MARSZ MILIONA SERC

  Chwilę później ruszyłam już wraz z dużym wsparciem w stronę Warszawy. Mam nadzieję, że wiele z Was spotkam dziś na wielkim Marszu Miliona Serc (widzimy się punkt 12.00 na rondzie Dmowskiego). To zupełnie nieważne, co postanowicie włożyć na tę okazję – możecie przyjść eleganckie jak w święto albo włożyć starą bluzę swojego chłopaka (kto wie? może ostateczną decyzję podejmiecie wyrzucając śmieci w klapkach i widząc tłum radosnych i dumnych Polek i Polaków maszerujących przez miasto?). Liczy się tylko to, że jesteśmy i że jest nas wiele. 

  Dla tych z Was, które będą nas oglądać w telewizorze – nie dajcie sobie wmówić, że polityka to nie jest Wasza sprawa, albo że nie mamy na nic wpływu. Polityka to dziś podstawowe prawo do życia i zdrowia, to są żłobki i przedszkola, leczenie niepłodności i finansowanie in-vitro (lub brak tego finansowania), to przyszłość nasza i naszych dzieci. Jeśli mnie dziś dostrzeżesz, to pamiętaj, że macham właśnie do Ciebie :). 

Jaśmin z Grasse – historia najcenniejszego składnika Chanel No 5

Wpis powstał dzięki zaproszeniu marki CHANEL. 

 

  Jaśmin, nazywany przez perfumiarzy „białym złotem”, uprawiany jest w wielu zakątkach świata. Jednak kwiaty z Indii czy Tunezji, mimo że należą do jednej botanicznej rodziny, nie posiadają tych samych walorów zapachowych, co te pochodzące z pewnego magicznego regionu we Francji (przekonałam się o tym zresztą osobiście, gdy porównywałam ekstrakty z różnych krajów). Położony w głębi lądu od Francuskiej Riwiery, Grasse cieszy się mikroklimatem, który sprawia, że rosnące tu kwiaty pachną inaczej. To dokładnie tak, jak przy produkcji wina – wiemy przecież doskonale, że te same szczepy winorośli dają inny smak w zależności od miejsca ich uprawy.

  A co jeśli właśnie ten jeden gatunek kwiatu, rosnący dokładnie w tym miejscu, jest niezbędnym składnikiem najsłynniejszych perfum na świecie? Czy nie staje się on wówczas prawdziwym skarbem?

  Sama znalazłam odpowiedź na to pytanie. Gdy pojawiło się zaproszenie od marki CHANEL, aby zobaczyć pola jaśminu i napisać na ten temat artykuł, nie trzeba było mnie namawiać. Zapakowałam walizkę i ruszyłam w drogę. Przywitał mnie deszcz i ziąb, więc oczywiście czułam się jak w domu :). Myślałam, że nad Lazurowe Wybrzeże jesienna nostalgia nie dociera, a okazuje się, że ma się ona tutaj świetnie. I stwierdzam bez wątpienia, że jej sopocka odsłona jest mi zdecydowanie bliższa – niby mniej u nas słońca, dzień krótszy, ale atmosfera jednak radośniejsza. Nie przyjechałam tam jednak, aby kontemplować na leżaku o pogodzie – miałam za zadanie spisać i uwiecznić magiczny proces powstawania CHANEL No5, a plan wyjazdu był napięty. Wczesnym rankiem, tuż po wschodzie słońca, byliśmy już na polach jaśminu. W strugach deszczu poznawaliśmy tajniki jego uprawy. Uzbrojeni w kalosze, peleryny przeciwdeszczowe i koszyki mieliśmy za zadanie zebrać jak najwięcej kwiatów, które miały być później zważone, a potem czym prędzej wykorzystane do stworzenia „absolutu”.

  Fabryka, w której jest wytwarzany, znajduje się w pobliżu. Produkcja absolutu to prawdziwy wyścig z czasem, ponieważ zapachy występujące w naturze, zwłaszcza kwiatowe, są niezwykle ulotne. Aby je uchwycić i wydłużyć ich trwałość, niezbędny jest proces destylacji. Świeże kwiaty umieszczane są w specjalnym zbiorniku destylującym. Po kilku godzinach powstaje czysta esencja o bardzo intensywnej woni. Proporcje w jakich łączone są później wszystkie składniki (między innymi ekstrakt z kwiatów jaśminu) należą do najbardziej strzeżonych tajemnic marki – podobno dokładną recepturę zapachu znają jedynie trzy osoby na świecie. Jedną z nich jest Oliver Polge – słynny nos CHANEL, którego miałam okazję spotkać tuż po wizycie w fabryce. Mówił nam nie tylko o tym, jak wygląda cykl życia zapachu, jak skomplikowanym procesem jest jego uchwycenie, ale także o tym, przed jakim wyzwaniem musiał stanąć perfumiarz starej szkoły, by móc uchronić swoje dziedzictwo przed zapomnieniem.

