Wszystko co nie jest teraz „cool” i właśnie dlatego chcemy to mieć/ odrodzenie i przemijanie / co mówią o nas lalki stworzone przez AI i wiele więcej, czyli kwietniowe umilacze

Wpis powstał we współpracy z marką Sensum Mare, Basic Lab, Awesome Cosmetics, wydawnictwem PWN oraz zawiera lokowanie marki własnej. 

 

  Czym jest dzisiaj styl? Wyrażaniem naszego „ja” czy dobrze dobranym algorytmem? Dlaczego nie powinniśmy żyć 150 lat, nawet jeśli nauka nam na to pozwoli? Jak (zupełnie za darmo) poprawiłam jakość swojego snu? Gdzie znaleźć kosmetyki z przyszłości? I czy prawdziwy artysta kiedykolwiek odchodzi na emeryturę?

  Dochodzi już wieczór, więc odrywam się na chwilę od pojedynku między mazurkiem i sernikiem (i po cichu dodaję rodzynki do tego drugiego), malowania obdrapanych przez Portosa drzwi i segregowania wiosennych ubranek moich dzieci, aby przysiąść na chwilę i spisać te wszystkie najciekawsze i najfajniejsze rzeczy, o których czytałam lub usłyszałam w ostatnich tygodniach. To co? Robicie ze mną przegląd cyfrowej prasy?

spodnie – MLE / kosz – wiele lat temu kupiony w Prowansji / kurtka – MLE (dostępna w sierpniu) / spinka – Mood

 

1. Drogie AI, wygeneruj mi mój styl.  

  Kiedyś myślałam, że bycie „cool” to coś, co się czuje. Teraz wydaje mi się, że to bardziej coś, co odświeżam za każdym razem, gdy zaciąga mi się nowa tablica na Pintereście. Jedno kliknięcie i już czeka na mnie kilkadziesiąt nowych wersji mojego stylu, tyle że ja nie mam czasu ani ochoty wciąż wkładać nowych masek. „Minimalistka z Kopenhagi (uwielbiam!), „old-money style” (też mi się podoba!), „paryska elegancja” (ach, to cała ja!) – codziennie na Instagramie czy Tiktoku atakują mnie idealnie sprofilowane stylizacje, które tylko czekają, aby zamówić je jednym kliknięciem.

  Stare powiedzenie mówi, że od przybytku głowa nie boli, ale mam wrażenie, że gdy wszystko jest tak łatwo dostępne, coraz trudniej się z czymkolwiek utożsamiać. Nie mówiąc już o zdecydowaniu się na coś konkretnego. Kodowanie algorytmu zastąpiło nam samodzielne wypracowywanie stylu. Coś, co miało być ułatwieniem, stało się nieskończonymi opcjami stylów, które mogłybyśmy mieć. Nawet najlepiej skompletowana szafa nie zaspokoi głodu, który wyzwalają w nas rolki o "unboxingach z Zary".

   Ulubione słowo modowych ikon ostatnich lat to: „effortless”, które oznacza „bez wysiłku”. Mamy więc ubierać się jak ktoś, kto o to nie dba – oprócz tego, że wyraźnie dba i właściwie nie myśli o niczym innym.  Od lat staram się nie podążać ślepo za trendami, ale media społecznościowe i oferta na sklepowych półkach sprawiają, że wiele z nas zaczyna wątpić w to, co chciałaby nosić. No i ciągle masz wrażenie, że tuż za rogiem czeka lepsza alternatywa.

  Jak się z tego wykaraskać? Na szczęście już samo spisanie tych myśli uświadomiło mi, że szkoda czasu i energii na takie bzdety. To chyba zresztą największa klątwa mediów społecznościowych – lokują w nas nieistotne potrzeby i zmartwienia. A z bardziej pragmatycznych rozwiązań – niektórym podobno pomaga aplikacja WHERING (jej założenia są super, ale chyba musiałabym wziąć kilka dni urlopu, aby porządnie obfotografować każde ubranie i stworzyć bazę danych). Myślę, że pewną formą antidotum na to modowe "fomo" mogą być rzeczy wyjątkowe, takie jak rękodzieła. Bo skoro nie możemy mieć wszystkiego, to może skupmy się na rzeczach, których nie mogą mieć wszyscy? To może być jakiś osobisty, stylowy talizman wyszperany na straganie – u mnie tę rolę odgrywa ostatnio spinka do włosów z materiałową różą.  

 

To, co tyczy się stylu, często powiela się w naszych wnętrzach. Wyjątkowe, bo uszyte ręcznie, przez dziewczynę, którą dziś już nazywam koleżanką :). Znalezione w Ingridberg.

 

2. Działy marketingu na całym świecie oszalały, czyli tworzenie naszej własnej lalki Barbie.

  Skoro już mowa o internetowych bzdetach – nareszcie znaleziono sposób, aby wykorzystać potencjał Chata GPT! Ci, którzy kilkadziesiąt lat temu uważali, że nowe technologie pozwolą nam w 2025 roku znaleźć uniwersalny lek na raka, zakończyć głód na świecie czy latać w kosmos na wakacje byli w błędzie. Mamy za to narzędzie, które pozwala nam stworzyć lalkę Barbie na wzór nas samych…. Przełomowe odkrycie, prawda? ;)

  No dobrze już, kończę z ironią. Tym bardziej, że z ciekawości sama taką lalkę stworzyłam i jest to faktycznie bardzo proste. Jeśli same chciałybyście się pobawić w tworzenie swojej lalki (to trochę jak powrót do czasów Simsów), to podsyłam Wam tu opis, z którego możecie skorzystać. Wchodzicie w ten link, wklejacie poniższy opis uzupełniając go o charakterystyczne dla Was przedmioty i dodajecie swoje zdjęcie.  

"Stwórz realistyczną figurkę przypominającą lalkę Barbie z włosami w kolorze [tu podaj swój kolor włosów], bazując na osobie ze zdjęcia [w opcji dodania plików dodaj swoje zdjęcia]. Figurka powinna wyglądać jak typowa lalka barbie. Powinna mieć ubrane dokładnie to samo, co ma ubrana osoba ze zdjęcia i powinna być umieszczona w plastikowym, przeźroczystym, sporym opakowaniu z kartonowym tłem w kolorze ecru, jak lalki Barbie, albo jak figurki z półek sklepów zabawkowych. Stwórz opakowanie jak najbardziej realistyczne. Obok figurki umieść jej akcesoria: [wymień charakterystyczne dla Ciebie przedmioty, których używasz w domu czy w pracy – możesz użyć zdjęć z internetowych sklepów i dodać je w plikach]. Wszystko powinno wyglądać jak rzeczy/akcesoria dla lalki barbie. Gdzieś niżej z boku napis: SPRING EDITION." 

