Opening gala of the Paris Opera’s 2023/24 dance season with Chanel

  Minęły już trzy lata odkąd marka CHANEL objęła patronatem Balet Opery Paryskiej. To próba kontynuacji misji, której za życia podjęła się sama Gabrielle. Znamy ją doskonale jako wielką projektantkę, ale nie każdy wie, że z zamiłowaniem tworzyła także stroje sceniczne. Pracowała między innymi nad kostiumami do Le Train bleu, wyprodukowanego przez Ballets Russes, w choreografii Bronisławy Niżyńskiej, a przy przy spektaklu „Apollona Musagète” współpracowała ze słynnym surrealistą Salvadorem Dalim.

  Gabrielle wykorzystywała na scenie nowoczesną i funkcjonalną modę – jej znak rozpoznawczy. Dziś dom mody CHANEL wychodzi z takiego samego założenia. Na inauguracyjnej gali otwarcia sezonu tanecznego Opery Paryskiej publiczność mogła podziwiać oryginalne kostiumy dla trzech tancerek, które zaprojektowała Virginia Viard, dyrektor artystyczna marki. Pozornie identyczne body, ozdobione dużą satynową czarną kokardą w rzeczywistości różnią się detalami. Delikatność tych projektów przełamano powściągliwymi garniturami z tweedu, czyli znakiem rozpoznawczym kolekcji Haute Couture na jesień/zimę 2019/20. 

 

#CHANELandDance

 

Look of The Day – „Portret kobiecy”

Wpis powstał we współpracy z marką YES.

 

kolczyki i pierścionek – Biżuteria YES

spódnica z rozcięciem – MLE (model Pafos, właśnie wrócił w pełnej rozmiarówce)

sweter z moherem – MLE (model Laax)

skórzany pasek – Toteme

buty – Gianvito Rossi 

 

  W dobie AI, Tik Toka i przebodźcowania naszych umysłów stworzyć kampanię reklamową, którego punktem wyjścia ma być poezja, a konkretnie jeden wiersz, to duże ryzyko. To była moja pierwsza myśl, gdy usłyszałam o nowej kampanii marki YES. Po obejrzeniu tego krótkiego filmu zmieniłam jednak zdanie. A może to jest właśnie to, czego potrzebujemy i na co czekałyśmy?

  Nasza noblistka napisała "Portret kobiecy" ponad czterdzieści lat temu, a jednak absurdy stawianych nam oczekiwań wciąż mają się świetnie. Zostawiam tu dla Was ten utwór Wisławy Szymborskiej, który niejednoznacznie i celnie zarazem kreśli portret współczesnej kobiety. 

 

“Portret kobiecy”  

Musi być do wy­bo­ru,
Zmie­niać się, żeby tyl­ko nic się nie zmie­ni­ło.
To ła­twe, nie­moż­li­we, trud­ne, war­te pró­by.
Oczy ma, je­śli trze­ba, raz mo­dre, raz sza­re, czar­ne, we­so­łe, bez po­wo­du peł­ne łez.
Śpi z nim jak pierw­sza z brze­gu, je­dy­na na świe­cie.
Uro­dzi mu czwo­ro dzie­ci, żad­nych dzie­ci, jed­no.
Na­iw­na, ale naj­le­piej do­ra­dzi.
Sła­ba, ale udźwi­gnie.
Nie ma gło­wy na kar­ku, to bę­dzie ją mia­ła.
Czy­ta Ja­sper­sa i pi­sma ko­bie­ce.
Nie wie po co ta śrub­ka i zbu­du­je most.
Mło­da, jak zwy­kle mło­da, cią­gle jesz­cze mło­da.
Trzy­ma w rę­kach wró­bel­ka ze zła­ma­nym skrzy­dłem, wła­sne pie­nią­dze na po­dróż da­le­ką i dłu­gą, ta­sak do mię­sa, kom­pres i kie­li­szek czy­stej.
Do­kąd tak bie­gnie, czy nie jest zmę­czo­na.
Ależ nie, tyl­ko tro­chę, bar­dzo, nic nie szko­dzi.
Albo go ko­cha, albo się upar­ła.
Na do­bre, na nie­do­bre i na li­tość bo­ską. 

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z markami Krosno, Muduko, Apimelium, Newbytea i Embryolisse oraz MLE. 

 

  Szalony ten październik. Ile w nim było emocji, spotkań, zwrotów akcji, niespodzianek, kompletnego chaosu, który koniec końców zamieniał się w dobrze wykonane zadanie… Nie zabrakło też dyni (a prawdę powiedziawszy mnóstwa dyń!), tych dni kiedy trzeba nagle rzucić wszystko, zaciągnąć hamulec i zaszyć się w domu z dwójką kaszlących na zmianę dzieci, no i zabawy – na nią też trzeba czasem znaleźć czas. Kawałek gorącego ciasta marchewkowego dla tych z Was, którzy dotrwają do końca dzisiejszego wpisu, bo trochę się tego nazbierało. To co? Zaczynamy?

 

Na początek proza życia, czyli ulubiony kubek w ciągu tygodnia kontra ten ulubiony na weekend – z Bambi ;). Ten po lewej stronie znajdziecie u polskiej marki KLO, ten drugi to pamiątka z Disneylandu.Nowa długość włosów do której szybko się przyzwyczaiłam. Fotografuję tu kolejne piękne projekty z MLE, ale sama wygrzebałam z szafy najstarszy ze swetrów (RobotyRęczne). 1. Zaraz zrobimy placuszki z niczego, czyli czary, które potrafią tylko mamy. // 2. W takie dni doceniam wszystko. Niebieskie niebo i ten wiatr, który urywa nam głowy, a dla ptaków jest chyba jak najpiękniejsza kolejka górska. // 3. Moja pierwsza "Masala Chai" musiała być od Newbytea. Nie wiedziałam, że ten gatunek herbaty jest taki pyszny (chociaż podejrzewam, że to także zasługa marki, która znana jest ze znakomitej selekcji) // 4. Gorąca herbata, domowe ciasteczka, miód, dziewczyny – całkiem fajne to nasze "korporacyjne" spotkanie, nawet jeśli tematy do przedyskutowania naprawdę poważne. // 

Herbata Masala Chai w piramidkach i w saszetkach. Ja uwielbiam w tradycyjnej formie, za to mój mąż mówi, że to najlepszy gatunek do tak zwanej "bawarki" czyli herbaty z mlekiem. Stworzona w oparciu o tradycyjną indyjską recepturę mieszanka czarnej herbaty assam z orientalnymi przyprawami daje esencjonalny, rozgrzewający, aromatyczny napar z wyraźnie wyczuwalną pikantną nutą egzotycznych dodatków. W Indiach masalę tradycyjnie gotuje się i pija z dodatkiem mleka. Jeśli też chcecie jej spróbować (albo po prostu lubicie dobrej jakości herbatę) to zajrzyjcie do sklepu Newbytea. Z kodem KASIA15 otrzymacie 15% rabatu na produkty w sklepie (kod jest ważny do 14 listopada). 

Jeszcze jeden czajnik herbaty, bo wszyscy zawsze mówią, że już nie trzeba, ale później i tak piją ;). 

Otoczenie wpływa na nasz strój, prawda? A może na odwrót? Mój ulubiony golf w paski znajdziecie w dwóch wersjach kolorystycznych tutaj i tutajJak odczarować listopad? Skorzystać z zaproszenia znajomych, którzy potrafią pokazać, że jesień na wsi może być równie piękna, co w samym środku czerwca. 
Gdy po krótkiej wizycie w szklarni dzieci same pytają czy pojedziemy kupić jakieś warzywa na obiad… Czyżby wieś przekonała je nawet do marchewki?Czy jednak nie i znów będziemy się bawić w chowanego, gdy tylko krzyknę, że obiad gotowy? 1. Ostatnie w tym sezonie kwiaty w moim ogrodzie. // 2. Ja i mój mały pomocnik. Uwielbiam ten czas, gdy jesteśmy we dwie i czekamy, aż starsza siostra wróci z przedszkola. // Mapa Stumilowego Lasu. W piekarniku piecze się obiad, a my zabijamy czas czytając.  A może królikowe mądrości przekonają moje dzieci do marchewki? No w każdym razie mama z takiego dania jest zadowolona.  Zaczynamy najbardziej emocjonujący weekend ostatnich lat. Jeszcze nie wiemy czy w niedzielny wieczór będziemy się cieszyć czy smucić. Idziemy głosować! Ależ podniosła była ta atmosfera w lokalach wyborczych! Zagłosowane. Przed nami kilkanaście godzin wielkich nerwów i niepewności. Ale następnego ranka…… dostałam nie tylko urodzinowe bukiety. Wyniki wyborów były naprawdę świetnym prezentem – ktoś to dobrze zaplanował :). 

