LOOK OF THE DAY – travel rehab

_E1A8437

top & jeans / bluzka i dżinsy – COS (podobna tutaj , tutaj i tutaj)

notebook / notes – Chanel

flats / baletki – Net-a-porter (podobne tutaj, tutaj i tutaj)

   Again today, I will continue my considerations concerning the relevancy behind the appropriate packing of a suitcase. However, this time, I will focus on the positive elements that can be noticed… after returning home. Before my trip to the Southern France (those who didn't see my post about the collaboration with Chanel can read it here), I thoroughly studied the contents of my wardrobe – doing a small cleaning up during the process – and packed the chosen things in my suitcase. For two days, separated from all of my clothes by thousands of kilometres, I felt a kind of relief. On the second morning, I was doomed to a cotton blouse in a navy stripe pattern, high-rise jeans, and leather flats, but it wasn't any kind of problem for me. In fact, I didn't really need anything else. These clothes were the quintessence of my style, and I felt really good in them. 

   Thus, the tip of the day is as follows: if you've recently come back from a trip, try to maintain the feeling of liberation (as if it was the next step after the "clothing rehab"). Check whether, thanks to this, it will be easier for you to introduce changes which have required some motivation for a long time – and I'm not only talking about clothes. If you were to pack the most necessary things in a rucksack, what would you choose? Do you need the things that you decided to leave? It is worth asking yourselves such questions if we more and more often feel overwhelmed by the overabundance of things that surround us. 

***

 Dziś po raz kolejny będę snuła swoje rozważania na temat zasadności odpowiedniego pakowania walizki. Tym razem jednak skupię się na pozytywach, które można dostrzec… po powrocie do domu. Przed podróżą do południowej Francji (tych z Was, którzy nie załapali się na relację z mojej współpracy z Chanel zapraszam tutaj) wnikliwie przestudiowałam szafę, robiąc przy okazji małe porządki, i zapakowałam do walizki wybrane rzeczy. Przez dwa dni, oddalona od wszystkich moich ubrań o tysiące kilometrów, odczułam pewnego rodzaju ulgę. Drugiego ranka skazana byłam na bawełnianą bluzkę w marynarskie paski, dżinsy z wysokim stanem i skórzane baletki, ale nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu. Przecież niczego więcej nie potrzebowałam, a te kilka rzeczy stanowiły kwintesencję mojego stylu i czułam się w nich bardzo dobrze. 

  Rada dnia jest więc taka: jeśli wróciłyście ostatnio z podróży, spróbujcie podtrzymać w sobie to uczucie wyzwolenia (jakby po "ubraniowym odwyku"). Sprawdźcie czy dzięki temu, nie będzie Wam łatwiej przeprowadzić zmian, które od dawna czekały na zastrzyk motywacji. I nie mam na myśli jedynie ubrań. Gdybyście miały zapakować najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka, to co by to było? I czy potrzebujecie tego, co zostawiłyście? Warto stawiać sobie takie pytania, jeśli coraz częściej czujemy się przytłoczeni nadmiarem otaczających nas rzeczy.

_E1A8443_E1A8427180A4076180A4150180A4157180A4286180A4235

Naleśniki z ricottą i skórką otartą z cytryny

IMG_9401

   "A good pancake is a hot pancake!" Choose one or more types of filling. My children's favourite combinations are pancakes and home-made redcurrant conserve, Nutella (of course, home-made as well!), slightly salty butter, vanilla sugar, or brown sugar." – that's how Susan Loomis, the author of "In a French Kitchen," encourages her readers to start discovering French kitchen anew. Twenty years ago, she decided to leave the United States and move together with her family to Louviers, a small town in Normandy. While describing her neighbours, friends as well as the traditions and customs inherited from her ancestors, she presents the exceptionality of a French meal.  

