Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką Newby Teas i Olini oraz zawiera lokowanie marki własnej.

 

  Październik zwykł być dla mnie miesiącem wyciszenia, ale tym razem przypominał raczej jesienną kolejkę górską. Nie potrafię w kilku zdaniach podsumować ostatnich tygodni – zebrać w klamrę tak wiele różnych, niepasujących do siebie doświadczeń. Czy moja naiwność nie zna granic, skoro pod koniec września powtarzałam sobie, że kolejny miesiąc będzie spokojniejszy? Czy dziś nie tworzę już podobnych oczekiwań wobec biednego i niczego niespodziewającego się listopada? Być może.

  Jesień obnaża wszystkie dziwaczne cechy mojej osobowości – ogromną tęsknotę za bezpieczeństwem i spokojem, najlepiej pod kocem i bez jakichkolwiek oczekiwań z zewnątrz, a jednocześnie wielką potrzebą wrażeń i przygód. „Wolałbym umrzeć z pasji niż z nudów.” – powiedział kiedyś Émile Zola, a ja mogę dodać, że pasja doprowadziła mnie w minionym miesiącu może nie do śmierci, ale do całkowitego zawinięcia się w dywan – jak najbardziej. A to wszystko przy akompaniamencie absolutnie zjawiskowych, jesiennych krajobrazów, które tłumią złe emocje i przypominają, jakie te wszystkie irytujące drobiazgi są nieważne. 

 

1. Październikowe spokojne historie, kiedy dom jest wszystkim, czego potrzebujemy. Porządki w szafie dzieci i tłumaczenie, że za małe ubranka przydadzą się teraz komuś innemu. // 2. Nie lubię, gdy ktoś pyta mnie, czy jestem w domu. Przejdźmy od razu do rzeczy – powiedz, o co chodzi, żebym wiedziała, czy jestem w domu, czy nie. // 3. Wieczory w domu i tęsknota. // 4. Pamiętam, jak kilka sezonów temu wymarzyłam sobie taką idealną, elegancką koszulę, jak z amerykańskich filmów lat pięćdziesiątych. Męczyłyśmy się nad nią okrutnie, ale teraz, co roku wypuszczamy nową wariację. Już wiem, że w tej szarej obudzę się 25 grudnia ;). // 

To nie parmezan, a zmielone migdały. Spaghetti bolognese domowej roboty (najlepiej na zasmażce i z odrobiną cynamonu) to jest moje comfort food numer jeden. 

1. Jesienne porządki. Szykuje się wystawka na Vinted :). // 2. Rok temu byłabym wdzięczna, gdyby ktoś odpowiednio wcześnie przypomniał mi na Instagramie, że mamy Dzień Chłopaka, więc skoro ja wyjątkowo pamiętałam, to dałam Wam znać. Proszę, niech ktoś się odwdzięczy za rok, bo przez dwa lata z rzędu na bank nie będę pamiętać. // 3. Zapach Bleu de Chanel wszedł już do klasyki męskich perfum. Wersja L'Exclusif ma w sobie nuty drzewa sandałowego i skóry. // 4. Tak wygląda, poza sezonem, plaża w Sopocie. I to w weekend! O godzinie piętnastej!Nasza ulubiona sopocka restauracja.  1. A nie łatwiej było zaparzyć w dzbanku…? // 2. Gdy w październiku każą Ci już myśleć o wiośnie. // Popis braku manier. Portos oblizuje blat, a ja na nim siedzę. Ewidentnie ciągnie swój do swego. 
Jest takie angielskie powiedzenie: "herbata to odpowiedź, niezależnie od pytania". I gdy w pracy zaczyna być nerwowo, nie potrafimy znaleźć rozwiązania problemu, to zwykle któraś z nas wstaje od stołu i mówi "to ja zrobię nam herbatę". Ileż to daje oddechu! A że często spotykamy się w moim domu, to w kredensie czeka na nas herbata, którą lubię najbardziej. Jeśli raz zacznie się pić tę od Newby Teas, to naprawdę ciężko zachwycić się potem czymś innym. Wiecie skąd się wzięła nazwa Earl Grey? Hrabia Grey był brytyjskim arystokratą i premierem Wielkiej Brytanii w latach 1830–1834. To za jego rządów zniesiono niewolnictwo w Imperium Brytyjskim i przeprowadzono ważne reformy społeczne. Legenda głosi, że pewien chiński mandaryn podarował mu herbatę aromatyzowaną olejkiem z bergamotki w podziękowaniu za uratowanie życia jego syna. Choć nie ma na to historycznych dowodów, nazwa „Earl Grey” (czyli „hrabia Grey”) już na zawsze pozostała z tą aromatyczną mieszanką. Wiedziałyście o tym? 

