No excuses! Run!

Być może dziwi Was to, że pierwszy post o sporcie pojawia się tutaj we wrześniu (a przecież wszystkie z nas chcą mieć piekną sylwetkę przed latem, a nie na Boże Narodzenie!), ale nie uważam, aby aktywności fizyczne ( a już na pewno nie bieganie) miały komukolwiek przynieść wymierne efekty, jeśli nie będą sprawiały przyjemności same w sobie. Pora roku nie ma więc tutaj zbyt dużego znaczenia.

O swoich sportowych nawykach napisałam odrobinę w poście, który pojawił się na stronie w tym tygodniu. A więc od 19 roku życia biegam co drugi dzień. Jeśli muszę wstać naprawdę bardzo wcześnie i po prostu szkoda mi tych 30 minut, które mogłabym spędzić na słodkim pochrapywaniu, to robię sobie dwudniową przerwę – wysiłek fizyczny nie może mieć znamion wewnętrznego terroru. Ma być przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem.

 

Mój jogging jest naprawdę krótki. Piętnaście minut to według mnie wystarczający czas, aby utrzymać kondycję (nie wiem czy wystarczający, aby utrzymać szczupłą sylwetkę – nie taki bowiem jest mój cel, jeśli chodzi o ruch). Obecnie nie jest to dla mnie żaden wysiłek, ale pierwsze próby ciągłego biegu przez tak długi czas były naprawdę nieprzyjemne, żeby nie powiedzieć bolesne:). 

Zaraz po bieganiu (póki tętno nadal jest przyspieszone) chwytam za mój ukochany Hula Hop, z którym nie rozstaję się od czasu trenowania gimnastyki artystycznej i kręcę nim najpierw pięć minut w prawą stronę, a następnie tyle samo w lewą. Wierzę (chociaż nie mam na to żadnych naukowych dowodów), że to dzięki temu moje ukochane pistacjowe czekoladki nie odkladają się w okolicach talii. Całość mojego treningu trwa około 25 minut. Można go wykonać w domu, na ulicy, na plaży, w lesie i jest zupełnie za darmo:).

Od czasu do czasu (co w tym przypadku oznacza nie częściej niż raz na pół roku :D) biegnę na dłuższy dystans (6 km). Nie wiem dlaczego to robię, ale domyślam się, że jest to jakaś wewnętrzna potrzeba sprawdzenia swoich możliwości:).

A więc, co mogę poradzić Wam, drogie czytelniczki?:) Jak najbardziej zachęcam do próbowania różnego rodzaju aktywności fizycznych – jeśli mój sposób na ćwiczenia Wam się spodobał, to według mnie jest on godny polecenia – nie sądzę, aby był dla kogoś niebezpieczny:). Jeśli jednak po kilku razach nie odnajdziecie w tym przyjemności, to nie zmuszajcie się i szukajcie dalej! Przez całe dzieciństwo nie cierpiałam lekcji wychowania fizycznego (jako niska i chuda dziewczynka  miałam naprawdę ogromne problemy w zaliczaniu dwutaktu i serwisu w siatkówce) i nigdy nie wierzyłam, że sport może mi sprawiać przyjemność (tak, to zdanie miało Wam dodać otuchy:)). Trzeba tę przyjemność po prostu znaleźć, a gdy już Wam się to uda, nie będziecie potrafiły przestać:).

Follow my blog with bloglovin!

Body care in summer

Wiem, że od dawien dawna nie pojawił się u mnie żaden wpis o pielęgnacji ciała. Część z Was prosiła o informacje na temat kosmetyków, których teraz używam. Cóż, w moich pielęgnacyjnych rytuałałach niewiele się zmieniło. Wciąż uważam, że regularny peeling i nawilżanie jest kluczem do jej ładnego wyglądu. Ponieważ w lecie bardziej eksponujemy skórę naszego ciała, powinnyśmy być jeszcze skrupulatniejsze w tych czynnościach. 

