Look of The Day

Wpis powstał we współpracy z marką Biżuteria YES. 

 

kolczyki – YES 

kubek – Fenek Studio

szara marynarka i t-shirt – MLE (zeszłoroczna kolekcja)

spodnie materiałowe – ZARA (stara kolekcja)

torebka – Bottega Veneta

buty – Gianvito Rossi

 

  Czy w moim obecnym życiu jest jeszcze miejsce na elegancję? Tak, ale tylko w maksymalnie komfortowej wersji. Zazwyczaj nie ma u mnie w pracy żadnego wymogu dotyczącego ubioru, za to codzienne obowiązki mamy dwójki rozbrykanych myszek sprawiają, że ubraniami z wyboru jest to, w czym wygodnie robi się pranie, wyprowadza psa, chodzi do przedszkola i gotuję spaghetti z sosem pomidorowym. A jeśli w grafiku pojawia sie nagle służbowe spotkanie i trzeba wyjść z "trybu goblina" to znajduję coś, co nie wyrwie mnie zbyt gwałtownie z mojej wygodnej bańki. Jeśli obcas – to najniższy z możliwych, a skoro kurtkę zamieniam na marynarkę, to pod spodem może już zostać t-shirt. O "efekt wow" zadbały nowe kolczyki – uwielbiam je, bo są lekkie i bardzo wygodne. Do tego ostatni łyk zimnej już kawy i mogę ruszać! 

Zapiski o modzie i stylu: Czy generacja Z i Millenialsi aż tak bardzo różnią się w postrzeganiu stylu i mody?

Wpis powstał we współpracy z marką Kazar. Tutaj możecie odsłuchać wpis w formie podcastu. 

 

skórzane baletki – Kazar (tak wygodne, że mogłabym w nich tańczyć!)

spodnie w stylu "gen Z" i sweter z bawełny i wełny merynosowej – MLE

skórzana torebka – Arket (podobna tutaj)

okulary – Ray-Ban

 

  Wydaje mi się, że jeszcze wczoraj byłam nastolatką, ale patrząc dziś na młodsze pokolenie mam wrażenie, że mimo usilnych prób, pod wieloma względami nie potrafię go zrozumieć. Wymyka mi się sposób postrzegania świata przez młode osoby, ich zainteresowania, to co jest dla nich fajne, a co jest kompletnym obciachem. To historia stara jak świat, bo temat różnic pokoleniowych istnieje odkąd dorośli zaczęli mieć dzieci, a one – wredne i niewdzięczne – chciały żyć inaczej niż ich rodzice. Właściwie wszystkie wielkie przełomy poprzedniego stulecia były pokłosiem buntu jakiegoś młodego pokolenia. Nie zaskoczę nikogo jeśli napiszę, że to „bycie w kontrze” zawsze ma swoje odzwierciedlenie w modzie –  i nawet jeśli nam się to nie podoba i zupełnie tego nie rozumiemy – to te młodsze pokolenie ma największy wpływ na kształtowanie się trendów.

  Dziś szczególną uwagę w prasie i internecie poświęca się Generacji Z, czyli osobom urodzonym między 1995 a 2012 rokiem, a wychowanych przez rodziców pokolenia X — ambitnych pracowników i architektów polskiego kapitalizmu (dziś to czterdziesto, pięćdziesięciolatkowie). Ja, a z tego co pokazują statystki bloga, także większość Czytelniczek, należę według tego schematu do millenialsów (urodzeni między 1980 a 1995 rokiem) i zostałam wychowana przez naszych poczciwych boomerów. Żarty i żarciki na temat poszczególnych generacji nikogo nie dziwią, a jednak poczułam się lekko urażona, gdy przygotowując ten artykuł dotarłam do jakichś niezliczonych postów, rolek i tweetów, w których nasza dzisiejsza młodzież (gen Z) wyśmiewa prawie wyłącznie… moje pokolenie. Dlaczegoż to?! Przecież powinniśmy trzymać się razem?! Jesteśmy „prawie” w tym samym wieku! Dlaczego akurat to na nas się uwzięli? W Stanach Zjednoczonych konflikt ten trafiał regularnie na pierwsze strony opiniotwórczych gazet. U nas tę szyderę widać przede wszystkim na TikToku, czyli tam, gdzie pokolenie Z czuje się najlepiej.

  Szczególnym punktem zapalnym stało się odmienne podejście do dizajnu (polecam na przykład dyskusję pod tą rolką o niewinnym remoncie kuchni), no i oczywiście mody. Podobno my – millenialsi – mamy taki styl, który według „gen z” jest wyjątkowo kompromitujący i skamieniały, z kolei „gen z” w naszych oczach właściwie żadnego stylu nie ma, a jego przedstawiciele wyglądają tak, jakby szli na lekcję wf-u, ale z kompletnie niepasującymi i dziwacznymi dodatkami. 

