Last Month

I hope that Monday depression didn't get to you. The August passed for me as quick as a flash. Even though the holidays are ending I have a feeling that the real summer weather will still stay with us a bit longer (although today Sopot isn’t too pleasant as it’s raining). That’s great because I am still not ready to say goodbye to my simple dresses which I could just match with suede pumps and get out to the city. I am also not ready to let go of long evenings, eating blueberries and blackberries straight out of the hot pan covered under the sweet crumble topping. And of course with swimming in my beloved sea – water in September is  the warmest!

***

Mam nadzieję, że dzielnie się trzymacie i nie dopadła Was poniedziałkowa chandra. Sierpień minął mi w okamgnieniu. Chociaż wakacje się kończą to mam przeczucie, że prawdziwa letnia pogoda jeszcze trochę z nami zostanie (chociaż dziś w Sopocie kropi i nie jest zbyt przyjemnie). To dobrze, bo nie mam jeszcze ochoty żegnać się ze swoimi prostymi sukienkami, do których wystarczy włożyć zamszowe pantofle i już można wyjść na miasto. Ani z długimi wieczorami na świeżym powietrzu, kiedy prosto z gorącej jeszcze brytfanki wyjadamy jagody i jeżyny pod słodką kruszonką. No i oczywiście z kąpielami w moim ukochanym morzu – woda we wrześniu jest najcieplejsza!

Moja fascynacja tematem "slowfashion" trwa nadal (i mam nadzieję, że nigdy się skończy). Z każdym tygodniem w mojej szafie jest coraz mniej ubrań – zostawiam tylko to co uwielbiam, reszta trafia do tych, którym bardziej się przydadzą (na przykład tutaj).

Najlepsza recepta na udany wypoczynek? Przepiękne widoki i brak internetu! Toskania to miejsce, do którego chciałabym wrócić, nawet jutro. 

"Buon giorno! Dove posso trovare la gelateria?" – wyjazd do Toskanii po raz kolejny przypomniał mi o tym, jak bardzo chciałam nauczyć się włoskiego języka. Kilka zwrotów i słówek znam perfekcyjnie, ale za każdym razem gdy przychodzi mi powiedzieć coś więcej niż "poproszę spaghetti bolognese ale bez parmezanu" to natychmiast muszę przejść na angielski. Tym razem oprócz przewodników, postanowiłam zabrać ze sobą pomoce naukowe w postaci Fiszek. Nauka szła mi naprawdę szybko :).

Klif Orłowski – przepiękne miejsce, które warto zobaczyć. 

Starałam się korzystać z pięknej pogody i spędzać jak najwięcej czasu na powietrzu. 

Ostatni tydzień minął mi pod znakiem "korekta autorska". To ostatni etap pisania książki, w której autor robi końcowe poprawki. Oczywiście wiele rzeczy chciałabym napisać od początku, ale podobno takie uczucie towarzyszy wszystkim. W przerwie między kreśleniem, dopisywaniem i drapaniem się w głowę, nie mogło zabraknąć oczywiście gorącej aromatycznej kawy. Bardzo dziękuję Coffee Box za piękną i aromatyczną przesyłkę. Specjalnie dla Czytelników Makelifeeasier.pl mam rabat w wysokości pięćdziesięciu procent na zakup pierwszej paczki (uwaga! zapisy na wrześniową edycję trwają jeszcze tylko dwa dni).

1. Jem, więc jestem. Letni dzień bez lodów to dzień stracony // 2. Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej // 3. Warszawa o zachodzie słońca // 4. Słynna francuska zupa … no właśnie, bardzo starałam sobie przypomnieć jej nazwę ale niestety bez skutku //

Trzymanie diety bezglutenowej w Brukseli jest naprawdę wybitnie trudne…

Mały backstage, a cały wpis możecie zobaczyć tutaj.

1. "Szczygieł" skończony. Zazdroszczę wszystkim, którzy mają tę książkę jeszcze przed sobą – po prostu trzeba ją przeczytać. // 2. Moja mała obsesja – zdjęcia morza // 3. … i kamieni na plaży. // 4. Przygotowywanie rekwizytów do zdjęć //

Chyba nie przeżyłabym tego miesiąca bez lemoniady ;)

No i zdjęcie morza na koniec – za miesiąc zobaczymy je, w niemniej pięknym jesiennym klimacie. Miłego wieczoru! :)

 

Z aparatem w Toskanii

Continuing the summer mood I would like to share with you photos from my holidays in Tuscany. At first I didn't think that this place would appeal to me so much –  at the end, with the approaching of the departure day,  all I thought was when I will be able to come back there again. Small towns on the hills, fields of grapevines ripening in the sun and cheerful Italians in front of Gelaterią – it is very easy to find the famous 'dolce vita' in Tuscany. I am not sure can the phots show the full beauty of that place, but take my word for it – it was wonderfully.

