This year, our holidays will look different in comparison to previous years. That’s why I’m preparing with meticulousness previously unknown to me. First and foremost, already in November, I made it a point of honour to finish all professional matters until the second Sunday of Advent. It’s clear as daylight that the pre-Christmas period is very fruitful for clothing companies, but we at MLE Collection have already packed all the packages and gave up on promotional activities at the last moment in order to give you and ourselves some rest. Advertisers who wanted to purchase ads on the blog and Instagram two weeks before Christmas Eve were also sent away empty-handed. I won’t compensate the lost time to myself and my nearest and dearest even with the most expensive gift.   

   It’s not that the holiday fever, the never-ending “Last Christmas”, and even the increased movement on the streets don’t evoke a sort of excitement in me – the tension, like the one during rehearsals before a grand show, is an inseparable element of Christmas. We are all preparing for something exceptional, and the slight stage fright is even desirable. This year, the greatest magic happens at my house – far from the urban hustle and bustle and queues at the shopping malls – so this is what I’m focusing on the most. I want the real Christmas Spirit to be felt by all my nearest and dearest.

* * *

   W tym roku nasze Święta będą wyglądać inaczej niż wcześniej. Przygotowuję się więc do nich z nieznaną mi przedtem skrupulatnością. Przede wszystkim, już w listopadzie za punkt honoru postawiłam sobie zakończenie wszystkich zawodowych spraw do drugiej niedzieli Adwentu. To jasne jak słońce, że okres przedświąteczny jest dla firm odzieżowych bardzo owocny, ale my w MLE Collection spakowałyśmy już wszystkie paczki i zrezygnowałyśmy z działań promocyjnych „na ostatnią chwilę”, aby dać wytchnąć sobie i Wam. Reklamodawców, którzy chcieli wykupić reklamy na blogu i Instagramie na dwa dni przed Wigilią też odesłałam z kwitkiem. Nawet najdroższym prezentem nie wynagrodzę przecież sobie i innym straconego czasu.

    Nie jest tak, że świąteczna gorączka, niekończące się „Last Christmas”, a nawet wzmożony ruch na ulicach nie wzbudzają we mnie pewnego rodzaju podekscytowania – to napięcie, jak w czasie prób przed wielkim przedstawieniem, jest nieodłącznym elementem Bożego Narodzenia. Wszyscy szykujemy się przecież na coś wyjątkowego, lekka trema jest więc jak najbardziej pożądana. W tym roku największa magia dzieje się jednak w moim domu – daleko od miejskiego zgiełku i kolejek w galeriach – więc to na nim skupiam się najbardziej. Chcę, aby to tutaj, jak nigdzie indziej, moi bliscy czuli prawdziwego Ducha Świąt.

    In order to evoke the exceptional atmosphere from my childhood and pass it on to the new generation in the least modified form, I study articles and books about Christmas in the past and old Christmas traditions. I’ve got the feeling that the disappearance of this special aura over the last decade is a result of neglecting the seemingly unimportant rituals. In order for them to have appropriate power, they should be executed with appropriate timing (listening to Christmas songs already in November is cool, but it’s true that they lose their exceptionality already in mid-December) and order – as if we were crossing consecutive lines.   

   We wanted to wait until 6 December with the Christmas tree; however, when the day came, I thought that it’s too early. First, I will prepare the whole home, I’ll go through the Christmas tree balls and decorations, and send and “receive” all letters to Santa Claus, and clean the most cluttered corners of my flat – you need to leave the least pleasant for last. The distorted order wouldn’t allow me to build appropriate tension – if you know what I mean.

* * *

   Aby przywołać ten niezwykły nastrój z mojego dzieciństwa i nauczyć go nowego pokolenia w jak najmniej zmodyfikowanej formie, studiuję artykuły i książki o starych świątecznych i około świątecznych tradycjach. Mam bowiem wrażenie, że ulatnianie się tej wyjątkowej aury w ostatnim dziesięcioleciu wynika głównie z pominięcia pozornie nieważnych rytuałów. Aby miały one odpowiednią moc powinny być wykonywane w odpowiednim czasie (słuchanie świątecznych piosenek od listopada jest super, ale faktem jest, że przez to w połowie grudnia tracą już swoją wyjątkowość) i kolejności – jakbyśmy przekraczali następne kręgi wtajemniczenia.

    Z choinką mieliśmy poczekać do szóstego grudnia, gdy jednak nadeszły mikołajki stwierdziłam, że to jednak za wcześnie. Wpierw przygotuję całe mieszkanie, przejrzę stare bombki i ozdoby, wyślę i "odbiorę" wszystkie listy do Mikołaja i zrobię porządki w najbardziej zagraconych kątach mieszkania – najprzyjemniejsze trzeba przecież zostawić na koniec. Zaburzona kolejność nie pozwoliłaby zbudować odpowiedniego napięcia – jeśli wiecie co mam na myśli.

