Wpis powstał we współpracy z marką Kazar. Tutaj możecie odsłuchać wpis w formie podcastu. 

 

skórzane baletki – Kazar (tak wygodne, że mogłabym w nich tańczyć!)

spodnie w stylu "gen Z" i sweter z bawełny i wełny merynosowej – MLE

skórzana torebka – Arket (podobna tutaj)

okulary – Ray-Ban

 

  Wydaje mi się, że jeszcze wczoraj byłam nastolatką, ale patrząc dziś na młodsze pokolenie mam wrażenie, że mimo usilnych prób, pod wieloma względami nie potrafię go zrozumieć. Wymyka mi się sposób postrzegania świata przez młode osoby, ich zainteresowania, to co jest dla nich fajne, a co jest kompletnym obciachem. To historia stara jak świat, bo temat różnic pokoleniowych istnieje odkąd dorośli zaczęli mieć dzieci, a one – wredne i niewdzięczne – chciały żyć inaczej niż ich rodzice. Właściwie wszystkie wielkie przełomy poprzedniego stulecia były pokłosiem buntu jakiegoś młodego pokolenia. Nie zaskoczę nikogo jeśli napiszę, że to „bycie w kontrze” zawsze ma swoje odzwierciedlenie w modzie –  i nawet jeśli nam się to nie podoba i zupełnie tego nie rozumiemy – to te młodsze pokolenie ma największy wpływ na kształtowanie się trendów.

  Dziś szczególną uwagę w prasie i internecie poświęca się Generacji Z, czyli osobom urodzonym między 1995 a 2012 rokiem, a wychowanych przez rodziców pokolenia X — ambitnych pracowników i architektów polskiego kapitalizmu (dziś to czterdziesto, pięćdziesięciolatkowie). Ja, a z tego co pokazują statystki bloga, także większość Czytelniczek, należę według tego schematu do millenialsów (urodzeni między 1980 a 1995 rokiem) i zostałam wychowana przez naszych poczciwych boomerów. Żarty i żarciki na temat poszczególnych generacji nikogo nie dziwią, a jednak poczułam się lekko urażona, gdy przygotowując ten artykuł dotarłam do jakichś niezliczonych postów, rolek i tweetów, w których nasza dzisiejsza młodzież (gen Z) wyśmiewa prawie wyłącznie… moje pokolenie. Dlaczegoż to?! Przecież powinniśmy trzymać się razem?! Jesteśmy „prawie” w tym samym wieku! Dlaczego akurat to na nas się uwzięli? W Stanach Zjednoczonych konflikt ten trafiał regularnie na pierwsze strony opiniotwórczych gazet. U nas tę szyderę widać przede wszystkim na TikToku, czyli tam, gdzie pokolenie Z czuje się najlepiej.

  Szczególnym punktem zapalnym stało się odmienne podejście do dizajnu (polecam na przykład dyskusję pod tą rolką o niewinnym remoncie kuchni), no i oczywiście mody. Podobno my – millenialsi – mamy taki styl, który według „gen z” jest wyjątkowo kompromitujący i skamieniały, z kolei „gen z” w naszych oczach właściwie żadnego stylu nie ma, a jego przedstawiciele wyglądają tak, jakby szli na lekcję wf-u, ale z kompletnie niepasującymi i dziwacznymi dodatkami. 

  Pierwszą reakcją na falę krytyki zaadresowaną w stronę mojego pokolenia było oczywiście oburzenie i zaprzeczenie, ale szybko postawiłam siebie do pionu. Mogę negować zmieniający się świat, ale zdecydowanie łatwiej będzie mi w nim funkcjonować jeśli spróbuję go zrozumieć, a może i nawet polubić? I od razu przywołałam z pamięci te osoby, które w czasach mojej wczesnej młodości były ode mnie o co najmniej dekadę starsze, a jednak próbowały nawiązać ze mną kontakt i nie trywializowały tego, co mnie interesowało. Doceniałam wtedy ich zainteresowanie, miałam poczucie, że robią mi pewnego rodzaju uprzejmość. Dziś myślę, że ta otwartość na młodsze pokolenie przyniosło korzyść przede wszystkim im samym, bo pozwalała im nadążyć nad zmianami. Zagryzam więc zęby, nie odrzucam tego, co nowe i spróbuję dowiedzieć się, dlaczego millenialsi wzbudzają w młodych ludziach aż tyle negatywnych emocji i co sprawiło, że "gen Z" nosi się tak, a nie inaczej.  

