Jak zmiana diety na zdrowszą pomogła mi zrzucić kilka kilogramów

I have been modifying my diet for a few months now.  I have read some books,  done a lot of research on a certain blog and discovered  that I am suffering from nutritional allergy. Therefore I have changed my diet completely.  It was one of the best decisions I have made in my life. I am feeling better, physically but also mentally.  Before, I suffered from stomachaches, strange stains have been appearing constantly on my skin that even  the dermatologist couldn’t diagnose.  During one of the appointments he said it could be lot of different things – actually he doesn't know, but can prescribe me steroids  (I’m sending my best to the Doctor,  who I certainly won’t visit any more). I’ve been also puzzled, why in spite of many visits at the dietitian office and intensive trainings I was still putting on weight. In the end I decided for specialist allergic tests. Results showed clearly that a time for a great change has come. Now I can tell you about it and encourage you not to be afraid doing something that at the beginning seem radical or even crazy.

***

  Od kilku miesięcy modyfikuję moją dietę. Po przeczytaniu paru książek, obserwowaniu pewnego bloga i odkryciu, że cierpię na alergię pokarmową zmieniłam mój jadłospis nie do poznania. Była to jedna z lepszych decyzji w moim życiu. Czuję się lepiej, nie tylko fizycznie ale też psychicznie. Kiedyś cierpiałam na wieczne bóle brzucha, a na skórze pojawiały mi się dziwne plamy, których dermatolog nie umiał zdiagnozować. Na jednej z wizyt spojrzał się na zaczerwienienia i powiedział, że może to być łuszczyca, albo rodzaj grzybicy lub zapalenie – on właściwie to nie wie, ale zapisze mi maść sterydową (pozdrawiam Pana Doktora, do którego na pewno już więcej nie pójdę). Zastanawiało mnie też dlaczego pomimo wielu wizyt u dietetyka i intensywnych treningach wciąż przybierałam na wadze. W końcu zdecydowałam się na specjalistyczne badania alergiczne. Wyniki jednoznacznie wskazywały, że przyszedł czas na wielkie zmiany. Teraz mogę Wam o nich opowiedzieć i gorąco zachęcić, abyście nie bali się czasami zrobić czegoś, co na początku wydaje się radykalne i szalone.

Tłuszcz i sól ograniczyłam do minimum   

 Przede wszystkim od dłuższego czasu nie jem tłuszczów zwierzęcych. Oczywiście nie wyłączyłam z diety tłuszczy roślinnych. Masło na kanapkach zastąpiłam pastą z awokado, do smażenia naleśników albo placuszków używam oleju kokosowego tłoczonego na zimno. Do wypieków dodaje masło Gee. Oliwa z oliwek, olej lniany czy obfitujące w dobre tłuszcze awokado zawszę dodaję do sałatek. W miarę możliwości, staram się aby większość posiłków, które jem były wegańskie. Robię wyjątki dla łososia. Moi rodzice mieszkają bardzo blisko osady rybackiej i kiedy tylko mnie odwiedzają przynoszą świeżą rybę. W takich sytuacjach sięgam po moją patelnię z groszkowanym dnem, do której nie trzeba wlewać ani grama tłuszczu i soli. Uwierzcie, że przygotowane w niej potrawy są nie tylko zdrowsze ale i smakują o wiele lepiej, niż te smażone w tradycyjny sposób (moja pochodzi ze sklepu PhilipiakMilano.pl, możecie ją kupić tutaj). W jednym z ostatnich wpisów wspominałam Wam, że w kuchni nie należy przesadzać z solą, bo można w ten sposób nabawić się chorób serca, nadciśnienia, a nawet dostać wylewu. Jeśli muszę, używam więc różowej soli himalajskiej (można ją dostać w Almie, sklepach ze zdrową żywnością,  a ostatnio widziałam ją też w Makro). Nawet jeśli odstawimy sól nie musimy obawiać się niedoborów minerałów, ponieważ codziennie jemy produkty, w których zawartość soli jest naprawdę wystarczająca (chleb, wędliny, sery, konserwy i ryby wędzone).

