Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką Apimelium, Senelle, Wild Hill Coffee, Aruelle i zawiera lokowanie marki własnej. 

 

  Gdy tuż przed końcem września dopadły mnie jesienne smutki (w gruncie rzeczy wcale niezwiązane z porą roku), wyświechtane frazesy wydały mi się jakieś trafniejsze i mądrzejsze. „Skoro żadna roślina nie kwitnie na okrągło przez cały rok, to nie wymagaj czegoś takiego od samej siebie” – w uszach dudni mi ostatnio viralowy cytat z Instagrama. We wrześniu ciężko było mi znaleźć kompromis między swoimi rolami. Przegląd dziecięcej szafy, odkładanie na bok tego, co już za małe. Pranie mundurków, kupowanie bidonów, powrót do zbyt wczesnych poranków i codziennych zajęć dodatkowych, które każda mama musi wcisnąć w kalendarz. A do tego wiele zawodowych wyzwań i coraz wyższa poprzeczka. No i poczucie, że wcale nie przeskoczyłam tej poprzedniej. Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości co do tego, że nie można być idealną pod każdym względem?  

  Przypominam sobie o tym, dlaczego zawsze kochałam jesień. Bo właśnie nie wszystko musi być na błysk. Bo ludzie wpadają w pęd, więc łatwiej Ci uwierzyć, że nie mają czasu Cię oceniać. Bo porozrzucane buty i piórniki w przedpokoju to dowód, że życie wydarzyło się naprawdę. Jesień to czas, by przestać gonić za światłem, skoro z każdym dniem będzie go coraz mniej. Gdy robi się ciemno i zimno, jakoś łatwiej docenić ten jeden gorący kubek herbaty z miodem, który ktoś dla nas zrobił. A czy lekcja wdzięczności nie jest właśnie tym, czego najbardziej dziś potrzebujemy? 

 

Zestaw z cyklu "włożyłam na szybko, bo musiałam podwieźć dzieci do przedszkola i tak już zostało do wieczora". Chodziłam tak cały wrzesień. 
T-shirt – Weekday // legginsy – Oysho // torebka – L37 // buty – New Balance // okulary – Shevoke // 
To tylko wizualizacje, ale już wiem, że będzie OK! Kochany Zespół architektów ze studia LOUD robi wszystko, aby przenieść na to poddasze świat z mojego Pinteresta ;). Czekamy tylko na przeprowadzkę rodziny gołębi i ruszamy :D. 
Jeśli miałyście do tej pory złe doświadczenia z architektami wnętrz, to ja gorąco polecam ekipę ze studia LOUD. Zrobiliśmy już wspólnie dwa remonty mojego mieszkania i teraz też urządzamy coś wspólnie, ale tym razem dla kogoś innego. I za każdym razem ta współpraca jest super :). Tymczasem schodzimy na ziemię i z wielkich, pięknych remontów i wizualizacji, przechodzimy płynnie do mniejszych zmian we wnętrzu – prania dywanu. Wiecie, jaka jest jedna z rzeczy, za które kocham mojego psa? Gdy wydaje mi się, że poniedziałek będzie ciężki, ale Portos pokazuje mi inną perspektywę i już parę minut po tym, gdy wytarza się w jasnym dywanie i czymś, co ukradkiem przywlókł ze spaceru, wiem, że ten poniedziałek sprzed kilku chwil nie był wcale taki zły. To taka lekcja "carpe diem" w psim wydaniu (a może raczej "carpet diem"?). //Czy kampania nad polskim wybrzeżem może okazać się kompletną klapą? Jak wiele rzeczy może się nie udać? Ja i reszta Zespołu MLE znamy już odpowiedzi na te pytania…Nasza fura już podjechała! Razem z Asią, Oliwią i Kasią Korszlą czekamy na resztę ekipy.To był jeden z najpiękniejszych świtów w moim życiu. Miks emocji, który mi wtedy towarzyszył, miał pewnie na to swój wpływ i podkolorował rzeczywistość.  1. Ale wracając do meritum: przeszkody zaczęły się od tego, gdy w nocy dowiedziałyśmy się, że jednak nie będziemy miały fryzjera, więc włosy pomogła mi zrobić Ola (która na co dzień zajmuje się u nas mediami społecznościowymi). Padło na nią, bo tylko ona wzięła ze sobą Dysona :). // 2. Udało nam się jakoś zapakować, ale meleks to nie to samo co profesjonalne studio. // 3. Czas rozłożyć garderobę na plaży! Skręcanie wieszaka na plaży i szukanie śrubek w piasku to właściwie coś, jak powrót do dzieciństwa. Co może pójść nie tak? // 4. No i po co przejmować się fryzurą, skoro meleks miał swój własny plan na moje włosy?  Grupka dziewczyn robi projekt na zaliczenie plastyki. A nie… to my i nasza wielkoformatowa kampania. Chaos i dezorganizacja to nieodłączny element procesu twórczego. Prawda? 1. Dziewczyny, wiem, że to tło to był mój pomysł, ale teraz czarno to widzę. // 2. Jak chmurka (chociaż tych na niebie tego dnia brakowało). Ten wyjątkowy model znajdziecie tutaj. // A to jest dla mnie stylizacja w stylu "gdyby Jackie Kennedy przyjechała jesienią nad polskie morze". Czy nie?  1. Co myślicie o tym modelu z łezką? // 2. Ponieważ mamy za mało atrakcji, na plan przyjechały właśnie trzy konie. // 3 i 4. Wiele projektów jest już dostępnych na naszej stronie. // "Na kozie kopyto, wełna lata w powietrzu, tło się przewraca na człowieków. Gdybyś Ty Portos wiedział, co tu się odwala". Wiecie, że ten sweter w ostatecznej wersji zobaczyłam dopiero tego dnia rano? Do sprzedaży wchodzi już w ten piątek.  1. Przez całe lato pogoda była jak w październiku, ale w dniu jesienno-zimowej kampanii akurat był upał. Także bardzo mi miło w tych moherowych kapturkach z szalikiem, czapkach i puchowych kurtkach. Swoją drogą – te dodatki to nowość i wiem, że je pokochacie. // 2. Nasze puchowe kurtki i płaszcze uzyskały certyfikat RDS. Zapewnia on, że puch i pierze pochodzą od kaczek i gęsi, którym zapewniono odpowiednie warunki przez cały okres hodowli. Certyfikat ten zyskał uznanie niezależnych organizacji prozwierzęcych, jednak trudność w jego pozyskaniu (i związane z tym wyższe koszty produkcji) sprawiają, że wciąż bardzo niewiele polskich marek może się nim poszczycić. Puchowe produkty marki MLE otrzymały oficjalny numer licencji (CU 1456815), dzięki któremu można sprawdzić, czy faktycznie mamy prawo posługiwać się tym certyfikatem (bo przecież wiemy, jak nieprzejrzysty jest rynek odzieżowy). // 

Jaki jest końcowy wniosek? Mimo przeszkód i niesprzyjających okoliczności wciąż uważamy, że polskie wybrzeże to najlepsze miejsce, aby zaprezentować nasze projekty. I to, co wydawało się prowizorką (a może po prostu nią było? :D) finalnie wyszło tak, jak sobie wymarzyłyśmy.

Kalendarz wejść modeli z kampanii, no i przede wszystkim zdjęcia, znajdziecie w tym wpisie na blogu.  A tu dalszy ciąg pracy. Może mniej widowiskowy, ale równie ważny co wielkie kampanie.  Morze, wiatr i sól zrobiły ze mnie wersję "before". Czas na etap "after".  Wybrzeże Półwyspu Helskiego jest mi bardzo bliskie. Wiąże się z nim wiele rodzinnych historii. Tych dobrych. Ale od zawsze uważałam, że poza sezonem to miejsce idealnie sprawdziłoby się jako plener do dobrego kryminału. Takiego z rodzinnymi tajemnicami, jakimś morderstwem i atmosferą małego miasteczka, w którym wszyscy wszystko wiedzą, jednak nikt niczego nie mówi wprost.  1. Wiem, że musiałyście długo czekać na kurtkę, ale już jest. Do tego w dwóch kolorach i w dwóch długościach. // 2. Jeśli pogoda w tym dniu byłaby piosenką, to padłoby na tę tutaj, którą słyszycie. Do tego kawałek placka wiśniowego i możemy ruszać, agencie Cooper. Kto z Was widząc wzburzone morze czuje spokój, a kto coś zupełnie odwrotnego? // 
Mokry pies, niczym żółte liście, nieodłączny wrześniowy element. Zatwierdzanie projektów, ustalanie warunków, nadrabianie mejli – czyli wszystko to, co możesz zrobić w piżamie. 

A jeśli wolicie polskie seriale, zamiast amerykańskiej klasyki to może "Scheda" przypadnie Wam do gustu? 

Jeśli jest w Polsce miejsce, w którym nawet najgorsza pogoda staje się idealnym plenerem dla nowej kolekcji MLE, to wiadomo, że może być to tylko i wyłącznie Pałac Ciekocinko.  Czy mamy zaledwie pięć minut, aby zamienić salon w pałacu w wymarzony jesienny showroom MLE? Być może.  Gdy okazuje się, że Twoja jesienna tablica na Pintereście istnieje naprawdę. Czy stresuję się tym, że lada moment wpadnie tu grupa przedstawicielek polskiej prasy, aby ocenić naszą kolekcję? Pomidor. Zgadniecie, który ze swetrów spodobał się najbardziej?Asia powtarza te dwa zdania, które musimy powiedzieć na forum. Ja nie powtarzam, bo wiem, że i tak nic nie zapamiętam. Bardzo (baaaaardzo) rzadko wychodzimy z Asią z naszej skorupki. Przez okrągły rok staramy się skupiać w stu procentach na tym, aby nasze produkty były idealne i pod koniec zapominamy niestety o tym, aby pochwalić się efektami pracy. A jednak zdarzają się takie okazje, jak ta. I chociaż obydwie się stresujemy, to potem jest nam tak miło, gdy widzimy Wasze pozytywne reakcje. To trochę tak, jakby nauczyciel chwalił Wasze dziecko :D.Nie wdając się w szczegóły, to co dziewczyny z @fashionvalleyagency wyczyniały dla nas, to jest po prostu magia. Wiem, że będę tego żałować, bo najlepsze kontakty trzeba trzymać dla siebie, ale te dziewczyny to niezwodność w każdym calu! Gdy dorosnę, chcę mieć taką agencję PR-ową jak Wasza ;). Co mam powiedzieć o tych dziewczynach? Mogę powiedzieć, że wszystkie, bez wyjątku, są cudowne. Które z nich znacie? W drodze na warsztaty zerkam jeszcze do stajni. Czyżby temu rumakowi wydawało się, że zgapiłam melanżowy wzór z jego sierści? Warsztaty w stajni. Chciałabym Wam teraz pokazać perfekcyjnie wykonany ścieg, ale moja robótka wygląda raczej jak kłak wypluty przez kota. Za to u Poli wygląda to rewelacyjnie. Jesteśmy marką produkującą najróżniejsze swetry, więc mamy z  przędzą – wspaniałą, ale nierzadko zaskakującą materią – kontakt na co dzień. I chociaż nie da się porównać pracy, jaką trzeba włożyć w sweter zrobiony ręcznie, do tego wykonanego w zakładzie dziewiarskim, to pewnie niewiele z Was wie, że wyprodukowanie jednego naszego swetra trwa nawet sześć godzin. No powiedzcie, czy może być lepsze rozpoczęcie jesieni?  Tak. Gorąca herbata się przyda.  Aj tam. Dziewczyny, trochę kropi. Jak dla mnie to idealna pogoda na plażę. 1. "Jenyyy Kasia, gdzie Ty ciągniesz te influ w taką pogodę?" // 2. "Pro tip" dla Was od mieszkanki znad morza: aby mieć całą plażę dla siebie, idź na nią w czasie deszczu. Nie dziękujcie. //  O tutaj.  1. No i wyszło słońce. // 2. W tej kolekcji nawet elegancki wełniany żakiet może ulec transformacji i stać się idealną opcją na sztorm. // Pogoda na opalanie trochę średnia, ale można przycupnąć i popatrzeć na sztorm. Kto słucha Karoliny?Pola w naszym total looku. Odpowiadając zbiórczo na pytania, o to, czy te wszystkie kapturki, czapki i chustki są od nas: tak. Pierwszy kolor jest już w sprzedaży. Tu możecie zerknąć na wszystkie dostępne obecnie modele Powiedzmy, że to, co dzieje się w Pałacu Ciekocinko, zostaje w Pałacu Ciekocinko. Ja, pies, laptop i dziewięć kubków herbaty. Ta środa to dla mnie ciąg dalszy wyłażenia z nory o wdzięcznej nazwie "Premiera kolekcji w MLE". Przez ostatnie kilka dni praca nad nową kolekcją odbywała się w takim tempie, że ciężko było mi nawet na spokojnie ocenić efekty. To nie tylko ostatnie etapy projektowania czy produkcji, ale też masa niezliczonych drobiazgów, takich jak opisy produktów na stronie, przygotowywanie prasówki, planowanie publikacji na mediach społecznościowych, spinanie premier z kalendarzem produkcji czy najnudniejsze z najnudniejszych – umowy, formalności, analiza danych. Wszystko na już, a najlepiej na wczoraj. Po całym tym pięknym kreatywnym procesie trzeba się też upewnić, czy na końcu komukolwiek się to opłacało. "​Your email found me here." 

