Look of The Day – Sunset in Riomaggiore

shirt / koszula – MLE Collection

white shorts / białe szorty – NAKD

shoes / klapki – Saint Laurent

bag / torebka Balagan

     A few minutes before the sunset, we’re paying our bill and, all four, we start off for the stony shore. We’re not alone – there are several pairs in love waiting at the best spots slowly sipping wine not sparing affection for their significant others. “I feel as if I’m at arm’s reach” – I say slightly under my breath looking at the pink sun slowly immersing in the sea. Riomaggiore – the last stop on the “ Path of Love” in Cinque Terre.

* * *  

   Na kilka minut przed zachodem słońca płacimy nasz rachunek i całą czwórką ruszamy w stronę kamienistego brzegu. Nie jesteśmy sami – kilkanaście zakochanych par usadowiło się już w najlepszych miejscach i sączy wino nie szczędząc sobie czułości. "Mam wrażenie, że jest na wyciągnięcie ręki" – mówię trochę pod nosem, patrząc na różowe słońce powoli zanurzające się w morzu. Riomaggiore – ostatni przystanek "Szlaku Zakochanych" w Cinque Terre. 

Pięć rzeczy, które zawsze zabieram ze sobą w podróż + schemat pakowania walizki

sweater / sweter – MLE Collection // skirt / spódnica – NA-KD // bag / torebka Balagan

   The topic of packing is a thing that we go over and over again, but since most of you hate that activity, and I still get new insights, I thought that you’ll surely like another post about things that I take for a trip – on the condition that I really write something new in the topic.   

   I’ve been on a my first long holidays with the baby. It means that I had to pack half of the baby’s room and fit my things into my husband's shoes. As usual, I started the whole process with a detailed list which takes into consideration every day and the situations (for example: the beach, sightseeing around the city, dinner at a restaurant), and then, I enumerate the outfits that will be ideal for a given moment. When you include all things, it will be easier to select something – you’ll clearly see how many situations require similar clothes that can be recycled (it’s also great to do the same when it comes to the child). I also add such sections as “health and hygiene” (medicine, thermometer, insurance, diapers, tissues, etc.), "cosmetics”, “leisure” (books, playing cards, inflated ball, children’s toys), or “electronic devices”. I fill in the list whenever I’ve got some free time (I get down to it even as early as one week before the trip, when I’m standing in queue at the grocery store), but I always try to finish the packing process at one take. Piecemeal packing will make you forget a number of things and introduce chaos that may result in taking things that are totally unnecessary.

   I never start with placing all things in the suitcase (if, for example, I would like to pack a hat at the end, I’d have to squeeze it like a plastic cup or unpack half of my stuff). First, I gather all things (a l l t h i n g s) that I want to take and once I know more or less all the shapes and volume of my inventory, I start my Tetris.  

   Apart from small logistic training, I’d also like to share a few things that I can't imagine my trip without.

* * *

Temat pakowania walizki był przemielony, niczym mięso na klopsy, już wiele wiele razy, ale skoro większość z nas tej czynności nienawidzi, a mi w głowie wciąż pojawiają się nowe spostrzeżenia, to stwierdziłam że trylionowy wpis o rzeczach, które zabieram w podróż na pewno Wam się spodoba – pod warunkiem, że napiszę w nim faktycznie coś nowego. 

   Mam za sobą pierwsze długie wakacje z maluchem, a to oznacza, że do walizki musiałam zapakować połowę dziecięcego pokoju, a swoje rzeczy zmieścić w butach męża ;). Jak zwykle cały proces rozpoczęłam od zrobienia szczegółowej listy, w której wymieniam każdy dzień, a następnie sytuacje (na przykład: plaża, zwiedzanie miasta, kolacja w restauracji), po czym wypisuję stroje, które dobrze sprawdzą się w danym momencie. Gdy wypiszemy wszystkie rzeczy łatwiej będzie nam dokonać selekcji – gołym okiem zobaczymy ile sytuacji wymaga podobnych ubrań i które z nich sprawdzą się wiele razy (dobrze tak zrobić również w przypadku dziecka). Dodaję też rubryki typu „zdrowie i higiena” (lekarstwa, termometr, ubezpieczenie, pieluchy, chusteczki itd.), „kosmetyki”, „rekreacja” (książki, karty do gry, dmuchana piłka, zabawki dla dziecka), czy „elektronika”. Listę uzupełniam w wolnych chwilach (zabieram się za nią nawet tydzień przed wyjazdem, gdy zdarzy mi się stać w kolejce w warzywniaku), ale same pakowanie staram się rozpocząć i zakończyć za jednym razem. Dopakowując po trochu nie tylko z pewnością czegoś zapomnisz, ale też wprowadzisz chaos i zabierzesz mnóstwo niepotrzebnych rzeczy.

   Nie układam jednak rzeczy od razu w walizce (jeśli na przykład okazałoby się, że na sam koniec chce spakować do walizki kapelusz, to musiałabym albo zgnieść go, jak plastikowy kubeczek albo rozpakować połowę rzeczy). Wpierw zbieram wszystkie ( w s z y s t k i e ) rzeczy, które chcę zabrać, a dopiero potem, znając już mniej więcej kształty i objętość swojego ekwipunku rozpoczynam grę w Tetris.

   Poza tym małym logistycznym szkoleniem chciałam podzielić się dziś z Wami kilkoma rzeczami, bez których nie wyobrażam sobie teraz żadnego wyjazdu.

sandały na słupku – &OtherStories // sandały wiązane – Net-a-Porter // baletki – Chanel // klapki – Saint Laurent //

1. Shoes.  

   Maybe being more than 30 years old and becoming a mum made me replace one pair of high heels in the suitcase with two extra pairs of flat shoes. Surely, fashion is also a reason why I came back with blisters on my feet from each trip – mules, block-heeled pumps, or wide-heeled evening shoes are more elegant than 12-cenimetre stilettos now. In the summer I therefore pack: mules, laced sandals, worn in ballet flats (never new ones!) and sometimes one pair of elegant shoes. I try to take models that come into different contact with the skin on my feet (owing to that if one pair grazes my feet, I can easily use another one). If I write that it’s best to buy leather shoes as these are the most friendly for our feet, I won't surprise anyone but remember that no two pieces of leather are the same and it doesn't always happen that “top-quality” shoes are also the best for a trip. What do I mean? If you’ve got elegant new ballet flats made of delicate skin in your wardrobe for which you’ve been saving for six months, restrain the temptation to take them with you and leave them at home. Walking all day, sand, swollen feet are only a few factors that may make your shoes useless. “Expensive and beautiful” don’t always mean “durable”.

