MLE JESIEŃ / ZIMA 2025/26 – premiera kolekcji

Wpis zawiera lokowanie marki własnej. 

 

  Gdybym miała w jednym zdaniu określić to, jak wyglądała praca nad tegoroczną kolekcją jesień/zima, to powiedziałabym, że była jak melanżowy splot: niby chaos, a jednak finalnie każda przędza trafiła na swoje miejsce. A propos tych melanży: projektuje się je trudniej, ale nosi częściej. Są niezobowiązujące, a jednocześnie przykuwają spojrzenie. To one przysporzyły mi w tym roku najwięcej zmartwień, ale z drugiej strony, to z nich jestem teraz najbardziej zadowolona. Swetry to największa część kolekcji MLE. Dziane w polskich zakładach, przy użyciu takich przędz jak kid mohair, alpaka extra fine czy wełna jagnięca. Ale tym razem narzuciłyśmy sobie jeszcze wyższe standardy. Puchowe kurtki i płaszcze uzyskały certyfikat RDS. Zapewnia on, że puch i pierze pochodzą od kaczek i gęsi, którym zapewniono odpowiednie warunki przez cały okres hodowli. Certyfikat ten zyskał uznanie niezależnych organizacji prozwierzęcych, jednak trudność w jego pozyskaniu (i związane z tym wyższe koszty produkcji) sprawiają, że wciąż bardzo niewiele polskich marek może się nim poszczycić. Puchowe produkty marki MLE otrzymały oficjalny numer licencji (CU 1456815), dzięki któremu można sprawdzić czy faktycznie mamy prawo posługiwać się tym certyfikatem (bo przecież wiemy, jak nieprzejrzysty bywa rynek odzieżowy). W kolekcji znalazły się także klasyczne płaszcze, wykonane z wełny o wysokich gramaturach, marynarki, spódnice i inne elementy, które uzupełniają się nawzajem, tworząc kompletną jesienno-zimową garderobę.    

  A co mogę powiedzieć o samej kampanii, którą kolejny raz zdecydowałyśmy się zrealizować na polskiej plaży? Zmienność i nieprzewidywalność natury od zawsze stanowiła wyznacznik tego, co nosimy. Narzuca nam ona funkcjonalne podejście do ubrania, a jej piękno jest jednocześnie impulsem do tworzenia wyjątkowych projektów. Co sezon szukamy inspiracji w miejscu, z którym związane jesteśmy od początku istnienia MLE – na surowym wybrzeżu Morza Bałtyckiego. I wciąż uważamy, że jest to najlepsze tło dla naszej kolekcji. Z perspektywy logistyki — to może nie był najbardziej rozsądny wybór. Ale z perspektywy nastroju, światła, kolorów – trudno byłoby znaleźć lepsze studio niż wrześniowa plaża.

  Poniżej przedstawiam Wam efekty pracy i – jak zwykle – podaję przybliżone daty premier poszczególnych projektów. Wiele z nich jest już dostępnych.

 

Kurtka ze sztruksowym kołnierzykiem weszła już do sprzedaży. Na stronie znajdziecie dwie długości: tę krótszą, którą mam na zdjęciu oraz dłuższą – za biodra. 

Chustka, którą można nosić na głowie, albo po prostu w formie szalika też jest już na stronie (65% super kid moher). Podobnie jak legginsy i top. 

To chyba mój ulubiony zestaw! To coś w stylu "Jackie Kennedy przyjechała nad polskie morze" ;)).

Sweter z "bąblami" w beżowym kolorze pojawi się w sprzedaży 19.09. Nasze pierwsze dżinsy w kolorze złamanej bieli wejdą do sprzedaży tego samego dnia.

Uwielbiam obydwie te rzeczy!

Ten piękny blask nasze swetry zawdzieczają aż 82% procentom wełny super kid moher w składzie. 

Trencz wszedł do sprzedaży i od razu go wykupiłyście, ale na pewno pojawią się jeszcze jakieś sztuki w zwrotach.  

Kaptur z szalikiem, który może pełnić rolę kominiarki, wejdzie do sprzedaży na początku października (03.10).