I co Wam wyszło? :)

 

4. Twarde dane, niższe ceny, większa skuteczność. Biegnijcie po kosmetyczki!  

  Czy utożsamiam się z tym hipopotamem? Trochę tak. A tak serio, to minęło już sporo czasu od ostatnich kosmetycznych polecajek, a wiem, że wiele z Was uzupełnia zapasy, tylko wtedy, gdy podaję Wam tutaj kody zniżkowe, więc podejrzewam, że części z Was właśnie kończy się krem do twarzy ;).. Służę radą i z przyjemnością polecam Wam kilka moich absolutnych hitów. Ja wiem, że sprawdzanie składów i analizowanie skuteczności kosmetyków to coś, na co naprawdę żadna z nas nie ma czasu. Ale od czego jest ten blog! :)

  Podobno Korea wyprzedza nasz rynek kosmetyczny o co najmniej 30 lat. Marka Sensum Mare, tworząc swoje dwa nowe produkty, kierowała się właśnie duchem pielęgnacji tego dalekiego kraju. Obydwie esencje stanowią idealny duet. Na noc stosowałam esencję mikrozłuszczająca z kwasami (dziewczyny, jeśli czasy liceum już dawno macie za sobą, ale Wasza skóra wciąż o tym zapomina i funduje Wam wypryski, to koniecznie zaprzyjaźnijcie się z kosmetykami zawierającymi kwasy – w połączeniu z mezoterapią mikroigłową naprawdę pomaga). Drugi kosmetyk to esencja z ceramidami i ektoiną, która nawilża i wspiera mikrobiom skóry. Esencję mikrozłuszczającą stosujemy tylko na noc, natomiast esencję z ceramidami i ektoiną również możemy stosować na dzień i na noc (wystarczy odczekać kilka minut po nałożeniu esencji mirkozłuszczającej). Jeśli macie swoje ukochanie kosmetyki z Sensum Mare to polecam wypróbować też tę nowość przy okazji uzupełniania zapasów. Kod zniżkowy: MLE25 daje zniżkę 25% na wszystkie kosmetyki na stronie SM. Kod działać będzie do 15 maja.

Link do Esencji Mirkozłuszczającej z kwasami AHA i PHA

Link do Esencji z ceramidami i ektoiną

  „Dopasowana do potrzeb mojej skóry” – ha…ha…ha. Gdy Twoja skóra jest jednocześnie sucha, ale miejscami przetłuszczająca się, z tendencją do wyprysków, ale też tracąca jędrność i z przebarwieniami, to reklamy mówiące o tym, że jeden krem spełni wszystkie jej wymagania bardziej denerwują niż zachęcają do zakupów. Z wiekiem pogodziłam się już, że seria dobrze dobranych kosmetyków, to klucz do sukcesu. Wiem, że wiele z Was używało już produktów od marki Awesome Cosmetics, bo prosiłyście mnie o informację, jeśli znów pojawi się kod. No to jestem!

  Kosmetyki z serii MIKROBIOM zostały przebadane w Polskim akredytowanym laboratorium badawczym Dr Nowaczyk® Centrum Badań i Innowacji. Były badane in vitro i in vivo pod kątem wpływu na kondycję mikrobiomu skóry. Odgrywa on bowiem, bardzo ważną rolę w obronie organizmu przed chorobami skóry. Badania Safe Microbiome® prowadzone są w ściśle kontrolowanych warunkach w laboratorium, z wykorzystaniem standaryzowanych metod badawczych, a proces identyfikacji mikroorganizmów odbywa się z zastosowaniem najnowocześniejszych metod molekularnych. Marka o wszystkich składnikach rzetelnie informuje klientki w imię idei: transparentność to podstawa, dlatego poza informacją o tym, że dany kosmetyk posiada na przykład ponad 98% substancji naturalnych, zawsze dostajemy także informację o tym, co składa się na te 2% i dlaczego ich wykorzystanie okazało się lepsze od naturalnych zamienników. „W każdym kosmetyku łączymy wiele składników aktywnych w naprawdę dużych stężeniach. Zamiast zrobienia z takiej mieszanki 3 kremów, my stawiamy na 1 o wyjątkowo bogatym wnętrzu – właśnie ze względu na maksymalne efekty, które ma zapewnić Awesome.” – mówią twórcy marki.

  Nowością w tej serii jest Maseczka Mi:RESOOTHE od AWESOME COSMETICS.  Idealna dla skóry suchej, po zabiegach, potrzebującej regeneracji i odbudowy. Łagodzi podrażnienia, a tym samym sprawia, że skóra jest mniej zaczerwieniona. Za jej wyjątkowość odpowiada m.in. Bioecolia®, która przywraca równowagę mikrobiologiczną, hamuje wzrost złych bakterii, wzmacnia system odpornościowy skóry, a przy regularnym stosowaniu korzystnie wpływa na wzrost dobrych bakterii.

  Kod KASIA25 da Wam 25% rabatu i obowiązuje na cały asortyment oprócz outletu (ważny do 27 kwietnia).

  Im starsza jestem, tym bardziej szkoda mi czasu. Zwłaszcza na nieskuteczną pielęgnację. Wybieram tylko te kosmetyki, które zawierają składniki mające realny wpływ na wygląd mojej skóry. Marka BASIC LAB na przykład, podaje w składzie procent „czystych peptydów miedzi", a nie „kompleksu z peptydem miedzi”, bo to bardzo drogi składnik i sporo marek próbuje zakamuflować jego faktyczną ilość.  Ja polecam Wam przede wszystkim dwa produkty na noc: krem do twarzy, szyi i dekoltu oraz krem pod oczy z tej samej serii Copperis. Aktywnie liftingujący krem na noc został opracowany z myślą o skórze potrzebującej zaawansowanej pielęgnacji. Widocznie napina opadający kontur twarzy, zmniejsza widoczność zmarszczek i bruzd nosowo-wargowych. W jego skład wchodzą czyste peptydy miedziowe, peptydy elafinowane, ornityna, DMAE, które mają mocne działanie stymulujące i regenerujące skórę.

  Obecna promocja z rabatami od 20 do 30% działa na wszystko i trwa do 24.04.25 (rabat zależy od wartości zamówienia, ale najmniejszy to 20%). 