* * *

1. Buty.

   Być może przekroczenie trzydziestki i zostanie mamą sprawiły, że w walizce coraz częściej, zamiast chociaż jednej pary szpilek, mam dwie zapasowe pary butów na płaskim obcasie. Niewątpliwie moda też przyczyniła się do tego, że z wyjazdów nie wracam już z pęcherzami na stopach – klapki, czółenka na klocku, czy wieczorowe buty na szerokich słupkach uznaje się teraz za bardziej eleganckie niż dwunasto-centymetrowe cienkie obcasy. W lecie do walizki pakuje więc: klapki, wiązane sandały, rozchodzone baletki (nigdy nie nowe!) i ewentualnie jedną parę eleganckich butów. Staram się zabierać takie modele, które w różny sposób stykają się ze skórą stóp (dzięki temu, jeśli jedna para nas obetrze, spokojnie będziemy mogły założyć tę zapasową). Jeśli napiszę, że najlepiej kupować buty skórzane, bo tylko w takich nasze stopy czują się dobrze, to pewnie nikogo nie zaskoczę, ale pamiętajcie, że skóra skórze nierówna i nie zawsze buty „świetnej jakości” są jednocześnie najlepszymi butami na podróż. Co dokładnie mam na myśli? Jeśli w naszej szafie mamy eleganckie, nowiutkie baletki z delikatnej skórki, na które odkładałyśmy przez pół roku, to opanujmy tę pokusę i nie pakujmy ich do walizki. Całodniowe chodzenie, piasek z plaży, opuchnięte stopy, to tylko kilka czynników, które mogą sprawić, że nasze buty będą nadawać się już tylko do wyrzucania śmieci. „Drogie i piękne” niestety nie zawsze oznacza „wytrzymałe”.

2. Books.  

I’m big so I don’t have to bid with my high school friends on who read the biggest number of books this month, but the fact that I haven’t read even one really sparks the feeling of failure and embarrassment in me. Well all right, I’m exaggerating, but if I were to give you one thing that I sometimes missed over the past months, it wouldn’t be alcohol, the meticulous manicure, or lack of stains on my blouse past 11 in the morning. I lack unhurried reading – definitely something on real paper as even the best and the longest journalist report on my phone won’t get me into the blissful state so beloved by the avid fans of books. I always take books that can be read on and off and if I don't read from cover to cover, the world won't end. Gripping novels need to wait (if you recommend anything, please leave a comment).

* * *

2. Książki.

   Jestem już duża, więc nie muszę licytować się z kolegami z liceum, kto w tym miesiącu przeczytał więcej książek, ale fakt, że nie przeczytałam ani jednej budzi we mnie poczucie klęski i wstydu. No dobrze, trochę przesadzam, ale gdybym miała podać jedną jedyną rzecz, której trochę mi brakuje w ostatnich miesiącach, to nie byłby to ani alkohol, ani precyzyjnie zrobiony manicure, ani brak plamy na bluzce po godzinie jedenastej rano. Brakuje mi niespiesznego czytania – koniecznie czegoś na papierze, bo nawet najlepszy i najdłuższy reportaż w telefonie nie potrafi wprowadzić mnie w błogi stan, tak umiłowany przez mole książkowe. Na wyjazdy zawsze zabieram więc książki, ale tym razem wybieram takie, które można czytać z doskoku i jeśli nie przeczytamy ich od deski do deski to nic się nie stanie. Wciągające powieści muszą poczekać (ale jeśli macie jakąś do polecenia to poproszę).

3. Equipment.  

   For some time, I’ve been only taking one camera with me. I don't want to waste the space in my suitcase (like that one here) as I’ve always have my mobile phone at hand. I remember the times when I always took one additional suitcase for all the lenses, charger, spare batteries, spare camera, digital camera (when I’m not feeling like taking my reflex camera, but it always ended the same – I was carrying everything on me for the whole day), and Polaroid camera. Changing my attitude wasn’t a result of spine pain (it has smaller burden no carry now), but the belief that sometimes a smaller array of devices allows to focus on what’s most important in photography. When it comes to the camera that I use for my everyday work nothing has changed since the times of Make Photography Easier – I work with Canon 6D, but since it’s already six years old and it already survived with me through two books, thousands of photos for the blog, and one truly survival-themed trip, I’m starting to consider something new. Do you have any suggestions? :)

4. Cosmetics.  

   It’s definitely some kind of psychological mechanism that when I’m on holidays and I don’t have my whole bathroom content at hand, I really feel the urge to test, pat in, and rubbing in everything that I can find. And maybe my skin needs more care whenever I travel? Either way, I always take some novelties and strange products with me. And whenever I’m planning on sunbathing, I also take soothing face masks, apart from a sunscreen. How do I pack my makeup bag? I pack everyday products (face cream, deodorant, face gel… I think that that’s all) in the morning after I’ve already used them – in case of those products I never experiment and I take only tested items. I don’t want to wake up with rash on my face on the second day of my trip if it turns out that one of the ingredients made my skin sensitive. In case of check-in luggage, we don’t have to bother with the volume of various cosmetics, but it’s always worth checking if everything is closed. Pay special attention to cosmetics in plastic bottles (air volume can increase under pressure and crown a little bit of your shampoo out) and products with oily texture which gets out of the packages more easily.

* * *

3. Sprzęt.

   Od jakiegoś czasu nie biorę już ze sobą więcej niż jednego aparatu. Szkoda mi miejsca w walizce, a w razie kompletnej katastrofy (takiej jak tutaj) zawsze mam pod ręką telefon. Pamiętam czasy gdy na sprzęt brałam osobną walizkę – wszystkie obiektywy, ładowarkę, zapasowe baterie, zapasowy aparat, aparat cyfrowy (gdyby nie chciało mi się nosić lustrzanki, ale kończyło się zawsze tak, że przez cały dzień nosiłam przy sobie wszystko) i polaroid. Zmiana mojego nastawienia nie wynika jednak z bólu kręgosłupa (aczkolwiek mu też jest teraz milej), a przekonania, że czasem mniejszy wybór technologii pozwala skupić się na tym, co w zdjęciach najważniejsze. Jeśli chodzi o aparat, z którego korzystam w swojej codziennej pracy, to od czasu „Make Photography Easier” nic się w tym temacie nie zmieniło – pracuję na Canonie 6D ale ponieważ ma on już swoje lata (dokładnie sześć) i przeżył już ze mną dwie książki, setki tysięcy zdjęć na bloga i nie jeden wyjazd w iście survivalowych warunkach to przymierzam się powoli do czegoś nowego. Jakieś sugestie? :)

4. Kosmetyki.

   To na pewno jakiś mechanizm psychologiczny, że gdy jestem na wakacjach i nie mam pod ręką całej zawartości swojej łazienkowej szafki, nagle nabiera mnie wielka chęć na testowanie, wklepywanie i rozsmarowywanie wszystkiego, co znajdę. A może po prostu moja skóra w podróży potrzebuję trochę więcej troski? W każdym razie, do swojej kosmetyczki zawsze wkładam jakieś nowości i dziwactwa. A jeśli szykuję się na opalanie to, poza filtrem, biorę też łagodzące maseczki. Jaki mam system pakowania kosmetyczki? Produkty codziennego użytku (krem, dezodorant, żel do mycia twarzy… yyy to chyba wszystko) pakuję rano, po użyciu – w przypadku tych trzech rzeczy nie eksperymentuję i biorę to, co sprawdzone. Nie chcę po dwóch dniach wyjazdu obudzić się z wysypką na twarzy jeśli okaże się, że jakiś składnik kosmetyku mnie uczuli. W przypadku nadanego bagażu nie musimy przejmować się objętością konkretnych kosmetyków, ale zawsze warto dokładnie sprawdzić czy wszystko jest dobrze zamknięte czy zakręcone. Zwróćcie szczególną uwagę na kosmetyki w plastikowych butelkach (pod wpływem ciśnienia objętość powietrza może się zwiększyć, a tym samym wypchnąć odrobinę szamponu) i na te o oleistej konsystencji, która zdecydowanie łatwiej wydostaje się z opakowań.