 

 Pokochałam wegańskie przepisy  

   Parę miesięcy temu Ania z Mammamija poleciła mi kulinarnego bloga Jadłonomia z wegańskimi przepisami. Od tego czasu pokochałam taką kuchnię. W pierwszej fazie ekscytacji, która trwała u mnie trzy tygodnie, codziennie gotowałam jakąś wegańską potrawę. W między czasie przeczytałam kilka książek popularnonaukowych, i wyczytałam w nich przede wszystkim o negatywnym wpływie jedzenia białka odzwierzęcego (w tym mleka, jajek, mięsa, ryb i owoców morza). Wiem, że dla wielu z Was, to co teraz piszę wydaje się wariactwem – z początku myślałam dokładnie tak samo. Byłam przekonana, że moja wydolność podczas treningów spadnie, zaczną wypadać mi włosy i będę wiecznie chodziła głodna. Mogę Wam z ręką na sercu powiedzieć, że jak do tej pory żadna z moich obaw nie sprawdziła się. Czuję się wręcz doskonale, dużo lepiej niż kiedykolwiek, a dodatkowo zgubiłam kilka kilogramów. Znajomi często pytają się mnie, jak będąc na takiej diecie dostarczam do organizmu białko i żelazo. Prawdą jest, że będąc wegetarianinem czy weganinem trzeba mieć dużą wiedzę na temat żywienia i bilansować jadłospis tak, aby nigdy niczego w nim nie zabrakło. Dużo białka znajduje się w soczewicy, soi, fasoli, tofu i komosie ryżowej. Natomiast, żelazo jest w suszonych morelach, zielonych warzywach (sałacie, rukoli, natce pietruszki, koperku, szczypiorku i brokułach), orzeszkach (nerkowcach, migdałach, pistacjach) i różnych rodzajach fasoli. Jeśli obawiamy tego, czy i jak się wchłania się żelazo, produktem zwiększającym jego przyswajalność jest witamina C. 

Reguły są po to, żeby je łamać

   Nie jestem robotem i jak każdy z nas miewam chwile słabości. Uważam, że jeśli przez cały czas odżywiamy się bardzo zdrowo, to naprawdę nic się nie stanie jeśli raz na jakiś czas zrobimy małe odstępstwo. Zwłaszcza, że stosując dobrą dietę, po pewnym czasie nasz metabolizm przyśpiesza i organizm więcej nam wybacza. Kasia, często opowiada mi o swojej zasadzie, że na co dzień je bardzo zdrowo, ale zawsze pozwala sobie odstępstwa, jeśli ma okazję zjeśc coś naprawdę przepysznego. W ten sposób delektujemy się jedzeniem, a nie objadamy bez zastanowienia. Jeśli dobrze dostosujemy liczbę spożywanych kalorii do trybu naszego życia, diety, wysiłku fizycznego, będziemy mogły bez wrzutów sumienia sięgnąć czasem po coś słodkiego. Często przechodząc na dietę roślinną, eliminując mięso, problem jest odwrotny – dostarczamy sobie za mało kalorii. To duża sztuka utrzymywać ich optymalną ilość. Dlatego jeśli chcielibyście dowiedzieć się więcej na ten temat lub obliczyć ile kalorii powinniście spożywać, zachęcam do odwiedzenia strony zarzadzaniekaloriami.pl. Tam dowiecie się jak prawidłowo rozplanować jadłospis i co najważniejsze, obliczycie jakie jest Wasze zapotrzebowanie kaloryczne. Dzisiaj moim małym grzeszkiem będą lody na mleku sojowym (teraz można je kupić już nawet w popularnych supermarketach).

   Mogłoby się wydawać, że przejście na nową dietę sprawiło mi dużo trudu, ale tak nie było. Początkowe wyrzeczenia, wchodzą nam w krew, nasz organizm przyzwyczaja się i po jakimś czasie, nie jesteśmy w stanie już pić krowiego mleka, jeść otłuszczonych wędlin. Wzdrygamy się na myśl o tym, jak mogłyśmy brać do ust coś tak sztucznego jak chipsy. Wydaje mi się, że wszystko zależy od naszego nastawienia i tego na czym nam najbardziej zależy. Ja zyskałam lepsze samopoczucie, szczuplejszą sylwetkę i promienną cerę. Moje wyniki badań są świetne, mam więcej energii i uwierzcie mi, że częściej się uśmiecham. Dziewczyny! Najważniejsze to zacząć, przynajmniej od małych kroków! Trzymam za Was kciuki!

Last Month

Monday doesn’t have to be so terrible. A beautiful sun came back to Tricity and I hope that it will stay with us for the entire August. Meanwhile I am inviting you to check out a few shots taken in July. Have a nice evening!