Aktywnie liftingujący rem pod oczy na noc 

Aktywnie liftingujący krem na noc do twarzy, szyi i dekoltu z linii Copperis

4. Trening snu.

 Uspokajam wszystkie mamy śledzące wychowawcze nowinki – nie chodzi o trening snu noworodków, ale dorosłej 37-letniej kobiety. Kiedyś już chyba o tym wspominałam, ale przypomnę, bo przecież nie każdy pamięta artykuł sprzed dwóch lat na jakimś tam blogu: jakość mojego snu to coś, nad czym od dawna pracuję i, co chyba całkiem ciekawe, niektóre wysiłki naprawdę przynoszą efekt. Spisałam kilka podpunktów, które mają dla mnie największe znaczenie (odczuwam to zwłaszcza na wyjazdach, gdy któryś z elementów mojej rutyny jest nie do zrobienia i natychmiast ma to swoje odzwierciedlenie rano, w liczbie przełączanych drzemek). Może i którejś z Was to pomoże?

– Wyjście na zewnątrz najpóźniej godzinę po przebudzeniu (pobudza to wydzielanie melatoniny i reguluje nasz zegar biologiczny).

– Jeśli piję herbatę to Roiboos zamiast Earl gray (ten pierwszy gatunek nie zawiera teiny).

– Opaska na oczy z delikatnego materiału (to poprawiło mój sen o dobre 30%, rzadziej się wybudzam i szybciej zasypiam z powrotem – naprawdę polecam!).  

– Przygotowanie szklanki wody przy łóżku (bo jak jest, to nie chce mi się pić, a jak jej nie ma, to w nocy wydaje mi się, że umieram z pragnienia i muszą po nią iść, przez co niepotrzebnie się rozbudzam).  

– Najbardziej oczywiste, ale na początku najtrudniejsze – całkowity brak telefonu, a zamiast tego dobra książka (byleby nie wciągające kryminały czy romanse – w kolejnym akapicie polecam coś w sam raz!).  

 5. „Dlaczego umieramy” – genialna książka na dobranoc.

  Jest jedna taka rzecz, która wyróżnia nas na tle wszystkich innych istnień na świecie. Tylko człowiek jest świadomy faktu, że jego śmierć jest nieunikniona. Oczywiście zwierzęta odczuwają strach, mają wrodzone mechanizmy obrony przed tym, co mogłoby zakończyć ich żywot, ale zupełnie nie zdają sobie sprawy z tego, że niezależnie od tego jak sprawnie będę uciekać albo jak bezpieczne schronienie znajdą i tak, w którymś momencie będą musiały odejść z tego świata. Czy świadomość nieuchronności śmierci jest naszym przywilejem? A może największą ewolucyjną klątwą?

   Autor nie owija w bawełnę – mówi wprost, co jest mitem, a co ma poparcie w badaniach. I że nie jesteśmy niezniszczalni. Uzmysławia nam, jak działają nasze mechanizmy obronne, które sprawiły, że uciekamy od tematu śmierci tak daleko, jak to tylko możliwe (z czego wynika, na przykład, osamotnienie ludzi umierających, ale też sukces branży wellness). To mocna i bardzo konkretna książka, która brutalnie rozprawia się z obietnicami wiecznej młodości.  

  Umieranie, odrodzenie i życie wieczne to dla każdej wierzącej osoby temat, który w czasie Wielkanocy głośniej wybrzmiewa. Ale warto spojrzeć na śmierć także z bardziej pragmatycznego punktu widzenia – o dziwo, to też może przynieść nam ukojenie i spokój.    

 Dla książki „Dlaczego umieramy" rabat z kodem wynosi aktualnie 28% od ceny katalogowej, a mój kod rabatowy MLE_VR obowiązuje do końca miesiąca i daje on dodatkowe 7% rabatu na książkę. Z kodem można kupić również pozostałe książki wydane przez PWN, które są aktualnie w ofercie. Polecam przejrzeć tytuły, bo to prawdziwe wydawnicze perełki.

6. Poza ramami.

  Podobno człowiek stworzył sztukę w strachu przed śmiercią i starością. Wydaje się, że jeden z największych artystów naszych czasów potwierdza tę tezę. David Hockney ma 87 lat, a kreatywności i pracowitości może mu dziś pozazdrościć niejeden student pierwszego roku. Cały świat sztuki poruszyła wiadomość o największej, w historii jego twórczości, wystawie, która kilka dni temu miała swoją premierę w Paryżu. To moje marzenie, aby móc ją obejrzeć, ale póki co, naprawdę bardzo miłą alternatywą był ten webinar, prowadzony przez Maję Michalak (wykupiony za swoje, gdyby ktoś pytał!).  

  Mnie samej kontakt ze sztuką daje ukojenie w chwilach, gdy mam poczucie, że nie potrafię poradzić sobie z różnymi życiowymi zawirowaniami. Prowokuje do refleksji na temat sensu naszego istnienia, a tym samym – nawet jeśli nie bezpośrednio – pomaga zmierzyć się z lękiem. Polecam gorąco zanurzyć się w świecie obrazów i historii Hockney'a (albo Rembrandta, bo jest też taka opcja webinaru). Zapewniam, że poczujecie się lepiej niż po najlepszym sezonie "Love never lies" na Netflixie ;). 

  Dziś rola istoty ludzkiej w świecie jest coraz bardziej niejasna. Sztuczna inteligencja maluje za nas obrazy, pisze książki i coraz częściej zastępuje to, co nazywamy twórczością. Tymczasem ja nie chcę, aby technologia robiła za mnie te wszystkie rzeczy, po to abym ja miała więcej czasu na pracę, stres i mycie okien. Byłoby znacznie lepiej gdyby to technologia prała, odpisywała na mejle i odkurzała, tak żebym ja mogła malować, pisać i oddawać się kreatywnym rzeczom. A co Wy o tym myślicie?

  Żegnam się z Wami i ruszam z całą masą zupełnie niepotrzebnych rzeczy do zrobienia, o których zawsze przypominam sobie tuż przed Świętami. Jeśli mając godzinę do przyjścia gości, zaczynacie przycinać żywopłot, wymieniać żarówkę w lodówce, czy (dokładnie tak jak ja teraz) odmalowywać obdrapane przez psa drzwi, to witajcie w klubie! Jest na więcej! A tak już całkiem serio: życzę Wam Wesołych Świąt, nieważne jaką formułę wybraliście i w co wierzycie. Obyście zaznali w tym czasie spokoju i radości. 