Pisałam Wam już o tym, że żel do mycia twarzy to kosmetyk bez którego nie wyobrażam sobie codziennej pielęgnacji. Mleczko i płyny do demakijażu nie do końca się u mnie sprawdzają. Ten ze zdjęcia to wzmacniający żel do mycia C Infusion z kwasem alfa-liponowym i witaminą C od Dermaquest, który przeznaczony jest do oczyszczania skóry oraz usuwania resztek makijażu. Idealnie sprawdzi się w przypadku cery wrażliwej, skłonnej do podrażnień oraz naczynkowej, dodatkowo wzmacnia funkcję naprawcze oraz regeneruję skórę po ekspozycji na słońcu. Żel kupicie w sklepie internetowym topestetic.pl z darmową dostawą, próbkami i prezentami do zamówienia oraz możliwością skorzystania z bezpłatnej konsultacji z kosmetologiem online. Jeśli macie ochotę wypróbować produkty marki Dermaquest to koniecznie skorzystajcie z kodu DERMAQUEST10 w koszyku przy składaniu zamówienia – otrzymacie 10% zniżki (promocje nie łączą się, kod obowiązuje do 15.08.2019)

Maska na bazie miodu od Botanicum Natural SPA to prawdziwy ratunek dla skóry zmęczonej słońcem. Jej składniki są w stu procentach naturalne, a miód wykorzystany w ich produkcji jest ekologiczny i pochodzi z pasiek Puszczy Knyszyńskiej. Maska przyspieszy regenerację skóry i pozostawi ją naprawdę gładką. Sok z jarmużu chroni skórę przed mikrouszkodzeniami i zwiększa ilość warstwy lipidowej. Sok z pokrzywy jest źródłem niezliczonej ilości witamin, minerałów oraz biopierwiastków, ale przede wszystkim jest źródłem chlorofilu, który bardzo silnie dotlenia i regeneruje skórę. Polecam też maskę pod oczy z tej samej serii. 

5. Spaniel.  

   If I said that I’m taking Portos for each of my trips, I’d lie. In case of official events connected with my work (most of which I’ve recently declined), there’s no need for that – I don't live alone. We don’t take Portos to family trips, if we are taking a plane – our spaniel is too big to fly with the rest of the passengers, and flying in the luggage compartment would be too stressful for him. We came with the answer to the question “Who will stay with Portos during our trips?” long before our fluffy friend came to this world (at that time, we were planning on naming him Rycerz). Since puppyhood, Portos has been slowly becoming accustomed to two other houses – so each time we took him t my parents and my husband’s mother so that he felt safe at those places. However, we are trying travel by car when it comes to all longer trips so that Portos can come with us (post on that was one of the most popular ones last year, you can find it here). You may guess why this thread appeared today on the blog – I need to draw attention to this merciless practice. People who abandon their animals before holidays make their biggest and first mistake when they decide to have a dog (or cat) at all – such behaviour blatantly shows that they weren’t aware of their pet’s needs and the ensuing duties. I won’t appeal for not abandoning animals because I doubt that someone who is capable of such a thing is a good guardian on a daily basis (and I don’t think that such a thought crossed any of my readers’ heads), but I’d like to ask you to stay vigilant and educate people who surround you and are planning on or considering taking an animal. Pay attention if you see that someone lacks prudence, present them with the number of duties, and scold them if the pet is supposed be a toy for their child – maybe it will force the future (hopefully would-be) owners to consider the whole thing again and, owing to that, you’ll save at least one dog’s heart from breaking. At the same time, I’d like to encourage you to support #wTrasieDaSię, where you can co-create a map of places that are pet-friendly (you can also spot a few places that will be ideal for holidays with your best friends) or, as a form of donation, support dogs that were abandoned during summer trips.

* * *

5. Spaniel.

   Gdybym powiedziała, że zabieram Portosa w każdą swoją podróż to byłaby to oczywiście nieprawda. W przypadku służbowych wyjazdów (na które w ostatnim czasie i tak się nie decydowałam) nie ma takiej potrzeby – w końcu nie mieszkam sama. Nie bierzemy Portosa na rodzinne wyjazdy jeśli w dane miejsce lecimy samolotem – nasz spaniel jest za duży, aby mógł lecieć w części dla pasażerów, a podróż w doku bagażowym byłaby dla niego za dużym stresem. Na pytanie "kto będzie zostawał z Portosem w trakcie takich wyjazdów?" odpowiedzieliśmy sobie jednak na długo przed tym, jak nasz włochaty przyjaciel w ogóle pojawił się na świecie (wtedy jeszcze miał nazywać się Rycerz). Od szczeniaka Portos był przyzwyczajany do dwóch innych domów – przy każdej nadarzającej się okazji zabieraliśmy go ze sobą do moich rodziców i mamy mojego męża, tak aby czuł się w tych miejscach bezpiecznie. Staramy się jednak, aby na wszystkie dłuższe wyjazdy jechać samochodem, tak aby Portos mógł być razem z nami (artykuł na ten temat, który był najczęściej czytanym wpisem w zeszłym roku znajdziecie tutaj). Pewnie domyślacie się dlaczego ten wątek pojawił się dzisiaj na blogu – muszę w jakiś sposób zwrócić uwagę na okrutny proceder. Osoby, które porzucają swoje zwierzęta przed wakacjami, pierwszy i największy błąd popełniają decydując się na posiadanie psa (czy kota) w ogóle – takie zachowanie dobitnie pokazuje, że nie zdawały sobie sprawy z potrzeb pupila i wynikających w związku z tym obowiązków. Nie bardzo apeluję teraz o nieporzucanie zwierząt, bo nie uwierzę, że ktoś kto jest do tego zdolny sprawdza się w roli opiekuna na co dzień (nie sądzę też, aby którejś z moich Czytelniczek przeszło coś podobnego przez głowę), ale chciałabym Was prosić o czujność i przede wszystkim edukowanie otaczających Was osób, które planują lub zastanawiają się nad przygarnięciem zwierzaka. Zwracajcie uwagę, jeśli widzicie, że ktoś podchodzi do tego tematu bez rozwagi, wypunktujcie ilość obowiązków, skarćcie, jeśli psiak ma pełnić rolę zabawki dla dziecka nieodpowiedzialnych rodziców – być może zmusi to przyszłych/obyniedoszłych właścicieli do refleksji i uda się dzięki temu uratować przed złamaniem chociaż jedno kochane psie serce. Jednocześnie gorąco zachęcam Was do wsparcia akcji #wTrasieDaSię, gdzie możecie współtworzyć mapę miejsc przyjaznych Czworonogom (jednocześnie możecie podpatrzyć w jakich miejscach możecie spędzić wakacje ze swoimi pupilami) lub w formie darowizny wesprzeć psiaki porzucone podczas wakacyjnych wyjazdów. 