Z kodem KASIA20 otrzymacie 20% rabatu na cały asortyment od Newby Teas (kod działa do 15 listopada).  1. Książka, która przypomina mi, że wystarczy chwila, by poczuć, że świat ma smak, rytm i sens. Miała premierę miesiąc temu, a ja nareszcie mam chwilę, aby się w nią zanurzyć. // 2. Oj, niejeden kiciuś ucieszyłby się na taką gigantyczną włóczkę wełny. //O tym albumie mowa. "Paryż. Mały atlas hedonistyczny"Warszawskie bistro Charlotte — z jego porannym gwarem, prostym menu i wspólnym stołem — jest dowodem, że duch paryskich kawiarni potrafi przeniknąć do innych przestrzeni. W ostatnich tygodniach byłam w Warszawie częściej niż przez cały ostatni rok. Bardzo udzielił mi się pęd tego miasta. Dział PR w MLE mocno przyspieszył i stąd te podróże. Za to w listopadzie czeka na mnie powrót do spraw, które bez problemu mogę ogarniać w domu. Dowód na to, że dobrą estetykę można wprowadzić wszędzie. Okolice ulicy Mokotowskiej to najlepszy dowód na to, że polska moda nie ma się czego wstydzić. 
Ten sweter dla Hagrida to nic innego, jak nasze melanżowe cudo z obecnej kolekcji. W Lui Store możecie też oczywiście kupić i przymierzyć rzeczy od MLE. A nasz sweter wyruszył już w dalszą drogę! Z życia jesieniary, czyli kurtka ze sztruksowym kołnierzykiem, pies żywcem wyjęty z angielskiej wsi, bałagan w torebce i owoce jak obrazy. Co mam w torebce? Zobaczycie to na moim TikTokuPaździernikowy Sopot. Kocham moje miasto za to, że wszędzie można dojść pieszo. "Good hair day" i "zero social life day". Przypadek?"Ra(ta)tuj" czyli moje ulubione jesienne danie ;). 1. Jak ja mogłam żyć bez melanżowych swetrów?! // 2. Jedynie dwudziestoczterogodzinne spóźnienie na event La Bomby, ale jak na mnie to i tak dobrze! // 3. "Room mist" o zapachu dyni będzie teraz pachniała w Trójmieście (współpraca żadna – bo jak kobiety wybijają się w biznesie, to warto się wspierać, a La Bomba należy do mojej koleżanki Julii) // 4. Lui Store i Klientki MLE w tle. Uwielbiam się z Wami witać i Was poznawać! //  Czy w związku z akcją MLE w Charlotte przesiadywałam tam przez kilka godzin i patrzyłam, jak zamawiacie napary? Być może.  1. Czy to nie jest najsłodszy kubek na świecie? Napar możecie również zamówić na miejscu w Charlotte na placu Zbawiciela. // 2. Akcja trwa do 9 listopada. // 
A tu stare dobre "Być może". Cała Europa mogłaby szukać inspiracji na kulinarnej mapie Warszawy. Nagrywanie naszej rozmowy z Justyną – właścicielką Charlotty (w sensie, że nagrywane telefonem, nie pegasusem :D).  Jesienny minimalizm. 
Jesień w stylu industrialnym. Im jestem starsza, tym bardziej pociągają mnie takie wnętrza (już widzę, jak mojego męża przechodzi dreszcz na samą myśl o remoncie).  Z Warszawy zawsze wracam z pysznym pieczywem, a konkretnie tym z figą i orzechami z "Być może". A Wy jakie pamiątki kupujecie? Czy cały ten wpis będzie o jedzeniu?? Nie, ale o tych knedlach ze śliwką w Park Cafe po prostu nie sposób zapomnieć! I teraz już mogę wracać! Kierunek -> Sopot. // Dwadzieścia cztery godziny później jestem już na targach na obrzeżach Wenecji, a po całym dniu szukania nowych inspiracji i materiałów wracam na jedną noc do tego zaczarowanego miasta. Czy ten kapturek przydaje się tylko w czasie jesiennej niepogody? No nie. Mamy go w czerni, khaki i szarościCaffe Florian. Przyszłam sprawdzić, czy ocalono je od zapomnienia (to najstarsza kawiarnia w Wenecji, parę lat temu była o krok od zamknięcia). Nie będę ukrywać, że rachunek w Caffe Florian mógłby śmiało brać udział w programie "paragony grozy", ale nastrój jest ;).  Przyglądam się witrynom zamkniętych już sklepów z modą męską. Zero chińszczyzny, dziesiątki lat doświadczenia, szacunek do tkanin. Włosi to umieją. Wenecja od lat boryka się z kryzysem. W dokumencie "I love Venice" na Netflixie dobrze pokazane są najważniejsze wyzwania tego miasta (napływ jednodniowych turystów, fala chińskich pamiątek wypierających oryginalne rzemiosło, no i ciągła walka z wodą). Pod naciskiem mieszkańców udało się wyprowadzić kilka kluczowych zmian, które mają przywrócić Wenecji dawny blask. Wierzę, że im się uda. W jakimkolwiek innym miejscu na ziemi obraz kota przebranego za hrabinę wydałby mi się tandetny, ale w Wenecji minimaliści zamieniają się w fanów przepychu, skąpcy szaleją w butikach przy Placu Świętego Marka, a zatwardziali kawalerowie oświadczają się na każdym rogu. Poranek przy Grand Canale. O włos od banału, o krok od doskonałości. Buty robione w Wenecji. Czy taki rodzaj rzemiosła ma szansę przetrwać w dobie Temu i Shein?Do białych spodni, do spódnicy, ale przede wszystkim do dresów. Ten sweter ma w sobie aż 92% alpakiTo ostatnie dni, żeby zobaczyć w Wenecji to, jak ludzkość próbuje zaprojektować przyszłość. I jak Polska mówi własnym głosem w świecie architektury. Chodzi oczywiście o Biennale, które zaraz się kończy. Nie jest to prezentacja wielkich nowoczesnych projektów, a raczej próba uchwycenia tego, jaki wpływ ma na nas to, w czym żyjemy. Jeśli tam trafisz i będziesz miała czas tylko na jeden pawilon – niech to będzie ten polski! Biennale Architektury w Wenecji trwa do 23 listopada. Świat wypełniony jest po brzegi ludzkim lękiem, ale ta wystawa pomaga się z nim oswoić. Za polską obecność na Biennale Architektury w Wenecji tradycyjnie odpowiada Zachęta — Narodowa Galeria Sztuki. Wystawa "Lary i penaty" pyta nas: co właściwie daje nam poczucie bezpieczeństwa w naszym domu? Ściany? Alarmy? Dobry dizajn? Podkowa nad drzwiami? Czy budynek naprawdę może nas chronić? Czy rytuał ma moc? Co nas bardziej uspokaja? Gaśnica w rogu pokoju czy paląca się świeca w oknie?  Gdy sztuka ma poczucie humoru. Ta pozycja podobno nazywa się słowiański przykuc. Ale wykonany w pawilonie norweskim! Na zdjęciach także fragmenty pawilonu koreańskiego i duńskiego (poświęconego ruinom).A tu dziwna instalacja w pawilonie koreańskim będąca czymś na kształt wielkiego posłania dla kotów. Mi się podoba :).  Pawilon serbski, który dosłownie się pruje. Wielka instalacja uprzędzona z wełny rozplata się, dzięki małym silnikom napędzanym energią słoneczną – pod koniec Biennale nic z tej instalacji nie zostanie.  Nie lubię ulegać chwilowym trendom, ale umówmy się, że skarpetki zużywają się dość szybko, więc w tym przypadku można chyba zrobić wyjątek? Moje są z H&M. Do zobaczenia! Ależ to były szalone 24 godziny!Jeśli masz znajomych, którzy twierdzą, że nie należy romantyzować jesieni, to zabierz ich tutaj – do Pałacu Ciekocinko. Wiele z Was pyta mnie o to, jaki kolor ma ta kurtka. Jak dla mnie to zdjęcie dobrze go oddaje. Nasz puchowy model z certyfikatem RDS znajdziecie w MLE Powiedz, że od siebie zgapiacie, nie mówiąc, że od siebie zgapiacie.  Z serii "mamo, zabierzemy go do domu?". Folwark Jackowo. Tutaj czas staje w miejscu (a ja ruszam z galopu). To moje pierwsze zakupy do jazdy konnej od 20 lat. W mojej rodzinie panuje przekonanie, że jeśli dopiero zaczynasz trenować jakiś sport, to ośmieszyłbyś się, sięgając od razu po profesjonalne ubrania i buty. No więc jeździłam cały czas w kaloszach kupionych dwie dekady temu w decathlonie i w legginsach z Oysho :D. Ale teraz przyszedł czas na oficerki i prawdziwe bryczesy. Brama, za którą każda z nas zamienia się w jesieniarę. 1. Tak. Dziś funduję Wam jesienny spam. Jeśli ręcę odmarzły Wam dziś trzymając kierownicę, to proszę bardzo – tu link do rękawiczek.  // 2. My, cieszące się z tego jednego słonecznego dnia w październiku. // Jak Asia włoży coś od MLE, to nawet ja mam ochotę zapytać "ej, a skąd to masz?". Dwumiesięcznik. Wpadł mi w ręce u mamy. Myślałam, że TAKICH magazynów już nie ma. 1 i 2. Dziesięć stopni i wełna to moje ulubione połączenie. // 3. Nie wiem czy na kimkolwiek to też zrobi wrażenie, ale jak widzę, że kiedyś Camus spotkał się z Henri Cartier-Bresson, aby ten drugi zrobił mu zdjęcie, to szybciej bije mi serce. // 4. Dzień później przyszła wichura i zdmuchnęła prawie wszystkie liście. //  Wszyscy: "Bardzo lubię zmianę czasu i ten poranek, kiedy można pospać dłużej". 
Ja: "Dzieci zamiast o szóstej, wstały o piątej"