***

Nie taki straszny ten poniedziałek. Do Trójmiasta wróciło piękne słońce i mam nadzieję, że zostanie z nami na cały sierpień. Tymczasem zapraszam Was do obejrzenia kilku ujęć z lipca. Miłego wieczoru!

Mewy, rybitwy i łabędzie zrywające się do lotu. Tak wygląda plaża w Orłowie, kiedy turyści jeszcze smacznie śpią, a ja biegam z aparatem wzdłuż brzegu. 

Moje przyjaciółki twierdzą, że to już podchodzi pod natręctwo. Uwielbiam paski w każdym wydaniu – na bluzkach, swetrach, T-shirtach, sukienkach a nawet na pościeli. Tu w wersji patriotycznej.

"Petit déjeuner" w mojej ulubionej brukselskiej kawiarni. Nauka francuskiego idzie mi całkiem nieźle – póki co ograniczam się do tego co najważniejsze, czyli jak zamówić śniadanie i poprosić o "duże cappucino, ale tylko z jednym espresso". 

1. Dostojny Belg // 2. Ja i mój aparat // 3. Pempuszka jak zwykle obecna na zdjęciach // 4. Mój nowy ulubiony przysmak: mleczna bułka "brioche" //

Wraz z końcem lipca do Sopotu powróciło słońce i piękna pogoda – zapraszam nad morze! :)

Jeden z targów śniadaniowych, które dosłownie uwielbiam. Mój ulubiony, sopocki, został niestety przeniesiony do centrum – jedzenie śniadania na betonowych płytach to już nie to samo. Za to w Gdyni wszystko jest po staremu. Można jeść jajecznicę na trawie, minutę później grać w badmintona albo po prostu opalać się na kocyku. 

Gdańsk, tuż przed rozpoczęciem Jarmarku Dominikańskiego. 

Jedna z kilku podróży do Warszawy.

Wpis Natural way of life cieszył się Waszym największym zainteresowaniem w tym miesiącu. To dla mnie ważna informacja – musze częściej ruszać się z miasta :).

Z kosmetycznych nowości: chociaż trudno mi w to uwierzyć to zbliżam się powoli do trzydziestki, więc zwracam już większą uwagę na działanie przeciwzmarszczkowe stosowanych przeze mnie kremów. Nie uważam, aby trzeba było wydawać na nie masę pieniędzy. Na polskim rynku pojawiają się już niedrogie marki, które po przetestowaniu naprawdę spełniają moje oczekiwania. Polecam na przykład krem Magic Rose od Evree – świetny produkt za niewysoką cenę (w sprzedaży od września).

Data oddania wszystkich materiałów do książki zbliża się nieuchronnie. A to oznacza, że zdjęcia muszą być gotowe lada dzień. Przez cały lipiec praktycznie nie rozstawałam się z aparatem, a żeby zdążyć na najlepsze światło wstawałam codziennie o czwartej rano. Nic nie wskazuje na to, aby w sierpniu miało się to zmienić. Pobudki ułatwia mi oczywiście…

…kawa. Koniecznie w ulubionym kubku z krową!

Nie jestem typem dziewczyny, która często korzysta z usług salonów kosmetycznych. Lubię naturalne kolory na paznokciach (wyjątkiem jest oczywiście głęboka czerwień) i domowe sposoby na pielęgnację, ale jeśli miałabym polecić salon w Trójmieście, to na pewno byłaby to Balola w Sopocie. Gwarantuję, że będziecie zadowolone :).

Ulica Wajdeloty w Gdańsku. Nieodkryte przez turystów miejsce z duszą.

Ostatnia wizyta w szwalni. Nauczenie się obsługi sklepu internetowego trwa trochę czasu, ale sprzedaż kolekcji już niebawem powinna ruszyć. 

Leniwe sobotnie śniadania…

Mój ukochany widok.

A na koniec tradycyjnie zdjęcie morza. Coś mi się wydaję, że dzisiejszy zachód słońca będzie równie piękny!