1. Modowe autorytety.

  Pokolenie urodzone po 1995 roku nie pamięta świata bez internetu. To w nim znajdowało autorytety modowe i poznawało świat. Moje pokolenie czerpało wiedzę o stylu z książek, ale przede wszystkim z magazynów, które z kolei pisało mocno hermetyczne środowisko. Co sezon dostawałyśmy jasne wytyczne, których trzeba było przestrzegać, a kilka osób, okrzykniętych przez prasę jako wyrocznie, przypisywało sobie prawo do ostrej oceny tego, kto jest na czasie, a kto popełnił błąd. Dla pokolenia Z coś takiego to czysta abstrakcja – nikt im nie będzie mówił co jest ok, a co nie, bo są nastawieni na pełną akceptację różnorodności. Oni nie słuchają nikogo i nikomu nie chcą się przypodobać. Jeśli jakiś trend nie przypadł im do gustu, to po prostu skrolują dalej, aż natrafią na coś, co bardziej im pasuje.

2. Wygoda przede wszystkim. Szpilki to modowe dinozaury.

  Dla osób z pokolenia Z najważniejsza jest wygoda. Lubią one mieszać elegancję z niezobowiązującymi elementami, jak garnitury ze sportowymi butami czy marynarki z luźnymi T-shirtami. Według badań przeprowadzonych w USA dla Business of Fashion okazało się, że ulubioną marką generacji Z jest Nike. Na drugim miejscu znalazło się Gucci (jako jedyna marka luksusowa w pierwszej dziesiątce), natomiast na trzeciej pozycji uplasował się Adidas (za Fashionbiznes.pl). Mając więc do wyboru wszystkie brandy świata młodzi ludzie stawiają na to, co komfortowe.

3. Koncentracja na rzeczach z drugiej ręki.

  Dla pokolenia Z zrównoważony rozwój jest priorytetem. W sumie to nic dziwnego, że ten kto odziedziczy naszą chorą planetę bardziej przejmuje się tym, jak będzie wyglądała w przyszłości. Dlatego „zetkom” nie trzeba już tłumaczyć tego, na czym polega „fast fashion” i czemu ubrania vintage są lepsze niż te z Shein. Nie muszę też chyba pisać o tym, kogo obarczają winą za pasma górskie ciuchów wyrzuconych na śmieci i nadprodukcję…  

4. Bez podziału na płeć.

  Płynne podejście pokolenia Z do mody nie ogranicza się wyłącznie do trendów. Młodzi ludzie nie chcą też być oceniani ze względu na płeć. Podczas gdy w naszej młodości pewnego rodzaju ekstrawagancją było noszenie ubrań swojego chłopaka (nie mam tu na myśli sytuacji, w której było nam zimno wracając z randki i towarzyszący nam dżentelmen oddawał marynarkę czy sweter) dla dzisiejszych młodych ludzi moda nie powinna nikogo segregować. Wystrzegają się poglądu, że ma się jedną stałą tożsamość. Zamiast tego przyjmują ideę posiadania wielu wersji siebie. W rezultacie marki, które słyną z kolekcji „unisex” (Stussy, The North Face, czy Bode) przechodzą teraz swój złoty okres. 

