Z cyklu „w poszukiwaniu paryskiego stylu”: Jak być piękną, szczupłą i zdrową?

Who wouldn’t like to be beautiful, slim and healthy? How much time we are devoting in our life for seeking the magic prescription which would help us – of course without much effort – achieve all that every girl dreams of? So far I haven’t found the guide which would guarantee achieving happiness. Sometimes, however, I find books which help me to understand  the mystery of beauty and well-being. The new Muza's publishing “My  natural beauty book“ by Anne Ghesquiere and Marie de Foucault is certainly one of them.

***

   Która z nas nie chciałaby być piękna, szczupła i zdrowa? Ile czasu poświęcamy w swoim życiu na poszukiwanie magicznej receptury, która pomogłaby nam – oczywiście bez większego wysiłku – osiągnąć to wszystko, o czym marzy każda dziewczyna? Sama nie znalazłam do tej pory poradnika, który gwarantowałby osiągnięcie szczęścia. Czasami trafiam jednak na książki, które pomagają zrozumieć tajemnicę urody i dobrego samopoczucia. Jedną z nich jest z pewnością nowość wydawnictwa Muza "Sposoby Francuzek na urodę, szczupłą sylwetkę i zdrowie" autorstwa Anne Ghesquiere i Marie de Foucault. 

   Co jeść, aby schudnąć, a jednocześnie nie rezygnować z pysznego jedzenia? Czy kosmetyki z drogerii naprawdę są lepsze od tych, które możemy zrobić same w domu? Jak osiągnąć spokój i wyglądać pięknie każdego dnia? Początek wiosny to wymarzony moment, aby sięgnąć do lektury, która da nam wiarę w siebie i w proste naturalne metody na poprawę wyglądu i samopoczucia. Dbanie o własne ciało i zdrowie często nie wymaga ogromnej ilości czasu czy mnóstwa pieniędzy. Kluczem do sukcesu są odpowiednie nawyki i mądre korzystanie z dobrodziejstw natury. Skoro i tak musimy robić zakupy spożywcze, to kupujmy warzywa, owoce, pełnoziarniste pieczywo i bogate w błonnik kasze – uczyńmy z nich podstawę diety. Jeśli w naszej lodówce nie będzie szynki, kiełbasy albo tłustego jedzenia kupionego na wynos, to pozbawione innego wyboru, sięgniemy po jabłko czy ugotujemy zdrową zupę (przepis znajdziecie w książce). Wprowadzenie drobnych zmian w pięlęgnacyjnej rutynie naszej twarzy, włosów czy ciała potrafią zdziałać cuda (wiem co mówie, wystarczy spojrzeć na moje zdjęcia sprzed lat :)). 

   "Sposoby Francuzek na urodę, szczupłą sylwetkę i zdrowie" łączy w sobie energię i optymizm autorek z ich profesjonalizmem i bogatym doświadczeniem. Oryginalne, naturalne receptury i pomysły nie są naiwne, a równocześnie nie odstraszają skomplikowanymi teoriami. Mówiąc krótko, jest ciekawa i przekonująca. Kończę właśnie ostatni rozdział, jest już późno, a ja wiem, że spokojnie zasnę, bo nawet na bezsenność znalazłam sposób w jednym z rozdziałów: przed kolacją trzeba wypić szklankę ciepłej wody z miodem, trzema kroplami olejku pomarańczowego, dwiema kroplami olejku majerankowego i kroplą olejku neroli. Miłego wieczoru! :)

 

jacket & skirt / żakiet i spódnica – Zara; sweatshirt / bluzka – Petit Bateau; basket / kosz – H&M Home; flats / baletki – Massimo Dutti

Z cyklu „w poszukiwaniu paryskiego szyku”: jak przygotować się do wyjścia w dziesięć minut?

And what if the :Parisian chic” is only a myth and being guided by principles which “supposedly” make life easier for the Parisian women misses the goal? For a long time I have been developing tricks on how to look stylish, even when I do not have time to figure out in front of a mirror, whether my blouse certainly matches the trousers or not. And I must admit, that books about Parisian chic describing – among other things – how to prepare yourself for going out within a few minutes, helped me bit. Perhaps this will be helpful for you as well :).

***

A co jeśli "paryski szyk" to tylko mit i kierowanie się zasadami, które "podobno" ułatwiają życie paryżankom mija się z celem? Od dawna wypracowuję triki na to, jak wyglądać stylowo, nawet gdy nie mam czasu na stanie przed lustrem i zastanawianie się czy bluzka aby na pewno pasuje do spodni. I muszę przyznać, że książki o paryskim szyku, opisujące między innymi sposoby na szybkie przygotowanie się do wyjścia z domu, trochę mi w tym pomogły. Być może pomogą i Wam :).

trousers / spodnie – Topshop (model leigh); cotton jacket / bawełniany żakiet – New Look (obecna kolekcja, podobny tutaj); flats / baletki – LuisaViaRoma (podobne tutaj); top – Oysho (podobny tutaj); sunglasses / okulary – RayBan on Zalando.pl; clutch / kopertówka – Zign on Zalando.pl

Paryżanki uwielbiają prostotę. Ja ją uwielbiam, gdy nie mam czasu na eksperymenty (czyli średnio pięć dni w tygodniu). Kiedy zostało mi pół godziny do wyjścia i właśnie wybiegłam spod prysznica, to wybór stroju zaczynam od dołu. To znaczy, że najpierw decyduję, którą spódnicę lub spodnie dziś założę i do tego dopasowuję resztę. Prawie zawsze są to czarne rurki, bo pasują do wszystkiego. Biały t-shirt, koszulka czy sweter to banał, ale przynajmniej dobrze wygląda. Wybierając taką bazę, możemy być pewne, że dobranie dodatków, czy marynarki zajmie nam chwilę. 

