Wpis powstał we współpracy z marką Muduko, Veoli Botanica, Szkołą języków obcych Akcent, Futureantiques oraz marką Volvo.
Lato daje mi energię, a ja uczę się z niej korzystać. Nie zawsze mi to wychodzi, ale to te nieudane lekcje przynoszą mi zwykle najwięcej. Po tych kilku tygodniach oglądam się za swoje (opalone sopockim i prowansalskim słońcem) ramię i myślę sobie, że ten lipiec był dla mnie piękną (chociaż czasem także nieco przykrą) lekcją o tym, jak sprawić, aby każdego poranka widzieć możliwości, a nie ograniczenia. Jak cieszyć się pod wieczór, a nie myśleć o zmęczeniu. Jak przestać się zamartwiać tym, na co nie mamy wpływu i jak znaleźć siłę na to, aby zmienić to, co możemy.
Tych dylematów nie widać na zdjęciach – i może i dobrze. W dzisiejszej fotorelacji znajdziecie za to mnóstwo słońca, stare chateau wśród drzew, na których cykady grają swój koncert, lawendowe pola, sport, w którym nawet ja odnajduję ducha rywalizacji i mnóstwo innych zwykłych chwil, z którymi chętnie się z Wami podzielę. To co? Zostaniecie tu ze mną na chwilę?
Lipcowe kroniki zaczynamy od Prowansji i widoków, które kojarzą mi się z najszczęśliwszymi chwilami w życiu.
Kilkanaście lat temu Ridley Scott postanowił zekranizować słynną powieść Petera Malle’a „Dobry rok”. Historia ta jest stara jak świat – ambitny i cyniczny rekin finansjery dziedziczy stare chateau wraz z winnicą, co gwałtownie i mimo woli wyrywa go z jego świata i przenosi prosto do serca Prowansji. Jeśli nigdy nie ciągnęło Was do tych stron, to podejrzewam, że po obejrzeniu tego filmu wiele się zmieni w Waszych wakacyjnych planach. A co jest w tym filmie najlepsze? Że rzeczywistość zupełnie nie odbiega od kinowej kreacji. Śniadanie z widokiem na stare platany.Tak! Ten napis świetnie oddaje atmosferę Prowansji. Gdzie nie spojrzę, widzę najpiękniejsze pejzaże. 1. Kolacja zaraz się zacznie! // 2. Dziesięć minut na odświeżenie i ta sukienka może się stać wieczorową kreacją. Powtórzyłyśmy nasz najlepiej sprzedający się model z zeszłego roku, ale w bardziej minimalistycznych kolorach. W MLE znajdziecie jeszcze dwa ostatnie rozmiary. Za to buty znajdziecie tutaj. // Co takiego ma w sobie Prowansja, że ludzie z całej Europy przyjeżdzają tu i posłusznie, jak jeden mąż, chodzą w wiklinowych kapeluszach, lnianych białych koszulach i espadrylach? Gdy otacza Cię piękna, niezakłócona banerami i samowolką budowlaną architektura, ciągnące się po horyzont winnice, drogi obsadzone cyprysami i pola lawendy, to sama zaczynasz myśleć o tym, aby tego pejzażu nie burzyć. Ale styl, który kojarzy nam się wszystkim z Prowansją to zasługa nie tylko konformizmu turystów. Jeśli chciałybyście posłuchać o najpiękniejszej odsłonie letniej garderoby i przenieść się na chwilę do ukochanego regionu pisarzy i malarzy, to zapraszam na podcast, który kiedyś nagrałam. A pamiętasz jak byliśmy tu pierwszy raz? Ach, gdyby ktoś nam wtedy powiedział, że za parę lat wrócimy w takim składzie!
Gdy pierwszy raz zobaczyłam co kryje się w tej starej kopalni wapienia, od razu zamarzyłabym aby pokazać ją bliskim. To niesamowita przygoda dla każdego miłośnika sztuki.
