New in

  I hope that you had a wonderful weekend! For the past few weeks it has been very hard for me to find time for anything ( perhaps you have some good tricks on how to organize your day?) I also totally forgot about New In series, that hasn’t appeared on a blog for a while now. So, I decided to make up for this today. Enjoy! :)

***

  Mam nadzieję, że macie za sobą udany weekend! Od ostatnich kilku tygodni ciężko jest mi znaleźć czas na cokolwiek (może macie jakieś sprawdzone sposoby na dobrą organizację dnia? :)). Wypadło mi też z głowy, że od dawna nie pojawił się wpis z cyklu new in. Dziś postanowiłam nadrobić te małe zaległości. Zapraszam! :)

  Nie wspominałam o tym jeszcze na blogu ale tydzień temu spędziłam trzy dni w Brukseli. Z wycieczki, poza tysiącem zdjęć przywiozłam jeszcze dwa drobiazgi ze sklepu & Other Stories – okulary i pierścionek. 

  Marka Art Deco może się wydawać niepozorna, ale już wielokrotnie była mi polecana, dlatego zdecydowałam się wypróbować pomadkę, błyszczyk i podkład (który niestety zostawiłam przez przypadek w hotelu, ale był naprawdę świetny). Piszę o niej dlatego bo wiele z Was pytało o kolor pomadki użytej przeze mnie w tym wpisie. Jej numer to 70 z serii Long-wear i świetnie nadaje się do codziennego makijażu. 

  Ta mała grafika, to pamiątka przywieziona z mojej ulubionej księgarni Galignani w Paryżu. W tym tygodniu planuję ją w końcu oprawić. Myślałam o dużym, białym passe-partout i cienkiej czarnej ramie. Myślicie, że będzie pasować?

  Gotowanie i testowanie nowych przepisów to mój ulubiony sposób na odstresowanie się. Przygotowywanie ciast, tart i tortów jest dla mnie niczym powrót do szkolnych prac ręcznych. W weekend moi rodzice wrócili z Brukseli, więc postanowiłam zrobić deser na sobotni rodzinny obiad. Zdecydowałam się na tartę z malinowym kremem.

Skład:

Ciasto:

– 200 gramów mąki pszennej

– 135 gramów masła

– 35 gramów cukru pudru

Krem:

350 gramów serka Mascarpone

3 garście malin (mogą być mrożone jeśli przed dodaniem do kremu odrobinę je odsączymy)

200 gramów śmiatanki 30 procentowej

jedna tabliczka białej czekolady

łyżka stołowa cukru pudru

  Ugniatamy ciasto, zawijamy je w folię i wkładamy do lodówki. Po trzydziestu minutach (w tym czasie możemy zrobić krem) wyciągamy ciasto i wykładamy nim formę do tarty (polecam najpierw wyłożyć formę papierem do pieczenia). Wkładamy ciasto do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni i czekamy aż się delikatnie zarumieni. W dużej misce ubijamy śmietanę, dodajemy serek Mascarpone i cukier. Do małego garnuszka wlemay dwie łyżki stołowe śmiatanki i połamaną białą czekoladę (dzięki śmietance mamy większe szanse, że czekolada się nie przypali). Garnuszek stawiamy na bardzo małym płomieniu i mieszamy jego zawartość do momentu aż się rozpuści. Następnie dodajemy ją do reszty składników wraz z malinami. Delikatnie mieszamy. Czekamy aż upieczony spód wystygnie, a następnie wykładamy na niego krem. Całość odstawiamy do lodówki. Jeśli dla niektórych z Was krem będzie za ciężki, to możecie dodać same maliny na wierzch ciasta.