*  *  *

 

*  *  *

 

 

 

 

LOOK OF THE DAY – TRZY ZESTAWY, KTÓRE WZIĘŁAM ZE SOBĄ DO PARYŻA.

Wpis powstał we współpracy z marką YES.

 

  Elegancki, wieczorowy i zupełnie dzienny zestaw to trzy opcje, które spakowałam do swojej walizki na wyjazd do Paryża. Czy mimo upływu lat wciąż miałam poczucie, że miasto światła zasługuję na bardziej wyszukane ubrania, niż te, które noszę na co dzień? Oczywiście, że tak, chociaż sama przed sobą nie chcę nawet próbować wyjaśniać skąd się bierze u mnie takie myślenie ;).

  Za to kolczyki wzięłam te, w których chodzę non stop. Klasyczne, ale wyraziste. Lekkie i wygodne. Pasujące do każdej stylizacji. Od dzisiaj (14 kwietnia) w YES trwa promocja wiosenna: -100 PLN od 500 PLN w aplikacji YES Club. A poza tym, jeśli dołączycie do aplikacji YES Club to na start otrzymujecie 10% rabatu na produkty ze złota.

 

1 ZESTAW  

marynarka – Marfa Fashion  

spodnie – MLE (model Ossi)

 torebka – CHANEL  

buty – Saint Laurent  

kolczyki – YES    

2 ZESTAW  

marynarka – MLE (model Skive)

 skórzany pasek – H&M  

spódnica – MLE (model Matera)

 torebka – CHANEL  

buty – Saint Laurent  

kolczyki – YES      

3 ZESTAW  

zamszowa kurtka – La Ronde od marki Nour Hammour  

spodnie i sweter – MLE (stare modele, podobne legginsy są teraz na stronie)  

skórzane baletki – Kazar  

torebka – CHANEL  

kolczyki – YES   

 

*  *  *

 

 

 

CHLEBEK BANANOWY, INNY NIŻ WSZYSTKIE

​Po kilku próbach w końcu udało mi się odtworzyć smak bananowego ciasta, które jadłam w Tajlandii. Wilgotne, delikatnie kokosowe, z idealną słodyczą dojrzałych bananów – dokładnie takie, jakie pamiętam. To jeden z tych deserów, które nie wymagają skomplikowanych składników ani długiego przygotowania, a mimo to smakują jak coś naprawdę wyjątkowego. W Tajlandii często można je znaleźć na lokalnych targach lub w małych piekarniach, gdzie piecze się je w tradycyjny sposób – z dodatkiem wiórków kokosowych, czasem z orzechami lub rodzynkami.
Skład:  

(forma: kekskówka)  

3 banany  

200 g mąki pszennej

 4 łyżki cukru

 1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej

 szczypta cynamonu  

200 ml gęstego mleka kokosowego
 
3 jajka  szczypta soli

A oto jak to zrobić: 

Banany ugniatamy widelcem i dodajemy po kolei jajka, cukier, cynamon oraz mleko kokosowe. W oddzielnej misce łączymy mąkę, sodę oczyszczoną i sól. Całość przesypujemy do mokrej masy i delikatnie mieszamy, do połączenia się składników. Masę przelewamy do natłuszczonej formy i pieczemy w rozgrzanym piekarniku w 180 stopniach C przez 55 minut. Podajemy na ciepło ze schłodzonym masłem.

Zapiski o modzie stylu: Paryż i premiera Chanel Chance Eau Splendide

​Wpis powstał dzięki zaproszeniu marki CHANEL. 
 
  Dzisiejszy wpis z cyklu „Zapiski o modzie i stylu” to mała retrospekcja z mojego wyjazdu do Paryża, do którego pojechałam na zaproszenie marki Chanel. Trwał on, co prawda, ledwie półtora dnia, ale wspomnień nazbierałam mnóstwo i cieszę się, że dostałam szansę uczestniczyć w takim przedsięwzięciu. A skoro już o „szansie” mowa, to przyczyną całego tego zamieszania była nowa edycja zapachu o nazwie CHANCE. Przemycę między wierszami kilka adresów i polecajek z nadzieją, że i mi uda się kiedyś powrócić do tych miejsc.
 
Gotowa na wyjazd. Bardzo fajnie, że tak ładnie się spakowałam, ale już na lotnisku wiedziałam, że zapomniałam szczotki do włosów. "Muszę nawiązać szybkie przyjaźnie z towarzyszkami podróży, to może któraś mi pożyczy" pomyślałam ;).
Dlaczego o tym, o czym zapomnieliśmy, przypominamy sobie zawsze (ZAWSZE) wtedy, gdy już nie możemy po to wrócić? Po starcie zorientowałam się, że nie wzięłam też swojej książki. A jest fajna. Harari: "Sapiens. Od zwierząt do bogów" (lub jak mówi moja córeczka "Od zwierząt do bobrów"). 
Za to mam perfumy! Nigdy nie używałam zapachu COCO Mademoiselle od Chanel, ale dostałam taką podróżną wersję, która wygląda jak piękna biżuteria, więc czas na coś nowego.  Za każdym razem, gdy zmieniam perfumy to potem przez kilka dni zastanawiam się co lub kto tak ładnie pachnie. Niespodzianka! To ja! Potem nos się przyzwyczaja i już nic nie czuję. 
"Dzień dobry, z tej strony pilot. Lada moment, po prawej stronie, będą mogli Państwo zobaczyć wieżę Eiffla."
Ja tu się przejmowałam, że nie wzięłam szczotki i że będę musiała ją od kogoś pożyczyć, a tu się okazuje, że mam większy problem, bo cała moja walizka (jako jedyna) w ogóle nie przyleciała. Morał taki, aby nie przejmować się drobnostkami, bo zawsze może być gorzej :D. Zgadnijcie kogo jeszcze zaprosiło Chanel! Znacie te super dziewczyny?
Wyobrażenie i sentymenty czasem przysłaniają nam rzeczywistość. Ten mechanizm ma swoje wady i zalety. Paryż się zmienia i ciężko temu zaprzeczyć, ale na widok haussmannowskich kamienic bicie mojego serca chyba już zawsze będzie przyspieszać. 
Z Tobą CHANEL, to ja zawsze będę chwytać szansę :). 
Ekhm…Czy podać Panu menu z deserami?
Brasserie L'Emil – wyjątkowe miejsce. Zostawiam adres: 55 Rue Saint-Roch, 75001 Paris.
Lada moment będziemy w komplecie. 
Kinga i Sylwia. 
Najlepsze kuchnie świata, a nie gardzą zwykłą fasolką szparagową! 
Mam już wszystko ustalone z dziewczynami, jeśli moja walizka nie dotrze. Sukienka od Sylwii, marynarki od Kingi, kosmetyki pożyczy mi Kasia Szymków, a Jess top. Nic mi nie zepsuje tego czasu!
Dwie blogerki, które obserwałam jeszcze nim założyłam Make Life Easier. Jestem Kasia i Weronika Załazińska! 
Paryskie światło i nawet lotniskowy strój wygląda jakoś odrobinę bardziej "chic". Tutaj w moim ukochanym paryskim parku: Jardin du Palais Royal. (Postaram się stworzyć osobny post ze wszystkimi detalami dotyczącymi moich strojów.)
Jedziesz na wyjazd z pięcioma pięknymi kobietami z niesamowitym wyczuciem stylu, które właśnie wyruszają na wymarzone przyjęcie. A Ty za to pędzisz na lotnisko, będziesz się przebierać na parkingu i malować na wybojach ;). 
Generalnie polecam malować się kredką po ciemku, bo dzięki temu w ogóle nie widzimy, że robimy ją źle. Cały makijaż wykonałam kosmetykami Chanel). 
Zaraz poznamy gwiazdę, która została twarzą nowego zapachu CHANEL Chance SPLENDIDE.
Na zdjęciu boska Sylwia Butor. 
Od trzeciej na nogach, to pewnie dlatego czuję się jak w kalejdoskopie.
Ale wieści! To Angèle! Znacie jej przebój "Balance Ton Quoi​"?
Dobranoc! 
Zmieniasz się. To prawda.
Nasze makijaże zrobiłyśmy kosmetykami Chanel (chociaż część z tych kosmetyków kupiłyśmy same :P). Tutaj możecie zobaczyć filmik.  
 
