Look of The Day – Nowy Rok, nowe… no właśnie?

Zestaw nr 1

bluzka z opuszczanymi rękawami i dżinsy – Le Brand 

skórzane wiązane sandały – ZARA

pasek – Toteme

 

Zestaw nr 2

sukienka bez pleców – MLE (premiera w okolicach kwietnia)

skórzane wiązane sandały – Zara

 

Zestaw nr 3

body wiązane na szyi – Undresscode

spodnie – Theory (wyszukane przez zespół La Ronde)

botki na obcasie – Kazar

   Na początku napiszę tylko, że miło mi powitać Was na tej stronie w Nowym Roku – oby był dla nas wszystkich szczęśliwy! A nawiązując do tytułu – wcale nie uważa, aby wraz z nadejściem stycznia trzeba było wywracać swoje życie do góry nogami, ale kilka zmian chciałabym wprowadzić. Te dotyczące stylu czy ubrań wydają mi się zbyt trywialne, aby teraz się nad nimi pochylać, a poza tym pewnie same je dostrzeżecie. Bardzo wzięłam sobie do serca Wasze prośby o  polecenie jakichś nowych, ciekawych polskich marek więc w dzisejszych zestawieniach znów mamy Le Brand i Undresscode – to tam często znajduję coś, co potem towarzyszy mi w wieczornych wyjściach. 

Last Month

Skończył się czas oczekiwania, a zaczął podsumowań. Ten pierwszy uwielbiam, a za tym drugim nie przepadam, ale tylko wtedy, gdy dam się wciągnąć w dyskusję o tym, co złego wydarzyło się w minionym roku. „Ten rok był pełen ważnych lekcji” – wolę powiedzieć. „Odrobiłam je skrupulatnie” myślę i nie stawiam sobie przytłaczających celów. To pozwala mi na chwilę zawieszenia. Mogę z czułością popatrzeć na choinkę – lekko już posypaną – i nie przejmować się tym, że zaraz będę musiała ją uprzątnąć. Wspominam za to z radością święta, pierwszy śnieg, rodzinne sprzeczki przy grze w „pociągi”, pieczenie niezbyt pięknych pierników i prawdziwe wojny o zawartość adwentowego kalendarza.

Właśnie w około świątecznych tygodniach jak w soczewce widzę to, co w życiu daje mi najwięcej szczęścia. I, nawet jeśli się starałam, to zdjęcia pewnie tego nie oddadzą!

Początek grudnia i piękna niespodzianka za oknem. 
"Cud na 34. ulicy" to mój ukochany świąteczny film. Mamy tu Nowy Jork, odrobinę magii (a może po prostu ludzkiej dobroci – tego do końca nie wiemy), i przepiękną scenografię. 1. Prawdziwa miłość to obranie mandarynki i brak nadziei na zgarnięcie chociaż jednego kawałka. // 2. Chwila dla mamy, czyli szybka ucieczka do łazienki i domowe spa. To od czego zaczynamy? Od mycia wanny czy segragacji prania? ;)//

Resztkę mojego kremu od polskiej marki Say Hi ukradł mi mój mąż, któremu ciężko znaleźć coś, co go nie uczula. Moja szczodrość wynikała z faktu, że kurier wiózł mi już nowy słoik oczywiście. Produktów tej marki używam już od jakiegoś czasu i widzę, jak pozytywnie wpływają na moją skórę – żółty krem rozświetla i nawilża. Od czasu kiedy go używam zauważyłam także, że znacząco niweluje przebarwienia. Co ważne – substancje w kosmetykach są naturalne i wegańskie, kosmetyki nie są testowane na zwierzętach. Marka nie używa folii przy wysyłce ani żadnego plastiku. Kosmetyki są w pełni bezpieczne dla kobiet w ciąży. Z kodem MLE20 otrzymacie 20% rabatu na zakupy w Say Hi, a z kodu rabatowego możecie korzystać do 31 stycznia. 