Dużo było tych wyjazdów we wrześniu z MLE, więc doceniałam, jak nigdy, te nieliczne dni, kiedy mogłam być w pracy będąc jednocześnie w domu. W jakimś sensie wspominałam wtedy wakacje – gdy jestem bez makijażu posłonoczne przebarwienia przypominają mi o tym, jak często zapominałam użyć SPF-u. Na szczęście w ostatnim czasie nauka poszła w tym temacie bardzo mocno do przodu. Kubek rumianku i intensywnie rozjaśniające serum na przebarwienia od Senelle. Ten kosmetyk to rewolucja w walce z plamkami i przebarwieniami posłonecznymi oraz potrądzikowymi. Dzięki unikalnej formule wzbogaconej o Potrójną dawkę witaminy C, Azeloglicynę, Alfa-arbutynę oraz inne składniki aktywne, serum: widocznie redukuje przebarwienia i niedoskonałości. Do tego głęboko nawilża i odżywia, przywracając naturalny blask i witalność (95% kobiet to potwierdziło – ale czy ich skóra widziała tyle słońca co Twoja? Nie wierz liczbom, sprawdź i sama się przekonaj). Kod MLE daje 20% rabatu na wszystkie produkty w sklepie Senelle. 
Kolejne pomysły Oli na nasze media społecznościowe. Na szczęście obydwie pracujemy i konsultujemy się zdalnie w szlafrokach. A był taki czas, że przestałam lubić golfy…Gdy cieszyłaś się, że przetrwałaś wrześniowe poranki, ale pierwszego października orientujesz się, że w tym miesiącu będziesz robić dokładnie to samo. TYLE ŻE PO CIEMKU. Bez dobrej kawy ani rusz! U mnie to już od lat "Pocałunek słońca w Jaen" i  "Sen o La Jacoba" od Wild Hill Coffee. Kawa od Wild Hill Coffee to jakość "specialty", która oznacza najwyższy standard kawy, gdzie ziarna otrzymują minimum 80 punktów na 100 według skali Specialty Coffee Association (SCA). Taka kawa charakteryzuje się brakiem wad, unikatowym profilem smakowym, transparentnym pochodzeniem (najczęściej z konkretnej plantacji) oraz jest świeżo palona i świeża od ostatniego zbioru. Cały proces produkcji, od uprawy po palenie i parzenie, jest restrykcyjnie kontrolowany, by zapewnić perfekcyjną jakość. Jest też przebadana pod kątem szkodliwych substancji.  

Kod KT1025, ważny do końca października, da Wam 10% na wszystkie kawy nie objęte promocją. Jeśli kochacie ją pić tak jak ja, to nie wybierajcie przypadko i zadbajcie o to, aby Was nie truła.Poranne rytuały w kolorze brązowym.Ojeeej… chyba jestem bardzo niewyspana skoro widzę tu ziarna kawy. Przyznać się, Drogie Mamy – która musiała zbierać kasztany na piętnaście minut przed zajęciami w szkole/przedszkolu, bo Wasza pociecha zapomniała Wam powiedzieć? Brąz to podobno kolor sezonu, ale według mnie to od zawsze po prostu kolor jesieni. A w tej pidżamie czuję się trochę jak Winston Churchill. Myślę, że spodobałby mu się ten wzór. Moja piżama jest od ARUELLE. Podobnie jak ten pasiasty szlafrok, który widziałyście wyżej. Jeśli te modele wpadły Wam w oko, to mam dla Was kod rabatowy, który daje 20% rabatu – wystarczy, że użyjecie kodu KASIA20 (jest ważny przez tydzień; nie obejmuje produktów przecenionych ani kart podarunkowych i nie łączy się z innymi promocjami – działa również na nową kolekcję).  Zamiast rosołu – rozgrzewająca zupa dyniowa. Komu słoik?
No i nadszedł ten dzień, gdy jednak nie moge chodzić po domu w pidżamach i szlafrokach. Zdjęcia produktowe do MLE czas zacząć. I jak tu nie kochać tego swetra? To nasz absolutny bestseller sezonu. 
Nasza ulubiona zabawa w czasie, gdy często wyjeżdżamy – szukanie paczek. Czasem dostajesz mapę skarbów i wiesz gdzie szukać, czasem znajdujesz paczkę w ogrodzie sąsiadów, a czasem okazuje się, że została skradziona razem z samochodem. Ale ta od Apimelium na szczęście się znalazła i jest cała!

1. Czy to Paulinie jest we wszystkim dobrze, czy to rzeczy MLE są takie super? // 2. Pierwszy dzień w puchówce już za mną.  // 
Monika! Mam miód do herbaty! Możemy wyłączyć piekarnik i farelkę i wyjść spod koców!Paczki zebrane, kasztany i jesienne liście na zajęcia z plastyki też. No i jak zawsze te miodowe krówki, które kuszą przy otwieraniu przesyłki…

A tak serio – Apimelium to już nasz jesienny rytuał. Nie wyobrażam sobie października (listopada, grudnia, stycznia i lutego też!) bez miodów. Z kodem MLE otrzymacie 5% rabatu na wszystko (do 10 października). 

Czary mary, hokus pokus, były cztery krówki miodowe, a są tylko trzy. 

Daję Wam tydzień w mojej kuchni. 

Robimy ludziki z kasztanów? Taaak! To znaczy, że kto je będzie robił? Mamaaa!

Nic mnie tak nie przywołuje do porządku i nie pomaga nabrać dystansu, co zajrzenie do dziecięcego świata. Ciocia Ola dała nam piękny prezent – kolejne części "Martynki", czy opowiadań, które kochają moje dzieci, i które kochałam ja, gdy byłam małą dziewczynką. 

Kto by się spodziewał, że jednak coś na tym grzybobraniu znajdziemy?!

Nie wszyscy jesteśmy gotowi na to, aby zwolnić. Ale jeśli pojawia się w Was taka myśl, to w Folwarku Jackowo pomogą Wam ją przekuć w czyn. 

Styl „angielskiej wsi” to podobno gigatrend sezonu. A ja cały czas pamiętam, że te wszystkie kalosze, woskowane kurtki, wełniane swetry pojawiły się przede wszystkim dlatego, bo nie trzeba się w takich rzeczach bać brudu i różnych zapachów w stajni. Każdy, kto nosił te rzeczy z powodu ich funkcjonalności wie, że prawdziwy luksus to nie stylizacja, a sucha skarpeta po spacerze w błocie ;).  

W minioną niedzielę był pierwszy, od dziesięcioleci, galop bez nadzoru. Czy przede mną też wielki powrót do jazdy w terenie? :)

Babie lato na Kaszubach. Taka nasza ciepła kołdra między wakacjami a jesienią. Nawet jeśli już nie wróci do nas w tym roku, to przed nami październik – miesiąc, który udowadnia, że przemijanie też może być pełne uroku. Dziękuję Wam za uwagę – co to za luksus móc dzielić się z Wami moimi myślami!

 

*  *  *

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką Veoli Botanica, platformą do nauki angielskiego Akcent oraz zawiera lokowanie marki własnej. 

 

  Koniec wakacji. Dzieci w domu ze mną, przez okrągły miesiąc. Narzuciły zmianę rutyny, do której ledwo zdążyłam się przyzwyczaić. Z tyłu głowy wciąż pojawiają się myśli, że jeśli dobrze wykorzystam te ostatnie dni wakacji i przygotuję się ze wszystkim, jak na perfekcjonistkę przystało, to wrzesień zacznie się gładko, jak dotyk piasku na sopockiej plaży.  

  Sierpień to ambiwalencja w rozkwicie. Radość i smutek jednocześnie. Pełna mobilizacja przed nowym sezonem i totalne rozbestwienie, bo przecież trzeba korzystać, póki można. Prawdziwa niedziela wśród miesięcy. Pisząc to z perspektywy pierwszych wrześniowych dni, beztroskie kadry z wakacyjnej podróży wydają się wyjątkowo odległe. Ale od czego mam ten album tutaj? Zaparzcie sobie herbaty i wejdźmy spokojnie w tę jesień, nim rozpędzi się na całego. 

 

Sierpień stał pod znakiem obrazów. Jeden zawitał do naszego domu, niezliczone ilości naprodukowały moje dzieci (przyznajcie się, przechowujecie twórczość swoich pociech? Czy może jednak recykling? :)), ja z kolei przeszukałam internet, aby znaleźć chociaż kilka dzieł, które mnie poruszą i zainspirują do tworzenia kierunku dla MLE na kolejny sezon. 

O ten plakat miałam mnóstwo pytań, więc zdradzę, że to marka Desenio, a plakat jest autorstwa Merel Takken (powstał w ramach "Art for a Cause", akcji Desenio i The Art Therapy Project, czyli nowojorskiej organizacji non-profit, która zapewnia bezpłatną grupową terapię przez sztukę w bezpiecznym środowisku). 

"Kasia, Ty jako mieszkanka Sopotu, pewnie codziennie byłaś w sierpniu na plaży, prawda?"

"W sierpniu raczej nie, ale we wrześniu: kto wie?"

Ale gdy już się na tej plaży pojawiłam, to raczej nie w kostiumie kąpielowym ;). Ten zestaw znajdziecie tutaj

Jeden rzut oka na to zdjęcie i pewnie wiecie, gdzie mnie wywiało… Prowansja!

1. Odcisk muszelki, który znaleźliśmy w ruinach domu Juliusza Cezara. // 2. Wakacje, na których nauczyłaś się pływać i zaczynałaś dzień od wspinaczki na drzewo. // 3. Zielone frytki for life. // 4. Moja toaletka, przy której robiłam makijaż. // 

Gordes i szybsze bicie serca, gdy stoję na wprost restauracji z ukochanego filmu. Zgadniecie jaki ma tytuł?

1. Typowy prowansalski garaż ;). // 2. Niepopularna opinia: nie wierzę w horoskopy, układy Merkurego, wróżki. Ale gdy widzę spadającą gwiazdę, to zawsze mnie to rusza. Dwa lata temu jedną widziałam, i życzenie póki co się spełnia. A w sierpniu znów mieliśmy noc Perseidów – moment, w którym najłatwiej dostrzec spadające gwiazdy. Jeśli macie jakieś życzenia, patrzcie w górę, gdy zajdzie słońce. // 

Oby do następnego (dobrego) roku!

​1. Wzgórza przy Gordes. // 2. Plakat opisujący tradycyjne i opatentowane prowansalskie wzory tkanin. // ​

Dotarliśmy na szczyt góry, świetnie znanej wszystkim fanom kolarstwa i Tour de France – Mont Ventoux. Dzieci wypatrują przez lunetę naszego przyjaciela, który postanowił wbiec na górę o własnych nogach. I udało mu się!

1. Stoisko z regionalną kiełbasą na szczycie góry? To musi być Prowansja. // 2. Podobno to Mistral sprawił, że Mont Ventoux jest taka łysa ;). // 

Następnym razem może spróbuję wjechać na rowerze (elektrycznym :D).

Miejsce, które pewnie już kiedyś na blogu widziałyście. Jaskinia Świateł, nieopodal Baux de Provence. Tym razem głównym bohaterem był Monet. 

1. Ciężko wytłumaczyć dlaczego świetlne iluminacje obrazów robią w tych jaskiniach takie wrażenie, ale uwierzcie mi na słowo, że ludzie zaczynają tam płakać i spontanicznie klaskać pod koniec pokazów. // 2. W powszechnym rozumieniu Prowansja nie jest miejscem, gdzie moda gra pierwsze skrzypce. A jednak, to właśnie tu można nauczyć się o wakacyjnym stylu najwięcej. Zapewniam Was! A dlaczego tak jest? Odpowiedź znajdziecie w tym artykule. // 

Chciałoby się tu zostać do białego rana…

Mówisz, masz! A w tle dźwięk, który przywołuje u mnie najpiękniejsze wspomnienia. Cykady. Wiecie, że posiadają one na bokach ciałka membrany, zwane timbalami? Wprowadzają je w wibracje za pomocą mięśni, a dźwięki wzmacniane są przez specjalne poduszki powietrzne. Dzięki takiej budowie ich cykanie jest słyszalne nawet z odległości kilometra.

1. Kolejny poranek. Kolejna wspinaczka. // 2. A tym zdjęciem, z prowansalskim studiem pilatesu, próbowałam nakłonić Zosię do przyjazdu w te strony. // 3. i 4. Co mogę powiedzieć? Czy w prostocie nie kryje się najwięcej szlachetności?// 

Bonjour, proszę Pana, a Pan to chyba z Polski przyjechał. 

A no tak. Mam na imię Nenuś i lubię tu wracać. 

1. "Drogie dzieci, dziś też idziemy zwiedzać starożytne ruiny Cesarstwa Rzymskiego." // 2. "Ooo nie! Uciekamyyyy!// 

A to mój stały towarzysz posiłków. Nosimy go ze sobą wszędzie i w ten sposób odsuwamy w bliżej nieznaną przyszłość temat prawdziwego kota. 

A tu duże rozczarowanie. Bilety do domu Cezanne'a kupiliśmy na miesiąc wprzód, a ja dosłownie zagoniłam wszystkich towarzyszy podróży, abyśmy tu przyjechali. Niestety, dom został przerobiony przez późniejszych właścicieli, ogród dosyć zaniedbany, a obsługa… Zawsze znajdowałam w tej francuskiej obcesowości jakiś urok, ale tym razem… szkoda gadać. 