Jeśli chcemy skrócić czas, który poświęcamy na poranną pielęgnację to musimy korzystać tylko ze sprawdzonych kosmetyków. Wychodząc spod przysznica z prędkością światła wcieram balsam Bump Eraiser, który pomaga mi w utrzymaniu gładkich nóg (zapobiega wrastaniu włosków), a na twarz nakładam lekki krem, który szybko się wchłania. O głębokie nawilżenie skóry zaczęłam bowiem dbać wieczorami, po zmyciu makijażu. 

Używając dobrego kremu na noc nie tylko oszczędzamy czas rano, ale też lepiej odżywiamy naszą skórę. Kiedy śpimy znacznie lepiej się regeneruje. Ja z czystym sumieniem mogę Wam polecić Night Balm Rose szwedzkiej marki Wise, bo to naturalny kosmetyk, przeznaczony zarówno do skóry młodej jak i dojrzałej (sprawdziłam i naprawdę świetnie nawilża).

Wysuszenie i ułożenie włosów to najbardziej czasochłonna czynność, którą wykonuję każdego ranka. Nie ma cudów – w piętnaście minut nie uda mi się wymodelować włosów na okrągłej szczotce i trzymać termoloków, aby odbić je od głowy. W tym czasie mogę jednak użyć pianki (ta którą widzicie na zdjęciach jest genialna – włosy są super uniesione) i wysuszyć włosy trzymając głowę w dół (starannie wyczesując je w trakcie). 

Zadbane dłonie są naszą wizytówkę, ale wiem, że utrzymanie idealnego manicure jest czasami niemożliwe. Paryżanki uznają tylko dwa kolory na paznokciach: naturalny i czerwony. Ten pierwszy to idealne rozwiązanie, jeśli masz naprawdę mało czasu – nie widać na nim niedoskonałości i małych odprysków, łatwiej też niż w przypadku ciemniejszych kolorów, przykryć mały defekt kolejną warstwą. Manicure, który widzicie na zdjęciach zrobiłam w Salonie BALOLA w Sopocie. Kolor jest delikatny, neutralny i świetnie trzymał się na paznokciach, pomimo, że wystawiłam go w ostatnim tygodniu na wiele ciężkich prób! :)

Nim przechodzę do makijażu, zawsze nakładam na usta balsam, aby po kilku minutach łatwiej było mi rozprowadzić szminkę.

Francuzki kierują się w makijażu podobnymi zasadami co w ubiorze. Chodzi o uzyskanie wspaniałego efektu, ale małym kosztem. Nie ulegają amerykańskim trendom i nie nakładają na twarz dziesięciu warstw makijażu w celu jej wymodelowania. Paryżanki stawiają na naturalność i dbają o to, aby jak najlepiej wyeksponować swoje atuty, zamiast starać się upodobnić do kogoś innego. Nigdy nie pomyślałyby  "chcę mieć oczy takie jak…" a raczej "co mogę zrobić z moimi oczami, aby wyglądały jak najlepiej?". W moim przypadku, gdy muszę szybko doprowadzić się ze stanu totalnego "au naturel" do "glamour", stawiam na lekki fluid i czarny eyeliner. Ten ostatni tworzy piękną oprawę oczu, a po latach praktyk, pomalowanie kreski naprawdę zajmuje mi sekundę. Jeśli w Waszym przypadku eyeliner nie jest dobrym rozwiązaniem, to zaopatrzcie się w brązowy lub szary cień do powiek o niezbyt mocnym kryciu i nakładajcie go pędzlem na całą ruchomą powiekę. Czerwona szminka to kolejny banał, ale ta w sprawdzonym odcieniu, od razu daje wrażenie, jakbym spędziła przed lustrem o wiele więcej czasu. Na wieczorne wyjście, mam ją zawsze w torebce.

Nawet jeśli słynny niewymuszony szyk paryżanek tak naprawdę nie istnieje i jest jedynie literackim wymysłem, to kilka zasad i trików z pewnością warto wcielić w życie. Nic nie stoi nam na przeszkodzie, aby prezentować się równie dobrze jak mieszkanki Paryża. Albo jeszcze lepiej.

Miłego wieczoru! :)

 

Jak korzystać z życia po parysku?

While still in a holiday mood and having the three days off, I decided to return to the subject of our cycle “ In search of Parisian chic” and write a few words on how French ladies are able to find joy in simple things.

Parisian women are admired worldwide. Like no other women they are famous for  celebrating life and taking pleasure in every moment. Parisian cafes and bars are filled with elegant businesswomen, smiling mothers with children and relaxed students. How do they do it? After all, they also work, have families, responsibilities and daily struggles. However, they manage to find the time to relax, even during their daily duties. Let’s try to be like them. How to learn this amazing skill the Parisian women have – enjoying life – in spite of the tight schedule?