1.Ten krem to istny efekt "glow" na skórze. Czy któraś z Was testowała może różową wersję kremu od tej marki? A tu delikatna emulsja oczyszczająca. Piąty grudnia. Wieczór. Czytamy o myszkach uciekających przed zimą, czyścimy buty i pieczemy pierniki dla świętego Mikołaja. Zamiast nowych ozdób do domu i na choinkę. Kilka stron tego opowiadania wprowadza w odpowiedni nastrój lepiej niż najpiękniejszy stroik. Wszystko co zrobią te małe rączki wydaje mi się takie piękne! I dlatego wybaczam te konfetti na podłodze… i w butach… i w misce Portosa… i w mojej kosmetyczce (?!).Trzeba przyznać, że grudzień wziął sobie to serca to, że nazywany jest najciemniejszym miesiącem roku. W Trójmieście przez ponad dwa tygodnie nawet najmniejszy promyk nie przedarł się przez chmury. Tutaj moment, w którym słońce w końcu wróciło – ale tylko na chwilę ;). Teleportacja! Dzięki marce CHANEL mogłam spędzić 36 wyjątkowych godzin w Paryżu. Całą relację z tego pobytu możecie zobaczyć w tym wpisie. W pięknym towarzystwie. Z Wami czułam się (prawie) jak Emily ;). 1. Gdy miesiącami odchodzę myślami w stronę nowoczesnego wzornictwa, aby potem wpaść jak śliwka w kompot i zakochać się we wnętrzach hotelu Raphael. // 2. W drodzę na wystawę i Łuk Triumfalny w tle. // 3. Naszyjnik z pereł. // 4. Jeszcze nie przebrana po podróży bo pokój niegotowy – ale nie szkodzi! (mój płaszcz to Le Brand, torebka – Chanel, dżinsy – Mango, buty – Massimo Dutti. Aż strach otworzyć! 
1. Vivian Hoorn! Uwielbiam ją, ale za bardzo się wstydziłam, aby się przywitać. Teraz żałuję! // Z każdej strony, niezależnie od pogody – uwielbiam ten widok. // Dziwny ale piękny. Pierwszy raz w Paryżu o tej porze roku. Stolik w pośpiechu opuszczony. Całe szczęście ja mogę jeszcze posiedzieć i zastanawiać się gdzie popędziła ta para. 

Le Castiglione. Jedno z moim ulubionych miejsce na lunch. 

1. Buziaki Kochanie, bardzo za Wami tęsknie! Miłego usypiania dzieci! // 2. Mistrzowie nakrycia ci Francuzi. // Najlepszy dowód na to, że to co piękne i dobrze wykonane nigdy nie straci uroku. 1. Słynna "Gigi". Podobno nie sposób zarezerwować tam stolik, ale nasza współtowarzyszka podróży ma swoje sposoby. Gdyby "La Ronde" doczekało sie kiedyś własnego butiku, to chcę takie drzwi!Powroty do domu pachnącego cynamonem są najsłodsze! Nawet jeśli czekaja nas duże porządki i dlaszy ciąg remontowych spraw. Ostatni przeprowadzkowy karton z wieczorowymi kreacjami odpakowany. W ten świąteczny czas postanowiłam reanimować moje stare kreacje sprzed lat. Sukienka ze zdjęcia to Self-portrait kupiona w 2018 roku, a jedwabna koszula to Melanie Birger, która wisi w mojej szafie już dekadę. 1. Sukienka z 2017 roku. Piękna, ale niewiele mam okazji aby ją nosić. // 2. Książka Miss Dior to nie jest kolejna słodka opowieść o modzie. // 3 i 4. No to ruszamy! W tym roku pobiliśmy rekord i wytrzymaliśmy z ubieraniem choink do 20 grudnia. // Ktoś zamiast pomagać ściąga świąteczne ozdoby… mamy tu Grincha! Kupowanie prezentów Portosowi nie jest zbyt skomplikowane. Chociaż właściwie to wręcz przeciwnie, bo wywęszy wszystko, co Mikołaj dla niego przyszykuje.  Do Wigilii zostało jeszcze trochę czasu, ale przez jego popiskiwanie musuelismy niestety złamać tradycję i ten prezent rozpakować wcześniej.Portos nie jest łatwym psem jeśli chodzi o dietę. To znaczy – zjadłby wszystko (ma na swoim koncie już między innymi trutkę na szczury i piłkę pingpongową), ale pod względem karmy jest bardzo wrażliwy. Ja moge polecić Wam markę Farmina. Dzięki współpracy Farminy z Uniwersytetem Fryderyka II w Neapolu (Wydział Żywienia Zwierząt) narodził się zespół Farmina Vet Research, którego celem jest opracowywanie nowych formuł na podstawie najnowszych odkryć naukowych. Znamienitym przykładem tego mogą być badania pokazujące ogromne znaczenie żywienia karmą o niskim indeksie glikemicznym w celu zapobiegania wystąpienia otyłości i cukrzycy. W ofercie można znaleźć karmy dla alergików i o różnym składzie (Portos nie może jeść mięsa kurczaka i kaczki). Właściciele psów mogą sami się przekonać czy warto. Jeśli skorzystacie z kodu rabatowego możecie otrzymać, aż 20% na zakupy w e-sklepie Farmina. Wystarczy, że w podsumowaniu wpiszecie ten kod: PL3429TJSQFAUY. Jest on ważny do końca lutego. 1. Tę piękną gwiazdę wyczarowała z wnuczkami moja teściowa – wystarczy kilka papierowych worków i chęci. // 2. Te dwa centymetry raczej nie przetrwają do południa.To prawda, że bez tych dwóch małych elfów ubieranie choinki poszłoby nam znacznie sprawniej, ale od kiedy w świętach chodzi o dyscyplinę? :)"Miałyście poczekać aż wrócę z pracy!" Ostatnio wspominałyście mi, że chciałybyście tutaj poczytać o jakichś nowych markach wartych uwagi. No to proszę – 303 Avenue.