Podobno pracownia Cezanne'a, mieszcząca się nieopodal (Aix-en-Provence) jest warta odwiedzenia.

Kolory lata bez obróbki. 

Moja kochana mama i najlepsza reprezentantka MLE w Prowansji w jednym :). 

A tu już wybrzeże w nieco innej części Francji. 

Ciekawe, o czym rozmawia ta dwójka? Czy może być lepsze miejsce na randkę?

Gdy liczysz na ciepły wieczór, ale jesteś znad morza, więc wiesz, jak będzie. Im więcej swetrów weźmiesz ze sobą, tym lepiej.

Właśnie to miałam na myśli ;).

​Gdy wciąż mamy lato, ale myślami już przy jesieni. Ostatnie sztuki tej delikatnie prześwitującej spódnicy znajdziecie tutaj (ale zapisujcie się na swój rozmiar, bo wróci!). 

Piknik na plaży w wersji francuskiej. 

Młoda para to gatunek występujący na plażach niezależnie od szerokości geograficznej. 

Gdy chciałaś zrobić widok, ale miałaś włączoną przednią kamerkę ;). 

Problemy nie znikają na wakacjach, ale wiem, że gdy spojrzę na to zdjęcie w listopadzie, to i tak pomyślę sobie: "ale to był beztroski czas". 

Poszła szukać muszelek. 

Piękne Château de Monbazillac w tej części Francji, do której "turyści z lazurowego" już nie docierają :D. Zarządzane z taką perfekcją, że z łatwością można sobie wyobrazić, jak wyglądało tu życie tuż przed rewolucją francuską.

W sumie, po tym wydarzeniu życie nie zmieniło się tutaj aż tak bardzo, bo ówczesny właściciel zamku, François Hilaire de Bacalan, sprzyjał rewolucjonistom i jako jeden z niewielu arystokratów został oszczędzony i nie trafił na szafot.

Mogłyśmy się tu poczuć jak prawdziwe księżniczki ;). 

A te winogrona to nie jest żadna atrapa dla turystów!

"Mamo, ale co autor miał na myśli?"

Ach, te podziały w oknach! W Sopocie pewnie by nie pasowały, ale popatrzeć można. 

Muszelkowe bierki i kosz, w którym zawsze wszystko się znajdzie (ma już kilka lat, jest z 303 Avenue).

Gdy przez wiele dni pracujesz nad głęboką, równomierną opalenizną, ale w ogóle nie przejmujesz się, że Ci nie wychodzi, bo…

I tak wzięłaś ze sobą brązującą nowość od Veoli Botanica…

 Wygładzająco-brązujący balsam do ciała z wegańskim DHA, ekstraktem kawowym, sokiem z aloesu i pantenolem HERE COMES THE SUN . Moja gwarancja, że z Wakacji wrócę opalona. Balsamy brązujące to według mnie najlepsza opcja, gdy nie mamy czasu (ani ochoty) na taki "pełny seans z samoopalaczem". Po użyciu tego produktu kolor skóry jest delikatnie karmelowy. Bardzo łatwo go rozsmarować i chociaż używałam go na wyjeździe co drugi dzień, to nie dopatrzyłam się żadnej smugi.  
 
Z kodem: makelifeeasier20 dostaniecie -20% na wszystko od Veoli :).
"O" jak ostrygi. Jedząc je, zawsze czuję się jak prawdziwa ryzykantka. Pustki. 
Złociste zachody słońca. Ścigam się z nimi, ale one coś za szybko przechodzą w noc. Noc w Arcachon. 

To i moment, w którym nikt nie mówi: „mogę od Ciebie spróbować?”

Po wizycie w magazynie. Wzięłam sobie ostatnie sztuki z wyprzedaży, no i sweter, który mogłam już testować rok temu. Widziałyście już pierwsze jesienne nowości?

​Znacie historię koloru RAL 2902035?  Mowa o kobalcie oczywiście, gdyby ktoś nie poznał po numerze ;). 

Wiecie, że Matisse zaczął tworzyć swoje najsłynniejsze dzieła, zwane „wycinankami”, bo podupadł na zdrowiu i nie był już w stanie malować obrazów w tradycyjny sposób? Dla wszystkich, którzy czują się niedoskonali, mają gorszy czas w życiu albo poczucie, że ich sprawność przeminęła – sztuka nie raz udowodniła, że to nasza słabość może kiedyś stać się tym jednym czynnikiem, dzięki któremu będziemy mogli pokazać światu to, co w nas najwspanialszego. 

Sztuka Matisse’a, jak chyba żadna inna, pokazała niesamowitą moc koloru kobaltowego.  

Jak wygląda kuchnia po 7 sekundach od rozpoczęcia gotowania prostego makaronu?  

PRZEPIS NA PROSTY MAKARON
 
Skład:

makaron pappardelle  

cukinia  

zielona fasolka szparagowa  

świeża pietruszka

 Garść rukoli i ziół, które akurat masz (ja wzięłam tymianek i miętę)

czosnek

orzechy pini  

oliwa  

sól i pieprz 

parmezan 

A oto jak to zrobić: 

1. Na patelni prażę orzeszki piniowe (wiem, że wszystkim leniuszkom chce się pominąć ten krok, ale naprawdę to jest klucz do sukcesu). Gotuję makaron i fasolkę. Zdejmuję podprażone orzechy z patelni i wrzucam do osobnej miseczki. Będą mi potrzebne już na sam koniec.
2. Na gorącą wciąż patelnię dodaję oliwę i wrzucam czosnek przeciśnięty przez praskę. Po chwili smażenia dodaję cukinię i smażę około 2-3 minuty. W tym czasie odcedzam podgotowaną fasolkę (daję jej maks 3 minuty gotowania, żeby nadal była chrupiąca) i dodaję na patelnie. Gdy makaron się ugotuje i jest już idealny, odcedzam go i dodaję na patelnię. Zmniejszam gaz i dodaję pietruszkę, rukolę, resztę ziół, sól, pieprz i orzechy piniowe.    

​To wspaniałe, że ten makaron zjada cała moja rodzina. To znaczy… ja zjadam tę część tego dania… 

​A moje dzieci tę. I wszyscy zadowoleni. 

Rzeczy, które tej jesieni uważam za szczególnie eleganckie:  

Prześwitujące zwiewne ubrania połączone z ciepłymi swetrami.  

Rozmowy rodziców z dziećmi o tym, że nie jest fajnie śmiać się z tego, że ktoś wygląda inaczej, nie ma Labubu czy jest mniej sprawny. Tak na dobre rozpoczęcie roku szkolnego.  

Melanże (mowa oczywiście o splocie przędzy, a nie długich imprezach ;)).  

Pieczenie domowych ciast, których nie zobaczy instagram.  

Nienarzekanie na pogodę, na którą i tak nie mamy wpływu.

Nie wiem, ile z Was robiło dziś jesienne zakupy w sklepach, ale mi atmosfera przygotowań do rozpoczęcia roku faktycznie się udzieliła. Mejl o obowiązkowych strojach galowych wyrwał mnie z objęć miękkich, wygodnych ubrań, których nie trzeba prasować. O takich jak powyżej :D.

"My favorite season is when all mosquitos are dead." 

Najlepsza terapia relaksacyjna, jaką pamiętam z dzieciństwa. I pierwsze oznaki prokrastynacji, kiedy nie można było zacząć się uczyć dopóki nie zrobiło się idealnego porządku w piórniku :D. 

Zrobione!

A skoro już mowa o odwlekaniu nauki! Po wakacjach przyszedł czas, aby powrócić do platformy Akcent. To jedyne lekcje angielskiego, na jakie mogę sobie pozwolić w mojej codzienności. 

Wiem, że z początku to może wydawać się dziwne. Nauka języka angielskiego przez ekran komputera to coś, co jeszcze 10 lat temu byłoby nie do pomyślenia. Ale ci, którzy spróbowali, nie żałują. Dla wielu z nas to właściwie jedyna opcja, aby w ogóle tego języka móc się uczyć, bo możemy to robić wszędzie i kiedy tylko chcemy. Platforma Akcent łączy nowoczesną technologię ze sprawdzoną metodyką nauczania. Możemy ćwiczyć samemu w naturalnym środowisku lub z profesjonalnym lektorem, jeśli wybierzemy wersję Premium (wymiar czasowy lekcji można dowolnie dopasować po skontaktowaniu się z biurem). Po dobraniu właściwego poziomu, nauka nie przytłacza, dobieramy sobie własne tempo pracy. Możecie też liczyć na pełne wsparcie zespołu szkoły, zarówno w sprawach merytorycznych, jak i technicznych. Do kursów na platformie na wszystkich poziomach, od A1 do C1/C2 można dokupić przejrzyste książki. To taka platforma internetowa, ale z ludzką twarzą :). 

Na dobry początek nowego roku szkolnego mam rabat dla Czytelniczek i Czytelników -15% z kodem MLEnglish do 15.09.2025. Kod obowiązuje na wszystkie kursy i na książki. 

W weekend udało się nam zrobić wielkie porządki. Ale dziś nie ma już po nich śladu :D.

A to mój portret po pierwszym września :D.

A moją trójmiejską Prowansję znajdziecie tutaj. W Orłowie przy molo. 

Jeśli jesteście tu ze mną teraz, to znak, że jakoś udało się Wam przetrwać ten pierwszy wrześniowy poniedziałek. Gratulacje! Teraz będzie już z górki. Powiedzcie, że będzie? ;)

 

*  *  *

 

 

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką Say Hi, Pasiekami Rodziny Sadowskich, Wild Hill Coffee, CHANEL oraz zawiera lokowanie marki własnej. 

 

  W świecie, gdzie wszystko jest na wyciągnięcie ręki, coraz bardziej doceniam i szukam tych rzeczy, o które trzeba się postarać. I nie chodzi o nic wielkiego, jak lot na księżyc (czy na Międzynarodową Stację Kosmiczną, niczym nasz rodak – dr Uznański), a raczej o spokojne korzystanie z dobrodziejstw cywilizacji. Truskawki z łyżką miodu, zamiast batonu ze sklepu, dziesięć minut na hamaku, zamiast na kanapie przed telewizorem, książka zamiast platformy streamingowej, wycieczka rowerowa zamiast zakupów, kwiaty w wazonie, które sama wyhodowałam, zamiast nowych bibelotów z chińskiej wtryskarki. Wszystko to przecież wiemy i słyszymy aż za często. A jednak wystarczy ta jedna decyzja, gdy mówię sobie „dobra, życie jest za krótkie (a lato to już w ogóle), żeby nic nie robić”, aby zmienić czasem tor wydarzeń, przestać rozpamiętywać niepowodzenia i znaleźć energię do większych zmian.

  Czerwiec był pełen właśnie takich małych zmagań. Niesamowite, że minął tak szybko. Zaparzcie sobie kawę albo nalejcie szklankę dobrej, chłodnej lemoniady i zostańcie tu ze mną na chwilę. 

 

Nie mieliśmy jeszcze zakończenia roku szkolnego z prawdziwego zdarzenia, ale i tak dostarczono mi cały pakiet wzruszeń. Chcieliśmy – po tych wszystkich łzach – piątkowy wieczór spędzić na wesoło i to się akurat udało, bo przecież nie ma nic śmieszniejszego niż… …  ognisko w czasie ulewy. Ale, nawet przy tych szarych i jakże jesiennych okolicznościach, i tak dzieją się rzeczy wielkie (i jednocześnie zupełnie zwyczajne, takie jakie dziać się powinny). Cieszymy się bardzo, że Asia jest z nami w nowej roli.Piękny ten listopad, jak na czerwiec. "TRENTE-SIX REGARDS SUR LA TOUR EIFFEL" od Fabienne Delacroix. Wracam do tej książki z ilustracjami Paryża za każdym razem, gdy wiem, że wracam do tego miasta. Czy coś może wywołać większą tęsknotę za przeszłością? 
"Mamo! Tutaj jest zupełnie jak w twoich książkach!" – te słowa wykrzyknie moja córeczka tuż po tym, jak wyjdziemy przy Jardin du Palais Royal. Ta historia jest jednak nieco dłuższa i postaram się przygotować o tym dla Was osobny wpis. :)Slogan turnieju Rolanda Garrosa brzmi „Zwycięstwo należy do tych najwytrwalszych” i obydwa tegoroczne finały były tego najlepszym dowodem. Brawa dla Alcaraza i Sinnera za rozegranie chyba najlepszego meczu Wielkiego Szlema w ostatniej dekadzie. I dla dzielnej Coco, której gra osłodziła nam trochę fakt, że pierwszy raz od trzech lat, finału Rolanda nie zwyciężyła nasza Iga (ale jeszcze wszystko przed nami, prawda?).Tenisowy wzór na mecz tenisa. Ale wymyśliłam! ;) 