    Decorating the house is not only highlighting the value of the upcoming holidays. It’s mostly medicine for the grey aura behind the window. The closer the Christmas, the darker it becomes. The days are shorter, and night is becoming infinitely longer. With such a dark aura, on 13 November, Saint Lucia heralds that there are only eleven days until Christmas Eve. This date is not coincidental – for centuries, it was believed that it’s the darkest and the most dull days of the year. In the past in Poland, there was a custom to start all Christmas preparations on that day as lighting candles and decorating houses brought hope for lighter days. According to folklore beliefs, non-compliance to this date could lead to discord in the family. That’s why I undusted the old tradition and meticulously decorated the flat during the last weekend. Thus, I’ll get to the crux of this article (I usually create Christmas articles of considerable length, and introductions are infinitely long) and I’ll briefly tell you about my favourite ways for Christmas decorations.

* * *

   Przyozdobienie domu nie tylko podkreśla wagę zbliżających się Świąt. To przede wszystkim lekarstwo na szarą aurę za oknem. Im bliżej Bożego Narodzenia, tym ciemniej. Dni są coraz krótsze, a noc zdaje się wydłużać w nieskończoność. W tę ciemność, 13 grudnia, wkracza święta Łucja zwiastując, że od Wigilii dzieli nas już tylko jedenaście dni. Ta data nie jest przypadkowa – przez wieki wierzono, że to najciemniejszy i najbardziej ponury dzień w roku. W dawnej Polsce zwyczajowo rozpoczynano tego dnia przygotowania do Świąt, bo zapalanie świec i przyozdabianie mieszkań przynosiło nadzieję na jaśniejszy czas. Według wierzeń ludowych, nieprzestrzeganie tego terminu mogłoby wywołać niezgodę w rodzinie, więc odkurzyłam tę starą tradycję i w miniony weekend skrupulatnie przyozdobiłam mieszkanie. Przejdę więc do sedna tego artykuły (teksty o Bożym Narodzeniu zwykle wychodzą mi wyjątkowo długie, a wstępy ciągną się w nieskończoność) i pokrótce opowiem Wam o moich ulubionych sposobach na świąteczne ozdoby.

Składane gwiazdy z papieru. Można je z łatwością złożyć i przechowywać. Moje są dosyć proste, ale w Skandynawii, w której te ozdoby są bardzo popularne, można kupić prawdziwe ażurowe dzieła sztuki. 

Uwielbiam ten moment, gdy otwieram nowy notatnik lub kalendarz. Zawsze obiecuję sobie (tak jak to miało miejsce w podstawówce w przypadku zeszytu od polskiego), że teraz będę go prowadzić bardzo starannie i pisać w nim tylko piórem. No cóż… niestety zbyt intensywnie z nich korzystam, aby takie postanowienie miało szanse powodzenia. Mój „pamiętnik na 5 lat” który pełni u mnie rolę notatnika jest piękny – zresztą jak wszystkie produkty ze sklepu Escribo. Jeśli szukacie wysmakowanego i jednocześnie użytecznego prezentu to koniecznie skorzystajcie z mojego kodu MLE2019 aby uzyskać 10% zniżki. Jest ważny do 10 stycznia :).

      In many countries all over the world, St. Lucia’s Day is a day that celebrates lights (the name Lucia comes from the Latin word “lux” which means light). In Sweden, the date is celebrated in a special way – a procession of “maids” in white clothes, wearing wreaths, and holding candles in their hands is marching along the main streets of the city. However, in our Polish culture, there are plenty of references to the magic of light – we’ve got Rorate Masses, when the delicate light of candles that we light before the dawn is the only that we can find in the church. Light is a symbol that accompanies us from the beginning until the end of Christmas preparations. From the candle lit on the first Sunday of Advent to Christmas tree lights. We also shouldn’t forget about the first falling star, without which you can’t start the Christmas Eve supper. Following that lead, it’s easy to conclude that the longed-for atmosphere at our house can be attained through appropriate use of light. At my house, warm lights on a transparent cable that are located above the bed (hanging by the window handles) and on the photos (those that haven’t been hung yet ;)). I was able to find models that turn off automatically after eight hours.