1. To jedynie świąteczna pocztówka, ale kto wie? Może w styczniu czekają nas jeszcze takie widoki? // 2. No dobra, przyznaję się! Tę małą choinkę ubrałyśmy wcześniej. // I kolejna świetna polska marka – Le Brand. 1. Gdy po nieprzespanej nocy budzi cię zapach kawy, która już czeka przy łóżku. // 2. i 3.Proste pomysły na zimowy obiad. // 4. 65, 23, 2 – a ile lat mają Wasze bombki? // Zbiory po wcześniejszych wiligiach. 1. Fajna! // 2. i 4. Świąteczna paczka od Vogue, bardzo dziękuję! // 3. A tak prezentuje się bluzka od Le Brand (mam ten model także w białym kolorze). Chyba wiem już co włożę w sylwestrową noc. //

Otwieramy ostatnie kalendarzowe okienko (i liczymy, że nie zostało wcześniej wyjedzone).Co tu zrobić, aby jakoś spowolnić ten czas?Srebrny łańcuch i bibuła. 
1. Chwila, w której wiesz, że kilka paczek nie zdąży już przed świętami. Ta słodka bombka jest od moich ukochanych dziewczyn z 2inCreatives. // 2. Szalik skradziony tacie i dlatego tak uwielbiany. // Chałka dla leniwych, czyli zamiast obsmażania, wlewamy wymieszane mleko, jajka, cukier i wanilię do brytfanki i całość pieczemy. W smaku bardzo podobne, a ja mam czas aby usiąść z rodziną przy stole i cieszyć się Bożym Narodzeniem. 1. Mój ukochany towarzysz – ogrzewa w zimowe wieczory i gdy złapie wirus, służy nam jako dach do "bazy" i do pikniku z ciastoliną w roli głównej. Znajdziecie go tutaj. // 2. Bezglutenowe ciasteczka od moje babci dla prawnuczek (ale ja też trochę podjadałam). // 3. Dla wielkich fanów "Ani" i "Harry'ego" te dwie książki byłyby pewnie ciekawym znaleziskiem. // 4. Poranki po świętach bywają… powolne. // 

Takie dresscode zaplanowałam na ten tydzień w siedzibie Makelifeeasier. Koc od Mongolian towarzyszy mi już naprawdę długo i cały czas ma się bardzo dobrze! Na stronie tego sklepu znajdziecie więcej kocy i pledów, które biją na głowę te z sieciówek. Mój telefon pokazał mi dziś to zdjęcie z przeszłości.  
W stronę śniegu! Mam nadzieję, że uda nam się na chwilę uciec od szalejącej grypy, rsv i siedemdziesiątej dziewiątej mutacji covidu. W razie czego – jestem spakowana!Patrzymy przed siebie i miło wspominamy to, co było. To moja recepta na poświąteczny czas. Do siego roku!

*  *  *

 

 

Wpis powstał we współpracy z marką Say Hi, Farmina i Mongolian.

Look of The Day – trzy zestawy na świąteczny czas

   Witajcie w samym środku najpiękniejszego czasu w roku. Dzisiejszy niedzielny wpis wygląda inaczej niż zwykle i ciekawa jest czy taka odmiana Wam odpowiada. Poniższe propozycje to moje wybory w te Święta (we wszystkich wykorzystałam moje ulubione model kolczyków od marki YES, które już dobrze znacie). 