(ta marynarka to projekt z kolekcji resort i pojawi się w MLE na początku sierpnia)
Tak było! Jeden z najbardziej nostalgicznych obrazów na świecie – Paryż w deszczu. 1. A tu już powrót do moich domowych kątów i codzienności, którą doceniam po każdym – nawet najpiękniejszym – wyjeździe. // 2. Piwonie, które niczym pierścionki moich córeczek, zmieniają kolory w zależności od temperatury. // 3. Jeśli wciąż porównujemy opaleniznę to znak, że wciąż został w nas ten gimnazjalny pierwiastek (ja w tych pojedynkach zawsze przegrywam!).  // 4. Dzień packshotów. Odtwórcze i mozolne zajęcie, ale raz w miesiącu trzeba się za to zabrać. A dzień po powrocie z wyjazdu, to zawsze idealny moment na to, aby zamiast zająć się zaległościami, zrobić coś, czego nie lubisz. Czy jakoś tak. // Mistrz pierwszego planu. Tak się zachowuje, gdy tylko widzi, że ktoś ma w ręku aparat. Czy coś zrobiłam źle? Jak mogłam wychować takiego narcyza? Przecież zawsze powtarzałam mu, że wygląd  i sława się nie liczą… A może to zwykłe modelowanie?Ależ słodko-gorzki był ten dzień…
 Patriotyczny duch wszystkim nam się udzielał tego dnia – i lubię myśleć, że to nas akurat łączy. Na zdjęciach widzicie między innymi wnętrze Św. Jana – to tam odbywa się teraz wystawa, którą po prostu trzeba zobaczyć. Jeśli jesteście w Trójmieście, to koniecznie idźcie (Wystawa "Leśnia" w Centrum Św. Jana w Gdańsku). Czerwiec. Czas komunii, nowych początków, wielkich wzruszeń, rodzinnych spotkań i… pięknych sukienek. Okej, my chyba już wiemy, który ze swetrów, będzie największym ulubieńcem całego zespołu w MLE… Była kłótnia o to, kto bierze nawet te nieudane wzory, a to dla nas zawsze najlepszy przedyktor Waszych zakupów!Gdy w kolejny pochmurny dzień, chcesz sobie zapewnić odrobinę blasku. Nie wiem czy widzicie ten delikatny "glow" na twarzy, ale nie jest to zasługa żadnego makijażu. To efekt tylko pielęgnacji, a konkretnie serum Glazed Skin od marki SayHi. Glazed Skin od Say Hi to produkt, który pokazywałam już Wam wcześniej. Z kodem MLE20 dostaniecie 20% zniżki na wszystko (oprócz zestawów). Kod będzie działał do końca miesiąca. Naprawdę świetny produkt i cieszę na tę moją (trzecią już) butelkę!

Kilka randomowych stylówek z tego miesiąca.

1. marynarka – Meotine (podobna tutaj) // jeansy – Zara (podobe tutaj) // buty i torebka – Chanel // 2. marynarka – MLE (pojawi się na początku sierpnia) // spodnie – MLE // buty – Yves Saint Laurent // torebka – Chanel // 3. satynowy zestaw – MLE // marynarka – MLE (dawny model) // buty – Yves Saint Laurent // 4. koszula – MLE // legginsy – Oysho // baleriny i torebka – Chanel // 

Halo, halo! Mieszkanki Trójmiasta! Słyszałyście już? 

W Gdańsku, w Galerii Forum, właśnie otworzył się sklep Chanel Beauty. Poza tym, że możecie kupić tam linie niedostępne w drogeriach (jak na przykład Les Exclusifs), to niebawem będzie też możliwość skorzystania z zabiegów pielęgnacyjnych, a nawet umówić się na kurs makijażu z konsultantkami Chanel. 

Ifluencerki i influencerzy z całego kraju w moim mieście (rozpoznajecie kogoś?). 

Mój wybór padł na zapach Coromandel… 

Zaraz przychodzi kolejne grupa z prasy i internetu, ale nie da się nas wyprosić!
Idealny odcień pomadki nie istni….. istnieje! Satynowy komplet od MLE w bardziej wieczorowym zestawieniu. Ja siedzę tutaj. A kto siedzi koło mnie? Z Agatą nie znamy się w sumie długo, ale od razu bardzo, bardzo ją polubiłam. Arco na 33 piętrze jak zawsze zdało egzamin. Będzie dokładka? O tam za wzgórzem na wprost, a potem po prawej! Właśnie tam mieszkam!
Ostatnie zadanie na dziś i weekend.  Pierwsze letnie burze za nami. Dzięki nim mamy nowe przeszkody dla młodej rowerzystki!
O tę kurtkę dostaję wiele zapytań – to kurtka marki Pull&Bear zakupiona dawno temu (na dziale męskim…). Uwielbiam ją i choć nie jest już dostępna, to znalazłam dla Was podobne modele. Tutaj i tutaj.

1. Kolory wieczornego nieba odbijają się w niezapominajkach. // 2. Za tę książkę jeszcze się nie zabrałam (co chyba widać po częstotliwości dodawania wpisów na blogu ;)). // 3. Nasza ulubiona wieczorna zabawa – biegamy z kołdrą i "zawijamy się w naleśniki". 4. Halo! Jest tam kto? Dolecieliście bezpiecznie? Pomachajcie nam ze stacji kosmicznej! // 

Teraz już tylko dżem na górę i naleśnik gotowy!Ostatnia strona.

1. Skończona! Odkładam na półkę i biorę kolejną ze swojego stosiku. Jak to się stało, że jedno ze zwierząt zawładnęło całą planetą? Do czego doprowadziła nas niepohamowana chęć postępu? Po co podbijaliśmy świat skoro nie umiemy o niego zadbać? „Sapiens” to historia naszego gatunku – od pierwszych łowców, którzy mogli przetrwać dzięki polowaniom, aż do bogów, którzy modyfikują DNA i decydują o tym, kto ma żyć dłużej. Będę tęsknić za tą książką, jeśli wiecie co mam na myśli. // 2 i 3. A to zapowiedź mojego ulubionego projektu z kolekcji resort w MLE. Mam fory w tej firmie, więc mogłam ją szybciej założyć. // 4. Żyją! I mają się całkiem dobrze. // 

Obraz. Kolory i struktury dobrane idealnie. 

Uwielbiam tę marynarkę!
Już wiemy, że kolejny dzień będzie upalny. Sprzątam ogród, by móc nadrobić majowe grillowanie. 
No i mamy upał! Goście idą, a menu już gotowe!Ta sukienka wróciła do Was także w nieco dłuższej wersji i widzę, żę ponownie ją pokochaliście. Chyba w przyszłym roku będzie kolejna doszywka ;).Folwark Jackowo i kolejne nauki pod okiem Sary. Plan na ten sezon? Galop w terenie!Wieziemy do wazonu odrobinę lata skradzionego z ogrodu mamy. Nasze wspólne dziecko z @joanna_b_julia, też przeżywało w czerwcu coś na kształt zakończenia roku szkolnego. W MLE ruszyła wyprzedaż i jest w czym wybierać.  Dla mnie każda z tych rzeczy to godziny projektowania, poprawiania, dyskusji na temat tego, co zrobić, abyście właśnie te rzeczy chciały nosić bez przerwy (bo liczba „założeń” to najlepsze kryterium tęgo, czy zakup był udany). Czy cieszymy się, że nawet na niewielki ułamek naszej kolekcji sprzedajemy taniej? Nie. Czy wy powinnyście się z tego cieszyć? Tak. :D"Mamusiu! Pościeliłam Wam łóżko!"Pytacie mnie jak wygląda mój „stosik” do przeczytania, no więc… pokażcie swoim znajomym, co czytacie, a gwarantuję, że polubią Was jeszcze bardziej :D. 1. Najlepsze czerwcowe słodycze. // 2. Magazyn "Kosmos" dla dziewczynek i nasz ulubiony temat czyli nocowanki! // 3. Popołudnia w Sopocie. // 4. Gdy wszystkie moje kosmetyki do makijażu wyparowały z szuflady i wiem dokładnie, gdzie ich szukać. // Występ na koniec roku. Zgadniecie kto płakał najgłośniej na widowni? Mama czy dziadek?Już zapomniałam jakie ciekawe jest życie influencerki, czy jak to mawiają "kontent kreatora". Kiedyś plany zdjęciowe to była moja codzienność. Dziś praca przechyliła się nieco w inną stronę, której nie widać, ale wspaniale jest czasem mieć jakiś super pretekst, aby porobić zdjęcia. Ten pretekst zapewniła mi Manufaktura Rodziny Sadowskich i ich genialne produkty.   Syrop z kwiatów czarnego bzu od Manufaktury Rodziny Sadowskich to nasz absolutny "must have" na upały. Kilka łyżek stołowych i zimna woda wystarczą, aby w upalny dzień mieć 2 litry przepysznej i zdrowej lemioniady (posiada 20% miodu wielokwiatowego dla osłody). Naoglądałam się rolek na instagramie z pieczoną granolą w wersji kokosowej i postanowiłam zrobić własną. Bez przepisu, ale z super składnikami. Wyszło to po prostu genialne i przysięgam, że od czasu, gdy ją zrobiłam przestałam myśleć o Raffaello :). A wszystko dzięki temu składnikowi. Pasta kokosowa z Manufaktury Rodziny Sadowskich to teraz moje ulubione smarowidło w domu.

Już teraz możecie zakupić tę pastę oraz inne produkty od Rodziny Sadowskich z 10% rabatem (na wszystko!). Wystarczy, że użyjecie kodu MAKELIFE10. 

Bez żadnych cukrów ani sztucznych dodatków. 100% pasty z miąższu kokosowego. Jest delikatnie słodka w smaku chociaż nie ma dodatku cukru. Sukienkę znajdziecie w MLE i jest teraz przeceniona.

Podaję Wam szybki przepis jak wykonać to proste danie: 

Składniki:

płatki owsiane (na oko chyba z półtora szklanki) 

jeden rozgnieciony banan 

dwie duże łyżki miodu (ja wybrałam ten z bananem od Pasieki Miodów Sadowskich)

dwa jajka 

dwie garści ulubionych owoców (ja wybrałam borówki, chociaż równie dobrze sprawdziłyby się jagody) 

 dwie łyżki pasty kokosowej (nie mylić z olejem – ja użyłam tej od Sadowskich) 

1/2 szklanki wiórek kokosowych 

śmietana / jogurt / mleko roślinne do podania

A oto jak to zrobić: 

W misce rozgniatamy banana i dodajemy wszystkie pozostałe składniki. Szybko mieszamy i wykładamy na formę wyłożoną papierem do pieczenia. Pieczemy w piekarniku bez termoobiegu (ja nastawiałam na 200 stopni) aż do zarumienienia wierzchu). Wyciągamy i podajemy garścią świeżych owoców, z mlekiem roślinnym, jogurtem albo śmietaną i posypujemy dodatkowo wiórkami kokosowymi. 

To było tak dobre! Zniknęło w mgnieniu oka! Pamiętacie, jak mówiłam Wam o zmianach, które mnie czekają i że w związku z nimi przyszedł czas na renowację mojego starego roweru? Oto on! Jak nowy i w innym kolorze! Dziękuję z całego serca temu chłopakowi z duszą do dwukołowych staruszków! Gdybyście kiedykolwiek potrzebowały namiarów na kogoś, kto odnowi każdy rower, to zgłaszajcie się do Bici z Gdyni.Kawa "Sen o La Jacoba" i "Podróż do serca południa" to bynajmniej nie są tytuły książek przygodowych, a moje dwa ulubione gatunki kawy od Wild Hill Coffee. Chociaż, gdyby ktoś chciał napisać książkę o uprawie kawy, to myślę, że bez trudu znalazłby pomysł na fabułę. Niestety, za ukochanym napojem Europejczyków kryją się różne ciemne strony, o których nie raz już tutaj pisałam. Wybierajcie mądrze. Kawa od Wild Hill Coffee posiada europejski certyfikat ekologiczny, a jej łańcuchy dostaw są transparentne. No i jest przepyszna! Żadnych kompromisów!

Z kodem LATO otrzymacie 10% rabatu na wszystkie kawy w Wild Hill Coffee z wyjątkiem produktów w promocji oraz akcesoriów (kod jest ważny do końca lipca). 

W mojej diecie w ostatnich tygodniach pojawiło się wiele zmian. Musiałam zapomnieć o niektórych swoich przyjemnościach, a inne ograniczyć. Najważniejsze, że widzę efekty tych wyrzeczeń (wyprzedzając Wasze pytania: mowa oczywiście o efektach zdrowotnych – na utracie wagi akurat nigdy mi nie zależało). Jednym z takich ograniczeń było ograniczenie kawy do jednej dziennie. Trzymam się, ale doceniam teraz ten rytuał jeszcze bardziej ;). 

Dumna jestem z każdej z Was która dotarła do końca :). I Wam, i sobie, życzę w lipcu jak najwięcej takich minut, kwadransów, a nawet godzin, gdy mamy nogi w górze i niebo nad nami. Dziękuję Wam za obecność tutaj. 

 

*  *  *

 

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką Farmina, Pasiekami Rodziny Sadowskich, Veoli Botanica, Chanel i wydawnictwem Media Rodzina, a także posiada lokowanie marki własnej. 

 

  I nadeszła kolejna wiosna. Żywo zielona, świeża, pachnącą trawą i kwiatami, które obsypały moje miasto. Wchodzę do mieszkania, które obiecałam pomóc wyremontować i widzę, że w kluczowym miejscu robót gołąb uwił sobie gniazdo i siedzi. Patrzy się na mnie i chyba czuje, że ważą się właśnie jego losy. Coś musi się zatrzymać, aby coś innego mogło ruszyć dalej. Gołąb wygrywa, a ja – w sumie nawet się cieszę, że zyskałam więcej czasu na inne rzeczy. Zresztą porzucanie zadań w połowie drogi to moje drugie imię, gdyby ktoś nie wiedział. Jak dobrze, że tym razem mogę to zrzucić na gołębią rodzinę! W każdym razie: cieszmy się Dziewczyny! Ta wiosna drugi raz się nie powtórzy! Zostaniecie ze mną przez chwilę i nacieszymy się majem razem?