Ileż niezapowiedzianych odwiedzin! Ciast, ciasteczek, tortów i babeczek! Ja urodzin nie obchodzę, ale moi bliscy z całą pewnością to nadrabiają!

Jednego dnia wcale nie jesteś stara, a następnego masz już swój ulubiony sklep spożywczy… w jednym w październikowych artykułów trochę na wesoło rozprawiłam się z wejściem w nowy etap "kobiety przed czterdziestką". Chociaż w gruncie rzeczy, to raczej wymówka do napisania dla Was kolejnych "umilaczy". Sporo adresów i poleceń, którymi wcale nie chciałam się dzielić – jeśli jeszcze nie czytałyście to zapraszam na "pourodzinowy wpis". 

A teraz mały detoks po tych wszystkich słodkościach. Pieczona dynia, dziki ryż, szpinak, kropla "oleju dla kobiet". 

To zdjęcie uzmysłowiło mi, że zaraz skończę ostatni słoik miodu – w spiżarce nic już nie zostało, a przecież właśnie teraz potrzebuję go najbardziej!Uff! W ostatniej chwili! Listopadowa miodowa paczka od Apimelium to coś, na co zawsze niecierpliwie czekam. Moja ulubiona prenumerata ze wszystkich! Polecam Wam gorąco! Jesień rozgościła się już na dobre więc oficjalnie ogłaszam otwarcie sezonu na herbatę z miodem. Miodowa Paczka Pełna Naturalnej Słodyczy, która ukazuje się co dwa miesiące, uzupełni Waszą spiżarkę. Co znalazłam obecnej edycji? 1. Leśny Szept – miód leśny kremowany – to miód nektarowo-spadziowy, ciemniejszy, esencjonalny, w jego smaku odbija się cała harmonia szumiącego gaju i pełnych kwiatów polanek. 2. Rzepaczek – miód rzepakowy, nektarowy, kremowany – jasny, delikatny, nie zmienia istotnie smaku potraw więc jest świetny do ciastek i pierników, idealny do herbaty, niepozorny, ale bakteriobójczy. 3. Vitalny – miód nektarowy, wielokwiatowy, kremowany z pyłkiem pszczelim – świetny, aby zacząć suplementację pyłkiem pszczelim, który jest niekwestionowanym królem wśród superfoods. I oczywiście pyszne krówki! Chyba widać, które swetry lubimy z Asią najbardziej. Dosyć często zdarza się, że mamy na sobie to samo (lub prawie to samo), ale prawda jest taka, że mając do dyspozycji swetry od MLE, jakoś mniej chętnie nosi się te od innych marek. 

Aura na zewnątrz dość paskudna, ale humor poprawia wizyta Zosi (i te słodkie dynie, które przyniosła ze sobą). Wiedziałyście, że Zosia dopiero co wydała e-book?

Gdybym miała z mojej szafki wyciągnąć kosmetyk, którego używamy w domu najczęściej to pewnie byłaby to tubka, którą widzicie na powyższym zdjęciu po prawej stronie. Krem Odżywczo-Nawilżający od Embryolisse służy mi jako krem do twarzy na noc, gdy jest podrażniona, jako pielęgnacja po opalaniu w lecie, po wyciągnięciu dzieci z kąpieli, po goleniu się męża, lub gdy jakikolwiek fragment mojego ciała potrzebuje natychmiastowego otulenia. Ten kultowy produkt prosto z francuskiej apteki jest odpowiedni dla każdego typu skóry. Kod MLE20 da Wam 20% zniżki na wszystkie produkty w sklepie online poza zestawami i obowiązuje do 12 listopada. Może lepiej wyciągnąć go z łazienkowej szafki i położyć w centralnej części mieszkania, aby był zawsze pod ręką? 1. Piątkowy wieczór. Cisza i spokój w mojej kuchni. Ten tydzień dał nam w kość. // 2. Tak, to jest kij od mopa. //Polska Złota Jesień. Zachwyca co roku.  Inhalacje, syropki, witaminy, błaganie o zjedzenie rosołu czyli kolejny dzień w domu zamiast w przedszkolu. Puzzle, wspólne gotowanie i pieczenie, no i gry to moje ulubione sposoby na to, aby z samego rana nie rozpoczęło się jęczenie o bajkę. Gra "Wielki Straszny Potwór" od MUDUKO ma proste zasady i podobało mi się, że moje dzieci szybko podłapały "dopracowywanie" potwora. Jeśli potwór innego gracza okaże się tak przerażający, że przekroczy skalę Strachomierza to właśnie on wygrywa grę. Z kodem BUUU! otrzymacie 20% rabatu na tę grę. :)  I Ty maluchu też chcesz grać? Gra jest od pięciu lat, ale mniejsze dzieci chętnie podłąpują domalowywanie potworowi kolejnej pary oczu czy strasznych rogów ;).  Nie. To nie jest po prostu infantylne zdjęcie trzydziestopięciolatki. Od kilku dni plaster na nosie stał się na Intagramie pewnym symbolem. Nikt mnie nie prosił o włączenie się do tej akcji, ale to, co robi Katarzyna Zielińska po prostu chwyta za serce i ciężko przejść obok tej historii obojętnie… Może ktoś z Was też zechce wesprzeć Wiktorka? Już bardzo niewiele zostało do uzbierania. A to nic innego jak resztki po omlecie cesarskim (inaczej KAISERSCHMARRN). Była to nagroda za najdłuższą jak do tej pory wycieczkę rowerową.  Rowerkiem na plażę? Tutaj chyba nasza wycieczka się kończy. Łyk gorącej herbaty i zawracamy! Ja lubię te ciemne jesienne poranki, ale na pewno ciężej wtedy wskoczyć na szybsze obroty… 1. Ta lampka bez kabla to nowa odsłona słynnego projektu Flowerpot z 1968 roku. Lampa składa się z dwóch półkolistych mis, a zaprojektował ją Verner Panton. Podobno zainpirowały go przemiany społeczzne ruchu flower-power. Świat designu uznaje Vernera za jednego z najwybitniejszych twórców XX wieku. // 2. A tym zajęłam się po pracy! Pomarańczowa dama zajęła honorowe miejsce w naszym Volvo XC90, które dostałam do testów. Prawda, że piękne to wnętrze i tapicerka? // Portos, który cieszy się na spacer, zawsze jest na zdjęciu rozmazany ;). Konkurs w przedszkolu zobowiązuje. Cały ten "okołodyniowy" czas to idealny przystanek w tej jesiennej szarudze. Rytuały i zwyczaje – oto moje antidotum. Ja wiem. Dzieło sztuki. Na szczęście mogę powiedzieć, że to dzieci zrobiły. 1. Wieczorami rysunki zaczynają się wymykać spod kontroli. // 2. Długo czekałam na ten płaszcz. Jeden jedyny prototyp, które miałyśmy na sesji musiałyśmy później odesłać do szwalni jako wzór. Pogoda na jazz.  Ubieramy się ciepło i ruszamy z Asią gasić kolejne pożary w MLE. Temat na ten tydzień? Odpadające guziki :|.Uwielbiam ten płaszcz za to, że jest inny od wszystkich, nie widać na nim paprochów ani sierści Portosa :). Piątek. Od samego rana latałyśmy z Moniką, Asią i Olą po Trójmieście i załatwiałyśmy wszystkie te sprawy, na które nie miałyśmy czasu przez resztę tygodnia. Szczerze? Blog, media społecznościowe, codzienne problemy mamy – to wszystko jest nic w porównaniu do ogarniania marki odzieżowej. Zaraz pędzimy na spotkanie z naszą dyrektorką produkcji, które potrwa pewnie ze trzy godziny, więc zgarniamy coś pysznego w Buns w Gdyni po drodze (Heh, pod przykrywką tego marudzenia, powiem Wam, że i tak to kocham!)Nawet jeśli Ty i wszystkie Twoje przyjaciółki uwielbiacie MLE, to w tym sezonie nie musicie wyglądać tak samo. ;) Rzeczy, które przywracają mi spokój. Rozmowa o niczym przy filiżance ciepłej herbaty i artystyczne rozkminki.  Gdy jako dziecko kolekcjonujesz misie Barbary Bukowski, a po kilkudziesięciu latach jej syn, który przejął po niej firmę, zupełnie nie wiedząc o mojej dziecięcej pasji, wysyła w imię sympatii do mojego taty paczkę pluszaków. Nadawca tej paczki chyba nie spodziewał się, że zrobi mi taką niespodziankę. Jeszcze tylko kilka kadrów i zabieram się z dziewczynkami do pieczenia domowych ciasteczek z tego starego przepisu. (A ten sweter wchodzi do sprzedaży już w ten piątek.)Czy trzy piętra wystarczą? Chyba tak! Ten szklany pojemnik na ciastka (lub inne słodycze, ale do ciastek nadaje się idealnie) jest z kolekcji Glamour od polskiej marki KROSNO. Uwielbiam funkcjonalne, a jednocześnie piękne rzeczy – te trzy oddzielne pojemniki, z pozoru tworzące całość, mogą być również używano osobno, jako salaterki. Idealnie przejrzyste szkło Crystalline pięknie rozprasza światło, a także daje pewność wyjątkowej trwałości i odporności na matowienie czy uszkodzenia. Z kodem KASIA20 otrzymacie aż 20% zniżki na nieprzecenione artykuły w sklepie KROSNO, a kod ważny jest od dziś do 15 listopada. 