* * *

Last Month

  “Bla bla bla“ – that was precisely the text that this post was published with yesterday as a result  of my confusion.  Over the course of the existence of this blog, numerous bloopers have occurred (my worse nightmare from the past is the constantly crushing server) allowing me to approach my work with a pinch of salt – when I was tearing my hair out because there was “error 501” occurring for the 4th hour in a row, there was someone by my side who resolutely reminded me that real problems look totally different.   

   In general, yesterday was slightly strange – apart from publishing an unfinished post, I mistaken Portofino for Positano in an Instagram post, and my nephews took over my father’s Twitter account as a result of a moment of inattention. In a nutshell – h o l i d a y s. So, I’m sending you all my regards from the Italian Liguria and encourage you to check out my photo summary of last month.  

* * *

   "Bla bla bla" – dokładnie z takim tekstem, w wyniku mojego zamotania, opublikował się wczoraj ten wpis. Przez lata prowadzenia bloga zdarzały mi się różne draki (najgorzej wspominam padający regularnie serwer), które pozwoliły mi podchodzić do pracy z dystansem – gdy rwałam włosy z głowy, bo czwartą godzinę wyskakiwał na stronie "błąd 501" ktoś obok zawsze rezolutnie przypominał, że prawdziwe kłopoty wyglądają zgoła inaczej.

   W ogóle, wczorajszy dzień był trochę dziwny – poza opublikowaniem niegotowego wpisu, w rozpędzie pomyliłam na Instagramie Positano z Portofino, a moi bratankowie w chwili naszej nieuwagi przejęli twitterowe konto mojego taty. Jednym słowem –  w a k a c j e. Przesyłam Wam więc pozdrowienia z włoskiej Ligurii i zapraszam na fotorelację z minionego miesiąca. 

Moja kuchnia jest maleńka, bo mieści się w werandzie (uroki starych, podzielonych po wojnie mieszkań w kamienicach). Gdy wracam z sopockiego rynku wkorzystuję więc każdą przestrzeń na rozłożenie zakupów. 

"Zrobisz mi tego puszystego naleśnika? Błagaaaaam!". To zdanie słyszę co weekend i czasem się uginam.

Lipiec rozpoczęłam z przytupem. Wraz z najbliższą rodziną i przyjaciółmi pojechałam do Paryża. Na kilka godzin musiałam się urwać – na zaproszenie CHANEL. 1. The real voyage of discovery consists not in seeking new landscapes, but in having new eyes.” – Proust. // 2. Prawie jak Portos! // 3. Francuzi to królowie deserów. // 4. // Moje ukochane Jardin du Palais Royal. //

Ogrody Luksemburskie. Najpiękniejsze na Lewym Brzegu. 

Paryż moim okiem. 

Ryba z frytkami. 1. Nie obyło się bez małej kontuzji ;) // 2. Restauracja w Grand Palais. // 4. Widok z naszego pokoju hotelowego. //

1. Ciężkie życie blogerki! A tak serio – z Jessicą zawsze raźniej. // 2. Pod paryskim niebem. // 3. Wpis z eventu CHANEL znajdziecie tutaj. // 4. Ślimaki i ziemniaki, czyli trochę Paryża i trochę Kaszub ;). //

Paryż tętni życiem. Wolę to miasto poza sezonem. 

Może być gorzej ;). 

Cafe Charlot to jedno z moich ulubionych paryskich miejsc. Wracam tu za każdym razem. 

Od kulis. 

Tu był kiedyś deser. 

Dla kogo wino, dla tego wino – dla kogo woda, dla tego woda.

Pokój w hotelu Demantin.

1. Zwiedzaliście kiedyś Paryż rowerem? // 2. Typowy paryski poranek. // 3. W drodze na prezentację Chanel, bateria w aparacie pełna! // 

Ach, ta słynna zazdrość między blogerkami ;). 

Dział sortowni mojej firmy mieści się w przedpokoju. Właśnie rozpakowuję lampę od Muppetshop. Być może kojarzycie ten sklep z akcesoriami dla dzieci, ale jest tam też świetny dział "dom". 

1. Małe wprowadzenie do włoskich wakacji. // 2. Mój wisiorek pochodzi z YES. // 3. Przy moim łóżku. // 4. To nie są kwiaty zerwane na łące – to bukiety z pracowni florystycznej Narcyz w Gdyni. //

Moja ostatnia miłość – kopytka. Niech pierwszy rzuci widelcem ten kto nie lubi!

Kulisy sesji do tego wpisu. Uwierzcie mi, bez tego spaniela zdjęcia po prostu nie wyjdą.

Czereśnie.

1. Razem ze świeżo upieczoną mamą – Jestem Kasia. // 2. Dobrze, że jestem fanką naturalnego makijażu, bo i tak nie mam czasu go robić. // 3. W drodze do Warszawy. // 4. Ciotki.

Gorączka sobotniej nocy. Nasza przyjaciółka wychodzi za mąż!

W drodze na nasze pierwsze wakacje. Ciao!

* * *

 

 

5 wyjątkowych polskich sklepów internetowych, w których zrobisz fajne zakupy.

   

 

   In the past, online shopping meant mostly access to foreign brands that weren’t available at shopping malls. I did my first online shopping on the Asos British website – I didn’t have full access to Wi-Fi at home so everything was happening in a pretty restless atmosphere (I wonder, how many of you remember the times when you had to reconnect the cable from the stationary telephone to your computer in order to connect to GaduGadu ;)), and when the parcel finally arrived, I felt sick whenever I thought about the return process. Today, I don’t need a cable or a computer as I can do the shopping on my mobile phone in all possible places. Things that I buy have changed as well – online, I search mostly for ideally selected products, and it’s best if they are Polish. I avoid wasting time on large online stores that have everything in their offer. I prefer smaller ones run by people who are passionate about what they do and today, I’d like to share a few of my favourites with you. Were you familiar with any of them?

* * *

   Kiedyś zakupy w sieci oznaczały przede wszystkim dostęp do zagranicznych marek, których nie sposób było znaleźć w centrach handlowych. Moje pierwsze wirtualne zakupy zrobiłam na brytyjskiej stronie Asos – nie miałam jeszcze wtedy stałego dostępu do Internetu w domu, więc wszystko odbywało się w dosyć nerwowej atmosferze (ciekawa jestem kto z Was pamięta czasy, gdy trzeba było przepiąć kabel ze stacjonarnego telefonu do komputera, aby połączyć się z GaduGadu ;)), a gdy paczka w końcu doszła, to na myśl o procedurze zwrotu robiło mi się niedobrze. Dziś nie potrzebuję już ani kabla, ani komputera, bo zakupy mogę robić przez telefon w każdym możliwym miejscu. Zmieniło się też to, co kupuję – w sieci szukam przede wszystkim idealnie wyselekcjonowanych produktów, najlepiej polskich. Szkoda mi czasu na wielkie sklepy internetowe, które mają w swojej ofercie wszystko. Wolę te mniejsze, prowadzone przez pasjonatów i dziś chciałabym się podzielić z Wami kilkoma ulubieńcami. Znaliście któryś z nich?