***

Pozostając nadal w świątecznym nastroju i mając za sobą trzy dni wolnego, postanowiłam powrócić do tematu naszego cyklu "W poszukiwaniu paryskiego szyku" i napisać kilka słów, o tym w jaki sposób Francuzki potrafią odnaleźć radość w prostych czynnościach.

Paryżanki są obiektem zachwytu na całym świecie. Jak żadne inne kobiety cieszą się sławą osób potrafiących celebrować życie i czerpiących przyjemność z każdej wolnej chwili. Paryskie kawiarnie i bary zapełnione są przez eleganckie bizneswomen, uśmiechnięte matki z dziećmi i zrelaksowane studentki. Jak one to robią? Przecież wszystkie mają pracę, obowiązki rodzinne i codzienne zmagania. Znajdują jednak czas na to, by się zrelaksować, nawet podczas rutynowych czynności.  My też spróbujmy być takie jak one. W jak sposób nauczyć się tej umiejętności, którą niewątpliwie posiadają paryżanki, pozwalającej im na korzystanie z życia pomimo braku czasu?

Wykorzystywanie każdej chwili na relaks i odpoczynek dla naszego umysłu

Podczas zajęć, które wykonujemy każdego dnia, szukajmy sposobów na chwilowe odprężenie się. Paryżanki podczas spacerów z psem nadrabiają zaległe telefony do przyjaciółek i tym samym zamieniają, to rutynowe zajęcie w przyjemną przechadzkę. Dzień wcześniej planują swoją półgodzinną przerwę w pracy i zamiast jeść przy biurku z komputerem, poświęcają pięć minut na krótki spacer do pobliskiego parku, gdzie na świeżym powietrzu spędzają porę lunchową. Nawet jadąc do pracy nie zapominają o zabraniu swojej ulubionej lektury. Najlepsza będzie lekka i przyjemna książka, dzięki której odpłyną w inny świat. Gdybyście poszukiwały takiej pozycji polecam na przykład „Girl Online” Zoe Sugg, którą aktualnie czytam. Autorką książki jest dwudziestopięcioletnia vlogerką, jej kanał na YouTube zgromadził już miliony subskrybentów. Zoe w debiutanckiej powieści dzieli się z nami swoimi najskrytszymi myślami o przyjaźni, chłopakach, szkolnych dramatach i rodzinnych perypetiach. Nie zawsze jednak dojeżdżamy do pracy tramwajem, autobusem czy kolejką. Francuzki bardzo często korzystają z miejskich rowerów lub chodzą pieszo. Nawet wtedy potrafią sobie umilić czas słuchaniem muzyki. My też nie zapominajmy o zabraniu słuchawek wychodząc z domu. 

Czerpanie radości z najprostszych rzeczy

Każda z nas w ciągu dnia musi rutynowo wykonywać wiele czynności. Spróbujmy zmienić nasze nastawienie i wykonywać te same zadania, z poczuciem, że są one przyjemne, potrzebne i mogą zmienić na lepsze cały nasz dzień. Francuzki potrafią świetnie bawić się w trakcie gotowania i przede wszystkim są cierpliwe a nie starają się być idealne we wszystkim co robią. Zachęcają do pomocy całą rodzinę, puszczają sobie muzykę, kiedy przygotowywują posiłki i nie przejmują się jeśli coś przypalą lub odrobinę pomieszają składniki.

Ponieważ najmniej przyjemności sprawia mi przygotowywanie śniadania i od dłuższego czasu wygląda ono dokładnie tak samo, postanowiłam wprowadzić kilka zmian. Do mojego śniadaniowego menu dopisałam kilka francuskich specjałów. Dzień wcześniej kupuję croissanty (na przykład w Lidlu), a następnego dnia rano skrapiam je wodą i wstawiam do ciepłego piekarnika. Po pięciu minutach są świeże, jak prosto z piekarni. Przygotowując stół do śniadania uruchamiam wyobraźnię i stwarzam swoją własną małą paryską aranżację (gdybyście byli ciekawi z jakiego sklepu pochodzą moje stoliki, zapraszam tutaj). Poranną kawę parzę w ulubionym kubku, nawet gdy już jestem spóźniona nie zapominam o uśmiechaniu się pod nosem (kawa widoczna na zdjęciu pochodzi z zamawianego przeze mnie co miesiąc kawowego abonamentu CoffeeBox, który specjalnie dla czytelników Makelifeeasier.pl przedłuży marcowe zapisy do ósmego kwietnia).

Jeśli tylko możesz zrobić coś z kimś nie rób tego samemu

Korzystajmy z tego, że mamy przyjaciół, znajomych, rodzinę i zapraszajmy ich do wspólnego spędzania czasu. Francuzki nie są samotniczkami. Lubią towarzystwo we wszystkich dziedzinach życia. Na spacer z dzieckiem idą z koleżankami. W domowych porządkach pomagają sobie nawzajem, zmieniając to przykre i monotonne zajęcie w prawdziwą zabawę. Wspólnie motywują się w trakcie porannych biegów czy ćwiczeń. Słyną z tego, że są  wesołe, zawsze uśmiechnięte i optymistycznie nastawione do życia. To podstawa ich świetnego wyglądu, dobrego samopoczucia i tej nienagannej opinii, którą cieszą się na całym świecie.