***

Pozostając w letnim nastroju chciałabym podzielić się z Wami zdjęciami z moich wakacji w Toskanii. Z początku nie sądziłam, że to miejsce spodoba mi się tak bardzo – ostatniego dnia wyjazdu myślałam tylko o tym, kiedy będę mogła tu znowu przyjechać. Kamienne miasteczka na wzgórzach, pola winorośli dojrzewających w słońcu i weseli Włosi siedzący przed Gelaterią – w Toskanii z łatwością można odnaleźć słynne dolce vita. Nie wiem czy zdjęcia chociaż trochę oddadzą nastrój tej pięknej krainy, ale uwierzcie mi na słowo – było tam wspaniale.

Spokojne życie w Sarteano – małym miasteczku z jedną lodziarnią i dwiema pizzeriami. Jedną z nich poznałam naprawdę całkiem nieźle. Przesiedziałam w niej dobre trzy godziny, bo było to jedyne miejsce w promilu dziesięciu kilometrów, gdzie działał internet. Według opiekuna domku, w którym się zatrzymaliśmy, internet działał u nas bez zarzutu, ale niestety nie mogłam się z nim zgodzić…

Wakacje równa się: książki. W końcu nadrobiłam trochę zaległości.

Słynny flaming bardzo się przydał ;)

W trakcie tego krótkiego wyjazdu próbowałam odwiedzić jak najwięcej miejsc. Jednym z nich było na przykład miasteczko Montepulciano. 

Następnym celem podróży było słynne San Gimignano zwane "Manhattanem średniowiecza". Jeśli wyobrazicie sobie typowe włoskie miasteczko, to San Gimigniano z pewnością będzie pasowało do Waszej wizji. To stąd pochodzi słynne białe wino Vernaccia, na każdym rogu można kupić prawdziwe trufle wielkości piłek tenisowych, a z knajpek rozchodzi się zapach toskańskich przysmaków i pizzy z pieca. 

Kolejka do lodziarni Gelateria Dondoli – podobno najlepszej na świecie. Moje lody o smaku malin i lawendy były faktycznie przepyszne. 

W drodze do Asyżu…

Bazylika św. Franciszka – kolebka zakonu franciszkańskiego. 

Autoportret w uroczym sklepie z regionalnymi produktami i słomkowymi kapeluszami. 

W trakcie tych wakacji zajadałam się winogronami. Te zerwane własnoręcznie zawsze smakują najlepiej. 

Wakacje to dla mnie przede wszystkim powrót do prostych przyjemności. Książki, jedzenie, gry planszowe albo… ping-pong :) 

Tak wyglądał każdy zachód słońca w Toskanii. Gdy brałam do ręki aparat i fotografowałam różowo fioletowe niebo, cały czas nachodziła mnie myśl, że wygląda jak obrobione w Photoshopie – to było po prostu zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. 

Jeśli chcecie zobaczyć więcej moich zdjęć z wakacji to zapraszam Was gorąco na Instagram.

Fall is coming!

  Last two months were hot and beautiful. Perhaps that’s why the signs of upcoming fall, brings no nostalgia yet. I have to say that I really adore the autumn and winter time, I am looking forward to warm sweaters, evenings with the book under the wool blanket, sipping on that huge mugs of the hot tea with the homemade jam and I can’t wait for the long walks in the desolated beach. It is quite obvious from your comments that we are all slowly starting some preparations. You often ask about trends and what things are worthwhile investing in. Perhaps the things we already have in our wardrobe will be enough? I will try to give you some tips on how to prepare for the new season without leaving your home or going shopping.

***

  Ostatnie dwa miesiące były piękne i gorące. Być może właśnie dlatego babie lato nie wzbudza jeszcze we mnie żadnej nostalgii. Poza tym, uwielbiam jesień i zimę, cieszę się na ciepłe swetry, wieczory z książką pod wełnianym kocem, kubki gorącej herbaty z konfiturą domowej roboty i długie spacery po opustoszałej plażyZ Waszych komentarzy jasno wynika, że powoli zaczynamy już przygotowania do nadchodzącego sezonu. Najczęściej pytacie o to, co będzie modne i w jakie rzeczy warto zainwestować. A może wystarczy nam to co już mamy w szafie? Spróbuję podpowiedzieć Wam jak przygotować się na nową porę roku w zaciszu własnego domu, bez chodzenia na zakupy. 

Wspominałam Wam już o konfiturze… w trakcie jesiennych i zimowych wieczorów jestem w stanie zjeść każdą jej ilość, przede wszystkim dodając ją do herbaty. Obiecałam sobie, że w tym roku sama przygotuję zapasy – sierpień jest idealnym momentem, aby się za to zabrać, bo owoce takie jak maliny, jagody czy borówka amerykańska są teraz najtańsze. Poniżej podaję prosty i sprawdzony przepis na domową konfiturę. 