  Trochę przytłoczona nadmiarem spraw, potrzebowałam lekkiej a jednocześnie cudownie pozytywnej lektury. Przygotowując się do cyklu "w poszukiwaniu paryskiego szyku" zaopatrzyłam się w wiele książek, które miały przybliżyć mi styl życia mieszkanek Francji. Jedna z nich to „Szczęście na dzień dobry” Jamie Cat Callan. Przywołując wspomnienia swojej francuskiej babki oraz przeprowadzając wiele rozmów z przyjaciółmi z Francji, autorka powoli odkrywa przed nami kwintesencję joie de vivre. Zachęca nas na przykład aby nie czekać z ulubionymi rzeczami na specjalny dzień, w odległym „kiedyś”. Nośmy piękną bieliznę na co dzień. Używajmy ulubionej zastawy, gdy przyjaciele wpadają na kawę. Nie każmy swojej pięknej biżuterii leżeć miesiącami w pudełku. O ile piękniejsza jest myśl, że szczęście jest obok nas, na wyciągnięcie ręki, w najprostszych, codziennych chwilach. Musimy je tylko dostrzec i celebrować. Niezależnie od miejsca, w którym żyjemy. Miłego wieczoru! 

 

Tarta Tatin z szalotką i świeżym tymiankiem

Tarta Tatin czyli tzw. tarta odwrócona. Wykonanie jej chodziło za mną od samego przyjazdu z Paryża. Oryginalna tarta Tatin podawana jest z jabłkami a cały jej kunszt polega na tym, iż najpierw formę wypełniamy karmelizowanymi jabłkami a dopiero później przykrywamy ciastem. Historia głosi, że jej twórczyni stworzyła ją na skutek roztargnienia. Stała się jednak ogromnym hitem i doczekała się różnych modyfikacji, również tych wytrawnych – z karmelizowaną cebulą czy pomidorami. Najlepiej przyrządzać ją w żeliwnej patelni, tak by nie przerzucać smażonych szalotek do formy. Niestety większość moich patelni ma drewniane rączki i nie nadają się do pieczenia, stąd zwykła forma.

Skład:

(forma o średnicy 22 cm)

Przepis na ciasto:

220 g mąki pszennej

100 g masła

3-4 łyżki wody

1 łyżka suszonych ziół (np. oregano, bazylia lub tymianek)

szczypta soli morskiej

farsz:

ok. 350 g szalotek

3 łyżki brązowego cukru

50 g masła

garść świeżego tymianku

3 łyżki octu winnego

świeżo zmielony pieprz

sól morska

A oto jak to zrobić:

1.     Mąkę z solą przesiewamy do miski, dodajemy masło, suszone zioła i wodę (dolewamy tyle wody, aby mieszanina się połączyła). Zagniatamy ciasto i odkładamy do zamrażalnika na 30 minut.

2.     Na rozgrzanej patelni wrzucamy masło i cukier. Gdy cukier zacznie się karmelizować dodajemy połówki obranych szalotek. Smażymy na małym ogniu przez 10-12 minut, aż cebulki nabiorą złocistego koloru. Dodajemy świeży tymianek i ocet. Doprawiamy solą i pieprzem. Dusimy na małym ogniu, aż powstały płyn odparuje, a kawałki cebulek zostaną całe pokryte sosem.

3.     Ciasto wyjmujemy z lodówki i rozwałkowujemy. Wycinamy okręg o średnicy naszej formy do pieczenia. Formę smarujemy tłuszczem, nakładamy podsmażone szalotki, a następnie układamy na nich rozwałkowane ciasto. Podwijamy brzegi i dociskamy aby powstała szczelna pokrywa. Pieczemy w rozgrzanym piekarniku w 180 stopniach C (opcja: góra-dół) przez 30-35 minut. Upieczoną tartę wyjmujemy i czekamy ok. 15 minut, aż ostygnie. Formę z tartą przykrywamy dużym płaskim talerzem i obracamy do góry dnem, aby warstwa ciasta znalazła się na spodzie. Podajemy na ciepło z sałatą rzymską skropioną oliwą z oliwek i plastrami parmezanu.