   The amusing story about the culinary aspect of French lifestyle is completed with the description of 12 basic cooking and baking techniques as well as several dozen simple and tasty recipes for French dishes borrowed straight from her neighbours. It seems to be an ordinary everyday life, but it is presented in a way that is very approachable for the reader. Maybe the excitement with everything that is French slowly becomes monotonous, but I am flipping the pages with curiosity and comparing my favourite home-made recipes with the author's suggestions. I like when I can find some practical advice in the books that I read – passed on by grandmothers and aunts. It acquires some authenticity, and enables the reader to identify with the author.  

   It is one of those culinary stories which activate your imagination and make you instantly see the cooking pots hanging on the walls or smell thyme and fresh flowers lying on a wooden kitchen table. 

***

  ,,Dobry naleśnik to ciepły naleśnik! Wybierz jeden lub więcej rodzajów nadzienia. Ulubione dodatki moich dzieci to domowa konfitura z czerwonej porzeczki, nutella (też domowej roboty, oczywiście!), lekko słone masło, cukier waniliowy lub brązowy.” – w taki oto sposób Susan Loomis autorka książki: ,,W mojej kuchni francuskiej” zachęca swoich Czytelników do odkrywania na nowo kuchni francuskiej. Dwadzieścia lat temu postanowiła opuścić Stany Zjednoczone i przenieść się wraz ze swoją rodziną do niewielkiej miejscowości Louviers w Normandii. Opowiada o swoich sąsiadach i przyjaciołach, o ich tradycjach i zwyczajach odziedziczonych po przodkach ukazując wyjątkowość francuskiego posiłku.

   Uzupełnieniem ciepłej opowieści o francuskim stylu życia w aspekcie kulinarnym są objaśnienia 12 podstawowych technik gotowania i pieczenia oraz kilkadziesiąt prostych i smakowitych przepisów na francuskie dania zaczerpniętych prosto od sąsiadów. Niby zwykła codzienność, ale ukazana w dostępny dla Czytelnika sposób. I może zachwyt nad wszystkim co francuskie powoli staje się monotonny, to ja z zaciekawieniem przerzucam kartki i porównuję moje ulubione domowe przepisy z propozycjami autorki. Lubię jak w książce ktoś dzieli się ze mną swoimi praktycznymi poradami – zasłyszanymi od babć i cioć. Nabiera ona autentyzmu i jednoczy Czytelnika.

   To jedna z tych opowieści kulinarnych, w których uruchamiasz wyobraźnię i od razu widzisz wiszące w kuchni miedziane rondle, czujesz zapach tymianku i świeżych kwiatów na drewnianym stole kuchennym.

IMG_9419

Ingredients:

(*recipe for approx. 14 pancakes)

1 and 1/4 cups of flour (190 g)

3/4 teaspoon of fine sea salt

2 and 1/2 cups of milk (635 ml)

1 teaspoon of vanilla sugar

3 large eggs

2-3 tablespoons of clarified butterfilling:

500 g of Ricotta cheese

lemon zest from 1 lemon + 2 tablespoons of lemon juice

2 tablespoons of honey

*The recipe for pancake batter (slightly modified) comes from the book: "In a French Kitchen" by Susan Loomis, published in Poland by Wydawnictwo Litrerackie in 2016.

Skład:

(*przepis na ok. 14 naleśników)

1 i 1/4 szklanki mąki (190 g)

3/4 łyżeczki drobnej soli morskiej

2 1/2 szklanki mleka ( 635 ml)

1 łyżeczka cukru waniliowego

3 duże jajka

2-3 łyżki masła klarowanego

farsz: 500 g sera ricotta

skórka otarta z 1 cytryny + 2 łyżki soki

2 łyżki miodu

*Przepis na ciasto na naleśniki (nieco zmodyfikowany) pochodzi z książki: ,,W mojej francuskiej kuchni” Susan Loomis, Wydawnictwo Literackie, 2016

IMG_9378

Directions:

1. Mix all of the ingredients needed for the batter using a mixer or a blender. Set them aside for 30 minutes so that the flour soaks up the liquid and puffs up. Fry the pancakes in a hot pan with a little bit of butter – for approx. a minute and a half until golden and until the sides start to stick out slightly.