Sweter z bąblami w kolorze ecru wszedł do sprzedaży w miniony piątek i (tak jak sądziłam) od razu się Wam spodobał. 

Mulinowy golf w odcieniach brązu był pierwszym produktem w tej kolekcji. Wciąż mamy dla Was kilka sztuk na stanie. 

Grafitowy ciepły płaszcz z wiązaniem. Start sprzedaży: 17.10.

Na zdjęciu widzicie grafitowy sweter, do kompletu będą też spodnie. Komplet wejdzie do sprzedaży 10.10, a biały kaptur z szalikiem 31.10.

Spódnica to nasz model Lousa z kolekcji "resort", a sweter i trójkątna chusta wejdzie do sprzedaży 17.10.

Sweter na pewno pojawi się w dwóch kolorach: ecru i grafitowym. Można go nosić na dwie strony. 

Spódnica jest już w sprzedaży, sweter z kolei ma nieco inny włosek niż wszystkie modele z tej kolekcji. Szykujcie się na 10.10 :).

Sweter ecru i kaptur z szalikiem pojawią się 31.10.

Nasza pierwsza puchowa propozycja w kolorze ciemnego khaki jest już dostępna. Tak samo jak wszystkie pasujące do niej dodatki, czyli czapka, rękawiczki, chusta i kaptur z szalikiem. Kurtka to jedna z tych rzeczy, które zostawiłam sobie jeszcze na etapie produkcji (część z Was już ją wypatrzyła u mnie pod koniec zimy). 

Długi puchowy płaszcz. Model, o który prosiły wszystkie moje koleżanki. Po spektakularnym sukcesie naszych pierwszych puchowych modeli z zeszłego roku, postanowiłyśmy stworzyć kolejne – no i jest. Wszystkich zmarźluchów zapraszam na jego premierę 24.10.

Biała zimowa kurtka. Klasyka, którą tak trudno znaleźć w sklepach. Ta jest według mnie idealna. Premiera: 31.10.

Nowy model płaszcza w MLE. Mocno taliowany, z zarysowanymi ramionami. Nowoczesny, ale kobiecy. Premiera: 3.10.

Mój absolutny faworyt w tej kolekcji. Mulinowy golf z przewagą koloru ecru i grafitowymi wpleceniami. W trakcie jego projektowania, nasz ukochany zakład dziewiarski parę razy miał mnie już serdecznie dosyć, ale gdy w końcu przyszedł idealny splot, od razu wiedziałam, że mamy to. Myślę, że przez wiele lat będę witać jesień wyciągając właśnie ten sweter z szafy.

Do sprzedaży wchodzi 26.09, ale już teraz można zapisywać się do powiadomień o dostępności

Co najbardziej przypadło Wam do gustu w tej kolekcji? Czy jest coś, co chciałybyście kupić? Jestem bardzo ciekawe Waszych pierwszych reakcji :). 

 

Produkcja: Joanna Wiktorowska

Fotografka: Dorota Porębska

Modelka: Katarzyna Tusk-Cudna

Stylizacje: Olivia Kijo

Makijaż: Katarzyna Korszla

Włosy: Aleksandra Chmielewska

Look of The Day – pierwszy wrześniowy tydzień za mną!

Wpis powstał we współpracy z marką YES. 

 

kolczyki – YES 

zamszowa kurtka – Nour Hammour

koszula w kratę – MLE (obecnie dostępna)

baleriny i torebka – CHANEL 

legginsy – Oysho

t-shirt – MLE 

 

  Czy to był szalony tydzień? Być może. Przez ostatnie kilka dni praca nad nową kolekcją odbywała się w takim tempie, że ciężko było mi nawet na spokojnie przysiąść i ocenić efekty pracy. Przyjdzie na to czas lada moment, a wtedy wrócę do Was z kalendarzem wejść naszych projektów. Chyba nic dziwnego, że w tym całym zamęcie, stawiam raczej na coś, w czym dobrze siedzieć przed komputerem 10 godzin, niż na szykowne kreacje. Biały t-shirt, legginsy, płaskie buty i kolczyki, które dodają ten pierwiastek elegancji, gdy wszystko inne, co noszę, jest od niej dalekie ;). Udanego poniedziałku!

Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką Veoli Botanica, platformą do nauki angielskiego Akcent oraz zawiera lokowanie marki własnej. 

 

  Koniec wakacji. Dzieci w domu ze mną, przez okrągły miesiąc. Narzuciły zmianę rutyny, do której ledwo zdążyłam się przyzwyczaić. Z tyłu głowy wciąż pojawiają się myśli, że jeśli dobrze wykorzystam te ostatnie dni wakacji i przygotuję się ze wszystkim, jak na perfekcjonistkę przystało, to wrzesień zacznie się gładko, jak dotyk piasku na sopockiej plaży.  

  Sierpień to ambiwalencja w rozkwicie. Radość i smutek jednocześnie. Pełna mobilizacja przed nowym sezonem i totalne rozbestwienie, bo przecież trzeba korzystać, póki można. Prawdziwa niedziela wśród miesięcy. Pisząc to z perspektywy pierwszych wrześniowych dni, beztroskie kadry z wakacyjnej podróży wydają się wyjątkowo odległe. Ale od czego mam ten album tutaj? Zaparzcie sobie herbaty i wejdźmy spokojnie w tę jesień, nim rozpędzi się na całego. 

 

Sierpień stał pod znakiem obrazów. Jeden zawitał do naszego domu, niezliczone ilości naprodukowały moje dzieci (przyznajcie się, przechowujecie twórczość swoich pociech? Czy może jednak recykling? :)), ja z kolei przeszukałam internet, aby znaleźć chociaż kilka dzieł, które mnie poruszą i zainspirują do tworzenia kierunku dla MLE na kolejny sezon. 

O ten plakat miałam mnóstwo pytań, więc zdradzę, że to marka Desenio, a plakat jest autorstwa Merel Takken (powstał w ramach "Art for a Cause", akcji Desenio i The Art Therapy Project, czyli nowojorskiej organizacji non-profit, która zapewnia bezpłatną grupową terapię przez sztukę w bezpiecznym środowisku). 

"Kasia, Ty jako mieszkanka Sopotu, pewnie codziennie byłaś w sierpniu na plaży, prawda?"

"W sierpniu raczej nie, ale we wrześniu: kto wie?"

Ale gdy już się na tej plaży pojawiłam, to raczej nie w kostiumie kąpielowym ;). Ten zestaw znajdziecie tutaj

Jeden rzut oka na to zdjęcie i pewnie wiecie, gdzie mnie wywiało… Prowansja!

1. Odcisk muszelki, który znaleźliśmy w ruinach domu Juliusza Cezara. // 2. Wakacje, na których nauczyłaś się pływać i zaczynałaś dzień od wspinaczki na drzewo. // 3. Zielone frytki for life. // 4. Moja toaletka, przy której robiłam makijaż. // 

Gordes i szybsze bicie serca, gdy stoję na wprost restauracji z ukochanego filmu. Zgadniecie jaki ma tytuł?

1. Typowy prowansalski garaż ;). // 2. Niepopularna opinia: nie wierzę w horoskopy, układy Merkurego, wróżki. Ale gdy widzę spadającą gwiazdę, to zawsze mnie to rusza. Dwa lata temu jedną widziałam, i życzenie póki co się spełnia. A w sierpniu znów mieliśmy noc Perseidów – moment, w którym najłatwiej dostrzec spadające gwiazdy. Jeśli macie jakieś życzenia, patrzcie w górę, gdy zajdzie słońce. // 

Oby do następnego (dobrego) roku!

​1. Wzgórza przy Gordes. // 2. Plakat opisujący tradycyjne i opatentowane prowansalskie wzory tkanin. // ​

Dotarliśmy na szczyt góry, świetnie znanej wszystkim fanom kolarstwa i Tour de France – Mont Ventoux. Dzieci wypatrują przez lunetę naszego przyjaciela, który postanowił wbiec na górę o własnych nogach. I udało mu się!