 

Paryż kulinarnie

* * *

Ulicami Paryża można podążać bez końca. Kawiarnie, restauracje, zabytkowe kamienice, ogrody w samym środku miasta i zabytki których nie sposób odwiedzić, choćbym miała spędzić tu kilka miesięcy. Nasz wyjazd był dość krótki ale intensywny. Pomimo, iż były to ostatnie dni stycznia, to pogoda wprost wymarzona na całodzienne wycieczki. Pełne słońce i temperatura w okolicy 10 stopni, pozwoliły mi na całkowite zatracenie się z apartem na szyi, w mieście które od wieków zachwyca, inspiruje i uwodzi :-)

Tarta Tatin, créme caramel i migdałowe croissanty to powody dla których również warto przemierzyć Paryż. W cudownej paryskiej cukierni Du Pain et des Idees  polecam pistacjowego ślimaka – lekkość francuskiego ciasta i dawny wystrój po prostu zachwyca! A jeżeli mielibyście ochotę na wypróbowanie makaroników innych niż Ladurre (moim skromnym zdaniem lekko przereklamowane) to polecam te od Pierre Herme. Królestwo czekolady – ponad czterdzieści odmian z oznaczoną zawartością procentową kakao i pochodzeniem to w luksusowej cukierni Le Chocolat Alain Ducasse. Jeżeli już tam dotrzecie (mam na myśli ten punkt na rue Saint-Benoît 26) to odwiedźcie Cafe de Flore, słynną kawiarnie w stylu art deco w której m.in. bywali Picasso, Camus, Sartre.

Na ulicach Paryża nie może zabraknąć florystycznego akcentu!

Marmurowe stoliczki kuszą na każdej ulicy – to największa przyjemność zatrzymać się na un café noir z czekoladowym croissant i patrzeć na uliczny tłum!

* * *

Frenchie to go, rue de Nil 9

www.frenchietogo.com

Jeżeli pragniecie zjeść śniadanie trochę na uboczu z dala o gwarnego tłumu turystów, to wpadnijcie do Frenchie to go. Wnętrze w stylu industrialnym. Skromne ale bardzo przyjazne i dalekie od francuskiego przepychu. Wybraliśmy się tam dość wcześnie ok. 9:30 i już był spory tłum. Polecam usiąść przy oknie i poobserwować z naprzeciwka handlarzy, którzy w tych godzinach otwierają swoje małe królestwa (na przeciwko jest pan z rybami i swieżymi owocami morza i mieści się również malutki sklepik z najróżniejszymi odmianami kawy).

* * *

Dehillerin, 1 dzielnica rue Coquilliere 18

www.e-dehillerin.fr

Tak jak już pisałam na Instagramie, to miejsce powinien odwiedzić każdy miłośnik gotowania (szczegolnie kulinarni blogerzy :-D), który chciałby skompletować swój kuchenny sprzęt. Wąskie korytarze, wysokie drewniane regały a na nich mosiężne patelnie, kilkadziesiąt rodzajów foremek do pieczenia tart, babeczek, makaroników, formy do podawania ślimaków etc. Oczywiście wszystko pakowane w szary papier, a personel dyskretnie krząta się w fartuchach. Niestety ceny są adekwatne do jakości produktu, czyli wysokie … ale wystarczyła mi mała tarka do ścierania gałki muszkatołowej (w kształcie wieży Eiffla) która sprawiła mi niezwykłą przyjemność. Legendarny sklep. Wrócę tam!

* * *

Targowisko Marche des Enfants Rouges, 3 dzielnica rue de Bretagne 39

czynne od wtorku do niedzieli

Jedno z najbardziej uroczych miejsc spośród zabudowanych targowisk w Paryżu. Polecam przeznaczyć minimum godzinę na to miejsce i wypróbować bogatą ofertę gotowych dań kuchni japońskiej, libańskiej, marokańskiej, włoskiej lub francuskiej. Nastrój rodzinny – akurat trafiliśmy na sobotę, więc sporo paryżan wybrało się na śniadanie i po zakupy. Warto być przed 10:00 bo najświeższe produkty i ponoć można spotkać szefów znanych paryskich restauracji (z gwiazdkami Michelin też:). Przy okazji po raz kolejny uświadomiłam sobie, że nawet paryskie targowiska mają swój dress code, który warto przestrzegać. Starsze panie ze skrzętnie zawiązanymi apaszkami i z pieskami na smyczach, zalatane mamy z gromadką dzieci (większość jak z obrazka z granatowymi beretami i koszulkami w paski) i dostojni mężczyźni z bukietami świeżych róż.