Chciałabym Wam życzyć dużo uśmiechu i wielu radosnych chwil spędzanych podczas każdej dziedziny naszego życia, a z okazji lanego poniedziałku mam nadzieję, że Wasze koszulki były dzisiaj przemoczone do ostatniej nitki ;).

Wiosenne zmiany

 

Over the past month I was stressed out and tired. Constantly on the run, sleepy, overwhelmed with duties and I also had to deal with moving to a new apartment – reportedly one of the most stress-causing experiences in our life. Only for few days now, I am finally though slowly getting used to a new place. This past weekend was the first of many weeks in which I found a little time for myself. One day I woke up well rested, I had time to make myself a coffee in my favorite mug and a moment to look through the window for the city slowly awakening. The sun was shining in the sky, and I surprisingly discovered, that spring should come any day now. The truth is there was enough changes happening in my life, but I still felt like making a few new challenges. So I pulled out a piece of paper and I made a list of a few resolutions which I would like to make before the Easter Holidays.

W ciągu ostatnich miesięcy byłam zestresowana i zmęczona, ciągle w biegu, niewyspana, przytłoczona obowiązkami, a do tego doszła jeszcze stresująca przeprowadzka – podobno jedno z bardziej stresogennych przeżyć w życiu. Dopiero od kilku dni, powoli przyzwyczajam się do nowego miejsca. Miniony weekend był pierwszym od wielu tygodni, w którym znalazłam odrobinę czasu dla siebie. Obudziłam się wypoczęta, miałam czas aby zrobić sobie kawę w ulubionym kubku i przez chwilę postać przy oknie, spoglądając na budzące się do życia miasto. Na niebie świeciło słońce, a ja zaskoczona zorientowałam się, że lada dzień nadejdzie wiosna. Co prawda zmian miałam ostatnio aż nadto, ale i tak nabrałam ochoty na postawienie kilku nowych wyzwań. Wyciągnęłam więc kartkę papieru i spisałam w podpunktach kilka postanowień, które chciałabym wprowadzić jeszcze przed Świętami Wielkanocnymi. 

Nowa / stara forma ruchu

Marzec to okres gdy sportowe cele stają się łatwiejsze. Dni są dłuższe, na zewnątrz jest ciepło i rzadziej chorujemy – kończą się wymówki na bezkarne lenistwo. Jeśli większość czasu siedzicie za biurkiem, uwięzieni pomiędzy czterema ścianami to uwierzcie mi – żadne drogie zakupy, filmy obejrzane na kanapie w towarzystwie chipsów, czy lampka wina nie polepszą Waszego samopoczucia. Wybuch endorfin zapewni nam tylko aktywność fizyczna. W minioną niedzielę w wielkim stylu przywitałam wiosnę, uczestnicząc wraz ze stu pięćdziesięcioma innymi osobami w akcji charytatywnej WWF (gorąco zachęcam do podpisania apelu na stronie godzinadlaziemi.pl ). Wszyscy ustawiliśmy się w szyku tworzącym kształt morświna po czym wspólnie weszliśmy do zimnego Bałtyku. Dla mnie sezon kąpieli wodnych powoli dobiega końca (łatwiej jest mi kąpać się w morzu zimą niż latem, jest mniejsza różnica temperatur). Morsowanie powoli zostawiam na jesień a zabieram się za jogę. Nie jest to dynamiczny trening, ale to wciąż intensywny wysiłek fizyczny, wymagający pracy wielu mięśni. Joga wiąże się z wyciszeniem, rozciąganiem i relaksem, a to przyda się każdemu z nas.  

Jedna z Czytelniczek przysłała mi link do trzydziestodniowego wyzwania Jogi (fantastyczna inspiracja – jeszcze raz dziękuję)! Oczywiście, zachęcam Was do profesjonalnych zajęć, gdzie instruktor będzie miał szanse skorygować waszą postawę. Jednak jeśli wolicie zacząć sami tutaj możecie zobaczyć polecane filmiki instruktażowe.

Koniec problemów ze wstawaniem i brakiem energii

 Macie już dosyć codziennego przełączania drzemek w swoim telefonie? Czy w ciągu ostatnich tygodni zauważyliście u siebie gorsze samopoczucie, brak energii i niską odporność? Chcielibyście wstawać pełni ochoty do życia i cieszyć się co raz dłuższym dniem? Wszystkie oznaki przemęczenia, to wołanie naszego organizmu o odnowę. Nie będę Was namawiać, abyście teraz biegli na weekend do SPA. Zdecydowanie lepsze efekty osiągniemy jeśli uda nam się oczyścić organizm z toksyn, dzięki któremu szybko odzyskamy chęci do pokonywania codziennych wyzwań.