1. Stoisko z regionalną kiełbasą na szczycie góry? To musi być Prowansja. // 2. Podobno to Mistral sprawił, że Mont Ventoux jest taka łysa ;). // 

Następnym razem może spróbuję wjechać na rowerze (elektrycznym :D).

Miejsce, które pewnie już kiedyś na blogu widziałyście. Jaskinia Świateł, nieopodal Baux de Provence. Tym razem głównym bohaterem był Monet. 

1. Ciężko wytłumaczyć dlaczego świetlne iluminacje obrazów robią w tych jaskiniach takie wrażenie, ale uwierzcie mi na słowo, że ludzie zaczynają tam płakać i spontanicznie klaskać pod koniec pokazów. // 2. W powszechnym rozumieniu Prowansja nie jest miejscem, gdzie moda gra pierwsze skrzypce. A jednak, to właśnie tu można nauczyć się o wakacyjnym stylu najwięcej. Zapewniam Was! A dlaczego tak jest? Odpowiedź znajdziecie w tym artykule. // 

Chciałoby się tu zostać do białego rana…

Mówisz, masz! A w tle dźwięk, który przywołuje u mnie najpiękniejsze wspomnienia. Cykady. Wiecie, że posiadają one na bokach ciałka membrany, zwane timbalami? Wprowadzają je w wibracje za pomocą mięśni, a dźwięki wzmacniane są przez specjalne poduszki powietrzne. Dzięki takiej budowie ich cykanie jest słyszalne nawet z odległości kilometra.

1. Kolejny poranek. Kolejna wspinaczka. // 2. A tym zdjęciem, z prowansalskim studiem pilatesu, próbowałam nakłonić Zosię do przyjazdu w te strony. // 3. i 4. Co mogę powiedzieć? Czy w prostocie nie kryje się najwięcej szlachetności?// 

Bonjour, proszę Pana, a Pan to chyba z Polski przyjechał. 

A no tak. Mam na imię Nenuś i lubię tu wracać. 

1. "Drogie dzieci, dziś też idziemy zwiedzać starożytne ruiny Cesarstwa Rzymskiego." // 2. "Ooo nie! Uciekamyyyy!// 

A to mój stały towarzysz posiłków. Nosimy go ze sobą wszędzie i w ten sposób odsuwamy w bliżej nieznaną przyszłość temat prawdziwego kota. 

A tu duże rozczarowanie. Bilety do domu Cezanne'a kupiliśmy na miesiąc wprzód, a ja dosłownie zagoniłam wszystkich towarzyszy podróży, abyśmy tu przyjechali. Niestety, dom został przerobiony przez późniejszych właścicieli, ogród dosyć zaniedbany, a obsługa… Zawsze znajdowałam w tej francuskiej obcesowości jakiś urok, ale tym razem… szkoda gadać. 

Podobno pracownia Cezanne'a, mieszcząca się nieopodal (Aix-en-Provence) jest warta odwiedzenia.

Kolory lata bez obróbki. 

Moja kochana mama i najlepsza reprezentantka MLE w Prowansji w jednym :). 

A tu już wybrzeże w nieco innej części Francji. 

Ciekawe, o czym rozmawia ta dwójka? Czy może być lepsze miejsce na randkę?

Gdy liczysz na ciepły wieczór, ale jesteś znad morza, więc wiesz, jak będzie. Im więcej swetrów weźmiesz ze sobą, tym lepiej.

Właśnie to miałam na myśli ;).

​Gdy wciąż mamy lato, ale myślami już przy jesieni. Ostatnie sztuki tej delikatnie prześwitującej spódnicy znajdziecie tutaj (ale zapisujcie się na swój rozmiar, bo wróci!). 

Piknik na plaży w wersji francuskiej. 

Młoda para to gatunek występujący na plażach niezależnie od szerokości geograficznej. 

Gdy chciałaś zrobić widok, ale miałaś włączoną przednią kamerkę ;). 

Problemy nie znikają na wakacjach, ale wiem, że gdy spojrzę na to zdjęcie w listopadzie, to i tak pomyślę sobie: "ale to był beztroski czas". 

Poszła szukać muszelek. 

