Zapiski o modzie i stylu – Kampania MLE na jesień/zimę 2024/25

Wpis zawiera lokowanie marki własnej. 

 

  Podobno szczęście polega na tym, że wciąż pożąda się rzeczy, które już się ma. Jeśli tę zasadę chociaż w niewielkim pierwiastku można przełożyć na język mody, to pewnie tyczy się ona tych rzeczy, do których wracamy co sezon i aż nie możemy się doczekać, gdy pogoda pozwoli nam ponownie włożyć – dajmy na to – ukochany sweter. Znam dobrze to uczucie i wiem jak potrafi ono ostudzić zapał do nowych zakupów.

  Gdy co roku wypuszczamy nową kolekcję swetrów często dostaję do Was wiadomości o podobnej treści: że Wasze zakupy sprzed dwóch, trzech, czterech czy nawet siedmiu lat nadal świetnie się sprawdzają, że jakość przędzy z MLE jest nie do podrobienia, że klasyczne warkoczowe sploty nie wychodzą z mody i… że w związku z tym nie wiadomo po co kupować coś nowego.

  Gdy w każdej kolekcji dajesz z siebie wszystko, to po dziewięciu latach coraz trudniej jest stworzyć produkt, który będzie – przede wszystkim w mojej ocenie – zasługiwał na zakup. Nasze Klientki, które od lat kupują w MLE swoje jesienno-zimowe ubrania, są wyposażone w świetną garderobę i największym wyzwaniem było dla mnie stworzyć coś nowego, świeżego, a jednocześnie dobrze osadzonego w DNA marki. Myślę, że nam się to udało. Po raz kolejny sięgnęliśmy po Wasze ukochane przędze – wełnę merynosową, kaszmir z recyklingu, organiczną bawełną czy najdelikatniejszy super kid moher. Ale kroje i sploty odchodzą od sztampy – na dodatek, po raz pierwszy wypuścimy sweter „unisex”, który dla kobiety będzie pełnił rolę pięknej tuniki.

  Musimy powiedzieć „tak” tym nowym możliwościom, nawet jeśli od dawna trochę nas przerażały – chyba właśnie to zdanie padło w momencie w którym rozpoczęłyśmy z Asią pracę nad dwoma puchowymi modelami na zimę. Dziś wiem już, że udało się stworzyć produkty z najwyższej półki i że od tego sezonu nasze Klientki będą mogły nosić MLE także w największe mrozy.  

  Nie zapomniałyśmy jednak o naszych korzeniach. MLE zaczynało swoją przygodę od wysyłania paczek z mieszkania Asi, trzymania kartonów w mojej kuchni i pokornego przyswajania wiedzy o mereżkach i rodzajach wykończenia. Ale Wy poznałyście MLE dzięki dobrze skrojonym t-shirtom z mocnej bawełny – korzystamy z tych nieocenionych lat nauki i dlatego w naszej kolekcji znajdziecie też bazowe elementy garderoby, jak koszule, spodnie czy marynarki – kilka modeli t-shirtów też się znajdzie.

 I niezależnie od tego, jak jest to trudne – cała nasza kolekcja, jak zawsze, została uszyta w Polsce. Poniżej przedstawiam Wam przybliżony kalendarz wejść i szepnę tylko, że część modeli jest już dostępna w naszym sklepie internetowym.  

 

Fotograf: Łukasz Ziętek

Stylizacje: Olivia Kijo

Makijaż: Katarzyna Korszla

Włosy: Patryk Nadolny 

Za udostępnienie pięknych, oryginalnych mebli dziękujemy Futureantiques.

 

Jeśli w środku Was toczy się walka między jesieniarą w fotelu, a "femme fatale", to pewnie polubicie się z tym swetrem. A tak serio, to nie trzeba szukać wyjątkowych okazji, aby go nosić. No i od tego piątku jest już w sprzedaży

Ten sweter zyskał w naszym zespole przydomek "kłosek" – na pierwszy rzut oka być może tego nie widać, ale posiada bardzo nietypowy wzór, dzięki czemu wygląda nowocześnie. Jeśli wahacie się między rozmiarami to wybierzcie ten większy! Ten model także można kupić już teraz

Propozycja dla kobiet, które chciałyby wprowadzić do swojej kolekcji swetrów coś bardziej nowoczesnego i zdecydowanego – jego premiera planowana jest na koniec października. Pasuje on kolorystycznie do dołu od naszych spodni, które można teraz kupić wraz z innym swetrem – prostym i klasycznym. Wielką zaletą MLE jest modułowość kolekcji – produkty można ze sobą miksować. 

Puchowa kamizelka – nie tylko dla posiadaczy psów :). Wchodzi do sprzedaży w najbliższy piątek. 

Według mnie najpiękniejszy sweter MLE. Dwa lata temu mieliśmy podobny model w wersji tuniki, który wyprzedał się w ciągu kilkunastu minut. Wracamy z odświeżoną wersją. Premiera już w ten piątek. 

Wełniany garnitur w paski. Zarówno marynarkę jak i spodnie będzie można kupić już w ten piątek. 

Płaszcz o którym marzyłam od dwóch sezonów, ale wciąż nie byłam zadowolona z próbek tkanin. Za to teraz oddaję w Wasze ręce ideał – 04.10 pojawi się w sklepie.

Dłuższa tunika z mięsistej, świetnie układającej się przędzy to model, który będzie pasował także na Waszego partnera. Testowałyśmy to! Kolekcja rodzinna (bo pojawią się także modele dla dzieci) pojawi się w sprzedaży na końcu września. 

