COLD…!

jacket / kurtka – Mango

trousers / spodnie – River Island

bag / torebka – Parfois

shoes / buty – Emu

cap / czapka – H&M

gloves / rękawiczki – Oysho

Follow my blog with bloglovin!

Mam nadzieję, że największe mrozy mamy już za nami, ale nawet gdy na zewnątrz jest tylko "delikatny przymrozek", padający śnieg (lub jeszcze lepiej: śnieg z deszczem!) i wiatr, który mógłby powalić osła, to i tak nie jest to zbyt sprzyjająca atmosfera do tworzenia wyszukanych stylizacji;). Mam to szczęśćie, że zazwyczaj poruszam się po mieście samochodem, ale zdarzają się sytuacje kiedy muszą przejśc do celu trochę więcej niż 10 kroków:). W takich sytuacjach zmrożona kropla spadająca za kołnierz mojej kurtki naprawdę potrafi mnie wyprowadzić z równowagi! 

Chciałabym Wam już pokazywać neonowe kolory i lekkie wiosenne sukienki, ale póki co zostanę przy swojej puchowej kurtce (pamiętacie stylizację z tą puchówką z zeszłego roku?:)), ukochanych emu i futrzanej czapce. Przynajmniej będzie mi ciepło!:). Wszystkich zainteresowanych zapraszam też na kolejny post z zestawieniem z ostatniego miesiąca:).

 

Swan Lake

I'm not sure how familiar you are with the works of Tchaikovsky, but for me each act of Swan Lake, blaring out over the car speakers, is like a trip into a dream world! I'd be exaggerating slightly (ok: a lot!) if I compared my outfit to a ballet costume, but I hope that the swan motif on my sweater will lend a little dreaminess to my mood:)

coat / płaszcz – Zara

jumper / sweter – asos.com

trousers / spodnie – River Island

boots / botki – Bershka

cap / czapka – Parfois

bag / torebka – Małgorzata Bartkowiak

Nie wiem na ile Wam bliska jest twórczość Piotra Czajkowskiego, ale dla mnie każdy poszczególny akt "Jeziora Łabędziego", rozbrzmiewający w trakcie moich samochowych przejażdżek, jest jak podróż do wyśnionego świata:). Trochę bym przesadziła (no dobrze, napisanie "trochę" to niedopowiedzenie roku;)), porównując swój strój do baletowych sukienek, ale mam nadzieję, że motyw łabędzi na swetrze nadał całości chociaż odrobinę wymarzonego nastroju. 

Follow my blog with bloglovin!

Valentine’s MAKE UP!

W tym roku postanowiłam przedstawić Wam moją walentynkową propozycję z małym wyprzedzeniem (bez obaw – makijaż ani strój się nie zmarnował:)). Poza tym od dawna nie było na blogu niczego związanego z MAKE UP'em, a wiele z Was pytało o taki post, więc nie mogłam dłużej zwlekać:). Dzisiejsze instrukcje nie muszą być przez Was wykorzystywane tylko wyłącznie przed romantyczną kolacją – taki klasyczny makijaż, będzie pasował też na imprezę, czy uroczystości rodzinne (oczywiście po nałożeniu na siebie czegoś bardziej stosownego;)). A więc do dzieła! Oto produkty, które wykorzystałam w trakcie tego makijażu:

Poza produktami widocznymi na zdjęciu użyłam jeszcze korektora marki BENEFIT (No. 1) oraz eye-linera, którego nazwy nie jestem w stanie już podać bo się wytarła :) (podejrzewam, że pochodzi z Miss Sixty).

Dla tych którzy nie wyobrażają sobie kompletnego makijażu bez kryjącego fluidu polecam ten z tej samej serii co baza Delia. Produkty bardzo dobrze się uzupełniają i pięknie wygładzają skórę.

Teraz przydałby się podkład muzyczny z IX symfonii Beethovena, bo o to pojawia się przed nami….

KASIA BEZ MAKIJAŻU! 