2. Mix Ricotta cheese with lemon zest, lemon juice, and honey. Stir the mixture and then spread it on the pancakes. Fold the pancakes in half or roll them up. Serve with fresh fruit or home-made conserve (e.g. peach with lime).

A oto jak to zrobić:

1.Wszystkie składniki na ciasto łączymy i dokładnie mieszamy za pomocą miksera lub blendera. Odstawiamy na 30 minut, żeby mąka wchłonęła płyn i napęczniała. Na rozgrzanej patelni z odrobiną masła smażymy naleśniki – ok. półtorej minuty, aż naleśnik się zarumieni, a jakiego brzegi zaczną odstawać od ścianek patelni.

2. Ricottę łączymy z otartą skórką z cytryny, sokiem i miodem. Mieszamy, a następnie nakładamy na naleśniki. Zawijamy na pół lub zwijamy w rulon. Podajemy ze świeżymi owocami lub domową konfiturą (np. brzoskwinia z limonką).

IMG_9364

IMG_9394

IMG_9392

Jakie metody pielęgnacji będą teraz modne według tych, którzy lansują trendy?

  _E1A8659

   Fashion magazines and portals can predict well in advance what will soon become a fashionable must-have that will be desired by each of us. All of that is possible owing to a thorough observation of the trends and people who are setting them. Even though fashionable things quickly go out of fashion, some of the novelties are worth familiarising with and using for a longer period of time. I gathered some information on the topic of body care methods which will be ever-present in the coming months. Maybe it's worth gaining some edge over your girlfriends when it comes to cosmetic novelties and being the first to check whether any of them will make our life easier?

***

   Magazyny oraz portale modowe potrafią z dużym wyprzedzeniem przewidzieć to, co lada dzień stanie się modne i pożądane przez każdą z nas. Wszystko dzięki wnikliwej obserwacji trendów i osób, które je kreują. I chociaż to, co modne szybko przestaje takie być, to niektóre z nowinek warto poznać i przyswoić na dłużej. Zebrałam kilka informacji na temat metod pielęgnacji, o których w przyszłych miesiącach będziemy słyszeć na każdym kroku. Może warto wyprzedzić koleżanki w kosmetycznych nowościach i już teraz sprawdzić, czy któreś z nich ułatwią nam życie?

_E1A8690

– The topic of French chic has been discussed over and over again by fashion magazines (and blogs – like this one as well :)). No wonder, as good examples are worth following. However, Europeans shouldn't become our only source of inspiration. The female dwellers of the Far East also developed methods of taking care of their appearance which are worth recommending. One of the opinion-forming newspapers published an extensive article on the novelties in the world of nutrition handbooks. In Gazeta Wyborcza, we can read a review of "Japanese Women Don't Get Old or Fat" by Naomi Moriyama. The author presents the beginning of revolutionary changes in the meal preparation techniques. Thanks to this book, you can familiarise yourselves with various interesting recipes which you can easily prepare at home.

– The fact that numerous leading fashion designers around the world decide to create special collections of sportswear means that sport has become firmly embedded in our every-day reality. That's really great. Today, we can find such collections even at the shops belonging to Polish brands. Ranita Sobańska, the chief designer at 4F, claims that fashion and sport ought to be combined, instead of separating the two concepts. If you do sports, maybe you'd like to share it with others? Log in at zacznijwytrwaj.com. You can find there a contest that is organised by 4F. Send photos which show why you do sports, WHERE, HOW, AND WITH WHOM and you'll have the chance to win interesting prizes: shopping vouchers, T-shirts, and even a trip of your dreams.