Spodnie wejdą do sprzedaży w połowie października, w tym samym czasie powinna pojawić się koszula w paski. 

Wełniana kurtka z tkaniny "boucle" sprawdzi się jako nakrycie wierzchnie nawet do późnej jesieni. Ja będę ją nosić do legginsów i szerokich długich dżinsów. 

Satynowa spódnica w czarnym kolorze to element, którego brakowało w naszych dotychczasowych kolekcjach. Dwudziestego września wejdzie do sprzedaży razem z tym pięknym barankowym swetrem. 

Szary prosty płaszcz będziecie mogły kupić w październiku. 

Szara alternatywa dla naszego kompletu dzianinowego w kolorze ecru. Który wybieracie (premiera w październiku)?

Puchowa kurtka pojawi się w sklepie 11.10 więc zdążymy przed pierwszymi przymrozkami!

 

 

 

Look of The Day – Back to school

Wpis powstał we współpracy z marką YES.

 

kolczyki – YES

trencz (98% bawełna, 2& elastan), spódnica i top – MLE

buty – Adidas Samba Rose

zamszowa torba – Arket

 

  Ten strój to próba przystosowania się do nadchodzących zmian wrześniowej codzienności. Musi być wygodnie, ale już nie aż tak swobodnie. Ciepło, gdy rano zawieje jesiennym chłodem i bardzo przewiewnie, gdy w południe znów pełna lampa i 25 stopni. Pół godziny po włożeniu ta lniana spódnica będzie pewnie tak wygnieciona jakby nigdy nie zbliżyła się nawet do żelazka, ale wiecie co ostatnio usłyszałam? Że lepiej być wygniecionym niż śmierdzącym. Nie musicie mi dziękować za tę poradę zmieniającą życie ;). 

  A jutro (to jest 2 września) rusza promocja -25% na drugą lub 50% na trzecią sztukę dla posiadaczy YES Club. To ta aplikacja o której ostatnio Wam pisałam. Jeśli, tak jak ja, kupujecie biżuterię naprawdę rzadko (jak tutaj łatwo zauważyć od lat noszę kilka modeli) to warto poszukać czegoś co przetrwa próbę czasu – z biżuterią od YES tak właśnie jest.

Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką MUMLA i Lierac, oraz zawiera linki afiliacyjne. 

 

  Czuję już te tuptające sygnały. Światło bardziej rozproszone, chociaż wracam parkiem do domu o tej samej godzinie, co zawsze. „To już ostatnie jagody w tym sezonie, bierze Pani!” – słyszę od sprzedawcy w odpowiedzi na to, że ja dziś tylko po ziemniaki i masło przyszłam. Po raz kolejny wysłuchuję monologów na temat prymatu lata nad każdym innym okresem roku. Lody w upale, kąpiel w morzu, kolacje w ogrodzie czy beztroskie poranki to oczywiste przyjemności. Być może to prawda, że latem łatwiej jest sprowadzić detal zwykłej codzienności do rangi czegoś nadzwyczajnego. To jak trening czy szkolenie, które zaczyna się przecież zawsze od najłatwiejszego etapu, tak aby powoli zwiększać trudność, aż osiągnie się największą biegłość w momencie, gdy najbardziej tego potrzebujemy – w najciemniejszym okresie roku. Trenujmy więc! 

  Zapraszam Was do obejrzenia kilku kadrów z ostatnich wakacyjnych tygodni. Zostańcie ze mną na kilka minut – dawno się przecież nie widziałyśmy!

 