Kasia Sz.: Pomadka 31 Le Rouge Matte (kolor Camélia) Paleta z róży Chanel Les 4 (Rouges 957 Tendresse) plus pędzel do rozświetlacza Konturówka do ust Le Crayon (158).  
Kasia T.: Pomadka 31 Le Rouge Matte (kolor Rouge Jersey) Paleta z róży Chanel Les 4 Rouges )957 Tendresse) Tusz do rzęs Inimitable Kredka do oczu Le Crayon Yeux (02 Brun Teak).
I ruszamy!
Wiem, że dla Wielu z Was Chance to ulubiony zapach od CHANEL. Teraz czas odkryć jego nowe oblicze.
„Szczęście jest moją duszą”. Gabrielle Chanel wierzyła w łut szczęścia przez całe swoje życie, głęboko wierząc, że wszystko jest osiągalne, a marzenia mogą stać się rzeczywistością. Dla CHANEL szczęście to nie tylko przypadek – to celowy sposób myślenia, świadoma postawa, która pozwala kształtować przeznaczenie.
Wszystko jest tu owiane wielką tajemnicą. Dopiero za chwilę będę mogła zobaczyć/dotknąć/powąchać nową odsłonę zapachu Chance od Chanel. 
Mam go! CHANCE Splendide to mieszanka geranium, cedru i maliny. Świeży i bardzo dziewczęcy. 
„Paryżanie nie czerpią nigdy ze swego miasta tyle przyjemności, ile daje ono prowincjuszom” – tak, stwierdził kiedyś znany francuski pisarz, Louis Aragon. Urodził się i zmarł w Paryżu, więc zakładam, że mógł się nim nasycić po brzegi. Ale dla naszej grupy ten dzień mógłby trwać trochę dłużej!  
Zabieram ze sobą tę butelkę. W sprzedaży już w drugiej połowie kwietnia.
Jeszcze pół godziny, jeszcze kwadrans, jeszcze chwilę… próbuję do ostatniej minuty chłonąć tę bajkową atmosferę.
Cafe de la PAIX. Gorąco polecam!
Dziękujemy! Jedna za wszystkie i wszystkie za jedną! Au revoir Paris!    
*  *  *  
 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z markami Wild Hill Coffee, Say Hi, Olinii oraz wydawnictwem Insignis, pojawiają się linki afiliacyjne a także lokowanie marki własnej. 

 

  Wiele przygód rozpoczęło się w marcu i to one nadadzą mi rytm w kwietniu. W te pierwsze wiosenne dni wszystko nieco przyśpiesza, a ja pierwszy raz od wielu lat mam wrażenie, że znów nadążam nad tym tempem. Dzieci, wokół których kręci się cały mój świat, rosną i mają coraz więcej swoich spraw, a ja próbuję docenić nową przestrzeń w mojej głowie (i w moim kalendarzu!).

  Ciekawe jak długo będzie się mnie trzymać ta wiosenna energia? Ile spraw uda mi się nadrobić? Czy do Wielkanocy ułożę już nową rutynę? A może zamknę blog i MLE i wyruszę do Irlandii hodować owce? Prima aprilis! W dzisiejszym wpisie znajdziecie wiele więcej takich pysznych sucharów. Zapraszam Was na marcową fotorelację! 

 

Te kolorowe i radosne początki wiosny w Sopocie ;). 1. Z parasolem, ale bez makijażu. Chyba wolałabym na odwrót ;). Trochę koloru na ustach zawdzięczam błyszczykowi od Say Hi. Polecam! // 2. Ten moment, gdy jesteś pod czterdziestką i paczka z nowym garnkiem cieszy bardziej niż nowe ubrania. // 3. Gumki, których w moim przypadku nigdy za wiele. Jak to możliwe, że te ulubione i najładniejsze zawsze giną najszybciej? // 4. Jedni relaksują się na jodze, inni słuchając muzyki. Ja uwielbiam wizyty w warzywniaku. // O tym balsamie pisałam wcześniej. Używam koloru Coral i Nude, bo chyba najlepiej pasują do mojej karnacji. Naprawdę świetnie nawilżają i dają super kolor. Zamówiłam, gdy po raz kolejny chciałam kupić ten produkt. Glazed Skin daje efekt "poduszkowej twarzy", trochę jak po słynnych koreańskich maskach.
Kod MLE20 działa na cały asortyment w sklepie Say Hi przez cały kwiecień (z wyjątkiem zestawów) i uprawnia do 20% zniżki.1. Gdy gonisz kuriera po mieście, a gdy już Ci się to udaje okazuje się, że wcześniej zostawił paczkę w Żabce koło Twojego domu. // 2. Poranny luksus – świeża poszewka i wytrzepana w ogrodzie pościel. // 3. Koty w mojej głowie. // 4. Na Spotify wjechał właśnie nowy podcast o tym, jakie miałyśmy z Asią problemy w tworzeniu najnowszej kolekcji dla MLE. //Kontrola nad dźwiękiem to dla mnie nadal wyzwanie. Mam wrażenie, że mój telefon nagrywa lepszą jakość niż ten profesjonalny mikrofon podpięty pod specjalny program. Ratunku! Wychodzenie ze strefy komfortu czasem trwa dłużej niż się spodziewamy. Przesyłka. Nadrukowany Van Gogh też robi wrażenie. 1. Zwykłe weekendowe chwile, które sprawiają, że się wzruszam. Ileż to szczęścia mamy, że możemy biec z naszymi roześmianymi dziećmi w stronę domu… // 2. W połowie marca tylko na obrazie, ale dziś widziałam już prawdziwe okwiecone drzewa. // 3. Teraz idziemy w granat! A może jednak zieleń? To krzesło ma kilkadziesiąt lat i jeszcze długo będzie nam służyć. // 4. Mała księżniczka. Kto czytał w dzieciństwie książkę o tym tytule? // 