 

Natural way of life

I spent last Sunday on Kashubia, far away from the city. I gathered blueberries into a small enamel mug, I listened the sound of the cereal interrupted with mooing of cows and I screamed at the top of my voice every time ants crawled all over me.  With camera hanging on my neck I searched for new places to shoot and I forgot completely about the lack of signal in my phone. A momentary change of scenery, was enough to get back home with different attitude (and with the small bucket filled up with apples). Summer months are a good time, in order to change our everyday life, to try to live in harmony with nature and to draw from it as much as we can. I hope that with a bit of effort my new habits will stay with me for a long time.

***

   Minioną niedzielę spędziłam na Kaszubach z dala od miasta. Zbierałam jagody do emaliowanego kubeczka, wsłuchiwałam się w szum zboża i muczenie krów i wrzeszczałam wniebogłosy za każdym razem gdy oblazły mnie mrówki. Z aparatem na szyi szukałam nowych kadrów i zapomniałam o braku zasięgu w telefonie. Wystarczyła chwilowa zmiana pleneru, abym wróciła do domu z innym nastawieniem (i z wiaderkiem wypełnionym papierówkami). Letnie miesiące to najlepszy moment, aby zmienić odrobinę swoją codzienność, spróbować żyć w zgodzie z naturą i czerpać z niej ile tylko się da. Mam nadzieję, że przy odrobinie wysiłku moje nowe przyzwyczajenia zostaną ze mną na dłużej. 

   Jest coś magicznego w przygotowaniu dania z własnoręcznie zebranych owoców. Jabłka nie są teraz najpopularniejsze – w lipcu możemy wybierać między truskawkami, czereśniami, nektarynkami i malinami, więc kwaśne papierówki wydają się być mało atrakcyjne. Ale to właśnie je przywiozłam z krótkiej wycieczki za miasto. Część z nich, po zatopieniu w słonym gorącym karmelu, zaserwowałam z placuszkami na śniadanie, a w weekend spróbuję upiec je z polędwiczką wieprzową.

   Placuszki to trochę zmodyfikowany przepis z książki Elizy Mórawskiej "O jabłkach", która po prostu skradła moje serce. 

  Z wiekiem każda z nas uczy się doceniać naturalne produkty. Coraz częściej gotujemy same w domu i staramy się nie używać przetworzonych produktów. A co z kosmetykami? Te naturalne, w przeciwieństwie do konwencjonalnych, nie zawierają substancji alergizujących. Nie pojawią się w nich sztuczne składniki konserwujące. Na przestrzeni lat widzę bardzo wyraźnie, że to właśnie do naturalnych kosmetyków najchętniej wracam. Trudno zrezygnować z ulubionego podkładu, czy szminki ale mówiąc o kontakcie z naturą warto zastanowić się nad tym, co wklepujemy codziennie w naszą skórę. Chociaż w mojej kosmetyczce jest teraz naprawdę niewiele produktów (polecam Wam wszystkim czystkę i pozostawienie tylko tych kosmetyków, które naprawdę uwielbiacie) zawsze znajdzie się miejsce dla oleju z kokosa (najlepszy balsam na świecie) czy wody różanej (produkty ze zdjęcia pochodzą z mydlarni u Franciszka). Mydło w kostce też zastąpiłam tym bez detergentów, nie wysusza skóry i mogę dzięki temu zapomnieć o kremie do rąk. 

   Skłamałabym mówiąc, że w mojej szafie znajdują się ubrania wykonane tylko i wyłącznie z naturalnych materiałów. Mam kilka bluzek z poliestru i swetrów z domieszką akrylu, ale świadome zakupy i czytanie metek naprawdę zaczyna przynosić efekty. Przede wszystkim coraz łatwiej jest mi powiedzieć sobie "nie kupuję", gdy wiem, że noszenie danej rzeczy nie będzie mi dawało takiej przyjemności jak powinno. Oczywiście na brak ciuchów nie mogę narzekać, ale Wy też zauważyłyście, że nowe rzeczy pojawiają się teraz na blogu znacznie rzadziej. Gruntowne porządki w szafie i silne postanowienie "chodzę w tym co mam" bardzo pomogły mi w ograniczeniu niepotrzebnych zakupów. Może Wy też wypracowałyście jakieś techniki, które spowodowały pozytywne zmiany w Waszych szafach? Napiszcie o nich – Wasze komentarze to najlepsze źródło motywacji.

sweater / sweter – Mango (stara kolekcja) // shorts / szorty – Cubus (stara kolekcja) // wellies / kalosze – Hunter // camera / aparat – Olympus OMD-EM1