1. Na początku sierpnia w Sopocie odbyła się wystawa organizowana przez DESA Unicum. Pojawiły się na niej prace autorów, których nazwiska na trwałe zapisały się w historii sztuki. Na zdjęciu widzicie obraz Stefana Gierowskiego, który można było wylicytować na aukcji wieńczącej wystawę. // 2. Zalałyście mnie pytaniami o ten zestaw, a ja nie mam dobrych wiadomości. Mój top i spódnica są z MLE, ale oczywiście już wszystko wyprzedane. W kolejnym sezonie wiosna/lato zaproponujemy Wam coś podobnego. Obiecuję! Na osłodę napisze, że kolekcja jesień/zima Was oczaruje! Za to torebkę znajdziecie tutaj. // Mój kochany Sopot. Gdy odwiedzacie wakacyjne kurorty i mijacie na ulicy mieszkańców, którzy nie patrzą na Was zbyt życzliwie, to proszę – nie myślcie o nas tego, co najgorsze. Pamiętajcie, że te zatłoczone alejki, przez które czasem trudno przejść, to dla wielu z nas codzienna droga do pracy/przedszkola. Że gdy turysta rzuci na ulicę śmieć, to my go później podnosimy i zanosimy do kosza. Że to my dbamy o trawniki, na których niektórzy doka​ńczają w mało elegancki sposób imprezę. Kochamy nasze małe miasto i traktujemy je jak przedłużenie własnego domu. Cieszymy się, gdy przyjeżdżacie i Wam się tutaj podoba. A jeszcze lepiej, gdy zaczynacie się utożsamiać z tym miejscem i sami chcecie je chronić i o nie dbać. To był piękny wieczór. Ale dorosłość polega na tym, że z imprez wraca się przed dwudziestą drugą, za to seriale na Netflixie ogląda się do piątej rano :D.  … chociaż ostatnio znacznie częściej papier niż ekran utula mnie do snu. Moje drobne przyjemności. Naleśniki w weekend, o które błagały dzieci, bukiet z ogrodu, psia radość i chwila refleksji. Niby błahostki, ale czasem to one trzymają nas na powierzchni. Dzień dobry! Pogoda na plażę jest idealna, ale ja zmierzam w przeciwnym kierunku. A tę sukienkę znajdziecie oczywiście w MLE
Gdy wynurzam się ze swojej strefy komfortu.1. No i dotarłam na ostatnie spotkanie tego dnia – niby służbowe, ale wiem, że będzie równie miło co na spotkaniu z koleżanką. I to miejsce! Park Oliwski! Chociaż różne krążą o nim opowieści, a jako dziecko uważałam, że jest nawiedzony przez duchy, to dziś uwielbiam tu zaglądać. // 2. Koleżanka z pracy wyjeżdża do Japonii! Z tej okazji coś dla niej mam. Ta nowość fartem zdążyła dotrzeć na czas. Jak często Wam się zdarza kupować coś dla kogoś, a później samemu wpisać to na własną listę życzeń?W sierpniu zieleń wpada w szare tony. 
Japonia to jedno z niewielu dalekowschodnich miejsc, do których bardzo chciałabym kiedyś pojechać. Ten przewodnik nowej generacji ("Tokio. Mały atlas hedonistyczny") jeszcze bardziej mnie do tego zachęcił. A tu Monika, która chyba nie chce wracać do szkoły ;). Ta koszula wykonana jest z certyfikowanej, grubszej fakturowanej bawełny i ma super nowoczesny krój. Znajdziecie ją tutajJeśli zawitacie do Gdańska to Park Oliwski musi znaleźć się na Waszej liście. Odstawiam na chwilę tabelki z excela, na które już nie mogę patrzeć i na sekundę przeskakuję do świata sztuki, udając sama przed sobą, że mam mega wymówkę, bo moje Obserwatorki ucieszą się z małej polecajki. Ucieszą się, prawda? (Nie musicie odpowiadać!). Te dwie książki są właściwie o tym samym, czyli o sztuce widzianej z perspektywy kobiet, ale zostały napisane w zupełnie inny sposób. Jedną z nich napisała Polka, która prowadzi profil @histeria.sztuki. Czyta się tę książkę trochę jak storiski Makelifeharder. Myślę, że przekonałaby do wizyty w muzeum nawet tych, którzy do tej pory unikali tego, jak ognia. Druga – światowy bestseller, który z pewnością przyczyni się do rozsławienia wielu wspaniałych artystek. Ale sposób pisania jednak mniej przystępny. Same wybierzcie, co wolałybyście czytać.  Pieczemy jagody pod kruszonką. Najlepszy deser tego lata i koniecznie podawany z gałką lodów śmietankowych. Ten kto nie pokazał w sierpniu swojej ulubionej jagodzianki ten gapa (moje ukochane znajdziecie w gdyńskiej Oficynie). 
Ryzykowne rozkminki w oczekiwaniu na gotujący się makaron. Co by tu zmienić na wrzesień?A skoro o makaronach mowa… Jeśli szukacie przepisów na rodzinne kolacje, to koniecznie zajrzyjcie tutaj. To e-book mojej dobrej koleżanki, która przetestowała już na nas niejedną potrawę i powiem Wam, że ma prawdziwy talent. Ebook "Kolacje, które pokochasz tak jak ja" od Przytulnego Zakątku, czyli naszej kochanej Oli! W tym e-booku znajdziecie piętnaście przepisów na wyjątkowo pyszne dania, z którymi wcale nie trzeba czekać na wyjątkowe okazje. Będę wracać do tych przepisów, a na punkcie makaronu z pistacjowym pesto dosłownie oszalałam.  1. O wyprawie do okolic Bordeaux marzyłam od dnia, w którym odkryłam blog Mimi Thorison. Blog już nie istnieje, Mimi stała się międzynarodową gwiazdą i wyprowadziła się stąd do Włoch. U mnie też wiele się zmieniło, ale chęć odkrycia tego miejsca pozostała ta sama. // 2. I po tylu latach nareszcie tu jestem! //Tak bardzo jestem wdzięczna, że tuż przed końcem wakacji trafił nam się wyjazd do jednego z najpiękniejszych miejsc jakie widziałam i to z najlepszymi ludźmi jakich znam.

Macie kilka takich rzeczy, które zawsze ze sobą zabieracie, bo nie wyobrażacie sobie bez nich podróży? Albo pomagają Wam poczuć się jak w domu? Ja mam! Oto szybki przegląd moich niezbędników! 