Składniki:

(na trzy małe słoiki) 

1kg borówek amerykańskich

4 czubate łyżki miodu

sok z trzech cytryn  

szczypta soli 

A oto jak to zrobić:

1. Wrzucamy umyte borówki do dużego rondla. 2. Rozgniatamy owoce tłuczkiem do ziemniaków. 3. Dodajemy miód, sok z cytryny oraz sól. 4. Borówkową papkę gotujemy około godziny, aż zgęstnieje (co jakiś czas wywar należy mieszać). 5. Po wystygnięciu gotową konfiturę przelewamy do słoików.  6. Konfiturę przechowuję w lodówce.

W sklepie papierniczym kupiłam też zwykły sznurek i białe samoprzylepne karteczki. Wycięłam kwadraty ze starego prześcieradła, obłożyłam nimi nakrętki słoików i przewiązałam szarym sznurkiem. Ciekawe czy słoiki pozostaną zamknięte chociaż do końca września… znając życie: nie.

kalosze – Hunter / bluzka – Zara (podobna tutaj) / szalik – podobny tutaj

No więc, co będzie najgorętszym trendem w nadchodzącym sezonie? Przewertowałam nowy numer magazynu Porter i doszłam do jednego wniosku: to, co najbardziej wpadło mi w oko było modne też rok temu, dwa lata temu i osiem lat temu. Grube miękkie swetry, tweedy, krata – wszystko to już było i z pewnością leży w Waszych szafach. 

Dzwony

Gdy przyszły upały rzuciłam je w kąt. Teraz nadchodzi idealna pora by znów ujrzały światło dzienne, zwłaszcza, że letni trend czyli powrót lat siedemdziesiątych, wciąż pozostaje aktualny. Dżinsowe, lekko rozszerzane, dopasowane do sylwetki, będą wyglądały fenomenalnie z prostą, białą, jedwabną bluzką czy zwiewną koszulą w ciekawy kwiatowy wzór w stylu boho. Pamiętajcie, że gdy nadejdą chłody, to okrycie wierzchnie nie powinno być dłuższe niż do połowy uda (w przeciwnym razie bardzo obciążymy naszą sylwetkę).

Gruby splot

Tak, zaraz nadejdzie moment, aby znów zaprzyjaźnić się ze wszystkim co puszyste, miękkie, grube czy robione ręcznie na drutach. Po soczystych kolorach lata, przychodzi czas na bardziej zgaszoną paletę barw. Bardzo stęskniłam się za moim białym swetrem z golfem, który znalazłam na zeszłorocznych wyprzedażach. Uwielbiam go bo wygląda świetnie z dżinsami, rozjaśnia cerę i chroni przed jesiennym chłodem.

Krata

Wzór, który co sezon króluje na wybiegach jesień / zima. Świetnie sprawdza się jako detal na szaliku, ale w szafie mam też na przykład kraciaste koszule. 

Mini w kształcie litery A

Jeśli myślałyście, że jej czas już minął, to byłyście w błędzie. Spódniczka z dżinsu lub zamszu (lub tak jak moja z imitacji skóry) stworzy piękny zestaw z czarnym golfem (na pewno taki macie), czy szarym luźnym swetrem i wysokimi zamszowymi kozakami. To echo lat sześćdziesiątych, a jednocześnie klasyczny, ponadczasowy krój, który nigdy nie wyjdzie z mody.

Męska marynarka

Lub po prostu model, który nie jest dopasowany co do centymetra. Wyciągnijcie ją z szafy już teraz, powieście na dobrym wieszaku i już noście z rurkami i skórzanymi baletkami. Gdy nadejdą chłody włóżcie pod spód biały sweter, a baletki zamieńcie na oficerki, dodajcie szalik w kratę i voilà!

 

sweter – podobny tutaj i tutaj

spodnie – Top Shop Leigh (podobne tutaj) / baletki – Repetto (podobne tutaj)

Kolorem przewodnim nadchodzącego sezonu będzie niewątpliwie zieleń. W mojej szafie niestety nie ma jej zbyt wiele (a już w ogóle nie ma tej w odcieniu butelkowym, który podoba mi się najbardziej). Znalazłam jedynie spodnie w kolorze Khaki, ale myślę, że dopóki na horyzoncie nie pojawi się coś naprawdę wartego grzechu (na przykład dobrze skrojona spódnica z szerszym karczkiem), to powinny mi wystarczyć do szczęścia. 

