Wpis powstał we współpracy z marką Newby Teas i Olini oraz zawiera lokowanie marki własnej.

 

  Październik zwykł być dla mnie miesiącem wyciszenia, ale tym razem przypominał raczej jesienną kolejkę górską. Nie potrafię w kilku zdaniach podsumować ostatnich tygodni – zebrać w klamrę tak wiele różnych, niepasujących do siebie doświadczeń. Czy moja naiwność nie zna granic, skoro pod koniec września powtarzałam sobie, że kolejny miesiąc będzie spokojniejszy? Czy dziś nie tworzę już podobnych oczekiwań wobec biednego i niczego nie spodziewającego się listopada? Być może.

  Jesień obnaża wszystkie dziwaczne cechy mojej osobowości – ogromną tęsknotę za bezpieczeństwem i spokojem, najlepiej pod kocem i bez jakichkolwiek oczekiwań z zewnątrz, a jednocześnie wielką potrzebą wrażeń i przygód. „Wolałbym umrzeć z pasji niż z nudów.” – powiedział kiedyś Émile Zola, a ja mogę dodać, że pasja doprowadziła mnie w minionym miesiącu może nie do śmierci, ale do całkowitego zawinięcia się w dywan – jak najbardziej. A to wszystko przy akompaniamencie absolutnie zjawiskowych, jesiennych krajobrazów, które tłumią złe emocje i przypominają, jakie te wszystkie irytujące drobiazgi są nieważne. 

 

1. Październikowe spokojne historie, kiedy dom jest wszystkim czego potrzebujemy. Porządki w szafie dzieci i tłumaczenie, że za małe ubranka przydadzą się teraz komuś innemu. // 2. Nie lubię, gdy ktoś pyta mnie, czy jestem w domu. Przejdźmy od razu do rzeczy – powiedz o co chodzi, żebym wiedziała, czy jestem w domu, czy nie. // 3. Wieczory w domu i tęsknota. // 4. Pamiętam, jak kilka sezonów temu wymarzyłam sobie taką idealną, elegancką koszulę, jak z amerykańskich filmów lat pięćdziesiątych. Męczyłyśmy się nad nią okrutnie, ale teraz, co roku wypuszczamy nową wariację. Już wiem, że w tej szarej obudzę się 25 grudnia ;). // 

To nie parmezan, a zmielone migdały. Spaghetti bolognese domowej roboty (najlepiej na zasmażce i z odrobiną cynamonu) to jest moje comfort food numer jeden. 

1. Jesienne porządki. Szykuję się wystawka na Vinted :). // 2. Rok temu byłabym wdzięczna, gdyby ktoś odpowiednio wcześnie przypomniał mi na Instagramie, że mamy Dzień Chłopaka, więc skoro ja wyjątkowo pamiętałam, to dałam Wam znać. Proszę, niech ktoś się odwdzięczy za rok, bo przez dwa lata z rzędu na bank nie będę pamiętać. // 3. Zapach Bleu de Chanel wszedł już do klasyki męskich perfum. Wersja L'Exclusif ma w sobie nuty drzewa sandałowego i skóry. // 4. Tak wygląda poza sezonem plaża w Sopocie w weekend o godzinie piętnastej.Nasza ulubiona sopocka restauracja.  1. A nie łatwiej było zaparzyć w dzbanku…? // 2. Gdy w październiku każą Ci już myśleć o wiośnie. // Popis braku manier. Portos oblizuje blat, a ja na nim siedzę. Ewidentnie ciągnie swój do swego. 
Jest takie angielskie powiedzenie: "herbata to odpowiedź, niezależnie od pytania". I gdy w pracy zaczyna być nerwowo, nie potrafimy znaleźć rozwiązania problemu, to zwykle któraś z nas wstaję od stołu i mówi "to ja zrobię nam herbatę". Ileż to daje oddechu! A że często spotykamy się w moim domu, to w kredensie czeka na nas herbata, którą lubię najbardziej. Jeśli raz zacznie się pić tę od Newby Teas, to naprawdę ciężko zachwycić się potem czymś innym. Wiecie skąd się wzięła nazwa Earl Grey? Hrabia Grey był brytyjskim arystokratą i premierem Wielkiej Brytanii w latach 1830–1834. To za jego rządów zniesiono niewolnictwo w Imperium Brytyjskim i przeprowadzono ważne reformy społeczne. Legenda głosi, że pewien chiński mandaryn podarował mu herbatę aromatyzowaną olejkiem z bergamotki w podziękowaniu za uratowanie życia jego syna. Choć nie ma na to historycznych dowodów, nazwa „Earl Grey” (czyli „hrabia Grey”) już na zawsze pozostała z tą aromatyczną mieszanką. Wiedziałyście o tym? 