1. Wiadomo! Te perfumy kocham od lat. // 2. Szczerze mówiąc nie wiem już czego nie przeżył ten sweter i aż ciężko mi uwierzyć, że mimo tylu przygód nadal wygląda świetnie. To mój numer jeden wśród całorocznych swetrów. // 3. Zestaw kosmetyczek, do których wszystko się zmieści i łatwo je uprać, gdy wyleje się w nich mój fioletowy szampon. To nic szczególnego (moje są z Zara Home), ale dzięki nim łatwiej mi opanować ten kosmetyczny bałagan. Do jednej pakuje produkty do włosów, do drugiej pielęgnacyjne i higieniczne, a do trzeciej rzeczy do makijażu. // 4. Przez lata używałam zwykłych tangle teezerów i chociaż wiedziałam, że nie są najlepsze dla moich włosów, to nie potrafiłam znaleźć alternatywy, która by ich nie szarpała. Ta od Mason Pearson jest podobno na całe życie. Nie biorę na wyjazdy suszarek, lokówek czy prostownic. Jakoś daję radę ułożyć włosy wyciągając je na tę szczotkę w trakcie suszenia.  ​Karty do gry w Piotrusia. Mam je zawsze w torebce. 
Podejrzewam, że okolice Bordeaux, plaże na Półwyspie Cap-Ferret i cała Nowa Akwitania tak bardzo mi się spodobały, bo te miejsca są jak francuski odpowiednik moich ulubionych polskich zakątków. // 2. Gdy jesteś w kraju, którego kuchnia jest uznawana za najlepszą na świecie, ale twoje dzieci gardzą "ą ę" i pytają czy w walizce przywiozłam im makaron. Jak wiadomo, w wakacje mamy robią to samo co zwykle, tylko w innym miejscu. Tak więc podróż zaczynamy od gotowania. Jestem tu na chwilę, ale już wiem, że chciałabym wrócić. 1. Jeśli nie jest to specjalnie obmyślony przez naturę obraz, to czym to jest… // 2. Oczywiście używam kremów z filtrem, ale kapelusz i okulary to jednak kapelusz i okulary (&Other Stories i Le Specs). // Point, flex n plie.
„A więc to tu Francuzi uciekają od przepełnionego turystami Lazurowego Wybrzeża!” – pomyślałam, gdy po raz pierwszy ujrzałam oszałamiającą plażę Le Porge. Co takiego jest w tych falach, że patrząc na nie szybciej bije mi serce? Oglądam, fotografuję… i zostawiam tam, gdzie leżało. Kolaże z mojego telefonu. Oczywiście nasze polskie plaże są najpiękniejsze, ale te w okolicy Cap Ferret też są niczego sobie! To taka francuska wersja Lubiatowa i Półwyspu Helskiego. Cudowne miejsce, nie tylko dla fanów francuskiego wina. Po powrocie pędzę do kina na "Bulion i inne namiętności". Co prawda region Francji nieco inny, ale myślę, że dzięki niemu wspomnienia odżyją na nowo. Widzieliście już?Czy ja znów gotuję makaron? Następne wakacje spędzamy we Włoszech!Arcachon. Gdybym miała znaleźć dla tego miasteczka polski odpowiednik pewnie byłoby to Władysławowo ;). Będziemy tęsknić! Gorąco polecam wszystkim, którzy nie lubią przesadnego blichtru, potrzebują spokoju i najlepiej czują się nad morzem.  1. Jaśminowa… // 2. Pierwszy wakacyjny wieczór z wełnianą marynarką. //Jeśli ktoś z Was tęskni już za latem, a jednocześnie nie może doczekać się jesieni to zapraszamy do Trójmiasta! Poranki i wieczory zaskakują już rześkim chłodem, za to w ciągu dnia, gdy świeci słońce, człowiek wciąż się zastanawia czy po pracy zdąży wyskoczyć na plażę. Czy dobry krem rozwiąże którykolwiek z życiowych problemów? Zdecydowanie nie. Ale czy w związku z tym, wyobrażam sobie bez niego poranek? Ja może i tak, ale moja skóra na pewno nie. LIFT INTEGRAL UJĘDRNIAJĄCY KREM NA DZIEŃ od Lierac to krem, który pokazywałam Wam już wiosną. Bardzo go lubiłam i nawet zostawiłam sobie pusty słoiczek. A to dlatego, że……krem ma wymienny wkład który można zakupić, gdy już się skończy. 
Ten krem ujędrnia, nawilża i wygładza zmarszczki. Wzmacnia strukturę skóry działając na jej podstawowe elementy (kolagen, elastynę, kwas hialuronowy) i  łączące je glikoproteiny. Ma przyjemny delikatny zapach i błyskawicznie się wchłania. No i pięknie wygląda – jeśli ten argument jest dla kogoś równie istotny co działanie kosmetyku ;). Kwiaciarnia "Za kuchnią". 
1. Na zegarze 22:29 – to ten moment, kiedy mogę w spokoju usiąść do kolekcji jesienno-zimowej. // 2. Ulubiony kącik przy łóżku. // Ta piękna koszula pojawi się w MLE, gdy liście spadną już z drzew. Ale według mnie warto czekać.Świeża pościel i szeroko otwarte okno – od razu czuć powiew nadchodzących zmian. Jesieniary budzą się do życia ;). A jeśli chcecie zapytać o pościel, to z przyjemnością udzielę odpowiedzi – jest od polskiej marki MUMLA, wykonano ją z bawełny z certyfikatem Oeko-Tex i jest dostępna w pełnej gamie rozmiarów (także w wersji dziecięcej). Co ciekawe, nadruk został naniesiony na niebarwiony materiał – a to oznacza mniej chemii. Kod KASIA da Wam 15% rabatu na całe zakupy i będzie obowiązywał przez 7 dni, to jest od czwartku 29.08. do środy 4.09., do końca dnia. Nie łączy się on z innymi kodami rabatowymi.  Pierwsze śliwki wcale nie robaczywki.Pomyślałam, że przypomnę Wam, że pojutrze ostatni dzień wakacji – tak na wszelki wypadek gdyby komuś to umknęło ;). 
Wszystkie pościele od MUMLA są uszyte i zaprojektowane w Polsce. Mój model jest zapinany na zamek i jest wykończony ozdobną lamówką. Piękny jest ten wzór – jak wspomnienie lata. Najpyszniejsze i najprostsze śniadania z sezonowymi owocami – śliwki podsmażone na maśle z cynamonem, jogurt, płatki owsiane, łyżka mielonych migdałów, prażone orzechy laskowe i listek mięty.Zmiany. Kolczyki to oczywiście marka YES. Mała przypominajka o moim unikalnym kodzie! Kod KASIA15 daje -15% na złotą biżuterię przy zakupach powyżej 1000 PLN w cenach regularnych. Warunkiem jest pobranie aplikacji YES Club, w której będzie się wpisywało powyższy kod – w tym wpisie więcej szczegółów (przypominam o tym kodzie, bo naprawdę rzadko się zdarza aby marka YES robiła tego rodzaju akcję, a wiem, że wiele z Was pytało o rabat). Ważny tylko do końca sierpnia! 

