Presentation – H&M Conscious Collection

trousers / spodnie – Mango

jacket / żakiet – Zara

top / bluzka – Oysho

bag / torebka – COS

shoes / buty – Kazar

Na prezentacje kolekcji wybieram się znacznie częściej niż na tradycyjne pokazy mody, które zwykle zamieniają się przede wszystkim w wydarzenia medialne, a kwestia samych projektów schodzi na dalszy plan. Prezentacje trwają kilka godzin, rzadko kiedy prasa informowana jest o ich dacie i miejscu, nie znajdziemy też na nich wybiegu i pierwszych rzędów. Całość przypomina raczej niezobowiązujące spotkanie – ktoś może robić zdjęcia, inny gość utnie sobie pogawędkę z dawno niewidzianymi znajomymi, albo w zupełnej ciszy poobserwowuje prezentowaną kolekcję, robiąc przerwy na mały poczęstunek. Tak było również na prezentacji kolekcji H&M Conscious Collection, którą możecie już kupić w sklepach tej marki. 

Easter Party

     Dzisiejszy dzień poświęcę na sprzątanie, malowanie pisanek i ugniatanie ciast – wszystko musi być przygotowane na czas. W tym tygodniu miałam już okazję, aby przetestować nowe przepisy i podzielić się Wielkanocnym jajkiem. Ponieważ mało mamy okazji, aby spotkać się z dziewczynami w komplecie, to świąteczny piknik wydawał mi się idealnym pretekstem do złożenia sobie nawzajem życzeń i nacieszenia się własnym towarzystwem.

     Przygotowania poszły mi niezwykle sprawnie, co w moim przypadku praktycznie graniczy z cudem (mam najsłabszą pamięć na świecie i non stop o wszystkim zapominam, ale spisana wcześniej lista okazała się wybawieniem na moją przedwczesną sklerozę). Po przygotowaniu małych przekąsek i zapakowaniu wszystkich piknikowych akcesoriów jakie znalazłam w domu, musiałam już tylko "rozbić obóz" na ostatniej dzikiej polanie w moim mieście. Nie zdążyłam jeszcze zawiesić girlandy zrobionej z chusteczek i tasiemki, a już słyszałam dobiegające z daleka śmiechy i znajome głosy. Każda z dziewczyn przygotowała coś od siebie – jedzenia było tyle, że ledwo znalazłyśmy miejsce aby usiąść.

     Było to jedno z najmilszych "służbowych spotkań" i gdyby nie zachodzące słońce, zwiastujące nadejście chłodnego wieczoru, bawiłybyśmy się znacznie dłużej. Aż żal było nam kończyć imprezę. Na pocieszenie każda z nas wzięła po sporym kawałku mazurka Zosi do domu, a Gosia obdarowała nas jajkami od kur z kaszubskiego gospodarstwa. 

Moja ulubiona świąteczna tradycja to "walka na jajka". To jajko, które przyżyje najwięcej stuknięć wygrywa. Tym razem zwyciężyła Gosia.

A tu trochę mniej oficjalna wersja zdjęcia grupowego :)

Wesołych Świąt dziewczyny! :)

9th Warsaw Half Marathon. It hurts? Well… it has to!

I made it, I ran the Warsaw Half Marathon. After two days I’m able to walk again. Monday was one of the worst days in my life, but despite the pain I know that I did my best and it was worth it. I didn't expect to do so well. During my trainings I was constantly repeating to myself- 21 kilometers, pfffff it will be wonderful! I can do it! When I finally stood on the starting line only one question came across my mind – Oh boy! what am I doing here? Despite my doubts, thanks to incredible atmosphere, excellent organization, huge turnout of runners and supporters I managed to reach finish line in time I had never dreamed of.

Udało się! Przebiegłam półmaraton Warszawski! Po dwóch dniach od wykonania tego wielkiego wysiłku jestem już w stanie znowu chodzić, ale pomimo bólu wniosek jest tylko jeden – było warto i dałam z siebie wszystko! Nie spodziewałam się, że tak dobrze mi pójdzie. W trakcie przygotowań, przez cały czas powtarzałam sobie "cudownie jest przebiec 21km! Pff! Co to dla mnie?", ale gdy stanęłam na starcie w mojej głowie pojawiało się tylko jedno pytanie "O rany! Co ja tu robię?!". Wbrew swojemu zwątpieniu, głównie dzięki niesamowitej atmosferze, rewelacyjnej organizacji i ogromnej frekwencji biegaczy i kibiców, udało mi się osiągnąć czas, o którym nawet nie marzyłam – 1:54:03. 