1. W najbardziej upalny dzień w roku nie mogłam się ubrać inaczej. Namęczyłam się nad tą sukienką okropnie, ale za dwa tygodnie w końcu wchodzi do sprzedaży. // 2. Na zewnątrz jest ponad trzydzieści pięć stopni, więc bardzo chętnie pochodzimy jeszcze po tych chłodnych wapiennych korytarzach… // "Carrieres de Lumieres". To tutaj obrazy ożywają.Architektura przypadku. Dzieci wypatrzyły japońskie karpie. Jeden z nich był olbrzymi – prawie jak Portos! Podobno miał ponad 50 lat!
Kto teraz serwuje?Paleta kolorów, która tańczy w mojej głowie. Czytelnia w której pachnie lawendą. Nie wiem czy naszym dzieciom też udzielił się ten błogi nastrój, czy może to już po prostu ten czas, kiedy umieją i chcą bawić się same, ale z niedowierzaniem muszę przyznać, że na tym wyjeździe sporo czytałam. 1. Nasz piknik w oczekiwaniu na kolarzy jadących w "Tour De France". // 2. Biegniemy, aby pokibicować. // Spódniczka MLE. Dostępna już w ten piątek. "Nie obmacuj mnie, jestem tylko dla jednej osoby…"Zawsze wydawało mi się, że pola lawendy są przereklamowaną turystyczną atrakcją. A jednak robią wrażenie…Ten sweter to najlepsza rzecz jaka może mi towarzyszyć, gdy latem robi się ciut chłodniej. Nasza ukochana sukienka z drugiej ręki. “The whole future of art is to be found in the South of France.”— Vincent Van GoghOstatni wieczór za nami. Żegnaj Prowansjo! Nie zmieniaj się!A tu mała retrospekcja i 55 tysięcy (!) światełek na koncercie Eda Sheerana w Gdańsku. To jeden z lepszych gwiazdkowych prezentów jakie dostałam. Nawet jeśli od Wigilii trzeba było czekać ponad pół roku. Ale gdy szaleje się do nocy, to poranki jednak cięższe niż zwykle… Na szczęście zawsze można liczyć na mokry jęzor Portosa, który potrafi wybudzić mnie z najgłębszego snu.A jak Wasz pies interpretuje komendę "na miejsce"?
Po nieprzespanych nocach zawsze sięgam po te różowe cudo. To rozświetlająco-liftingująco-naprawcze serum pod oczy i na powieki nazywa się 20 SECONDS MAGIC EYE TREATMENT GLAM od Veoli Botanica i jest numerem jeden wśród wszystkich moich koleżanek. Twarz po jego użyciu od razu wydaje się bardziej wypoczęta.Zawiera kofeinę, peptydy, kwasy hialuronowe i kompleks Beautifeye™️. Prawdziwy miistrz w usuwaniu zasinień i obrzęków pod oczami.
Wiem, jak bardzo lubicie markę Veoli Botanica, więc wracam do Was z miłą niespodzianką. Z kodem makelifeeasier20 dostaniecie aż 20% rabatu na wszystko. Korzystajcie śmiało! :)
To uczucie zna chyba każda mama przedszkolaków – dzieci odprowadzone, przez te kilka godzin cały świat stoi przede mną otworem.Ten poniedziałek zaczął się dla mnie zbyt wcześnie. Ale dzięki temu, że i tak musiałam odwiedzić Gdańsk, w drodze powrotnej mogłam w końcu zobaczyć miejsce, które jest dla mnie największym dizajnerskim odkryciem roku. Ciekawi? Naprawdę wartościowych miejsc, gdzie można znaleźć oryginalny dizajn, jest coraz mniej. Te sklepy, które znałam i wobec których miałam zaufanie, pozamykały się w ostatnich latach. Ale jedno – i to chyba najlepsze – mam tuż pod nosem, bo w Gdańsku i jest to Futureantiques. W Futureantiques znajdziecie najciekawszą i najlepiej wyselekcjonowaną kolekcję mebli w stylu "mid-century modern". A ja przyjechałam po coś, co ma stać przy moim biurku. Nie chciałam nowego mebla (podobno na świecie mamy obecnie tyle krzeseł, że starczyłoby na osiem pokoleń wprzód). Jeśli urządzacie swoje mieszkanie, albo jesteście architektami – proszę, korzystajcie z tych rzeczy, które już wyprodukowano. Zyska na tym wnętrze i zyska na tym, ten, kto będzie tych mebli używał, bo są one po prostu lepiej zaprojektowane i wykonane. Pan Adam z Futureantiques zna się na dizajnie jak mało kto i właśnie on stoi za tym całym przedsięwzięciem – można mu zaufać w tej kwestii. W asortymencie znajdują się meble takich projektantów jak Arne Jacobsen, Hans J. Wegner, Poul Henningsen, Poul Cadovius, Gio Ponti i wiele, wiele więcej wielkich nazwisk ze świata dizajnu. Lewe czy prawe? Te modele dzieli 20 lat różnicy.