Bedąc na targu Marché, koniecznie odwiedźcie stoisko prowadzone przez ojca i dwóch (albo i trzech :-)) synów z francuskim pieczywem i wspaniałaymi kanapkami (tutaj wiecej szczegółów) Warto uzbroić się w cierpliwość, bo właściciele są bardzo towarzyscy a grzecznościową rozmową możesz tylko zaskarbić sobie względy!

Kuchnia libańska – domowy hummus, faszerowane bakłażany, kofty i grillowana jagnięcina. Są również stoiska z tradycyjną kuchnią francuską – terrina wieprzowa, confit z kaczki i pot au feu, wyjątkowej jakości wędzone wędliny i wspaniałe sery. Francuzi lubią przygotowywać to co klasyczne, klasycznie a zatem to jest idealne miejsce na te wspaniałości.

 

Przepisy na Wielkanoc: Faszerowane jajka z duszoną cebulką i pieczarkami, świeżą kolendrą i kozim serem

* * *

Jak co roku na naszym stole wielkanocnym nie może zabraknąć faszerowanych jajek. Jest ich kilka rodzajów, bo każdy ma swoje ulubione. Począwszy od tych podsmażanych na masełku w bułce tartej, po piękne różowe barwione w soku z buraków. Dzisiejsze są dość specjalne, bo z dodatkiem świeżego koziego sera, który jeszcze wczesnym rankiem był pakowany przez gospodarzy z naszych kaszubskich terenów, skąd wywodzą się jego tradycje.  W pomorskich gospodarstwach wytwarza się je ręcznie, tradycyjnymi metodami, co nadaje im regionalnego, niepowtarzalnego smaku.

Okres wielkanocny to czas, w którym ciągnie mnie jeszcze bardziej na wieś. Do natury. W tym roku planujemy drugi dzień świąt spędzić daleko od miasta. I chodź mieszkam w jednym z najpiękniejszych zakątków – nad morzem, to marzę o głuchej ciszy w lesie i herbacie wypitej z termosu już na świeżym powietrzu. Marzę o podglądaniu przyrody, która tak dzielnie budzi się do życia i chcę dyskretnie stać się jej częścią.

Skład:

4 ugotowane jajka na twadro, obrane i przekrojone na połówki

1 duża cebula

3-4 pieczarki

1/2 łyżeczki musztardy Dijon

garść świeżej kolendry

ok. 150 g świeżego sera koziego

sól morska

świeżo zmielony pieprz

A oto jak to zrobić:

1. Pieczarki i cebulkę kroimy na drobną kosteczkę. Całość dusimy na maśle. Odstawiamy z ognia. Dodajemy rozgniecone żółtka (ugotowane), posiekaną kolendrę i ser kozi. Całość dokładnie mieszamy. Doprawiamy solą, świeżo zmielonym pieprzem i odrobiną musztardy. Ugotowane połówki jajek wypełniamy farszem. Na końcu dekorujemy świeżymi listkami kolendry.

Komentarz: Regionalnych serów szukajcie w restauracjach Gdańsk Pomorskie Culinary Prestige www.pomorskie-prestige.eu

 

 

 

Mazurek orzechowo-migdałowy z miodem na kruchym spodzie

* * *

,,Jest wspaniały – podaj mi konieczne przepis!" Właśnie to usłyszałam od mojej Przyjaciółki, która niespodziewanie odwiedziła mnie w ciągu dnia. Byłam akurat w ferworze pieczenia mazurków na bloga – kuchnia zasypana mąką, bakalie porozgniecane na ziemi i dwa psy nerwowo węszące, co by tu ukradkiem zjeść!  Myślami byłam tylko przy robieniu zdjęć i ustalaniu proporcji, tak by nikt nie miał niespodzianek przy odtwarzaniu przepisu. Jej słowa wypowiedziane tuż po pierwszym kęsie, upewniły mnie, że jednak mogę publikować przepis :-))Jeżeli jak co roku przygotowujecie wielkanocne mazurki i chcielibyście nieco urozmaicić klasyczne kruche ciasto z kajmakiem, to polecam Wam dzisiejszy przepis. Coś czuje, że masa miodowo-bakaliowa na kruchym, migdałowym spodzie będzie gościła w moim domu nie tylko w Wielkanoc!

