History shows that the fashion for tanned skin was becoming stronger when we started showing consecutive body parts. At the beginning of the 20th century, women still bathed (if they decided to behave in such an extreme way at all) in long dresses and bloomers, and when they came out of water, their female servants covered their wet-clothed bodies with bed sheets. On sunny days, ladies wore gloves, hats, and were carrying umbrellas to avoid any contact of sun rays with their skin. They avoided tan like the plague as it was a signifier that they belonged to a certain social group – tan was an outcome of long hours spent working outdoors. As a consequence of women's emancipation and the gradual loosening of customs, bathing suits started to uncover more and more. In the 50s of the 20th century, even high-born ladies discovered that a fashionable half-cup bra looks better in a combination with darker skin. Back then, people knew little about the negative effects of sunbathing so women uncontrollably indulged in this activity over the next few decades.  

   The next fifty years of the last century did not bring any breakthrough. Even though scientists and doctors increasingly more often raised the topic of harmful effects of the overexposure to sun rays, when I was still in high school, strong tan was considered an undisputed attribute of female appeal. When the spring season was coming, queues to places offering tanning beds were growing longer, and store shelves were becoming loaded down with oils accelerating the tanning process "with a super safe SPF10 filter" (yeah, right). We've cooled out a little bit since then – even if at the beginning, we ignored articles on free radicals, cancer, wrinkles, and hyperpigmentation, after some time, they succeeded in raising our awareness on the topic. All right, but it still doesn't change the fact that tanned skin simply looks better…  

   I've found a certain balance between the effect of a burnt crackling (that I've never been able to attain anyway) and paleness worthy of a vampire. May Holiday is just around the corner and I'm probably not the only person thinking about a breakfast on the grass, shorter dresses, and uncovered shoulders. If you want to get a tan a little bit faster this year then at the end of August, read about my experiences and tricks – I'll be eager to share all of my ways for a healthy sun-kissed skin.

* * *

   Historia pokazuje, że moda na opaleniznę przybierała na sile wraz z odsłanianiem przez nas kolejnych części ciała. I tak na początku XX wieku kobiety wciąż kąpały się (o ile w ogóle decydowały się na tak ekstremalne w tamtych czasach zachowania) w długich sukniach i pantalonach, a gdy wychodziły z wody, służące zasłaniały prześcieradłami ich oblepione przez mokre ubranie ciała. W słoneczne dni damy nosiły rękawiczki, kapelusze i trzymały w ręku parasole, aby promienie nie padały na żaden fragment ich skóry. Unikały opalenizny jak ognia, bo świadczyła ona o przynależności do grupy społecznej – zyskiwało się ją przede wszystkim w trakcie długich godzin spędzonych w pracy na świeżym powietrzu. W wyniku kobiecej emancypacji i stopniowemu rozluźnianiu obyczajów stroje kąpielowe zaczęły pokazywać coraz więcej. W latach pięćdziesiątych XX wieku nawet wysoko urodzone panny odkrywały, że modna bardotka wygląda lepiej w połączeniu z ciemniejszą skórą. O negatywnych skutkach opalania mało jeszcze wtedy wiedziano, więc kobiety bez opamiętania zażywały słonecznych kąpieli przez kilka następnych dekad.

   Kolejne pięćdziesiąt lat ubiegłego stulecia nie przyniosło już żadnego przełomu. Chociaż naukowcy i lekarze coraz częściej zaczęli mówić o szkodliwym działaniu nadmiernej ekspozycji słonecznej, to jeszcze gdy byłam w liceum mocną opaleniznę uznawano za niepodważalny atrybut atrakcyjności. Kolejki do solariów były tym dłuższe im bliżej było do wiosny, a półki w sklepach uginały się od olejków przyspieszających opalanie z „super bezpiecznym filtrem SPF10” (buhaha). Od tego czasu trochę jednak ochłonęłyśmy – nawet jeśli na początku puszczałyśmy mimo uszu artykuły o wolnych rodnikach, nowotworach, zmarszczkach i przebarwieniach to po jakimś czasie przedarły się one do naszej świadomości. No dobrze, ale to nadal nie zmienia faktu, że opalona skóra wygląda po prostu lepiej…

   Znalazłam pewien balans pomiędzy efektem spalonej skwarki (którego zresztą nigdy nie udało mi się osiągnąć) a bladością godnej wampira. Majówka już za kilka dni i pewnie nie tylko moje myśli krążą wokół śniadania na trawie, krótszych sukienek i odsłoniętych ramion. Jeśli chciałybyście w tym roku zyskać opaleniznę nieco szybciej niż pod koniec sierpnia, to przeczytajcie o moich doświadczeniach i trikach – chętnie zdradzę Wam wszystkie moje sposoby na zdrową skórę muśniętą słońcem.