Rodzajów diet oczyszczających jest nieskończenie wiele, od bardzo restrykcyjnych głodówek po delikatne zmiany żywieniowe. Sama nigdy nie stosowałam tych najbardziej ekstremalnych ale już wielokrotnie przechodziłam na dwutygodniowe diety eliminujące wiele produktów. Przez czternaście dni kuracji unikam potraw ciężkostrawnych, smażonych, jedzenia typu fast food, cukrów oraz wszelkich używek (kawa, papierosy, alkohol itd.), a moje poranki rozpoczynam od wypicia ciepłej wody z dużą ilością cytryny. Podczas oczyszczania nie wolno zapominać o uzupełnianiu płynów. Picie wody i zaparzonych ziół to podstawa prawidłowej kuracji, najlepiej sprawdzi się mięta, melisa, pokrzywa, szałwia albo koper włoski. Zawsze po takiej dwutygodniowej diecie znacznie lepiej się wysypiam (o poranku potrzebuję jednej drzemki a nie siedmiu). Moja cera jest bardziej rozpromieniona, a ciało smuklejsze. Rzadziej cierpię też na bóle brzucha, a koszmary będące następstwem ciężko strawnych kolacji odchodzą w zapomnienie.

 

 

Przy wiosennym świetle Twoje mieszkanie prezentuje się marnie? Nie musisz przeprowadzać gruntownego remontu, żeby to zmienić. 

Wiosna to moment, w którym najchętniej zabieramy się do większych porządków. Po zimie, tak jak natura budzi się do życia i my nabieramy więcej chęci do pracy. Wprowadzając się do nowego mieszkania nie miałam czasu ani środków aby przeprowadzić gruntowny remont. Musiałam drobnymi zmianami sprawdź aby mieszkanie wyglądało jednocześnie świeżo i przytulnie. Zaczęłam od wyszorowania wszystkiego i definitywnego zmycia śladów pozostawionych przez poprzednich lokatorów. Następnie zmieniłam wykładzinę w pokoju Julci bo poprzednia była już zszarzała – to najprostszy sposób aby pokój przeszedł dużą metamorfozę. Mycie okien może wydać się banalne, ale jest to nieunikniona czynność jeśli w naszym mieszkaniu ma być jasno, a brudne szyby nie mają być źródłem wstydu gdy niezapowiedzianie odwiedzi nas teściowa (detergent, który widzicie na zdjęciu to płyn do mycia okien marki Barwa – po jego użyciu w mieszkaniu nie czuć zapachu chemicznych substancji).

Gdyby ktoś z Was miał ochotę odświeżyć wygląd mieszkania, nie musicie od razu biec po wałek do malowania ścian. W pierwszej kolejności wymieńcie wszystkie ozdobne pokrowce na poduszki (bardzo ładne ostatnio widziałam w H&M Home i były przecenione :)). Kolejnym etapem upiększania wnętrza może być wymiana zasłon – tanie i ładne możecie kupić w Ikea. Moim ulubionym sposobem zmiany wyglądu pomieszczenia jest nowa aranżacja ramek na ścianie.  Na koniec pozbądźcie się z domu niepotrzebnych rzeczy, to czasami lepszy pomysł niż kupienie nowej kanapy czy zrobienie remontu całej kuchni.

 

Reorganizacja czasu

Odkąd pamiętam, każdego ranka wstawałam skoro świt i szłam biegać. O szóstej, siódmej rano prawie każdego dnia wybiegałam na ulice Gdyni. W ostatnich tygodniach, natłok pracy zmuszał mnie do przekładania treningu na popołudnie – rano musiałam zająć się pisaniem tekstów, obrabianiem zdjęć i wszystkimi pilnymi sprawami związanymi z nowymi projektami. Trochę więc przez przypadek zauważyłam, że pisanie tekstów najłatwiej przychodzi mi z samego rana, wtedy jest mi lżej zebrać myśli i nic mnie nie rozprasza. Ta sama czynność popołudniami zajmowała mi ponad dwie godziny, gdy zabierałam za te same zadania rano, po czterdziestu minutach pracę na komputerze miałam praktycznie z głowy. Szybko doszłam do wniosku, że swój plan dnia (o ile mam taką możliwość) powinnam układać według zasobności mojego organizmu. Wszystkie obowiązki które nie wymagają ode mnie zbyt dużego skupienia, jak sprzątanie czy trening, przełożyłam na wieczór. Dzięki wprowadzeniu takiej niewielkiej zmiany powoli nadrabiam wszystkie zaległości (a uwierzcie, w którymś momencie zaczęłam zapominać jak się nazywam). Przez najbliższe tygodnie jeszcze wnikliwej przyjrzę się swoim możliwościom i Was też zachęcam do zastanawienia się, w których częściach dnia najłatwiej  przychodzi Wam wykonywanie poszczególnych prac. Myślę, że z czasem, każdy z nas dobrze zorientuje się kiedy poziom naszej efektywności jest najwyższy.

 

Mam nadzieję, że udało mi się zmotywować Was do drobnych wiosennych zmian i życzę Wam miłego poniedziałkowego wieczoru! :)

 

 

 

Jedzenie na wynos – zdrowe posiłki dla zapracowanych kobiet

We all know that during the day we should eat regularly nutritious meals in small quantities. An eight-hour work behind the desk is not an excuse for  absently grabbing whatever there is accessible . Consuming junk products may cause a decline in our concentration, excessive fatigue, irritability and even headaches. Not to mention the serious consequences such as anemia, decreased immunity and digestive problems. Research clearly say that the effectiveness of our work depends on what we eat. Example? After the removal of all vending  machines with carbonated drinks and eliminating French fries and hamburgers from cafeteria’s menu at one of the schools in the United States, the academic performance among the students has strongly improved.