A historia krzesła Cesca to gotowy scenariusz na film. Mamy tu wielkich dizajnerów, intrygi i konflikty, światową sławę i oczywiście genialny projekt. Ten model został zaprojektowany w latach 20-tych XX wieku przez Marcela Breuera i pochodzi z Włoch. Breuer do stworzenia tego modelu podobno zainspirował rower. Krzesło miało bardzo konkretnie określony projekt, wymiary, jak również parametry techniczne. Dzięki temu każdy egzemplarz (oczywiście produkowany na licencji) był bardzo wytrzymały i o idealnie wyważonych proporcjach. A podobny mebel może kojarzycie z moich relacji. Dawno temu kupiłam duńską szafkę nocną w tym stylu i od lat pytacie mnie o to, skąd ją mam. O tym mowa. Jeśli do tej pory nie miałyście szczęścia i nie trafiłyście na podobną na pchlim targu, to zgłaszajcie się do Futureantiques – oni wyszukują właśnie takie egzemplarze i odnawiają je jeśli trzeba. Co ciekawe, takie komódki są niezwykle popularne wśród japończyków, bo świetnie pasują do małych metraży i są bardzo funkcjonalne. Myślicie, że zmieszczę ją do torebki? Witaj w domu! Milej będzie mi teraz ogarnąć te 47 mejli, na które muszę odpisać do jutra. ;) Ależ ten dzień zleciał! A może ten mrok, to po prostu zbliżająca się burza?Po dwóch latach od zakupu telewizora wgraliśmy w końcu funkcję wyświetlania obrazów. Ale frajda!Ja i festiwale? To się kupy nie trzyma. (moją torebkę znajdziecie tutaj).
Ja wiem, że to nie bardzo pasuje, do tego całego kontentu z pieczeniem tart, klasyką i różowymi kubkami z kawusią, ale cóż mogę poradzić na to, że każdy ma swoją ciemną stronę. Moja tańczy w rytm Taco Hemingway'a. Na blogu rozkłożyłam ostatnio trend „tennis-core” na czynniki pierwsze. Skąd się wziął? Dlaczego moda tenisowa uznawana jest za elitarną? Czy jest łatwa do interpretacji? I czy trzeba grać w tenisa, aby skorzystać z tej estetyki? Aby zrozumieć dlaczego moda z kortu przebiła się w ostatnim czasie do masowej świadomości, należy wpierw cofnąć się w czasie. I jak to zwykle bywa w branży mody, zwrócić się raczej w stronę socjologii niż paryskich wybiegów. Zapraszam do lektury!John Lavery, 1885. A tych dwóch panów poznajecie? ;) Tenisowy bałagan.
A tu nawet tubylcy muszą robić rezerwację :). Czy ja tutaj odpoczywam? Być może… chociaż właściwie nie. Robię przecież najlepszy z możliwych treningów dla mózgu – uczę się języka. Badania naukowe udowadniają, że uczenie się języków obcych wzmacnia struktury mózgowe. Co więcej, najnowsze odkrycia uczonych sugerują, że może to nawet chronić przed wystąpieniem chorób neurodegeneracyjnych (na przykład takich jak choroba Alzheimera). Uważa się, że regularna stymulacja mózgu, jaką zapewnia nauka języków obcych, może przyczynić się do opóźnienia lub łagodzenia objawów tych chorób. Problem tkwi tylko w motywacji, no i logistyce, bo nauka języków obcych raczej nie jest pierwsza na liście priorytetów. Na podstawie własnych doświadczeń mogę powiedzieć, że naprawdę dobry kurs internetowy może przynieść nie tylko wymierne efekty, ale także być świetnym relaksem dla naszej głowy. To trochę jak rozwiązywanie krzyżówek. A jeśli macie poczucie, że potrzebujecie "nadzoru" aby regularnie siadać do zajęć, to teraz w kursach, z których korzystam, jest też taka opcja.