Fotografia daje nam namiastkę tego, o czym wszyscy marzymy – sprawia, że najciekawszy lub najpiękniejszy moment staje w miejscu. I za to ją uwielbiam. To ja, lat cztery. 

1.Początek zimnego maja. // 2. Jeśli któraś z Was jest posiadaczką tego kompletu, to wracam do Was z informacją, że już teraz możecie również dorzucić do zamówienia gumkę w tym samym wzorze // 3. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz skakałam po sianie! // 4. Gdy wydaje Ci się, że na zewnątrz jest tak pięknie i ciepło, ale po powrocie ze spaceru z psem wyciągasz z powrotem wełniany koc i siedzisz pod nim tak długo, jak to możliwe.  //Buszująca w zbożu…1. Pisałam już o tej książce na blogu. Ale powtórzę, bo warto. "Warsztaty weneckie" są pięknie wydane, a mój kod MLE_Wenecja daje rabat na 30% od ceny katalogowej i działa do jutra, więc jeszcze możecie skorzystać! // 2. To nie jest mój dzień. Ale dzięki Vogue i Kazar jest odrobinę milszy (bluzka jest od polskiej marki So Fluffy). // 3. Ależ eleganckie to owocowe połączenie kolorystyczne. // 4. Jajka wyparzone, owoce umyte. To co dzisiaj gotujemy? // Razem z owocami zapiekanymi pod koglem moglem wracam do dzieciństwa. Wiem, to żaden przepis, ale właśnie to ten deser najbardziej kojarzy mi się z dzieciństwem. Jako mała dziewczynka nie mogłam jeść wielu rzeczy, a tu mamy tylko jajka, cukier i owoce. (Mój sweter i spódnicę znajdziecie w MLE.)​Przepis na owoce zapiekane pod koglem-moglem.  

Skład:  

10 żółtych jajek

10 płaskich łyżek cukru pudru

owoce (ja użyłam jeżyn i borówek)

laska wanilii

masło (do wysmarowania garnuszków)

 Banalnie prosty sposób przygotowania:  

1. Jajka wyparzamy we wrzątku (nie dłużej niż minutę). Owoce natomiast myjemy wodą.
2. Oddzielamy żółtka od białek do osobnych misek (w przypadku miski z białkami możemy zrobić później bezę albo dać je do zjedzenia psiakowi).
3. Żółtka ubijamy razem z cukrem pudrem. Kogel-mogel będzie gotowy gdy masa będzie jasna i puszysta. W trakcie ubijania dodaję odrobinę nasion laski wanilii.
4. W tym czasie umyte owoce przekładam do wysmarowanych masłem garnuszków, następnie zalewam je gotowym koglem-moglem i wsadzam do rozgrzanego na 240 stopni piekarnika na 10 minut (lub do momentu gdy wierzch będzie zarumieniony). Wyciągam i gotowe.


Cały przepis macie w tej rolce. Zrobicie go w dziesięć minut. Maks!

Wiemy, kto dostanie białka jajek. A tu kilka niepublikowanych zdjęć z wyjazdu naszego zespołu do Florencji.1. Gotowa na randkę z Leonardo. W sensie, że z Leonardo da Vinci :D. Uffizi to najsłynniejsze florenckie muzeum sztuki i trzeba je odwiedzić! // 2. A w naszym hotelu mieszka chyba prawdziwy malarz. // Wiem, że wiele z Was czeka na tę sukienkę – premiera już na początku czerwca!
Ekhm… przepraszam, czy ja właśnie trafiłam do jakiejś powieści?"Tylko zostawcie w magazynie jedną dla mnie!"

Czekałam na premierę tej sukienki i nareszcie ją mamy!
Po powrocie z podróży wpadłam na diabelski pomysł, aby spróbować odtworzyć najsłynniejsze danie z Florencji (które przed wiekami wymyślił ktoś, kto chciał chyba utrudnić życie kucharzom na dworze). Moje wnioski po pieczeniu własnych bułeczek na śniadanie? Mam bana na program Meghan Markle na minimum pół roku. Jeśli kogoś ominął przepis na jajka po florencku, to zapraszam do tego wpisu"Kulane bułeczki""Kasia! Szybka kawa i ogarniamy dalej treści dla MLE z Florencji". Monika. Osoba, bez której śmiałabym się w pracy o połowę mniej. 

A po powrocie do domu trzeba pozbierać paczki popodrzucane przez kurierów do siedmiu różnych miejsc mieście. Priorytetem oczywiście jest karma dla Portosa!

Żywienie zwierzaków to nie lada wyzwanie. Szczególnie gdy, tak jak Portos, mają wyjątkowo wrażliwe brzuchy (co nie przeszkadza im oczywiście zjadać różnych różności – od tarty cytrynowej po podeszwę buta). W Farminie, gdzie od dawna zaopatrzamy się w jego ulubioną karmę, istnieje możliwość konsultacji z dietetykiem (zarówno dla psów, jak i dla kotów). Taka osoba indywidualnie dobierze żywienie dla potrzeb Waszego zwierzaka (uwzględni alergie, wszelkie choroby czy preferencje żywieniowe), ale też opracuje dla Waszych pupili indywidualny plan żywienia z dzienną porcją karmy do podania Waszemu przyjacielowi. Co najważniejsze – jeśli będziecie chcieli skorzystać z takiej porady, to otrzymacie od Farminy zniżkę na zakupy w wysokości aż 40%! 

Jeśli nie skorzystacie z promocji, to i tak mam dla Was przygotowany kod rabatowy od marki. Z hasłem PORTOS30 otrzymacie 30% rabatu na pierwsze zakupy w Farminie. Najbardziej jednak zachęcam Was do skorzystania z konsultacji, aby Wasz czworonóg mógł cieszyć się długim i zdrowym życiem, oraz pyszną karmą. 

Gdyby jakiś modowy magazyn poprosił mnie o przygotowanie przepisu na super modny deser, to zrobiłabym właśnie to! Tost francuski z matchą. Obsmażamy na maśle chałkę namoczoną uprzednio w mleku, jajku i cukrze, a potem dodajemy odrobinę serka mascarpone, mojego super składniku, czyli miodu z matchą, kilka borówek, mietę i ewentualnie dodajemy szczyptę sproszkowanej matchy. Jeju! Jak to smakuje!  

Miód z matchą od Pasiek Rodziny Sadowskich, czyli mój ulubiony sposób, aby do diety dzieci podrzucić aż dwa zdrowe składniki! To tradycyjna sproszkowana zielona herbata najwyższej jakości połączona z najlepszym, polskim miodem wielokwiatowym. Powiem Wam, że ten smak mnie zaskoczył i szybko się od niego uzależniłam!

Z kodem MAKELIFE10 otrzymacie 10% zniżki na wszystko w sklepie Pasieki Rodziny Sadowskich.Nie mogę patrzeć na to zdjęcie, bo zaraz będę musiała to znów przyrządzić!Wymarzone drugie śniadanie.Pierwsza tura z głowy! Ale nerwy przed drugą sięgają zenitu.Niektórzy, poza dowodem, przynieśli też piórniki z własnymi długopisami… oraz własnoręcznie narysowaną kartę wyborczą z kotem. Uwaga! Kurier z rzeczami na sesję!
1. Co prawda w nerwach i z całym zespołem, z którym wspólnie walczymy o to, aby ten dzień zakończył się w MLE dobrze, ale i tak doceniam tę niecodzienną przyjemność – późne śniadanie w knajpie. Dziękuję Pokusa Bakery, że tak życzliwie podeszliście do tego, co mogę jeść, a czego nie – obsługa na medal! // 2. Uwielbiam ten zestaw (taki niby w stylu Sylwii Butor). // 3. Dotarłyśmy na plan zdjęciowy! // 4. Zdążyłam przed pierwszą burzą po parnym dniu!Powiedzcie mi, co wydarzyło się z moją millenialsową duszą, że zaczęły mi się podobać takie wzory na paznokciach? Gdyby ktoś twierdził, że w mojej garderobie nie ma koloru, to chciałabym uspokoić, że kto inny w moim domu nadrabia te braki z nawiązką. A tu fragment materiałów, które przygotowałam z nowym zapachem od CHANEL – Chance Splendide.Ależ te piosenki Angele wpadają w ucho!
Dzień Mamy. Wyobrażam sobie ten moment, w którym staję przed 465 tysięcznym tłumem (czyli tyle, ile mam tu obserwujących mnie osób) i mogę na takim forum podziękować komuś bardzo dla mnie ważnemu. Trochę jak możliwość przekazania pozdrowień, gdy wygra się finał Familiady ;). No więc powiedziałabym: „Dziękuję Mamo. Jesteś najlepsza! 1. Napiszę o tym raz, bo to sekret wszystkich mieszkańców Sopotu – ulubiona restauracja tubylców to oczywiście Familia Marco Polo. // 2. Każdej mamie życzę, aby chociaż przez chwilę mogła poleżeć, jak ta kapibara. // 3. Kilka miłych chwil z moją mamą z okazji Dnia Mamy.
Taka złota myśl od Kapibary dla Was wszystkich. 

"Myśl jak Kapibara" to kontynuacja książeczki, którą miałam już przyjemność Wam pokazać ("Być jak Kapibara"). Ostatnimi czasy jest to ulubiona książka dziewczynek, na którą wołają "happybara" :D. Zostawiłyśmy ją w weekend u dziadków, więc możecie sobie wyobrazić co się działo, jak się okazało wieczorem, że jej nie ma. Skończyło się na oficjalnej przysiędze, że babcia przyniesie ją następnego dnia. 

Super jest ta książka. Pośmiać się przy niej można. I to tak międzypokoleniowo. Polecam Wam gorąco!

Już wiem, co włożę na rocznicę ślubu! I komunię! I chrzciny! Kilka sztuk jeszcze dla Was zostało.Czas, aby z tego stosiku wybrać kolejną książkę na dobranoc. Padnie chyba na "Nieznajomą z portretu". Dziewczyny! Tak wiele z Was pisze mi, że nie wie co myśleć o tych wyborach. Że Wasz mąż/partner/znajomi/rodzina planują głosować na Nawrockiego, ale w Was pojawia się jednak ziarenko niepewności w związku z jego życiorysem i ostatnimi doniesieniami. Przede wszystkim bardzo Wam dziękuję za kulturalne wiadomości od tych z Was, które widzą świat inaczej (niestety – chcąc być szczerą – muszę przyznać, że są też takie wiadomości, które trudno byłoby mi zacytować – pamiętajcie, że sami sobie wyznaczacie świadectwo, pisząc komuś najobrzydliwsze rzeczy na świecie). Mówicie, że mężczyźni, którzy w Waszym domu bardziej interesują się polityką, przekonują Was, że kobiece prawa to temat zastępczy – dla nich być może tak, ale przecież to normalne, że każdego dnia zdarzają się momenty, kiedy para myśli inaczej. Ile razy coś, co było dla Ciebie bardzo ważne, dla Twojego mężczyzny było błahostką albo "czepianiem się"? To my same musimy zadbać o nasze sprawy, bo nasze priorytety różnią się często od priorytetów mężczyzn. Głosowanie jest anonimowe!  Mamo, a co to jest "głosowanie"? Ostatnio przerabiamy w dziecięcym języku coraz więcej abstrakcyjnych i złożonych tematów.Gdy w piątkowy wieczór, po tygodniu chodzenia w dresach i wyciągniętych ubraniach, przypominam sobie, że mam w szafie coś jeszcze.
Moja przygoda z konturowaniem rozpoczyna się właśnie teraz. Rozświetlacz (TIME TO SHINE), bronzer (TIME TO BRONZE) i róż (TIME TO BLUSH) od Veoli Botanica w mojej ocenie zdały egzamin. Rozświetlacz, bronzer i róż od Veoli Botanica to produkty, które są delikatne i nawet niewprawna ręka (tak jak moja), może powoli stopniować ich intensywność. 

Naprawdę nie można sobie tymi kosmetykami zrobić krzywdy i jeśli ktoś jest na tym samym makijażowym poziomie, co ja (czyt. „mogę się malować przy zgaszonym świetle i pomylić pędzel do cieni ze szczoteczką do zębów – efekt i tak jest takim sam”) to właśnie znalazł idealną opcję, aby spróbować czegoś nowego.    

Nie jestem makijażową wyjadaczką, ale to jest super proste w użyciu! Teraz (to znaczy do 1 czerwca) na stronie Veoli Botanica obowiązuje:

– 20% na wszystko (naliczane automatycznie przy zamówieniu)

– 25% od 249 zł

-30% od 399 zł.To gdzie idziemy? Do paczkomatu? Do Lidla? Przecież wiadomo, że właśnie w takich sytuacjach spotykamy najwięcej znajomych!

No dobra, ostatnia rzecz! Dużo twórczyń na Instagramie pisze o tym, że każda z nas powinna znaleźć czas, żeby zrobić coś dla siebie. Serio, chrzanić maseczki, zakupy, medytacje, szejka z kolagenu i czytanie poradników – najlepszą rzeczą, jaką możemy zrobić w ten weekend dla siebie, dla swojej przyszłości, dla naszych dzieci, to wziąć udział w wyborach i zagłosować na człowieka, który swoim życiem pokazał, że potrafi wziąć za nas odpowiedzialność. 