Fridge by yDe to krok dalej niż kosmetyki ekologiczne. Międzynarodowe certyfikaty kosmetyków naturalnych są dosyć liberalne (dopuszczają użycie wielu substancji syntetycznych, w tym konserwantów, jak również alkoholu etylowego). Fridge nie stosuje żadnych konserwantów ani alkoholu etylowego. 

 

 

 

1. Fridge by yDe

When I first read an article on fresh cosmetics, I quickly took the bait and forked over 1.9 bomb serum by Fridge. Since then some time has passed, but the products of this brand are always welcome in my fridge. There exist a few reasons why Fridge by yDe found its place on today’s list – it’s Polish, the products are known around the world, the brand doesn’t test on animals, and the ingredients are pure and top-quality. The cosmetics don’t contain preservatives, synthetic substances, and ethyl alcohol (in order for them to maintain their properties, they need to be kept in a fridge, and for most of their products the freshness is guaranteed for 2.5 months from the date of their production. Additionally, the compositions are simple and short, owing to which the concentration of each active substance is high translating into their effectiveness. 

* * *

1. Sklep Fridge by yDe

Gdy pierwszy raz przeczytałam artykuł o świeżych kosmetykach szybko połknęłam haczyk i szarpnęłam się na 1.9 serum bomb od marki Fridge. Od tego czasu minęło już sporo lat, ale produkty od tej marki są w mojej lodówce zawsze mile widziane. Istnieje kilka powodów dla których sklep Fridge by yDe trafił na dzisiejszą listę – jest polski, produkty znane są na całym świecie, marka nie przeprowadza testów na zwierzętach, a do składów nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Kosmetyki nie zawierają konserwantów, substancji syntetycznych i alkoholu etylowego (by zachowały swoje właściwości, należy trzymać je w lodówce, a gwarancja ich świeżości to dla większości kosmetyków Fridge by yDe 2,5 miesiąca od daty produkcji). Dodatkowo, składy kosmetyków są proste i krótkie, dzięki temu stężenie każdej substancji aktywnej w kremie jest wysokie, co przekłada się na działanie. 

pigwoniada z miodem od Świat Pigwowca // konfitura z pomarańczy i dynii marki Ogródek Dziadunia  // marokańska pasta orzechowa od  Le Papu // pasta z wędzoną papryką od Le Papu // bulion lubczykowy Visana // przyprawa do chleba z masłem Visana

 

 

2. Jadłosfera

Probably many of you think that stores with local and natural food products should be stationary by principle as contact with the seller is of essence here. In case of Jadłosfera, I think that it’s worth changing your opinion. I remember how I sent an inquiry about the availability of honey – it was May, and my larder was almost empty. Ms. Agnieszka responded that the honey at her store comes from really environmentally-friendly and reliable apiaries so if the honey on her site is unavailable, it’s impossible to make an additional order – you need to wait at least a few months as bees need some time to produce it. Therefore, I probably committed some kind of apiarian faux pas, but Ms. Agnieszka (who is the owner of a blog with healthy and quick recipes) wasn’t repulsed by my question and recommended rose preserve as consolation. Then, my shopping accelerated – a revelation are surely pasta sauces (Moroccan with nutswith smoked paprika) that require only frying some onion and adding a few things from the bottom of your fridge to cook delicious pasta for dinner. I also recommend lovage bouillonspice for bread with butter and a wide choice of eco olive oils and other oils. 

* * *

2. Jadłosfera

Pewnie wiele z Was uważa, że sklepy z lokalną i naturalną żywnością powinny być stacjonarne z założenia, bo w takich przypadku kontakt ze sprzedawca jest naprawdę ważny. W przypadku Jadłosfery myślę, że warto zmienić zdanie. Pamiętam, jak wysłałam zapytanie o dostępność miodów – był maj, a moja spiżarka świeciła pustkami. Pani Agnieszka napisała mi jednak, że miody w jej sklepie pochodzą z  n a p r a w d ę  ekologicznych i sprawdzonych pasiek więc jeśli miód na jej stronie jest niedostępny, to niemożna go domówić – trzeba poczekać co najmniej kilka tygodni, bo przecież pszczoły muszą mieć czas, aby go zrobić. Popełniłam więc chyba jakieś pszczelarskie faux pas, ale pani Agnieszka (która na co dzień prowadzi bloga ze zdrowymi i szybkimi przepisami) nijak się do mnie nie zraziła i na pocieszenie poleciła konfiturę z płatków róży. Potem już rozpędziłam się w zakupach – odkryciem są pasty (marokańska z orzechamiz wędzoną papryką) do których wystarczy podsmażyć cebulkę i dodać trochę rzeczy leżących na dnie lodówki, aby ugotować pyszny makaron na obiad. Polecam też bulion lubczykowyprzyprawę do chleba z masłem i szeroki wybór ekologicznych oliw i olei. 

Spinka "łapacz" Turtle Story // Torebka kubełek Balagan // Okulary przeciwsłoneczne Meller // Kapelusz Paris+Hendzel Handcrafted Goods

 

 

3. SHOWROOM

For quite some time, Polish brands have been offering a few more products than only a jersey dress or a T-shirt with a hamburger printed on it. Today, buying products with the “made in Poland” label is not only a form of patriotism – much more frequently, our native brands create items that become a real seasonal “must have” (even for many upcoming seasons). Really well-made, exceptional, and mostly difficult to get – these are the traits of such products in comparison to those available at chain stores. SHOWROOM promotes independent designers from all over Europe, but you will find there a wide gamut of Polish products. The store’s motto is “Wear it first” and even though I’m trying to avoid competing against anyone, I found a few gems that I’ve already saw at the profiles of a few of my favourite niche influencers. There’s a sale going on, so you should definitely check out their website.

 * * *

3. SHOWROOM

Od dłuższego czasu polskie marki mają do zaoferowania znacznie więcej niż sukienkę z dreso-podobnego materiału czy bluzę z nadrukowanym hamburgerem. Dziś kupowanie produktów z metką "made in Poland" nie jest już tyko formą patriotyzmu – coraz częściej nasze rodzime marki tworzą rzeczy, które stają się prawdziwymi "must have" sezonu (albo sezonÓW). Świetnie wykonane, wyjątkowe i przede wszystkim trudno dostępne – tymi cechami wyróżniają się na tle sieciówkego asortymentu. Sklep internetowy SHOWROOM promuje niezależnych projektantów z całej Europy, ale znajdziecie tam przede wszystkim całą gamę produktów od polskich marek. Motto sklepu to "Wear it first" i chociaż ja staram się z nikim nie ścigać, to w ofercie znalazłam kilka perełek, które widziałam już wcześniej u moich ulubionych niszowych influencerek. Właśnie trwa wyprzedaż, więc zajrzyjcie koniecznie na tę stronę.

Idealna sukienka na plażę od Muuv. Dostępna właśnie w SHOWROOM. 