   Jaśmin z Grasse to jedna z wielu ofiar dzisiejszego świata. W drugiej połowie XX wieku wraz ze zmianą charakterystyki regionu, wyprzedawania ziemi rolnej pod nieruchomości i odchodzenia od lokalnej produkcji, wielowiekowa kultura perfumiarstwa była bliska całkowitej zapaści. Większość producentów zapachów postanowiło ułatwić sobie zadanie i zaczęło stosować znacznie tańsze syntetyczne zamienniki, bo naturalne ekstrakty kwiatowe to od zawsze najdroższy składnik perfum. Obszar pól na których uprawiany był jaśmin kurczył się więc z roku na rok.

  W 1987 roku marka CHANEL postanowiła wejść w bezprecedensową umowę z rodziną Mul, która od pięciu pokoleń zajmowała się uprawą kwiatów w Grasse. Marka zadeklarowała, że będzie ona skupować cały zbiór jaśminu z ich ziem. Każdy kwiat, który tam wyrósł, od Pegomas do La Roquette-sur-Siagne, zostanie wykorzystany do stworzenia perfum słynnego domu mody. W zamian za to, rodzina Mul miała kontynuować swoją pracę i dbać o utrzymanie wysokiej jakości kwiatów. I tak jest do dzisiaj. Na 30 hektarowych ziemiach uprawiane są jaśmin, tuberoza i róża stulistna. Kwiaty zbiera się tam tak, jak przed wiekami – ręcznie i bardzo ostrożnie. Marka CHANEL, mimo trudności z tym związanych, postanowiła przede wszystkim pozostać oryginalna. Głęboko wierzy, że podobny do gwiazdy drobny kwiat pomoże jej spełnić to marzenie.

*  *  *

  Ostatni rzut oka na pola jaśminu. Olivier Polge stoi przy bramie i czeka na skrzynie wypełnione białym złotem. Uśmiecham się pod nosem, gdy jego pomocnik dorzuca do jednej ze skrzynek mój skromny zbiór. Jeśli więc zdarzy Wam się w przyszłości kupić flakon CHANEL No5 to istnieje szansa, że znajdzie się w nim esencja z kwiatów jaśminu zerwanych przeze mnie. 

Joseph Mul od pokoleń zajmuje się uprawą kwiatów. Wyruszamy na pola CHANEL, aby na własne oczy zobaczyć proces powstawania najważniejszych esencji zapachowych ich słynnych perfum.Kto by się spodziewał, że to na Lazurowym Wybrzeżu ogarnie mnie silny jesienny nastrój? Od rana padał deszcz, ale marka CHANEL pomyślała o wszystkim. 
Minęliśmy już pola róży stulistnej i tuberozy. Jeszcze kilkaset metrów i dojedziemy do pola z niezebranymi kwiatami. 
Polna droga na francuskiej prowincji i ja pędząca na rowerze. W powietrzu czuć zapach mokrej ziemi i kwiatów. Zapamiętuję tę chwilę jako mój osobisty "Juliette Binoche moment".Deszcz to ostatnio nieodłączny element moich wyjazdów prasowych :). Jestem dumna ze swojego zbioru! Jeszcze tylko 1000 kwiatów i będę mogła skończyć ;). Monsieur Mul, którego rodzina od pokoleń uprawiała kwiaty na tych polach, pokazał nam jak poprawnie je zrywać. Musimy się spieszyć, bo kwiaty jeszcze dziś muszą trafić do wielkich kadzi, które wyciągną z nich esencję zapachu.Jaśmin w Grasse uprawiany jest według zrównoważonych wytycznych, tak aby w jak najmniejszym stopniu wpływać na ekosystem. 
Ten egzemplarz trafi między kartki mojego zeszytu. Jedziemy dalej!Tak nie pachną żadne inne kwiaty tego gatunku. Aby powstał ekstrakt, kwiaty muszą przejść przez proces destylacji​. Tuberoza, Geranium, Irys, Róża stulistna i Jaśmin z Grasse. A do porównania – jaśmin egzotyczny, który pachniał zupełnie inaczej.  W pośpiechu zapisuję liczby. "Aby uzyskać 1 kg absolutu jaśminu potrzebnych jest 350kg kwiatów".Olivier Polge. Zbiory to dla niego najważniejszy okres w roku. 