– Temat francuskiego szyku od lat mielony jest przez magazyny modowe (i blogi takie jak ten również :)). Nic dziwnego, bo z dobrych wzorców trzeba korzystać. Nie należy jednak zamykać się i szukać inspiracji tylko od Europejek. Mieszkanki Dalekiego Wschodu również wypracowały godne polecenia metody dbania o własny wygląd. Jedna z opiniotwórczych gazet opublikowała obszerny artykuł odnoście nowości w świecie poradników o żywieniu. W gazecie Wyborczej ukazała się recenzja książki „Japonki nie tyją i się nie starzeją” Naomi Moriyama, autorka przedstawia początek rewolucyjnych zmian w sposobach przygotowywania posiłków. Dzięki tej pozycji możecie poznać wiele ciekawych przepisów, które z łatwością przygotujecie same w domu.

– Fakt, że wielu czołowych projektantów na świecie decyduje się tworzyć specjalne kolekcje ubrań sportowych, oznacza, że sport na stałe zakorzenił się w naszej codzienności. To bardzo dobrze. Główna projektantka marki 4F, Ranita Sobańska, uważa, że sport i modę należy łączyć, a nie rozdzielać. Jeśli uprawiacie sport, może zechcecie podzielić się tym z innymi? Zalogujcie się na zacznijwytrwaj.com, znajdziecie tam konkurs prowadzony przez  markę 4F. Przyślijcie zdjęcia, które pokazują dlaczego uprawiacie sport, GDZIE, JAK I Z KIM, a będziecie mieć szansę wygrać ciekawe nagrody: vouchery do sklepów, koszulki, a nawet podróż Waszych marzeń.

_E1A8595

sweter – Zara // szorty – HIBOU Sleepwear // ława i kanapa – Nap // poduszka i koc – H&M Home

– Miranda Kerr is an expert when it comes to body care and beauty routine. She has been the owner of Kora, which is a thriving cosmetic brand, for years. In her last interview, she revealed that regular rubbing of rose petal oil into the body was her way for a beautiful appearance of the skin. It is enough to look at her to see that it just has to work (Miranda's skin always looks perfect). Real rose petal oil is a very expensive and not easily available cosmetic, but you can prepare it on your own. How? You'll need: oil (it can be almond oil, walnut oil, or sunflower oil), two handfuls of rose petals of your choice (wild roses will be perfect as the ones that we can find at a flower shop haven't got scent of the same intensity), two half-litre jars, one dark glass jar and one transparent jar. Place the petals in the transparent jar and pour some oil over them. Place the closed jar in a sunny spot for two weeks. Remember to shake the jar slightly every day so that all of the components mix well. After two weeks, strain the oil through a sieve or a layer of muslin into the dark glass jar and the cosmetic is ready (remember to store it away from the sun).

– Miranda Kerr jest ekspertką w dziedzinie dbania o swoje ciało i wygląd. Od lat jest właścicielką, świetnie prosperującej marki kosmetycznej Kora. W ostatnim wywiadzie zdradziła, że jej sposobem na piękny wygląd skóry jest regularne wcieranie w ciało olejku z płatków róż. Wystarczy się jej przyjrzeć, aby zobaczyć, że to musi działać (skóra Mirandy zawsze wygląda idealnie). Prawdziwy olejek z płatków róż jest drogim kosmetykiem, ciężko dostępnym, ale możecie go przygotować same. Jak? Zaopatrzcie się w: olej (może być z migdałów, orzecha włoskiego albo słonecznika), dwie garście wybranych płatków róż (najlepiej dzikich, te z kwiaciarni mają za mało intensywny zapach), pół litrowy słoik z ciemnego oraz przejrzystego szkła. Do jasnego słoika wrzućcie płatki i zalejcie je olejem. Zamknięty słoik postawcie w słonecznym miejscu na dwa tygodnie. Pamiętajcie, aby codziennie nim wstrząsnąć, tak aby dokładnie wszystko się wymieszało. Po dwóch tygodniach, do ciemnego słoika przecedźcie przez sitko lub gazę olej i kosmetyk jest gotowy (pamiętajcie, aby przechowywać go z dala od słońca).