  Pierwszą reakcją na falę krytyki zaadresowaną w stronę mojego pokolenia było oczywiście oburzenie i zaprzeczenie, ale szybko postawiłam siebie do pionu. Mogę negować zmieniający się świat, ale zdecydowanie łatwiej będzie mi w nim funkcjonować jeśli spróbuję go zrozumieć, a może i nawet polubić? I od razu przywołałam z pamięci te osoby, które w czasach mojej wczesnej młodości były ode mnie o co najmniej dekadę starsze, a jednak próbowały nawiązać ze mną kontakt i nie trywializowały tego, co mnie interesowało. Doceniałam wtedy ich zainteresowanie, miałam poczucie, że robią mi pewnego rodzaju uprzejmość. Dziś myślę, że ta otwartość na młodsze pokolenie przyniosło korzyść przede wszystkim im samym, bo pozwalała im nadążyć nad zmianami. Zagryzam więc zęby, nie odrzucam tego, co nowe i spróbuję dowiedzieć się, dlaczego millenialsi wzbudzają w młodych ludziach aż tyle negatywnych emocji i co sprawiło, że "gen Z" nosi się tak, a nie inaczej.  

1. Modowe autorytety.

  Pokolenie urodzone po 1995 roku nie pamięta świata bez internetu. To w nim znajdowało autorytety modowe i poznawało świat. Moje pokolenie czerpało wiedzę o stylu z książek, ale przede wszystkim z magazynów, które z kolei pisało mocno hermetyczne środowisko. Co sezon dostawałyśmy jasne wytyczne, których trzeba było przestrzegać, a kilka osób, okrzykniętych przez prasę jako wyrocznie, przypisywało sobie prawo do ostrej oceny tego, kto jest na czasie, a kto popełnił błąd. Dla pokolenia Z coś takiego to czysta abstrakcja – nikt im nie będzie mówił co jest ok, a co nie, bo są nastawieni na pełną akceptację różnorodności. Oni nie słuchają nikogo i nikomu nie chcą się przypodobać. Jeśli jakiś trend nie przypadł im do gustu, to po prostu skrolują dalej, aż natrafią na coś, co bardziej im pasuje.

2. Wygoda przede wszystkim. Szpilki to modowe dinozaury.

  Dla osób z pokolenia Z najważniejsza jest wygoda. Lubią one mieszać elegancję z niezobowiązującymi elementami, jak garnitury ze sportowymi butami czy marynarki z luźnymi T-shirtami. Według badań przeprowadzonych w USA dla Business of Fashion okazało się, że ulubioną marką generacji Z jest Nike. Na drugim miejscu znalazło się Gucci (jako jedyna marka luksusowa w pierwszej dziesiątce), natomiast na trzeciej pozycji uplasował się Adidas (za Fashionbiznes.pl). Mając więc do wyboru wszystkie brandy świata młodzi ludzie stawiają na to, co komfortowe.

3. Koncentracja na rzeczach z drugiej ręki.

  Dla pokolenia Z zrównoważony rozwój jest priorytetem. W sumie to nic dziwnego, że ten kto odziedziczy naszą chorą planetę bardziej przejmuje się tym, jak będzie wyglądała w przyszłości. Dlatego „zetkom” nie trzeba już tłumaczyć tego, na czym polega „fast fashion” i czemu ubrania vintage są lepsze niż te z Shein. Nie muszę też chyba pisać o tym, kogo obarczają winą za pasma górskie ciuchów wyrzuconych na śmieci i nadprodukcję…  

4. Bez podziału na płeć.

  Płynne podejście pokolenia Z do mody nie ogranicza się wyłącznie do trendów. Młodzi ludzie nie chcą też być oceniani ze względu na płeć. Podczas gdy w naszej młodości pewnego rodzaju ekstrawagancją było noszenie ubrań swojego chłopaka (nie mam tu na myśli sytuacji, w której było nam zimno wracając z randki i towarzyszący nam dżentelmen oddawał marynarkę czy sweter) dla dzisiejszych młodych ludzi moda nie powinna nikogo segregować. Wystrzegają się poglądu, że ma się jedną stałą tożsamość. Zamiast tego przyjmują ideę posiadania wielu wersji siebie. W rezultacie marki, które słyną z kolekcji „unisex” (Stussy, The North Face, czy Bode) przechodzą teraz swój złoty okres. 

  Trendy, które pokochała generacja Z to nie tylko kwestie wizualne. To przede wszystkim zbiór przekonań, inny sposób myślenia i sposób życia niż ten, który był nam najbliższy. Dla młodego pokolenia indywidualny styl służy do wyrażania własnej tożsamości a nie statusu. Tolerancja i otwartość to podstawa dla współczesnych nastolatków. Chociaż według niektórych za tym oderwaniem od schematów kryje się poczucie odosobnienia (będące być może skutkiem pandemii), to ciężko mi skrytykować idee, które tak wysoko cenią sobie młodzi ludzie.

