładamy pod głowę ręce ( nie podtrzymujemy głowy, tylko delikatnie jej dotykamy). Wzrok kierujemy do góry, tak żeby mieć zadarty podbródek. Robimy wdech. Wykonujemy skłon tułowia w kierunku kolan, napinając przy tym brzuch i wypuszczając powietrze. Po wykonaniu skłonu nie odkładamy głowy na podłogę, zostawiamy ją lekko uniesioną nad ziemią.

Hantelki

Stajemy prosto, ręce luźno wiszą luźno wzdłuż ciała, trzymamy w nich  hantelki, nogi mamy złączone. Wyskakujemy w górę, unosząc przy tym ręce nad głowę. Opadamy na rozstawione nogi, zatrzymując ugięte ręce na wysokości ramion

Życzę wszystkim wytrwałości! Jak widać ja po tych ćwczeniach ledwo żyję!:)

Follow my blog with bloglovin!

All I want for Christmas is …:)

Co kupić bliskim pod choinkę?:) Czy podpowiadać innym, co sami chcielibyśmy dostać? Jak uniknąć nieudanych prezentów?

Przy każdym (nawet tym najprzyjemniejszym) przedsięwzięciu warto jest zrobić plan, nim przystąpimy do akcji. Jak mamy to rozumieć? Przede wszystkim nie wybierajmy prezentów pod wpływem chwili i bez większego namysłu – prawdopodobnie wydamy więcej pieniędzy, a efekt wcale nie będzie zadowalający. Dziś chciałabym Wam zaproponować kilka moich pomysłów na prezenty, być może pomogą Wam w wyborze tegorocznych gwiazdkowych upominków. Czekam też na Wasze propozycje w komentarzach!:)

1. Dla przyjaciółki (albo dla nas samych;)).

Jesli któraś z Was nie słyszała jeszcze o glossybox.pl to koniecznie musicie to nadrobić:). Komsetyki, które zamówicie na stronie przyjdą do Was w pięknych różowych pudełkach (dla których później można znaleźć inne zastosowanie:))  i jeśli uda Wam się powstrzymać przed ich rozpakowaniem, to możecie je śmiało podarować najlepszej przyjaciółce:). 

 

To opakowanie zostawiłam sobie (drugie już czeka na swoją nową właścicielkę), bo akurat skończył mi się żel do mycia twarzy:), a ten z glossybox jest naprawdę świetny.

Pępuszka jak zwykle, gdy tylko zobaczyła, że robię zdjęcia na bloga nie mogła się powstrzymać aby pojawić się w kadrze:)

Dla mamy:

Co roku próbuję z mamy wyciągnąć informację na temat jej gwiazdkowych życzeń – czasem wychodzi mi to całkiem nieźle, a czasem zupełnie beznadziejnie:). W drugim przypadku zakradam się do kosmetyczki mojej mamy i sprawdzam, który z jej ulubionych kosmetyków jest na wyczerpaniu – ulubiony korektor lub krem pod oczy zawsze się przyda:).

Dla taty:

Jeśli Wasz tata, tak samo jak mój, nie przywiązuje wagi do rzeczy materialnych to macie problem:). Wybawieniem są sportowe akcesoria (skarpety do piłki nożnej, czapka narciarska, czy specjalna bielizna termiczna), a jeśli Wasz tata sport woli oglądać w telewizji, to może ucieszy się z ładnie oprawionego, rodzinnego zdjęcia, które będzie mógł wziąć ze sobą do biura w pracy?

Dla niego:

To zawsze twardy orzech do zgryzienia, przede wszystkim dlatego, że mężczyźnie nie można kupić tego, co same chciałybyśmy dostać (słodkie skarpetki i peelingi do ciała odpadają). Dobrą opcją są prezenty użyteczne i dobre gatunkowe: bluzy, dresy, perfumy lub coś związanego zainteresowaniami naszej drugiej połówki (w tym przypadku warto podpytać o wymarzony gadżet).