PIERWSZY ZESTAW:

Kolczyki – YES 

body z tiulowymi rękawami – Undresscode

jasne spodnie w kant – MLE Collection (prototyp)

zamszowe szpilki – Prada

 

DRUGI ZESTAW:

Kolczyki – YES 

sweter z wełny merynosowej – MLE Collection

dżinsy w kolorze ścieranej czerni – LE Brand 

skórzane botki – Kazar

 

TRZECI ZESTAW 

Kolczyki – YES 

sukienka – MLE Collection 

skórzane kozaki – Gianvito Rossi 

torebka – YSL z drugiej ręki

Wpis powstał we współpracy z marką Biżuteria YES.

Look Of The Day – Le Grand Numero De Chanel

pasek – Toteme

woskowane spodnie – La Ronde

 sweter ze 100% wełny – MLE model Bolzano

krótki płaszcz i pasujący szal – Stylein

torebka – Saint Laurent z drugiej ręki

skórzane botki – Kazar 

   Historia zapachów Chanel pełna jest zadziwiających zbiegów okoliczności, liczb, symboli, przewrotów i wielkich nazwisk. Nie dziwi więc, że marka postanowiła zebrać całe swoje dziedzictwo w całość i podzielić się nim z szerszą publicznością.  Miałam przyjemność przedpremierowo zobaczyć wystawę Le Grand Numero De Chanel w Paryżu poświęconej kultowym zapachom najsłynniejszego domu mody.

   Tuż po przekroczeniu wejścia do Grand Palais Éphémère granice między historycznymi eksponatami a światem iluzji zaczynają się zacierać. Z jednej strony możemy zobaczyć pierwszy flakon perfum Chanel nr 5 z 1921 roku, z drugiej – możemy się zgubić w komnacie zaaranżowanej na stare kasyno, w którym chwytamy szansę razem z zapachem CHANCE. Każdy kultowy zapach ma tam własną strefę, która na różne sposoby pobudza nasze zmysły. 

   Do 9 stycznia wystawa będzie otwarta dla zwiedzających. Aby móc  zobaczyć ją na własne oczy wystarczy zarejestrować się pod tym linkiem.

Widok, który zawsze wywołuje uśmiech.

Paryż w świątecznej scenerii to coś czego do tej pory nie widziałam na własne oczy. 

Za tą gigantyczną  repliką flakonu czeka na nas pierwsza część wystawy poświęcona Chanel nr 5.

Każda z monumentalnych replik flakonów była w rzeczywistości wejściem do innej strefy wystawy. 

    Pierwszy na świecie flakon perfum Chanel nr 5 z 1921 roku.

   Mała podróż w czasie. To kampanie reklamowe Chanel nr 5 sprzed lat.    

 

 

Magicznie i nostalgicznie jednocześnie. Po wystawie spacerujemy beztrosko i wracamy do hotelu, gdy od zimna przestajemy czuć palce ;). 

Wpis powstał dzięki zaproszeniu marki CHANEL.

 

Look of The Day

skórzane kozaki – KAZAR (pięknie wyprofilowane)

wełniany długi płaszcz – MLE (wracają pojedyncze sztuki więc warto obserwować)

wełniany melanżowy szalik – COS (kolekcja sprzed lat)

torebka – YSL z drugiej ręki

rękawiczki – Soft Goat 

   Są takie momenty w roku, w których pośpiech nadaję codzienności miłego akcentu. W piątek w Trójmieście spadł śnieg i jak zwykle sprawił, że ustalony wcześniej harmonogram dnia musiał ulec rozluźnieniu. Odśnieżanie samochodu, szybki powrót do domu po rękawiczki, bitwa na śnieżki z mężem (a raczej jednostronne bombardowanie). Trochę nerwów, gdy biegnę spóźniona po śliskim chodniku na spotkanie. A później miłe powroty do domu – mijam przechodnia z choinką pod pachą i cieszę się na myśl o herbacie i przygotowywanie girlandy z gałązek jodły. Zaraz będę w domu i wskoczę w dresy!

   Czerń i brąz to połączenie, które nie każdemu przypadnie do gustu, ale ja od wielu tygodni wykorzystuję je na wiele sposobów. Do tej nieco bardziej oficjalnej wersji wybrałam kozaki od marki Kazar – jeśli Was też irytują widoczne zamki w cholewce, no i szukacie czegoś z nowowczesnym, wygodnym obcasem, to na pewno spodoba Wam się ten model. 

Wpis powstał przy współpracy z marką Kazar. 

 

 

Czy można pokonać Święta w stylu „instant” czyli jak nie spóźnić się na Boże Narodzenie? Prezentownik na 2022 rok.