(To wnętrze restauracji Meduza w Sopocie.)

Dla mnie też…
Prezent od mojej kochanej mamy, która wie, że wieczory ze świeczką i kubełkiem lodów to coś, co zawsze mnie uspokajało.  Szykujemy się, bo cos dużego i wełnianego właśnie dotarło do Gdańska…Jest i on! Nasz gigasweter przywędrował teraz do Trójmiasta. Znajdziecie go w najfajniejszym koncept butiku, czyli w Mood Store w Gdańsku. Gdyby butik był domem, to byłby Mood Storem. Mówię Wam :). 
Gdy mówię "hygge" widzę właśnie to: gorące ciasto i wielki sweter (no może nie aż tak wielki ;). 
Nie wiem, jak u Was, ale u mnie praca wre. Od rana wysłałam już trzy mejle o treści "wysyłam plik w załączniku" nie dodając pliku w załączniku.  Halloweenowy nastrój wchodzi na całego! Słodka dynia od Kaisera i nasza coroczna tradycja, czyli oglądanie willi na Jaśkowej Dolinie. Gdy Twoje miasto wygląda, jak z filmu "Masz wiadomość", z tą różnicą, że to Ty masz do wysłania 30 mejli. Jak dobrze, że gdy skończę pracę, to będzie na mnie czekał ład i porządek. Btw. Czy myślicie, że mężowie celowo nie rozpakowują walizki, bo liczą na to, że sama obrośnie w pajęczynę i stanie się wymarzoną ozdobą na Halloween?  Puchówka, kapturek z szalikiem, spodnie – wszystko to znajdziecie teraz w MLE. A torebka to też polska marka: Hollie Warsaw!A Wy? Jak wypoczywacie w piątek?Gdy marzyłaś o SPA, ale przypomniałaś sobie, że obiecałaś dziś dzieciom wykrajanie dyni. Tak jak sądziłam: dzieci mówiły, że chcą wydrążyć po dwie dynie, a skończyło się tak, że ja wydrążyłam jedną. Czyli przez resztę tygodnia jemy tylko dyniowe potrawy :D. Mój ulubiony sposób na jesienne dania. Zdrowe oleje to według mnie najlepszy sposób na to, aby łatwo zadbać o swoje zdrowie. Trzeba tylko pamiętać o tym, aby nie dodawać go do bardzo gorących dań (ale kto w dzisiejszym świecie ma czas jeść gorące posiłki? :D). A dlaczego akurat ten z wiesiołka od Olini?  Bo smakuje podobnie jak oliwa, jest łagodny w smaku. Dobrze sprawdzi się również do pieczywa, ale świetnie nada się do różnego rodzaju koktajli czy past warzywnych.  

 Olej z wiesiołka jest źródłem kwasu GLA (nienasycony kwas z grupy omega-6) i ma dużo witaminy E – zwanej "witaminy młodości". Olej pozytywnie wpływa na równowagę hormonalną kobiet. Znany jest także ze swoich właściwości przeciwzapalnych i pomaga ukoić suchą skórę. Według badaczy z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, dzięki GLA olej z wiesiołka ma swój udział w obniżaniu stanu zapalnego (badania naukowe możecie znaleźć tutaj). Z tego względu uważa się go za bezpieczny i skuteczny środek na atopowe zapalenie skóry (AZS). 

Mam dla Was rabat od marki Olini – nalicza się on już po kliknięciu w ten link (w koszyku będzie naliczony rabat). 

A jak zrobić tę jesienną sałatkę? Tutaj mam dla Was listę składników:

pół dyni hokkaido

3-4 małe ziemniaki  

rukola  

  płatki migdałów  

oliwa (ja użyłam oleju z wiesiołka z Olini)  

ser feta  

sól pieprz do doprawienia  

 

A oto jak to zrobić.  