Z kodem KASIA20 otrzymacie 20% rabatu na cały asortyment od Newby Teas (kod działa do 15 listopada).  1. Książka, która przypomina mi, że wystarczy chwila, by poczuć, że świat ma smak, rytm i sens. Miała premierę miesiąc temu, a ja nareszcie mam chwilę, aby się w nią zanurzyć. // 2. Oj, niejeden kiciuś ucieszyłby się na taką gigantyczną włóczkę wełny. //O tym albumie mowa. "Paryż. Mały atlas hedonistyczny"Warszawskie bistro Charlotte — z jego porannym gwarem, prostym menu i gestem wspólnego stołu — jest dowodem, że duch paryskich kawiarni potrafi przeniknąć do innych przestrzeni. W ostatnich tygodniach byłam w Warszawie częściej niż przez cały ostatni rok. Bardzo udzielił mi się pęd tego miasta. Dział PR w MLE mocno przyśpieszył i stąd te podróże. Za to w listopadzie czeka na mnie powrót do spraw, które bez problemu moge ogarniać w listopadzie. Dowód na to, że dobrą estetykę można wprowadzić wszędzie. Okolice ulicy Mokotowskiej to najlepszy dowód na to, że polska moda nie ma się czego wstydzić. 
Ten sweter dla Hagrida to nic innego jak nasze melanżowe cudo z obecnej kolekcji. W Lui Store możecie też oczywiście kupić i przymierzyć rzeczy od MLE. A nasz sweter wyruszył już w dalszą drogę! Z życia jesieniary, czyli kurtka ze sztruksowym kołnierzykiem, pies żywcewm wyjęty z angielskiej wsi, bałagan w torebce i owoce jak obrazy. Co mam w torebce? Zobaczycie to na moim TikTokuPaździernikowy Sopot. Kocham moje miasto za to, że wszędzie można dojść pieszo. "Good hair day" i "zero social life day". Przypadek?"Ra(ta)tuj" czyli moje ulubione jesienne danie ;). 1. Jak ja mogłam żyć bez melanżowych swetrów?! // 2. Jedyne dwudziestoczterogodzinne spóźnienie na event La Bomby, ale jak na mnie to i tak dobrze! // 3. "Room mist" o zapachu dyni będzie teraz pachniała w Trójmieście (współpraca żadna – bo jak kobiety wybijają się w biznesie, to warto się wspierać, a La Bomba nalezy do mojej koleżanki Julii) // 4. Lui Store i Klientki MLE w tle. Uwielbiam się z Wami witać i Was poznawać! // 