Piękne Château de Monbazillac w tej części Francji, do której "turyści z lazurowego" już nie docierają :D. Zarządzane z taką perfekcją, że z łatwością można sobie wyobrazić, jak wyglądało tu życie tuż przed rewolucją francuską.

W sumie, po tym wydarzeniu życie nie zmieniło się tutaj aż tak bardzo, bo ówczesny właściciel zamku, François Hilaire de Bacalan, sprzyjał rewolucjonistom i jako jeden z niewielu arystokratów został oszczędzony i nie trafił na szafot.

Mogłyśmy się tu poczuć jak prawdziwe księżniczki ;). 

A te winogrona to nie jest żadna atrapa dla turystów!

"Mamo, ale co autor miał na myśli?"

Ach, te podziały w oknach! W Sopocie pewnie by nie pasowały, ale popatrzeć można. 

Muszelkowe bierki i kosz, w którym zawsze wszystko się znajdzie (ma już kilka lat, jest z 303 Avenue).

Gdy przez wiele dni pracujesz nad głęboką, równomierną opalenizną, ale w ogóle nie przejmujesz się, że Ci nie wychodzi, bo…

I tak wzięłaś ze sobą brązującą nowość od Veoli Botanica…

 Wygładzająco-brązujący balsam do ciała z wegańskim DHA, ekstraktem kawowym, sokiem z aloesu i pantenolem HERE COMES THE SUN . Moja gwarancja, że z Wakacji wrócę opalona. Balsamy brązujące to według mnie najlepsza opcja, gdy nie mamy czasu (ani ochoty) na taki "pełny seans z samoopalaczem". Po użyciu tego produktu kolor skóry jest delikatnie karmelowy. Bardzo łatwo go rozsmarować i chociaż używałam go na wyjeździe co drugi dzień, to nie dopatrzyłam się żadnej smugi.  
 
Z kodem: makelifeeasier20 dostaniecie -20% na wszystko od Veoli :).
"O" jak ostrygi. Jedząc je, zawsze czuję się jak prawdziwa ryzykantka. Pustki. 
Złociste zachody słońca. Ścigam się z nimi, ale one coś za szybko przechodzą w noc. Noc w Arcachon. 

To i moment, w którym nikt nie mówi: „mogę od Ciebie spróbować?”

Po wizycie w magazynie. Wzięłam sobie ostatnie sztuki z wyprzedaży, no i sweter, który mogłam już testować rok temu. Widziałyście już pierwsze jesienne nowości?

​Znacie historię koloru RAL 2902035?  Mowa o kobalcie oczywiście, gdyby ktoś nie poznał po numerze ;). 

Wiecie, że Matisse zaczął tworzyć swoje najsłynniejsze dzieła, zwane „wycinankami”, bo podupadł na zdrowiu i nie był już w stanie malować obrazów w tradycyjny sposób? Dla wszystkich, którzy czują się niedoskonali, mają gorszy czas w życiu albo poczucie, że ich sprawność przeminęła – sztuka nie raz udowodniła, że to nasza słabość może kiedyś stać się tym jednym czynnikiem, dzięki któremu będziemy mogli pokazać światu to, co w nas najwspanialszego. 

Sztuka Matisse’a, jak chyba żadna inna, pokazała niesamowitą moc koloru kobaltowego.  

Jak wygląda kuchnia po 7 sekundach od rozpoczęcia gotowania prostego makaronu?  

PRZEPIS NA PROSTY MAKARON
 
Skład:

makaron pappardelle  

cukinia  

zielona fasolka szparagowa  

świeża pietruszka

 Garść rukoli i ziół, które akurat masz (ja wzięłam tymianek i miętę)

czosnek

orzechy pini  

oliwa  

sól i pieprz 

parmezan 

A oto jak to zrobić: 

1. Na patelni prażę orzeszki piniowe (wiem, że wszystkim leniuszkom chce się pominąć ten krok, ale naprawdę to jest klucz do sukcesu). Gotuję makaron i fasolkę. Zdejmuję podprażone orzechy z patelni i wrzucam do osobnej miseczki. Będą mi potrzebne już na sam koniec.
2. Na gorącą wciąż patelnię dodaję oliwę i wrzucam czosnek przeciśnięty przez praskę. Po chwili smażenia dodaję cukinię i smażę około 2-3 minuty. W tym czasie odcedzam podgotowaną fasolkę (daję jej maks 3 minuty gotowania, żeby nadal była chrupiąca) i dodaję na patelnie. Gdy makaron się ugotuje i jest już idealny, odcedzam go i dodaję na patelnię. Zmniejszam gaz i dodaję pietruszkę, rukolę, resztę ziół, sól, pieprz i orzechy piniowe.    