Zaczęłam od umycia dyni i ziemniaków. Dynie i ziemniaki pieczemy ze skórką, dlatego ważne jest, by warzywa wcześniej porządnie wyszorować w zlewie. Kroję warzywa i wrzucam na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Dynię posypuję wędzoną słodką papryką, a ziemniaki suszoną pietruszką. Skrapiam wszystko oliwą i wkładam do piekarnika na 30 minut w 180 stopniach. Dynię wyciągam już po 20 minutach.

Gdy warzywa się pieką, prażę migdały na patelni (tak, by były delikatnie przyrumienione). Na talerz wykładam rukolę, dynię, ziemniaki. Na samą górę wrzucam prażone migdały, posypuję danie pokruszoną fetą i oczywiście polewam olejem z wiesiołka z Olini. Dla smaku doprawiam solą i pieprzem. (Można dodać też ziarna granatu lub pokrojone jabłko.)

Straszna czy nie? :D
Wygląda to bardzo romantycznie, ale w rzeczywistości ja drżę ze strachu, bo widzę, że Portos właśnie zobaczył łabędzia i szykuje się do skoku. 

Mam dla Was dobrą wiadomość – dotrwałyście do końca :). Tym widokiem pragnę wynagrodzić Wam czas, który mi poświęciłyście. Prawda, że uspokaja?

 

*  *  *

 

NAJBRZYDSZA ZUPA TEJ JESIENI? KREM GRZYBOWY Z PARMEZANEM I WOŁOWINĄ

​Czy to naprawdę najbrzydsza zupa tej jesieni? Może kolor nie zachwyca na pierwszy rzut oka – ciepły, przygaszony, trochę jak las po deszczu. Ale w zapachu… cała jesień: grzyby, masło, cebula, ziemia i odrobina dymu z ogniska. Nie ma w niej nic udawanego, jest za to prawdziwy smak sezonu – prosty, głęboki i kojący. I nie martw się – nawet jeśli po dwóch godzinach spędzonych w lesie twoim największym trofeum są trzy maślaki i jeden podgrzybek, to i tak warto ugotować tę zupę! Grzybobranie to przecież nasz sport narodowy tu liczy się nie wynik, ale udział i zapach lasu w koszyku.

​Skład:  
 
ok. 400 g górnej zrazowej wołowej  
 
ok. 250 g świeżych podgrzybków (można dodać kilka suszonych dla aromatu)
 
 1 duża cebula  
 
2 średnie ziemniaki  
 
100 g selera korzeniowego
 
 2 łyżki masła klarowanego  
 
1 litr wody
 
 4-5 łyżek kwaśnej śmietany 18%
 
 4 łyżki tartego parmezanu (plus trochę do posypania)
 
sól, świeżo mielony pieprz, szczypta gałki muszkatołowej  
 
kilka plasterków grzybów do dekoracji (podsmażonych na maśle)  
 
garść posiekanego szczypiorku
 

 

 

A oto jak to zrobić:
1. Mięso kroimy na 2-3 kawałki, doprawiamy solą i pieprzem. Obsmażamy na maśle klarowanym z każdej strony, aż się zarumieni i odkładamy na bok. W tym samym garnku dodajemy posiekaną cebulę – smażymy, aż się zeszkli. Dodajemy obrane i pokrojone w kostkę ziemniaki oraz seler. Po chwili dorzucamy oczyszczone i pokrojone podgrzybki (większe sztuki możesz zostawić w plastrach do dekoracji). Smażymy razem 8-10 minut, aż grzyby puszczą aromat. Wkładamy z powrotem obsmażone mięso. Zalewamy całość wodą, tak by wszystko było przykryte. Gotujemy pod przykryciem ok. 1 godziny, aż mięso będzie miękkie, a warzywa rozgotowane.
2. Blendowanie kremu: mięso wyjmujemy i odkładamy na deskę. Zupę partiami blendujemy na gładki krem i mieszamy a kwaśną śmietaną i parmezanem. Doprawiamy solą, pieprzem i odrobiną gałki muszkatołowej. Mięso kroimy na cienkie paski i rozkładamy na talerzach. Zalewamy gorącym kremem grzybowym, dekorujemy podsmażonymi na maśle plasterkami grzybów, posypujemy tartym parmezanem i świeżym szczypiorkiem.
 

Look of The Day – gdy najbardziej „cosy sweter” ma wychodne.

Wpis powstał we współpracy z marką YES. 

 

bransoletka i kolczyki – YES 

melanżowy sweter – MLE (obecna kolekcja)

skórzana marynarka – Meotine (z drugiej ręki)

buty – Gianvito Rossi (model sprzed 5 lat)

torebka – Bottega Veneta

spódnia – prototyp MLE

 

  Niektóre ubrania wydają się skazane na domową egzystencję — na to, by widziały co najwyżej sofę, kubek herbaty i talerz spaghetti bolognese. Mięsisty, miękki sweter z grubym splotem to właśnie ten typ: przyjaciel leniwych niedziel, powiernik serialowych maratonów. Sweter, który wczoraj był ciepłym sposobem na przetrwanie jesiennych weekendów, dziś, w zestawieniu z satynową spódnicą, bardziej wyrazistymi dodatkami i biżuterią, stał się dla mnie opcją na specjalną okazję.

  A kiedy wieczór się kończy, a satyna znów ląduje na wieszaku, nic nie stoi na przeszkodzie, by wrócić do swojego naturalnego środowiska — legginsów i miski makaronu.

 

10 lat MLE i nasz napar w Charlotte

Wpis zawiera lokowanie marki własnej.