Podobno najbardziej dbamy o nasze ciała właśnie w lecie, ale ja mam wrażenie, że moje paznokcie nigdy nie były w tak złym stanie jak teraz, włosy są wysuszone, a skóra na twarzy wygląda kilka lat starzej niż w maju tego roku. No dobrze, trochę przesadzam, ale szukam dobrego pretekstu aby zagaić temat kosmetyków. We wrześniu planuję zmienić parę produktów na te polecone przez Was – przede wszystkim poszukuję dobrej (najlepiej naturalnej) odżywki do włosów, balsam już mam (rozpisywałyście się o balsamie Macadamia marki Nacomi – mam i testuję), nie zmieniam tylko kremu do twarzy (w tym przypadku trochę obawiam się eksperymentów), ten nawilżający od Fridge  z olejkiem lawendowym i różanym bardzo dobrze nawilża moją suchą cerę (posiada też filtry UV). 

Nowością jest też krem pod oczy, który widzicie na zdjęciu powyżej – może powstrzyma zmarszczki wokół oczu (tego lata miałam naprawdę wiele powodów do śmiechu :)).

Czy któraś z Was widziała może film "Kryptonim U.N.C.L.E"? Jeśli tak, to z pewnością zwróciłyście uwagę na piękny makijaż w stylu lat siedemdziesiątych głównej bohaterki, granej przez świetnie zapowiadającą się Alicie Vikander. Kilka tygodni temu w mojej kosmetyczce pojawiła się ta paletka cieni – teraz już wiem co z nią zrobić :). W tym sezonie modne są przede wszystkim matowe brązowe cienie, dzięki którym ładnie wymodelujecie oko (koniec ze sztucznym perłowym efektem). 

Jeśli jest Wam smutno, że wakacje już się kończą to mam nadzieję, że dzisiejszy wpis chociaż trochę pokazał Wam, że jesień nie będzie taka straszna :). Dajcie znać czy u Was też ruszyły już jakieś przygotowania. Miłego wieczoru!

LOVE TO BE A PHOTOGRAPHER: LESSON #1

   I know that you had to wait a long time for the post about the photography. It is all because, for the first time I wanted to share very specific tips with you, and every time I tried to get down to writing, this subject seemed so extensive that I didn't know from where to start. Perhaps some of you will be glad that I decided to create series of posts in which I will be sharing my experience with you. Today I would  above all I would like to convince you, that it isn't necessary to have professional camera to make excellent photos.

***

Wiem, że musieliście długo czekać na wpis o fotografii. Przede wszystkim dlatego, że po raz pierwszy chciałam podzielić się z Wami konkretnymi radami, a za każdym razem, gdy próbowałam zabrać się za jego napisanie, temat ten wydawał mi się tak rozległy, że nie wiedziałam nawet, od czego zacząć. Być może część z Was ucieszy się, że postanowiłam stworzyć osobny cykl, w którym będę dzielić się z Wami moim doświadczeniem. Dziś chciałabym Was przede wszystkim przekonać do tego, że nie trzeba mieć profesjonalnego aparatu, aby robić świetne zdjęcia. 

Nie będę Was zamęczać informacjami o głębi ostrości, szybkości migawki czy ISO, bo, po pierwsze, można o nich przeczytać w instrukcji obsługi aparatu, a po drugie, nie każdy posiada lustrzankę, która wymaga znajomości tego rodzaju funkcji. Poza tym na początku nie ma potrzeby, abyście pracowali w trybie manualnym, którego używam do robienia zdjęć na bloga. Przejdę więc od razu do rzeczy, czyli do kilku uniwersalnych zasad, dzięki którym Wasze zdjęcia będą po prostu ładniejsze.

Selekcja

Świat nie jest idealny i nie wszystkie rzeczy są piękne, dlatego robiąc zdjęcie, spróbujmy eliminować z kadru elementy, które ewidentnie psują nam widok. Czasem jest to brzydki śmietnik na ulicy, albo pan w jaskrawo czerwonej kurtce w tle czy plastikowa butelka na stole, przy którym siedzi nasza rodzina. To zabrzmi śmiesznie, ale wiem, że wszyscy blogerzy, którzy sami wykonują zdjęcia do swoich wpisów, spędzają naprawdę mnóstwo czasu na sprzątaniu mieszkania, nim zabiorą się za fotografowanie – to znacznie ułatwia pracę (niestety mało kto może sobie pozwolić na zakup profesjonalneego studia czy wynajmowanie wnętrz do sesji). 

Kompozycja

  Niezależnie od tego, co próbujemy uchwycić (jedzenie, osobę, widok), bardzo istotne jest rozmieszczenie poszczególnych elementów w kadrze. Czasem nie mamy wpływu na to, gdzie znajduje się dany przedmiot (nawet  gdybyśmy bardzo chcieli, nie przesadzimy drzewa, które akurat rośnie nie w tym miejscu), ale to bardzo ważne, aby zastanowić się, czy wykonanie chociażby jednego kroku w którąś ze stron nie spowoduje, że cały obraz wyda się ładniejszy i bardziej przejrzysty. 