Ach to rozmemłane spojrzenie!;)

Krok 1: Nałożenie bazy

Zauważyłam, że mało kto używa tego rodzaju produktu, co według mnie jest dużym błędem. Pewnie niektórzy z Was pomyślą, że nakładanie kolejnej warstwy makijażu jest bez sensu, ale dzięki dobrze rozprowadzonej bazie w gruncie rzeczy będziemy potrzebować znacznie mniej kryjących produktów! Nie będziemy musiały poprawiać i nakładać kolejnych warstw co godzinę, bo makijaż będzie się o wiele dłużej trzymać. 

Baza, którą wybrałam jest roświetlająca, ma delikatny różowy kolor i lekką konsystencję. Możecie ją znaleźć tutaj:

http://delia.pl/produkty/show/BazaRozswietlajaca

KROK 2: Po nałożeniu bazy biorę do ręki korektor i wklepuję go w strategiczne miejsca – pod oczy, przy płatkach nosa, w zagłębieniu brody i na widoczne niedoskonałości. Pamiętajmy aby korektor używać pod oczy tylko na specjalne okazje. Nasza skóra jest w tym miejscu bardzo delikatna i podatna na zmarsczki.

Teraz moja skóra wygląda już dużo lepiej. Jeśli stosujecie fluid lub podkład w płynie to, na tym etapie powinnyście go nałożyć. Ja boję się efektu maski, w związku z czym go unikam:).

KROK 3: Na powieki nakładam bazę pod cienię. Niewielką ilość kremu delikatnie wmasowuję w powieki. To przedłuży żywotność makijażu.

KROK 4: Następnie na całą twarz oraz szyję nakładam gabeczką niewielką ilość mojego podkładu w kompakcie. Dzięki temu skóra jest zmatowiona.

KROK 5: Jaśniejszy cień nakładam na całą ruchomą powiękę, ciemniejszy delikatnie rozprowadzam w kącikach, a następnie pgrubym pędzlem zsypuję nadmiar cienia i wygładzam kolory. 

KROK 6: Rysuję kręskę od wewnętrzengo kącika oka i odbijam ją tuż przed zewnętrznym kącikiem. 

Cienie oraz kreska powinny wyglądać mniej więcej tak :)

Moja twarz wygląda już naprawdę nieźle, ale trochę brakuje jej koloru w związku z czym podkreślam bronzerem linie policzkowe…

…a następnie odrobiną różu podkreślam policzki (gdy uśmiechniemy się tak jak poniżej będzie nam łatwiej wycelować w odpowiednie miejsce:)).

Odrobina błyszczyku na usta i GOTOWE!

City life in the winter

coat / płaszcz – Mango

cap and scarf / czapka i szalik – H&M

trousers / spodnie – Abercrombie

boots / botki – River island

sweater and bag / sweter i torebka – Zara

gloves / rękawiczki – sopocki rynek :)

Follow my blog with bloglovin!

Po karnawałowych szaleństwach czas zabrać się za pracę! Cekinowe sukienki to miłe wspomnienie, ale od jutra trzeba wrócić do szarej i miejskiej rzeczywistości:). Całe szczęście na stos meili mogę odpisywać w towarzystwie pysznej kawy, grzejąc zmarznięte dłonie. W ten weekend nie planuję wychodzić z domu bez czapki i szalika (który znalazłam na dziale męskim – 100& wełna!). Jak Wam się podobają takie proste stroje? W taki dzień jak dziś stawiam na komfort, a wszystko wskazuje na to, że jutro nie będzie cieplej :).

New length – warm and classy!

skirt / spódnica – asos.com

jacket – dwurzędowy żakiet – River Island

bag / torebka – Simple

shoes / buty – Prima Moda

rollneck jumper / golf – Tezenis

gloves / rękawiczki – Sopocki rynek :)

Follow my blog with bloglovin!

