Chociaż moda na mocną opaleniznę już dawno minęła, w lato wolałybyśmy uniknąć miana "córki młynarza". Uzyskanie czegoś pomiędzy odcieniem skóry, który przywodzi nam na myśl dźwięk skwierczenia na ruszcie, a efektem przypominającym charakteryzację Edwarda z filmu "Zmierzch" nie jest wcale takie trudne, pod warunkiem, że znamy umiar i jesteśmy uzbrojone w odpowiednie kosmetyki.

    Pracę nad równomierną opalenizną powinnyśmy zacząć od określenia naszego typu skóry. I tu niestety, my blondynki musimy złożyć hołd brunetkom. Nie łudźmy się, że mając jasną karnację, jasne oczy i jasne włosy uda nam się uzyskać kolor na miarę Pocahontas – ograniczeń genetycznych nie pokonamy przesiadując na plaży od 9 do 17 bez filtrów. Jeśli już uda nam sie uzyskać diametralną zmianę to raczej w  stronę uroczego prosiaczka w kolorze wieprzowego różu. 

   Jeśli więc jesteś łatwo opalającą sie brunetką, jedyne co mogę Tobie polecić to filtr 15 (oczywiście jeśli mówimy o opalaniu w Polsce) i nie przesiadywanie na słońcu dłużej niż 2 godziny. Pomimo tego, że Twoja skóra opala się szybko i bez zaczerwień musisz uważać na słońce – jesli nie przeraża Ciebie nowotwór skóry, to pomyśl o zmarszczkach, które pojawią się lada moment po tym jak przesadzisz z opalaniem. 

   U dziewczyn o jasnej karnacji sprawa jest trochę bardziej skomplikowana. Jeśli chodzi o mój typ skóry to uzyskanie złotawego odcienia opalenizny zajmuje dużo czasu, ale za to bez poparzeń i zaczerwień. Wstyd się przyznać, ale  jeszcze w liceum wychodziłam na plażę tylko w towarzystwie oliwki z filtrem 6. Uważałam to za świetną oszczędność czasu – dwa razy na plaży i już mam mocną opaleniznę. Teraz takie rozwiązanie nie wchodzi w grę. Po pierwsze dlatego, że barwnik w naszej skórze wraz z upływem lat nie rozkłada się już tak równomiernie (więc intensywna opalenizna nie wyglądałaby "tak dobrze" jak kiedyś), a po drugie dlatego, że wolę zapobiegać zmarszczkom, niż w wieku 30 lat zastanawiać się nad możliwościami dermatologii estetycznej. Mam jednak swoje sposoby aby w wakacje odcień mojej skóry nie był bladozielony:).

   Jeśli więc uzyskanie opalenizny zajmuje Tobie sporo czasu, proponuję zaopatrzyć się w parę rzeczy. Po pierwsze niezbędny będzie samoopalacz. Pozwoli Tobie bez wstydu pokazać się na plaży, zanim uzyskasz upragniony odcień skóry. Jeśli naprawdę musisz unikać słońca to dobry samoopalacz może skutecznie zastąpić naturalną opaleniznę. Pod warunkiem, że wiesz jak go nakładać. W moim rankingu zwycięzcą jest niewątpliwie Xen-tan. 

   Gdy Twoja skóra jest już muśnięta słońcem to możesz ją podkreslić balsamem opalizującym. Przyznam się szczerze, że ten, który posiadam dostałam w prezencie (zawsze mi się wydawało, że tego typu kosmetyk to zbytek), ale odkąd użyłam go po raz pierwszy, stosuję go zawsze gdy mój strój eksponuje nogi.

  Warto się też zaopatrzyć w przyśpieszacz. Pamiętajcie, żeby miał w sobie filtr! Moją ulubioną firmą produkującą kosmetyki do opalania to Piz buin, dostępny w aptekach.

  Opalanie to dla nas wielka przyjemność, nie rezygnujmy z niej. Postarajmy sie jednak o to aby w trakcie tej czynności maksymalizować korzyści, a minimalizować straty:). Dzięki temu obca nam będzie chęć wylania na siebie kefiru, gdy spojrzymy w lustro po wizycie na plaży (swoją drogą jeśli faktycznie będziecie kiedyś w takiej sytuacji, zimny kefir nie jest wcale takim złym rozwiązaniem:)).