* * *

   W wielu krajach na całym świecie Dzień Świętej Łucji to inaczej Dzień Światła (imię Łucja pochodzi od łacińskiego słowa "lux" – światło). W Szwecji obchodzi się tę datę szczególnie – orszak „panienek” w białych strojach, wiankach na głowach i ze świecami w dłoniach maszeruje głównymi ulicami miast. Ale w naszej polskiej kulturze odniesień do magii światła też nie brakuje – mamy przecież roraty, kiedy to delikatne światło świec, które zapalamy przed świtem jest jedynym jakie znajdziemy w kościele. Światło to symbol, który towarzyszy nam zresztą od początku do końca świątecznych przygotowań. Od świeczki zapalanej w pierwszą niedzielę adwentową aż po lampki wieszane na choince. Nie wspominając już o pierwszej gwiazdce, bez której kolacja wigilijna nie może się rozpocząć. Idąc tym tropem łatwo wywnioskować, że upragnioną atmosferę w naszym domu uzyskamy właśnie dzięki odpowiedniemu wykorzystaniu światła. U mnie sprawdzają się lampki o ciepłej barwie na przezroczystym kablu, które mam nad łóżkiem (zaczepione o klamki okienne) i na obrazach (tych niepowieszonych ;)). Udało mi się znaleźć takie modele, które wyłączają się automatycznie po ośmiu godzinach.

Tak bardzo się cieszę, gdy polecane przeze mnie rzeczy dobrze się u Was sprawują. Nie dalej, jak wczoraj czytałam wiadomość od jednej z Was, która ze sklepu Mongolian kupiła rękawiczki (pokazane przeze mnie prawie rok temu) i jest nimi zachwycona. Ja z kolei dopiero co odpakowałam parę tych długich pięknych skarpet z wełny owiec mongolskich. Zajrzyjcie do tego sklepu – na pewno znajdziecie coś dla siebie lub bliskich.  

    Another decorative element that I use is paper stars that can hung in windows. Now, you can get them anywhere (Leroy Merlin, OBI, IKEA), but I recommend only those that can be folded flat as they are later easy to store. And now I’ll fluently go into another digression and, at the same time, my rule number one – at home, I’ve got only decoration that can be useful for at least a few years or are fully natural, like holly sprigs or pine sprigs. Everything that is plastic and disposable doesn’t catch my attention in the slightest. It’s not only about ecology or appearance, it is about the practicality of reusable adornments. The whole action of taking a dusted box out of the storage place and going through the Christmas tree balls, adornments, cards, and other knick-knacks that are hidden inside is, in my opinion, the most atmospheric December moment. 

   That’s probably some symptom of being old as in the past, I wanted my Christmas tree to be minimalist and in one colour palette, and now, I want it to be full of memories. That’s why I’ve got Christmas tree balls in the shape of stars that my mum remembers from her childhood, a souvenir from New York in the form of a dinosaur from the Natural Museum History, a plush mouse from my first visit in Brussels, and many other items that would appear a shiny disarray to another person. For me, these create a small history of my life. 

* * *

   Innym elementem wystroju, który wykorzystuję, są papierowe gwiazdy do powieszenia w oknach. Teraz można je dostać wszędzie (Leroy Merlin, Obi, IKEA), ale ja polecam tylko takie, które można złożyć na płasko, bo łatwo je potem przechować. I tu płynnie przechodzę do kolejnej dygresji i jednocześnie mojej zasady numer jeden – mam w domu tylko takie ozdoby, które mogą służyć mi co najmniej kilka lat, albo są całkowicie naturalne, jak gałązki ostrokrzewu czy sosny. Wszystko to, co plastikowe i jednorazowe nie zwraca mojej najmniejszej uwagi. Nie chodzi zresztą tylko o ekologię czy wygląd i użyteczność wielorazowych ozdób. Cały proceder wyciągania z pawlacza przykurzonego kartonu i oglądanie ukrytych w nim bombek, ozdób, kartek i innych drobiazgów, które tak dobrze pamiętam z poprzednich lat, uważam za jeden z najbardziej nastrojowych grudniowych momentów.

  To pewnie jakiś objaw starości, bo kiedyś chciałam, aby moja choinka była minimalistyczna i w jednej tonacji kolorystycznej, za to dziś chcę aby była pełna wspomnień. Są więc bombki-gwiazdy, które moja mama pamięta jeszcze ze swojego dzieciństwa, pamiątka z Nowego Jorku w postaci dinozaura z Muzeum Historii Naturalnej, pluszowa myszka z pierwszej wizyty w Brukseli i wiele innych przedmiotów, które komu innemu wydałyby się błyszczącym bałaganem, a dla mnie są jak mała historia życia. 

 

* * *

dziecięcy sweter z reniferem – ZARA // jasny golf i spódnica w groszki – MLE Collection