   „Nie wiem, kiedy święta zaczynają się gdzie indziej, lecz dla nas, dzieci z Bullerbyn, Gwiazdka zaczyna się już tego dnia, gdy pieczemy pierniki. Wówczas jest równie wesoło jak w wieczór wigilijny.” To początek opowiadania, w którym słynna gromadka dzieci opowiada o tym, jak spędza grudniowy czas w malutkiej szwedzkiej wsi. Chociaż w ostatnich dniach czytam je dlatego, że dzieci mnie proszą, to mam wrażenie, że wyciągam z tej małej książeczki lepszą lekcję niż one. A przynajmniej mam taką nadzieję.

   Dziś wszystko chcemy przyśpieszać. Zmieścić w dwunastu sekundach i pięciu słowach. Usprawniać. Odhaczać. Wykonać i przejść dalej. A później narzekamy, że ten najpiękniejszy czas minął zbyt prędko, chociaż sami włączyliśmy tryb Tik toka, gdy pierwsze choinki zawitały do supermarketów. Wydawać by się mogło, że szybko przemijające Święta Bożego Narodzenia to problem dzisiejszych czasów, ale myślę, że po prostu to samo zjawisko przybiera na sile od lat. Chęć wydłużenia tego niepowtarzalnego nastroju kusiła też naszych dziadków, pradziadków i prapradziadków. No bo jak inaczej wytłumaczyć ideę chociażby kalendarza adwentowego, który powstał setki lat przed mediami społecznościowymi? Kiedyś dostarczany w paczce z Niemiec od dalekiej ciotki, potem kupowany na lokalnym bazarze, w końcu powszechnie dostępny, to lekcja cierpliwości, cieszenia się każdym dniem, dawkowania przyjemności. No i ciągłego przypominania, że czas płynie nieubłaganie.

    No właśnie, ten tykający zegar z tyłu naszej głowy sprawia, że zamiast doceniać chwilę, chcemy wszystko zrobić jak najszybciej. Wchodzę na Instagram i co widzę? Pstryknięcie palców i już – choinka ubrana. Szesnaście tysięcy lajków pod rolką. W komentarzach oczarowane obserwatorki piszą, że też chciałyby w takim tempie uporać się z ozdabianiem świątecznego drzewka. I czemu się dziwić? Przecież zaoszczędzimy dzięki temu tyyyyyle czasu, w którym będziemy mogły dalej się śpieszyć.

    Tymczasem to właśnie między finałowymi scenami dzieje się zwykle najwięcej magii. Kilkugodzinne ubieranie choinki to idealny moment na międzypokoleniowe rozmowy o świątecznych tradycjach, trywialne obieranie ziemniaków to okazja do tego, aby w końcu opowiedzieć rodzicom jak naprawdę radzę sobie w nowej firmie. Wieszanie lampek przed domem, gdy siąpi deszcz jest względną przyjemnością, ale dla maluchów może stać się ważną lekcją.

    Efekt pracy jest piękny i miło się nim pochwalić, ale nie skąpmy czasu na te małe rzeczy, które giną w blasku idealnie przybranego salonu. A właściwie dlaczego nazywamy małe rzeczy „małymi”? Przecież wszyscy wiemy, że tak naprawdę to one są najważniejsze. Dzisiejszy wpis jest trochę o tym, co zrobić aby tym pięknym świątecznym czasem nie rządził przypadek, abyśmy nie dali się wciągnąć w nową klątwę Grincha, który wie, że zbyt dosłowne postulaty w stylu „świąt nie będzie” już do nas nie docierają (teraz to raczej „przygotujmy perfekcyjne święta, w jak najkrótszym czasie”). Mam nadzieję, że przy okazji tego prezentownika, dowiecie się co zrobić, aby 27 grudnia nie obudzić sie z poczuciem niedosytu.  

1. Świadoma utrata kontroli to pierwszy krok do tego, aby przestać traktować święta jak operację militarną. 

   Wracam myślami do zeszłorocznych świąt. W sklepach przedświąteczna gonitwa – temat stary jak świat, chociaż w tamtym roku z paroma dodatkowymi irytującymi gratisami. Limity osób. Kolejki przed centrum handlowym już o 11 rano. Ktoś bez maseczki kaszle mi na kark w kolejce po kawę. W Media Markcie wykupili grę dla mojego najmłodszego bratanka, bo „przecież przez pandemię dostawy z Chin są opóźnione, ale proszę się nie martwić, bo będziemy mieć dostawę w połowie stycznia”. To świetnie. Starsza próbuje wedrzeć się na witrynę sklepową Zary, aby przybić piątkę manekinowi, a młodsza w najbardziej dobitny z możliwych sposobów przypomniała mi, że nie wzięłam pieluchy na zmianę. Z całej listy zakupów udało nam się kupić tylko płyn do mycia okien. Zjeżdżając ruchomymi schodami na parking opieram głowę o przedramię męża (do ramienia niestety nigdy nie dosięgałam) i myślę o tych wszystkich rzeczach, które jeszcze mam zrobić, ugotować, załatwić. Pierwsze święta w czwórkę. Musi być idealnie.