Zmieściły się! 

Kolejny dzień, kolejne zdjęcia produktowe. Tym razem przyszła pora na sweter Laax w dłuższej wersji. Przepis na ciasteczka jest błyskawiczny i to idealnie, bo musimy się jeszcze przygotować do wieczoru…
Ta jedna noc w roku…… kiedy dorośli bawią się jak dzieci. Nieważne jak długi był poprzedni wieczór. Obowiązki z rana i tak zawsze te same ;). Poniedziałkowa atmosfera. Nastrój nadal nas trzyma. Myślicie, że te pająki przejdą płynnie w lampki choinkowe? :DSpotkania przy stole. Szukam już kolejnych okazji, aby je powtórzyć. 

W Trójmieście, pierwszego listopada, mieliśmy dziś słońce. A później, tuż po zachodzie, gdy wracaliśmy do domu spacerem, patrzyłam jak gwiazdy obsypują niebo. Długie te wieczory – to fakt. Ale nie gniewam się na nie, gdy są takie piękne. 

 

*  *  *

 

 

6 prezentów, które sprawiłam sobie sama na trzydzieste szóste urodziny, czyli październikowe umilacze

Wpis powstał we współpracy z markami Veoli Botanica, Sensum Mare, Slaap i Kire Skin. 

 

  Kurz po wielkim świętowaniu jeszcze nie opadł. Nie, nie, nie – zupełnie nie chodzi mi o moje urodziny. Wypadły one dzień po wyborach, więc miałam poczucie, że impreza zaliczona, bo wieczoru wyborczego żadne przyjęcie urodzinowe by nie przebiło. A poza tym, od dawna podchodzę do tej okazji raczej beznamiętnie i nie przeżywam faktu, że robię się coraz starsza. No chyba, że ktoś kto jest pełnoletni mówi mi, że urodził się po tym, jak Polska weszła do Unii  albo że „Przyjaciele” to ulubiony serial jego rodziców… Wtedy robię szybki rachunek w głowie i przestaję śmiać się z żartu, że jeśli znasz odpowiedź na pytanie czym było „5-10-15” to znaczy, że czas umówić się na pierwszą kolonoskopię… 

  Podobno pierwszym objawem starzenia się jest docenianie życia, chociaż ja w tym przypadku zdecydowanie wolę używać słowa „dojrzałość”. To pewnie między innymi z tego mechanizmu wynika fakt, że wraz z wiekiem coraz mniej zależy nam na prezentach. Cieszymy się z tego, co mamy i o więcej nie śmiemy prosić losu. No dobrze, ale ten wpis nie miał być o tym, czego nie chcę, tylko o tym, co naprawdę może sprawić przyjemność kobiecie, która właśnie osiągnęła wiek „przed czterdziestką”. Zaryzykuję stwierdzenie, że zdecydowana większość wymienionych dziś rzeczy, miała mi w jakimś wymiarze przynieść spokój. Spokój o to, że nie zmarnowałam cennego czasu na głupoty, spokój o własne zdrowie, spokój dzięki ulubionej muzyce… albo spokój, gdy zerkam na ścianę, która do tej pory każdego dnia mnie denerwowała ;). Obiecałam sobie, że ten wpis będzie krótki i konkretny jak nigdy. Dajcie mi proszę znać w komentarzach czy wolicie jednak dziesięć minut czytania czy te pięć w zupełności Wam wystarczą :).

 

1. Oprawa grafik, czyli kolejna ściana, która codziennie będzie mnie cieszyć.

  Im jestem starsza tym rzadziej wybieram na prezent ubrania. Pfff… łatwo mi to robić, skoro mam dostęp do nowej kolekcji MLE, a nawet przykaz, aby większość modeli testować – to fakt. Ale faktem jest też to, że doszłam już do tego etapu w życiu, w którym nie mam zamiaru biczować się za to, że wystrój wnętrza jest dla mnie bardzo ważny. Mam zresztą świetne usprawiedliwienie – naprawdę poważne badania naukowe udowadniają, że przestrzeń w której żyjemy ma realny wpływ na poziom naszego szczęścia. Grafiki o sentymentalnej wartości leżące w teczkach zamiast na ścianach, które teraz świecą pustkami, to coś, co wierci mi dziurę w brzuchu niczym nieskończone zadanie domowe z dzieciństwa. 

  Profesjonalna oprawa obrazów (w Trójmieście polecam Pinakotekę na Garnizonie) to nie jest tania sprawa (około 250 złotych za obraz/grafikę), ale różnica, którą doceniamy później każdego dnia jest tego warta. Oczywiście mam w swoim domu wiele opraw z Ikea czy innych „ramek z metra”, ale w niektórych przypadkach postanowiłam zrobić wyjątek. Grafiki, które widzicie na zdjęciu to kopie prac cioci mojego męża, narysowane przez nią kilkadziesiąt lat temu (podobno jedno z jej dzieł znajduje się nawet w zbiorach pewnego weneckiego muzeum). Podoba mi się bardzo ta niezwykle współczesna kreska, ale jeszcze ważniejsza jest dla nas historia, która kryje się za tymi rysunkami. Fajnie, że znalazłam dla nich dobre miejsce. 

sweter – MLE (dłuższa wersja swetra LAAX, która niebawem się pojawi) // spódnica – COS (obecna kolekcja) // taca na stelażu z kółkami – Zara Home

2. Książki, z których wyciągnę coś mądrego.

  Nie wiem co się stało, ale moja młodzieńcza miłość – kryminały – właściwie przestała dla mnie istnieć. Być może dorosłe życie dostarcza po prostu wystarczającą porcję wrażeń i człowiek przestaje mieć ochotę na dokładkę tych fikcyjnych w formie papierowej? A może to brak czasu – waluty cenniejszej od złota – sprawia, że szkoda mi go marnować na coś, co dostarczy mi jedynie chwilowego przyspieszenia serca? Nie ma nic gorszego niż stracić pięć wieczorów na książkę, która nie wnosi niczego nowego do naszego życia. No dobrze, oczywiście jest milion gorszych rzeczy, ale ta jest akurat łatwa do uniknięcia, więc po co w nią brnąć?