Koniec lata nad morzem czasem wygląda też tak, jak na zdjęciu powyżej, ale jutro podobno 32 stopnie!

Każda pora roku oznacza zmianę, nowe pejzaże, inne owoce, smaki, nieodkryte perspektywy. Już wiem, że wrzesień będzie pełen tego wszystkiego. Gotowe na nowe lekcje?

 

*  *  *

 

 

 

 

 

Look of The Day

Wpis powstał we współpracy z marką YES. 

 

złote kolczyki i obrączka – Biżuteria YES (z tą aplikacją kupicie je z rabatem)

niebieskie dżinsy – Arket (model Jade Cropped)

bawełniana bluzka – prototyp MLE 

japonki – Ancient Greek Sandala 

torebka – Studio Amelia

 

 

  Odkąd pamiętam zależało mi na tym, aby mój styl był ponadczasowy. Mijające lata dosyć brutalnie tę ambicję zweryfikowały, ale też czarno na białym pokazały mi, co noszę wiele sezonów, a o czym zapominam wraz z kolejną porą roku. Biżuteria zdecydowanie należy do tej pierwszej grupy. Mam kilka modeli kolczyków – większość z nich pamięta początki bloga i wciąż przewija się tu nieustannie. Cieszę się więc, że po tak długiej współpracy z marką YES, mogę podzielić się z Wami kodem dającym 15% zniżki na złotą biżuterię. Wystarczy pobrać aplikację YES Club lub zalogować się do niej, jeśli już mamy założony profil (za każde zakupy otrzymuje się punkty). Następnie klikamy w "Menu", wybieramy "Wykorzystaj kod", wpisujemy kod "KASIA15" i przechodzimy do panelu startowego i w sekcji "Kupony" klikamy "Aktywuj". Jeśli jesteśmy w Salonie, kupon jest przypisany do naszego konta i możemy dokonać płatności z rabatem. Jeśli dokonujemy zakupu online, to wchodzimy na YES.pl i logujemy się do naszego konta. W panelu "Panel Klienta" na dole znajduje się sekcja YES Club, gdzie powinien znaleźć się kupon rabatowy. Klikamy "Aktywuj". Przy zakupie w koszyku rabat naliczy się automatycznie.

  Kod KASIA15 daje -15% na złoto przy zakupach powyżej 1000 PLN w cenach regularnych na tym asortymencie. Warunkiem jest pobranie aplikacji YES Club, w której będzie się wpisywało powyższy kod, który kolejno będzie zamieniał się w kupon rabatowy upoważniający do zakupu z rabatem online lub w Salonie :).

 

Zapiski o modzie i stylu – czy można znienawidzić „małą czarną”?

Wpis zawiera linki afiliacyjne i lokowanie marki własnej. 

 

mała czarna – MLE 

sandały – Ancient Greek Sandals

kosz – 303 Avenue

okulary – Celine

 

  Gdy w 1926 roku „Vogue” opublikował na swoich łamach projekt sukienki autorstwa Coco Chanel, który był pierwowzorem wszystkich późniejszych „małych czarnych”, nazwano go „Modnym Fordem”, bo – podobnie jak ówczesny samochód Forda – miał uniwersalny wygląd i przejął ogromny segment rynku konsumenckiego.  We wszystkich poradnikach o stylu z ostatnich kilkudziesięciu lat „mała czarna” polecana jest jako opcja na eleganckie śniadanie, wieczorny bankiet i wszystkie inne okazje, które mogą pojawić się między tymi dwiema.  

  Ale potęga legendy niezastąpionej „małej czarnej” ostatnio osłabła. Młodemu pokoleniu ten model ubrania kojarzy się przede wszystkim z sytuacjami, w których trzeba wtopić się w tłum. Pisząc dla Was ten króciutki tekścik chciałam znaleźć w ofertach sieciówek kilka fajnych modeli, które byłyby nowoczesne i uniwersalne jednocześnie – nie było to proste (tutaj wyszukałam coś z MANGO, tutaj z COS, tutaj z Solid & Striped, a tu stary model z MLE). Wydaje się, że świat mody po prostu stanął na głowie, a niech symbolem tego zagmatwania będzie nabierający prędkości viralowy „anty-trend” czyli „moda na to, co niemodne”. Elle mówi, że chodzi w nim o to:

„W największym uproszczeniu opisuje przekute w konkretne wybory stylizacyjne pragnienie jednoczesnego wyróżniania i dopasowywania się. […] Na fali popularyzacji minimalistycznej estetyki „cichego luksusu” i jako sprzeciw wobec hiperprzyśpieszeniu cyklu powstawania i życia trendów. Udane antymodowe stylizacje charakteryzują ponadczasową kroje, stonowana paleta barw oraz wysoka jakość materiałów.”  

  Aha. Czyli nic się nie zmieniło. Moda pożera tych, którzy za wszelką cenę chcą ją dogonić, a sama goni tych, którzy się na nią nie oglądają. Nie jest ważne czy coś jest modne czy nie, tylko w jaki sposób to nosimy i, przede wszystkim, jak się w tym czujemy. 