 

  Czy są takie miejsca w Warszawie, do których mam szczególny sentyment? Oj, tak. Na szczycie tej listy znajduje się Charlotte na Placu Zbawiciela. Może dlatego, że było to chyba pierwsze miejsce na mapie stolicy, które klimatem przypominało paryskie bistro. Może dlatego, że zawsze pięknie wychodziły tam wszystkie zdjęcia, i to nawet w czasach ajfona czwórki. A może dlatego, że uwielbiam masło i croissanty. Nie wiem. W każdym razie, na dziesięciolecie MLE wymarzyłyśmy sobie mały powrót do korzeni…

  W warszawskiej Charlotte na Placu Zbawiciela czeka na Was wyjątkowy napar — jesienny, otulający, z nutą jabłka i cynamonu. To napój, który nam kojarzy się z tym, co w jesieni lubimy najbardziej. Zapowiada wieczory spędzane w spokojnym rytmie, z filiżanką czegoś gorącego i czymś słodkim pod ręką — kawałkiem maślanego croissanta czy ciepłej szarlotki — i oczywiście w akompaniamencie naszych otulających dzianin.

  Jesień w Polsce ma swój charakterystyczny zapach i smak — dla wielu z nas nierozerwalnie związany z aromatem jabłek dojrzewających w sadach rozsianych od Mazowsza po Małopolskę. To właśnie jabłko stało się sercem jesiennego naparu, który z okazji dziesiątych urodzin MLE powstał we współpracy z Charlotte na Placu Zbawiciela. W filiżance tego napoju można odnaleźć nie tylko smak jesieni, ale też echo naszej tożsamości — prostoty, natury i przywiązania do tego, co lokalne.

  Ubrania MLE od zawsze powstają tutaj — w Polsce. To dla nas ważne, by wszystko, co tworzymy, miało swoje korzenie blisko nas: w miejscach, które znamy, i w rękach ludzi, którym ufamy. Każdy, kto zamówi ten dedykowany napar w Charlotte, otrzyma mały prezent od MLE — kod zniżkowy –10% na zakupy w sklepie internetowym naszej marki. To drobny gest wdzięczności wobec wszystkich, którzy przez dekadę tworzyli razem z nami historię prostoty i jakości w najlepszym wydaniu. 

 

5, 10, 15 i 20 stopni. Czyli „Look of The Day” na zmienny październik

Wpis powstał we współpracy z marką L37.

 

  Październik to miesiąc, w którym wychodzisz z domu w płaszczu, a wracasz w T-shircie, niosąc płaszcz jak trofeum. Podobno „babie lato” jeszcze przed nami, ale ja już wyciągnęłam ze swojej szafy dłuższą puchówkę, bo w Polsce jesień oznacza nieustanne negocjacje z pogodą. Głównym celem mody jest kreowanie nowych trendów – ich zaadaptowanie do codziennego życia to już zupełnie inna kwestia. Stylistki z całego świata mogą mówić o „capsule wardrobe”, ale my, Polki, od dawna wiemy, że prawdziwa kapsuła to cebulka.  

  Gdyby jednak spojrzeć na to z nieco innej strony, to żadna inna pora roku nie pozwala tak eksperymentować z warstwami, fakturami i nastrojami. Sztruks, woskowana bawełna, skóra, zamsz, wełniane sploty i melanże – to wszystko pasuje do siebie idealnie.

  Dziś przedstawiam Wam cztery zestawy na cztery bardzo różne wersje tej samej jesieni. Przy okazji wykorzystuję dwie nowości od polskiej marki L37: zamszowa torebka i skórzane kowbojki ( z kodem: MLE20 dostaniecie -20% na wszystko, kod ważny tylko do 12.10). 

 

Jeśli w ciągu jednego dnia, dwie przypadkowo spotkane osoby pytają się Ciebie o to skąd masz torebkę, to znak, że dobrze wybrałaś. Do tego proste, wygodne kowbojki i najważniejsze dodatki na jesień już mam. 

kurtka ortalionowa – 303 Avenue

sukienka – MLE (stara kolekcja)

torebka – Bottega Veneta

skórzane kowbojki – L37

sweter – MLE

zamszowa torebka – L37

legginsy – Oysho

baletki – CHANEL

kurtka i sweter – MLE

zamszowa torebka – L37

kozaki – Massimo Dutti

spódnica – H&M

kurtka puchowa – MLE

skórzane kowbojki – L37

legginsy – Oysho

bluza – H&M

Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką Apimelium, Senelle, Wild Hill Coffee, Aruelle i zawiera lokowanie marki własnej. 

 

  Gdy tuż przed końcem września dopadły mnie jesienne smutki (w gruncie rzeczy wcale niezwiązane z porą roku), wyświechtane frazesy wydały mi się jakieś trafniejsze i mądrzejsze. „Skoro żadna roślina nie kwitnie na okrągło przez cały rok, to nie wymagaj czegoś takiego od samej siebie” – w uszach dudni mi ostatnio viralowy cytat z Instagrama. We wrześniu ciężko było mi znaleźć kompromis między swoimi rolami. Przegląd dziecięcej szafy, odkładanie na bok tego, co już za małe. Pranie mundurków, kupowanie bidonów, powrót do zbyt wczesnych poranków i codziennych zajęć dodatkowych, które każda mama musi wcisnąć w kalendarz. A do tego wiele zawodowych wyzwań i coraz wyższa poprzeczka. No i poczucie, że wcale nie przeskoczyłam tej poprzedniej. Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości co do tego, że nie można być idealną pod każdym względem?  

  Przypominam sobie o tym, dlaczego zawsze kochałam jesień. Bo właśnie nie wszystko musi być na błysk. Bo ludzie wpadają w pęd, więc łatwiej Ci uwierzyć, że nie mają czasu Cię oceniać. Bo porozrzucane buty i piórniki w przedpokoju to dowód, że życie wydarzyło się naprawdę. Jesień to czas, w którym można przestać gonić za światłem, skoro z każdym dniem będzie go coraz mniej. Gdy robi się ciemno i zimno, jakoś łatwiej docenić ten jeden gorący kubek herbaty z miodem, który ktoś dla nas zrobił. A czy lekcja wdzięczności nie jest właśnie tym, czego najbardziej dziś potrzebujemy? 

