Today’s post was originally supposed to look slightly different – I wanted to show you a more sophisticated recipe, present elegant MLE Collection dresses for the new seasons, and coax you into spending your free time actively – for example, at an ice rink. However, I came to the conclusion that I shouldn’t require more from my readers than I require from myself – I’m not doing pirouettes wearing ice skates at the moment, instead, I’m sitting in a sweatsuit and I can’t really wait to start rolling all over the floor with my baby and Portos while watching TV. Today’s “while-awayers” will be real to the bone and the widely understood reality will be the main topic of the post – no candles around the bathtub, guinea fowls for supper, and easy reads for washing liquids (if you know what I mean ;)). This week, and it’s allegedly the dullest week of the year, my evenings weren’t too sophisticated, and I won’t pretend that it’s different.

1. And since we are already talking about distorting reality – I’d like to share a delicious winter dessert with you and after browsing through a few blogs and culinary magazines, I opted for a tart with apples braised in butter. I chose it because the preparation time was provided at the very beginning of the recipe and was very encouraging – only half an hour.  I went to the shop and got down to kneading the dough afterwards. Only then did I read the description of all the steps (before that, I limited myself only to the list of ingredients – surprise surprise). The second sentence already raised my concerns. “After kneading the dough, cover it with foil and place it in the fridge for half an hour”. Then it followed “braise the apples for fifteen minutes and then wait until they fully cool down” and many other activities, and, of course, the baking as an additional element (twenty minutes). As a result, I spent more than an hour in the kitchen and I was continuously thinking about the hateful comments that would be left under the post if I were to deceive you with such a cheap shot by including a third of the real preparation time intended for this meal. That’s why I’ve decided to start the while-awayers with a different recipe – or rather an “idea” for a winter dessert as it is simple and quick and can be easily remembered without taking it down.

* * * 

   Dzisiejszy tekst pierwotnie miał wyglądać ciutkę inaczej – chciałam zaprezentować trochę bardziej wyszukany przepis, pokazać eleganckie sukienki od MLE Collection na nowy sezon i nakłaniać Was do aktywnego spędzania czasu – na przykład na lodowisku. Doszłam jednak do wniosku, że nie powinnam wymagać od swoich Czytelniczek więcej niż od samej siebie – nie kręcę teraz piruetów w łyżwach na nogach, tylko siedzę w dresie i przebieram nóżkami na myśl o tarzaniu się po podłodze z dzieckiem i Portosem i oglądaniu telewizji. Dzisiejsze „umilacze” będą prawdziwe aż do bólu i to szeroko rozumiana rzeczywistość będzie ich tematem przewodnim – żadnych świeczek wokół wanny, perliczek na kolację i czytadeł dla płynów do płukania (jeśli wiecie co mam na myśli ;)). W tym tygodniu, a jest to podobno najbardziej ponury tydzień w roku, moje wieczory nie należały do tych najbardziej wyrafinowanych i nie będę udawać, że jest inaczej.

1. A skoro już mowa o zakłamywaniu rzeczywistości – chciałam podzielić się z Wami jakimś pysznym zimowym deserem i po przeszukaniu kilku blogów i magazynów kulinarnych postawiłam na tartę z jabłkami duszonymi na maśle. Wybrałam ją dlatego, że czas przygotowania podany na samym początku przepisu był bardzo zachęcający – jedyne pół godziny. Pofatygowałam się więc do sklepu, a po powrocie do domu zabrałam za ugniatanie ciasta. Dopiero wtedy przeczytałam opis wszystkich czynności (wcześniej ograniczyłam się tylko do listy składników – wiadomo ;)). Już drugie zdanie wzbudziło moją konsternację. „Po ugnieceniu ciasta zawiń je w folię i włóż do lodówki na pół godziny”. Potem było jeszcze „duś jabłka przez piętnaście piętnaście minut, a potem zostaw do całkowitego ostygnięcia” i wiele innych czynności, no i oczywiście doszło do tego też samo pieczenie gotowego ciasta (dwadzieścia minut). Summa summarum siedziałam w kuchni ponad godzinę i przez cały czas myślałam o tym, jak nienawistne komentarze zostawiłybyście pod moim wpisem, gdybym postanowiła oszukać Was w tak mało wysublimowany sposób i podać prawie trzykrotnie mniejszy czas przygotowywania danej potrawy. Umilacze rozpoczynam więc od innego przepisu – a właściwie „pomysłu” na zimowy deser, bo jest on tak prosty i szybki, że z łatwością zapamiętacie go bez zapisywania.