Zamówiłam. Odesłałam. A potem żałowałam. Które z nich wybrać na ten sezon?
Te czy te

W marcu wróciłam do pewnego miejsca (w sumie lokalizacja inna, ale lampa i ludzie wciąż ci sami ;)), w którym przeszłam pewnego rodzaju chrzest bojowy w temacie architektury wnętrz. Teraz czeka mnie kolejna przygoda z @_loud_studio (wracam do nich już z trzecim projektem), ale tym razem urządzam mieszkanie dla kogoś innego. Mam nadzieję, że nie będziecie mieć nic przeciwko, jeśli będę się z Wami dzielić postępami w budowie. Na Instagramie wiele z Was pisało, że po co mi architekci skoro (w Waszej ocenie) mam dobry gust i sama mogłabym wszystko zrobić… Ekhm. Jeszcze za czasów studenckich poszłam na roczny kurs z architektury wnętrz i przekonałam się wtedy przede wszystkim o tym, jak niewielką częścią zawodu architekta jest dekorowanie przestrzeni. Szanujmy zawody i nie bądźmy zbyt zuchwali ;). Wybór lampy to nie to samo co rozrysowanie projektu elektrycznego :D. 1. Sopot tuż przed wybuchem zieleni. // 2. A o te buty dostałam mnóstwo zapytań na Instagramie. Dla tych co przegapili link, to podrzucam go tutaj. // 3. Luksus to dla mnie kawa do łóżka, z którą chodzę potem po całym mieszkaniu. // 4. Tkaniny. Otaczamy się nimi. Nakładamy je na siebie. Śpimy nimi otulone. Zwracajmy uwagę na to skąd pochodzą i z czego są zrobione, bo nie ma innej rzeczy na świecie, której dotykamy tak często. // Sporo osób przywędrowało tu po artykule plotkarskiego portalu, w którym ktoś stwierdził, że buduję dla siebie dom, chociaż dosyć wyraźnie napisałam, że pomagam w remontowaniu mieszkania dla kogoś innego. "Budować dom dla siebie" to – jak powszechnie wiadomo – dokładnie to samo, co "pomagać w remoncie mieszkania dla kogoś innego", ale ważne, że są kliknięcia, co nie? ;)

A wracając do postu, który mówił o tym, że trochę nas – kobiety – oszukano, twierdząc, że możemy mieć wszystko (rodzinę, pracę, czas na dbanie o siebie i rozwój, porządek w domu i uśmiech dla każdego od rana do wieczora) chciałabym zadać Wam pytanie. Co myślicie? "Możemy mieć wszystko" czy raczej: "musimy robić wszystko"? 

Nie wiem, czy doda to komuś otuchy, ale ja zaznaczyłabym drugą odpowiedź, chociaż przez wiele lat uważałam inaczej. Co ciekawe: im więcej "ogarniam" i im lepiej wychodzi mi ta żonglerka codziennego życia, tym wyraźniej widzę, jak z wielu rzeczy tak naprawdę rezygnuję. A przecież i tak mam pewnie łatwiej niż wiele z Was… 

1. Kto się cieszy najbardziej na prace w ogrodzie? // 2. Pierwsze zioła posadzone. Niektóre przetrwały zimę. // Dam znać za dwa miesiące, czy cokolwiek z tego wyrosło. 

  Niektórym z nas wydaje się, że uprawianie ogrodów to zajęcie dla nudziarzy, mozolna praca dla tych, co mają za dużo czasu, niewinne hobby albo raczej przykry obowiązek. Ale każda z nas po przeczytaniu książki "Dlaczego kobiety uprawiają ogrody" spojrzy na to inaczej. Autorka wyruszyła w podróż, by spotkać się z kobietami, dla których ogrody stały się alegorią życia. Brzmi banalnie, ale uwierzcie mi, że świat przeżyć, który otwiera przed nami Alice Vincent, to coś więcej niż rozmowa o roślinach. To uniwersalna opowieść, pisana pięknym, prawie poetyckim językiem o tym, jak kobiety od wieków zakorzeniają w uprawianiu roślin swoje historie, lęki, marzenia i siłę.  

  Czasem ogród jest wyrazem zaangażowania, akceptacji przemijania, sposobem na oswojenie straty czy formą sprzeciwu wobec świata, który nie zawsze dostrzega kobiecą pracę i emocje. Po jej przeczytaniu trudno nie zadać sobie pytania – co mój ogród/balkon/działka mówi o mnie? Gorąco polecam!

"Dziś chyba połowa kobiet w Polsce ma endometriozę."
"Masz po prostu niski próg bólu."
"Taka Twoja uroda." 

Pamiętam, jak przeczytałam takie komentarze, gdy ośmieliłam się, w ramach solidarności z inną chorą kobietą, powiedzieć, że ten (wstydliwy?) problem dotyczy też mnie. Zastanawiałam się wtedy, czy przekraczać kolejną granicę prywatności i opisać blizny na brzuchu i cały szereg średnio urodziwych objawów/konsekwencji endometriozy, tak aby od osoby komentującej uzyskać zrozumienie, a nie protekcjonalne docinki. Ale wtedy wolałam odpuścić i nie marnować czasu. Ciężko przez ekran telefonu nauczyć kogoś wrażliwości. 