Od dołu:

– David Hockney, Martin Gayford "Historia obrazów".

Ta książka przewinęła się tu już kiedyś, ale ponieważ wciąż do niej wracam i znajduję w niej to, czego szukam (a za każdym razem jest to coś innego!), to myślę, że nie obrazicie się za tę powtórkę. To książka o historii obrazów, a nie o historii sztuki. Chociaż dla mnie jest to przede wszystkim pasjonujący wykład o tym, jak człowiek postrzega otaczający go świat i dlaczego każdy robi to inaczej. Hockney udowadnia tutaj, nie po raz pierwszy zresztą, że jest najlepszym na świecie propagatorem kultury i jest w stanie przekonać do niej nawet najbardziej oporne nosorożce.

– "The Monocle Guide to Better Living" To typowy „coffee table book”.

Monocle to czasopismo odnoszące duże sukcesy w ostatnim dziesięcioleciu. Stało się znane ze względu na wyszukaną estetykę, jak i dziennikarską elastyczność i z biegiem czasu stworzyło szereg publikacji, które inspirują światowe czytelnictwo. Znajduję w tej książce wiele inspiracji, zwłaszcza, gdy mam wrażenie, że mój remontowy plan diabły wzięły, kontakty finalnie nie są w tym miejscu, w którym miały być, a termostat zamiast być niewidoczny pięknie ozdabia główną ścianę w mojej kuchni. Przeglądając kartkę po kartce zawsze przypominam sobie, żeby we wnętrzu nie przejmować się tym, co nie wyszło, ale krok po kroku wprowadzać do niego to, co przynosi nam codzienną radość i pozytywnie wpływa na ludzkie interakcje.

– John Steinbeck „Na wschód od Edenu”.

John Steinbeck to słynny noblista, który za życia nie był szanowany przez kolegów po fachu. "Na wschód od Edenu" przeczytałam szybciutko, ale myśli i rozważania zawarte w tej książce chodzą za mną już od tygodni. Ciężej mi niż lżej po tej lekturze, ale polecam ją tak czy siak, bo po pierwsze jest świetna, a po drugie chcę, aby ktoś tam po drugiej stronie ekranu przeżywał te same rozkminki, co ja teraz (żartuję – to po prostu literatura, której potancjału nie można zmarnować). A jeśli uważacie, że powieść o "ranczerach" napisana w latach 60-tych minionego stulecia to coś, co naprawdę ma już swój czas za sobą, to powiem Wam tylko, że co roku sprzedaje się ponad 50 tysięcy egzemplarzy tej książki, a Netflix wlaśnie realizuje na jej podstawie serial. O tym ostatnim fakcie nie miałam jednak zielonego pojęcia – przeczytałam o tym dopiero dziś, pisząc ten artykuł :). 

– Hugo von Hofmannsthal "Księga przyjaciół i szkice wybrane".

Każdą książkę z wydawnictwa Próby oglądam i dotykam (a czasem nawet wącham – powiedzcie, że też tak czasem robicie pliis). Tym razem dotarł do mnie zbiór esejów wielkiego dramatopisarza – Hugo von Hofmannsthala. Być może część z Was kojarzy go jako współautora opery „Elektra”. To z całą pewnością wymagająca lektura (zwłaszcza gdy „bombelki” zamiast grzecznie spać w swoich łóżkach wciskają mi do ręki nowe przygody „Pucia”), ale też zaskakująco współczesna. Wiele z tekstów powstało ponad sto lat temu, ale pytania, które zadawali sobie wtedy mieszkańcy Europy zdawały mi się aż nazbyt znajome. 

 

3. Pielęgnacja moich marzeń. Bez omijania ważnych kroków.

Nie mam zamiaru tłumaczyć się z tego, że pielęgnacja to coś, co nawet po trzydziestu sześciu latach życia na tej planecie przynosi mi przyjemność. Jeśli na głównej stronie portali informacyjnych tyle samo miejsca poświęca się relacji z meczu piłkarskiego drugiej ligi co wojnie na Ukrainie, to przepraszam bardzo, ale nikt nie może mieć pretensji o to, że na blogu lifestylowym będą poruszane  tematy, które są dla kobiet przydatne w codziennym życiu.

Proporcja w wydatkach na kosmetyki pielęgnacyjne kontra te do makijażu zmienia się u mnie wraz z wiekiem. Te pierwsze są dla mnie znacznie ważniejsze, no i wolę jednak nałożyć kilka warstw serum, kremów czy innych substancji, niż podkładu i korektora. Być może naiwnie wierzę, że im więcej nałożę kosmetyków do pielęgnacji, tym mniej będę potrzebować tych do makijażu? A może to tak naprawdę tylko kwestia naszego podejścia, a nie tego jak faktycznie wyglądamy? W każdym razie – z okazji moich urodzin dostałam zniżki nie tylko na moje, ale także na Wasze ulubione kosmetyki. Stworzycie z nich kompletną dzienną pielęgnację, która moim zdaniem jest idealna.  

Moja codzienna pielęgnacja w czterech prostych krokach.

1. Pianka Kire Skin. // 2. Serum peptydowe od Sensum Mare. // 3. Krem pod oczy od Veoli Botanica. // 4. Krem na dzień od Slaap. //

Na wszystkie produkty znajdziecie poniżej kody zniżkowe. 

– Pianka oczyszczająca Pore Minimizer od KIRE SKIN 

Kto nie kocha tej pianki do mycia twarzy? Nie zliczę, które to już moje opakowanie (czwarte na pewno), a mimo to przyjemność stosowania wciąż taka sama, jak za pierwszym razem. Marka Kire Skin szturmem wdarła się na Polski rynek kosmetyczny i chyba nie trzeba jej zachwalać, ale jeśli jakoś przeoczyliście jej kultowy produkt (ja polecam też tę magiczną tubkę) to napiszę tylko, że marka wykorzystuje moc sfermentowanych roślin (na przykład ryżu czy granatu), posiada certyfikat PETA, a jej opakowania staną się ozdobą każdej łazienki.  

Tym bardziej mi miło, że z okazji urodzin marka zgodziła się dać kod także moim Czytelniczkom – wystarczy wpisać w koszyku MLE15, aby uzyskać 15% rabatu (kod ważny do pierwszego grudnia). 

– Dwa nowe produkty od SENSUM MARE.

To będzie prawdziwy hit. Peptydowe serum ALGOPRO testuję od trzech tygodni i uważam, że wybije się ono na nowy bestseller tej marki. Ma niesamowity lekko błękitny kolor i sprawia, że skóra momentalnie wygląda młodziej. W swoim składzie ma potrójny peptyd 4,5% z linii ALGOPRO i według producenta jest to już kosmetyk specjalistyczny stworzony do walki z oznakami starzenia i zmarszczkami. Gdy skończę tę wersję wypróbuję drugą nowość, czyli serum ceramidowe (widoczne na zdjęciu po lewej stronie).

Wiem, że jest tu wiele fanek marki Sensum Mare (zawsze gdy o tym piszę, to myślę o moich kochanych koleżankach, które zawsze wypytują mnie o kod, a ja każę im czekać do publikacji wpisu, bo chcę, żeby nabiły mi odsłony zamiast tylko korzystać ze zniżki XD) więc z pewnością ucieszy Was to, że marka również obchodzi swoje urodziny w październiku i przyszykowała niespodziankę. Z kodem URODZINY dostaniecie zniżkę 26% na wszystkie kosmetyki w tym nowości (poza zestawami). Jest ważny do 31 października (sprawdźcie czy nie kończy Wam się Algotone, bo to dobry moment, aby skorzystać z kodu – do końca roku raczej nie pojawią się nowe zniżki).  