 Jeden dzień bez internetu, supermarketów i korków. Polecam każdemu, kto czuje potrzebę oderwania się od konsumpcjonizmu, wiecznego zabiegania i wszechogarniającej presji. Nie musicie wyjeżdżać za miasto. Odwiedźcie babcię, narwijcie w jej ogrodzie czereśnie i upieczcie z nich coś dla całej rodziny, albo poświęćcie trochę czasu na porządki i pozbądźcie się pootwieranych i od dawna nieużywanych mazideł w łazience. Oczyśćcie przestrzeń wokół siebie i wpuśćcie do mieszkania trochę świeżego powietrza. Wyłączcie ten komputer i zróbcie coś, co nie wymaga dostępu do WI-FI :). Miłego wieczoru!

 

Stay chic on the beach

  The beach is one of these places, where our abilities of covering and uncovering the body are exposed to the great test. Badly fitted costume, tunic which it impossible to take off without the help of another person (and then to put on) or the falling bikini, these are just a few examples of beach slip-ups. We often happen to forget  about such details as the comfortable bag, from which it should be easy to shake sand out, or the elastic band for hair – essential after coming out of the water. You will find a few ideas for beach outfits below. Have a nice afternoon! 

***

  Plaża to jedno z tych miejsc, gdzie nasze umiejętności zakrywania i odkrywania ciała wystawione są na wielką próbę. Źle dopasowany kostium, tunika, której nie sposób ściągnąć (a potem włożyć) bez pomocy drugiej osoby lub spadające bikini, to tylko kilka przykładów plażowych wpadek. Często też zdarza nam się zapomnieć o detalach takich jak wygodna torba, z której łatwo wytrzepać piasek, czy gumka do włosów – niezbędna po wyjściu z wody. Kilka pomysłów na plażowe zestawy znajdziecie poniżej. Miłego popołudnia!

 

1. Koc – J. Crew 261zł 2. Bikini – Shiwi 139zł (podobne tutaj) 3. Okulary – Michael Kors 349zł 4. Zegarek – Daniel Wellington 495zł 5. Spódnica – Sheln – 73zł  6. Sandały – podobne tutaj 7. Lakier do paznokci – Essie 35zł 8.Torebka – Nordstrom  180zł

1. Bikini – Seafolly 289zł 2. Okulary – Ray- Ban 549zł  (podobne tutaj) 3. Karty – J. Crew 262zł 4. Torebka – Old Navy 98zł 5. Rower – Electra 6. Sandały – podobne tutaj 7. Szorty – podobne tutaj

1. Kapelusz – J. Crew  218zł (podobny tutaj) 2. Szachy – J. Crew 130zł 3. Okulary – podobne tutaj 4. Sukienka – Mozcau.Rocks 189zł 5. Sandały – podobne tutaj 6. Cienie do powiek  7. Lakier do paznokci – Essie 35zł 8. Samoopalacz – St. Tropez 69zł 9. Bikini – Triangl 350zł

 

Lato w pełni a Ty nie czujesz się komfortowo w szortach? Czas to zmienić

 

  Miranda Kerr, Jane Birkin and Nicole Kidman – what do they have in common? All of them captured hearts of millions of men around the world. Their trademarks are beautiful, long legs. Mine aren’t so glamourous, but it doesn't mean that I should forget about them and hide them under the jeans. There are many ways in order to quickly and effectively improve the appearance of our legs. If we implement a few modifications to our everyday car right away, I promise that we will still be able to show off our slender, smooth and well-toned toned even this holidays. How? You can read about it below. 

***

  Co łączy Mirandę Kerr, Jane Birkin i Nicole Kidman? Wszystkie zawładnęły sercami milionów mężczyzn na całym świecie. Ich znakiem rozpoznawczym są piękne, długie nogi. Moje nie do końca takie są, ale to nie znaczy, że w lecie powinnam o nich zapomnieć i ukryć je pod jeansami. Istnieje wiele sposobów na to, aby szybko i skutecznie poprawić wygląd naszych nóg. Jeśli już dzisiaj wprowadzimy kilka zmian do naszej codziennej pielęgnacji obiecuję, że jeszcze w te wakacje będziemy mogły pochwalić się wysmuklonymi, gładkimi i jędrnymi nogami. Jak? O tym przeczytacie poniżej.

Zapomnij o pomarańczowej skórce!