Nie łatwo jest być eleganckim w zimie. W ostatnim czasie wybieram przede wszystkim buty Emu (ewentualnie bikerboots z futerkiem:)), długie puchowe kurtki i jednopalczaste rękawiczki – w takim stroju przemieszczam się z miejsca A do miejsca B nie ryzykując odmrożeniem rąk i nóg. Na niektóre spotkania niestety nie wypada ubrać się tak, że jedyną widoczną częścią ciała jest koniuszek naszego nosa. Niezastąpione okazują się wtedy kryjące czarne rajstopy (zawsze eleganckie), dopasowane podkoszulki na ramiączkach (to o jedną warstwę więcej!) i golfy. Długo zastanawiałam się nad zakupem tej kraciastej spódnicy, bo obawiałam się trochę jej długości, która jest bardzo modna (ach te lata 50!:)) i według mnie super kobieca, ale może jednocześnie skracać nogi. Spódnica ta zaskakująco dobrze sprawdza się nawet w wyjątkowo zimne dni – przez cały dzień miałam wrażenie, że jestem owinięta miękkim grubym kocem, który nie pozwala zmarznąć moim nogom. Ciekawa jestem co Wy o niej myślicie?:) Na wiosnę chciałabym ją nosić z baletkami i bluzkami koszulowymi.

PS: Wyprzedaże się kończą, co ma swoją złą stronę (trzeba czekać do wakacji na kolejne promocje), ale i dobrą – teraz możecie kupić ubrania za naprawdę okazyjną cenę. Jeśli nie macie w swojej szafie czarnego golfu, to radzę go poszukać i kupić :). 

 

 

Take (ECO) care!

 W minioną sobotę postanowiłam zrobić sobie wolne i pierwszy raz od długiego czasu robić to, na co naprawdę miałam ochotę. Wypoczywałam więc po piątkowym, wyjątkowo udanym spotkaniu z Zosią i Gosią (był to nasz pierwszy wieczór we trójkę od bardzo dawna:)), odpisywałam na Wasze komentarze, przeglądałam strony internetowe o modzie i nadrabiałam wszelkiego rodzaju zabiegi pielęgnacyjne:). 

Zosia, Kasia i Gosia :D

Wraz z wiekiem zaczęłam przywiązywać większą uwagę do składu kosmetyków. Jestem jedną z tych osób, które bardzo łatwo zniechęcają się do produktu, gdy tylko usłyszą, że w jego skład wchodzą trujące chemikalia (jakie to dziwne!;)). Powoli (acz skutecznie) przestawiam się więc na produkty naturalne. W moim "ekoplanie" dużą rolę odgrywają teraz kosmetyki polskiej marki Phenome i to one były głównym bohaterem sobotniego przedpołudnia. Przekonały mnie do siebie przede wszystkim substancjami, których NIE POSIADAJĄ:

Cóż, produkty tej marki ciężko jest w ogóle porównać z tym co możemy znaleźć w tradycyjnych drogeriach – na pierwszy rzut oka (i na drugi też :)) widać, że w tych szklanych retro słoiczkach nie ma niczego co  mogłoby nam zaszkodzić. To co do tej pory wypróbowałam to peeling do twarzy – skóra jest po nim naprawdę gładka, a delikatne zmarszczki (które niestety już się pojawiają) mniej widoczne. Drugim produktem, który Wam polecam, to coś na kształt olejku (pomimo tłustej konsystencji ładnie się wchłania i zostawia delikatny film). 

W swojej kolekcji mam jeszcze żele pod prysznic oraz masło rozgrzewające z imbirem, która zaskakująco długo delikatnie natłuszcza skórę. I wszystko byłoby idealne, gdyby nie problem z dostępnością tych kosmetyków – w zwykłych drogeriach ich nie znajdziecie (jeśli mieszkacie w Warszawie lub w Poznaniu to możecie się wybrać do sklepu firmowego), więc pozostaje Wam internet:

www.phenome.pl

Gdyby któraś z Was posiadała szampony i odżywki do włosów tej firmy to czekam na opinie (zwłaszcza jeśli mowa o produktach do włosów suchych):).

Nie zgadniecie KTO ZNOWU bezpardonowo postanowił wejść w kadr, gdy tylko usiadłam swoim łóżku…

Pempusia!!! :)