  Znacznie łatwiej jest, gdy mamy wpływ na położenie fotografowanych obiektów. Cała fotografia kulinarna opiera się de facto na odpowiednim zainscenizowaniu kadru. Ale łatwiej nie znaczy łatwo. Fotografowanie potraw nauczyło mnie naprawdę wiele cierpliwości i przede wszystkim pokazało, jak wielkie znaczenie mają z pozoru mało istotne detale. 

  To oczywiste, że istotnych dla zdjęcia elementów nie można ucinać (tylko w bardzo szczególnych przypadkach uzyskacie dzięki takiemu zabiegowi ciekawy efekt), ale równie ważne jest to, aby każda rzecz znajdująca się w kadrze miała "swoje" miejsce. Gdy spojrzycie na zdjęcie powyżej, z łatwością zauważycie, że zarówno butelka, jak i talerzyk z borówkmi oraz kubek nie nachodzą na siebie w żaden sposób, a ich odłegłości od krawędzi zdjęcia są do siebie zbliżone. To powoduje, że całość wydaje się być przejrzysta, a z fotografii emanuje harmonia. 

  Zasada trójpodziału, którą warto kierować się w przypadku wszystkich zdjęć, jest naprawdę bardzo pomocna. Zwróćcie uwagę, jak wiele scen w (dobrych) filmach kręconych jest właśnie w taki sposób, jakby obraz podzielony był dwoma poziomymi i dwiema pionowymi liniami (w prostokątach pomiędzy liniami usytuowane są kluczowe dla danej chwili elementy). Zdjęcie na pewno  będzie  ciekawsze, jeśli postaramy się wydobyć pierwszy, drugi (często najważniejszy, na który z reguły nastawiamy ostrość) oraz trzeci plan. Jeśli chcemy sfotografować na przykład dom, to spróbujmy ująć również rosnące przed nim drzewa i białe chmury na niebie. 

  Jedną z najistotniejszych rzeczy, która powoduje, że obraz, wystrój mieszkania, nasz strój czy zdjęcie są estetyczne, jest odpowiedni dobór kolorów. Przede wszystkim nie może być ich zbyt wiele. Jeśli dopiero zaczynacie swoją przygodę z fotografią, to dla wprawy radziłabym Wam szukać przede wszystkim białego lub innego neutralnego tła i powoli dodawać elementy w mocniejszych kolorach. 

 

Łapcie moment 

Tak naprawdę nie można za bardzo przejmować się wszystkimi skomplikowanymi zasadami. Zresztą, kiedy już nabierzecie wprawy, nie będziecie musieli o nich myśleć, bo wszystko będzie Wam wychodzić naturalnie. To ważne, aby w trakcie nauki nie zapomnieć o tym, co najważniejsze – zdjęcie pozwala nam zatrzymać moment, dlatego przez zbyt długie zastanawianie się nad odpowiednim kadrem można bezpowrotnie stracić okazję na świetne ujęcie. To dlatego zawsze trzymam aparat przy sobie, zawieszony na szyi.   

Światło

Robiąc zdjęcia bardzo szybko zauważycie, że czasem od razu wychodzą pięknie, a kiedy indziej trudzicie się nad jednym kadrem dwie godziny, a efekty i tak są marne.  Z dużym pawdopodobieństwem mogę stwierdzić, że przyczyną jest światło – klucz do wszystkiego. Jeśli Wam sprzyja, najważniejszy problem macie z głowy. 

To właśnie odpowiednie światło zmusza mnie do tego, aby od kwietnia do końca września wstawać o czwartej rano, bo w Polsce najlepsze momenty do robienia zdjęć, to godzina po świcie i półtorej godziny przed zachodem słońca. Co ciekawe, bezchmurne niebo wcale nie jest wymarzoną sytuacją (chociaż jest znacznie lepsze niż ulewne deszcze czy listopadowe zachmurzenie); idealne warunki to słońce chowające się za rzadkimi chmurami – dzięki temu jego promienie są rozproszone i delikatne. 

W różnych częściach świata światło jest zupełnie inne. We Włoszech na przykład jest ciepłe, a niebo na zdjęciach jest zawsze mocno niebieskie. W Nowym Jorku promienie słońca odbijają się od okien drapaczy chmur, tworząc piękny efekt. W Skandynawii słońce jest nisko, dlatego zdjęcia można robić przez cały dzień. 

Niestety, nie zawsze mamy wpływ na światło, a z reguły nie możemy czekać, aż pogoda się poprawi, trzeba więc próbować nad nim zapanować. Ten dziwny przedmiot, który trzymam na zdjęciu poniżej, to blenda. Dzięki niej mogę doświetlać przedmioty we wnętrzu (im więcej bieli wokół, tym zdjęcie jest jaśniejsze) lub przysłonić nią zbyt mocne promienie słońca. W każdym domu znajdziecie jej odpowiednik – wystarczy białe prześcieradło albo obrus.