dżinsy – Levi's 501 // torba – Mango (podobna tutaj) // kapelusz – Asos // klapki – Mango // kostium kąpielowy – Revolve // okulary – Topshop (podobne tutaj)

1. Times when I could spend one hour lying flat just become the sun came out are long gone. When I was a student, attaining a golden skin colour for the May Holiday wasn't really that big of a problem. My last resort was going through my university notes and tanning my back. Today, even though I can do a large portion of my work at home, it's really difficult for me to force myself to go to the garden. First of all, I can't really see anything on my laptop screen when it is directly hit by sunlight, secondly, I feel that I allow myself for too much pleasure during the day. However, if you've got something to do that doesn't require you to sit within the four walls of your room (writing in a notebook, reading, knitting, doing homework with children, painting your nails, peeling potatoes, or even darning socks – it doesn't matter), do it on your balcony or in your garden and enjoy the sun. Even fifteen minutes a day will trigger the process of melanin production in your skin. You don't have a garden or a balcony? It's not an excuse – a nearby playground is also a great place (maybe not in a bikini, but a dress that uncovers shoulders and calves won't shock anyone). And if you think that fighting for a tanned skin is too vain, remember that you also provide your body with a good portion of vitamin D which is essential for our immune system.

Note! Women who read this blog are mostly between 25 and 35 years of age, but I know that there is a large group of academic and high school students who approach their older acquaintances' bleating with pity. I've got my years (if a thirty-year-old person can say that) and I see what the skin of my peers looks like – those who cautiously approached the topic of sunbathing and quickly resorted to filters can still boast a delicate complexion. I say "delicate" because it's the best word that comes to my mind. It isn't even about wrinkles that can be filled or hyperpigmentation that can be made lighter (with great difficulty), but about the effect of a damaged, porous, dried, and simply tired skin – that cannot be changed anymore. That's why I eagerly encourage you and all those who are reading this article to a l w a y s use a sunscreen (with SPF15 at least) when planning sunbathing for longer than 15 minutes. The more so that we don't have to use those available in drug stores – Polish natural brands also have sunscreens in their offer. They've got nice packaging and brilliant scents. If you haven't bought any yet, it's the last moment to do it. I recommend the one by Phenomé in an aluminium tube.

* * *

1. Już dawno minęły czasy gdy mogłam poświęcić godzinę w ciągu dnia na leżenie plackiem tylko dlatego, że akurat wyszło słońce. Gdy byłam na studiach wypracowanie złocistego koloru skóry już na majówkę naprawdę nie stanowiło większego problemu. W ostateczności mogłam uczyć się z notatek i jednocześnie opalać plecy. Dziś, chociaż sporą część pracy mogę wykonywać z domu, to ciężko jest mi się przełamać i wyjść do ogrodu. Po pierwsze, na ekranie mojego komputera mało co widać gdy pada na niego światło słoneczne, a po drugie, wydaje mi się wtedy, że pozwalam sobie na zbyt wiele przyjemności w ciągu dnia. Jeśli jednak masz do wykonywania cokolwiek co nie wymaga od ciebie siedzenia w czterech ścianach (pisanie w zeszycie, czytanie, robienie na drutach, odrabianie lekcji z dziećmi, malowanie paznokci, obieranie ziemniaków czy chociażby cerowanie skarpetek – nieważne) to wyjdź na balkon albo do ogrodu i naciesz się słońcem. Nawet piętnaście minut dziennie uruchomi w Twojej skórze produkcję melaniny. Nie masz balkonu ani ogrodu? To żadna wymówka – plac zabaw dla dzieci to też dobre miejsce (może nie w bikini ale w sukience odsłaniającej ramiona i łydki nikogo nie zgorszysz). A jeśli myślisz, że walka o opaleniznę jest nazbyt próżna, to pamiętaj, że fundujesz sobie dzięki temu porządną dawkę witaminy D, która jest niezbędna dla naszego układu immunologicznego.

