bluzka – Seprov

materiałowe spodnie – MLE

buty – Ancient Greek Sandals

torebka – Chanel

  W pięknych warszawskich Łazienkach odbywa się teraz nieduża, ale bardzo ciekawa wystawa Fridy Kahlo pod tytułem „Kolor życia”. Oprawa sprostała wyzwaniu – dzięki niej, świat tej meksykańskiej malarki wydaje się bliższy i bardziej zrozumiały.

  Dłuższą chwilę stałam przy wielkiej tablicy z chronologicznym zapisem jej życia. Jako mała dziewczynka zachorowała na polio, przez chorobę jedna z jej nóg stała się zdeformowana, a to z kolei było przyczyną częstych docinków ze strony rówieśników. Kilka lat później nastoletnia Frida została ofiarą wypadku komunikacyjnego, w którym zderzyły się ze sobą autobus i tramwaj. Znalazła się w grupie najbardziej poszkodowanych pasażerów. W wyniku odniesionych urazów Frida trzy miesiące spędziła w odlewie gipsowym, którym unieruchomiono jej ciało. Jak dorosła już kobieta trzy razy zachodziła w ciążę, ale z powodu obrażeń nigdy nie została mamą. Czytając te zdawkowe opisy jej historii nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że niektórzy z nas dostają tak wiele i nie robią z tym nic, a inni od samego początku aż do samego końca, dostają tylko cios za ciosem, a mimo to znajdują siłę do tego, aby tworzyć i żyć. Frida, mimo niepełnosprawności i bólu, które pozostały z nią do końca jej życia, odniosła światowy sukces, wdała się w co najmniej kilka płomiennych romansów, prowadziła działalność polityczną i nigdy nie przestała tworzyć. Zmarła w wieku zaledwie 47 lat, ale przygodami swojego życia mogłaby obdarzyć chyba z siedem innych osób.

   Wyszliśmy z wystawy i jeszcze przez kilka chwil spacerowaliśmy po alejkach przy amfiteatrze. Czy sztuka może lepiej spełnić swoje zadanie, niż pokazać nam, jak wiele możliwości daje świat?