  Butter-braised apples with cinnamon and crumble topping

Ingredients:

Dough:

60 g of wheat flour

60 g of butter

40 g of icing sugar 

Gluten-free version:

30 g of potato flour

30 g of almond flour

60 g of butter

40 g of sugar

Apple heaven:

3 large hard and juicy apples

2 teaspoon of ground cinnamon

1 tablespoon of honey (or sugar)

1 vanilla bean

2 tablespoons of butter

Toppings:

handful of almond flakes or favourite nuts

serve with: mascarpone, sour cream, or ice-cream

Directions:

Knead all of the ingredients for the dough until smooth. If the dough is too sticky, add some flour. Cover the dough with a table napkin and place it in the fridge. Peel the apples and get rid of the stones and the applecore. Cut them according to your liking. Melt the butter in a pan. Add cinnamon, vanilla seeds, honey, and apples. Wait a little bit for the sauce to slightly evaporate (it’s better if the apples aren’t too soft). Place the ingredients into a heat-resistant dish and sprinkle them with the crumble topping (I added almond flakes on top). Place everything in an oven pre-heated to 180ºC (without the convection mode on) and you can start the feed after fifteen minutes. Watch out for your tongues because it’s hot!

NOTE: If you want the honey to retain its nutritional values, add it after baking and placing your portion on the plate.

* * *

  Jabłka duszone na maśle z cynamonem i zapieczone pod kruszonką

Skład:

Ciasto:

60 g mąki pszennej

 60 g masła

40 g cukru pudru  

Wersja bezglutenowa:

30 g mąki ziemniaczanej

30 g mąki migdałowej

60 g masła

40 g cukru

 Jabłkowy raj:

3 duże twarde soczyste jabłka

2 łyżeczki mielonego cynamonu

1 łyżka stołowa miodu (lub cukru)

1 laska wanilii

2 łyżki stołowe masła

 Dodatki:

garść płatków migdałowych lub ulubionych orzechów

mascarpone, śmietana lub lody do podania

Sposób przygotowania:

Wszystkie składniki na ciasto energicznie ugniatam, aż stworzą jednolitą masę. Jeśli ciasto jest za lepkie dodaję trochę mąki. Owijam ciasto w szmatkę i odkładam do lodówki. Obieram jabłka i oczyszczam z pestek i gniazda nasiennego i kroję według uznania. Na patelni rozgrzewam masło, dodaję cynamon, nasiona wanilii, miód i jabłka. Czekam, aż sos nieco odparuje (lepiej aby jabłka nie zrobiły się całkiem miękkie). Zawartość patelni przekładam do żaroodpornego naczynia i posypuję kruszonką (na wierzch dodałam też płatki migdałów). Wsadzam do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni (bez termoobiegu) i po piętnastu minutach można zaczynać wyżerkę. Nie poparzcie sobie języków!

UWAGA: Jeśli chcecie, aby miód zachował swoje wartości odżywcze dodajcie go dopiero po upieczeniu całości i nałożeniu swojej porcji na talerz. 

Moje ostatnie zakupy od Jadłosfery to: miód lipowymiód faceliowykonfitura poziomkowa z truskawką i kwatem bzukonfitura malinowa z migdałami

2. On numerous occasions, I have mentioned on the blog that I’m a real honey fan – we would really establish a good rapport with Winnie-the-Pooh. I don’t know if there is yet another product in my kitchen that would disappear so fast and I’m glad that I no longer need to travel to the Kashubia to buy real honey. That’s right – honey is also the target of fraud and distortion. However, I’ve got a few on-line sources that I fully trust. One of them is, of course, Jadłosfera – I love that store! I already recommended a Moroccan spread with nuts (ideal for breakfast toasts), home-made preserves, and many other things, and now I’m in love with linden honey. I could eat it by spoonfuls. So what does honey unspoilt by bad treatment hold in store for us? It strengthens the heart. Decreases blood pressure. Helps to inhibit atherosclerosis. Heals liver diseases and bile ducts diseases. Heals stomach ulcers. Soothes shattered nerves. Stimulates the brain. It’s good for a cold.