 

Zestaw z cyklu "włożyłam na szybko, bo musiałam podwieźć dzieci do przedszkola i tak już zostało do wieczora". Chodziłam tak cały wrzesień. 
T-shirt – Weekday // legginsy – Oysho // torebka – L37 // buty – New Balance // okulary – Shevoke // 
To tylko wizualizacje, ale już wiem, że będzie OK! Kochany Zespół architektów ze studia LOUD robi wszystko, aby przenieść na to poddasze świat z mojego Pinteresta ;). Czekamy tylko na przeprowadzkę rodziny gołębi i ruszamy :D. 
Jeśli miałyście do tej pory złe doświadczenia z architektami wnętrz, to ja gorąco polecam ekipę ze studia LOUD. Zrobiliśmy już wspólnie dwa remonty mojego mieszkania i teraz też urządzamy coś wspólnie, ale tym razem dla kogoś innego. I za każdym razem ta współpraca jest super :). Tymczasem schodzimy na ziemię i z wielkich, pięknych remontów i wizualizacji, przechodzimy płynnie do mniejszych zmian we wnętrzu – prania dywanu. Wiecie, jaka jest jedna z rzeczy, za które kocham mojego psa? Gdy wydaje mi się, że poniedziałek będzie ciężki, ale Portos pokazuje mi inną perspektywę i już parę minut po tym, gdy wytarza się w jasnym dywanie i czymś, co ukradkiem przywlókł ze spaceru, wiem, że ten poniedziałek sprzed kilku chwil nie był wcale taki zły. To taka lekcja "carpe diem" w psim wydaniu (a może raczej "carpet diem"?). //Czy kampania nad polskim wybrzeżem może okazać się kompletną klapą? Jak wiele rzeczy może się nie udać? Ja i reszta Zespołu MLE znamy już odpowiedzi na te pytania…Nasza fura już podjechała! Razem z Asią, Oliwią i Kasią Korszlą czekamy na resztę ekipy.To był jeden z najpiękniejszych świtów w moim życiu. Miks emocji, który mi wtedy towarzyszył, miał pewnie na to swój wpływ i podkolorował rzeczywistość.  1. Ale wracając do meritum: przeszkody zaczęły się od tego, gdy w nocy dowiedziałyśmy się, że jednak nie będziemy miały fryzjera, więc włosy pomogła mi zrobić Ola (która na co dzień zajmuje się u nas mediami społecznościowymi). Padło na nią, bo tylko ona wzięła ze sobą Dysona :). // 2. Udało nam się jakoś zapakować, ale meleks to nie to samo co profesjonalne studio. // 3. Czas rozłożyć garderobę na plaży! Skręcanie wieszaka na plaży i szukanie śrubek w piasku to właściwie coś, jak powrót do dzieciństwa. Co może pójść nie tak? // 4. No i po co przejmować się fryzurą, skoro meleks miał swój własny plan na moje włosy?  Grupka dziewczyn robi projekt na zaliczenie plastyki. A nie… to my i nasza wielkoformatowa kampania. Chaos i dezorganizacja to nieodłączny element procesu twórczego. Prawda? 1. Dziewczyny, wiem, że to tło to był mój pomysł, ale teraz czarno to widzę. // 2. Jak chmurka (chociaż tych na niebie tego dnia brakowało). Ten wyjątkowy model znajdziecie tutaj. // A to jest dla mnie stylizacja w stylu "gdyby Jackie Kennedy przyjechała jesienią nad polskie morze". Czy nie?  1. Co myślicie o tym modelu z łezką? // 2. Ponieważ mamy za mało atrakcji, na plan przyjechały właśnie trzy konie. // 3 i 4. Wiele projektów jest już dostępnych na naszej stronie. // "Na kozie kopyto, wełna lata w powietrzu, tło się przewraca na człowieków. Gdybyś Ty Portos wiedział, co tu się odwala". Wiecie, że ten sweter w ostatecznej wersji zobaczyłam dopiero tego dnia rano? Do sprzedaży wchodzi już w ten piątek.  1. Przez całe lato pogoda była jak w październiku, ale w dniu jesienno-zimowej kampanii akurat był upał. Także bardzo mi miło w tych moherowych kapturkach z szalikiem, czapkach i puchowych kurtkach. Swoją drogą – te dodatki to nowość i wiem, że je pokochacie. // 2. Nasze puchowe kurtki i płaszcze uzyskały certyfikat RDS. Zapewnia on, że puch i pierze pochodzą od kaczek i gęsi, którym zapewniono odpowiednie warunki przez cały okres hodowli. Certyfikat ten zyskał uznanie niezależnych organizacji prozwierzęcych, jednak trudność w jego pozyskaniu (i związane z tym wyższe koszty produkcji) sprawiają, że wciąż bardzo niewiele polskich marek może się nim poszczycić. Puchowe produkty marki MLE otrzymały oficjalny numer licencji (CU 1456815), dzięki któremu można sprawdzić, czy faktycznie mamy prawo posługiwać się tym certyfikatem (bo przecież wiemy, jak nieprzejrzysty jest rynek odzieżowy). // 

Jaki jest końcowy wniosek? Mimo przeszkód i niesprzyjających okoliczności wciąż uważamy, że polskie wybrzeże to najlepsze miejsce, aby zaprezentować nasze projekty. I to, co wydawało się prowizorką (a może po prostu nią było? :D) finalnie wyszło tak, jak sobie wymarzyłyśmy.

Kalendarz wejść modeli z kampanii, no i przede wszystkim zdjęcia, znajdziecie w tym wpisie na blogu.  A tu dalszy ciąg pracy. Może mniej widowiskowy, ale równie ważny co wielkie kampanie.  Morze, wiatr i sól zrobiły ze mnie wersję "before". Czas na etap "after".  Wybrzeże Półwyspu Helskiego jest mi bardzo bliskie. Wiąże się z nim wiele rodzinnych historii. Tych dobrych. Ale od zawsze uważałam, że poza sezonem to miejsce idealnie sprawdziłoby się jako plener do dobrego kryminału. Takiego z rodzinnymi tajemnicami, jakimś morderstwem i atmosferą małego miasteczka, w którym wszyscy wszystko wiedzą, jednak nikt niczego nie mówi wprost.  1. Wiem, że musiałyście długo czekać na kurtkę, ale już jest. Do tego w dwóch kolorach i w dwóch długościach. // 2. Jeśli pogoda w tym dniu byłaby piosenką, to padłoby na tę tutaj, którą słyszycie. Do tego kawałek placka wiśniowego i możemy ruszać, agencie Cooper. Kto z Was widząc wzburzone morze czuje spokój, a kto coś zupełnie odwrotnego? // 
Mokry pies, niczym żółte liście, nieodłączny wrześniowy element. Zatwierdzanie projektów, ustalanie warunków, nadrabianie mejli – czyli wszystko to, co możesz zrobić w piżamie. 