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką Muduko, Veoli Botanica, Szkołą języków obcych Akcent, Futureantiques oraz marką Volvo. 

 

  Lato daje mi energię, a ja uczę się z niej korzystać. Nie zawsze mi to wychodzi, ale to te nieudane lekcje przynoszą mi zwykle najwięcej.  Po tych kilku tygodniach oglądam się za swoje (opalone sopockim i prowansalskim słońcem) ramię i myślę sobie, że ten lipiec był dla mnie piękną (chociaż czasem także nieco przykrą) lekcją o tym, jak sprawić, aby każdego poranka widzieć możliwości, a nie ograniczenia. Jak cieszyć się pod wieczór, a nie myśleć o zmęczeniu. Jak przestać się zamartwiać tym, na co nie mamy wpływu i jak znaleźć siłę na to, aby zmienić to, co możemy.  

  Tych dylematów nie widać na zdjęciach – i może i dobrze. W dzisiejszej fotorelacji znajdziecie za to mnóstwo słońca, stare chateau wśród drzew, na których cykady grają swój koncert, lawendowe pola, sport, w którym nawet ja odnajduję ducha rywalizacji i mnóstwo innych zwykłych chwil, z którymi chętnie się z Wami podzielę. To co? Zostaniecie tu ze mną na chwilę?

 

Lipcowe kroniki zaczynamy od Prowansji i widoków, które kojarzą mi się z najszczęśliwszymi chwilami w życiu. 

Kilkanaście lat temu Ridley Scott postanowił zekranizować słynną powieść Petera Malle’a „Dobry rok”. Historia ta jest stara jak świat – ambitny i cyniczny rekin finansjery dziedziczy stare chateau wraz z winnicą, co gwałtownie i mimo woli wyrywa go z jego świata i przenosi prosto do serca Prowansji. Jeśli nigdy nie ciągnęło Was do tych stron, to podejrzewam, że po obejrzeniu tego filmu wiele się zmieni w Waszych wakacyjnych planach. A co jest w tym filmie najlepsze? Że rzeczywistość zupełnie nie odbiega od kinowej kreacji. Śniadanie z widokiem na stare platany.Tak! Ten napis świetnie oddaje atmosferę Prowansji. Gdzie nie spojrzę, widzę najpiękniejsze pejzaże. 1. Kolacja zaraz się zacznie! // 2. Dziesięć minut na odświeżenie i ta sukienka może się stać wieczorową kreacją. Powtórzyłyśmy nasz najlepiej sprzedający się model z zeszłego roku, ale w bardziej minimalistycznych kolorach. W MLE znajdziecie jeszcze dwa ostatnie rozmiary. Za to buty znajdziecie tutaj. // Co takiego ma w sobie Prowansja, że ludzie z całej Europy przyjeżdzają tu i posłusznie, jak jeden mąż, chodzą w wiklinowych kapeluszach, lnianych białych koszulach i espadrylach? Gdy otacza Cię piękna, niezakłócona banerami i samowolką budowlaną architektura, ciągnące się po horyzont winnice, drogi obsadzone cyprysami i pola lawendy, to sama zaczynasz myśleć o tym, aby tego pejzażu nie burzyć. Ale styl, który kojarzy nam się wszystkim z Prowansją to zasługa nie tylko konformizmu turystów. Jeśli chciałybyście posłuchać o najpiękniejszej odsłonie letniej garderoby i przenieść się na chwilę do ukochanego regionu pisarzy i malarzy, to zapraszam na podcast, który kiedyś nagrałam. A pamiętasz jak byliśmy tu pierwszy raz? Ach, gdyby ktoś nam wtedy powiedział, że za parę lat wrócimy w takim składzie!
Gdy pierwszy raz zobaczyłam co kryje się w tej starej kopalni wapienia, od razu zamarzyłabym aby pokazać ją bliskim. To niesamowita przygoda dla każdego miłośnika sztuki.
1. W najbardziej upalny dzień w roku nie mogłam się ubrać inaczej. Namęczyłam się nad tą sukienką okropnie, ale za dwa tygodnie w końcu wchodzi do sprzedaży. // 2. Na zewnątrz jest ponad trzydzieści pięć stopni, więc bardzo chętnie pochodzimy jeszcze po tych chłodnych wapiennych korytarzach… // "Carrieres de Lumieres". To tutaj obrazy ożywają.Architektura przypadku. Dzieci wypatrzyły japońskie karpie. Jeden z nich był olbrzymi – prawie jak Portos! Podobno miał ponad 50 lat!
Kto teraz serwuje?Paleta kolorów, która tańczy w mojej głowie. Czytelnia w której pachnie lawendą. Nie wiem czy naszym dzieciom też udzielił się ten błogi nastrój, czy może to już po prostu ten czas, kiedy umieją i chcą bawić się same, ale z niedowierzaniem muszę przyznać, że na tym wyjeździe sporo czytałam.  1. Nasz piknik w oczekiwaniu na kolarzy jadących w "Tour De France". // 2. Biegniemy, aby pokibicować. // Spódniczka MLE. Dostępna już w ten piątek. "Nie obmacuj mnie, jestem tylko dla jednej osoby…"Zawsze wydawało mi się, że pola lawendy są przereklamowaną turystyczną atrakcją. A jednak robią wrażenie…Ten sweter to najlepsza rzecz jaka może mi towarzyszyć, gdy latem robi się ciut chłodniej.  Nasza ukochana sukienka z drugiej ręki. “The whole future of art is to be found in the South of France.”— Vincent Van GoghOstatni wieczór za nami. Żegnaj Prowansjo! Nie zmieniaj się!A tu mała retrospekcja i 55 tysięcy (!) światełek na koncercie Eda Sheerana w Gdańsku. To jeden z lepszych gwiazdkowych prezentów jakie dostałam. Nawet jeśli od Wigilii trzeba było czekać ponad pół roku. Ale gdy szaleje się do nocy, to poranki jednak cięższe niż zwykle… Na szczęście zawsze można liczyć na mokry jęzor Portosa, który potrafi wybudzić mnie z najgłębszego snu.A jak Wasz pies interpretuje komendę "na miejsce"?
Po nieprzespanych nocach zawsze sięgam po te różowe cudo. To rozświetlająco-liftingująco-naprawcze serum pod oczy i na powieki nazywa się 20 SECONDS MAGIC EYE TREATMENT GLAM od Veoli Botanica i jest numerem jeden wśród wszystkich moich koleżanek. Twarz po jego użyciu od razu wydaje się bardziej wypoczęta.Zawiera kofeinę, peptydy, kwasy hialuronowe i kompleks Beautifeye™️. Prawdziwy miistrz w usuwaniu zasinień i obrzęków pod oczami. 