Czy w związku z akcją MLE w Charlotte przesiadywałam tam przez kilka godzin i patrzyłam jak zamawiacie napary? Być może.  1. Czy to nie jest najsłodszy kubek na świecie? Napar możecie również zamówić na miejscu w Charlotte na placu Zbawiciela. // 2. Akcja trwa do 9 listopada. // 
A tu stare dobrze "Być może". Cała Europa mogłaby szukać inspiracji w kulinarnej mapie Warszawy. Nagrywanie naszej rozmowy z Justyną – właścicielką Charlotty (w sensie, że nagrywane telefonem nie pegasusem :D).  Jesienny minimalizm. 
Jesień w stylu industrialnym. Im jestem starsza tym bardziej pociągają mnie takie wnętrza (już widzę, jak mojego męża przechodzi dreszcz na samą myśl remoncie).  Z Warszawy zawsze wracam z pysznym pieczywem, a konkretnie tym z figą i orzechami z "Być może". Wy jakie pamiątki kupujecie? Czy cały ten wpis będzie jedzeniu?? Nie, ale o tych knedlach ze śliwką w Park Cafe po prostu nie sposób zapomnieć! I teraz już mogę wracać! Kierunek -> Sopot. // Dwadzieścia cztery godziny później jestem już na targach na obrzeżach Wenecji, a po całym dniu szukania nowych inspiracji i materiałów wracam na jedną noc do tego zaczarowanego miasta. Czy ten kapturek przydaje się tylko w czasie jesiennej niepogody? No nie. Mamy go w czerni, khaki i szarościCaffe Florian. Przyszłam sprawdzić czy ocalono je od zapomnienia (to najstarsza kawiarnia w Wenecji, parę lat temu była o krok od zamknięcia). Nie będę ukrywać, że rachunek w Caffe Florian mógłby śmiało brać udział w programie "paragony grozy", ale nastrój jest ;).  Przyglądam się witrynom zamkniętych już sklepów z modą męską. Zero chińszczyzny, dziesiątki lat doświadczenia, szacunek do tkanin. Włosi to umieją. Wenecja od lat boryka się z kryzysem. W dokumencie "I love Venice" na Netflixie dobrze pokazane są najważniejsze wyzwania tego miasta (napływ jednodniowych turystów, fala chińskich pamiątek wypierających oryginalne rzemiosło, no i ciągła walka z wodą). Pod naciskiem mieszkańców udało się wyprowadzić kilka kluczowych zmian, które mają przywrócić Wenecji dawny blask. Wierzę, że im się uda. W jakimkolwiek innym miejscu na ziemi obraz kota przebranego za hrabinę wydałby mi się tandetny, ale w Wenecji minimaliści zamieniają się w fanów przepychu, skąpcy szaleją w butikach przy Placu Świętego Marka, a zatwardziali kawalerowie oświadczają się na każdym rogu. Poranek przy Grand Canale. O włos od banału, o krok od doskonałości. Buty robione w Wenecji. Czy taki rodzaj rzemiosła ma szansę przetrwać w dobie Temu i Shein?Do biały spodni, do spódnicy, ale przede wszystkim do dresów. Ten sweter ma w sobie aż 92% alpakiTo ostatnie dni, żeby zobaczyć w Wenecji to, jak ludzkość próbuje zaprojektować przyszłość. I jak Polska mówi własnym głosem w świecie architektury. Chodzi oczywiście o Biennale, które zaraz się kończy. Nie jest to prezentacja wielkich nowoczesnych projektów, a raczej próba uchwycenia tego, jaki wpływ ma na nas to, w czym żyjemy. Jeśli tam trafisz i będziesz miała czas tylko na jeden pawilon – niech