– Liftingujco-naprawcze serum pod oczy 20 SECONDS MAGIC EYE TREATMENT od Veoli Botanica

Mogę tutaj pisać, o tym, że ten kosmetyk w zaledwie 20 sekund serum zmienia swoją postać z wodnej – precyzyjnie dostarczającej mikrocząsteczki substancji aktywnych w głębsze warstwy skóry – na kremową, zatrzymującą wewnątrz najcenniejsze z nich. Albo o tym, że zawiera peptydy, aminokwasy, ferment z czarnej herbaty 3%, potrójny kwas hialuronowy 0,2%, kompleks Beautifeye™ 3% czy proteiny soi (Fision® Instant Lift) 3%), ale podejrzewam, że najbardziej zależy Wam po prostu na szczerej ocenie. To już moja trzecia buteleczka tego serum pod oczy i na pewno nie ostatnia. Ten kosmetyk to złoto – po jego nałożeniu wyglądam na wypoczętą i im dłużej go używam, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że ciężko będzie mi z niego zrezygnować.

Czy to jakiś spisek? :) Veoli Botanica także obchodzi urodziny i chętnie będzie z nami świętować. Z kodem makelifeeasier20 otrzymacie 20% zniżki na cały asortyment.  

– Morning Bloom czyli prebiotyczny krem nawilżający na dzień od SLAAP 

Gdy pierwszy raz weszłam na stronę Slaap chciałam kupić prawie wszystko. Zestaw do masażu twarzy (szkoda, że nie umiem go robić i że brak mi na to czasu), Body Map czyli ujędrniający olejek do ciała (a to pewnie prędzej czy później zamówię!), no i jedwabne poszewki, bo kiedyś jedną miałam i ją uwielbiałam (właściwie to dlaczego oddałam ją dzieciom bez walki?). Skończyło się na prebiotycznym kremie do twarzy na dzień.

Ale dlaczego w ogóle trafiłam na tę stronę? Być może pamiętacie artykuł z poprzedniego miesiąca, w którym dużo pisałam o śnie i jego znaczeniu w naszym codziennym funkcjonowaniu. Założycielka Slaap postanowiła stworzyć markę, która zadba o każdy aspekt naszego ducha i ciała przed snem i tuż po przebudzeniu. Polecam zajrzeć na ciekawie prowadzony profil na Instagramie (gdzieś tam znalazłam nawet specjalną playlistę ułatwiającą zasypianie). Sam krem oceniam bardzo dobrze – bardzo nawilżające działanie, ciekawy, delikatnie rozgrzewające ale nie nazbyt dominujący zapach, świetnie zachowuje się pod makijażem, ma idealną konsystencję na chłodne dni, a jednocześnie nie pozostawia tłustej warstwy, projekt opakowania – śliczny. No i stosunek ceny do jakości też przyzwoity.

Myślę, że w ofercie marki Slaap znajdziecie dla siebie naprawdę wiele prezentów. Dziękuję za możliwość podzielenia się z Wami kodem: MORNING15 da 15% rabatu i działa do 3 listopada. 

 4. Największa fanaberia ostatnich miesięcy: transparentny głośnik.

Tak naprawdę ten głośnik był moim urodzinowym życzeniem już w zeszłym roku, ale że kończyliśmy wtedy remont (ekhm… właściwie ten stan trwa nadal i póki co nie zbliża się do końca), to kupowanie czegokolwiek, co miałoby stać na parapecie, który nie był jeszcze nawet wystrugany, a co dopiero zamontowany, wydawało się nie do końca rozsądne. Minęło sporo czasu, a ja przynajmniej utwierdziłam, się w przekonaniu, że to jest właśnie to. Zapytacie pewnie co szczególnego jest w tym głośniku. No cóż, jest ładny, a to rzadka cecha w przypadku rzeczy, które mają do wykonania konkretną funkcję użytkową. Lodówka, odkurzacz, czy telewizor rzadko kiedy stają się ozdobą naszego mieszkania, prawda?

Ale wyróżnia go też to, że na stronie można dokupić pasujący „streamer”, który pozwala puszczać nasze ulubione playlisty (tu polecam różne moje składanki) z telefonu, nawet jeśli używamy go jednocześnie do czegoś zupełnie innego. Ba! Robi to nawet jeśli nie ma nas w domu! Jednym słowem zaciąga on utwory w ciągu chwili i nie potrzebuje już później telefonu do tego, aby grać na okrągło soundtrack z filmu „Amelia”. Dla mnie brzmi to jak spełnienie marzeń, dla mojego męża z kolei – jak muzyczna apokalipsa. 

5. Najlepszy prezent po cesarskim cięciu? Praca nad postawą.

Ręka w górę ten, kto „siedzenie na sowę” uznaje za najwygodniejszą pozycję na świecie? A ręka w górę ten, kto ma wrażenie, że ta pozycja zrosła się właściwie z kanapą i nie potraficie już siedzieć inaczej?   Nie każda mama ma obowiązek poznania całej anatomii ciała. Ale byłoby cudownie gdyby każda z nas po porodzie (a już z całą pewnością po cesarskim cięciu) trafiła w ręce dobrej fizjoterapeutki (lub fizjoterapeuty – jeśli płeć nie ma dla Was w tym przypadku znaczenia). Jeśli nie przekonują Was kwestie zdrowotne, to pomyślcie o tych wizualnych. Z moją postawą stało się coś bardzo niedobrego po drugiej ciąży – byłam nieustannie zgarbiona i nawet jeśli się prostowałam, to moje plecy nie wyglądały tak jak kiedyś. Zastanawiacie się co ma do tego cesarskie cięcie? Nasze mięśnie ułożone są na naszym szkielecie w podobny sposób jak kostium Borata (niewtajemniczone osoby mogą zobaczyć go tutaj ale ostrzegam, że to nie jest stylizacja w klimacie tutejszych "Look of The Day";)). Jeśli w wyniku, na przykład cesarskiego cięcia, mięśnie te zostaną przecięte to nawet regularny i najintensywniejszy trening z Chodakowską nie poprawi naszej postawy. Wpierw trzeba zaktywizować przecięte mięśnie poprzez fizjoterapię. Jeśli jesteście z okolic Trójmiasta to z bólem serca dzielę się z Wami poleceniem (z bólem, bo i tak trudno się umówić, a po moim poleceniu może to być jeszcze trudniejsze ;)) do pani Oli z Novique

Ja wiem, że ten akapit to coś w stylu tego memowego tekstu: "jednego dnia wcale nie jesteś stara, a następnego dnia masz swój ulubiony sklep spożywczy" (tyle, że druga część powinna w tym przypadku brzmieć "masz swojego fizjoterapeutę"), ale i tak będę Was namawiać do chociaż jednej konsultacji. To nie boli! 

Wszystkie piękne staniki, w których prawie w ogóle nie chodzę, bo wolę wygodniejsze ;). Metki wycięte, bo drapią, ale pamiętam, że ten na samym dole jest od MOYE (a drugi od góry chyba od Undresscode). 

5. Napiszę prosto z mostu: badanie piersi.

 Sutki, miesiączka, podpaski – pamiętam jak za mojej wczesnej młodości te słowa były używane przeze mnie i moje koleżanki tak rzadko i tak cichym szeptem, jak to tylko było możliwe. Pewnie trochę przesadzam pisząc, że jeszcze w liceum najchętniej kupowałabym tampony z kominiarką na głowie, ale podejrzewam, że wiele moich rówieśniczek zna ten stan z przeszłości, w którym boi się, że „wszystkie jej kobiece sprawy wyjdą na jaw”. Poczucie winy będące wynikiem wyłącznie biologii, i to na dodatek biologii, która dotyczy połowy ludzkości, to jakieś najdziwniejsze z zaklęć patriarchatu. Nawet nie wiecie, jak cieszy mnie fakt, że wszystkie te tematy, które za moich szkolnych czasów były wielkim tabu, stają się dziś czymś zupełnie normalnym. Dlaczego? Bo tylko mówiąc głośno o problemach jesteśmy w stanie zacząć nad nimi pracować.

  Październik to nie tylko miesiąc moich urodzin. Od 1985 roku jest to także miesiąc świadomości raka piersi – najczęstszego nowotworu występującego u kobiet. Ale jest to też choroba, która z roku na rok jest coraz lepiej leczona, która wcześnie wykryta przestaje być wyrokiem. Jeśli czytasz teraz ten artykuł to pewnie masz gdzieś pod ręką notes czy kalendarz – zapisz sobie proszę, że masz w tym tygodniu ważny telefon do wykonania i zapisz się na USG. To zajmie mniej czasu niż złożenie życzeń urodzinowych, których – jak wiesz po wstępie – i tak się nie spodziewam ;). 