 

 

4. Insignis Publishing House

This choice is a consequence of my culinary experiments. Recently, for obvious reasons we’ve been avoid eating out. That’s why I’m digging out old cookbooks and purchase new ones to broaden the home menu. I love those with beautiful photos and sophisticated traditional French cuisine, but when it comes to the actual cooking, it turns out that only Jamie’s recipes remain within my skill range ;). That’s why I have enriched my home library with “Jamie's Ministry of Food”, and I also bought “Chasing the Sun” and “The Diary of a Bookseller” by Shaun Bythell. The last book starts with the following excerpt:

* * *

4. Wydawnictwo Insignis

Ten wybór to konsekwencja moich kulinarnych eksperymentów. W ostatnim czasie z oczywistych względów staramy się nie jeść w knajpach, więc odkopuję stare książki kulinarne i kupuję nowe, aby poszerzyć domowe menu. Uwielbiam te z pięknymi zdjęciami i wyszukaną tradycyjną kuchnią francuską, ale gdy przychodzi co do czego, to okazuje się, że tylko przepisy Jamie'go jestem w stanie ogarnąć ;). uzupełniłam więc swoję biblioteczke o "Każdy może gotować", a przy okazji zakupiłam też "W pogoni za słońcem" i "Pamiętnik Księgarza" autorstwa Shaun Bythell. Ta ostatnia książka zaczyna się tak:

 

 

Would I like to be a bookseller de métier? On the whole—in spite of my employer’s kindness to me, and some happy days I spent in the shop—no. George Orwell, “Bookshop Memories,” London, November 1936

Orwell’s reluctance to commit to bookselling is understandable. There is a stereotype of the impatient, intolerant, antisocial proprietor—played so perfectly by Dylan Moran in Black Books—and it seems (on the whole) to be true. There are exceptions of course, and many booksellers do not conform to this type. Sadly, I do. 

 

 

It may seem that the book about a bookseller will be equally sad as the bookseller himself, but I hadn’t read something equally funny for a long time. To the extent that I often catch myself thinking: I wonder what comment my favourite grouty Scot would have. 

* * *

"Czy chciałbym wykonywać zawód księgarza? Ogólnie rzecz biorąc, choć pracodawca traktuje mnie dobrze, a w księgarni spędziłem sporo miłych chwil – nie." George Orwell, Bookshop Memories, Londyn, listopad 1936

Niechęć Orwella do księgarskiego fachu jest zrozumiała. Funkcjonuje stereotyp niecierpliwego, nietolerancyjnego i aspołecznego właściciela księgarni – taką wspaniałą kreację stworzył Dylan Moran w serialu "Księgarnia Black Books" – która (zasadniczo) wiernie oddaje rzeczywistość. Można oczywiście wskazać wyjątki i wielu księgarzy pewnie nie zachowuje się stereotypowo. Ja, niestety, tak. 

Chociaż mogłoby się wydawać, że książka o księgarzu będzie równie smętna jak on sam, to dawno nie czytałam czegoś równie zabawnego. Do tego stopnia, że często łapię się teraz na myśli: ciekawe jak skomentowałby to mój ulubiony gburliwy Szkot. 

Portos w oczekiwaniu na kuriera. Nie czeka bynajmniej na swoje zamówienie – Portos, niczym prawdziwy pies z kreskówki, nienawidzi kurierów i pana listonosza. W każdym innym przypadku jest niczym ciepły kisiel.

pluszowa Lama od Jellycat // książeczka "Do kąpieli, króliczku" ,Dwie siostry // książeczka "Gdzie jest moja czapeczka" ,Dwie siostry // prążkowane body kimono od MarMar // perfumowane mydło do prania od KERZON X MINOIS // pianka do kąpieli od MINOIS PARIS // myszka Maileg

 

 

5. Bebespace

If you aren't familiar with this store, beware – it's really difficult not to click on “add to card” button featured on each open webpage after going through all the products. Before you can even notice, you’ll become the owners of a fluffy lama, books that your child can only read in four years, clothes that would fulfil the needs of quintuplets, and many other items that are so beautiful that you can’t resist. And speaking dead serious now – if you are searching for something for your toddler, and you are fed up with the flamboyant, plastic, and unaesthetic children’s products, you can breathe again – here, you’ll be welcomed only by meticulously selected brands. I finally found there my dream (and nice) scarf, which saved my aching shoulders. The assortment is mostly dedicated to newborns, toddlers, and children, but there is also a section for mothers with organic teas, cosmetics, and useful accessories.

* * *

5. Bebespace

Jeśli wcześniej nie znałyście tego sklepu, to uważajcie – po przejrzeniu asortymentu niezwykle ciężko jest ominąć opcję "dodaj do koszyka" przy każdej otwartej podstronie. Nim się obejrzycie, staniecie się właścicielami futrzastej lamy, książeczek, które Wasze dziecko będzie w stanie przeczytać dopiero za cztery lata, ubranek które zaspokoiłyby potrzeby pięcioraczków i wielu wielu innych rzeczy, które są tak piękne, że nie sposób im się oprzeć. A tak na serio – jeśli szukacie czegoś dla Waszego malucha, a dosyć macie krzykliwych, plastikowych i nieestetycznych artykułów dziecięcych to teraz możecie odetchnąć – tu czekają na Was tylko pieczołowicie wyselekcjonowane marki. Ja znalazłam tam w końcu wymarzoną (i ładną) chustę, która uratowała moje zbolałe ramiona. Asortyment przeznaczony jest głównie dla noworodków, niemowląt i dzieci ale nie mogło zabraknąć również sekcji dla mam z organicznymi herbatami, kosmetykami oraz przydatnymi akcesoriami.

 

 

By the way, you can use my recipe for the pasta that you can see above. It is a loose adaptation on Jamie’s pasta (I don’t remember in which book I found it). It is quick and delicious. 

Pasta in five minutes. 

Ingredients:

2 finely chopped white onions

4 slices of Parma ham

3 cloves of garlic

1 small tomato concentrate

2 tomatoes 

1 can of smoked paprika spread

1 large glass of white or red wine

hot olive oil

grated parmesan, almonds, pecan nuts

salt and pepper

favourite pasta

Directions:

Fry finely chopped onion and garlic in a pan with olive oil until transparent. Add finely sliced Parma ham. Fry everything. Put pasta into boiling water. Add tomato concentrate, paprika spread, and fry. Add finely chopped tomatoes and a glass of wine. Wait until it becomes thicker in texture. After stirring everything, add parmesan, almonds, and nuts. 

 

* * *

Przy okazji, podaję Wam przepis na makaron, który widzicie powyżej. To luźna adaptacja makaronu z przepisu Jamie'go (niestety nie pamiętam już, z której książki). Robi się go błyskawicznie i jest pyszny. 

Makaron w pięć minut. 

Skład:

2 drobno posiekane białe cebule

4 plasterki szynki parmeńskiej

3 ząbki czosnku

1 mały koncentrat pomidorowy

2 pomidory 

1 słoiczek pasty z wędzonej papryki

1 duży kieliszek białego lub czerwonego wina

pikantna oliwa

starty parmezan, migdały i orzeszki pekan

sól i pieprz

ulubiony makaron

Sposób przygotowania:

Drobno posiekane cebulę i czosnek podsmażam na patelni z oliwą do czasu aż się zeszkli. Dodaję szynkę pokrojoną w drobne paski. Podsmażam. Wstawiam makaron do gotującej się wody. Dodaję przecier pomidorowy, pastę z papryki, podsmażam. Dodaję drobno pokrojone pomidory i kieliszek wina. Czekam aż sos zgęstnieje. Po wymieszaniu z makaronem dodaję parmezan, migdały i orzeszki. 