   No dobrze, a czy ja – kobieta po trzydziestce, która kocha klasykę – może jakoś skorzystać na ulubionych trendach „zetek”? Już wiemy, że ja i moje rówieśniczki przywykłyśmy do tego, aby ścigać trendy, generacja Z wie, że nie musi tego robić, bo „mainstream” jest dla nich tożsamy z obciachem. Nas uczono przestrzegania ustalonych norm ("na formalne wyjścia zawsze zakładaj rajstopy do sukienki", "dresy tylko w weekend" itd.). Dla nich wyróżnianie się jest nowym imperatywem.

   Przez większą część swojego dorosłego życia kierowałam się zasadą: znajdź swój styl i trzymaj się go. W rezultacie zawartość mojej szafy od piętnastu lat niewiele się zmieniła. I to jest ta rzecz, nad którą generacja Z może pomóc mi popracować. Inaczej spojrzeć na siebie i trochę wyciągnąć tego przysłowiowego kija z… torebki. Chociaż prawdopodobnie w najbliższym czasie nie będę nosić kapelusza robionego na szydełku, to może chociaż poczuję się mniej ograniczona przez własne schematy? Nie chodzi tu o to, aby teraz zacząć na siłę kogoś naśladować. Zresztą im bardziej millenialsi starają się być młodzieżowi i wyluzowani, tym gorzej to w oczach generacji Z wygląda – pewnie dlatego, że jest to zaprzeczeniem ich stylu, który niczego nie naśladuje. Jeśli więc coś nam się nie podoba to tego nie nośmy. Gen Z może nam raczej pomóc zmienić sposób myślenia o nas samych i dzięki temu pośrednio dodać do naszego stylu trochę świeżości.

   Gwoli wyjaśnień – z przymrużeniem oka patrzę na tego rodzaju stereotypizację pokoleniową społeczeństwa, pamiętając, że bywa ona niebezpiecznym narzędziem i zawsze pomija wiele istotnych czynników. Nigdy nie powinna służyć jako sposób na ocenę konkretnej osoby. Schematy pomagają jedynie w nazywaniu zjawisk, a w tym przypadku uzmysławiają nam, że każde pokolenie rządzi się swoimi prawami i zamiast się na nie obrażać albo je wyśmiewać, warto dowiedzieć się co chce ono wnieść do naszego świata.

  Obserwowanie trendów u młodszych pokoleń to trochę jak nauka płacenia blikiem, korzystania ze Spotify'a, nauka jazdy na miejskiej hulajnodze czy budowanie własnego kompostownika za domem. Na początku w ogóle nie ma się na to ochoty, właściwie zakrawa to o dziwactwo. No i wcale nie uważamy, aby miałoby nam się to realnie do czegoś przydać. Ale gdy w końcu się przełamujemy, to chyba nigdy tego później nie żałujemy. A kto wie? Może kiedyś „zetki” doczekają się nawet podziękowań?

 

*  *  *

Mój dzisiejszy zestaw ma w subtelny sposób nawiązywać do ulubionych trendów generacji Z. Jak już chyba powszechnie wiadomo – dla młodych osób nie ma większego obciachu niż "spodnie rurki" dlatego tutaj widzicie rozszerzane spodnie. Obszerna góra to także ich znak rozpoznawczy, do tego buty łączące w sobie klimat "balletcore" i "Mary-Jane", no i torebka na ramię. W tym wszystkim zachowałam jednak swój własny styl. Co myślicie o tym zestawie? Czy to nadal stuprocentowy millenials? ;)

Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką Say Hi oraz KROSNO. 

 

  Marzec kończy się dla mnie cudownie – bałaganem w mieszkaniu, bo bliscy świetnie się bawili w trakcie wyjątkowo długiego świątecznego śniadania. Stosem naczyń w zlewie, bo mieliśmy co położyć na stole. Awanturą dzieci o ostatnie czekoladowe jajko, bo w beztroskim dzieciństwie nie ma większych problemów. Bardzo jestem wdzięczna za ten spokojny czas, nawet jeśli nie wszystko było idealne, a Portos zeżarł święconkę.  

  Z przyjemnością zapraszam Was na kolejny wpis z cyklu „Last Month” i chociaż w ostatnich tygodniach nie brakowało też tych gorszych momentów, to ja spróbuję zapamiętać ten miesiąc tak, jak wygląda na poniższych zdjęciach! 

 

Zażywając "vitamin sea".