    W Wigilię trafiam z młodszą córeczką do szpitala i nie wychodzimy z niego przez dwa tygodnie. To, że wszystkie przygotowania poszły na marne, było moim najmniejszym zmartwieniem. Nie będę tu teraz lamentować i napiszę tylko o tym, co istotne dla Waszego podejścia do Świąt – niespodziewana utrata kontroli nie jest niczym przyjemnym i nikomu nie życzę takich „treningów”,  ale uświadamia nam ona jednocześnie, jak niewieloma rzeczami tak naprawdę powinniśmy się przejmować. Jak dużo możemy stracić, gdy patrzymy tylko na cel. Jak wygórowane oczekiwania, które najczęściej same sobie stawiamy, sprawiają, że jesteśmy zbyt zaangażowane albo zmęczone, aby cieszyć się efektem pracy. I że nie ma co czekać na dobry nastrój do Wigilii, tylko cieszyć się każdym grudniowym dniem.

    Gdy w listopadzie tego roku w naszej rodzinie pojawiły się pierwsze rozmowy o świętach, które – bądźmy szczerzy – nie zawsze wywołują wyłącznie miłe podekscytowanie, ja siedziałam w fotelu z błogim uśmiechem na ustach i zupełnie nie podzielałam tych napięć, które zwykle rozgrzewały nas do czerwoności. W którymś momencie chciałam nawet rzucić, jak w nieśmiesznej komedii romantycznej o Bożym Narodzeniu, że przecież ważne jest tylko to, że będziemy razem, ale wiem, że z mojej perspektywy wygląda to w tym roku inaczej i nawet najbardziej przekonująca afirmacja nie wywoła takiego efektu, jak prawdziwe doświadczenia (może i dobrze?). W każdym razie – wiem, że niełatwo jest odpuścić, jeśli sytuacja nas do tego nie zmusza, ale warto spróbować. Nie projektujmy sobie idealnych świąt, bo nieidealne momenty i tak się pojawią, a te idealne raczej nie będą miały wiele wspólnego z dobrze wypolerowanymi sztućcami. 

2. Listy już wysłane?

   Wiem, że komentarze, aby z niczym się nie śpieszyć, wszystko odpuścić, bo „przecież nie chodzi o sprzątanie, nie chodzi o prezenty, nie chodzi o gotowanie” mogą trochę irytować. Zdajemy sobie przecież sprawę z tego, że święta są wyjątkowym czasem także dlatego, że wcześniej przygotowujemy się do nich z zapałem i troską. Po intensywnej pracy odpoczynek smakuje przecież słodko, jak najlepsze pierniki z lukrem. Zasada jest prosta: świąteczne przygotowania w ogólnym rozrachunku powinny przynosić nam więcej radości niż zmęczenia.

    Z kupowaniem prezentów powinno być podobnie. Miejmy je już w takim razie z głowy! Skoro macie czas czytać ten artykuł (z czego bardzo się cieszę :)) to znaczy, że możecie też po jego skończeniu (obiecuję, że nie będzie tak długi jakby mógł!) znajdziecie jeszcze chwilę, aby zamówić kilka ostatnich prezentów i zamknąć ten temat raz a dobrze. Poniżej znajdziecie kilka moich sprawdzonych propozycji, które nigdy mnie nie zawiodły (bądźcie czujne, bo gdzieniegdzie marki zgodziły się dać Wam specjalne kody). 

   Gdy w zeszłym roku kominiarki, inaczej zwane balaclavami (nie mylić z tureckim deserem – piszę to, bo mi samej wielokrotnie zdarzało się ten dodatek baclavą ;)) wróciły do mody, wybór w sklepach był skromny. Trzeba było się trochę naszukać, albo pomęczyć znajomą, która umie robić na drutach. W tym roku jest już inaczej. Ja pokochałam ten zimowy dodatek, bo wpisuje się w styl eleganckich zimowych resortów z czasów Audrey Hepburn, a jednocześnie grzeje lepiej niż czapka. W ofercie polskiej marki WoolSoCool znalazłam idealny model – z gęsto tkanej pięknej puszystej wełny. Zobaczcie jak wygląda tutaj. W ofercie tego sklepu znajdziecie też najpiękniejsze na świecie skarpety (które zresztą mam i też sprezentowałam komuś na święta). Bardzo lubię tę markę i zawsze wracam do niej gdy szukam oryginalnych, użytecznych i pięknych prezentów. Każdy produkt został wykonany ręcznie na drutach. Z kodem MLE otrzymacie 10% zniżki na cały asortyment sklepu, a kod jest ważny do 11 grudnia (czapka ze zdjęcia to oczywiście także WoolSoCool).

