Writing this post from cloudy Sopot I wanted to share with You some trifles, that lately have been adding charm to my every-day reality. Simple habits, my favorite items or familiar flavors are enough to turn my home into small paradise.

Pisząc do Was z pochmurnego Sopotu, chciałabym podzielić się kilkoma drobiazgami, które ostatnio umilają mi codzienność. Małe zwyczaje, ulubione przedmioty, czy znajome smaki wystarczą, aby czuć się w swoim domu, jak w raju. 

Filiżanka kawy i kilka chwil na spisanie myśli, to prawdziwy poranny luksus. Później, w ciągu dnia wszystkie pomysły ulatują, ustępując miejsca bieżącym sprawom. Na szczęście wieczorem mogę wrócić do swoich bazgrołów (te metaliczne notatniki możecie znaleźć w salonach Empik).

W mojej kosmetyczce pojawiły się trzy nowości – krem na noc, peeling do ciała i płyn micelarny. To już kolejne produkty od jednej z moich ulubionych marek kosmetycznych Clochee.

Stojąc w kolejce do mojego ulubionego straganu na sopockim rynku, co chwilę słyszałam podobne pytania "Czy ma Pani jabłka z naszych sadów? "Które owoce pochodzą z Polski?" "Poproszę dwa kilogramy naszych papierówek". Nawet w supermarketach, patrząc na kraj pochodzenia, możemy wybierać rodzime produkty. A później przygotować z nich wspaniałe przysmaki (przepisy znajdziecie tutaj i tutaj). 

Moje ulubione gadżety w podróży – niezbędne kosmetyki, przenośny sprzęt muzyczny i woreczek, który ma mnóstwo zastosowań (od Mon Petit Bleu).

Z niewiadomego powodu niestety nie mam ręki do roślin. Na początku wakacji, z nadzieją zasiałam jednak kilka rodzajów ziół (miętę, rozmaryn, macierząnkę, tymianek i wiele innych). Nie wiem czy to zasługa obfitych opadów, czy dużej ilości słońca, ale pomimo zmasowanego ataku ślimaków (mój sposób, czyli wyrzucanie ich do ogrodu sąsiadki nie okazał się skuteczny, może Wy znacie lepszy?), zioła osiągnęły gigantyczne rozmiary i stały się idealnym dodatkiem do moich ulubionych potraw. 

Życzę Wszystkim wspaniałego poniedziałkowego wieczoru!