Whatever purpose – business or pleasure – traveling can be a real torture for our body. After two days spent out and about, my skin was irritated, dry and the condition of my nails were scandalous. Few weeks of traveling between home and hotels definitely upgraded (at least a bit ;)) my packing skills. Hopefully on my future trips I won’t be constantly leaving something behind and my skin condition will be kept on optimal level. If you are curious about my insights, read today’s post. :)
Podróżowanie, nieważne czy w celach zawodowych czy prywatnych, to prawdziwa męczarnia dla naszego ciała. Po dwóch dniach spędzonych poza domem moja skóra była zwykle podrażniona, wysuszona, a stan paznokci wołał o pomstę do nieba. Kilka tygodni kursowania między domem a hotelami sprawiło, że moje umiejętności pakowania opanowałam (prawie;)) do perfekcji i wiem, że na kolejnych wyjazdach nie będę co pięć minut przypominać sobie czego zapomniałam zabrać ze sobą, a kondycja mojej skóry będzie się utrzymywać na optymalnym poziomie :). Jeśli jesteście ciekawi moich spotrzeżeń, to zapraszam do przeczytania tego wpisu :).
Głównym źródłem naszych problemów w trakcie podróży jest zmiana wody, którą myjemy twarz. Na mojej skórze natychmiast widoczne było podrażnienie (zaczerwienienie i uczucie ściągnięcia), a nakładane później kremy tylko pogarszały ten stan. Do podróżnej kosmetyczki wkładam więc krem hipoalergiczny (Biały Jeleń), bo łagodzi podrażnienia. Na noc, po długim i wyczerpującym dniu, nakładam trochę grubszą warstwę (jeśli również macie problemy z podrażnioną skórą to wypróbujcie koniecznie płyn micelarny i żel do mycia ciała z tej firmy).
Unikałabym korzystania z hotelowych kosmetyków (chyba, że nocujemy w Ritzu ;)), zwykle są one naprawdę marnej jakości. Lepiej zabierać ze sobą miniturowe wersje kosmetyków lub próbki z drogerii. To świetne rozwiązanie w przypadku żeli do mycia ciała, szamponów, czy odżywek do włosów bo te produkty są zwykle sprzedawane w dużych opakowaniach. W mojej kosmetyczce znalazło się równiez miejsce dla miniaturowych nożyczek i podstawowego zestawu nici.
Steamcream zabieram nie tylko na dłuższe wyjazdy. Praktycznie zawsze mam go ze sobą w torebce bo jego zastosowanie jest bardzo szerokie. Pojemność jest na tyle mała, że mogę go wziąć ze sobą do samolotu (w trakcie lotów nasza skóra wysusza się najbardziej). Steamcream nie jest tylko zwykłym kremem nawilżającym – produkuje się go przy pomocy strumienia pary, dzięki czemu cząsteczki w nim zawarte dużo łatwiej przedostają sie do naszej skóry. Możemy go używać jako krem do ciała, rąk, a nawet twarzy (zawiera między innymi wodę z kwiatu pomarańczy, owies i olejek migdałowy).
Jeśli któraś z Was byłaby zainteresowana zakupem tego produktu, to mam dla Was kod rabatowy uprawniający do zakupu kremu za 50 złotych (regularna cena to 62 złote) w sklepie Naturmedicin. Wystarczy wpisać KASIASTEAMCREAM w trakcie dokonywania zakupu (nie zapomnijcie wybrać opakowania – w ofercie jest wiele możliwości).
No dobrze … kapcie być może nie pielęgnują skóry, ale pomagają mi poczuć się w jak domu, nawet w najdalszym miejscu na ziemi :).
Do walizki pakuję zwykle trzy kosmetyczki. W pierwszej i największej, znajdują się kosmetyki pięlęgnacyjne (szampony, odżywki, płyn do demakijażu, kremy itd.), w drugiej produkty do makijażu, a trzecia to mój podróżny zestaw do manicure. Czarny kuferek, który widzicie na zdjęciu to prezent od Chanel (blogerki mają zdecydowanie za dobrze – o mało nie zapiszczałam, gdy oglądałam jego zawartość po raz pierwszy), ale nim trafił w moje ręce udało mi się samej skompletować najważniejsze elementy: zmywacz, pilnik, polerka o bardzo drobnej fakturze (wygładzimy nim rozdwajające się paznokcie), lakier w kolorze, którego używamy w danym czasie (przyda się w przypadku małych poprawek).
A jeśli macie sprawdzone sposoby na pięlegnację skóry w trakcie wyjazdów, to proszę, podzielcie się nimi w komentarzach! :)
Miłego dnia!
Komentarze