Po zaledwie 28 godzinach w Grasse byłam już w drodze powrotnej, ale zapach jaśminu przywędrował za mną do domu. 

 

*  *  *

 

 

Look of The Day

Artykuł zawiera linki afiliacyjne. 

 

bomberka 100% wełna owcza i koszulka "longsleeve" – MLE

Adidasy Samby – Gotem (link do mojego modelu, a tu do czarnego)

materiałowe spodnie – ZARA (nr 9929/039)

torebka – Arket

 

Gdy dosłownie muszę rano wybiec z domu i bardzo nie chcę, żeby mój strój mnie ograniczał wybieram ten zestaw. Bardzo wygodny, w moim stylu, a jednocześnie z puszczeniem oka w stronę trendów. Jutro skopiuję sama siebie i znów to włożę!

Look of The Day

Wpis powstał we współpracy z marką YES. 

 

kolczyki – YES (z nowej kolekcji stworzonej przez Tomasza Ossolińskiego)

sweter w kolorze złamanej bieli i grafitowa spódnica – MLE

czarne kalosze – Decathlon

dziecięce swetry – MLE

 

  Gdy w zeszłym tygodniu pisałam Wam, że wybrzeże Morza Bałtyckiego było dla mnie – odkąd tylko pamiętam – źródłem inspiracji, to naprawdę nie żartowałam. Pojawiło się ono na tej stronie w niezliczonych odsłonach, a to i tak tylko niewielki ułamek chwil, które spędziłam na naszych plażach. Nie wszystko przecież uwieczniałam, nie wszystko też nadawało się do tego, aby dzielić się efektami i zanudzać podobnymi do siebie kadrami szerszą publikę ;). Poza tym, morze i jego brzeg to nie tylko piękne obrazy i idealne tło do zdjęć. Dla nas to przede wszystkim ulubione miejsce spotkań i zabaw z dziećmi. I to przez cały rok, nie tylko latem. Puszczamy latawce, bawimy się w zapomnianą już przez niektórych ciuciubabkę, a gdy brak już nam pomysłów, to zawsze możemy uciekać przed falami, aż do zachodu słońca. I tak spędziliśmy tę sobotę. Wśród uśmiechniętych twarzy, z ciastem śliwkowym upieczonym przez Olę, z garścią znalezionych białych muszelek w dłoni, z przyjaciółmi i ich dziećmi, których niewyczerpana energia jak zwykle zaskoczyła dorosłych.

 Skorzystałam z tego, że trafił nam się kolejny weekend, w którym można było zapomnieć o kurtkach i płaszczach, a wiatr we włosach nie oznaczał jednocześnie dreszczy na plecach ;). Być może dojrzycie na zdjęciach okrągłe złote kolczyki. Na kolekcję YES x Ossoliński składa się około 30 projektów – od dużych, spektakularnych wzorów na wyjątkowe okazje, po mniejsze projekty na co dzień – na przykład kolczyki, które wybrałam. Biżuterię już od 15 września można kupić w wybranych salonach YES oraz na yes.pl .

Kampania MLE jesień/zima 2023/24

Wpis zawiera lokowanie marki własnej. 

 

  Z samego ranka wypiłam pierwszą w tym roku dyniową kawę, ale później nic nie przypominało już jesieni. Lato do nas wróciło, a ja, mimo lekkiego zdezorientowania, witam je z otwartymi ramionami. Po weekendzie spędzonym na słońcu pewnie niewiele z Was chce myśleć o nadchodzących chłodach, ale może zdjęcia naszej nowej kampanii pozwolą trochę wczuć się w nastrój :).

  W tym sezonie po raz kolejny szukałyśmy inspiracji w miejscu, z którym związane jesteśmy od początku istnienia MLE – na surowym wybrzeżu Morza Bałtyckiego. Zmienność i nieprzewidywalność natury od zawsze stanowiła wyznacznik tego, co nosimy. Narzuca nam ona funkcjonalne podejście do ubrania, a jej piękno jest jednocześnie impulsem do tego, aby tworzyć wyjątkowe projekty.