I used to be a victim of intermediate products myself and very often from hunger and lack of ideas I reached for the sandwich or butter cookies. Not once I spent a day without eating anything until the evening, when I rush to the fridge (not sure if you know this, but this type of behavior can promote diabetes). Of course, also often after work, with true pleasure I visited nearby restaurant for a quick dinner, spending the amount for which I could buy a new blouse or feed myself throughout the whole week. On the other hand, whenever I was tempted to eat ready-made sandwiches from the cafe, I later struggled for a half day with a swollen belly. Not to mention the constant business trips, during which I didn’t know when to expect a meal, and It was of dubious quality (scrambled eggs with powder is the most popular dish for the hotel’s breakfast).

Day of "the big change" came on the day on which, after many hour spent at the computer with no prospect for a tasty and healthy lunch, my friend Anna showed up with a lunchbox under her arm. After a visit to the nutritionist Anna decided to prepare her own meals. When she opened the box with multiple compartments in which were all kinds of healthy snacks my stomach growled envy After a few days snacking the content of Anna’s lunchbox I decided to try to do it myself. Just the thought that I may stop spending so much money on food and will always eat what I really like, made me feel better. Later that same day, after work, I went to buy some lunch boxes (the transparent ones  are from Alma, the rest from Asos).

Probably at the beginning, the preparation of the food boxes will take you a long time, but don’t be discouraged! At the end, practice makes perfect.  Below you can read about my lunchtime proposals.

     Wszyscy doskonale wiemy, że w ciągu dnia powinniśmy jeść regularnie pełnowartościowe posiłki w małych ilościach. Ośmiogodzinna praca za biurkiem nie jest wymówką do tego, aby sięgać bez żadnego zastanowienia po byle co. Spożywanie śmieciowych produktów może wywołać u nas spadek koncentracji, nagłe zmęczenie, rozdrażnienie, a nawet ból głowy. Nie wspominając o poważniejszych konsekwencjach jak anemia, obniżenie odporności i problemy trawienne. Badania wyraźnie mówią, że efektywność naszej pracy zależy od tego czym się żywimy. Przykład? Po usunięciu w jednej ze szkół w Stanach Zjednoczonych wszystkich automatów z gazowanymi napojami oraz likwidacji ze stołówkowego menu frytek i hamburgerów wśród uczniów zaobserwowano poprawę wyników w nauce.

    Kiedyś sama byłam ofiarą półproduktów i bardzo często z głodu i braku pomysłu sięgałam po gotowe kanapki lub maślane ciasteczka. Zdarzało mi się również przez cały dzień nic nie jeść i dopiero pod wieczór rzucić się na lodówkę (nie wiem czy wiecie, ale to może sprzyjać cukrzycy). Oczywiście, często po pracy chętnie udawałam się do pobliskiej restauracji na szybki obiad, wydawając przy okazji kwotę, za którą mogłabym kupić nową bluzkę lub żywić się przez cały tydzień. Z kolei ilekroć kusiłam się na zjedzenie gotowej kanapki z kawiarni, przez pół dnia walczyłam później z wzdętym brzuchem. Nie wspominając już o ciągłych wyjazdach służbowych, podczas których nie wiedziałam kiedy można się spodziewać posiłku, a jak już był to wątpliwej jakości (jajecznica z proszku to najpopularniejsze danie hotelowe podczas śniadań).

Dzień "wielkiej zmiany" przyszedł w dniu, w którym po wielu godzinach spędzonych przed komputerem, bez perspektyw na smaczny i zdrowy lunch, moim oczom ukazała moja przyjaciółka Ania z lunchboxem pod pachą. Po wizycie u dietetyka Ania postanowiła sama przygtowywać swoje posiłki. Gdy otworzyła pudełko z wieloma przegródkami, w którym były najróżniejsze zdrowe przekąski z zazdrości zaburczało mi w brzuchu. Po kilku dniach podjadania zawartości lunchboxa Ani postanowiłam sama spróbować. Na samą myśl o tym, że w końcu przestanę wydawać tyle pieniędzy na jedzenie i będę jadła zawsze to, na co mam ochotę poprawił mi się humor. Jeszcze tego samego dnia po pracy poszłam kupić kilka lunch boxów (przeźroczyste ze zdjęcia są z Almy, reszta z Asos). 

   Pewnie na samym początku przygotowywanie pudełek z jedzeniem będzie zajmowało Wam dużo czasu, ale nie zniechęcajcie się! W końcu wprawa czyni mistrza. O moich propozycjach lunchowych możecie poczytać poniżej. 

Propozycja obiadowa smaczna zarówno na zimno jak i po odgrzaniu. 