 

A teraz pytanie do Was: o czym chcielibyście przeczytać w kolejnym wpisie z tej serii? O tym jak dobrze wyglądać na zdjęciach (od razu uprzedzam, że nie będzie w nim mowy o selfie, czy o piętnastowarstwowej tapecie na twarzy) czy o fotografii kulinarnej? Czekam na Wasze komentarze! :)

Wszystkie zdjęcia zostały wykonane aparatem Olympus OMD EM1

Kochasz lato i słońce? Uważaj na te cztery rzeczy!

  I haven’t met a person who wouldn't love summer.  Frying oneself in the sun is supposedly one of the most pleasant things in the world. Thanks to that we are providing our body with the vitamin D, and the skin is gaining that wonderful brown shade (although in my case, after the sun my complexion is becoming rather pink than brown). Unfortunately, everything comes with a price. Exaggerated or incautious  sun exposure often brings unpleasant consequences. We better remember that , before spreading the towel on the beach and frying all day.

***

  Nie spotkałam jeszcze osoby, która nie kochałaby lata. Wylegiwanie się na słońcu to podobno jedna z najprzyjemniejszych rzeczy na świecie. Dzięki temu dostarczamy do naszego ciała witaminę D, a skóra nabiera ładnego koloru (chociaż gdybym miała mówić za siebie, to nie byłabym tego taka pewna, moja karnacja po kontakcie ze słońcem staje się raczej różowa niż brązowa).
   Niestety w życiu nie ma nic za darmo. Nadmierne czy nierozważne przebywanie na słońcu niesie za sobą często przykre konsekwencje. Pamiętajmy o nich, nim rozłożymy ręcznik na plaży i rozpoczniemy całodniowe smażenie ciałka.

Oczy szeroko otwarte

   Czy wiecie, że skóra wokół oczu starzeje się najszybciej? To za sprawą małej ilości gruczołów łojowych oraz bardzo delikatnego i wrażliwego naskórka. Odkąd pamiętam, mama zawsze powtarzała mi, żebym kupowała okulary przeciwsłoneczne z filtrem UV, w przeciwnym wypadku będę szybko wyglądać jak babcia Wandzia. Kiedy wychodząc na zewnątrz, oślepia nas słońce automatycznie zaczynamy mrużyć oczy, a to powoduje  zmarszczki mimiczne. A gdy pojawią się już one na naszej twarzy, całkowite pozbycie się ich będzie niemożliwe. Możemy je spłycić tylko dzięki kosmetycznym zabiegom, ale będzie nas to słono kosztować. Zapobieganie jest zdecydowanie lepszym wyjściem. Wychodząc z domu, zawsze zakładajmy na nos okulary przeciwsłoneczne. Osobom zmotoryzowanym polecam odkładanie ich w widoczne miejsce – moje zawsze leżą przy dźwigni zmiany biegów. W tym roku naprawdę bardzo się starałam, żeby zawsze chować je w poręcznym etui, unikając ich zarysowania czy złamania.

Włosy pod ochroną

   Ostatnio zapytałam się przyjaciółki o czym chciałaby przeczytać w następnym wpisie. Asia bez wahania odpowiedziała, że ma coraz większe problemy z wysuszonymi włosami i chętnie dowiedziałaby się, jak je pielęgnować. Jest to częsty problem u osób, które dużo przebywają na słońcu. Jeśli i Wy zauważyłyście, że Wasze włosy straciły blask, stały się łamliwe, a kolor wypłowiał, to najwyższa pora odpowiednio o nie zadbać. Pierwszą najważniejszą zasadą jest to, abyśmy nawilżyły włosy od razu, jak wrócimy z plaży, parku czy całodniowej wędrówce po górach. Ja od kilu miesięcy używam olejku L'Orient Recette Royale Soin Chardon Merir (w jego skład wchodzi olej z ostropestu, jojoba, nigella – tak zwana czarnuszka, arganowy i rycynowy). Przed wyjściem jednak pamiętajmy o spryskaniu włosów specjalnym sprejem z filtrem UV (można taki kupić w każdej drogerii). Zdaję sobie sprawę, że nie każda z nas ma taki kosmetyk pod ręką. W takim wypadku wcieramy we włosy odrobinę kremu z filtrem. Nigdy nie suszmy mokrych włosów na słońcu – to dla nich istna tortura. Lepiej skryć się gdzieś w cieniu i tam zaczekać aż wyschną. Na koniec dodam zdanie, które już pewnie wielokrotnie słyszałyście od rodziców i dziadków – nie zapominajcie o noszeniu czapki czy kapelusza. To dobre dla Waszych włosów, a dodatkowo chroni przed udarem. 