to będzie ten polski! Biennale Architektury w Wenecji trwa do 23 listopada. Świat wypełniony jest po brzegi ludzkim lękiem, ale ta wystawa pomaga się z nim oswoić. Za polską obecność na Biennale Architektury w Wenecji tradycyjnie odpowiada Zachęta — Narodowa Galeria Sztuki. Wystawa "Lary i penaty" pyta nas: co właściwie daje nam poczucie bezpieczeństwa w naszym domu? Ściany? Alarmy? Dobry dizajn? Podkowa nad drzwiami? Czy budynek naprawdę może nas chronić? Czy rytułał ma moc? Co nas bardziej uspokaja? Gaśnica w rogu pokoju czy paląca się świeca w oknie?  Gdy sztuka ma poczucie humoru. Ta pozycja podobno nazywa się słowiański przykuc. Ale wykonany w pawilonie norweskim! Na zdjęciach także fragmenty pawilonu koreańskiego i duńskiego (poświęconego ruinom).A tu dziwna instalacja w pawilonie koreańskim będąca czymś na kształ wielkiego posłania dla kotów. Mi się podoba :).  Pawilon serbski, który dosłownie się pruje. Wielka instalacja uprzędzona z wełny rozplata się, dzięki małym silnikom napędzanym energią słoneczną – pod koniec Biennale nic z tej instalacji nie zostanie.  Nie lubię ulegać chwilowym trendom, ale umówmy się, że skarpetki zużywają się dość szybko, więc w tym przypadku można chyba zrobić wyjątek? Moje są z H&M. Do zobaczenia! Ależ to były szalone 24 godziny!Jeśli masz znajomych, którzy twierdzą, że nie należy romantyzować jesieni, to zabierz ich tutaj – do Pałacu Ciekocinko. Wiele z Was pyta mnie o to, jaki kolor ma ta kurtka. Jak dla mnie to zdjęcie dobrze go oddaje. Nasz puchowy model z certyfikatem RDS znajdziecie w MLE Powiedz, że od siebie zgapiacie, nie mówiąc, że od siebie zgapiacie.  Z serii "mamo, zabierzemy go do domu?". Folwark Jackowo. Tutaj czas staje w miejscu (a ja ruszam z galopu). To moje pierwsze zakupy do jazdy konnej od 20 lat. W mojej rodzinie panuje przekonanie, że jeśli dopiero zaczynasz trenować jakiś sport, to ośmieszyłbyś się sięgając od razu po profesjonalne ubrania i buty. No więc jeździłam cały czas w kaloszach kupionych dwie dekady temu w decathlonie i w legginsach z Oysho :D. Ale teraz przyszedł czas na oficerki i prawdziwe bryczesy. Brama, za którą każda z nas zamienia się w jesieniarę. 1. Tak. Dziś funduję Wam jesienny spam. Jeśli ręcę odmarzły Wam dziś trzymając kierownicę, to proszę bardzo – tu link do rękawiczek.  // 2. My, cieszące się z tego jednego słonecznego dnia w październiku. // Jak Asia włoży coś od MLE, to nawet ja mam ochotę zapytać "ej, a skąd to masz?". Dwumiesięcznik. Wpadł mi w ręce u mamy. Myślałam, że TAKICH magazynów już nie ma. 1 i 2. Dziesięć stopni i wełna to moje ulubione połączenie. // 3. Nie wiem czy na kimkolwiek to też zrobi wrażenie, ale jak widzę, że kiedyś Camus spotkał się z Henri Cartier-Bresson, aby ten drugi zrobił mu zdjęcie, to szybciej bije mi serce. // 4. Dzień później przyszła wichura i zdmuchnęła prawie wszystkie liście. //  Wszyscy: "Bardzo lubię zmianę czasu i ten poranek, kiedy można pospać dłużej". 
Ja: "Dzieci zamiast o szóstej, wstały o piątej"