 

* * *

 

Blanc et Noir – Paryż i nowa odsłona kolorów według CHANEL

   Ktoś kiedyś powiedział, że Paryż jest niezgłębiony, jak ocean – zmienia się, rozszerza i co chwilę pokazuje inne oblicze. Zawsze gdzieś pod skórą to czułam, gdy zmęczona, z tysiącem nowych zdjęć na aparacie czekałam, aby wejść na pokład samolotu odlatującego do Polski. „Byłam tu już tyle razy, a z każdą wizytą dostrzegam coś innego, wracam w innym nastroju”. Nie inaczej było teraz – w nowej roli, odrobinę zakręcona, ale szczęśliwa, że podołałam z organizacją tej przedziwnej eskapady. Chociaż towarzyszył mi mąż i nasze siedmio-kilogramowe szczęście to przyczyna mojej podróży była stricte służbowa. Na kilka godzin przeniosłam się do świata, w którym luksus pędzi za prostotą, sztuka przeplata się z technologią, a biel z czernią. To ostatnie połączenie stało się w pewnym momencie znakiem rozpoznawczym najsłynniejszego na świecie domu mody.

   Barwy mają potężną moc. Komunikują nam, z kim mamy do czynienia, czasem są wyrazem propagowanych wartości czy umiejętności przestrzegania ogólnie przyjętych norm zachowania. A biel i czerń są z nich wszystkich najpotężniejsze. To kolory początku i końca, ślubów i pogrzebów, czystości i mroku, yin i yang. Zależnie od kultury mają odmienne, niekiedy przeciwstawne znaczenie. Biel według europejskich tradycji kojarzy się z niewinnością, jest barwą aniołów i życia. W dalekiej Azji uważa się ją jednak za kolor nieszczęścia i żałoby. Natomiast czerń to w Chinach symbol szczęścia, w kulturze Egiptu kolor kojarzony z życiodajnym mułem Nilu i potencjałem czarnej ziemi dającej urodzajne plony. W Japonii czarny pas oznacza osiągnięcie mistrzostwa, biały – najniższy stopień wtajemniczenia. Z kolei według Lucii Pici, dyrektor kreatywnej CHANEL Beauty, te dwa kolory tworzą perfekcyjną harmonię i to na nich postanowiła skupić się tworząc swój najnowszy projekt.

To zdjęcie to oczywiście żart – w trakcie tego wyjazdu ani przez chwilę nie miałam czasu czytać ;). Do Paryża dotarliśmy po południu więc czas upłynął nam na rozgoszczeniu się w hotelu i kolacji. 

   To właśnie na premierę jej kolekcji zostałam zaproszona nad Sekwanę. Tuż po śniadaniu, wraz z naczelną ELLE: Martą Drożdż, redaktor magazynu Pani: Danutą Bybrowską i z pewnością dobrze Wam znaną Jessicą Mercedes, ruszyłyśmy w stronę Grand Palais. Z pokazów CHANEL kojarzymy główną przestrzeń pałacu znajdującą się pod słynną przeszkloną kopułą, ale tym razem marka postanowiła zabrać nas w nieznane zakamarki. Czułam się trochę, jak bohater filmu „Hugo i jego wynalazek”, który zamieszkał w meandrach paryskiego dworca, wśród jego metalowych trzewi i nikomu nieznanych kryjówek. Z tą różnicą, że o żadnym nieporządku czy chaosie nie było mowy – polowy salon, od którego zaczęłyśmy naszą wycieczkę, wyglądał, jak wyjęty z żurnala.

Makijaż wykonany przy użyciu kosmetyków CHANEL z kolekcji NOIR ET BLANC w mojej minimalistycznej wersji. 

   Po krótkim przywitaniu i pokonaniu sporej liczby schodów przeciwpożarowych dotarłyśmy do poddasza pałacu, aby zobaczyć tam krótkie filmy autorstwa Clary Cullen – CHANEL potrafi zaprezentować nową linię kosmetyków w taki sposób, że czujesz się, jak na wystawie sztuki nowoczesnej w najlepszym wydaniu. Za kolejnymi drzwiami czekała już na nas Lucia we własnej osobie. Dokładnie opisała swoją pracę nad nowymi kosmetykami i pokazała, jak je stosować – myślałam, że po magicznym rozświetlającym podkładzie (również od CHANEL), o którym pisałam tutaj już niewiele rzeczy mnie zdziwi, ale dyrektor kreatywna CHANEL wciąż zaskakuje swoim nowatorskim podejściem do błysku na twarzy.

Lucia Pica. 

Produkty z kolekcji NOIR ET BLANC DE CHANEL:

Rozświetlacz w żelu Le gel paillete // dwa zestawy cieni Les 4 ombres (334 modern glamour i 332 noir supreme) // Cienie rozświetlające Ombre premiere top coat (327 penombre i 317 carte blanche) // Błyszczyki w kolorze czerni i krystalicznej bieli Rouge coco gloss (816 laque noire i 814 crystal clear) // kredki do oczu stylo yeux waterproof (88 noir intense i 949 blanc graphique) // Tusz do rzęs Le volume ultra-noir de Chanel (90 ultra-noir) // Matowe pomadki Rouge allure velvet extreme (130 rouge obscur i 128 rose nocturne) // Matowe pomadki w płynie Rouge allure liquid powder (974 timeless i 978 bois de nuit) // Lakiery do paznokci Le vernis (713 Pure black i 711 pure white).

   Możecie się tylko domyślać, że chociaż prezentacja była dla mnie prawdziwą estetyczną ucztą, to do hotelu pędziłam, jak na skrzydłach – nie przywykłam do kilkugodzinnych rozstań. A poza tym, mieliśmy w planie odwiedzić kilka ulubionych miejsc. „Zdjęcia obrobię później, tekst i tak muszę przemyśleć, a Paryż nie będzie czekał” – pomyślałam. Pozwólcie więc, że przemycę tu jeszcze kilka zdjęć z beztroskiego spaceru po paryskich ulicach.

I jeszcze jedna krótka informacja na koniec. Kosmetyki z tej kolekcji dostępne będą w butiku CHANEL w Galerii Mokotów od 15 lipca, w perfumeriach miesiąc później. 

* * * 

 

 

Last Month

   Punnets of strawberries, armfuls of fragrant peonies, handfuls of green pea, and the sun so strong that it would be a pity not to use it – this June was really beautiful. I was trying to grab the camera as often as possible (which is extremely infrequently, as my hands are usually occupied with a 7-kilogramme toddler) to make sure that I can share with you a few snapshots from the last few weeks. There’s a little bit of Warsaw, Kashubia, and food. The dominant element is the beach and the sea as the weather was effectively driving me out of my home.