Wiem, jak bardzo lubicie markę Veoli Botanica, więc wracam do Was z miłą niespodzianką. Z kodem makelifeeasier20 dostaniecie aż 20% rabatu na wszystko. Korzystajcie śmiało! :) 

To uczucie zna chyba każda mama przedszkolaków – dzieci odprowadzone, przez te kilka godzin cały świat stoi przede mną otworem.Ten poniedziałek zaczął się dla mnie zbyt wcześnie. Ale dzięki temu, że i tak musiałam odwiedzić Gdańsk, w drodze powrotnej mogłam w końcu zobaczyć miejsce, które jest dla mnie największym dizajnerskim odkryciem roku. Ciekawi?  Naprawdę wartościowych miejsc, gdzie można znaleźć oryginalny dizajn, jest coraz mniej. Te sklepy, które znałam i wobec których miałam zaufanie, pozamykały się w ostatnich latach. Ale jedno – i to chyba najlepsze – mam tuż pod nosem, bo w Gdańsku i jest to Futureantiques.  W Futureantiques znajdziecie najciekawszą i najlepiej wyselekcjonowaną kolekcję mebli w stylu "mid-century modern". A ja przyjechałam po coś, co ma stać przy moim biurku. Nie chciałam nowego mebla (podobno na świecie mamy obecnie tyle krzeseł, że starczyłoby na osiem pokoleń wprzód).  Jeśli urządzacie swoje mieszkanie, albo jesteście architektami – proszę, korzystajcie z tych rzeczy, które już wyprodukowano. Zyska na tym wnętrze i zyska na tym, ten, kto będzie tych mebli używał, bo są one po prostu lepiej zaprojektowane i wykonane. Pan Adam z Futureantiques zna się na dizajnie jak mało kto i właśnie on stoi za tym całym przedsięwzięciem – można mu zaufać w tej kwestii. W asortymencie znajdują się meble takich projektantów jak  Arne Jacobsen, Hans J. Wegner, Poul Henningsen, Poul Cadovius, Gio Ponti i wiele, wiele więcej wielkich nazwisk ze świata dizajnu. Lewe czy prawe? Te modele dzieli 20 lat różnicy. 