A jeśli wolicie polskie seriale, zamiast amerykańskiej klasyki to może "Scheda" przypadnie Wam do gustu? 

Jeśli jest w Polsce miejsce, w którym nawet najgorsza pogoda staje się idealnym plenerem dla nowej kolekcji MLE, to wiadomo, że może być to tylko i wyłącznie Pałac Ciekocinko.  Czy mamy zaledwie pięć minut, aby zamienić salon w pałacu w wymarzony jesienny showroom MLE? Być może.  Gdy okazuje się, że Twoja jesienna tablica na Pintereście istnieje naprawdę. Czy stresuję się tym, że lada moment wpadnie tu grupa przedstawicielek polskiej prasy, aby ocenić naszą kolekcję? Pomidor. Zgadniecie, który ze swetrów spodobał się najbardziej?Asia powtarza te dwa zdania, które musimy powiedzieć na forum. Ja nie powtarzam, bo wiem, że i tak nic nie zapamiętam. Bardzo (baaaaardzo) rzadko wychodzimy z Asią z naszej skorupki. Przez okrągły rok staramy się skupiać w stu procentach na tym, aby nasze produkty były idealne i pod koniec zapominamy niestety o tym, aby pochwalić się efektami pracy. A jednak zdarzają się takie okazje, jak ta. I chociaż obydwie się stresujemy, to potem jest nam tak miło, gdy widzimy Wasze pozytywne reakcje. To trochę tak, jakby nauczyciel chwalił Wasze dziecko :D.Nie wdając się w szczegóły, to co dziewczyny z @fashionvalleyagency wyczyniały dla nas, to jest po prostu magia. Wiem, że będę tego żałować, bo najlepsze kontakty trzeba trzymać dla siebie, ale te dziewczyny to niezwodność w każdym calu! Gdy dorosnę, chcę mieć taką agencję PR-ową jak Wasza ;). Co mam powiedzieć o tych dziewczynach? Mogę powiedzieć, że wszystkie, bez wyjątku, są cudowne. Które z nich znacie? W drodze na warsztaty zerkam jeszcze do stajni. Czyżby temu rumakowi wydawało się, że zgapiłam melanżowy wzór z jego sierści? Warsztaty w stajni. Chciałabym Wam teraz pokazać perfekcyjnie wykonany ścieg, ale moja robótka wygląda raczej jak kłak wypluty przez kota. Za to u Poli wygląda to rewelacyjnie. Jesteśmy marką produkującą najróżniejsze swetry, więc mamy z  przędzą – wspaniałą, ale nierzadko zaskakującą materią – kontakt na co dzień. I chociaż nie da się porównać pracy, jaką trzeba włożyć w sweter zrobiony ręcznie, do tego wykonanego w zakładzie dziewiarskim, to pewnie niewiele z Was wie, że wyprodukowanie jednego naszego swetra trwa nawet sześć godzin. No powiedzcie, czy może być lepsze rozpoczęcie jesieni?  Tak. Gorąca herbata się przyda.  Aj tam. Dziewczyny, trochę kropi. Jak dla mnie to idealna pogoda na plażę. 1. "Jenyyy Kasia, gdzie Ty ciągniesz te influ w taką pogodę?" // 2. "Pro tip" dla Was od mieszkanki znad morza: aby mieć całą plażę dla siebie, idź na nią w czasie deszczu. Nie dziękujcie. //  O tutaj.  1. No i wyszło słońce. // 2. W tej kolekcji nawet elegancki wełniany żakiet może ulec transformacji i stać się idealną opcją na sztorm. // Pogoda na opalanie trochę średnia, ale można przycupnąć i popatrzeć na sztorm. Kto słucha Karoliny?Pola w naszym total looku. Odpowiadając zbiórczo na pytania, o to, czy te wszystkie kapturki, czapki i chustki są od nas: tak. Pierwszy kolor jest już w sprzedaży. Tu możecie zerknąć na wszystkie dostępne obecnie modele Powiedzmy, że to, co dzieje się w Pałacu Ciekocinko, zostaje w Pałacu Ciekocinko. Ja, pies, laptop i dziewięć kubków herbaty. Ta środa to dla mnie ciąg dalszy wyłażenia z nory o wdzięcznej nazwie "Premiera kolekcji w MLE". Przez ostatnie kilka dni praca nad nową kolekcją odbywała się w takim tempie, że ciężko było mi nawet na spokojnie ocenić efekty. To nie tylko ostatnie etapy projektowania czy produkcji, ale też masa niezliczonych drobiazgów, takich jak opisy produktów na stronie, przygotowywanie prasówki, planowanie publikacji na mediach społecznościowych, spinanie premier z kalendarzem produkcji czy najnudniejsze z najnudniejszych – umowy, formalności, analiza danych. Wszystko na już, a najlepiej na wczoraj. Po całym tym pięknym kreatywnym procesie trzeba się też upewnić, czy na końcu komukolwiek się to opłacało. "​Your email found me here." 