To sam początek marca. Na krzewach nie widać jeszcze pąków, ale pierwsze bazie znalazłam.Pierwszy słoneczny dzień od 2348787428742 dni więc odkrywamy nasze cienie na nowo ;). Niekiedy wystarczą drobiazgi, aby nasz nastrój się poprawił, a niekiedy nie… Niektórzy z nas mają to szczęście, że rodzice przekazują właściwe wzorce radzenia sobie z kryzysami. Są też osoby którym dane było zetknąć się z psychoedukacją na studiach i umiejętnie wykorzystują później swoją wiedzę. Zdarzają się też tacy farciarze, którzy mają wrodzoną, bardzo wysoką inteligencję emocjonalną (która podobno odpowiada za 80% sukcesu w naszym życiu). Reszta z nas musi w dorosłości sama szukać pomocy, pracować nad sobą, uczyć się mechanizmów własnej psychiki. Dlaczego dopiero, kiedy człowiek osiągnie 30, 40 lat zaczyna wchodzić w tematykę psychoedukacyjną, chodzić na terapię czy czytać książki i słuchać podcastów o tej tematyce? Wyniki badań dotyczące kondycji psychicznej naszych dzieci są zatrważające i jasno sugerują, że dostęp do takiej wiedzy (oczywiście przedstawionej adekwatnie do wieku) powinniśmy mieć od wczesnych lat. Dlatego z dużą przychylnością podchodzę do inicjatyw, które próbują znaleźć sposób na poprawę tej sytuacji. Jedną z nich jest na pewno Fundacja Wise Future University, bo ma konkretny plan i wiedzę jak wdrożyć psychoedukację do szkół. Fundacja szuka darczyńców, bo program i zespół trenerów jest gotowy do działania, potrzeby są ogromne, wiadomości od szkół chwytają za serce i poruszają. Mam nadzieję, że ich cel (uzbieranie środków finansowych na roczne programy dla trzech szkół) zostanie zrealizowany, a po tym sukcesie będą mogli przedstawić wyniki z programu Ministerstwu Edukacji i zrobić w tej sprawie jeszcze więcej.  Zieleni brak, z rana zimno, że aż zęby zgrzytają, ale ten kąt padania światła już inny. 

To spojrzenie jest moim wyrzutem sumienia, które mówi: "Ty leniwa krowo, jest ładna pogoda, a Ty i tak nie poszłaś ze mną rano biegać". Na szczęście Portos chwilę później zasnął i już się nie patrzył ;). 

1. Wizyta w Narcyzie. Przyszłam po kwiaty dla pewnej jubilatki, ale wyszłam obładowana doniczkami i baziami ;). // 2. // 3. // 4. // Polska edycja magazynu Vogue miała w marcu kolejne urodziny. Pamiętacie tę pierwszą okładkę z Małgorzatą Belą, Anją Rubik i Pałacem Kultury w tle? Ileż ona wzbudziła kontrowersji i dyskusji ;). Odliczanie do spaceru czas start! Wyciągnęłam z piwnicy tę wiklinowo-drewnianą kostkę (dawno temu kupiona w Jotex) i postawiłam koło kanapy. Marzyła mi się taka marmurowa, która zalewa teraz Instagram, ale obiecałam sobie, że w tym roku nie kupuję żadnych nowych mebli. Dyspensę robię tylko na te używane ;). Najlepszy komplement dla kremu? Pusty słoik! Od marki Say Hi polecam zarówno krem Bright Vibes jak i nowość: serum złuszczające z kwasami 15% Sunset Serum od Say Hi na noc. Oparte jest ono na skoncentrowanym i starannie dobranym połączeniu kwasów AHA, BHA i PHA w skutecznym i bezpiecznym dla cer wrażliwych stężeniu 15%. Jest bezpieczny dla cery wrażliwej. Zawiera kombinację kwasów, która nie tylko złuszcza, ale także rozjaśnia, poprawia elastyczność i nawilżenie skóry, stymuluje produkcję kolagenu i elastyny. Jeśli chcecie zarówno nawilżyć i odżywić skórę, ale także walczyć z niedoskonałościami, to dwa kosmetyki na noc będą idealnym duetem. Gdy już nigdzie nie wychodzę, mogę wcześniej zmyć makijaż i zadbać o siebie. Wystarczy mi pięć minut!

Ależ niesamowity kolor ma to serum. Kwasy pod taką postacią są naprawdę przyjemne w stosowaniu. Jeśli chciałybyście przetestować to serum (albo krem o którym pisałam wcześniej) to kod MLE20 da Wam kod rabatowy na 20% na zakupy w Say Hi (działa do 30 kwietnia). 