  Czy wiecie, że aż osiemdziesiąt procent kobiet na świecie boryka się z problemem pomarańczowej skórki wokół ud, brzucha i pośladków? Nie wiem, czy Was to pocieszy, ale zdecydowana większość Waszych koleżanek też z tym walczy. Nie uważam, że cellulit dyskwalifikuje nasze nogi. Jeśli chcemy się go pozbyć możemy zastosować dwie techniki, które u mnie sprawdziły się bez zarzutów. Pierwsza, to zapomnieć, że się go ma i żyć nie myśląc o nim (najlepiej wybierzcie się na plażę i zobaczcie ile kobiet ma podobny problem i nie robi z tego dramatu). Druga, to regularna i konsekwentna praca, podczas której musimy pilnować prawidłowej diety – zapomnieć o przetworzonej żywności i najlepiej wyrzucić sól z kuchni. Skończyć z opinią, że podnoszenie ciężarów jest zarezerwowane tylko dla mężczyzn. Im jędrniejsze są nasze ciała tym pomarańczowa skórka jest mniej widoczna. Dodatkowo powinnyśmy starannie wmasowywać w siebie kremy i co najmniej dwa razy w tygodniu dokładnie złuszczać naskórek. Krem wsmarowujmy po kąpieli, wtedy skóra jest rozgrzana i lepiej wszystko wchłania. Na blacie w mojej łazience zawsze stoi peeling, gruboziarnisty o pięknym zapachu. Polecam na przykład ten malinowy od Balneokosmetyki.pl, który poleciła mi Kasia. Warto dodać, że jego skład jest w pełni ekologiczny. Teraz możecie zamówić ten peeling i inne produkty z darmową dostawą na hasło: wakacje. Kosztownymi, ale wskazanymi sposobami walki z cellulitem są zabiegi w gabinetach kosmetycznych. Niestety jedna wizyta nam nic nie da, więc naprawdę trzeba uzbroić się w cierpliwość żeby zadziałały. Na koniec pamiętajmy jeszcze o suplementacji (ja najbardziej lubię Ale Shape, dzięki któremu podczas treningu wspomagam spalanie tkanki tłuszczowej).

Chciałabyś, żeby Twoje nogi były szczupłe i wrzeźbione jak u Marii Szarapowej?

  Jeśli marzą nam się szczupłe i zgrabne nogi, to musimy zacząć wykonywać regularnie ćwiczenia. Pierwsze efekty wysmuklenia ud i łydek zobaczymy już po dwóch tygodniach. Rozpoczynając trening już dzisiaj, spokojnie załapiemy się jeszcze w te wakacje na niejedno wyjście w krótkiej spódniczce. Ćwiczmy co drugi dzień, zawsze zaczynając od pięciominutowej rozgrzewki (może być to bieg w miejscu). Serię pięciu ćwiczeń powtarzamy piętnaście razy. Najlepiej po ćwiczeniach udać się dodatkowo na 20 minutową przebieżkę, którą zakończamy dokładnym rozciągnięciem wszystkich partii ciała.

Ćwiczenie 1.

Stań w rozkroku. Prawą nogę zegnij w kolanie i oprzyj na udzie rękę. W tej pozycji policz do dziesięciu i to samo zrób przenosząc ciężar ciała na druga nogę. To ćwiczenie powtórz piętnaście razy na każdą nogę.

Ćwiczenie 2.

Stań wyprostowana w lekkim rozkroku, połóż ręce na biodrach. Wykonuj krok do przodu, kolano nie może wychodzić poza linię stopy (pod kolanem powinnyśmy mieć kąt 90 stopni). Wróć do pozycji wyjściowej i ponownie zrób wykrok drugą nogą. To ćwiczenie również powtórz piętnaście razy na każdą nogę.

Ćwiczenie 3.

Stań wyprostowana w lekkim rozkroku, ręce wyciągnij przed siebie (mogą być lekko zgięte). Zginając mocno kolana musisz pilnować, aby nie odrywać stóp od podłogi. Im głębszy będzie przysiad tym lepszy osiągniemy efekt. W trakcie przysiadu ważna jest praca kolan, uważaj, żeby nie schodziły ani na zewnątrz, ani do środka. Piętnaście powtórzeń będzie idealne.

Ćwiczenie 4.