Tak to wygląda, gdy za długo kusisz spaniela. Świeczka wylądowała na podłodze razem z babeczką, ale na szczęście znam zasadę trzech sekund i zdążyłam ją zgarnąć nim zrobił to Portos. Lata lecą, ale niektórzy nigdy nie dorosną. I czy nie powinien to być cel sam w sobie?

 

*  *  *

 

Jezioro Como – 5 miejsc, które warto zobaczyć

  Jezioro Como i jego okolice mają opinię niedostępnych i zarezerwowanych dla wąskiego grona osób. Tymczasem, to jedno z najbardziej otwartych na amatorów architektury i sztuki miejsc w Europie. Drzwi do tego, co najpiękniejsze i najcenniejsze są tu szeroko otwarte. Trzeba tylko wiedzieć gdzie je znaleźć.  Dziś wracam do Was z listą miejsc i atrakcji, które sprawiły, że moje wspomnienia z wakacji stały się jeszcze piękniejsze. Jeśli będziecie kiedyś  w okolicach to wróćcie do tego artykułu i wybierzcie coś z moich propozycji. 

1. Villa Carlotta.

  Ville to jedne z największych tutejszych atrakcji. Każda z nich ma inną historię do opowiedzenia: nieszczęśliwe miłości, wielkie pieniądze, drogocenne dzieła sztuki, niespodziewane zwroty akcji, a nawet polskie wątki – Villa Carlotta nie jest wyjątkiem. Jeśli nie jest ona najpiękniejszym pałacykiem w rejonie, to jej ogrody już napewno tak. Ich najstarsza część powstała w XVIII wieku, ogrody angielskie powstały za czasów gdy villą zarządzała Carlotta (Karolina), córka Marianny Orańskiej, która polskim historykom jest zapewne dobrze znana, dziś można tam znaleźć niezliczone gatunki roślin, piękne alejki usytuowane na stromym zboczu, a nawet wodospad, który spokojnie mógłby stać się scenografią do kolejnej części Jurassic Parku.

  Po raz kolejny przekonałam się tutaj, że dla Włochów "dolce vita" to nie są tylko puste słowa. Villa jest teoretycznie muzeum, a jednak w parku wyznaczone są miejsca, gdzie można urządzić własny piknik. W kawiarni sprzedają lody w wafelku. Na zwiedzanie można też zabrać psa, a na brykające dzieci wszyscy patrzą z życzliwością. W samej villi organizowane są koncerty i przyjęcia – to miejsce, które tętni życiem i z dużą otwartością podchodzi do zwiedzających. Villa Carlotta znajduje się w miejscowości Tremezzo. 

Wnętrza villi Carlotta. 

Kolekcja, którą można obejrzeć w villi obejmuje prace rzeźbiarzy takich jak Antonio Canova, Bertel Thorvaldsen i Giovanni Migliara.Ten spacer mógłby trwać bez końca. 

Nad górami pojawił się już pan Księżyc. Kto go dojrzy?

 

*  *  *

 

2. Miasteczko Bellagio.

  Jezioro Como ma kształt odwróconej litery „Y” i to już właściwie wyjaśnia dlaczego historia miasteczka usytuowanego na cyplu, który rozdziela wody  na dwie odnogi sięga aż drugiego wieku przed naszą erą. W XIX wieku Bellagio było nadal skromną wioską rybacką, ale już wtedy przyciągało sławy z tamtych czasów. Docenili je między innymi królowa Wiktoria i cesarz austriacki Maksymilian Habsburg, Stendhal czy Flaubert. Być może to właśnie znamienici goście sprawili, że skromna mieścina przemieniła się w ciągu jednego wieku w jeden z najbardziej ekskluzywnych kurortów w Europie. Dziś na starym mieście pełno jest eleganckich butików i drogich restauracji, ale nawet jeśli atmosfera ociera się tu o snobizm, a ceny są tu wyższe niż w innych zakątkach regionu, to warto się do Bellagio wybrać. Spacer wzdłuż głównej alei i wizyta w willi i ogrodach Melzi D’eril to dobry pomysł na jeden dzień. Bellagio nazywane jest „perłą jeziora Como” i ciężko nie zgodzić się z przydomkiem. My wybraliśmy się do Bellagio promem z Tremezzo. Na zdjęciu powyżej widzicie jak na niego czekamy – po drugiej stronie brzegu widać już cel naszej podróży.  

Upał prawie nie do zniesienia więc słynne gelato są z nami przez cały czas. Idziemy przejść się główną aleją Bellagio. 

Czekając na powrotny prom próbujemy nawiązać nowe znajomości. 

 

*  *  *

 

3. Villa del Balbianello.

  Ta piękna willa może wydać Wam się znajoma z kilku superprodukcji. Kręcono tu między innymi sceny do "Gwiezdnych wojen" i "Casino Royale". To kolejne miejsce, które każdy może zwiedzić i poczuć starego ducha Como. Istnieją dwie opcję – spacer po ogrodach i wokół posiadłości lub oprowadzanie po wnętrzach willi z przewodnikiem. My dotarliśmy do villi łódką i to na pewno najwygodniejsza i jednocześnie najatrakcyjniejsza wizualnie opcja. 

Dopływamy do słynnej villii, a tam prawdziwy wodny korek. Łódki ustawiają się w kolejce, aby po kolei wysadzać swoich pasażerów. 

To wnętrze ma kilkaset lat. Czyż nie jest piękne?Czekając na taksówkę wodną. Przyglądamy się detalom w pięknym ogrodzie. A tu znów sztuka na wyciągnięcie ręki. Zestaw możecie obejrzeć w tym wpisie. 

Nic dziwnego, że James Bond właśnie tu zakochał się w Vesper. 

 

*  *  *

 

4. Monte Generoso

  Niespełna 70 km od północnego brzegu jeziora Como, znajduje się Tirano, z którego odjeżdżają słynne panoramiczne pociągi Bernina Express. My wybraliśmy jednak nieco mniej popularną opcję, chociaż według mnie równie widowiskową. Ruszyliśmy w stronę Szwajcarii wjechaliśmy kolejką zębatą na górę Generoso. Znajdują się tam świetnie zorganizowane szlaki górskie, a na szczycie czeka nagroda – prawdziwy popis architektury i restauracja, którą ciężko nazwać schroniskiem. Ostatni odcinek do szczytu to około pół godziny szybkiego marszu. Tak wycieczka to idealny pomysł na aktywniejszy dzień dla całej rodziny. 

Ostatni przystanek. Teraz musimy ruszyć pieszo. 

Nagroda za zdobycie szczytu. 

*  *  *

 

5. Wypożyczenie łódki na jeden dzień.

  W okolicach Como największym luksusem jest natura. Jezioro  leży na granicy stref klimatycznych – mimo alpejskiego klimatu dominuje tu śródziemnomorska przyroda. Rosną tu palmy, a miasteczka pełne są zieleni i kolorów kwiatów. Woda w jeziorze jest czysta i zimna, rano jej kolor jest prawie że turkusowy, pod wieczór zamienia się w ultramarynę. Do tego wszystkiego jezioro otoczone jest alpejskimi szczytami. Najlepszym sposobem aby docenić krajobrazy tego miejsca jest podziwianie ich z wody. A jeśli natura i niezapomniane kąpiele nas nie przekonują, to może zachęci Was fakt, że łódka oznacza zdecydowanie łatwiejszy dostęp do najpiękniejszych i najbardziej ukrytych zakątków jeziora.