* * *

2. Nie raz już wspominałam Wam na blogu, że jestem prawdziwym amatorem miodu – Kubuś Puchatek naprawdę dobrze by się ze mną rozumiał. Nie wiem czy w naszej kuchni jest jakikolwiek inny produkt, który kończyłby się tak szybko i bardzo się cieszę, że dziś nie trzeba już jeździć na Kaszuby, aby kupić prawdziwy miód. Tak – miody również padają ofiarą oszustw i przekłamań. Mam jednak kilka internetowych źródeł, do których mam stuprocentowe zaufanie. Jednym z nich jest oczywiście Jadłosfera – kocham ten sklep! Polecałam Wam już marokańską pastę z orzechów (idealna do grzanek na śniadanie), domowe konfitury i wiele innych rzeczy, a teraz zakochałam się w miodzie lipowym. Mogłabym go jeść łyżkami. A co nam oferuje miód nie zepsuty przez złe traktowanie? Wzmacnia serce. Obniża ciśnienie tętnicze krwi. Pomaga hamować miażdżycę. Leczy schorzenia wątroby i dróg żółciowych. Leczy wrzody żołądka. Koi skołatane nerwy. Pobudza mózg. Jest dobry na przeziębienia.

3. Staying close to the topic of “real life”, check out the link below to an article about the great changes that Instagram will be introducing in the future. The app will allegedly delete photos that went through any kind of graphics software. If that would really decrease the number of photos depicting “ideal women” who, in reality, aren’t that close to being perfect, count me as a proponent. In fact – not only are today's photos tampered with (I never touch up my nose, breasts, or other parts of my body), but they are also filter free.

INSTAGRAM on deleting photoshopped photos

4. It seems to me that there are increasingly fewer and fewer blogs where we can find articles that are as interesting as the photos and the other way round – blogs whose owners, apart from preparing a cool article, feel the need to grab a camera and enrich the text with some pertinent images. Those who used to take great photos moved to the realm of Instagram, and those who are skilled in writing great texts don’t do anything else. However, there are beautiful exceptions, such as my favourite Liska from WhitePlate. This time, I recommend you her article “You don’t have to do anything” that really struck home with me, as today we feel pressure in all of the possible planes of life. We just n e e d to be the best, but we also n e e d to be able to let go, we n e e d to work out a quota, but we also n e e d to find some time for ourselves. We need to remember that we are independent, but we also need to sacrifice everything for the child. On all sides, we are bombarded with orders and conditions – if you also feel the same way about life, you should check out this link.

* * *

3. Nie odchodząc za daleko od tematu „real life” wklejam Wam link do artykułu o wielkich zmianach, które podobno szykuje dla nas Instagram. Aplikacja ma podobno usuwać zdjęcia, które zostały przerobione przez programy graficzne. Jeśli faktycznie ograniczyłoby to wrzucanie do sieci „idealnych kobiet” które w rzeczywistości wcale idealne nie są to zaliczam się do zwolenników tej zmiany. Notabene – dzisiejsze zdjęcie nie tylko nie są „przerabiane” (w ogóle nie stosuję retuszu nosa, piersi czy innych części ciała), ale nie posiadają też żadnego filtra. 

INSTAGRAM o usuwaniu retuszowanych zdjęć

4. Mam wrażenie, że coraz mniej jest w sieci blogów, na których znajdziemy teksty równie ciekawe, co zdjęcia, i na odwrót – takie na których komuś poza napisaniem fajnego artykułu w ogóle chce złapać aparat i opatrzyć tekst jakimiś adekwatnymi obrazami. Ci, którzy robili piękne zdjęcia przerzucili się na Instagram, a ci którzy potrafią pisać nie robią nic więcej. Są jednak piękne wyjątki, takie jak moja kochana Liska z WhitePlate. Tym razem polecam Wam jej tekst „Nic nie musisz”, który bardzo do mnie trafił, bo dziś czujemy presję w każdym możliwym wymiarze. M u s i m y  być najlepsi, ale  m u s i m y  też umieć odpuścić,  m u s i m y  wyrabiać normę, ale  m u s i m y  też zawsze znaleźć czas dla siebie. Musimy pamiętać o tym, że jesteśmy niezależne, ale musimy też poświęcać wszystko dla dziecka. Z każdej strony ktoś coś nam każe i narzuca – jeśli też macie czasem takie odczucie, to wejdźcie w ten link