  Trendy, które pokochała generacja Z to nie tylko kwestie wizualne. To przede wszystkim zbiór przekonań, inny sposób myślenia i sposób życia niż ten, który był nam najbliższy. Dla młodego pokolenia indywidualny styl służy do wyrażania własnej tożsamości a nie statusu. Tolerancja i otwartość to podstawa dla współczesnych nastolatków. Chociaż według niektórych za tym oderwaniem od schematów kryje się poczucie odosobnienia (będące być może skutkiem pandemii), to ciężko mi skrytykować idee, które tak wysoko cenią sobie młodzi ludzie.

   No dobrze, a czy ja – kobieta po trzydziestce, która kocha klasykę – może jakoś skorzystać na ulubionych trendach „zetek”? Już wiemy, że ja i moje rówieśniczki przywykłyśmy do tego, aby ścigać trendy, generacja Z wie, że nie musi tego robić, bo „mainstream” jest dla nich tożsamy z obciachem. Nas uczono przestrzegania ustalonych norm ("na formalne wyjścia zawsze zakładaj rajstopy do sukienki", "dresy tylko w weekend" itd.). Dla nich wyróżnianie się jest nowym imperatywem.

   Przez większą część swojego dorosłego życia kierowałam się zasadą: znajdź swój styl i trzymaj się go. W rezultacie zawartość mojej szafy od piętnastu lat niewiele się zmieniła. I to jest ta rzecz, nad którą generacja Z może pomóc mi popracować. Inaczej spojrzeć na siebie i trochę wyciągnąć tego przysłowiowego kija z… torebki. Chociaż prawdopodobnie w najbliższym czasie nie będę nosić kapelusza robionego na szydełku, to może chociaż poczuję się mniej ograniczona przez własne schematy? Nie chodzi tu o to, aby teraz zacząć na siłę kogoś naśladować. Zresztą im bardziej millenialsi starają się być młodzieżowi i wyluzowani, tym gorzej to w oczach generacji Z wygląda – pewnie dlatego, że jest to zaprzeczeniem ich stylu, który niczego nie naśladuje. Jeśli więc coś nam się nie podoba to tego nie nośmy. Gen Z może nam raczej pomóc zmienić sposób myślenia o nas samych i dzięki temu pośrednio dodać do naszego stylu trochę świeżości.

   Gwoli wyjaśnień – z przymrużeniem oka patrzę na tego rodzaju stereotypizację pokoleniową społeczeństwa, pamiętając, że bywa ona niebezpiecznym narzędziem i zawsze pomija wiele istotnych czynników. Nigdy nie powinna służyć jako sposób na ocenę konkretnej osoby. Schematy pomagają jedynie w nazywaniu zjawisk, a w tym przypadku uzmysławiają nam, że każde pokolenie rządzi się swoimi prawami i zamiast się na nie obrażać albo je wyśmiewać, warto dowiedzieć się co chce ono wnieść do naszego świata.

  Obserwowanie trendów u młodszych pokoleń to trochę jak nauka płacenia blikiem, korzystania ze Spotify'a, nauka jazdy na miejskiej hulajnodze czy budowanie własnego kompostownika za domem. Na początku w ogóle nie ma się na to ochoty, właściwie zakrawa to o dziwactwo. No i wcale nie uważamy, aby miałoby nam się to realnie do czegoś przydać. Ale gdy w końcu się przełamujemy, to chyba nigdy tego później nie żałujemy. A kto wie? Może kiedyś „zetki” doczekają się nawet podziękowań?

 

*  *  *

Mój dzisiejszy zestaw ma w subtelny sposób nawiązywać do ulubionych trendów generacji Z. Jak już chyba powszechnie wiadomo – dla młodych osób nie ma większego obciachu niż "spodnie rurki" dlatego tutaj widzicie rozszerzane spodnie. Obszerna góra to także ich znak rozpoznawczy, do tego buty łączące w sobie klimat "balletcore" i "Mary-Jane", no i torebka na ramię. W tym wszystkim zachowałam jednak swój własny styl. Co myślicie o tym zestawie? Czy to nadal stuprocentowy millenials? ;)