Tradycyjne nożyce: Połóż się na plecach tak aby lędźwie były przyklejone do maty. Ręce połóż wzdłuż ciała. Napnij stopy i palce skieruj w dół. Zaczynaj powoli naprzemiennie unosić nogi w górę i w dół. Ćwiczenie wykonuj przez dwie minuty.

Ćwiczenie 5.

Połóż się na macie, ręce leżą wzdłuż ciała. Złączone nogi podnieś tak aby tworzyły kąt prosty. Skieruj place ku górze i mocno napnij mięśnie nóg. Ugnij nogę w kolanie najmocniej jak się da (kolano musi zostać w tej samej linii co biodro!). Przytrzymuj tak napięta nogę przez dziesięć sekund i zmień na drugą. I tak piętnaście razy każda noga.

To nam mrozi krew w żyłach

  Żadna z nas tego nie lubi.  Naprawdę zbiera mi się na płacz, kiedy nadchodzi moment, w którym bezwzględnie muszę iść na wosk. Jeśli w końcu uda mi się zmobilizować i pójść do kosmetyczki, to moje nogi wyglądają znacznie lepiej. Od razu mam ochotę nałożyć sukienkę. Tylko czy naprawdę musimy być skazane na ciągłe cierpienie? Usuwanie włosów woskiem jest o wiele skuteczniejszą metodą niż używanie zwykłej maszynki, po której włoski odrastają po jednym, maksymalnie dwóch dniach i co najgorsze wrastają w skórę. W okolicach bikini zdecydowałam się na usunięcie włosów laserowo. Jest to dosyć kosztowna technika depilacji, bo każda wizyta wynosiła dwieście złotych, a było ich sześć (a ból był nie do zniesienia! Naprawdę wolę borowanie zębów!). Nie zdecydowałam się powtórzyć tej metody na nogach. Koleżanka namówiła mnie, żebym kupiła depilator i-Light Remington, w którym wykorzystywana jest technologia IPL. Poinformowała mnie, że efekt będzie najlepiej widoczny przy ciemnych włosach i jasnej skórze (czyli u mnie!). Skusiłam się z dwóch powodów. Po pierwsze, nie muszę chodzić do salonu. Po drugie, ból jest o wiele mniejszy niż w przypadku lasera i wosku. Uwaga! Teraz na stronie www.czasnagladkosc.pl jest konkurs, który potrwa jeszcze tylko kilka dni, a można w nim wygrać bardzo atrakcyjne nagrody.

  Nawet jeśli natura nie obdarzyła nas wyjątkowo smukłymi nogami i wąskimi kostkami to warto o nie zadbać. Wypielęgnowane i wysportowane nigdy nie będą dla Was powodem do wstydu! Zostawmy ten komputer i zróbmy coś dla siebie.

 

 

Co jeszcze chciałabym zrobić w te wakacje?

 

  Czy Wam też lipiec i sierpień mijają zawsze najszybciej ze wszystkich miesięcy w roku? Niedługo ciepłe i długie wieczory odejdą w zapomnienie i znów znajdziemy się w strefie jesienno-zimowego mroku. Postanowiłam jak najintensywniej wykorzystać najbliższe kilka tygodni. Nie będzie leniuchowania i wylegiwania się na kanapie. Chciałabym wkroczyć w jesienną aurę z uśmiechem na twarzy i poczuciem, że wakacyjne dni wykorzystałam do maksimum. Dlatego dzisiaj postanowiłam podzielić się z Wami wszystkimi moimi pomysłami na to, co chciałabym zrobić w ciągu najbliższych tygodni. Może i Was zmotywuję do napisania podobnej listy?

Odświeżyć mieszkanie 

  Mieszkanie, które obecnie wynajmuję wymaga drobnego odświeżenia. Przede mną mieszkała w nim młoda para z małym, trzyletnim rozrabiaką, który nie miał oporów przed malowaniem po ścianach. Już od dłuższego czasu noszę się z zamiarem odświeżenia wnętrz i zrobienia drobnych zmian, które nie będą kosztowne ani czasochłonne. Zaczęłam od pomalowania jednej (najbardziej brudnej, bo najczęściej dotykanej) ściany w sypialni. To najprostszy sposób aby nadać wnętrzu świeżości (użyłam farby Śnieżka Satynowa kolor 545 Biała Noc, pan w Castoramie przekonał mnie do niej mówiąc, że jest najbardziej odporna na szorowanie na mokro, łatwo się ją aplikuje i nie chlapie podczas malowania). Wynajmując mieszkanie najlepiej jest inwestować w przedmioty, które potem będziemy mogli zabrać ze sobą. Dlatego chciałabym skorzystać jeszcze z ciągle trwających letnich przecen i kupić kilka dodatków (co myślicie o tym i o tym?). W najbliższym czasie zabiorę się jeszcze za wypranie kanapy, koleżanka twierdzi, że najlepiej byłoby ją mocno namydlić i wysuszyć odkurzaczem. Powiem szczerze, że ten pomysł nie do końca do mnie przemawia. Może Wy macie jakieś sprawdzone sposoby?