1. "Cichy outdoor" to temat pierwszego wpisu z cyklu "Zapiski o modzie i stylu". Czytałyście? A wiecie, że w najbliższą niedzielę pojawi się kolejny? Dla wszystkich, którzy wolą mnie słuchać niż czytać. Tutaj znajdziecie mój nowy podcast. ​// 2. Chyba jeszcze żaden sweter nie dał nam tak popalić. Oby to była ostatnia poprawka! Przędza to mieszanka bawełny i wełny merynosowej i jest tak delikatna i miękka, że nie chce się tego swetra zdejmować (a trzeba było, bo każdy prototyp musiałam odsyłać do dziewiarni). Te spacery zawsze są za krótkie dla niego i zbyt wietrzne dla mnie. A tutaj taka miła odmiana. Od wielu miesięcy moja praca to głównie MLE, dlatego ten materiał dla wyjątkowego klienta robiłam z przyjemnością. Co za szczęście, że takie projekty (od czasu do czasu) także mogą być elementem mojej pracy (chociaż ciężko to pracą nazwać). I jeszcze jakie zasięgi zgarnęła ta rolka! Gałązki brzózki, rumianek, magnolia to tylko kilka sprawdzonych i prostych sposobów na idealne wiosenne bukiety.A to sprawca całego zamieszania. Jedyny wazon, którego potrzebujecie na wiosnę. Jest od polskiej marki KROSNO (model Home). Z kodem KASIA20 dostaniecie aż 20% zniżki na wszystkie produkty nieprzecenione w sklepie (ważny jest do 13 kwietnia).

Media społecznościowe kłamią, a my do tego przywykliśmy. A więc kilka faktów o moim weekendowym życiu. 

1. Częściej chodzę w legginsach niż w spódnicy. 
2. Od czasu pierwszego porodu (tj. pięć i pół roku) ani razu nie udało nam się z mężem spędzić we dwoje więcej niż 12 godzin, nie mówiąc już o weekendzie. Dzieci rozgrywają nas koncertowo a my się dajemy. 
3. Ten weekendowy sweter to nie MLE, tylko zrobiony na drutach North x Mood (do kupienia stacjonarnie). 

Gdy pierwszy raz od dawna wyjeżdzasz bez "bombelków" i wydaje Ci się, że w ciągu dwugodzinnego lotu przeczytasz 3236 stron. 

1. Kto ma 20 minut, aby spakować się na wyjazd z Chanel? No kto? // 2. "Proszę Pani, Pani torebka jest za ciężka, proszę się przepakować. //Szybkie dokształcanie się z botaniki. 1. Czekając (jakoś długo) na walizkę. // 2. Jestem w Biarritz! Walizka rozpakowana! // 3. Pierwsza randka? // 4. Ach ci Francuzi. Oni to potrafią podawać śniadania! // Ależ im dobrze na tym słońcu. Pędzę szukać pamiątek i też gdzieś sobie usiądę.

Na drzewach jeszcze nie ma liści, ale na plaży tak jakby lato ;). Wrócę tu kiedyś i też popływam w oceanie. 

Niedziela. Mój mąż mówi na to "ustawka" ;).  1. Wirus mutant zaatakował znienacka i wszystkich w domu, więc moje biuro przeniosło się z kuchni do łóżka. // 2. Wymaglowana pościel. Zapach dobrego snu :). // 
Uwielbiam te chwilę, kiedy udaję, że niby nie mogę się ruszyć, bo tak naprawdę chciałabym tak leżeć bez końca. I co my z Tobą zrobimy co? No jak to co? Szyjemy! 1. Gramy w "kosi łapci" z moją twarzą. // 2. Po ośmiu tygodniach w końcu przyszła ;). To Dragon Diffusion. // Trudne decyzje na początek tygodnia. Sopocki park przy plaży. To tutaj zwykle spacerujemy w weekendy.Tak unoszę się nad ziemią, gdy wychodzi słońce. Ale tym razem miałam jeszcze jeden powód do radości. Dokładnie tego dnia moja starsza córeczka pierwszy raz zaczęła sama jeździć na rowerze. Kto zna to wzruszenie? Ktoś tu próbuje nadążyć za siostrą.To jeszcze nie nowalijki, ale i tak zrobiło się tak jakoś wiosennie.Viva Moda i świetny artykuł o haute couture.To jeden z moich ulubionych cytatów z dzieciństwa. 
A znalazłam go teraz na karteczce dołączonej do przesyłki od Ingridberg_studio1. Ciasteczko z wróżbą. Zawsze się boję rozwijać te karteczki! // 2. Gdy ktoś się cieszy, że w związku z nocną gorączką zostaje dziś w domu z mamą. Ale te dzieci szybko zdrowieją! ;) // Sama sobie kupię!

Jaka radość! Kolejny rok z rzędu MakeLifeEasier zajmuje pierwsze miejsce w rankingu na najpopularniejszy blog według See Bloggers. To dzięki Wam!