Kasia z trzeciej ławki na lekcji angielskiego.
Dużą zaletą takich kursów jest to, że w każdej chwili można zrobić sobie przerwę. Poza tym, lekcje są w formie filmików, więc słuchanie ich z zamkniętymi oczami na pewno też coś daje! :DPolecam Wam kursy języka angielskiego na Platformie Akcent Iwony Róg, która opracowała je w oparciu o swoje ponad trzydziestoletnie doświadczenie w pracy ze studentami różnych narodowości, o wszelakich potrzebach oraz współpracę i kierowanie zespołem doświadczonych nauczycieli. Zwróćcie uwagę zwłaszcza na wersję Premium, perełkę w ofercie jako bardzo skuteczny kurs. Oprócz lekcji nagranych na Platformie, interaktywnych ćwiczeń w internecie, regularnie (najlepiej co tydzień) łączycie się na 15-minutowe indywidualne zajęcia z lektorem i ćwiczycie przerobiony materiał. Otrzymujecie przy tym dodatkowy pakiet pytań Speaking Practice do każdej sesji z nauczycielem.
Jeśli trudno Wam się zabrać do nauki to spróbujcie kursu PREMIUM. Tutaj macie trzy różne kody rabatowe na trzy rzeczy: –
do 10 sierpnia z kodem MLENGLISH otrzymacie 15% rabatu na kursy Standard oraz książki do kursów
– 300 zł rabatu na kurs "Premium" w subskrypcji rocznej z kodem MLEPREMIUM
– 50 zł rabatu przy subskrypcji miesięcznej kursu Premium z kodem MLEMONTH.1. Pionki, które mają udawać kotki. Testujemy grę przed przyjściem starszych koleżanek. // 2. Niby ma przyjść burza, więc siedzimy w domu… // Dlaczego ja zawsze zamuję ostatnie miejsce?Burza przeszła bokiem, ale one grają dalej.
"O kocie w kłopocie" to gra planszowa o kotku, który się zgubił i trzeba pomóc mu trafić do domu. Rozbrajająca, prawda?
W sklepie Muduko trwają właśnie zniżki do 70%, więc każdy może znaleźć swoją ulubioną grę dla całej rodziny. Dla młodszych dzieci polecam naszą ulubioną "Znajdź pluszaka".
Sopot. Z tej perspektywy nabiera jakiegoś takiego wielkomiejskiego charakteru. A tak wygląda mój fitnes. Po godzinnej przejażdżce ja ledwo chodzę, a one pytają czy teraz idziemy na plac zabaw.
1. Róża, którą zasadziłam. Myślałam, że nic z niej nie wyrośnie a tu proszę! // 2. Plastelina na stole. W naszym domu zwykle występuje w moich włosach :).
"Mamo! Zostaw w końcu nasze zabawki!"
Gdy po dalekich wyprawach, wracamy do ukochanych przekąsek. Słynna lodziarnia "U Ruszczyka". Kto wie, ten wie. Jeśli chcesz zmieścić w bagażniku połowę swojego dobytku to Volvo XC90 będzie idealne.
Ruszamy za miasto, żeby skorzystać trochę z tego morza!A piasek nad polskim morzem wygląda też tak!
Zachodzące słońce w Rewie. Nie dziwię się, że pół Polski tu do nas przyjeżdża :). Czy mieszka z nami królik?Najdziwniejszy skład złożony z małżeńskiej pary, dziadka i dwójki małych dzieci to przepis na najlepszego debla!
A dziś, dla odmiany, zamiast morza mamy zachód słońca nad sopockimi kortami. Chyba za dużo się naoglądaliśmy Olimpiady ;).
Dziękuję za Waszą obecność :*
* * *