Udoskonalić umiejętności kulinarne 

  Bardzo lubię gotować i od ponad roku staram się robić to jak najczęściej. Przede wszystkim ze względu na to, że cierpię na skazę białkową i aby trzymać się diety muszę sama dobierać do niej większość składników. Bardzo chciałabym pogłębić wiedzę z zakresu kuchni roślinnej. Większość książek, które mam w swojej biblioteczce, mówią o tym jak niezdrowe jest jedzenie białka odzwierzęcego. Po przeczytaniu już pierwszej z nich przestałam jeść mięso i nabiał (gwoli ścisłości od czasu do czasu jadam ryby). Gorąco zachęcam Was do przeczytania „Nowoczesne zasady odżywiania: T. Colin Campbell i Thomas M. Campbell II , teraz czeka na mnie „Ukryta terapia. Czego ci lekarz nie powie” Jerzego Zięby. Po przejściu na takie restrykcje dietetyczne musiałam na nowo nauczyć się gotować. Pomogła mi w tym książka kucharska „Jadłonomia” Marty Dymek.  Teraz marzy mi się, aby jeszcze w te wakacje pojechać do autorki na warsztaty kulinarne.

Urządzić sobie piknik  

  Kasia z ostatniego wyjazdu do Brukseli przywiozła mi w prezencie książkę, o tym jak sprawnie przygotować idealny piknik. Od tego czasu nie miałam jeszcze okazji ale mając taką inspirację w domu, aż żal byłoby tego nie zrobić. W ślicznie wydanym poradniku znajdują się ciekawe przepisy i mnóstwo porad organizacyjnych. Książka liczy ponad sto osiemdziesiąt strony – kto by się spodziewał, że można, aż tyle napisać o piknikowaniu. Miedzy innymi możemy przeczytać o tym jak dobrać idealne miejsce, jakie rzeczy zabrać ze sobą czy jak przechowywać potrawy. Mam nadzieję, że kiedyś doczekamy się polskiego wydania. „The Picnic. Recipes and Inspiration from Basket to Blanket” Marnie Hanel, Andrea Slonecker & Jen Stevenson możecie kupić tutaj).

Nowe sportowe wyzwanie

  Na początku roku pisałam Wam, że chciałabym zacząć pływać na kitesurfingu i w końcu nadszedł na to czas. Pierwsze lekcje mam już za sobą. Póki co uczyłam się na plaży sterować latawcem, teraz będę już wchodzić do wody. Jeśli w te wakacje ktoś zaproponuje Wam próbną lekcje nie bójcie się – nie jest to trudne, a strach szybko mija. Po nawet jednogodzinnych ćwiczeniach zobaczycie jak szybko można się odstresować. Przez te sześćdziesiąt minut skupiamy się tylko na latawcu, nic innego nas nie zaprząta nam głowy. Chciałabym aby moją kolejną sportową przygodą był obóz biegowy w Tatrach. Już od ponad roku zbieram się, żeby tam pojechać. Wciąż coś stawało na mojej drodze: a to przeprowadzka, potem drobny zabieg lekarski i tak dalej. Jak wiadomo, publiczne deklaracje są najlepszą motywacją, więc skoro już Wam o wszystkim powiedziałam teraz muszę jechać (jak chcielibyście do mnie dołączyć tutaj jest link do programu).

  Z taką listą rzeczy do zrobienia raczej nie powinnam się  nudzić w te wakacje. Jestem też bardzo ciekawa jakie Wy macie plany? Może jakieś egzotyczne wyjazdy? Albo zawody biegowe w pięknych górskich plenerach? Czy raczej relaks w domowym zaciszu? Koniecznie napiszcie o wszystkim w komentarzach.