Skoro już mowa o peelingu – nie wydawajmy na niego ogromnych pieniędzy. Jego zadaniem jest złuszczyć naskórek i nic więcej – nie podniesie naszego biustu, ani nie spowoduje, że stracimy w udach 8 centymetrów w dwa dnia – naprawdę nie warto płacić za tego rodzaju obietnice na opakowaniu. 

Wybierzmy taki, który odpowiada nam zapachem lub jest marki, do której mamy zaufanie. Ja postanowiłam dać szansę peelingowi i masłu do ciała z firmy Bielenda. Szczerze mówiąc najpierw pokusiłam się o masło, a to dlatego, że trafił kiedyś w moje ręce balsam "zielone jabłuszko" z tej firmy, w którym całkowicie sie zakochałam. Nie mogłam go jedna dostać w żadnej drogerii. Postanowiłam więc zaopatrzyć się w analogiczny produkt i się nie zawiodłam. Peeling jest idealnej konsystencji, a masło z Avokado przepięknie pachnie. Więcej informacj o tym produkcie znajdziecie na tej stronie:

http://www.bielenda-sklep.pl/?gclid=CLH13-Ovm7ACFcjwzAodOxe4Yg

Tego typu rytuał funduję sobie minimum raz w tygodniu. 

Z kolei na co dzień używam balsamu firmy Delia. Udało mi się go dostać w internecie:

http://www.delia.pl/produkty/show/jedwab_srebrzysty

Po jego użyciu skóra jest nawilżona i błyszcząca, ale bez efektu "słonecznego patrolu", którego wolałabym uniknąć:). Posiada srebrzyste drobinki, które świetnie rozświetlają skórę. Mogę go bez obaw stosować tuż przed wielkim wyjściem – nie ma oleistej konsystnencji więc nie pobrudzi ubrań.

Oczywiście mój kot, jak zwykle nie pozwolił spokojnie dokończyć zdjęć – jest zawsze tam, gdzie akurat nie powinno go być.

Małe podcięcie

Rzadko jestem zadowolona ze ścięcia, ale po ostatnim razie naprawdę nie mam co narzekać:). Mieliście okazję oglądać moją wizytę u fryzjera (dokładną fotorelację znajdziecie tutaj:  https://www.makelifeeasier.pl/inne/haircut/ ), a ponieważ od tamtej pory moje włosy wyglądały naprawdę dobrze, to postanowiłam nie zmieniać fryzury, tylko delikatnie podciąć końcówki w taki sam sposób. Włosy są teraz krótsze, ale łatwiej się je układa. Jeszcze trochę czasu, a wszystkie moje pukle będą dokładnie tej samej długości:).

CZEKAJĄC NA ŚCIĘCIE :D

I gotowe! W jutrzejszej stylizacji zobaczycie jak nowa fryzura wygląda po moim własnoręcznym ułożeniu:)

Body

Zauważyłam, że wśród aktualizacji na temat pielęgnacji nie znalazł się taki, który dotyczyłby kosmetyków do ciała. A ponieważ to wcale nie oznacza, że się nie myję i nie używam żeli pod prysznic czy balsamów, to postanowiłam zrobić dla Was krótki opis tego, jak dbam o skórę znajdującą się poniżej szyi. 

Pewnie moje sposoby na ładną skórę nie będę dla Was zaskoczeniem. Regularny peeling i nawilżanie to tak naprawdę żaden sekret. Klucz tkwi w regularności. Na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie nie użyć balsamu, kremu, oliwki czy jakiegokolwiek produktu nawilżającego po prysznicu. Moja skóra jest w przeciwnym razie bardzo sucha. W zimie zawsze wybieram balsamy o konsystencji gęstego masła. W tym momencie używam migdałowego masła firmy DAX (dokładny opis produktu znajdziecie tutaj: http://www.dax.com.pl/  ), które naprawdę dobrze się wchłania i ma super zapach.