Od tego czasu minęło kilka lat i mogę chyba stwierdzić, że sporo się zmieniło. Nie. Nie przesadzajmy! Ludzka mentalność pozostała taka sama, a hejt rozgościł się na dobre, ale jeśli chodzi o diagnostykę, specjalistów i procedury leczenia, to podjęto właściwe kroki (ja miałam w przeszłości ogromne szczęście trafić na lekarkę kobietę, której wnikliwość i ogromna wiedza pozwoliły mi szybko zdiagnozować problem, ale wiem, że nie każda z nas ma to szczęściei). 

Ta zmiana pewnie nie nadeszłaby tak szybko, gdyby nie pewien reportaż bardzo zdeterminowanej dziennikarki. Książka autorstwa Magdaleny Łucyan i Katarzyny Górniak jest dla wszystkich wszystkich, które miały )lub myślą, że mogą mieć) endometriozę. Swoją drogą, Magdalena Łucyanbyła nawet jedną z bohaterek mojego artykułu sprzed lat. Weszłam teraz w niego i muszę przyznać, że nic a nic się nie zestarzał.

  Każda z nas dba o siebie inaczej. Kiedyś wydawało mi się, że taką małą rzeczą, którą codziennie chciałabym robić z myślą o moim dobrym samopoczuciu, jest czas na makijaż.  No cóż, poranna rutyna w ostatnich latach sprawiała, że nie zawsze wychodziłam z domu z myślą: „super dziś wyglądam”. Zabawne, że gdy teraz z łatwością znalazłabym te pięć minut na podkład, róż i kredkę, ja wolę pójść do kredensu w kuchni i zadbać o wygląd od środka.  

Do swojej diety wprowadziłam wiele cudownych produktów, które w naturalny sposób (bez sztywnych ram czy łykania tabletek) walczą o moje dobre samopoczucie, odporność, cerę czy układ pokarmowy.  

  Na półce trzymam olej z czarnuszki, olej lniany, a teraz (w końcu) także olej Omega-3 od Olinii. Ta ostatnia buteleczka ma w sobie: FENACTIVE® (spożywanie skraca trwanie wirusowych lub bakteryjnych infekcji górnych dróg oddechowych i zmniejsza ich nasilenie), olej z ryb morskich – czysty, z bogatych w kwasy omega-3: dorszy, sardynek i makreli (NIE KONCENTRAT, TOTOX – 11), tran – olej z kwasami omega-3 – EPA i DHA oraz witaminą D3, olej lniany bogaty w kwasy omega-3, w tym ALA (alfa-linolenowy) i omega-6, w tym LA (linolowy), olej z czarnuszki – olej z kwasami omega-3 i omega-6 oraz tymochinonem (składnik nasion czarnuszki o właściwościach przeciwalergicznych, przeciwzapalnych i działaniu immunomodulującym) – 11,49 mg/g, a na końcu nie mniej ważna: witamina D3.  Olej ma delikatny malinowy smak (z całą pewnością nie rybny :)).

  Można go pić po prostu z łyżki przed jedzniem (albo po! jak wolicie) albo dodać do soków, smoothie czy innych owocowych rzeczy. Kod MLE daje 12% zniżki w Olinii do 20 kwietnia, ale klikając w powyższy link nalicza się on już automatycznie. :). Sprawdźcie inne rzeczy w ofercie! A tu link do badań naukowych.  

Nie wiem czy wspominałam, ale jeden z moich ulubionych wiosennych kolorów to szarość :D. 1. Gdy potrzebuję trochę wiosny idę do Narcyza w Gdyni. Wiadomo. // 2. Komu też nie chcę się nigdy wyciągać miksera? :D // 3. Małe wielkie zmiany. // 4. Przygotowania do wiosny trwają w najlepsze. Fenomen butów od Mrugali dostrzega chyba każda mama przedszkolaka.  // Gdybym mogła to chodziłabym tak codziennie.1. Gdy dwa lata temu wykańczaliśmy mieszkanie, zdarzyło się kilka rzeczy w naszym życiu, które sprawiły, że sporo planów porzuciłam z dnia na dzień. Między innymi stolarkę. Każdy wykonawca powie, że nie ma nic gorszego niż dokańczanie remontu na raty, ale według mnie można się przyzwyczaić. A może nawet to polubić :D.// 2. Pierwszy dzień wiosny. I to widać, słychać i czuć! // Ogryzki na stole i baza pod folią ochronną. Remont plus dzieci to moje ulubione piątkowe połączenie. Ten moment, w którym nic nie jest na swoim miejscu, ale ja uważam, że wszystko wygląda lepiej. Małe przemeblowania na wiosnę to coś, co uwielbiam (a mój mąż nienawidzi). Królicza rodzinka gotowa do snu. I jak to w życiu bywa – dzieci śpią, a mama króliczków zabiera się za słodycze. 1. Co tu powiesimy? // 2. Być może nie jesteście tego świadome, ale jednym z moich licznych i zaskakujących talentów jest umiejętność niezwykle precyzyjnego oceniania smaku klusek, kopytek, placków i pyz. No więc, ogłaszam, że na to danie w Masło Maślane w Gdańsku warto przyjechać nawet z Warszawy. ;) Bez alkoholu, ale za to z dużą ilością słodyczy.Ten moment, gdy dzieci nie chcą wchodzić z Tobą pod prysznic, ale pies ma osiem lat i nadal mu nie minęło. 

Ekipa remontowa poszła i znowu odzyskałam mieszkanie. 

Kolor! Te swetry znajdziecie oczywiście w MLE (na niebieski trzeba jeszcze chwilę poczekać). 

Tak jakoś zgaduję, że będą o to pytania… Numer referencyjny dżinsów to 4365/032 i są z tej sieciówki na „Z” ;). 

Poznaniacy świetnie znają. Ja dopiero odkryłam. Restauracja Nadzieja, to miejsce, które trzeba odwiedzić.