​To wspaniałe, że ten makaron zjada cała moja rodzina. To znaczy… ja zjadam tę część tego dania… 

​A moje dzieci tę. I wszyscy zadowoleni. 

Rzeczy, które tej jesieni uważam za szczególnie eleganckie:  

Prześwitujące zwiewne ubrania połączone z ciepłymi swetrami.  

Rozmowy rodziców z dziećmi o tym, że nie jest fajnie śmiać się z tego, że ktoś wygląda inaczej, nie ma Labubu czy jest mniej sprawny. Tak na dobre rozpoczęcie roku szkolnego.  

Melanże (mowa oczywiście o splocie przędzy, a nie długich imprezach ;)).  

Pieczenie domowych ciast, których nie zobaczy instagram.  

Nienarzekanie na pogodę, na którą i tak nie mamy wpływu.

Nie wiem, ile z Was robiło dziś jesienne zakupy w sklepach, ale mi atmosfera przygotowań do rozpoczęcia roku faktycznie się udzieliła. Mejl o obowiązkowych strojach galowych wyrwał mnie z objęć miękkich, wygodnych ubrań, których nie trzeba prasować. O takich jak powyżej :D.

"My favorite season is when all mosquitos are dead." 

Najlepsza terapia relaksacyjna, jaką pamiętam z dzieciństwa. I pierwsze oznaki prokrastynacji, kiedy nie można było zacząć się uczyć dopóki nie zrobiło się idealnego porządku w piórniku :D. 

Zrobione!

A skoro już mowa o odwlekaniu nauki! Po wakacjach przyszedł czas, aby powrócić do platformy Akcent. To jedyne lekcje angielskiego, na jakie mogę sobie pozwolić w mojej codzienności. 

Wiem, że z początku to może wydawać się dziwne. Nauka języka angielskiego przez ekran komputera to coś, co jeszcze 10 lat temu byłoby nie do pomyślenia. Ale ci, którzy spróbowali, nie żałują. Dla wielu z nas to właściwie jedyna opcja, aby w ogóle tego języka móc się uczyć, bo możemy to robić wszędzie i kiedy tylko chcemy. Platforma Akcent łączy nowoczesną technologię ze sprawdzoną metodyką nauczania. Możemy ćwiczyć samemu w naturalnym środowisku lub z profesjonalnym lektorem, jeśli wybierzemy wersję Premium (wymiar czasowy lekcji można dowolnie dopasować po skontaktowaniu się z biurem). Po dobraniu właściwego poziomu, nauka nie przytłacza, dobieramy sobie własne tempo pracy. Możecie też liczyć na pełne wsparcie zespołu szkoły, zarówno w sprawach merytorycznych, jak i technicznych. Do kursów na platformie na wszystkich poziomach, od A1 do C1/C2 można dokupić przejrzyste książki. To taka platforma internetowa, ale z ludzką twarzą :). 

Na dobry początek nowego roku szkolnego mam rabat dla Czytelniczek i Czytelników -15% z kodem MLEnglish do 15.09.2025. Kod obowiązuje na wszystkie kursy i na książki. 

W weekend udało się nam zrobić wielkie porządki. Ale dziś nie ma już po nich śladu :D.

A to mój portret po pierwszym września :D.

A moją trójmiejską Prowansję znajdziecie tutaj. W Orłowie przy molo. 

Jeśli jesteście tu ze mną teraz, to znak, że jakoś udało się Wam przetrwać ten pierwszy wrześniowy poniedziałek. Gratulacje! Teraz będzie już z górki. Powiedzcie, że będzie? ;)

 

*  *  *