Grupowe rozgrzewki wyglądały imponująco. W biegu wystartowało 11 tysięcy biegaczy.

Tuż przed startem miałam ochotę odwrócić się i pobiec w drugą stronę.

top – adidas / shorty – H&M / buty i czapka – Nike

Pokonując kolejne kilometry na trasie mijałam różne atrakcje – grające orkiestry, dopingujące grupy ludzi, motywujące banery. Po prostu całe miasto imprezowało :)!

Victor Kipchirchir z Kenii z czasem 01:00:48 pobił rekord Półmaratonu Warszawskiego. To był najszybszy bieg na dystansie 21,097 km w historii Polski. Imponujący czas, ale niech lepiej uważa, w przyszłym roku zamierzam zrobić lepszy :P!

Na 15-16 kilometrze musiałam się zmierzyć z podbiegiem na ulicy Agrykoli. Kilkumetrowe, strome wzniesienie dało mi ostro w kość! Nie zatrzymałam się, ale było blisko. Po wczołganiu się na górę przez dobre 10 minut musiałam uspakajać oddech. Jeden z kibiców krzyknął w moją stronę, żebym się nie poddawała, bo już mam niedaleko – 5km. Miałam ochotę zawrócić i go zamordować – te 5km wydawało się wtedy dystansem nie do pokonania.

Biegnąc przez Tunel Wisłostrady echo roznosiło okrzyki dopingujących siebie nawzajem biegaczy – brzmiało to jak gladiatorzy nawołujący do walki. W tamtej chwili ze wzruszenia napłynęły mi łzy do oczu.

Pan powyżej pokonał półmaraton, wraz z córeczką, w około 1:30:00 :). Brawo!

Dla takich widoków warto stać na mecie.

Tego pana prosimy o podanie numeru telefonu. Jestem gotowa z nim poćwiczyć ;)

W każdym wieku można biegać, a ten pan na pewno zrobił lepszy czas niż ja!

Na metę wbiegłam zmęczona i obolała – miałam naprawdę dosyć (nawet zapomniałam wyłączyć zegarka, który mierzył mi czas). Po 13 kilometrze rozbolało mnie biodro, pod koniec biegu ból stawał się nie do zniesienia. Gdy docierały już do mnie czarne myśli, zauważyłam wielką tabilicę z hasłem "700 metrów do końca – BOLI? MUSI BOLEĆ!" To pozwoliło mi zebrać jeszcze resztki sił. Ta mała rzecz pomogła mi ukończyć bieg.

Kasia stojąc przy samej mecie miała okazję podziwiać wiele wzruszających scen. Jak ją zobaczyłam miała szkliste oczy, co na początku mnie bardzo zdziwiło, ale jak opowiedziała mi o wszystkich radosnych twarzach, które widziała, sama miałam ochotę się rozpłakać. Widok szczęśliwych, zmęczonych i pękających z dumy ludzi potrafi rozczulić każdego.

W biegu wzięła udział jedna z naszych Czytelniczek. Cieszę się, że mogłyśmy się poznać :).

Pełnia szczęścia :D!!! Chyba zasłużyłam na nagrodę (napewno będzie to coś słodkiego;)).

Mojej radości nie było końca, ale teraz czeka mnie jeszcze większe wyzwanie. Wiem jednak, że jeszcze nigdy nie byłam tak blisko przebiegnięcia całego maratonu :).

I JUŻ PO WSZYSTKIM …

Nie ma to jak wyjść za mąż we wtorek ;).