Wszystkie osoby posiadające w swoich miejscach pracy pomieszczenia socjalne, w których są kuchnie mają uproszczone zadanie. Mogą do swoich pudełek zabierać najróżniejsze dania do odgrzania, czy takie wymagające przechowywania w lodówce. Domyślam się jednak, że większość z nas nie ma takiego szczęścia i musi przygotowywać potrawy uniwersalne – smaczne zarówno na ciepło jak i na zimno. Moje ulubione danie tego typu to sałatka z soczewicy. Soczewica jest źródłem dobrze przyswajalnego białka. Dodatkowo zawiera dużo potasu oraz kwasu foliowego potrzebnego dla prawidłowej pracy serca. Najczęściej przygotowuję zieloną odmianę, która po ugotowaniu nie rozpada się i pozostaje sypka. Na deser przygotowałam marchewkową babeczkę, którą upiekłam jeszcze przed pójściem spać (skorzystałam z przepisu Zosi, jednak delikatnie go zmodyfikowałam – użyłam mąki orkiszowej oraz oleju z kokosa zamiast oleju ze słonecznika. Dodałam też pokruszone orzechy włoskie).

Pamiętajmy, że lunchboxy możemy robić dzień wcześniej. Nauczmy się modyfikować resztki po obiedzie, tak aby na drugi dzień były równie smacznym daniem. Jeśli nie mamy już czasu, spakujmy same przekąski – orzeszki, suszone owoce czy gorzką czekoladę.

Poniżej znajdziecie przepis na sałatkę:

Potrzebne składniki:

– 250 g zielonej soczewicy (kupiłam w sklepie ze zdrową żywnością Biosklep.com.pl)

– 400g szpinaku

– ser feta

– 1 cebula

– kilka rzodkiewek

– ząbek czosnku

– mały kawałek imbiru

– kurkuma (możecie ją znaleźć na przykład tutaj)

– ostra papryka (możecie ją zaleźć na przykład tutaj)

– kiełki

Sposób przygotowania:     

1. Najlepiej dzień wcześniej  w osolonej wodzie ugotować soczewicę (czas gotowania 45 min).    

2. W dużym garnku gotujemy wodę i wrzucamy umyty szpinak na dwie minuty. Wyciągamy go na durszlak i płuczemy zimną wodą. Zostawiamy na sicie do odsączenia (można go również odsączyć w papierowym ręczniku).    

3. Na dużej patelni podsmażamy posiekaną cebulkę, czosnek, zmiażdżony imbir i przyprawy.    

4. Szpinak kroimy na drobne kawałki. Dodajemy go na patelnię z pokrojonymi na plasterki rzodkiewkami i serem fetą.    

5. Na zakończenie dodajemy odsączoną soczewicę, mieszamy i trzymamy na patelni przez około 5-10 min.    

6. Danie przyozdabiamy kiełkami.  

 

Smacznego :)!
 

Propozycja drugiego śniadania bez glutenu. 

Przygotowanie drugiego śniadania do pracy nie musi być czasochłonne. Najchętniej i najczęściej piekę ciasteczka z masłem orzechowy. Połączenie wszystkich składników zajmuje pięć minut, a samo pieczenie kolejne dziesięć (a uwierzcie mi – są bardzo smaczne). Przepis możecie znaleźć w moim starszym wpisie. Tym razem zamiast płatków górskich użyłam płatków jaglanych oraz dodałam niewielką ilość siemienia lnianego. Po drobnych zmianach moje ciasteczka nie zwierają glutenu, którego nawet osoby nie mające alergii czy nietolerancji powinny unikać. W każdej z moich propozycji lunchowych znajdziecie owoce i warzywa, są one doskonałym źródłem witamin i podstawą w naszej codziennej diecie.

Propozycja zdrowych przekąsek

Lunchowe przekąski są idealnym rozwiązaniem dla śpiochów i spóźnialskich. Kiedy goni nas czas i jedyne co jest pewne, to że już nic nie zdążymy ugotować, najlepiej powkładać do pudełek drobne przekąski. Nie przesadzajmy z przygotowywaniem dużej ilością jedzenia w ciągu dnia, jeśli wiemy, że po pracy wybieramy się na kolację ze znajomymi albo planujemy w domu małą ucztę. W dobrze skomponowanym lunchboxie powinny znaleźć się przekąski słone i słodkie. Oto kilka moich propozycji:

– pieczone ziemniaczki (które zostały nam jeszcze z obiadu, wystarczy dodać odrobinę pieprzu)
    – awokado z solą i łyżeczką oliwy z oliwek
– pomidorki z mozarelląi bazylią,
– ogórka
– marchewkę
– najróżniejsze orzeszki
– suszone owoce 
– suszone pomidory
– melon
– banan 
– sałatka owocowa 
– jagody z jogurtem

Propozycja jedzonka dla najmłodszych

Moja Julcia jest niejadkiem. Muszę bardzo się namęczyć, żeby chciała coś zjeść. Aby zachęcić nasze maluchy do jedzenia lunchów musimy pamiętać, aby nie dawać im wyłącznie tego co lubimy my! Dzieci często „jedzą oczami” więc warto wykazać się kreatywnością i przyozdobić przygotowane dania. Pytajmy się dzieci na co mają ochotę, jeśli same wybiorą potrawę, chętniej je zjedzą.