Złocisty odcień skóry 

   Pamiętam, jak na początku liceum spotykałam się z koleżankami na plaży i całe dnie leżałyśmy na słońcu (wagary nad morzem – coś cudnego), a wracając do domu zahaczałam jeszcze o solarium (przerażające czego się nie robi w pogoni za złotą opalenizną!). Na następny dzień budziłam się z piegami na całym ciele. Teraz wiem, że nie było to najmądrzejsze. To, że nasza skóra staje się ciemniejsza jest tak naprawdę reakcją obronną naszego organizmu. Ciemny barwnik to melanina, która odbija promienie ultrafioletowe, a im więcej jest jej w naszym ciele, tym ciemniejsza staje się skóra. Niestety, ale tego typu reakcje tylko osłabiają jej zdolność do regeneracji i pozbywają ją kolagenu, a to przyśpiesza proces starzenia. O tym, że przesadne opalanie może doprowadzić do raka skóry na pewno już wiecie. Mogę już tylko dodać, abyśmy naprawdę  pamiętały o stosowaniu kremów z filtrem podczas opalania. Należy przyjąć zasadę, że nie stosujemy filtrów poniżej SPF 15 i pamiętać, że nie wystarczy się nim posmarować raz i leżeć przez cały dzień na plaży. Tę czynność powinno się powtarzać co godzinę, maksymalnie dwie i koniecznie po każdej kąpieli w morzu.  

Woda siły nam doda

   Nie jesteśmy wielbłądami i nie nosimy zapasów wody na plecach. Musimy ją uzupełniać codziennie. Pamiętajmy, aby podczas upałów pić nawet o półtora litra wody więcej niż normalnie. Jeśli po długim wylegiwaniu na słońcu zauważymy u siebie brak koncentracji, osłabienie lub lekki ból głowy szybko sięgnijmy po szklankę chłodnej wody. Dostarczając odpowiednie ilości napojów do organizmu unikniemy odwodnienia, i przegrzania. Picie wody pobudza krążenie krwi, co przyśpiesza regenerację skóry – jest to najlepszy naturalny balsam do ciała, jaki znam. Wychodząc na trening również nie możemy zapomnieć o piciu. Zimą czy jesienią nigdy nie zabierałam na trening biegowy butelki z napojem, teraz nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Czasami decyduję się również pić izotonik. Wtedy sięgam po Ale Race (które mogą pić nawet dzieci) albo przygotowuję swój własny – wodę z miodem i szczyptą soli.

  Korzystajmy z pięknej pogody, ale nie pozwólmy, aby pogoń za piękną opalenizną obróciła się przeciw nam. Szkoda byłoby tracić czas na chowanie się w cieniu, smarowanie leczniczymi balsamami czy siedzenie w pokoju hotelowym z zimnymi okładami na czole. Cieszmy się słońcem i ostatnimi tygodniami wakacji. Macie w planach jeszcze jakieś wyjazdy?

Sztuka pakowania walizki, czyli kilka trików na udany wyjazd

The ability of packing one's suitcase is always useful. We are going for business trips, for holidays to parents house or short weekend getaway. Definitely we travel most often leave in the summer, therefore I thought, that a few of my tricks for efficient packing can be useful to you. Why is it so difficult? Firstly we must think about everything what we will need for the departure. Secondly, it is necessary to put these things into the suitcase – and somehow… ait lways turns out to be too small…

***

Umiejętność pakowania walizki przydaje nam się przez cały rok. Wyjeżdżamy w podróże służbowe, na święta do rodziców albo na krótkie weekendowe wypady. Niewątpliwie jednak najczęściej wyjeżdżamy w lecie, dlatego pomyślałam, że kilka moich sposobów na sprawne zaplanowanie bagażu może Wam się przydać. Dlaczego to takie trudne? Po pierwsze musimy pomyśleć o wszystkim czego będziemy potrzebować w trakcie wyjazdu. Po drugie, trzeba te rzeczy zmieścić w walizce – a ta zawsze okazuje się za mała…

1. Zaplanujmy każdy dzień wyjazdu

Jeśli wyjeżdżamy na przykład na cztery dni, to musimy dokładnie zaplanować cztery stroje. Warto na spokojnie usiąść wraz z planem wycieczki i wynotować zestawy, które chciałybyście włożyć w danej sytuacji (mówię tu o wszystkim, w tym o bieliźnie, torebce, okularach przeciwsłonecznych, a nawet biżuterii). Na tym etapie nie musicie martwić się ograniczonym miejscem w walizce. Po prostu wybierzcie to, w czym czujecie się świetnie i co sprawdzi się Waszym zdaniem w konkretnych warunkach.

Z doświadczenia wiem, że wykonanie szczegółowej listy jest kluczem do tego, aby nie brać ze sobą zbyt wielu rzeczy. Jeśli nie mamy pewności, co powinniśmy zabrać, zaczynamy wrzucać do walizki rzeczy na chybił trafił ("a może mi sie przyda"), których prawie nigdy potem nie nosimy, bo do niczego nie pasują. 