   "Za każdym razem, gdy je wkładam myślę o tym, że dostałam je od Ciebie" – to słowa, które chce usłyszeć każda obdarowująca osoba. Nie wiem czy biżuteria to przereklamowany prezent – chyba nie, jeśli jest trafiona. Kolczyki Sophie od Stag Jewels są w całości wykonane ze srebra próby 925 pozłacanego 24k złotem. Sztyft ozdobiony perłą oraz zawieszka są z okrągłej naturalnej perły. To zresztą nie jedyny model od tej marki (wielu z Was przypadły do gustu też kolczyki z tego wpisu). Jeśli macie w jej ofercie coś upatrzonego to z kodem MLEXMAS20 otrzymacie 20% zniżki na zakupy (z kodu możecie korzystać do 24 grudnia).

   Gdy pokazałam na blogu tę książkę, kilka bliskich mi osób pytało mnie czy mogą ustawić się w kolejce do jej wypożyczenia ;). Bardzo chętnie to zrobię – a jednej osobie nawet ją podaruję (może kolejka skróci się dzięki temu, skoro w rodzinnej bibliotece będą już dwa egzemplarze ;)). "Cztery tysiące tygodni" Olivera Burkeman'a próbuje odpowiedzieć na pytanie co zrobić, aby jak najlepiej wykorzystać ten absurdalnie krótki czas, który został nam dany – czas naszego życia, trwającego średnio właśnie cztery tysiące tygodni. Ciagle próbujemy kolejnych metod zwiększania produktywności i stosujemy przeróżne "life hacki", dzięki którym rzekomo możemy zoptymalizować swój dzień (chociaż wiele z nichna dłuższą metę tylko pogarsza sytuację). "Cztery tysiące tygodni" to lekka, filozoficzna, a przy tym wyjątkowo praktyczna książka o alternatywnej ścieżce życia, jaką jest pogodzenie się z naszymi ograniczeniami. To próba powrotu do rzeczywistości i przeciwstawienia się kulturowej presji, która każe nam robić to, co niemożliwe, zamiast tego, co da się zrealizować. To książka o tym, jak nadać naszym działaniom sens, tu i teraz, w naszej pracy i w życiu osobistym – z pełną świadomością, że na wszystko nie starczy nam czasu i że nigdy nie wyeliminujemy z życia niepewności. Gorąco polecam!

"Słońce, morze, gwiazdy. Kojąca podróż przez starożytne prawdy" to nie jest poradnik, to wizualna opowieść, gdzie kluczową rolę stanowią piękne ilustracje, które przeplatają się z filozoficznymi prawdami. Przeczytałam ją szybko, ale to nie jest książka na raz. Twarda oprawa, złocone napisy, wnętrze, do którego masz ochotę zajrzeć. Możecie kupować w ciemno – rozjaśni Wasze dni, albo dni osób przez Was obdarowanych. 

„Ja poproszę pod choinkę od Mikołaja zapas dobrej kawy na cały rok” słyszę w trakcie rodzinnego spotkania. Moi rodzice mówią do siebie pod nosem: „to dokładnie to samo, o czym my marzyliśmy 40 lat temu”. Podobno historia się nie powtarza tylko „rymuje” i świąteczne życzenia są czasem dobrą ilustracją tej zasady. W każdym razie, jeśli szukacie kawy, która spełni najwyższe oczekiwania to ja wwielbiam tę od Wild Hill Coffee. Cenię ją nie tylko za jej delikatny aromat. Cieszę się, że kawa, którą mamy w naszym domu, jest pyszna, zdrowa i uprawiana w zgodzie z naturą i z poszanowaniem ludzi. Wild Hill Coffee wybiera ziarna "single origin" z najlepszych, certyfikowanych, ekologicznych plantacji. W ofercie są wersje mielone i w ziarnach. A jeśli szzukacie czegoś dla siebie, na teraz, to polecam gatunek o nazwie "Wzgórza Gayo o zmierzchu" – idealny na sezon świąteczny. Korzenna w smaku, doskonale umili chwile z piernikiem i choinką. To także kawa, która dobrze komponuje się z mlekiem. Z kodem KASIA_Xmas otrzymacie 5% zniżki na zakup kaw (z kodu można korzystać do końca grudnia).