  Znakiem rozpoznawczym naszej marki są czyste w formie kroje i luksusowe, przyjazne dla ciała materiały. I bardzo zależy mi na tym, aby pokazać, że klasyka także może być wyrazista. Nasze doświadczenie w tworzeniu projektów z takich przędzy jak wełna merynosowa extrafine, kaszmir z recyklingu czy superkid moher zostało docenione przez stale powiększającą się wokół MLE społeczność i w tym sezonie nie zawiedziemy Waszych oczekiwań. W kolekcji znalazły się pasiaste golfy, moherowe swetry z bufiastymi rękawami w dwóch długościach, dzianinowe tuniki i wełniane płaszcze. Poza flagowymi produktami, w kolekcji znajdą się spódnice, spodnie, koszule i topy, które można dowolnie miksować.

  Poszczególne elementy będą miały swoje premiery w każdy piątek od początku września. Wszystkie ubrania wykonane są w Polsce, w krótkich, limitowanych seriach.    Poniżej znajdziecie większość naszych projektów na sezon jesień/zima wraz z przybliżonymi datami ich premier. 

 

Sesję wykonali:

Produkcja: Joanna Wiktorowska

Fotograf: Łukasz Ziętek

 Stylistka: Oliwia Kijo

 Makijaż i włosy: Dorota Piełudź

 

Tegoroczna wersja naszego świąteczno-góralskiego swetra tradycyjnie wejdzie do sprzedaży na samym początku grudnia. Będziecie miały do wyboru dwie długości (za biodra lub poniżej talii).
Kremowy warkoczowy sweter pojawi się w sprzedaży (wraz z wersją dziecięcą i męską) już w drugiej połowie września. Długi dwurzędowy płaszcz z wełny „boucle” pojawi się w sprzedaży 20 października. Pasiasty golf w jasnym kolorze jest już dostępny na naszej stronie. 13 października rozpoczniemy przedsprzedaż długiego czarnego płaszcza.  Komplet wejdzie do sprzedaży szóstego października Sweter Laax, który wykonany został między innymi z najwyższej jakości moheru (50% superkid moher) to chyba mój ulubiony model w tym roku, chociaż jak dotąd nosiłam go w chłodne letnie wieczory. Puszysty włos pięknie dodaje blasku i od razu podkręca nawet najprostszy zestaw. Od dwóch tygodni jest już w sprzedaży.  Wełniana jednorzędowa marynarka z delikatnym włoskiem, która jest tak ciepła, że bez problemu zastąpi Wam jesienną kurtkę wejdzie do sprzedaży 06.10. Grafitowa bomberka miała już swoją premierę w miniony piątek (100% wełna dziewicza). Zarówno czarna spódnica, o którą tak wiele z Was pyta, jak i moherowy sweter w tym samym kolorze wejdą do sprzedaży 29 września. 
Wełniana szara tunika z golfem i nasz zupełnie nowy model spodni, który wpisuje się w najnowsze światowe tendencje to wzory, które pojawią się na przełomie października i listopada. W tym samym czasie pojawi się też długi szary płaszcz z włoskiem. W tym zestawie nawet grudniowe spacery po plaży będą trwały dłużej niż kiedyś – zagwarantuje Wam to wysokiej jakości gęsto tkana wełna. 

Podane terminy są przybliżone i dziś mam prawie pewność, że uda nam się je utrzymać, ale uprzedzam, że finalnie mogą się one przesunąć. Aby być na bieżąco z wszystkimi premierami polecam śledzić dedykowany profil MLE na Instagramie. Znajdziecie tam też sporo inspiracji i konkretnych zestawów z wykorzystaniem naszych projektów. 

 

* * *

 

 

Look of the Day

Wpis powstał we współpracy z marką Ryłko. 

 

brązowe botki – RYŁKO 

spodnie – MLE (model Bergamo)

zamszowy pasek – Massimo Dutti (obecna kolekcja)

sweter – Mango (dział męski)

torebka – Demellier

 

  Przyglądam się swoim ulubionym jesiennym ubraniom sprzed roku i jakoś nie mogę sobie przypomnieć tych wszystkich sprawdzonych połączeń, które ratowały mnie w pochmurne i zbyt szybko zaczynające się poranki. Najchętniej wkładałbym wtedy legginsy i sweter męża, albo jeszcze lepiej – „pelerynę niewidkę”.

  Połowę swoich dżinsów oddałam do krawcowej, bo miałam wrażenie, że ich fason trąci rokiem 2019 i po prostu w nich nie chodziłam. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Tymczasem szukam nowych rozwiązań ze starych ubrań. Rozszerzane spodnie połączone ze sztybletami, to coś, co jeszcze w zeszłym roku wydało mi się zbyt ekstrawaganckie. A dziś? Dziś staje się moim jesiennym uniformem.