A historia krzesła Cesca to gotowy scenariusz na film. Mamy tu wielkich dizajnerów, intrygi i konflikty, światową sławę i oczywiście genialny projekt. Ten model został zaprojektowany w latach 20-tych XX wieku przez Marcela Breuera i pochodzi z Włoch. Breuer do stworzenia tego modelu podobno zainspirował rower. Krzesło miało bardzo konkretnie określony projekt, wymiary, jak również parametry techniczne. Dzięki temu każdy egzemplarz (oczywiście produkowany na licencji) był bardzo wytrzymały i o idealnie wyważonych proporcjach. A podobny mebel może kojarzycie z moich relacji. Dawno temu kupiłam duńską szafkę nocną w tym stylu i od lat pytacie mnie o to, skąd ją mam. O tym mowa. Jeśli do tej pory nie miałyście szczęścia i nie trafiłyście na podobną na pchlim targu, to zgłaszajcie się do Futureantiques – oni wyszukują właśnie takie egzemplarze i odnawiają je jeśli trzeba. Co ciekawe, takie komódki są niezwykle popularne wśród japończyków, bo świetnie pasują do małych metraży i są bardzo funkcjonalne. Myślicie, że zmieszczę ją do torebki? Witaj w domu!  Milej będzie mi teraz ogarnąć te 47 mejli, na które muszę odpisać do jutra. ;)  Ależ ten dzień zleciał! A może ten mrok, to po prostu zbliżająca się burza?Po dwóch latach od zakupu telewizora wgraliśmy w końcu funkcję wyświetlania obrazów. Ale frajda!Ja i festiwale? To się kupy nie trzyma. (moją torebkę znajdziecie tutaj).
Ja wiem, że to nie bardzo pasuje, do tego całego kontentu z pieczeniem tart, klasyką i różowymi kubkami z kawusią, ale cóż mogę poradzić na to, że każdy ma swoją ciemną stronę. Moja tańczy w rytm Taco Hemingway'a.  Na blogu rozkłożyłam ostatnio trend „tennis-core” na czynniki pierwsze. Skąd się wziął? Dlaczego moda tenisowa uznawana jest za elitarną? Czy jest łatwa do interpretacji? I czy trzeba grać w tenisa, aby skorzystać z tej estetyki? Aby zrozumieć dlaczego moda z kortu przebiła się w ostatnim czasie do masowej świadomości, należy wpierw cofnąć się w czasie. I jak to zwykle bywa w branży mody, zwrócić się raczej w stronę socjologii niż paryskich wybiegów. Zapraszam do lektury!John Lavery, 1885. A tych dwóch panów poznajecie? ;)  Tenisowy bałagan.
A tu nawet tubylcy muszą robić rezerwację :). Czy ja tutaj odpoczywam? Być może… chociaż właściwie nie. Robię przecież najlepszy z możliwych treningów dla mózgu – uczę się języka. Badania naukowe udowadniają, że uczenie się języków obcych wzmacnia struktury mózgowe. Co więcej, najnowsze odkrycia uczonych sugerują, że może to nawet chronić przed wystąpieniem chorób neurodegeneracyjnych (na przykład takich jak choroba Alzheimera). Uważa się, że regularna stymulacja mózgu, jaką zapewnia nauka języków obcych, może przyczynić się do opóźnienia lub łagodzenia objawów tych chorób. Problem tkwi tylko w motywacji, no i logistyce, bo nauka języków obcych raczej nie jest pierwsza na liście priorytetów.  Na podstawie własnych doświadczeń mogę powiedzieć, że naprawdę dobry kurs internetowy może przynieść nie tylko wymierne efekty, ale także być świetnym relaksem dla naszej głowy. To trochę jak rozwiązywanie krzyżówek. A jeśli macie poczucie, że potrzebujecie "nadzoru" aby regularnie siadać do zajęć, to teraz w kursach, z których korzystam, jest też taka opcja. 
Kasia z trzeciej ławki na lekcji angielskiego. 
Dużą zaletą takich kursów jest to, że w każdej chwili można zrobić sobie przerwę. Poza tym, lekcje są w formie filmików, więc słuchanie ich z zamkniętymi oczami na pewno też coś daje! :DPolecam Wam kursy języka angielskiego na Platformie Akcent Iwony Róg, która opracowała je w oparciu o swoje ponad trzydziestoletnie doświadczenie w pracy ze studentami różnych narodowości, o wszelakich potrzebach oraz współpracę i kierowanie zespołem doświadczonych nauczycieli.  Zwróćcie uwagę zwłaszcza na wersję Premium, perełkę w ofercie jako bardzo skuteczny kurs. Oprócz lekcji nagranych na Platformie, interaktywnych ćwiczeń w internecie, regularnie (najlepiej co tydzień) łączycie się na 15-minutowe indywidualne zajęcia z lektorem i ćwiczycie przerobiony materiał. Otrzymujecie przy tym dodatkowy pakiet pytań Speaking Practice do każdej sesji z nauczycielem.

Jeśli trudno Wam się zabrać do nauki to spróbujcie kursu PREMIUM. Tutaj macie trzy różne kody rabatowe na trzy rzeczy: –

do 10 sierpnia z kodem MLENGLISH otrzymacie 15% rabatu na kursy Standard oraz książki do kursów

– 300 zł rabatu na kurs "Premium" w subskrypcji rocznej z kodem MLEPREMIUM

– 50 zł rabatu przy subskrypcji miesięcznej kursu Premium z kodem MLEMONTH.1. Pionki, które mają udawać kotki. Testujemy grę przed przyjściem starszych koleżanek. // 2. Niby ma przyjść burza, więc siedzimy w domu… // Dlaczego ja zawsze zamuję ostatnie miejsce?Burza przeszła bokiem, ale one grają dalej. 
"O kocie w kłopocie" to gra planszowa o kotku, który się zgubił i trzeba pomóc mu trafić do domu. Rozbrajająca, prawda? 
W sklepie Muduko trwają właśnie zniżki do 70%, więc każdy może znaleźć swoją ulubioną grę dla całej rodziny. Dla młodszych dzieci polecam naszą ulubioną "Znajdź pluszaka". 
Sopot. Z tej perspektywy nabiera jakiegoś takiego wielkomiejskiego charakteru. A tak wygląda mój fitnes. Po godzinnej przejażdżce ja ledwo chodzę, a one pytają czy teraz idziemy na plac zabaw. 
1. Róża, którą zasadziłam. Myślałam, że nic z niej nie wyrośnie a tu proszę! // 2. Plastelina na stole. W naszym domu zwykle występuje w moich włosach :). 
"Mamo! Zostaw w końcu nasze zabawki!"
Gdy po dalekich wyprawach, wracamy do ukochanych przekąsek. Słynna lodziarnia "U Ruszczyka". Kto wie, ten wie. Jeśli chcesz zmieścić w bagażniku połowę swojego dobytku to Volvo XC90 będzie idealne. 
Ruszamy za miasto, żeby skorzystać trochę z tego morza!A piasek nad polskim morzem wygląda też tak!
Zachodzące słońce w Rewie. Nie dziwię się, że pół Polski tu do nas przyjeżdża :). Czy mieszka z nami królik?Najdziwniejszy skład złożony z małżeńskiej pary, dziadka i dwójki małych dzieci to przepis na najlepszego debla! 

A dziś, dla odmiany, zamiast morza mamy zachód słońca nad sopockimi kortami. Chyba za dużo się naoglądaliśmy Olimpiady ;).

Dziękuję za Waszą obecność :*

 

*  *  *