Jest Asia. Czyli nie ucieknę od przykrych obowiązków. Prowadzimy wspólnie firmę już od ośmiu lat. Nigdy się nie pokłóciłyśmy (to pewnie zasługa Asi ;)) chociaż charaktery mamy zupełnie inne. A może właśnie w tym tkwi sekret? Przed nami jakieś pięć godzin ustalania poprawek i terminów wejść poszczególnych produktów. A potem spotkanie z Olą, aby zgrać to wszystko z działaniami promocyjnymi. Prowadzenie bloga to przy marce odzieżowej bułka z masłem ;).  Co jest najfajniejsze w przygotowywaniu przepisów na bloga? To, że trzeba je wcześniej przetestować! Na te truskawki zaraz wjedzie kogel mogel :). Przesyłka z wydawnictwa PróbyTen moment kiedy w Wielką Sobotę zabierasz się za sprzątanie, bo jutro przychodzi na śniadanie cała rodzina i nagle dochodzi do Ciebie, jak wiele rzeczy w mieszkaniu chciałabyś zmienić. Jak w soczewce widzę wtedy to, co mi się podoba. A do tego wszystkiego przychodzi szwagierka i miesza mi w głowie mówiąc, że "tu by się przydały przeszklone drzwi" ;D. W związku z tym, zamiast czyścić łazienkę, otwieram program do projektowania wnętrz. 1. Szykujemy koszyczki. Powolutku tłumaczę co należy do nich wsadzić, a dwie pary oczu wpatrują się we mnie z ciekawością (a na koniec, gdy nie patrzę, wkładają tam jeszcze Świnkę Peppę, bransoletkę i klocki lego). 2. Bratowa i szwagierka. Ciekawe kogo obgadują? :D"Mamo, a możesz dziś włożyć takie same buty jak my?". Dawno temu kupiłam je w Balagan.Poszukiwania zakończone pełnym sukcesem!1. A tę sukienkę możecie jeszcze znaleźć tutaj. // 2. Pięć minut później tego mazurka już nie było.  Wiosna i Wielkanoc to czas nadziei, jasna deklaracja od natury, że życie kołem się toczy i nawet jeśli teraz jest nam źle i wciąż dochodzą do nas smutne wiadomości, to i tak opadnie kiedyś ta gęsta mgła i nadejdzie czas odrodzenia, świeżości, zmiany. Tymczasem doceniajmy każdy dzień, który budzi nas ptasimi trelami. Przesyłam Wam najszczersze życzenia świąteczne i dziękuję za Waszą uwagę. 

* * *

 

LOOK OF THE DAY – DZIEŃ KOBIET

Wpis powstał we współpracy z marką YES. 

 

kolczyki – YES 

wełniany płaszcz – 303 Avenue (stara kolekcja)

bluzka z długim rękawem – MLE 

niebieskie dżinsy i torba – Arket 

okulary – Ray Ban 

buty – Kazar 

 

  Dzień Kobiet. Symboliczne święto, które po upadku PRL-u nie cieszyło się zbytnią popularnością bo ustanowiono je głównie po to, aby obywatele nie zapomnieli o „przywiązaniu do Państwa Ludowego, miłości do wielkich idei pokoju i socjalizmu” – kobietom rozdawano wtedy „upominki” będące de facto produktami pierwszej potrzeby typu: mydło, ścierka czy rajstopy, do których dostęp był wtedy bardzo utrudniony (dopiero później doszedł do tego tulipan).

  Od kilku lat święto przechodzi swoisty renesans i staje się okazją do tego, aby głos kobiet w ważnych dla nich sprawach został usłyszany. Czytając dzisiejsze wiadomości mam nadzieję, że ten głos wywalczy nam w końcu większość w sejmie.  Przy dzisiejszej okazji wspomnę też o Fundacji marki YES, która ma finansować projekty przyczyniające się do poprawy sytuacji kobiet w Polsce. Inicjatywa „Jestem kobietą” to konsekwencja dotychczasowych działań marki i realizacji misji tworzenia lepszego świata dla kobiet. Sposób jej działania będzie bardzo prosty – każdy, kto ma projekt przyczyniający się do wniesienia pozytywnej zmiany w sytuacji kobiet w Polsce, będzie mógł się zgłosić do Fundacji YES z wnioskiem o jego sfinansowanie. Władze Fundacji na zasadzie konkursu co kwartał wybiorą projekty do realizacji. Jeśli masz pomysł, który przełamuje stereotypy dotyczące kobiet, walczy z nierównościami względem kobiet, może zainspirować kobiety do pozytywnej zmiany lub wnieść nową wartość do ich życia, możesz aplikować o finansowanie. Fundacja planuje finansować około 5-10 takich projektów rocznie, a maksymalna wartość finansowania jednego projektu nie może przekroczyć 100 tysięcy złotych. Więcej na temat działania Fundacji oraz formularz składania wniosków znajduje się tutaj.

  YES od dawna daje się poznać jako marka, która porusza ważne dla kobiet tematy, sprzeciwia się niesprawiedliwościom i nierównościom dotyczących kobiet i aktywnie działa na ich rzecz – niejednokrotnie przekonałam się, że marka jest konsekwentna w swoim działaniu także wtedy, gdy wiąże się to z marketingowym ryzykiem. To rzadkość w świecie biznesu, dlatego trzymam kciuki za prace Fundacji!