Dobra! Teraz już naprawdę skończyłam (ale uważajcie! Jeszcze jedna wiadomość, że się nie udzielam w ważnych sprawach i znów się zaraz odpalę :D). Podejrzewam, że jutro w związku z ciszą wyborczą, platformy streamingowe będą maksymalnie przeciążone, a ja dołożę do tego swoją cegiełkę. Oto cztery filmy/seriale, które polecam: 

1. "Perswazje" z Dakotą Johnson. Dla tych z nas, które kochają Jane Austen i cały ten wiktoriański klimat, ale chciałyby też poczuć powiew świeżości. 
2. "Dżentelmeni" – dziwne, ale fajne. Guy Ritchie nie zawiódł. 
3. "Polo". Producentem tego serialu/reality show jest podobno sam książę Harry. Poziom oderwania od rzeczywistości wspina się tu na nieznane dotąd wyżyny. Wiele aspektów tego sportu jest dla mnie trudnych do zaakceptowania (bo do najlepszych drużyn można się po prostu wkupić), no i wiem, że dla samych zwierząt jest to bardzo ryzykowna dyscyplina. Ale warto obejrzeć, aby samemu sobie wyrobić zdanie. 
4. "Wybraniec" – no i na koniec "kremdelakrem". To trzeba obejrzeć! Wbija w fotel i zostawia z przemyśleniami na długo. To historia drogi do władzy Donalda Trumpa. Brrrr. 

Może nie powinnam pisać tego wpisu w piątkowy, pełen emocji wieczór, bo pewnie wiele z Was zauważyło, że moje myśli są dziś rozpędzone bardziej niż zwykle. A może to ta późna wiosna uderzyła mi do głowy? W każdym razie – dziękuję każdej z Was za to, że odwiedziłyście mnie tutaj. Nawet jeśli różnimy się od siebie i czasem trochę Was denerwuję :*. 

 

*  *  *

 

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką Polemika, Newby Teas, Muduko, HIBOU oraz z wydawnictwem PWN oraz zawiera lokowanie marki własnej.

 

  Ciekawa to zależność – gdy wszystko wokół rozkwita, czasem trudniej jest nadążyć dobrym nastrojem za wiosenną aurą. Trzeba się trochę namęczyć, wyjść na zewnątrz, zmienić rutynę dnia, którą narzuciły chłodne miesiące. Nie można już bezkarnie okupować kanapy wieczorami, gdy dzieci dopominają się placu zabaw. Jeść mrożonki, gdy witają nas ze straganu pierwsze nowalijki. Smęcić, że tęsknimy za życiem „offline” i spędzać czas z nosem w telefonie. Sami musimy zadbać o to, co nazywamy szybszym biciem serca. To nie te czasy, aby takie uczucie dopadło nas przez przypadek.

  Badania pokazują, że coraz bardziej musimy się motywować do wykonywania codziennych czynności – także tych przyjemnych. Chorujemy na przewlekłe „nie chce mi się”, a im łatwiejsze jest nasze życie, tym bardziej jesteśmy zmęczeni i tym silniejsze mamy poczucie, że z niczym się nie wyrabiamy. Nie są mi obce te emocje. Bywam rozbita, wstaję później, niż bym chciała (przez co poranki często zaczynam od pośpiechu), a prokrastynacja to moje drugie imię. A jednak patrząc na tę kwietniową relację, myślę sobie, że renesansowi myśliciele głoszący ideę „carpe diem” przybiliby mi piątkę. Dużo się działo. Od spokojnej domowej codzienności, przez świąteczne przygotowania, aż po emocjonujące podróże i nowe wspaniałe znajomości. Idealne połączenie stereotypowej mamy z ekscentryczną kobietą pracującą. To co? Zostaniecie chwilę? 

 

Początek kwietnia. Podczas gdy w innych częściach Polski już przekwitały magnolie, my dopiero zaczęliśmy cieszyć się z kwitnących krzewów mirabelki i forsycji. Czy ktoś z Was wybrał Trójmiasto jako majówkowy cel? Jeśli tak, to zamiast sopockiego molo wybierzcie jednego dnia to orłowskie. Nie pożałujecie!1. Mój poniedziałkowy "glam" zależy tylko od tego. // 2. Co w ostatnich tygodniach szczerze mnie ucieszyło? Pierwsze spontaniczne granie w zgodzie z nutami. // 3. Ulubiony tekst przedszkolaka, czyli: "Mamo, popilnuj!" // 4. Zapach narcyzy przy łóżku to kwintesencja wiosny.  // Cóż to za niesamowite uczucie, gdy Twoje dzieci są w czymś lepsze od Ciebie i to one tłumaczą Tobie półnuty.  1. Kto z Was zna kartoflankę? Idealna na rozgrzanie po wiosennym spacerze, na który wyszłaś w dżinsowej kurtce, bo wydawało Ci się, że jest ciepło, a tu jednak 4 stopnie ;). 2. Klucz to dostrzec piękno nawet wtedy, gdy mocno przysłaniają je drzewa. Tak wyglądamy, gdy już odprowadzimy dzieci do przedszkola. Wiem, że Was zaskoczę: spodnie i bluzka to MLE (obydwa produkty pojawią się lada moment). Po czym poznać prawdziwą jesieniarę? W kwietniu na śniadanie nadal królują u niej jabłka duszone w cynamonie. 1. Co roku znajduję w telefonie prawie takie same zdjęcia kwitnących krzewów i drzew. I mimo tej świadomości, wiem doskonale, że za rok będę robić to samo! // 2. Cudowna książka, która sprowadza na ziemię, a jednocześnie pozwala zrozumieć i zaakceptować fakt, że śmierć spotka nas wszystkich. "Dlaczego umieramy" była nawet przez chwilę wyprzedana (czyli jednak Polacy czytają!), ale daję znać, że jest ponownie dostępna. 
Już po pracy. Chciałam ogarniać tego dnia rzeczy na mieście na rowerze, ale nie udało mi się to z dwóch powodów. Po pierwsze: miałam flaka. Po drugie: właśnie zaczęło grzmieć. 

Od maja moja codzienna rutyna nieco się zmieni, chociaż wcale, ale to wcale tego nie chciałam. W każdym razie rower stanie się najpewniej moim głównym środkiem transportu, więc postanowiłam się za niego porządnie zabrać, bo sporo części ma zardzewiałych, od dziesięciu lat nie przeszedł ani jednego serwisu i zasłużył już na renowację z prawdziwego zdarzenia. Przy okazji zmieniam też kolor! "Night sky" brzmi dobrze, prawda?Teleportacja do Paryża! Obszerną relację z wyjazdu możecie zobaczyć tutajCo z wyjazdu CHANEL podobało mi się najbardziej? Możliwość poznania takich świetnych dziewczyn!
Cafe de la PAIX to miejsce, które funkcjonuje od 1862 roku. Jej renowacja trwała 20 lat (!!!), a odwiedzali ją Oscar Wilde, Emile Zola, Ernest Hemingway czy Marlene Dietrich. Doszły mnie słuchy, że wiele z Was też ma już swój flakon. Zapach Chance Eau Splendide jest już dostępny w Polsce.
Nie butiki najsłynniejszych marek modowych, a sklep baletowy. To tu chciałam zrobić paryskie zakupy!
Repetto to francuska marka założona w 1947 roku. Do dziś dostarcza baletki i stroje do paryskiej opery. 
Marzenie każdej małej (i nie tylko) baletnicy. Warszawa i malutkie bistro, które otworzyło przed nami drzwi, gdy złapał nas najprawdziwszy kwietniowy śnieg. 
To nie białe płatki kwiatów spadające z drzew, tylko najprawdziwsza zamieć!Zaległy prezent urodziny – garnitur na miarę od Tailors Club
1. "A tak, tak. To ja zamawiałem tego schabowego." // 2. "Parc Cafe" na Mokotowie. // Gdy mówisz, że nie bierzesz deseru, ale i tak poprosisz menu, a potem zamawiasz wszystko z karty. 
W moim domu praca i rodzinne sprawy to ciągła przeplatanka. Z jednej strony, bardzo to doceniam. Z drugiej: często mam poczucie, że każdą z rzeczy mogłabym zrobić lepiej, gdybym miała więcej czasu. Tym razem, przedświąteczne przygotowania przyćmiły nieco nasze organizowanie kolejnej akcji marketingowej MLE.
Gdy Ola zaplanuje plan marketingowy, to nagle wszyscy chcą jechać na wyjazd służbowy ;). 
Wiecie, że do życia i wielu jego aspektów podchodzę w bardzo pragmatyczny sposób. Dlatego, aby przekonać się do różnego rodzaju masaży twarzy, kobido czy kamienia gua sha, potrzebowałam sporo czasu. Trochę przekonała mnie do tego bliska mi osoba, która od dawna specjalizuję się właśnie w facemodelingu. Pod jej okiem próbuję sama w domu dbać o rozluźnienie napięć w okolicy twarzy i szyi, ale idzie mi to opornie. Na szczęście kosmetyk, którego używam do takiego masażu, ma sporo innych zastosowań (czyt. nie zmarnuje się, jeśli porzucę te nauki za tydzień ;)). Hydrofilne masło oczyszczające do twarzy od Polemiki może być stosowane jako produkt do masażu albo produkt do usuwania makijażu. Jego formuła nie narusza bariery lipidowej skóry, nie zatyka porów i jest odpowiednia dla każdego rodzaju skóry – również tłustej.Zestaw MASAŻ TWARZY czyli hydrofilne masło, płytka gua sha do masażu twarzy i szyi od Polemika. Z kodem MLE20 dostaniecie zniżkę 20% rabatu i jest aktywny do końca czerwca. Gorąco polecam też ten balsam. A w ogóle to warto zapoznać się z całą ideologią marki Polemika. Jeśli unikacie drogeryjnych kosmetyków z obawy o zdrowie swoje i najbliższych, to właśnie znalazłyście alternatywę. Cykliczne wykonywanie masażu jadeitową płytką gua sha ma działanie przeciwzmarszczkowe, wygładzające i ujędrniające. Tutaj macie fajny filmik instruktażowy. Szukam w codzienności chwil, jak ze starych powieści. Tym razem znalazłyśmy zapomniany fragment gdańskiego parku. 
 Mój ulubiony sweter tego sezonu (a kurtka z poprzedniego!). Powietrze po burzy. 
Natura to najwspanialsza detalistka na świecie.Poczucie szczęścia to statystyka. Szukaj radości od poniedziałku do piątku, bo z takich dni składa się większość naszego życia.1. Gotowanie dla dwudziestu osób czas zacząć! To przywilej i wyzwanie organizować święta dla całej rodziny, ale uwielbiam to! // 2. To mógłby mieszkać Piotruś Królik. 
Jedyne ozdoby wielkanocne, które kupiłam w tym roku. 
Przedświąteczne wpisy na blogu zawsze były dla mnie okazją do łapania oddechu. Czasem mam wrażenie, że piszę je bardziej dla siebie niż dla Was. Tym bardziej, gdy przytłaczają mnie słowa krytyki – człowiek z wiekiem nabiera odporności, ale wystarczy gorszy dzień, aby coś dotknęło nas bardziej niż zwykle. Tym bardziej mi miło, że ten artykuł wzbudził w Was tyle pozytywnej energii (ale Wasze mniej pochlebne komentarze też biorę sobie do serca i czerpię z nich lekcję). Jeśli jeszcze nie czytałyście, to zapraszam!Domowe biuro, w którym wszystko się miesza. Ten moment, gdy w końcu zabrałaś się za malowanie obdrapanych drzwi i po chwili uświadamiasz sobie, że nie wypłukałaś pędza po tym, jak malowały nim dzieci. Nie żebym wskazywała winnego. Te przybliżenia są całkowicie przypadkowe. 1. Niedziela, przespana noc, kawa i ten nos. Rymuje się! // 2. Takie proste, a takie ładne! Ozdoby od Ingridberg. Rzeżucha zasiana w przedszkolu, ulubiona bułeczka, czekoladowy zając… a co Wasze dzieci chciały włożyć do święconki?
Czy można być nowoczesną tradycjonalistką? Kocham święta i jestem bardzo wdzięczna za ten czas, który spędziliśmy przy stole. 
A po dziewiątym kawałku sernika, czas na spacer!"Mamo, tylko nie mów nikomu! Widziałam pierwszego motyla!"
Ależ natura to wymyśliła.
Park Oliwski i Aleja Magnolii. Pierwsze!Ależ ciepła była ta wielkanoc! Pod każdym możliwym względem!Jest niedziela, dzieci jakimś cudem zaczęły same grać w grę, wiec ja wracam do tematu remontowanego mieszkania. Moja wstępna koncepcja jest już nieaktualna, bo stropy wymagały wzmocnienia, bo podciągi są finalnie niższe, bo rury z gazem nie sposób usunąć ze środka przedpokoju… Architekci ze Studio Loud na pewno bardzo się ucieszą, że wszystkie wymiary z pierwszej inwentaryzacji się zmieniły :D.1. Herbata Desert Chai Matthew Williamson od Newby. Najlepszy prezent dla mamy, bo przecież będziemy później – przy filiżance – prowadzić długie, kojące rozmowy. // 2. Pinterest to kopalnia inspiracji, ale zwykle kończy się na tym, że w swoim mieszkaniu też chcę zacząć remont :D.Desert Chai to chyba moja ulubiona mieszanka czarnej herbaty (połączenie Assam, cynamonu, kardamonu i korzenia lukrecji – bije Earl Grey na głowę!). Dodatek słodkiej wanilii i migdałów nadaje tej herbacie głębokiego, a jednocześnie delikatnego smaku. Herbaty od Newby to jakość nie do podrobienia i coś, czego chyba nie można mieć w domu za dużo. Kod KASIA20 daje 20% rabatu na cały asortyment w Newby i możecie z niego korzystać do 11 maja.  Polecam Wam też ziołową herbatę Yoga Relax, jako idealny sposób na nawodnienie (torebkę mogę zaparzać kilka razy i pić prawie przez cały dzień). Także od Newby.
To będzie długi dzień… Grubość przędzy, stopień skrętu, gramatura… Projektowanie swetrów na pewnym etapie to bardziej matematyka niż ekspresja twórcza.

