Chociaż należę do grona liliputów (mierzę maksymalnie 160cm, w zależności od tego jak wysoko wyciągnę szyję), to uwielbiam nosić duże torebki. Mam w nich zawsze straszny bałagan, a mój chłopak dostaje spazmów kiedy każę mu czegoś w niej poszukać.

   W ogóle mi to nie przeszkadza ponieważ moje torebkowe motto brzmi: „Damska torebka nie jest po to żeby w niej coś znaleźć, tylko po to żeby w niej wszystko było!:)”. A moją ukochaną, z tych wszystkomieszczących torebek, jest ta, którą kupiłam na wyprzedaży w Zarze w dalekiej przeszłości (czyli dwa lata temu:)). Wydawała mi się wtedy trochę za bardzo odważna, ale moja przyjaciółka zagroziła, że jeśli ja jej nie wezmę to ona ją bierze, więc nie miałam wyboru. Przyznam się, że cena też była kusząca, bo była przeceniona o ponad połowę. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   Moja opinia o niej uległa zmianie, dziś uważam, że dzięki niej neutralne stroje nabierają charakteru, no i przede wszystkim mogę w niej naraz zmieścić laptopa, kosmetyczkę, wielki portfel, mini lakier do włosów, zeszyt, chusteczki higieniczne, klucze, perfumy, zapasowe rajstopy, telefon, 10 wypisanych długopisów, lakier i zmywacz do paznokci, stos rachunków, sok jednodniowy i wiele innych niezbędnych rzeczy:)