5. It’s time for some confessions. At the beginning of this post, I admitted that this week, I really prefer sitting on the floor with a bowl of apples under a crumble topping and a not that hard jigsaw puzzle ;). I love my job, but December is always the most intense month for all bloggers and influencers, and, in turn, January is a hot month for… clothing brands so as you can easily gather, I don’t have the energy for crazy evening attractions. And even though I’m glad that I can combine all of that with being a full-time mum, I also get overwhelmed by fatigue.  Instead of going out to a restaurant, we prefer watching “Czarno na białym” and focusing on the jigsaw puzzle at the same time. So if you know where we can find interesting, pretty, and not that difficult jigsaw puzzles (it’s best if it has 200 pieces as we like solving them in one evening ;)), I’d appreciate the links. At home, we only have such clichés as the map of Europe ;).

* * *

5. Czas na chwilę zwierzeń. Na początku tego wpisu przyznałam już, że w tym tygodniu naprawdę wolę usiąść na podłodze z miską jabłek pod kruszonką i niezbyt trudnymi puzzlami ;). Kocham swoją pracę, ale grudzień to zawsze najbardziej intensywny miesiąc dla wszystkich blogero-influencerów, a styczeń to z kolei gorący czas dla… marek odzieżowych, więc łatwo można się domyśleć, że wieczorami nie mam już ochoty na szalone atrakcje. I chociaż cieszę się, że to wszystko mogę łączyć z byciem mamą na cały etat to jak każdego z nas dopada mnie zmęczenie. Zamiast wyjść z domu czy iść do restauracji wolimy więc oglądać „Czarno na białym” i przy okazji układać puzzle. Jeśli więc wiecie gdzie znaleźć fajne, ładne i niezbyt trudne puzzle (najlepiej około 200 kawałków, bo lubimy ogarnąć je w jeden wieczór ;)) to będę wdzięczna za linki, bo my mamy u siebie tylko takie banały jak mapa Europy ;).​

6. In the photo above, you see my travel makeup bag with skincare products and a washing gel. These products specifically were the ones that I took with me to Warsaw (for one night ;)) and I took a photo of the makeup bag straight after I took it out of my suitcase – you’ll find there the leftovers of Sensum Mare, face mask, which I already shown you a few times (once a week I put it at night and rinse it off in the morning), sun block, cleansing face foam, body gel and something new in my makeup bag, recommended by a very nice lady from Sephora (who turned out to be my reader – best regards!) – colourless brow gel.

* * *

6. Na zdjęciu powyżej widzicie moją podróżną kosmetyczką z produktami pielęgnacyjnymi do twarzy i żelem do mycia ciała. Dokładnie te rzeczy wzięłam ze sobą w podróż do Warszawy (na jedną noc ;)) a kosmetyczkę sfotografowałam tuż po wyciągnięciu z torby – znajdziecie tam już zupełną resztkę serum od Sensum Mare, maskę, którą pokazywałam już parę razy (raz w tygodniu nakładam ją na noc i zmywam dopiero rano), krem z filtrem, piankę do mycia twarzyżel do ciała i nowość w mojej kosmetyczce, poleconą mi przez przemiłą Panią z Sephory (która okazała się zresztą Czytelniczką bloga – gorąco pozdrawiam!) – bezbarwny żel do układania brwi

Łagodna pianka do mycia twarzy od Clochee jest wegańska i ma w stu procentach recyclingowane opakowanie. Zawiera sok z liści aloesu, ekstrakty z owoców wanilii, kwiatów jaśminu i skrobi kukurydzianej. Marka Clochee od lat pojawia się w mojej łazience – zresztą wiele z Was też ją chwali. Jeśli chciałybyście przetestować jakiś produkt, albo uzupełnić kosmetyczkę to mam dla Was kod rabatowy – przy użyciu kodu MLE25 otrzymacie aż na 25% (!) rabatu na cały nieprzeceniony asortyment w sklepie on-line Clochee.com (kod obowiązuje do końca lutego).