They Say It’s Spring

spodnie – Arket // kurtka – Toteme (podobna tutaj i tutaj) // t-shirt – The Row // buty – Vagabond (podobne tutaj) // kolczyki – YES // okulary – Toteme (podobne tutaj) // 


kurtka – MLE // spodnie – Anine Bing // tshirt – COS // okulary – Ray Ban (podobne tutaj i tutaj) // buty – Adidas Samba //

kurtka – Toteme // legginsy – Mango // kalosze – Decathlon // torebka – Bottega Veneta // perfumy – Loewe // 

trencz – Arket  // sweter – MLE // spodnie – Anine Bing // torebka – Arket // buty – Pier One // czapka – The Frankie Shop (podobna tutaj) // 

Zapiski o modzie i stylu: „Cichy Outdoor, czyli gdy pod marketingowym frazesem kryją się realne zmiany naszego stylu”

 Artykuł jest częścią cyklu „Zapiski o modzie i stylu”, który pojawiać się będzie na blogu w pierwszą niedzielę każdego miesiąca. Tutaj możecie odsłuchać wpis w formie podcastu. 

 

kurtka – Max Mara Weekend

 dżinsy o prostej nogawce – &Otherstories

złote kolczyki – Biżuteria YES

brązowe sztyblety – Balagan

wełniany golf – MLE

rękawiczki – Arket

 

  Moda jest sejsmografem zmian społecznych, wydarzeń historycznych, bywa też narzędziem manifestacji, ale w przyszłości stanie się także odbiciem nieuniknionych zmian klimatycznych i po tegorocznej zimie jestem pewna, że zadzieje się to szybciej niż przewidywaliśmy.

   To, że kryzys klimatyczny zmusza świat mody do zmian, wiemy bardzo dobrze. I to od dawna. Żadne odkrycie. Branża odzieżowa musi dostosować się do nowych wymogów tak, aby jej poczynania miały mniejszy wpływ na środowisko. Zmiany dotykają też konsumentów, którzy zdając sobie sprawę z globalnych konsekwencji, niezwykle istotnych dla nas i naszej przyszłości, podejmują rozsądniejsze decyzje zakupowe. Ale jest jeszcze jedna rzecz dotycząca mody, na którą wpływ będzie miało rozchwianie frontów pogodowych. Modyfikacjom ulegnie też nasz styl i to, co będziemy mogli nosić na co dzień, a część ubrań z naszej szafy pewnie w ogóle przestanie być potrzebna.

  Jak podaje National Geographic: „badania naukowców z Instytutu Ochrony Środowiska wykazały, że do końca XXI stulecia w Polsce będzie więcej padać – roczna suma opadów zwiększy się, w zależności od przyjętego scenariusza, o 50 do nawet 100 milimetrów. Będzie padać przez około 125-140 dni w roku. Podobnie jak w przypadku przymrozków, zmiany w sumie opadów najsilniej wpłyną na życie mieszkańców północno-wschodniej części kraju.” Przedsmak tej prognozy widziałam przez ostatni miesiąc w moim Sopocie. Zamiast mrozu i zasp śnieżnych mamy od tygodni coś na kształt niekończącej się mżawki przerywanej niekiedy ścianą deszczu – dostrzeżenie piękna w lutowych krajobrazach stało się wyzwaniem nawet dla koneserów. Tutaj możecie przeczytać pełny raport. 

  Częściej niż kiedyś napływa do nas o tej porze roku ciepłe, bardziej wilgotne powietrze znad Atlantyku, co sprawia, że zimy są łagodniejsze i rzadziej widujemy śnieg, a częściej deszcz i błoto. Ponieważ w Europie śniegu i mrozu jest coraz mniej to rzadziej zdarzają się optymalne warunki do jazdy na nartach (wystarczy wspomnieć o tym, o czym usłyszałam dziś w radio – w lutym tylko przez osiem dni można było zobaczyć w Zakopanem biały puch). Moda stricte zimowa, śniegowce, popularne moonbootsy, puchowe kurtki i płaszcze, grube swetry, czy odzież narciarska może w perspektywie kilkunastu lat stać się czymś, co nieliczni będą zabierać ze sobą tylko do górskich ośrodków, bo w innych miejscach śnieżne zaspy i mrozy nie będą się nam już przytrafiać. Nasz klimat ewoluuje w stronę takiego z dwoma porami roku, a to oznacza, że powinniśmy się zacząć zaprzyjaźniać z kaloszami i kurtkami przeciwdeszczowymi. Rynek nie znosi próżni więc nie trzeba było długo czekać aby kreatorzy trendów wyczuli co się święci i uczynili z tego chwytliwy trend (a może to po prostu naturalna kolej rzeczy, że moda odpowiada na nasze zmieniające się potrzeby?).