Zabieranie ze sobą do pracy, szkoły czy na wyjazdy służbowe lunchboxu jest idealnym rozwiązaniem dla tych, którzy chcą odżywiać się zdrowo. Dodatkowo pod koniec miesiąca nasze portfele mogą być grubsze, a my szczęśliwsze. Przygotowywanie pudełek z jedzeniem nie wymaga od nas wielogodzinnego stania nad garnkami, ani siedzenia w restauracji i wyczekiwania zamówienia. Zawartość naszego lunchboxu możemy nawet w parku na ławce.  

Życzę Wam wszystkim wielu pomysłów na lunchowe pudełka i pozdrawiam ze słonecznej Gdyni  :)

 

MY OWN FAIRY TALE

Przygotowywanie dzisiejszego wpisu było dla mnie prawdziwą przyjemnością. Z początku chciałam się jedynie podzielić informacją o moim drobnym udziale w dubbingu "Kopciuszka" – nowej produkcji Disneya, ale ogarnięta bajkowym tematem trochę się rozszalałam. A ponieważ powoli odkopuję się z zaległości po wszystkich wyjazdach, miałam trochę więcej czasu, aby przygotować dla Was kilka zdjęć, pokazujących moje małe, przyziemne przyjemności.

Robiąc porządki na szafie (nie wiem jak to się stało, ale nawet tę przestrzeń musiałam na nowo zagospodarować, bo brakuje mi miejsca…) wpadła mi w ręce jedna z moich ulubionych rodzinnych pamiątek. Za każdym razem, kiedy znajduję kopertę ze starymi zdjęciami czy wiekowy album, nie potrafię sie oprzeć i wszystkie moje obowiązki schodzą na dalszy plan – nieziemska siła nakazuje mi wszystko przejrzeć . Najbardziej lubię te czarno białe fotografie z czasów młodości moich rodziców. Chyba lubili robić zdjęcia nie mniej niż ja – jest ich całe mnóstwo.

Niespodzianki związane z wizytą listonosza od zawsze kojarzyły mi się z czymś wyjątkowo przyjemnym. Odkąd założyłam tę stronę, moje odczucia w ogóle sie nie zmieniły (chyba, że przyjdzie do mnie wezwanie do zapłacenia mandatu ;)), ale okazji do radosnego odpakowywania przesyłek mam znacznie więcej. Prezenty od marki Clochee zawsze zostają przeze mnie zużyte do samego denka. Tak było w przypadku lekkiego balsamu do ciała, płynu micelarnego i kilku innych produktów. Do kolekcji dołączył właśnie cukrowy peeling i jestem przekonana, że z nim nie będzie inaczej. Specjalnie dla Czytelników MLE udało mi się zdobyć małą zniżkę do sklepu internetowego Clochee. Wystarczy wpisać kod mle2015 aby uzyskać rabat wysokości 15% na wszystkie produkty (oprócz tych które są już w sklepie objęte rabatem). Kod będzie ważny do 30 kwietnia 2015r.

Który to już raz pokazuje Wam filiżankę herbaty? :) Wiem, że na pewno nie ostatni. Picie herbaty i  trzymanie aparatu w ręce to czyności, które prawie zawsze są ze sobą powiązane. Kiedy w końcu mogę usiąść z kubkiem w dłoniach i odsapnąć, natychmiast zaczynam odczuwać potrzebę uwiecznienia tej krótkiej chwili. A to światło odbija się ładnie w porcelanie, albo przez przypadek okładka książki, którą czytam pasuje do kubka. W zimie zdjęcie dymiącej, owocowej herbaty z miodem rozgrzewa na samą myśl, latem mrożona herbata z cytryną może być pomysłem na ochłodę. Teraz najchętniej piję uspokojające połączenie zielonej herbaty, kwiatu lilii i osmantusa (taką kombinację, naprawdę świetnej jakości znajdziecie tutaj). Wyjątkowo bez miodu, aby nie zabić delikatnego smaku. 

Weranda, położona po nasłonecznionej stronie, nagrzewa się bardzo szybko. To chyba moje ulubione miejsce do robienia zdjęć. W trakcie rodzinnych spotkań ustawiam tam zawsze wszystkich domowników i próbuje uchwycić chociaż jeden moment, w którym stoją spokojnie. W ten weekend pogoda była tak piękna, że można było się na niej opalać, a nawet wyjść do ogrodu i spędzić trochę czasu na zewnątrz. Może któraś z uwiecznionych przeze mnie chwil trafi do rodzinnego albumu i stanie się kolejną pamiątką. 

Nie, nie, nie … nie kupiłam kolejnej pary butów, ale ta którą widzicie na zdjęciu wiąże się dla mnie ze szczególnie miłymi wspomnieniami. A ponieważ pomysł na wpis powstał po obejrzeniu "Kopciuszka" to postanowiłam umieścić w nim chociaż jedno zdjęcie swoich pantofelków ;). 

PS: "Kopciuszek" w którym podłożyłam głos pod jednego z moich ulubionych bohaterów tej bajki (myszkę :)) wchodzi do kin już jutro. Jesli tak jak ja, uwielbialiście animowaną wersję sprzed ponad pięćdziesięciu lat, to myślę, że nowa również przypadnie Wam do gustu :). Niezdecydowanym polecam trailer :).