Ten wczorajszy wpis był oczywiście prima aprilisowym żartem, ale przy okazji chciałam Wam podziękować za wszystkie wczorajsze życzenia! :) Mam nadzieję, że kiedyś się przydadzą! :)

LAST MONTH

Kolejny miesiąc za mną. I kolejny rok blogowania. Minęły już ponad trzy lata od opublikowania pierwszego postu na tej stronie. W międzyczasie sporo się zmieniło, ale to co najważniejsze pozostało dokładnie takie samo – w dalszym ciągu mam wokół siebie bliskie mi osoby i mogę liczyć na ich wsparcie w każdej sytuacji. W dzisiejszym poście poza tradycyjną porcją zdjęć, znajdziecie też małą fotorelację z naszej urodzinowej imprezy. W końcu udało nam się spotkać w pełnym składzie i bawić do białego rana. 

Mam nadzieję, że ten tydzień będzie równie piękny i słoneczny co ostatnie kilka dni, a poniedziałek okaże się dla Was bardziej znośny niż zwykle :).

1. Widok na moją ukochaną sopocką plażę. / 2. Pierwsze ciepłe dni. / 3. Wiosna przyszła! / 4. Prosty zestaw na każdy dzień. 

Wszystkie kwiaty w jednym wazonie.

Morze o świcie. Czasami warto wstać trochę wcześniej dla takich widoków.

Easy like Sunday morning. 

Mały backstage :)

Propozycja dla łakomczuchów.

Kot o imieniu Dres miał mały incydent z nieznanym nam zwierzęciem. Na szczęście czuje się coraz lepiej. 

Kojarzycie mój ukochany notes? Tak wyglądał po spotkaniu z moim bratankiem i jego niebieską kredką …

so happy to have you girls

Po więcej zdjęć zapraszam na mój profil Instagram.

 

PETIT PARIS

Like most of my trips connected with blogging, the last trip to Paris wasn’t planned at all. I had to decide if I’m going, immediately after I came back from New York, it took me 5 minutes. I was happy like a child, becasue during my previous visit Paris made a big impression on me. This time it was no different. I have some great memories just after three days. The moment when I first went into our apartament, and run to the balcony, acting like a child in candy store, just to look if I could see the Arc de Triomphe. The mad search for perfect shoes, which I could wear to Gosia Baczyńska show. The view of the rising Sun over the Eiffel Tower, and lovely dinner at a small Italian place, on the other side of the Seine. Leaving Paris I felt like I was watching a really beautiful film and it was time to go back to reality. I have a perfect souvenir – a bunch of pictures to which I can return at any moment.

Jak większość moich podróży związanych z blogowaniem, wyjazd do Paryża nie był do końca zaplanowany. Zaraz po przyjeździe z Nowego Jorku, musiałam podjąć szybką decyzję czy zacząć się ponownie pakować. Zajęło mi to pięć minut. Oczywiście cieszyłam się jak dziecko, bo ostatnim razem Paryż zrobił na mnie ogromne wrażenie. Tym razem nie było inaczej. Po tych trzech dniach mam w głowie kilka niezapomnianych momentów; gdy po raz pierwszy weszłam do naszego apartamentu i piszcząc z radości pobiegłam otworzyć drzwi od balkonu, aby wypatrzeć Łuk Triumfalny; szalone poszukiwania butów na pokaz Gosi Baczyńskiej; słońce wschodzące nad wieżą Eiffla, czy uroczą kolację w małej włoskiej knajpie na drugim brzegu Sekwany. Wyjeżdżając z Paryża czułam się jak po pięknym seansie filmowym, kiedy to zapalające się w sali światła uświadamiają mi, że czas wracać do rzeczywistości. Na pamiątkę mam masę zdjęć, do których będę mogła wrócić w każdej chwili. 

Po pokazie H&M, Zosia przekonała nas żebyśmy wróciły do hotelu pieszo. Nogi bolały nas strasznie, ale "miasto światła" po zmroku prezentowało się wyjątkowo pięknie. 

W tym pasażu, niedaleko Rue du Louvre, Christian Louboutin otworzył swój pierwszy butik. Za namową Gosi, która znana jest ze swojej imponującej kolekcji butów (nie uwierzyłybyście jakie modele ma w swojej szafie:)), poszukiwania idealnych szpilek rozpoczęłam właśnie w tym miejscu. Niestety nie znalazłam pasującego na mnie modelu ze słynną czerwoną podeszwą, ale wizytę w tym pięknym sklepie i tak uznaję za udaną :).