Uwaga! Kobiety które czytają tego bloga w zdecydowanej większości są między 25 a 35 rokiem życia, ale wiem że całkiem spora grupa to studentki a nawet licealistki, które biadolenie starszych koleżanek na temat ochrony przed słońcem traktują z politowaniem. Mając już swoje lata (o ile tak może o sobie powiedzieć trzydziestolatka) widzę jak wygląda skóra moich rówieśniczek – te, które do opalania podchodziły z ostrożnością i szybko przerzuciły się na filtry wciąż mogą pochwalić się delikatną cerą. Mówię „delikatną” bo to najlepsze słowo jakie przychodzi mi do głowy. Nie chodzi nawet o zmarszczki, które można wypełnić czy przebarwienia, które można wybielić (z dużym trudem) ale o efekt zniszczonej, porowatej, wysuszonej i po prostu zmęczonej czasem twarzy – tego już zmienić się nie da. Dlatego gorąco zachęcam ciebie i wszystkie czytające ten artykuł dziewczyny, aby przy opalaniu dłuższym niż kwadrans  z a w s z e  używać kremu z filtrem (minimum SPF15). Tym bardziej, że dziś nie jesteście już skazane na te ze zwykłych drogerii – polskie naturalne marki też mają w swojej ofercie kremy chroniące przed słońcem. Mają ładne opakowania i pięknie pachną. Jeśli w tym roku jeszcze żadnego nie kupiłyście to teraz jest ostatni dzwonek. Ja polecam ten od Phenomé w aluminiowej tubce.

 MULTI-ACTIVE sugar peel czyli cukrowy peeling i maska 2 w 1 od Phenomé (cena 105 zł) oraz PROTECTIVE face cream SPF 30 czyli Ochronny krem przeciwsłoneczny do twarzy od Phenomé (cena 79 zł). Ten pierwszy jest w konsystencji gęstej pasy i przyda Wam się przed użyciem samoopalacza – ma piękny zapach, a skóra jest po nim niesamowicie gładka. Ten drugi ochroni was przed słońcem i bez problemu zmieści się do podróżnej kosmetyczki. 

Przy okazji mam dla Was zniżkę na wszystkie produkty od Phenomé, jeśli od dziś do końca niedzieli 29.04. użyjecie kodu #MLEPHENOME2018 to otrzymacie 20% rabatu. Udanych zakupów!

2. Can you highlight tan that is barely visible? Each blogger posting her bikini photos online will say yes. If the tan is barely visible on your skin, remember to apply a dense body balm after taking a bath – greased skin reflects sunlight better. However, what's most important is the colour that we choose to match it with – light colours (especially when it comes to close-fitting cuts) will enhance the effect of paleness when your body isn't tanned, but the same works in the opposite direction – if your skin is really tanned, light colours will highlight the tan even more. I apply a strong filter onto my face and when I'm slightly tanned, you can easily see a delicate contrast between my neck and decollete – the face appears to be pretty pale in comparison to my body. In order to decrease this effect, I change my foundation to one that is two tones darker.

* * *

2. Czy można podkreślić opaleniznę której prawie nie ma? Każda blogerka wrzucająca do sieci swoje zdjęcia w bikini powie, że tak. Jeśli na Twoim ciele ledwo można dostrzec ślady słońca to pamiętaj aby nałożyć po kąpieli tłusty balsam – natłuszczona skóra lepiej odbija światło. Największe znaczenie ma jednak to, z jakim kolorem ją zestawimy – jasne kolory (zwłaszcza przy krojach przylegających do ciała) spotęgują wrażenie bladości jeśli ciało jest nieopalone ale działają też w drugą stronę – jeśli Twoja skóra jest już naprawdę ciemna to jasne barwy jeszcze mocniej to podkreślą. Na twarz nakładam zwykle mocny filtr więc gdy uda mi się opalić to widoczny jest delikatny kontrast między szyją a dekoltem – twarz w porównaniu do ciała wydaje się dosyć blada. Aby zniwelować ten efekt zmieniam swój podkład na dwa tony ciemniejszy.

Mój ciemniejszy podkład to ten od CHANEL z dodatkowym filtrem SPF (upewnijcie się, czy Wasz podkład na lato ma zabezpieczenie przed słońcem). 

Mój ukochany kosmetyk po opalaniu. Naturalne Serum Rewitalizujące MIYA Cosmetics towarzyszy mi we wszystkich moich wyjazdach bo jest kosmetykiem wielofunkcyjnym. Ukoi zaczerwienioną skórę wieczorem, może służyć jako balsam do ust czy krem do rąk. Jeśli używacie tradycyjnego samoopalcza, to dobrze wsmarować serum w w łokcie i kostki do stóp aby uniknąć plam. Od niedawna dostępna jest mniejsza wersja tego kosmetyku, którą natychmiast nabyłam (15 ml cena 39,99). Serum od MIYA wybrałam jako produkt roku w plebiscycie GLAMOUR. 