Rzadko kupuję kosmetyki w typowych drogeriach, ale jak widać czasem można znaleźć coś ciekawego. Kosmetyki marki Ayumi nie są testowane na zwierzętach, nie zawierają parabenów, sztucznych barwników, SLS-ów, oleju mineralnego i składników GMO. Żel do mycia ciała z wyciągiem z drzewa sandałowego od Ayumi dostępny jest w Rossmanie i w Aurashop i ma wyjątkowo piękny zapach. (23,99 zł za 250 ml). Kosmetyki tej marki inspirowane są starożytnymi zasadami Ayurvedy (czyli indyjskim sposobem na zachowanie zdrowia i dobrego samopoczucia).

7. This product is a response to all the requests of my beloved readers who have been asking me questions for years about the different songs that can be heard on my Instagram. From now on, I’ll include links to the thematic playlists on my Spotify. Today, I’m sharing something that will make working more pleasant (I’m adding new songs to it once in a while). Maybe in the next while-awayers post, I’ll show you my retro wedding reception playlist? What are your thoughts on it?

* * *

7. A ten podpunkt to odpowiedź na prośby tych wszystkich kochanych Czytelniczek, które od lat zadają mi pytania o różne utwory muzyczne zasłyszane na moim Instagramie. Od dziś, w Umilaczach znajdziecie linki do moich playlist tematycznych na Spotify. Dziś dzielę się z Wami tą do pracy (co jakiś czas dodaję do niej nowe utwory). Może następnym razem podzielę się z Wami moją retro weselną playlistą? Co Wy na to?

Składanka do pracy

8. Magazines that I’ve been reading lately (or that I’ve been just browsing through ;)). The open one is Uncoditional Magazine and it is as old as the world, but I’m glad that I haven’t thrown it away. I sometimes go back to it and I am awe-struck with the photos anew (this photo session is the work of Alexandra Nataf). The other ones are Kukbuk Rodzina and  Kukbuk Zima, which is a culinary magazine for hedonists (they are also available at Jadłosfera). The last one is a lifestyle magazine for mums – Mint.

* * *

8. Magazyny które ostatnio czytam (lub tylko przeglądam ;)). Ten otwarty to Unconditional Magazine i jest stary jak świat, ale cieszę się, że go nie wyrzuciłam. Czasem wracam sobie do niego i na nowo zachwycam się zdjęciami (ta sesja to dzieło Alexandry Nataf). Kolejne magazyny to Kukbuk Rodzina oraz Kukbuk Zima, czyli magazyny dla kulinarnych hedonistów (je również można kupić w Jadłosferze). Ostatni to lifestylowy magazyn dla mam – Mint. 

9. Browsing through the “looks” from the last couple of months, it’s easy to spot that since I became a mother, I’ve started to frequently sneak sports clothes into my outfits. That’s pretty nicely put. It would be easier to say “I’ve been often wearing sweatpants lately”, but it’s difficult to say this out loud. I should be really grateful that my motherhood converged with the great return of sweatsuit to fashion (and I am). My husband and the baby have their sweatsuits from GAP, which isn’t available in Poland, and mine is from a Polish brand HIBOU. It fits ideally, it’s easy to wash, and it was sewn in Poland (after all, the rumour has it that the brand sews their products at the same tailor shop as MLE Collection ;)).

* * *

9. Oglądając „looki” z ostatnich kilku miesięcy łatwo wyłapać to, że odkąd zostałam mamą często przemycam do swojego stroju ubrania sportowe. Ale ładnie to ujęłam! Łatwiej byłoby powiedzieć „ostatnio często chodzę w dresach”, ale jakoś ciężko przechodzi mi przez gardło to zdanie. Powinnam być naprawdę wdzięczna losowi, że moje macierzyństwo zbiegło się z wielkim powrotem dresów do mody (i jestem). Mój mąż i ten mały myszaczek na jego kolanach mają dresy z GAP, którego w Polsce nie ma, za to ja znalazłam swój komplet w ofercie polskiej marki HIBOU. Leży idealnie i świetnie znosi pranie, no i został uszyty w Polsce (plotki zresztą głoszą, że marka ta szyje część swojego asortymentu w tej samej szwalni co MLE Collection ;)). 

mój dress – HIBOU Essentials (bluza i spodnie) // dresy całej reszty ;) – GAP // koc w kratę i ze sztucznego futerka – TKMaxx // grafika za kanapą – TheBirthPoster // talerz – Westwing

 

* * *