Dużo było tych wyjazdów we wrześniu z MLE, więc doceniałam, jak nigdy, te nieliczne dni, kiedy mogłam być w pracy będąc jednocześnie w domu. W jakimś sensie wspominałam wtedy wakacje – gdy jestem bez makijażu posłonoczne przebarwienia przypominają mi o tym, jak często zapominałam użyć SPF-u. Na szczęście w ostatnim czasie nauka poszła w tym temacie bardzo mocno do przodu. Kubek rumianku i intensywnie rozjaśniające serum na przebarwienia od Senelle. Ten kosmetyk to rewolucja w walce z plamkami i przebarwieniami posłonecznymi oraz potrądzikowymi. Dzięki unikalnej formule wzbogaconej o Potrójną dawkę witaminy C, Azeloglicynę, Alfa-arbutynę oraz inne składniki aktywne, serum: widocznie redukuje przebarwienia i niedoskonałości. Do tego głęboko nawilża i odżywia, przywracając naturalny blask i witalność (95% kobiet to potwierdziło – ale czy ich skóra widziała tyle słońca co Twoja? Nie wierz liczbom, sprawdź i sama się przekonaj). Kod MLE daje 20% rabatu na wszystkie produkty w sklepie Senelle. 
Kolejne pomysły Oli na nasze media społecznościowe. Na szczęście obydwie pracujemy i konsultujemy się zdalnie w szlafrokach. A był taki czas, że przestałam lubić golfy…Gdy cieszyłaś się, że przetrwałaś wrześniowe poranki, ale pierwszego października orientujesz się, że w tym miesiącu będziesz robić dokładnie to samo. TYLE ŻE PO CIEMKU. Bez dobrej kawy ani rusz! U mnie to już od lat "Pocałunek słońca w Jaen" i  "Sen o La Jacoba" od Wild Hill Coffee. Kawa od Wild Hill Coffee to jakość "specialty", która oznacza najwyższy standard kawy, gdzie ziarna otrzymują minimum 80 punktów na 100 według skali Specialty Coffee Association (SCA). Taka kawa charakteryzuje się brakiem wad, unikatowym profilem smakowym, transparentnym pochodzeniem (najczęściej z konkretnej plantacji) oraz jest świeżo palona i świeża od ostatniego zbioru. Cały proces produkcji, od uprawy po palenie i parzenie, jest restrykcyjnie kontrolowany, by zapewnić perfekcyjną jakość. Jest też przebadana pod kątem szkodliwych substancji.  

Kod KT1025, ważny do końca października, da Wam 10% na wszystkie kawy nie objęte promocją. Jeśli kochacie ją pić tak jak ja, to nie wybierajcie przypadko i zadbajcie o to, aby Was nie truła.Poranne rytuały w kolorze brązowym.Ojeeej… chyba jestem bardzo niewyspana skoro widzę tu ziarna kawy. Przyznać się, Drogie Mamy – która musiała zbierać kasztany na piętnaście minut przed zajęciami w szkole/przedszkolu, bo Wasza pociecha zapomniała Wam powiedzieć? Brąz to podobno kolor sezonu, ale według mnie to od zawsze po prostu kolor jesieni. A w tej pidżamie czuję się trochę jak Winston Churchill. Myślę, że spodobałby mu się ten wzór. Moja piżama jest od ARUELLE. Podobnie jak ten pasiasty szlafrok, który widziałyście wyżej. Jeśli te modele wpadły Wam w oko, to mam dla Was kod rabatowy, który daje 20% rabatu – wystarczy, że użyjecie kodu KASIA20 (jest ważny przez tydzień; nie obejmuje produktów przecenionych ani kart podarunkowych i nie łączy się z innymi promocjami – działa również na nową kolekcję).  Zamiast rosołu – rozgrzewająca zupa dyniowa. Komu słoik?
No i nadszedł ten dzień, gdy jednak nie moge chodzić po domu w pidżamach i szlafrokach. Zdjęcia produktowe do MLE czas zacząć. I jak tu nie kochać tego swetra? To nasz absolutny bestseller sezonu. 
Nasza ulubiona zabawa w czasie, gdy często wyjeżdżamy – szukanie paczek. Czasem dostajesz mapę skarbów i wiesz gdzie szukać, czasem znajdujesz paczkę w ogrodzie sąsiadów, a czasem okazuje się, że została skradziona razem z samochodem. Ale ta od Apimelium na szczęście się znalazła i jest cała!

1. Czy to Paulinie jest we wszystkim dobrze, czy to rzeczy MLE są takie super? // 2. Pierwszy dzień w puchówce już za mną.  // 
Monika! Mam miód do herbaty! Możemy wyłączyć piekarnik i farelkę i wyjść spod koców!Paczki zebrane, kasztany i jesienne liście na zajęcia z plastyki też. No i jak zawsze te miodowe krówki, które kuszą przy otwieraniu przesyłki…

A tak serio – Apimelium to już nasz jesienny rytuał. Nie wyobrażam sobie października (listopada, grudnia, stycznia i lutego też!) bez miodów. Z kodem MLE otrzymacie 5% rabatu na wszystko (do 10 października). 

Czary mary, hokus pokus, były cztery krówki miodowe, a są tylko trzy. 

Daję Wam tydzień w mojej kuchni. 

Robimy ludziki z kasztanów? Taaak! To znaczy, że kto je będzie robił? Mamaaa!

Nic mnie tak nie przywołuje do porządku i nie pomaga nabrać dystansu, co zajrzenie do dziecięcego świata. Ciocia Ola dała nam piękny prezent – kolejne części "Martynki", czy opowiadań, które kochają moje dzieci, i które kochałam ja, gdy byłam małą dziewczynką. 

Kto by się spodziewał, że jednak coś na tym grzybobraniu znajdziemy?!

Nie wszyscy jesteśmy gotowi na to, aby zwolnić. Ale jeśli pojawia się w Was taka myśl, to w Folwarku Jackowo pomogą Wam ją przekuć w czyn. 

Styl „angielskiej wsi” to podobno gigatrend sezonu. A ja cały czas pamiętam, że te wszystkie kalosze, woskowane kurtki, wełniane swetry pojawiły się przede wszystkim dlatego, bo nie trzeba się w takich rzeczach bać brudu i różnych zapachów w stajni. Każdy, kto nosił te rzeczy z powodu ich funkcjonalności wie, że prawdziwy luksus to nie stylizacja, a sucha skarpeta po spacerze w błocie ;).  

W minioną niedzielę był pierwszy, od dziesięcioleci, galop bez nadzoru. Czy przede mną też wielki powrót do jazdy w terenie? :)

Babie lato na Kaszubach. Taka nasza ciepła kołdra między wakacjami a jesienią. Nawet jeśli już nie wróci do nas w tym roku, to przed nami październik – miesiąc, który udowadnia, że przemijanie też może być pełne uroku. Dziękuję Wam za uwagę – co to za luksus móc dzielić się z Wami moimi myślami!

 

*  *  *