3. Instagram is full of girls whose skin colour resembles my grandmother's table. I can bet that the majority of these women use spray tanning or self-tanners for home use. Why do I think so? Because most of these photos are taken during trips organised by brands. These types of trips are usually longer than three days – when would they find the time to lie on a beach for hours on end since they take photos or prepare for photo shoots for the whole day. They surely take care of this problem still before the trip. I'm not an opponent of such a solution because it seems healthier than scorching your skin on a beach chair. However, it can also bring us more harm than good, especially if we choose the wrong product. After years of testing many versions, I think that it's best to invest in a spray self-tanner. Why? It leaves a less irritating film on your skin, it doesn't stain your clothes or bedclothes, it's extremely easy to use and, what's most important, it gives a natural effect. If you haven't already tried that option and have used cream self-tanners, you'll surely appreciate the difference. When applying, it is important to keep an appropriate distance between the product and your skin (at least 30 centimetres) and keep your legs in the same place during the application. When it comes to tanning of your face, there's one problem – we want to apply a day and a night cream so leaving only self-tanner on may not be the best solution for us. In such a case, the best way to solve it is to use a self-tanner in drops – we add a little bit to our cream and then apply it onto our face (the drops were available here but I see that they're already sold out).

* * *

3. Instagram aż kipi od dziewczyn, których odcień skóry przypomina biurko mojej babci. Idę o zakład, że znaczna część z nich korzysta z natryskowego opalania lub samoopalaczy do użytku domowego. Dlaczego tak myślę? Bo większość zdjęć realizują w trakcie wyjazdów organizowanych przez marki. Tego rodzaju podróże nie trwają zwykle dłużej niż trzy dni – kiedy więc miałyby czas aby leżeć godzinami na plaży, skoro od rana do nocy robią zdjęcia, albo się do nich przygotowują? O opaleniznę z całą pewnością dbają jeszcze przed samym wyjazdem. Nie jestem przeciwniczką takiego rozwiązania, bo na dzień dzisiejszy wydaje się być ono znacznie zdrowsze niż przypalanie skóry na leżaku. Samoopalaczem można sobie jednak zrobić krzywdę, zwłaszcza jeśli wybierzemy nieodpowiedni produkt. Po latach testowania wielu wersji, uważam, że najlepiej zainwestować w samoopalacz w sprayu. Dlaczego? Zostawia najmniej irytującą powłokę, nie brudzi ubrań ani pościeli, bardzo szybko i łatwo się go stosuję, i, co najważniejsze, daje naturalny efekt. Jeśli jeszcze nie próbowałyście tej opcji i do tej pory wcierałyście samoopalacze w kremie, to na pewno docenicie różnice. Przy aplikacji ważne jest aby zachować dosyć daleką odległość między skórą a aerozolem (minimum 30 centymetrów) i aby nie przemieszczać stóp w trakcie. Przy opalaniu skóry twarzy jest jeden problem – i na noc i na dzień chcemy nałożyć krem, więc pozostawienie samego samoopalacza nie do końca może nam odpowiadać. W takim wypadku sprawdzi się samoopalacz w kroplach – dodajemy odrobinę do naszego kremu, a następnie nakładamy całość na twarz (krople były dostępne na tej stronie ale widzę, że w tym momencie chyba się wyprzedały). 

W tym eleganckim opakowaniu kryje się właśnie samoopalacz w sprayu – jeden z lepszych (jeśli nie najlepszy) jaki miałam. MARC INBANE Spray – Naturalny spray samoopalający (cena 150 zł) przeznaczony jest do częstej, samodzielnej i domowej aplikacji. Szybkoschnący i bezpieczny, nie pozostawia plam czy smug. 

     If we know that too much sun exposure is unhealthy, why do we like a darker skin colour better? First of all, it creates a better contrast with our clothes and makes our teeth seem whiter and hair lighter. Tan also hides bluish areas and the signs of tired skin. In today's world, it is also a sign that we take care of ourselves, that we're able to find some time to relax in this hectic world, and that we like to spend our time outdoors – if we are able to act with moderation, the tan will surely bring us a bit of charm.

* * * 

   Skoro wiemy, że nadużywanie słońca jest niezdrowe to dlaczego ciemniejszy odcień skóry tak bardzo nam się podoba? Przede wszystkim lepiej kontrastuje z ubraniem, sprawia, że zęby wydają się bielsze, a włosy jaśniejsze. Opalenizna niweluje też na skórze zasinienia i oznaki zmęczenia. W dzisiejszych czasach jest też świadectwem na to, że dbamy o siebie, w codziennej gonitwie potrafimy znaleźć czas na relaks i lubimy spędzać czas na świeżym powietrzu – jeśli umiemy zachować umiar to z pewnością doda nam uroku.