* * *

   Kobiałki truskawek, naręcza pachnących piwonii, garście przepełnione świeżym zielonym groszkiem i słońce prażące z taką siłą, że aż żal z niego nie korzystać – ten czerwiec był naprawdę piękny. Starałam się sięgać po aparat tak często, jak to tylko było możliwe (czyli nadzwyczaj rzadko, bo moje ręcę zajęte są zwykle noszeniem siedmiokilogramowego bobasa), aby dziś móc podzielić się z Wami ujęciami z ostatnich kilku tygodni. Jest trochę Warszawy, Kaszub i jedzenia. Prym wiedzie jednak plaża i morze, bo pogoda skutecznie wypędzała mnie z domu.

1. Moje ulubione jedwabne gumki do włosów. // 2. Kolejna podróż przed nami, więc zabieramy się za pakowanie. Fotel 366 w wersji mini jest od Muppetshop. // 3. Orłowskie molo widoczne z psiej plaży w Sopocie. Piękne o każdej porze dnia. // 4. Pierwsze treningi po naprawdę długiej przerwie. Bez wiatraka byłoby ciężko ;). // Kaszuby to moja miłość z dzieciństwa. To tu łapałam żaby, uczyłam się pływać w Jeziorze Gowidlińskim i pierwszy raz w życiu zostałam użądlona przez pszczołę. Łączyno, Sierakowice, Kistowo, Sulęczyno to miejsca, do których wracam co roku – chociaż na kilka godzin. Oj, jak bardzo bym chciała nauczyć miłości do wsi nowe pokolenie! Portosowi, jakby ktoś pytał, nie przeszkadzał brak zasięgu ani komary.Słodkości z wiejskiej piekarni, świeże powietrze, sielankowy klimat – czy może być coś lepszego? Uprzedzając Wasze pytania – kurtka pochodzi z H&M.Portos w swoim stadzie.1. Idealny strój na upalny dzień ;). Kostium kupiony w Oysho. // 2. Długo nie mogłam się zdecydować na tę torebkę, ale nie żałuję. // 3. Niby tak spokojnie, ale w tle słyszę już zniecierpliwione gaworzenie. // 4. Gdy masz wrażenie, że upijasz się zapachem…//Paleta morskich kolorów.1. Mogłabym tak spędzać całe dnie… // 2. Dla każdego coś dobrego! Bolognese w wersji beglutenowej i bardzo glutenowej ;). // 3. Myślicie, że minęłam się z powołaniem? ;)  // 4. Plażowanie zakończone sukcesem – opalenizna na złoty medal. //Kawa dla dziewczyn, ciasto dla mnie. W moim domowym biurze praca wre.SAM na Żoliborzu. Super śniadania i obsługa miła dla Portosa.Gdybym mieszkała w stolicy, myślę że każdego dnia spacerowałabym w warszawskich Łazienkach.1. Zimny arbuz. Czego chcieć więcej? // 2. Pozdrowienia dla wszystkich mam prowadzących własną działalność. // 3. Warszawski antykwariat. // 4. Wycieczka po Żoliborzu. //W trakcie wizyty w Warszawie nasz przyjaciel, Maciek, który z zawodu jest architektem, wziął nas na wycieczkę po Żoliborzu. Przez prawie trzy godziny dreptaliśmy sobie po tej dzielnicy – gdybym miałam kiedyś zamieszkać w Warszawie to tylko tu!Dziwne ale pyszne specjały w słynnej Reginie. 1. Morelowy sezon już się skończył, ale uwierzcie mi, że robiąc słynne "morelowe ciasto" miałam ich tyle kilogramów, że na spokojnie mogłam otworzyć na podwórku stragan i sprzedawać je hurtowo. // 2. Najlepsze zakupy. // 3. Łazienki po raz kolejny. // 4. Sopocka plaża i nasz służbowy dresscode. Najgorętszy dzień w tym roku. Nawet na plaży w Orłowie pełno ludzi. 1.  Jaśminowiec w ogrodzie moich rodziców. Rozpanoszył się tak bardzo, że aby przejść na drugą stronę ogrodu, trzeba utonąć na chwilę w jego kwiatach. // 2. Te małe chmurki absolutnie nie przeszkadzały w plażowaniu. // 3. Nadmorska bryza, czyli czerwcowe zbawienie.  // 4. Najszybszy deser na świecie. //Kaszubskie truskawki ze śmietaną zawsze zażeraliśmy razem z tatą. Dziś dzieli nas dokładnie 1346 kilometrów ale ja wiem, że on zawsze jest obok. Dzień Taty upłynął nam pod znakiem tego deseru – w Sopocie częstowałam kogoś, kto świętował tę okazję po raz pierwszy :). Gdy afrykańskie upały dokuczały nad morzem… Czy to nie jest kwintesencja lata? Nastrój francuskiej riviery zapewniają spienione fale i sukienka w stylu vintage. Te pierwsze znajdziecie w Sopocie, tej drugiej poszukajcie w sklepie internetowym polskiej marki LABO. Mój model jest perfekcyjnie odszyty i posiada kieszenie.1. Bita śmietana, mogłabym ją jeść łyżkami. // 2. Ekhm… nie zwracajcie uwagi na Portosa, nie on miał być bohaterem tego zdjęcia więc walcząc o uwagę postanowił się popisywać. To czerwone drewniane krzesełko to słynny Tripp Trapp, który został zaprojektowany w 1972 roku. Jestem fanką klasycznych mebli z historią i nie chcę co roku kupować nowego krzesełka dla dziecka – to miło że jest jakaś alternatywa dla plastikowych wielgachnych instalacji z milionem funkcji, na które i tak nie mam miejsca. // 3. Kocham to poranne światło. // 4. Wiosenne bukiety. Piwonie i rumianek. //Gdy jesteśmy głodni, ale nie chce nam się iść do sklepu ;). Po pięciu minutach dodają makaron i obiad gotowy.      1. Wejście na plażę numer… ha! Nie powiem :). // 2. Gdy piątego czerwca opublikowałam na blogu artykuł z tym przepisem nie spodziewałam się, że połowa Użytkowniczek Instagrama ruszy do kuchni. Nie ma dnia, żebyście nie oznaczały mnie na stories i na zdjęciach z Waszymi wypiekami. Bardzo się cieszę, jak piszecie mi, że znika w oka mgnieniu. Przetestowałam już wersję z borówkami i truskawkami i też polecam. Słynny przepis znajdziecie tutaj.  // 3. Kostium o który pytałyście w całej okazałości. // 4. Pierwsza i ostatnia kawa. A Wy ile filiżanek dziennie pijecie? //      Co wybrać? Co wybrać?!
Jeśli chcecie dowiedzieć się o tym, jaka jest różnica między setkami szamponów dostępnych na rynku, czy produkty "nietestowane na zwierzętach" rzeczywiście takie są i które kosmetyki anti-age są rzeczywiście skuteczne to zajrzyjcie do książki "Bez parabenów" autorstwa Beautrice Mautino – włoskiej biotechnolog. Świetny zdroworozsądkowy, poparty badaniami naukowymi i demaskujący nieuczciwe praktyki marketingowe poradnik na temat kosmetyków oraz pielęgnacji.W moim ogródku pojawił się nowy kącik relaksacyjny.
Kojący Bałtyk. Kto zawitał już w moje strony?

* * *