Na nartach zaczęłam jeździć w wieku dziecięciu lat. Swoją pierwszą pokonaną górkę pamiętam jakby było to wczoraj. Z wielkim trudem wspięłam się kilka metrów na oślą łączkę (to taka malutka górka – prawdopodobnie pod waszymi domami są wyższe), tata z dołu krzyknął "zjeżdżaj!" więc nie pozostało mi nic innego, jak wykonać polecenie ukochanego rodzica. Zjechałam i uderzyłam w kolejkę stojącą do orczyka (dobrze, że nie w śmietnik). Brak sukcesów narciarskich nie był jedyną zmorą tamtych lat. Stroje narciarskie, a raczej ich brak nie zachęcały mnie do szusowania po stoku. Do dzisiaj, w domu u rodziców, przechowuję spodnie wykonane z pianki, z szelkami i mocno rozkloszowanymi nogawkami – prawdziwy old school (tym bardziej, że wcześniej należały do mojego brata i dwóch starszych sióstr, a w kolejce czekał na nie jeszcze mój młodszy brat – zaleta wielodzietnej rodziny:)). Naprawdę cieszę się, że teraz wyjeżdżając na narty możemy skompletować taki strój, jaki sobie wymarzymy. Nie mówiąc już o całej masie propozycji strojów do noszenia po nartach – Moon Bootsy, puchowe kurteczki, moherowe swetry, wełniane czapki – dzięki nim możemy poczuć się jak na prawdziwym zimowym wybiegu. Z cenami bywa różnie, dlatego skompletowałam dla Was dwie wersje stroju narciarskiego, droższą i tańszą oraz kilka propozycji na tak zwane "Après-ski".
Wersja dla lubiących oszczędzać
Wersja dla nielubiących oszczędzać (czyli dla Carringtonów)
"Aprés-ski" na każdą kieszeń
"Aprés-ski" dla rozrzutnych
INSPIRACJE