Opaska, dzięki której przesypiam noc.

Miały być upały, a jednak siedzimy w kurtkach. Ale nie będziemy się chować przed kwietniowym słońcem! Gorąca herbata i emocjonująca gra nam wystarczą!

Ge-nial-na! Ta gra ze zwierzątkami to nasz numer jeden! Można ją schować do pudełka i grać nawet w samochodzie. Łatwiejsze zadania rozwiąże nawet trzylatka, a te trudniejsze to wyzwanie także dla rodziców! Mowa o… 1. "Dżungla, 60 zagadek" od Muduko. To logiczna podróż dla całej rodziny. Każde pole (terytorium) może być zajęte tylko przez jedno zwierzę. Każda zagadka ma tylko jedno rozwiązanie, które znajdziesz na rewersie karty. Polecam Wam gorąco! A z hasłem DŻUNGLA dostaniecie wszystkie 20% rabatu na wszystkie nieprzecenione gry bez daty ważności. // 2. Ciekawa czy babcia też będzie umiała w to grać!Zamiast smartfonów :). Nie przepowiem przyszłości. Mogę się tylko cieszyć z tego, co mam teraz.
Zrywamy miętę na herbatę z naszego ziołowego kącika. Pamiętam, jak HIBOU stawiało swoje pierwsze kroki. Minęło wiele lat, ja sama w międzyczasie założyłam MLE i sporo się o branży odzieżowej dowiedziałam. Tym większy mam szacunek do marek, które nie porzuciły – mimo trudów z tym związanych – swoich ideałów. Hibou wciąż szyje w Polsce, ale znane jest na cały świat. I jest to sława całkowicie zasłużona. Świetna jakość, dopracowane detale, spójna komunikacja – to wszystko sprawia, że zakup zwykłych dresów staje się nagle bardzo luksusowym doświadczeniem.  

Ja zamówiłam sobie czekoladową bluzę i biały top (do kompletu mam też dresy), ale w mojej szafie stale pojawiają się też inne rzeczy od Hibou, w tym bielizna i piżamy. A jedną z koszulek kupiłam pod wpływem zdjęć Chiary Ferragni, która też nosi ubrania od tej polskiej marki (i nie żałuję!). Najwspanialsza niespodzianka ostatnich tygodni. Jeszcze niezszyta książka "Warsztaty weneckie" autorstwa Grażyny Bastek. Bardzo się cieszę, że trafiła mi się taka perełka do zrecenzowania. W Polsce wciąż wydawane są piękne książki, trzeba tylko wiedzieć gdzie je znaleźć. Wiem, że gotowe egzemplarze są już gotowe do wysyłki, więc daję znać, że kod MLE_Wenecja daje rabat na 30% od ceny katalogowej i obowiązuje do 31.05 na książki PWN nt. sztuki:

1.Grażyna Bastek: Ilustrownik, Rozmowy obrazów.
2. Bożena Fabiani: Gawędy o sztuce – wszystkie tomy.
3. Joanna Jurgała-Jureczka: Kobiety Kosasaków oraz piękne albumy przyrodnicze ("Życie ptaków", "Życie na ziemi", "Na ścieżkach życia", "Dookoła świata 80 ptaków", "Dookoła świata 80 drzew").Sprawdzam, czy któreś z dzieł będę mogła zobaczyć w trakcie najbliższej podróży.Zbieram te cenne kartki, układam w odpowiedniej kolejności, spinam gumką… i pakuję do walizki!

"Warsztaty weneckie

W drugiej połowie XV i w XVI wieku w Wenecji powstawały dzieła, które odmieniły historię sztuki. "Giovanni Bellini mieszał pigmenty i spoiwa z niezwykłą precyzją. Giorgione, otoczony aurą tajemnicy, malował obrazy, których sens do dziś budzi emocje i pytania. Tycjan – z odwagą rewolucjonizował podejście do koloru, a Tintoretto – z rozmachem komponował sceny pełne ekspresji. Ale jak wyglądała codzienność tych artystów? Jak zorganizowane były ich warsztaty? Skąd czerpali materiały, jak planowali kompozycje i eksperymentowali z technikami malarskimi?" – odpowiedź znajdziecie w tej przepięknej książce, która zabierze Was w podróż pełną kolorów, ale i tajemnic. Wiele z nich zostało odkrytych, dzięki najnowszym badaniom technologicznym: analizom warstw malarskich, rentgenogramom i reflektogramom w podczerwieni.

Mój ulubiony pasek do wszystkich wiosenno-letnich stylizacji! Widzimy się niebawem! 

*  *  *

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z markami Wild Hill Coffee, Say Hi, Olinii oraz wydawnictwem Insignis, pojawiają się linki afiliacyjne a także lokowanie marki własnej. 

 

  Wiele przygód rozpoczęło się w marcu i to one nadadzą mi rytm w kwietniu. W te pierwsze wiosenne dni wszystko nieco przyśpiesza, a ja pierwszy raz od wielu lat mam wrażenie, że znów nadążam nad tym tempem. Dzieci, wokół których kręci się cały mój świat, rosną i mają coraz więcej swoich spraw, a ja próbuję docenić nową przestrzeń w mojej głowie (i w moim kalendarzu!).

  Ciekawe jak długo będzie się mnie trzymać ta wiosenna energia? Ile spraw uda mi się nadrobić? Czy do Wielkanocy ułożę już nową rutynę? A może zamknę blog i MLE i wyruszę do Irlandii hodować owce? Prima aprilis! W dzisiejszym wpisie znajdziecie wiele więcej takich pysznych sucharów. Zapraszam Was na marcową fotorelację! 

 

Te kolorowe i radosne początki wiosny w Sopocie ;). 1. Z parasolem, ale bez makijażu. Chyba wolałabym na odwrót ;). Trochę koloru na ustach zawdzięczam błyszczykowi od Say Hi. Polecam! // 2. Ten moment, gdy jesteś pod czterdziestką i paczka z nowym garnkiem cieszy bardziej niż nowe ubrania. // 3. Gumki, których w moim przypadku nigdy za wiele. Jak to możliwe, że te ulubione i najładniejsze zawsze giną najszybciej? // 4. Jedni relaksują się na jodze, inni słuchając muzyki. Ja uwielbiam wizyty w warzywniaku. // O tym balsamie pisałam wcześniej. Używam koloru Coral i Nude, bo chyba najlepiej pasują do mojej karnacji. Naprawdę świetnie nawilżają i dają super kolor. Zamówiłam, gdy po raz kolejny chciałam kupić ten produkt. Glazed Skin daje efekt "poduszkowej twarzy", trochę jak po słynnych koreańskich maskach.
Kod MLE20 działa na cały asortyment w sklepie Say Hi przez cały kwiecień (z wyjątkiem zestawów) i uprawnia do 20% zniżki.1. Gdy gonisz kuriera po mieście, a gdy już Ci się to udaje okazuje się, że wcześniej zostawił paczkę w Żabce koło Twojego domu. // 2. Poranny luksus – świeża poszewka i wytrzepana w ogrodzie pościel. // 3. Koty w mojej głowie. // 4. Na Spotify wjechał właśnie nowy podcast o tym, jakie miałyśmy z Asią problemy w tworzeniu najnowszej kolekcji dla MLE. //Kontrola nad dźwiękiem to dla mnie nadal wyzwanie. Mam wrażenie, że mój telefon nagrywa lepszą jakość niż ten profesjonalny mikrofon podpięty pod specjalny program. Ratunku! Wychodzenie ze strefy komfortu czasem trwa dłużej niż się spodziewamy. Przesyłka. Nadrukowany Van Gogh też robi wrażenie. 1. Zwykłe weekendowe chwile, które sprawiają, że się wzruszam. Ileż to szczęścia mamy, że możemy biec z naszymi roześmianymi dziećmi w stronę domu… // 2. W połowie marca tylko na obrazie, ale dziś widziałam już prawdziwe okwiecone drzewa. // 3. Teraz idziemy w granat! A może jednak zieleń? To krzesło ma kilkadziesiąt lat i jeszcze długo będzie nam służyć. // 4. Mała księżniczka. Kto czytał w dzieciństwie książkę o tym tytule? // 

Zamówiłam. Odesłałam. A potem żałowałam. Które z nich wybrać na ten sezon?
Te czy te

W marcu wróciłam do pewnego miejsca (w sumie lokalizacja inna, ale lampa i ludzie wciąż ci sami ;)), w którym przeszłam pewnego rodzaju chrzest bojowy w temacie architektury wnętrz. Teraz czeka mnie kolejna przygoda z @_loud_studio (wracam do nich już z trzecim projektem), ale tym razem urządzam mieszkanie dla kogoś innego. Mam nadzieję, że nie będziecie mieć nic przeciwko, jeśli będę się z Wami dzielić postępami w budowie. Na Instagramie wiele z Was pisało, że po co mi architekci skoro (w Waszej ocenie) mam dobry gust i sama mogłabym wszystko zrobić… Ekhm. Jeszcze za czasów studenckich poszłam na roczny kurs z architektury wnętrz i przekonałam się wtedy przede wszystkim o tym, jak niewielką częścią zawodu architekta jest dekorowanie przestrzeni. Szanujmy zawody i nie bądźmy zbyt zuchwali ;). Wybór lampy to nie to samo co rozrysowanie projektu elektrycznego :D. 1. Sopot tuż przed wybuchem zieleni. // 2. A o te buty dostałam mnóstwo zapytań na Instagramie. Dla tych co przegapili link, to podrzucam go tutaj. // 3. Luksus to dla mnie kawa do łóżka, z którą chodzę potem po całym mieszkaniu. // 4. Tkaniny. Otaczamy się nimi. Nakładamy je na siebie. Śpimy nimi otulone. Zwracajmy uwagę na to skąd pochodzą i z czego są zrobione, bo nie ma innej rzeczy na świecie, której dotykamy tak często. // Sporo osób przywędrowało tu po artykule plotkarskiego portalu, w którym ktoś stwierdził, że buduję dla siebie dom, chociaż dosyć wyraźnie napisałam, że pomagam w remontowaniu mieszkania dla kogoś innego. "Budować dom dla siebie" to – jak powszechnie wiadomo – dokładnie to samo, co "pomagać w remoncie mieszkania dla kogoś innego", ale ważne, że są kliknięcia, co nie? ;)

A wracając do postu, który mówił o tym, że trochę nas – kobiety – oszukano, twierdząc, że możemy mieć wszystko (rodzinę, pracę, czas na dbanie o siebie i rozwój, porządek w domu i uśmiech dla każdego od rana do wieczora) chciałabym zadać Wam pytanie. Co myślicie? "Możemy mieć wszystko" czy raczej: "musimy robić wszystko"? 

Nie wiem, czy doda to komuś otuchy, ale ja zaznaczyłabym drugą odpowiedź, chociaż przez wiele lat uważałam inaczej. Co ciekawe: im więcej "ogarniam" i im lepiej wychodzi mi ta żonglerka codziennego życia, tym wyraźniej widzę, jak z wielu rzeczy tak naprawdę rezygnuję. A przecież i tak mam pewnie łatwiej niż wiele z Was… 

1. Kto się cieszy najbardziej na prace w ogrodzie? // 2. Pierwsze zioła posadzone. Niektóre przetrwały zimę. // Dam znać za dwa miesiące, czy cokolwiek z tego wyrosło. 

  Niektórym z nas wydaje się, że uprawianie ogrodów to zajęcie dla nudziarzy, mozolna praca dla tych, co mają za dużo czasu, niewinne hobby albo raczej przykry obowiązek. Ale każda z nas po przeczytaniu książki "Dlaczego kobiety uprawiają ogrody" spojrzy na to inaczej. Autorka wyruszyła w podróż, by spotkać się z kobietami, dla których ogrody stały się alegorią życia. Brzmi banalnie, ale uwierzcie mi, że świat przeżyć, który otwiera przed nami Alice Vincent, to coś więcej niż rozmowa o roślinach. To uniwersalna opowieść, pisana pięknym, prawie poetyckim językiem o tym, jak kobiety od wieków zakorzeniają w uprawianiu roślin swoje historie, lęki, marzenia i siłę.  

  Czasem ogród jest wyrazem zaangażowania, akceptacji przemijania, sposobem na oswojenie straty czy formą sprzeciwu wobec świata, który nie zawsze dostrzega kobiecą pracę i emocje. Po jej przeczytaniu trudno nie zadać sobie pytania – co mój ogród/balkon/działka mówi o mnie? Gorąco polecam!

"Dziś chyba połowa kobiet w Polsce ma endometriozę."
"Masz po prostu niski próg bólu."
"Taka Twoja uroda." 