   Miodowa paczka to prezent, który ja funduję sobie przez cały rok (najfajniejsza prenumerata jaką kiedykolwiek zamówiłam), ale w grudniu domawiam coś ekstra. Jeśli ktoś w Waszej rodzinie kocha miód (a ktoś nie kocha?!) to nie musicie wykupywać całej prenumeraty, podarować mu paczkę marzeń – możecie zamówić gotowe zestawy w Apimelium, w których znajdziecie najlepszą selekcję naturalnych miodów z polskich pasiek. 

   Jeśli w Waszej rodzinie są jakieś małe dziewczynki i chcecie uzupełnić ich garderobę na Święta (albo sprawić im prezent pod choinkę, który doceni też ich mama ;)) to z całego serca polecam polską markę Louisse. Sporo już tych dziecięcych ubranek przetestowałam i wiem doskonale, że sukienki wykonane z taką dbałością zwykle kosztują małą fortunę – ale nie w Louisse. Wszystkie modele, które kupiłam starszej córce – mimo regularnego noszenia – z powodzeniem będą służyć tej młodszej (mamy ten, ten, ten i ten model, no i teraz także wersję świąteczną). Z kodem MLEXMAS otrzymacie 10% zniżki (z kodu możecie korzystać do niedzieli).

3. Prezenty wybrane? To przechodzimy do przyjemności!

   „Wigilia jest przereklamowana” usłyszałam od mojej przyjaciółki, która urodziła się w Nowym Jorku i do teraz krąży między Polską a Stanami, ale na święta zawsze przyjeżdża do Trójmiasta. „Niby dlaczego?!” zapytałam oburzona. „Bo na własne życzenie detonujemy wszystkie świąteczne podpunkty i potem trudniej cieszyć się kolejnymi świątecznymi dniam. W Stanach mamy to wszystko bardziej rozciągnięte.” – odpowiedziała. No tak, coś w tym jest. Elegancka kolacja, prezenty, śpiewanie kolęd. U niektórych także ubieranie choinki. No i pasterka z przyjaciółmi do późnej nocy. Faktycznie dosyć dużo jak na jeden wieczór.  

Spokojnie – nikt, a już na pewno nie ja, nie będzie namawiać Was do zmiany rodzinnej, czy wręcz narodowej, tradycji, w której dzielimy się prezentami w Wigilię. Ale jeśli znacie to uczucie niedosytu, gdy 24 grudnia żegnamy się z gośćmi, to już dziś zastanówcie jak miło zaplanować kolejne dni. Nie wszystko musi się opierać wyłącznie na wystawnym obiedzie dla 14 osób. To może być spotkanie na grę w karty i składkowe dania, które każdemu zalegają w lodówce po wigilii, śpiewanie kolęd pod oknem dziadków i picie grzańca, albo nawet oglądanie Kevina (ale w jakimś niecodziennym składzie), czy bożonarodzeniowy spacer w większym gronie. Nie jesteśmy skazani na przytłaczającą w organizacji formę spotkań, a im więcej niezobowiązujących i miłych wydarzeń wymyślimy, tym mniejszy żal odczujemy gdy święta przeminą.

   Nie ma takiej możliwości, aby nacieszyć się wszystkim tym, co oferują nam święta w jeden, ani nawet dwa dni. To po prostu straszne marnotrastwo nie wykorzystać tego cudownego czasu – przeciągajcie nastrój, nie wyrzucajcie choinki przed Sylwestrem, zapraszajcie się nawzajem aż barszcz wyjdzie uszami. Tfu! Zapraszajcie się nawzajem na barszcz z uszkami – oczywiście to chciałam napisać ;). Miłego oczekiwania!

Piżamki dziecięce: 1. Ta w żołnierzyki ma na metce napis Petite Plume (trafiła do nas po starszym kuzynie) // 2. Biała piżamka to Zara Home.

Mój szlafrok: Zara Home (przypomina mi nasze ukochane piżamy z MLE sprzed lat), spodnie to Soft Goat, a top jest z Moye. 

Artykuł powstał we współpracy z Apimelium, Stag Jewels, Wool so Cool, Wild Hill Coffee, Insignis oraz Louisse.