Skład:

(forma o średnicy ok. 28 cm)

kruche ciasto:

100 g mąki pszennej

50 g mąki migdałowej

125 g masła

1 żóltko

30 cukru

1 łyżka wody (opcjonalnie)

masa:

4 białka

80 g cukru

4 duże łyżki płynnego miodu

150 g orzechów włoskich

100 g płatków migdałowych

szczypta soli

A oto jak to zrobić:

1. Wszystkie składniki na kruche ciasto zagniatamy i formujemy z niego kulę. Schładzamy w lodówce ok. 1 godziny. Formę do tarty wykładamy papierem do pieczenia i nakładamy rozwałkowane ciasto. Spód ciasta nakłuwamy widelcem i pieczemy ok. 20 minut w rozgrzanym piekarniku do 180 stopni C (opcja: góra-dół). Kruche ciasto wyjmujemy i czekamy aż ostygnie (pozostawiamy w papierze do pieczenia.

2. Orzechy włoskie siekamy, dodajemy płatki migdałowe, miód i mieszamy. Białka ubijamy ze szczyptą soli na sztywną pianę, pod koniec ubijania dodajemy cukier. Do ubitej piany dodajemy mieszankę miodowo – bakaliową. Mieszamy i równomiernie wykładamy na upieczony kruchy spód. Mazurek wstawiamy do rozgrzanego piekarnika do 160 stopni C (opcja: góra-dół) i pieczemy przez 20 minut. Mazurek przed podaniem posypmy płatkami migdałowymi i gałązkami / baziami.

Komentarz: Wszystkie bakalie oraz mąka migdałowa dostępne są sklepie ekologicznym Biosklep.

Przepisy na Wielkanoc: Wilgotny sernik z białą czekoladą i domowym lemon curd

* * *

Przed nami jeden z najpiękniejszych okresów w roku – wiosna! Moja ogrodowa forsycja już zakwitła, a liście tulipanów dawno przedarły się przez grubą warstwę ziemi. Czas na wiosenne porządki i świąteczne przygotowania. Jak co roku będę piekła babkę czekoladową, karmelową i zagniatała kruche ciasto na mazurki. W najbliższych dniach postaram się podzielić z Wami kilkoma nowymi przepisami więc zaglądajcie w wolnej chwili :-) A już teraz polecam wypróbowanie przepisu na sernik. Jest wilgotny, lekko kwaskowaty z domowym musem cytrynowym (lemon curd).

Skład:

(średnica formy 23 cm)

1 kg zmielonego twarogu

4 jajka

3 łyżki mąki ziemniaczanej

150 g cukru

skórka otarta z 1 cytryny

200 g białej czekolady

lemon curd:

2 jajka

180 g cukru

80 g schłodzonego masła

sok wyciśnięty z 2 cytryn

do dekoracji: cięte kwiaty

A oto jak to zrobić:

1. Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni C. Czekoladę roztapiamy w kąpieli wodnej i odstawiamy aż ostygnie. Zmielony twaróg mieszamy z cukrem, mąką ziemniaczaną i jajkami. Ucieramy mikserem ok. 3-4 minut. Do masy dodajemy roztopioną czekoladę i otartą skórkę cytrynową. Całość mieszamy.

2. Masę twarogową przekładamy do formy wyłożonej papierem do pieczenia. Temperaturę piekarnika zmniejszamy do 160 stopni C i umieszczamy formę z ciastem. Pieczemy 60 minut. Wyłączamy piekarnik, uchylamy drzwiczki i czekamy aż ostygnie sernik w piekarniku.

3. Aby przygotować lemon curd: w małym garnku roztrzepujemy jajka z cukrem do połączenia się składników. Garnek ustawiamy nad parą wodną (kąpiel wodna) i ciągle mieszamy. W trakcie mieszania dodajemy masło i sok z cytryny. Mieszamy aż do zgęstnienia kremu. Gotowy krem schładzamy, a następie nakładamy na upieczony sernik. Tak przygotowany sernik najlepiej przechowywać w lodówce.