 

2. Inteligentna selekcja

Kiedy będziecie już miały niekończącą się listę rzeczy, trzeba będzie zastanowić się nad tym, czy jakiś element z Waszej szafy nie sprawdziłby się w przypadku kilku zestawów. Na przykład, czarną, bawełnianą, delikatnie rozkloszowaną spódnicę przed kolano będziecie mogły włożyć do japonek i luźnego topu, po południu gdy wrócicie z plaży, można połączyć ją z baletkami i cienkim sweterkiem. Równie uniwersalne modele ubrań to na przykład: biały t-shirt, granatowy lub szary kardigan, cieliste baletki czy biała sukienka przed kolano. Ogromnym ułatwieniem jest wybór trzech-czterech kolorów, którymi będziemy kierować się przy kompletowaniu garderoby na wyjazd. Najlepsze kolory to czerń, granat, biel, czerwień i beż. Wszystkie pasują do siebie, więc z łatwością będziecie mogły łączyć je ze sobą. 

 

dress / sukienka – Mosquito.pl; hat / kapelusz – J.Crew

3. Podzielmy się bagażem

Rzadko kiedy podróżujemy w pojedynkę i warto to wykorzystać. Jeśli Waszym towarzyszem jest kobieta, to sprawa jest już naprawdę prosta. Koniecznie zaplanujcie, która z Was bierze suszarkę, szampon, odżywkę, żel do mycia ciała, płyn do demakijażu, waciki i tak dalej. Nie ma potrzeby abyście brały dwie identyczne rzeczy. Jeśli podróżujemy z naszą drugą połówką to warto pakować się wspólnie – może wystarczy Wam tylko jeden komputer i jedna ładowarka do telefonu?

 

4. Wersja mini

Najlepszy sposób na zyskanie miejsca (a wszystkie wiemy, że czasem liczy się każdy centymetr) to przygotowanie rzeczy w wersji mini. Wolę, żeby moje duże, nieporęczne butle od szamponu, odżywki czy płyny pod prysznic, z mało bezpiecznymi zakrętkami, czekały na mnie grzecznie w domu. Gdyby eksplodowały w mojej walizce, pół wyjazdu spędziłabym na lamentowaniu. Zaopatrzyłam się w kilka małych opakowań do których przelewam ulubione kosmetyki, a niektóre kupuje po prostu w małych wersjach, na przykład te od ekologicznej marki Clochee (płyn micelarny z wodą z kwiatu pomarańczy oraz balsam o zapachu migdałowo-kwiatowym). Unikam też w ten sposób eksperymentowania z produktami hotelowymi – najczęściej są bardzo kiepskiej jakości.  Biorę też mniejszą szczotkę do włosów, a jeśli mój wyjazd ma charakter prywatny, to swój ciężki aparat i obiektywy zamieniam na coś znacznie lżejszego (Olympus PEN). Sprawdzi się on o wiele lepiej podczas długich dni zwiedzania, łatwiej zmieści się też do torby na plażę. Jeśli znacie jeszcze jakieś liliputowe wersje swoich ulubionych rzeczy, to chętnie poczytam o nich w komentarzach.

5. Kolejność pakowania

To bardzo istotne, jeśli chcemy jak najlepiej wykorzystać przestrzeń walizki. Zacznijcie od przedmiotów o ciężkich i nieregularnych kształtach, jak na przykład buty. Ułóż je na dnie, by jak najlepiej przylegały do ścian walizki (aby idealnie wykorzystać przestrzeń możesz do nich włożyć skarpetki). Umieść obok nich suszarkę i kosmetyczkę. Teraz kolej na pierwszą partię odzieży – wybierzcie te najmniej podatne na zagniecenia (dżinsy, bieliznę, swetry). Najlepiej zwijać dwie, trzy rzeczy w jeden rulon i układać ciasno obok siebie. Na wierzch połóżcie drugą warstwę ubrań, które powinny leżeć płasko (delikatne sukienki, bluzki czy marynarki). Pakowanie rzeczy w tej kolejności to najlepszy sposób na dobre wyważenie walizki, oraz uniknięcie gniecenia się rzeczy.

Postarajmy się nie brać rzeczy na zapas (jeśli faktycznie podrze Wam się jedna para skarpetek, albo okaże się, że jakichś rzeczy macie za mało, zawsze można uprać coś w zlewie). Mniejszy balast równa się mniejsze zmartwienie, a to nasz nastrój odgrywa kluczową rolę w trakcie wyjazdu. Nie dajmy go sobie zepsuć i przygotujmy wszystko zawczasu. Czekam na Wasze sposoby – z pewnością mogę się jeszcze od Was wiele nauczyć :).