   Dla przykładu – nie byłoby możliwości, aby jednego dnia objechać samochodem Nesso (jedno z najbardziej instagramowych miasteczek nad jeziorem, które położone jest na stromym, górskim zboczu, tuż nad samym jeziorem), zjeść obiad w Varennie (według mnie najbardziej urokliwe miasteczko ze wszystkich), poopalać się na plaży i przed dziewiętnastą dojechać jeszcze do Menaggio, gdzie wieczorami ludzie zbierają się na środku placu i rozmawiają do późnych godzin nocnych. Jeśli natomiast zdecydujemy się na wynajęcie łodzi to taki plan zrealizujemy bez pośpiechu, a nasze wspomnienia zyskają zupełnie inny wymiar. 

Łódki wszelkiej maści to nad Como najpopularniejszy środek transportu. 

Obiad w Varennie z takim widokiem. Marzenie spełnione. 

Taki makaron sprawia, że przez chwilę poczułam się jak na wybrzeży Amalfi. Ale gdzie tan zapach soli w powietrzu?

Słynne schody w Nesso. 

Na chwilę rozstałam się z moim moherowym przyjacielem i wskoczyłam do wody. Ostatni wieczór w tym miejscu będzie niezapomniany. 

 

*  *  *

 

 

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z Apimelium, BasicLab, Krosno i Muduko. 

  Ostatnie tygodnie wakacyjnego rozprężenia. Upał na przemian z burzą. Plażowanie kontra planszówki w naszej bazie z koców, która najlepiej chroni przed piorunami. Potrójna porcja lodów o smaku Knoppersa na rozgrzanym deptaku, a kolejnego dnia gorące placki z malinami na kolację, gdy deszcz pada tak mocno, że za żadne skarby nikt z nas nie chce wyjść do sklepu po zakupy, które pozwoliłyby ugotować coś konkretniejszego.

  Schyłek wakacji to dla mnie mieszanina różnych emocji, których intensywność bardzo mnie w tym roku zaskoczyła. Nie miało być przypadkiem tak, że z wiekiem stajemy się twardsze i mniej rzeczy nas rusza? W każdym razie, starałam się aby dzisiejsze zestawienie było odpowiedzią na potrzeby tych wszystkich, którzy z nostalgią żegnają sierpień i z lekką niepewnością wchodzą we wrzesień. Zapraszam na kilka minut z moimi wspomnieniami. 

1. Gdy próbuję przedłużyć sen chociaż o kilka minut i w związu z tym mój telefon trafia w niepowołane ręce… a raczej stopy. // 2. Mamo, pokazuj gdzie chowasz te papierki po słodyczach! Ten kto dotarł do końca podcastu, który nagrałam razem z marką YES ten wie o co chodzi ;). Pewnego upalnego popołudnia w Sopocie. Gdy z nieba leje się żar nic tak nie cieszy jak zaproszenie od babci i dziadka na obiad. Na dzieci czeka dmuchany basen i ostatnia w tym sezonie miska kaszubskich truskawek. A na rodziców: Familiada. Słodka, chrupiąca i soczysta. Kukurydza to chyba jedno z niewielu warzyw, które nie doczekało się luksusu całorocznej dostępności. Dzięki temu niezmiennie pozostaję dla mnie symbolem sierpnia. 
Kolacja idealna. Szybko się robi. Jest zdrowa. Dzieci uwielbiają. I mama też. "Mamusiu, ale ja bez tego paskudnego zielonego". Wiadomo. Prosto z mojego ogrodu. Ależ to przyjemność móc po prostu wyjść i znaleźć kwiaty do pustego wazonu. A wszystko dzięki pani Ewie i Pracowni Florystycznej Narcyz.Moje kąty w sierpniowym (i pochmurnym) świetle. We wrześniu będzie tu bardziej kolorowo. Na mojej wiklinowej tacy leży kilka gałązek tak zwanej "hortensji bukietowej" – to najłatwiejsza w uprawie odmiana i pewnie dlatego tak ładnie mi kwitnie. Ma nieco drobniejsze kwiaty niż odmiany, które kojarzycie z kwiaciarni, no i mniej spektakularny kolor, ale rośnie w moim ogrodzie, więc jestem z niej dumna jak paw i doceniam każdą nową gałązkę. 
1. Wychodzę! Sukienki nie zmieniam, tylko koszyk trochę inny. // 2.  Gdy jesteś pewna, że po powrocie już cały dom będzie smacznie spał, a okazuje się, że wszyscy czekają na Ciebie z niecierpliwością… // Szybki mirror-check w poszukiwaniu kleszczy na nogach. Dzięki uprzejmości naszych przyjaciół spędziliśmy jeden dzień w prawdziwej leśnej głuszy. 

Komplet dresowy to stara kolekcja MLE (ależ żałuję, że nie zrobiłyśmy jeszcze grafitowego i kremowego koloru), a trampki to Balagan sprzed dwóch lat. Mamo nie bój się, to tylko żuk. Dzieci poza miastem to zupełnie inna bajka. Zupełnie inaczej spędzony czas. Inne zaangażowanie ze strony rodziców (i dzieci w sumie też). Inne potrzeby do spełnienia i inne zmęczenie pod koniec dnia. 
Moim zdaniem taki widok z okna lepszy jest od najpiękniejszej egzotyki. 
1. Marka, którą poznałam dzięki reklamom e-commerce atakujących nas na Instagramie z każdej strony. Temat ostatnio bardzo mi bliski – niestety im więcej o nim wiem, tym bardziej przeraża mnie, jakim narzędziem stają się nasze dane. // 2. Gdy mama przynosi kwiaty ze swojego ogrodu bez okazji. To onętki, które u mnie nie chcą za nic rosnąć, a u niej zaatakowały wszystko dokoła (tak, obok stoi podobizna Portosa). // Wygląda jakbym szła biegać, ale to niestety tylko Portos ciągnie mnie niczym sportowa bryka. W sierpniu mój powrót do porannych treningów umarł w ciszy. 
1. Kasza gryczana i pieczone warzywa, które zostały po wczorajszym obiedzie. Do tego orzechy i mięta. Nie chciałam być nigdy ortodoksyjna w kwestii wegetarianizmu – z czasem po prostu coraz mniej mam na mięso ochotę. // 2. "Ciiiii! Bawią się razem, nie przeszkadzaj!" // 

– Czy znajdzie się stolik dla piętnastu osóbi i piątki dzieci?

– W środku sezonu? Oczywiście!

Sempre to chyba najładniej położona restauracja w mieście.Z ukochaną prababcią. Patrzę na tę dwójkę i myślę sobie jak bardzo zmieniło się życie kobiet od czasu, gdy moja babcia była w wieku moich córek. I mimo wszystkich tych trudnych kwestii, które martwią mnie każdego dnia, mimo tragedii, które wciąż się wydarzają, to wiem, że powoli, w szerszej perspektywie idziemy do przodu. Nie zatrzymujmy się. Pamiątki po drugich urodzinach. Za parę dni, gdy przestaną być w formie, trzeba je będzie po kryjomu przekłuwać… 1. Ostatni dzień przed wyjazdem to zawsze spotkania, google-meet'y, rozdzwonione telefony i nerwy. Na szczęście wszystko w babskim gronie. // 2. Znalazłam to zdjęcie w kartonie z rzeczami, których nadal (!) nie rozpakowaliśmy po remoncie. Zrobiłam je wiele lat temu, o świcie, przed drzwiami Bazyliki Sacre-Coeur. Rozpościera się stamtąd piękny widok na dachy Paryża. Zostaje tutaj. Szkoda, żeby leżało schowane. "Fjaka" z polecenia Kary Becker. 
1. Nie zamyka się. Torebki zostają. Książka jedzie ze mną. // 2. Limit. //Wymarzone wakacje nad słynnym włoskim jeziorem to idealne zamknięcie tego sezonu. Mini przewodnik po Como pojawi się na blogu za parę dni. Będzie krótki i bardzo konkretny, tak aby łatwiej było Wam z niego skorzystać jeśli zawitacie w te strony. Powroty są zawsze słodko-gorzkie. Cieszy ulubiony kubek z kawą i dobrze znana rutyna, ale skrzynka pocztowa po kilkudniowej nieobecności trochę przytłacza. Rozpakowywanie walizek idzie sprawniej, zwłaszcza jeśli tylko jedna z nich dotarła na lotnisko w Gdańsku ;). A co można znaleźć w mojej podróżnej kosmetyczce? Produkty z BasicLab zachwalało mi już tyle osób, że sama też postanowiłam je przetestować. W mojej kosmetyczce znajdziecie antyoksydacyjne serum wyrównujące z witaminą C 15% i krem aktywnie rewitalizujący pod oczy na dzień. Co wyróżnia te dwa kosmetyki? Przede wszystkim skład, który jest mocno naszpikowany aktywnymi substancjami, a jednocześnie są one tak dobrane, aby zminimalizować ryzyko jakichkolwiek podrażnień. Serum stosowałam i na noc i na dzień. Krem pod oczy stosuję zaledwie od dwóch tygodni, ale od razu po jego użyciu mam wrażenie, że konsekwencje nieprzespanych nocy są mniej widoczne. 