Komu najtrudniej jest Wam zrobić prezent? Co myślicie o kupowaniu książek jako prezenty (to chyba moja ulubiona opcja, ale przecież nie wszyscy lubią czytać)? A może ktoś z Was wykonuje prezenty własnoręcznie?

How not to get fat after Christmas?

 Jak głosi wszystkim nam znana reklama najpopularniejszego gazowanego napoju świata: "Coraz bliżej święta!". Nadchodzą magiczne chwile wypełnione kolędami, życzeniami i niestety jedzeniem (dużą ilością JEDZENIA). Dla mnie tegoroczne święta są wyjątkowe. Leży przy mnie Juleczka – moja długo wyczekiwana córeczka (stąd moja nieobecność na blogu, za którą bardzo przepraszam:), postaram się jak najszybciej nadrobić te zaległości:)).  

Przed nami trudny okres dla naszej wątroby. Osobiście nie znam nikogo, kto potrafi się oprzeć świątecznemu łasuchowaniu, ale istnieje szansa (chociaż naprawdę niewielka), że drugiego dnia świąt nie obudzimy się o trzy kilogramy cięższe. Wykorzystajmy kilka kulinarnych sztuczek, dzięki którym nie przybędzie nam kolejnych wałeczków w okolicach talii. Uwaga! Niech naszym świątecznym postanowieniem będzie: Brak problemu ze zmieszczeniem się w sylwestrową kreację!

Oto kilka przydatnych rad:

-Kupić większą sukienkę ;) (to tylko taki żarcik na początek)

-Zjedzmy owoce przed ciastem. Istnieje prawdopodobieństwo, że dzięki temu nie pochłoniemy całej blachy sernika, a tylko pół. :)

-Do ciast dodajemy o 1/3 mniej cukru niż zwykle i nie polewajmy go lukrem.

-Ciasto na pierogi najlepiej przygotować z mąki razowej.

-Dania najlepiej serwować na małych talerzykach, dzięki temu będzie nam się wydawało, że porcje są dużo większe, a co za tym idzie – mniej zjemy.

-Ryb lepiej nie smażyć. O wiele zdrowsze i mniej kaloryczne, są te przygotowane w galarecie lub na parze. Godne polecenia są też te przyrządzane w folii.

-Śledzie nie muszą kąpać się w tłustym majonezie, może to być jogurt naturalny.

-Zjedzmy śniadanie! Później unikniemy wilczego głodu.

-Jedzmy powoli! Delektujmy się smakiem – dzięki temu unikniemy dokładki od kochającej babuni.

-Zamiast czekoladek wybierajmy mandarynki i orzechy – w czasie świąt tych przysmaków nie brakuje!

-Zanim zaczniemy zajadać się pysznościami, wypijmy szklankę wody, która wypełni żołądek i zmniejszy apetyt.

-Zgłośmy się do pomocy gospodyni. Będzie nam na pewno bardzo wdzięczna, a my nie będziemy miały czasu na objadanie się.

-Robiąc zakupy, starajmy się nie kupować na zapas, tylko tyle ile naprawdę potrzebujemy. Zróbmy listę zakupów!

-Jeżeli po kolacji wigilijnej zostanie nam za dużo jedzenia, warto je podarować naszym gościom. Nikt zapewne nam nie odmówi, a my pozbędziemy się kusicieli z domu.

 

Może się zdarzyć tak, że świąteczny chochlik zaprzepaści nasze plany (winny zawsze musi być!) i żadna z powyższych rad nie zostanie zrealizowana,  a nam (niestety) przybędzie w boczkach – w takim przypadku pozostaje RUCH….

Nie ma co siedzieć przy stole, kiedy za oknem piękna pogoda.  Nie ma nic lepszego dla świątecznego obżartucha jak ruch i świeże powietrze.

Follow my blog with bloglovin!