(To wnętrze restauracji Meduza w Sopocie.)

Dla mnie też…
Prezent od mojej kochanej mamy, która wie, że wieczory ze świeczką i kubełkiem lodów to coś, co zawsze mnie uspokajało.  Szykujemy się, bo cos dużego i wełnianego właśnie dotarło do Gdańska…Jest i on! Nasz gigasweter przywędrował teraz do Trójmiasta. Znajdziecie go w najfajniejszym koncept butiku, czyli w Mood Store w Gdańsku. Gdyby butik był domem, to byłby Mood Storem. Mówię Wam :). 
Gdy mówię "hygge" widzę właśnie to: gorące ciasto i wielki sweter (no może nie aż tak wielki ;). 
Nie wiem, jak u Was, ale u mnie praca wre. Od rana wysłałam już trzy mejle o treści "wysyłam plik w załączniku" nie dodając pliku w załączniku.  Halloweenowy nastrój wchodzi na całego! Słodka dynia od Kaisera i nasza coroczna tradycja, czyli oglądanie willi na Jaśkowej Dolinie. Gdy Twoje miasto wygląda, jak z filmu "Masz wiadomość", z tą różnicą, że to Ty masz do wysłania 30 mejli. Jak dobrze, że gdy skończę pracę to będzie na mnie czekał ład i porządek. Btw. Czy myślicie, że mężowie celowo nie rozpakowują walizki, bo liczą na to, że sama obrośnie w pajęczynę i stanie się wymarzoną ozdobą na Halloween?  Puchówka, kapturek z szalikiem, spodnie – wszystko to znajdziecie teraz w MLE. A torebka to też polska marka: Hollie Warsaw!A Wy? Jak wypoczywacie w piątek?Gdy marzyłaś o SPA, ale przypomniałaś sobie, że obiecałaś dziś dzieciom wykrajanie dyni. Tak jak sądziłam: dzieci mówiły, że chcą wydrążyć po dwie dynie, a skończyło się tak, że ja wydrążyłam jedną. Czyli przez resztę tygodnia jemy tylko dyniowe potrawy :D. Mój ulubiony sposób na jesienne dania. Zdrowe oleje to według mnie najlepszy sposób na to, aby łatwo zadbać o swoje zdrowie. Trzeba tylko pamiętać o tym, aby nie dodawać go do bardzo gorących dań (ale kto w dzisiejszym świecie ma czas jeść gorące posiłki? :D). A dlaczego akurat ten z wiesiołka od Olini?  Bo smakuje podobnie jak oliwa, jest łagodny w smaku. Dobrze sprawdzi się również do pieczywa, ale świetnie nada się do różnego rodzaju koktajli czy past warzywnych.  

 Olej z wiesiołka jest źródłem kwasu GLA (nienasycony kwas z grupy omega-6) i ma dużo witaminy E – zwanej "witaminy młodości". Olej pozytywnie wpływa na równowagę hormonalną kobiet. Znany jest także ze swoich właściwości przeciwzapalnych i pomaga ukoić suchą skórę. Według badaczy z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, dzięki GLA olej z wiesiołka ma swój udział w obniżaniu stanu zapalnego (badania naukowe możecie znaleźć tutaj). Z tego względu uważa się go za bezpieczny i skuteczny środek na atopowe zapalenie skóry (AZS). 

Mam dla Was rabat od marki Olini – nalicza się on już po kliknięciu w ten link (w koszyku będzie naliczony rabat). 

A jak zrobić tę jesienną sałatkę? Tutaj mam dla Was listę składników:

pół dyni hokaido

3-4 małe ziemniaki  

rukola  

  płatki migdałów  

oliwa (ja użyłam oleju z wiesiołka z Olinii)  

ser feta  

sól pieprz do doprawienia  

 

A oto jak to zrobić.  

Zaczęłam od umycia dyni i ziemniaków. Dynie i ziemniaki pieczemy ze skórką, dlatego ważne jest, by warzywa wcześniej porządnie wyszorować w zlewie. Kroję warzywa i wrzucam na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Dynię posypuję wędzoną słodką papryką, a ziemniaki suszoną pietruszką. Skrapiam wszystko oliwą i wkładam do piekarnika na 30 minut w 180 stopniach. Dynię wyciągam już po 20 minutach.

Gdy warzywa się pieką, prażę migdały na patelni (tak, by były delikatnie przyrumienione). Na talerz wykładam rukolę, dynię, ziemniaki. Na samą górę wrzucam prażone migdały, posypuję danie pokruszoną fetą i oczywiście polewam olejem z wiesołka z Olinii. Dla smaku doprawiam solą i pieprzem. (Można dodać też ziarna granatu lub pokrojone jabłko.)

Straszna czy nie? :D
Wygląda to bardzo romantycznie, ale w rzeczywistości ja drżę ze strachu, bo widzę, że Portos właśnie zobaczył łabędzia i szykuje się do skoku. 

Mam dla Was dobrą wiadomość – dotrwałyście do końca :). Tym widokiem pragnę wynagrodzić Wam czas, który mi poświęciłyście. Prawda, że uspokaja?

 

*  *  *