  „Cichy outdoor” ma zawładnąć rokiem 2024. Z góry przepraszam za ten dziwny polsko-angielski zwrot, ale wszystkie tłumaczenia wydawały mi się jeszcze bardziej niezgrabne. „Cicha odzież zewnętrza” nie oddawałaby sensu, ponieważ w tym przypadku nie chodzi po prostu o okrycia wierzchnie, ale o ubrania, które chronią nas przed najróżniejszymi warunkami pogodowymi. Słusznie wyłapujecie tutaj nawiązanie do tak zwanego „cichego luksusu”, który wyrósł na kanwie popularności serialu „Sukcesja” (chociaż sam styl istniał przecież od dawna, został po prostu ujęty w jeden chwytliwy frazes). Widać to zwłaszcza w przypadku marek z najwyższej półki, które zaczęły flirtować z odzieżą outdoorową – ważny jest w tym przypadku brak widocznego logo czy jaskrawych kolorów i charakterystycznych wyrazistych detali (w myśl zasady „kto ma wiedzieć, ten wie”).

  Ale odejdźmy na chwilę od wielkich domów mody i zejdźmy na ziemię, do naszego codziennego błotka na chodniku. Klimat sprawia, że dla większości z nas odzież outdoorowa coraz częściej staje się odzieżą codzienną, noszoną nie tylko w naturze, ale także w mieście. W teorii „outdoor” to  techniczne kurtki, polary, trapery, syntetyczne materiały i membrany, czyli ciuchy stworzone do bycia w naturze i gotowe stawić czoła największym atmosferycznym wyzwaniom. Z kolei w „cichym outdoorze” nadal ma być nam ciepło, sucho i wygodnie, ale tym razem to, co użytkowe i praktyczne ma być także stylowe i modne (stąd rosnąca w tempie ekspresowym popularność marek „The North Face”, „Barbour” czy „Patagonia”).

  Zajmie mi pewnie trochę czasu, aby przekonać się do ortalionowych kurtek, chociaż nie przeczę, że w Trójmieście, w którym ostatnio wieje i pada bez przerwy, byłyby bardzo przydatne. Nie dla mnie też polary, bo kiedyś naczytałam się o ich szkodliwym wpływie (niestety mimo długich poszukiwań nie mogłam znaleźć konkretnego artykułu, ale skoro to czysty poliester to można chyba po prostu przyjąć ten punkt widzenia).

  To nie oznacza, że wypieram się „cichego outdooru”. Od ortalionów i polarów bardziej przemawia jednak do mnie to, co nawiązuje nieco do stylu charakterystycznego dla brytyjskiej wsi. Mamy tu ubrania przystosowane do trudnych warunków pogodowych, ale także eleganckie detale czy naturalne materiały (na przykład do wodoodpornych kurtek wykorzystuje się odpowiednio nawoskowaną bawełnę). Okazuje się, że znawcy także i na to znaleźli określenie. Tak zwane „cottagecore” brzmi już naprawdę zabawnie, ale chyba dobrze wyraża to, co widzicie na dzisiejszych zdjęciach.

  Podobno „cichy outdoor” ma być odpowiedzią na rosnącą potrzebę bliskości z naturą i świadomość ekologiczną. Nowy trend i ekologia to dwa słowa, które nie mogą być ze sobą bardziej sprzeczne, ale jeśli bierzemy tu pod lupę trwałość i długość użytkowania konkretnej rzeczy, to nie będę się wyśmiewać. Gdybym miała podsumować elementy mojej garderoby, które wpisują się w „cichy outdoor” to byłyby to chyba jedne z najstarszych rzeczy, które mam. Wspomnę tylko o kaloszach z Decathlonu, które kupiłam ponad dekadę temu, a nie dalej jak wczoraj miałam je na nogach. Podobnie z kurtką Max Mara Weekend, którą widzicie na zdjęciach (czego ona nie przeszła!). Odzież outdoorowa faktycznie dobrze znosi użytkowanie, jest odporna na deszcz czy zabrudzenia i nie zużywa się tak szybko.

  Wnioski? Spójrzmy życzliwie na rzeczy, które do tej pory nosiłyśmy tylko na spacer z psem po lesie. A może sama zdążyłaś już zauważyć, że przeciwdeszczowa kurtka przydaje Ci się coraz częściej? Albo że zamszowe kozaki, które kiedyś nosiłaś całą jesień i wiosnę teraz nieruszone siedzą w szafie, bo nie chcesz ich zniszczyć na deszczu? Podejrzewam, że za kilka lat uznamy, że to nie był tylko chwilowy trend, ale zaadaptowanie odzieży do nowych wyzwań naszej codzienności i zmian klimatycznych. Odzież outdoroowa powstała dla tych, którzy chcieli chodzić po górach, urządzać wędrówki po lesie czy po prostu być bliżej natury. Wszystko wskazuje na to, że w przyszłości przyda się przede wszystkim tym, którzy przed zemstą natury nie będą mogli już uciec. Chyba mowa o nas wszystkich, prawda?