Dla mnie, wielki wpływ na decyzją dotyczącą wyboru kosmetyku do ciała ma jego zapach. Skoro marcepanowe masło do ciała DAX spełnia to kryterium bardzo dobrze, to postanowiłam zainwestować też w peeling z tej samej serii. Stosuję go minimum raz w tygodniu na całe ciało (oczywiście poza twarzą i szyją).

To samo tyczy się kremu do stóp i żelu do mycia ciała. Z całą pewnością będzie zaskoczone zapachem kosmetyków przedstawionych na zdjęciach.

W torebce trzymam jeszcze jedną tajną broń. Krem Bambino być może nie pachnie zabójczo pięknie, ale jest kremem dobrym na wszystko:).

Make up

Wiem, że ostatnio miałam za mało czasu aby poświęcić Wam wystarczającą ilość uwagi w komentarzach. Staram się więc szybko naprawić swój błąd:). Pod wpisem dotyczącym stroju karnawałowego pojawiło się mnóstwo pytań na temat mojego makijażu. Postanowiłam więc przedstawić Wam pokrótce instrukcję obsługi, aby rozwiać wszelkiego rodzaju wątpliwości.:)

Jak wiecie w stosowaniu kolorowych kosmetyków na co dzień jestem dosyć oszczędna (tu zobaczycie jak robię codzienny makijaż: https://www.makelifeeasier.pl/inne/moj-makijaz-krok-po-kroku/ ), ale gdy pojawia się odpowiednia okazja (sylwester, zabawa karnawałowa, studniówka itd) to zaczynam trochę bardziej kombinować z cieniami i pomadkami. Zawsze pamiętam jednak o następującej zasadzie: jeśli mocno malujemy oczy, to usta muszą być delikatne i na odwrót. Tym razem czerwoną pomadkę odłożyłam do szuflady i postanowiłam użyć cieni do oczu (O. bardzo Ci dziękuję za prezent, jak widać jest w użytku:)).

Jeśli chodzi o dobór kolorów cieni do naszego typu urody, to nie jest to taka prosta sprawa. Zręcznie wykonany makijaż będzie pasował każdemu, niezależnie od użytych barw, ale brak wprawy może skończyć się efektem zmęczonego, czy nawet podbitego oka. Osobiście najtrudniej jest mi używać brązowych cieni, przez kolor mojej tęczówki. Nie mam natomiast nic przeciwko różom, fioletom, odcieniom granatów i szarości.

1. Zdarzało mi się korzystać z dobrodziejstw podkładu pod cień, ale w obecnym czasie nie posiadam go w swojej kolekcji. Jedyne więc co mogę zrobić, aby przedłużyć trwałość mojej mizernej pracy, to dokładnie rozprowadzić fluid na całej twarzy (tylko nie za dużo!) a potem delikatnie przypudrować twarz moim Maciem (oczywiście nie omijając powiek). Makijaż oka rozpoczęłam od nałożenia na całą ruchomą powieką oraz na załamanie powieki jasnego, matowego cienia. Nie musi on być mocno kryjący. Chodzi o to, aby wyrównać koloryt skóry i delikatnie go rozjaśnić.

2. Następnie wybrałam cień przedstawiony poniżej. Różni się od tego poprzedniego przede wszystkim tym, że posiada błyszczące drobinki (nie wiem czy na zdjęciu kolor jest dobrze widoczny, w rzeczywistości to jasna szarość wpadająca w błękit). Tym cieniem pokrywamy ruchomą powiekę (nie wychodząc na załamanie).

Ponieważ kolor użytych cieni utrzymywał się w chłodnej tonacji, musiałam zdecydować się na czarny eyeliner. Zrobiłam nim porządną kreskę zaczynającą się od samego kącika i wydłużoną w stronę skroni.

Aby makijaż można było uznać za zakończony trzeba trochę ożywić naszą cerę. Jak zwykle posłużyłam się różem i odrobiną rozświetlających "meteorytów" mojej mamy.