Pamiętam, jak przeczytałam takie komentarze, gdy ośmieliłam się, w ramach solidarności z inną chorą kobietą, powiedzieć, że ten (wstydliwy?) problem dotyczy też mnie. Zastanawiałam się wtedy, czy przekraczać kolejną granicę prywatności i opisać blizny na brzuchu i cały szereg średnio urodziwych objawów/konsekwencji endometriozy, tak aby od osoby komentującej uzyskać zrozumienie, a nie protekcjonalne docinki. Ale wtedy wolałam odpuścić i nie marnować czasu. Ciężko przez ekran telefonu nauczyć kogoś wrażliwości. 

Od tego czasu minęło kilka lat i mogę chyba stwierdzić, że sporo się zmieniło. Nie. Nie przesadzajmy! Ludzka mentalność pozostała taka sama, a hejt rozgościł się na dobre, ale jeśli chodzi o diagnostykę, specjalistów i procedury leczenia, to podjęto właściwe kroki (ja miałam w przeszłości ogromne szczęście trafić na lekarkę kobietę, której wnikliwość i ogromna wiedza pozwoliły mi szybko zdiagnozować problem, ale wiem, że nie każda z nas ma to szczęściei). 

Ta zmiana pewnie nie nadeszłaby tak szybko, gdyby nie pewien reportaż bardzo zdeterminowanej dziennikarki. Książka autorstwa Magdaleny Łucyan i Katarzyny Górniak jest dla wszystkich wszystkich, które miały )lub myślą, że mogą mieć) endometriozę. Swoją drogą, Magdalena Łucyanbyła nawet jedną z bohaterek mojego artykułu sprzed lat. Weszłam teraz w niego i muszę przyznać, że nic a nic się nie zestarzał.

  Każda z nas dba o siebie inaczej. Kiedyś wydawało mi się, że taką małą rzeczą, którą codziennie chciałabym robić z myślą o moim dobrym samopoczuciu, jest czas na makijaż.  No cóż, poranna rutyna w ostatnich latach sprawiała, że nie zawsze wychodziłam z domu z myślą: „super dziś wyglądam”. Zabawne, że gdy teraz z łatwością znalazłabym te pięć minut na podkład, róż i kredkę, ja wolę pójść do kredensu w kuchni i zadbać o wygląd od środka.  

Do swojej diety wprowadziłam wiele cudownych produktów, które w naturalny sposób (bez sztywnych ram czy łykania tabletek) walczą o moje dobre samopoczucie, odporność, cerę czy układ pokarmowy.  

  Na półce trzymam olej z czarnuszki, olej lniany, a teraz (w końcu) także olej Omega-3 od Olinii. Ta ostatnia buteleczka ma w sobie: FENACTIVE® (spożywanie skraca trwanie wirusowych lub bakteryjnych infekcji górnych dróg oddechowych i zmniejsza ich nasilenie), olej z ryb morskich – czysty, z bogatych w kwasy omega-3: dorszy, sardynek i makreli (NIE KONCENTRAT, TOTOX – 11), tran – olej z kwasami omega-3 – EPA i DHA oraz witaminą D3, olej lniany bogaty w kwasy omega-3, w tym ALA (alfa-linolenowy) i omega-6, w tym LA (linolowy), olej z czarnuszki – olej z kwasami omega-3 i omega-6 oraz tymochinonem (składnik nasion czarnuszki o właściwościach przeciwalergicznych, przeciwzapalnych i działaniu immunomodulującym) – 11,49 mg/g, a na końcu nie mniej ważna: witamina D3.  Olej ma delikatny malinowy smak (z całą pewnością nie rybny :)).

  Można go pić po prostu z łyżki przed jedzniem (albo po! jak wolicie) albo dodać do soków, smoothie czy innych owocowych rzeczy. Kod MLE daje 12% zniżki w Olinii do 20 kwietnia, ale klikając w powyższy link nalicza się on już automatycznie. :). Sprawdźcie inne rzeczy w ofercie! A tu link do badań naukowych.  

Nie wiem czy wspominałam, ale jeden z moich ulubionych wiosennych kolorów to szarość :D. 1. Gdy potrzebuję trochę wiosny idę do Narcyza w Gdyni. Wiadomo. // 2. Komu też nie chcę się nigdy wyciągać miksera? :D // 3. Małe wielkie zmiany. // 4. Przygotowania do wiosny trwają w najlepsze. Fenomen butów od Mrugali dostrzega chyba każda mama przedszkolaka.  // Gdybym mogła to chodziłabym tak codziennie.1. Gdy dwa lata temu wykańczaliśmy mieszkanie, zdarzyło się kilka rzeczy w naszym życiu, które sprawiły, że sporo planów porzuciłam z dnia na dzień. Między innymi stolarkę. Każdy wykonawca powie, że nie ma nic gorszego niż dokańczanie remontu na raty, ale według mnie można się przyzwyczaić. A może nawet to polubić :D.// 2. Pierwszy dzień wiosny. I to widać, słychać i czuć! // Ogryzki na stole i baza pod folią ochronną. Remont plus dzieci to moje ulubione piątkowe połączenie. Ten moment, w którym nic nie jest na swoim miejscu, ale ja uważam, że wszystko wygląda lepiej. Małe przemeblowania na wiosnę to coś, co uwielbiam (a mój mąż nienawidzi). Królicza rodzinka gotowa do snu. I jak to w życiu bywa – dzieci śpią, a mama króliczków zabiera się za słodycze. 1. Co tu powiesimy? // 2. Być może nie jesteście tego świadome, ale jednym z moich licznych i zaskakujących talentów jest umiejętność niezwykle precyzyjnego oceniania smaku klusek, kopytek, placków i pyz. No więc, ogłaszam, że na to danie w Masło Maślane w Gdańsku warto przyjechać nawet z Warszawy. ;) Bez alkoholu, ale za to z dużą ilością słodyczy.Ten moment, gdy dzieci nie chcą wchodzić z Tobą pod prysznic, ale pies ma osiem lat i nadal mu nie minęło. 

Ekipa remontowa poszła i znowu odzyskałam mieszkanie. 

Kolor! Te swetry znajdziecie oczywiście w MLE (na niebieski trzeba jeszcze chwilę poczekać). 

Tak jakoś zgaduję, że będą o to pytania… Numer referencyjny dżinsów to 4365/032 i są z tej sieciówki na „Z” ;). 

Poznaniacy świetnie znają. Ja dopiero odkryłam. Restauracja Nadzieja, to miejsce, które trzeba odwiedzić.

1. Jesteśmy tylko trochę głodne, więc zamówmy wszystko, co się da. // 2. Zasiedziałyśmy się w tym muzeum, ale było super! // 3. Trochę jak pisanka, trochę jak kołderka. Premiera tego żakietu już w kwietniu. // 4. Słynne dropie. // Nie udało mi się dotrzeć do Warszawy, aby zobaczyć tę głośną wystawę Józefa Chełmońskiego, ale fuksem nadrobiłam to teraz w Poznaniu. Podoba mi się wiele z jego obrazów i długo mogłabym się przypatrywać tym wszystkim galopującym koniom czy docenić nastrój, który potrafił stworzyć na przykład na obrazie „Jesień” (to dla mnie coś jak polskie „hygge” ale z XIX wieku). A jednak im starsza jestem, tym trudniej jest mi odseparować osiągnięcia wielkich malarzy, od tego jakimi ludźmi byli w prywatnym życiu. Rozumiem, że kiedyś standardy były inne, a kobiety miały znacznie ciężej, ale i tak nie potrafię zrozumieć jego zachowania względem żony. Mam głębokie przekonanie, że niezależnie od czasów czy szerokości geograficznej wiele z nas po prostu wie, co jest dobre, a co złe. A jakie jest Wasze zdanie? Czy możemy oceniać malarzy (i wybitne osobistości w ogóle) tylko po to tym, co tworzyli, nie bacząc na to jakimi byli ludźmi w prywatnym życiu? Znacie jakichś współczesnych geniuszy, którzy wywołują w Was dysonans?Mój najlepszy „partner in (art)crime”.Muzeum Narodowe w Poznaniu – polecam!
To nie ja! To Ola! W wersji bardziej "cool" nasz sweter z kokardkami można nosić z t-shirtem pod spodem.

Wiele tradycyjnych rozwiązań słusznie odeszło w niepamięć. Z drugiej strony, postęp technologii dał nam nie tylko zmywarkę czy telefony komórkowe, ale także wysokoprzetworzoną żywność i smog w miastach. Czasem ciężko się połapać, w bitwie pomiędzy tym, co „przestarzałe”, a „nowe i niesprawdzone”, ale akurat żeliwne naczynia są jednoznacznym dowodem na to, że czasem warto spojrzeć na dawne odkrycia przychylnym okiem.

Kawowe zapasy na wielkanocne spotkania już zrobione! Jak zawsze wybrałam kawy specialty od Wild Hill Coffee, które pochodzą z certyfikowanych plantacji, bo troszczę się o zdrowie moich bliskich (także tych dalszych, których widuję tylko od święta ;)). Pamiętajcie, że wybór kaw organicznych minimalizuje ryzyko spożycia szkodliwych substancji, takich jak mykotoksyny czy ochratoksyny. Od kilku lat to właśnie tę kawę parzę w swoim domu. Tym razem padło na te dwa gatunki: Tajemnica Sierra Madre i Sen o La Jacoba.  

Z kodem WIOSNA10 otrzymacie 10% rabatu na kawy w Wild Hill Coffee, a z kodu możecie korzystać do 20 kwietnia (kod nie obejmuje akcesoriów oraz artykułów objętych promocją).  
Nie zgadniecie! Top i spódnica są od takiej polskiej marki, którą założyła córka premiera! (suchar numer 342)
Zostawiam Wam tu pełny przepis na słynne "Dutch Baby": 

Skład:

3 jajka
1/2 szklanki mleka 
1/2 szklanki mąki pszennej 
1 łyżka cukru pudru 
1 łyżka masła (najlepiej klarowanego) 
1 łyżeczka esencji waniliowej lub migdałowej 

A tu reszta przepisu: 

1. Wyjąć jajka i mleko z lodówki i poczekać, aż uzyskają temperaturę pokojową. 
2. Piekarnik nagrzać do 220 stopni. Koniecznie wybierzcie tryb, w którym włączony jest górny opiekacz (bez termoobiegu). 
3. Do miski wbić jajka, cukier puder i utrzeć trzepaczką na puszystą masę, dodać mleko, mąkę, esencję waniliową i szczyptę soli. Na patelnię żeliwną dodać łyżkę masła klarowanego i wstawić do nagrzanego piekarnika. 
4. Zawartość miski dokładnie wymieszać, aby powstała jednolita masa. Wyciągnąć rozgrzaną patelnię z piekarnika, wlać na nią ciasto i szybko wstawić z powrotem. Piec przez piętnaście minut. Ciasto powinno wyrosnąć, być chrupiące z zewnątrz i idealnie miękkie w środku. 
5. Wyjąć z piekarnika i nałożyć dodatki (ja wybrałam lemon curd, mascarpone z wanilią i listki mięty). 

A dla mnie kawałek będzie? 

Zabawy w czasie chłodu w ogrodzie i gorące desery czekające w domu. Proste połączenie, ale zostaje w zakamarkach pamięci na bardzo długo.A skoro jesteśmy już w klimacie Jane Austen, to nie mogłam sobie odmówić tego filmu – idealny na pierwsze wiosenne smutki. Jest to oczywiście bajka dla dorosłych, bo wszystko kończy się aż nadto dobrze (w przeciwieństwie do historii miłosnej samej autorki powieści). A jednak: w tym całym wyidealizowanym wiejskim życiu brytyjskiej arystokracji i tak widać, że wybory kobiet od zawsze były trudne.

 "Dumę i uprzedzenie" (2005) znajdziecie teraz na Netflixie, ale nie polecam oglądać z napisami. Tłumaczenie gubi osobowość Elizabeth, która na tamte czasy była chyba najbardziej wyszczekaną osobą w Anglii. Sąsiedzkie inspiracje. Po spotkaniu z Magdą z Moodstore zawsze mam ochotę zgapić całą jej stylówkę. No ale kto nie ma takiej koleżanki?Nie wierzę, że nadszedł ten moment. Spakowana i gotowa na ciekawy weekend!  Początek wiosny w Pałacu Ciekocinko to raj dla wrażliwych dusz. Owoce pod kruszonką to jeden z pierwszych deserów, które zrobiłam sama. Może stąd ten sentyment?Dziś w tym domu będą straszyć cztery blondynki. Kierunek: Lubiatowo. "A tak wyglądałyby nasze domy, gdyby urządzali je mężczyźni" (takie tam głupie żarty, gdy same kobiety wokół).Fajnie mieć koleżanki. Przypominam sobie o tym za każdym razem, gdy po siedmiu 7 latach spędzam z nimi bite 24 godziny.Sweter znajdziecie tu, a spinkę tuPo prostu czysty zachwyt.Bo w Polsce najlepiej się wypoczywa! Kochane Dziewczyny, pewnie doskonale wiecie, jak cenne są te zwykłe dni. Ale chyba warto to sobie wciąż powtarzać, prawda? Mam nadzieję, że w swojej głowie tworzycie podobne relacje i że – nawet jeśli nie jest idealnie – udaje się Wam dopisywać do nich pozytywną narrację. Ja wyszkoliłam się w tym tylko dzięki temu, że tu zaglądacie. Dziękuję, że dotrwałyście do końca. Dobranoc! :)

 

*  *  *