 Ulicę Saint Honore przeszłyśmy wzdłuż i wszerz. Ekskluzywne butiki, do których zwykle wchodzi się ze skrępowaniem i nieśmiałością, w Paryżu są wypełnione ludźmi, a ich próg przechodzi się z przyjemnością. Po przymierzeniu trzydziestu par butów w dalszym ciągu nie znalazłam modelu, na który mogłabym wydać zaoszczedzoną na ten zakup kwotę. Piękne pudrowe szpilki od Saint Laurent były już niedostępne w moim rozmiarze, więc poszukiwania po raz kolejny nie zakończyły się sukcesem.

sunglasses / okulary – Asos; top / bluzka – COS; vest / kamizelka – mój projekt / trousers / spodnie – Mango; bag / torebka – Kazar; watch / zegarek – MK

Słynny butik CHANEL, w którym znajduje się słynna ściana z luster.

Łuk przy Jardin des Tuileries, niedaleko Luwru. 

Drugiego dnia, po odbębnieniu zwiedzania i wykonaniu zdjęć, chwyciłyśmy się ostatniej deski ratunku. Wsiadłyśmy w taksówkę i ruszyłyśmy w stronę słynnej galerii handlowej Printemps. Zosia szybko odnalazła dział z przyborami kuchennymi, Gosia pobiegła mierzyć najnowszą kolekcję sukienek Victorii Beckham, a ja skrupulatnie przyglądałam się każdej napotkanej parze szpilek, znajdując w końcu tę wypatrzoną poprzedniego dnia na Saint Honore, i to w moim rozmiarze! :)

Czym byłyby zakupy bez ukochanych przyjaciółek! :) Przed podjęciem ostatecznej decyzji, rozsiadłyśmy się na pięknej pikowanej kanapie i rozważyłyśmy wszystkie za i przeciw. Zosia namawiała mnie na szpilki od Diora, twierdząc, że będą bardziej uniwersalne, za to Gosia bez wahania kazała kupić mi obydwie pary :). Po przemyśleniu zawartości mojej szafy, pomaszerowałam do kasy. Nie żałuję! :)

Widziałyście już relację z pokazu Gosi Baczyńskiej i prezentacji kolekcji H&M (tutaj i tutaj).

Dzięki zakupom w Printemps znalazłyśmy piękną kawiarnię, firmowaną przez najsłynniejszy magazyn modowy na świecie – Vogue. To tu postanowiłyśmy załatwić blogowe sprawy – odpisać na pilne maile, przegrać zdjęcia i opublikować post …

… zrobiłabym to pewnie bez problemu w hotelu, gdyby w naszym cudownym apartamencie internet działał trochę lepiej …

… łączność z siecią można było znaleźć tylko na korytarzu …

… za to w naszym pokoju królował ład i porządek …

Piękny widok z Westin Hotel.

Czy Francuzi nie są oryginalni? :)

Mały deszcz jeszcze nikomu nie zaszkodził, tym bardziej, jeśli po nim można podziwiać piękną tęczę nad ulicami Paryża.

sweatshirt / bluza – Asos; trousers / spodnie – Mango; coat / płaszcz – H&M; sneakers / trampki – Converse; bag / torebka – Małgorzata Bartkowiak

Słynna Angelina – ulubiona kawiarnia Coco Chanel.

Moim zdaniem najwspanialsze miejsce w Paryżu – księgarnia Galignani, to coś więcej niż sklep z książkami. Znajdziemy tam najpiękniejsze wydania słynnych powieści, albumy nie do kupienia w Polsce i wszystko czego dusza zapragnie, a mogło być przelane na papier. 

Tak, na tym zdjęciu "rozdziawiam" buzię z wrażenia. 

Poza nowymi butami, przywiozłam do Polski jeszcze jedną rzecz – pięknie wydany album, uwieczniający produkcję mojego ukochanego filmu "Śniadanie u Tiffany'ego".

Przypadkowo spotkana paryżanka.

"Złote" ulice Paryża.

I piękny widok na koniec. Czy ktoś z Was zna bardziej romantyczne miejsce na świecie?