Pamiętajcie, że makijaż naprawdę nie jest najważniejszy. W którymś momencie imprezy i tak nie będzie wyglądać tak dobrze jakbyśmy chciały. Po prostu dobrze się bawmy…

Mnóstwo z Was prosiło mnie o zdjęcia mojej kotki. Cóż, taki już z niej uparty sierściuch, że za każdym razem gdy próbowałam jej zrobić naprawdę ładne zdjęcie to uciekała z kadru w popłochu. Za to w styuacji, w której nie była mile widziana (czyt. robienie zdjęć do powyższego postu) za najwygodniejsze miejsce w mieszkaniu uznała ten skrawek kołdry, na którym wyłożyłam wszystkie kosmetyki…

Bad hair

Ponieważ w komentarzach pojawiło się mnóstwo pytań o moje sposoby na układanie włosów, postanowiłam chociaż pobieżnie opisać to, jakie uczesania lubię najabrdziej. Od zawsze preferowałam klasykę. Wymyślne koki i upięcia to coś, w czym raczej nie czułabym się dobrze.  Przedstawiam Wam więc najczęściej wybierane przeze mnie fryzury oraz narzędzia, dzięki którym je uzyskuję:). Nie od dziś staram się znaleźć sposób na warkocz, tak aby było mi w nim do twarzy, ale jak dotąd walka wciąż trwa:). Jeśli uda mi się dojść w tym temacie do konkretnych wniosków, to na pewno się nimi z Wami podzielę, a do tego czasu mam nadzieję, że sposoby na rozpuszczone włosy będą dla Was pomocne:).

Fryzurę na powyższych zdjęciach uzyskałam dzięki rzepowym wałkom o małej średnicy. Nakładam je na włosy zaraz po umyciu i wysuszeniu włosów, kiedy są jeszcze ciepłe od powietrza z suszarki. Im mniejsze pasma nawiniecie na wałki tym lepiej. Róbcie to ostrożnie, inaczej włosy mogą się poplątać ( i będzie trzeba je obciąć!:D).

Najczęściej układam włosy tak jak na zdjęciu powyżej. Dokładny opis każdego kroku znajdziecie w linku poniżej (fryzura wygląda trochę inaczej, bo ścięłam włosy:))

KNOW HOW

Nieraz wspominałam, jak pomocne są dla mnie wszelkiego rodzaju spinki i gumki do włosów. Gdy nie mam ochoty ani czasu na układanie włosów, a chciałabym coś zmienić w swoim wyglądzie, wpinam we włosy akcesoria. Podpięcia ciekawymi spinkami skutecznie odwrócą uwagę od niezbyt dokładnie wyciągniętych na szczotce kosmyków. 

Delikatnie skręcone fale uzyskuję za pomocą poniższej lokówki. Delikatnie nawijam włosy do wysokości ucha. Jak uzyskać  efekt retro? Po zakręceniu włosów bardzo dokładnie je wyczeszcie:).

Odkąd końcówki włosów obcięłam na prosto częściej zdarza mi się prostować włosy. Pamiętam jednak zawsze o kosmetykach ochronnych, aby zminimalizować szkody wyrządzone przez ciepło żelazka.

Chociaż w rozpuszczonych włosach czuję się bardziej kobieco, to nie rezygnuję z mojego najszybszego sposobu, który znajdziecie w poniższym linku.

KNOW HOW

Każda z nas ma inny rodzaj włosów i problemy z nimi związane. Niezależnie od tego, jak piękne włosy mają moje przyjaciółki (a sama też często słyszę komplementy na temat fryzury), to potrafimy godzinami narzekać na ich wady. A to są za rzadkie, a to za sztywne, ciężkie, za bardzo kręcone lub niepodatne na układanie. Nie załamujmy się więc, bo wszystkie borykamy się z tym samym problemem:)