Dziś ruszyła na BasicLab promocja -25% na wszystko, natomiast po jej zakończeniu 14.09 możecie korzystać z kodu rabatowego MLE, który daje 20% zniżki na stronie basiclab.shop (Kod nie łączy się z innymi promocjami na stronie).Podstawa pielęgnacji w jednej kosmetyczce. Minimalizm na wakacjach to coś co lubię. Można pomyśleć, że to szok pogodowy po powrocie z gorących Włoch sprawił, że po mieszkaniu chodzimy teraz w wełnianych płaszczach, ale nie tym razem. Tak się jakoś złożyło, że zatwierdzanie prototypów prawie zawsze ma swój finał w mojej kuchni. Nie ma chyba paczek, które cieszą mniej bardziej. Ta przyszła dokładnie dzień po tym, jak wydłubałam z ostatniego słoiczka pół łyżki pszczelego złota. Nadchodzi jesień, a wraz z nią kolejna edycja miodowej paczki od Apimelium – najcudowniejszej subskrypcji pod słońcem.Ja na sezon grypowy jestem już w pełni przygotowana (i z żalem przyznaję, że ten zestaw przydał się nam szybciej niż sądziłam). Niezawodne miody od Apimelium, imbir, czosnek, cytryna… wszystko naturalne i niezwykle skuteczne. W miodowej paczce znajdziecie słodkości, które smakują latem, a jesienią lądują w herbacie. Kolejna edycja miodowej paczki w listopadzie, więc warto już teraz zrobić zapasy.  "A mówiłaś, że po remoncie blaty będą puste…". No mówiłam, mówiłam…
Wybór kanapy czyli problemy pierwszego świata… Przeciągam decyzję w nieskończność – na szczęście kochane panie z Iconic Design to ostoja cierpliwości ;). Przy okazji mogłam sprawdzić jak prezentuje się nasza kolekcja. Jeśli chciałybyście obejrzeć, przymierzyć lub kupić rzeczy MLE stacjonarnie to zapraszamy na przykład w Sopocie na Alei Niepodległości 696.Uciekamy przed rozpoczęciem roku szkolnego w przedszkolu! Schowamy się tutaj! W tym artykule pod tytułem "Back to school" dowiecie się między innymi o tym: gdzie znaleźć idealne białe skarpetki dla dzieci za dziesięć złotych; co zrobić, gdy Netflix nie pozwala już dzielić się kontem; jaka jest tajemnica uniwersyteckiego stylu zza oceanu i co ma do tego Ralph Lauren; dlaczego Ania z Zielonego Wzgórza umiała odlaleźć szczęście, a do tego newsy ze świata sztuki, a nawet… rapu. No i zniżki do Waszych ulubionych marek kosmetycznych. Nazbierałam tych umilaczy, prawda? Plaża, Sopot i nasz zespół, który udaje, że pracuje. 
Wielozadaniowość to nasza specjalność ;). Sweterek Vigo nowym kolorze. A po mierzeniu zimowych płaszczy i gorącej dyskusji na temat nowej kampanii czas na ochłodę. Syrop z brzoskwiń robi się w moment – latem wyjdzie z niego lemoniada, a zimą najpyszniejszy napar. 

Składniki na domowy brzoskwiniowy syrop / lemoniadę: 
kilogram brzoskwiń 
2 cytryny 
3 łyżki brązowego cukru 
tymianek
lód i woda

A oto jak to zrobić: 
Do rondelka wlewamy 3 szklanki wody, wsypujemy cukier, wlewamy sok z dwóch cytryn i dodajemy umyte brzoskwinie pozbawione pestek i pokrojone na kawałeczki. Rondelek umieszczamy na kuchence i podgrzewamy na niewielkim ogniu, aż cukier się rozpuści. Doprowadzamy do wrzenia i gotujemy przez 2-3 minuty, a potem odstawiamy do wystudzenia. Syrop można zmieszczać z wodą i lodem lub zawekować na zimę. 

Niezawodne szkło z wieloletnią tradycją. Szklanki z kolekcji Fjord mają efektowną, chropowatą strukturę na dnie. Wyglądają bardzo elegancko, ale jednocześnie dobrze sprawdzają się na co dzień (wydają się delikatne, ale to zasługa projektu). Na zdjęciu wyżej możecie zobaczyć też dzbanek do kompletu. Taka lemoniada rozejdzie się w mig!

Cały komplet Fjord od Krosno (szklanki i dzbanek) wykonany jest z krystalicznie czystego szkła. Jeśli szukacie kieliszków lub innych szklanych elementów do mieszkania to pamiętajcie, że ta polska marka ma w tym temacie wielkie doświadczenie i własne tradycje. Kod rabatowy KASIA20 da Wam 20% rabatu na wszystkie nieprzecenione produkty i działa do 14 września. 

No to sprawdzamy, który ma za krótkie rękawy, a który w tym sezonie będzie już nosić młodsza siostra. Malujemy różowe jezioro. Lapis-lazuli? Błękit maryjny? A może królewski? Jak nazwać tę paletę niebiańskich barw, która rozpościera się nad Como, gdy słońce chowa się za alpejskimi szczytami? A schodząc na ziemię – opanowałam robienie naleśników z zamkniętymi oczami. Miało tu stać wielkie lustro, ale póki co jest tak (podobno żadna ze mnie influencerka skoro do teraz takiego nie mam). 
Chwilę trwało zanim załapałam reguły tej gry, ale moim dzieciom poszło to znacznie szybciej (o czym to świadczy – nie wiem). W każdym razie – jest super! Emocje i współpraca, których nie da dzieciom żaden pad.  Gra "Znajdź pluszaka" to nowość od Muduko

Gra dedukcyjna, w której dzieci nie rywalizują ze sobą, tylko bawią się razem i wspólnie zbierają wskazówki pozwalające rozwiązać zagadkę. Gra jest zalecana dla dzieci od 3 roku życia, ale ku mojemu zdziwieniu nawet dwulatka sporo rozumiała. Może sami chcecie spróbować? :) Z kodem PLUSZAK otrzymacie 20% rabatu na cały asortyment na stronie Muduko

1. Zabawy, które nic nie kosztują. // 2.  I miłe powroty do poszukiwań. //

Niech mi ktoś przypomni, z czyjego powodu postanowiłam w taką pogodę ruszyć za miasto na długi spacer? … już sobie przypominam.Gdy siedzę w szafie między zimowymi płaszczami i nagrywam podcast… Mój kanał dostępny jest do odsłuchania na iTunes i na Spotify – w tym miesiącu pojawiły się tam nowe odcinki i mam nadzieję, że za kilka dni wrócę do Was z kolejnym. Zaobserwujcie mój profil, aby nie przegapić nic nowego! Burza. Takie widoki sprawiają, że moje "jesienne ja" wygląda zza rogu i po cichu syczy "hygge". Bolognese i Harry Potter. I może padać bez końca.Och! Co za ulga, że pierwszy dzwonek jutro nas nie dotyczy!Na zdjęciu jeszcze o tym nie wiemy, ale tego wieczoru zobaczymy na niebie spadającą gwiazdę i w myślach powiemy życzenie. (Pasiasty golf to mój ideał, jutro wchodzi do sprzedaży.)Biegniemy do domu, co sił w nogach – goni nas ostatni letni deszcz!

Dobranoc :*

 

*  *  *