1. Jesteśmy tylko trochę głodne, więc zamówmy wszystko, co się da. // 2. Zasiedziałyśmy się w tym muzeum, ale było super! // 3. Trochę jak pisanka, trochę jak kołderka. Premiera tego żakietu już w kwietniu. // 4. Słynne dropie. // Nie udało mi się dotrzeć do Warszawy, aby zobaczyć tę głośną wystawę Józefa Chełmońskiego, ale fuksem nadrobiłam to teraz w Poznaniu. Podoba mi się wiele z jego obrazów i długo mogłabym się przypatrywać tym wszystkim galopującym koniom czy docenić nastrój, który potrafił stworzyć na przykład na obrazie „Jesień” (to dla mnie coś jak polskie „hygge” ale z XIX wieku). A jednak im starsza jestem, tym trudniej jest mi odseparować osiągnięcia wielkich malarzy, od tego jakimi ludźmi byli w prywatnym życiu. Rozumiem, że kiedyś standardy były inne, a kobiety miały znacznie ciężej, ale i tak nie potrafię zrozumieć jego zachowania względem żony. Mam głębokie przekonanie, że niezależnie od czasów czy szerokości geograficznej wiele z nas po prostu wie, co jest dobre, a co złe. A jakie jest Wasze zdanie? Czy możemy oceniać malarzy (i wybitne osobistości w ogóle) tylko po to tym, co tworzyli, nie bacząc na to jakimi byli ludźmi w prywatnym życiu? Znacie jakichś współczesnych geniuszy, którzy wywołują w Was dysonans?Mój najlepszy „partner in (art)crime”.Muzeum Narodowe w Poznaniu – polecam!
To nie ja! To Ola! W wersji bardziej "cool" nasz sweter z kokardkami można nosić z t-shirtem pod spodem.

Wiele tradycyjnych rozwiązań słusznie odeszło w niepamięć. Z drugiej strony, postęp technologii dał nam nie tylko zmywarkę czy telefony komórkowe, ale także wysokoprzetworzoną żywność i smog w miastach. Czasem ciężko się połapać, w bitwie pomiędzy tym, co „przestarzałe”, a „nowe i niesprawdzone”, ale akurat żeliwne naczynia są jednoznacznym dowodem na to, że czasem warto spojrzeć na dawne odkrycia przychylnym okiem.

Kawowe zapasy na wielkanocne spotkania już zrobione! Jak zawsze wybrałam kawy specialty od Wild Hill Coffee, które pochodzą z certyfikowanych plantacji, bo troszczę się o zdrowie moich bliskich (także tych dalszych, których widuję tylko od święta ;)). Pamiętajcie, że wybór kaw organicznych minimalizuje ryzyko spożycia szkodliwych substancji, takich jak mykotoksyny czy ochratoksyny. Od kilku lat to właśnie tę kawę parzę w swoim domu. Tym razem padło na te dwa gatunki: Tajemnica Sierra Madre i Sen o La Jacoba.  

Z kodem WIOSNA10 otrzymacie 10% rabatu na kawy w Wild Hill Coffee, a z kodu możecie korzystać do 20 kwietnia (kod nie obejmuje akcesoriów oraz artykułów objętych promocją).  
Nie zgadniecie! Top i spódnica są od takiej polskiej marki, którą założyła córka premiera! (suchar numer 342)
Zostawiam Wam tu pełny przepis na słynne "Dutch Baby": 

Skład:

3 jajka
1/2 szklanki mleka 
1/2 szklanki mąki pszennej 
1 łyżka cukru pudru 
1 łyżka masła (najlepiej klarowanego) 
1 łyżeczka esencji waniliowej lub migdałowej 

A tu reszta przepisu: 

1. Wyjąć jajka i mleko z lodówki i poczekać, aż uzyskają temperaturę pokojową. 
2. Piekarnik nagrzać do 220 stopni. Koniecznie wybierzcie tryb, w którym włączony jest górny opiekacz (bez termoobiegu). 
3. Do miski wbić jajka, cukier puder i utrzeć trzepaczką na puszystą masę, dodać mleko, mąkę, esencję waniliową i szczyptę soli. Na patelnię żeliwną dodać łyżkę masła klarowanego i wstawić do nagrzanego piekarnika. 
4. Zawartość miski dokładnie wymieszać, aby powstała jednolita masa. Wyciągnąć rozgrzaną patelnię z piekarnika, wlać na nią ciasto i szybko wstawić z powrotem. Piec przez piętnaście minut. Ciasto powinno wyrosnąć, być chrupiące z zewnątrz i idealnie miękkie w środku. 
5. Wyjąć z piekarnika i nałożyć dodatki (ja wybrałam lemon curd, mascarpone z wanilią i listki mięty). 

A dla mnie kawałek będzie? 

Zabawy w czasie chłodu w ogrodzie i gorące desery czekające w domu. Proste połączenie, ale zostaje w zakamarkach pamięci na bardzo długo.A skoro jesteśmy już w klimacie Jane Austen, to nie mogłam sobie odmówić tego filmu – idealny na pierwsze wiosenne smutki. Jest to oczywiście bajka dla dorosłych, bo wszystko kończy się aż nadto dobrze (w przeciwieństwie do historii miłosnej samej autorki powieści). A jednak: w tym całym wyidealizowanym wiejskim życiu brytyjskiej arystokracji i tak widać, że wybory kobiet od zawsze były trudne.

 "Dumę i uprzedzenie" (2005) znajdziecie teraz na Netflixie, ale nie polecam oglądać z napisami. Tłumaczenie gubi osobowość Elizabeth, która na tamte czasy była chyba najbardziej wyszczekaną osobą w Anglii. Sąsiedzkie inspiracje. Po spotkaniu z Magdą z Moodstore zawsze mam ochotę zgapić całą jej stylówkę. No ale kto nie ma takiej koleżanki?Nie wierzę, że nadszedł ten moment. Spakowana i gotowa na ciekawy weekend!  Początek wiosny w Pałacu Ciekocinko to raj dla wrażliwych dusz. Owoce pod kruszonką to jeden z pierwszych deserów, które zrobiłam sama. Może stąd ten sentyment?Dziś w tym domu będą straszyć cztery blondynki. Kierunek: Lubiatowo. "A tak wyglądałyby nasze domy, gdyby urządzali je mężczyźni" (takie tam głupie żarty, gdy same kobiety wokół).Fajnie mieć koleżanki. Przypominam sobie o tym za każdym razem, gdy po siedmiu 7 latach spędzam z nimi bite 24 godziny.Sweter znajdziecie tu, a spinkę tuPo prostu czysty zachwyt.Bo w Polsce najlepiej się wypoczywa! Kochane Dziewczyny, pewnie doskonale wiecie, jak cenne są te zwykłe dni. Ale chyba warto to sobie wciąż powtarzać, prawda? Mam nadzieję, że w swojej głowie tworzycie podobne relacje i że – nawet jeśli nie jest idealnie – udaje się Wam dopisywać do nich pozytywną narrację. Ja wyszkoliłam się w tym tylko dzięki temu, że tu zaglądacie. Dziękuję, że dotrwałyście do końca. Dobranoc! :)

 

*  *  *