_E1A8699

– In today's world, the opinions of popular magazines and portals are not the only ones that count. Bloggers joined this opinion-forming group as well. Their views on various cosmetic novelties are often very true. Searching for opinions on my favourite profiles is the first thing that I do when I want to learn more about a certain product. So far, I haven't been disappointed by this method. Thanks to other bloggers, I was able to discover, for instance, a brand selling cycling clothes (rapha.com), an on-line shop with graphics (myguideto.com), and cool clothes for sleeping (Moye). Recently, Instagram has been flooded with products by L'Biotica. They were recommended, among other bloggers, by @shinysyl @lifestyleinspiracje @loveandgreatshoesblog. I tried a shampoo and a hair conditioner – Professional Therapy REPAIR by L'biotica – and joined the group of people who praise them. These products leave our hair moisturised and easy to comb. When I was shopping at L'biotica, I also ordered a facial cloth mask. In fact, I've never heard of such a mask, and I wanted to test it on my own skin. At first, when I put the mask on my face, I felt coolness but also a pleasant relief. I really like the fact that the hands don't get dirty when applying and taking off the mask. L'Biotica has prepared a 20% discount on all products for all of the readers of Makelifeeasier – DISCOUNT CODE: 20MLE (valid until 31.05.2016).

– W dzisiejszym świecie liczy się nie tylko zdanie popularnych magazynów i portali. Do tego grona dołączyły blogerki. Ich opinie na temat różnych nowości kosmetycznych są często bardzo trafne. Sama kiedy chcę dowiedzieć się czegoś o produkcie najpierw szukam opinii wśród ulubionych profili. Jak do tej pory nie zawiodłam się na tym sposobie. Dzięki innym blogerom odkryłam na przykład markę z kolarskimi ubraniami (rapha.com), sklep z grafikami (myguideto.com) i fajne rzeczy do spania (Moye). Ostatnio Instagram został zasypany przez produkty marki L’Biotica. Polecały je między innymi @shinysyl @lifestyleinspiracje @loveandgreatshoesblog. Wypróbowałam szampon i odżywkę do włosów Professional Therapy REPAIR marki L’biotica i dołaczam do grona zachwalających go osób. Włosy są po nich nawilżone, lśniące i łatwo się rozczesują. Robiąc zakupy w sklepie L’biotica zamówiłam jeszcze maskę do twarzy na tkaninie. Przyznam się, że wcześniej nigdy o takiej nie słyszałam i chciałam ją przetestować na własnej skórze. W pierwszym momencie, kiedy nałożyłam maseczkę na twarz poczułam chłód ale też przyjemną ulgę. Podoba mi się w niej to, że nie trzeba brudzić rąk przy jej nadkładaniu i ściąganiu. Marka L'Biotica przygotowała dla wszystkich czytelniczek Makelifeeasier rabat w wysokości 20%, na cały asortyment – KOD RABATOWY: 20MLE (ważny do 31.05.2016).

_E1A8706_E1A8718

Wszystkie produkty znalazłam w pudełku ze sklepu ekologicznego Vital. Można w nim kupić wiele trudno dostępnych rzeczy z działu zdrowej żywności.

– Man Repeller, one of my favourite websites whose viewing statistics are really impressive, has recently posted an extensive article on the beneficial properties of coconut oil (the article is available here – for those who would like to read it). For some time, I've been adding one tablespoon of coconut oil to my millet pudding in the morning. I also use it as a body balm and a lip balm. It is ideal for frying food as well. Mine comes from an eco-shop Vital, where I bought my Vital Box. The box also included xylitol, chia seeds, young barley, Himalayan salt, vitamin C, and cistus tea. After the purchase of the box, I received an e-mail with a short description of all the products together with their potential use in the kitchen (an interesting piece of information is that Vital shop is one of the few places where you can find an on-line dietitian's office). The studies published in The British Journal of Nutrition show that organic products are richer in nutrients – even up to 50% – in comparison to regular food products. As it has been known for years – we are what we eat. Therefore, try to buy products at eco-shops as frequently as possible.

– Na jedynym z moich ulubionych portali Man Repeller, którego statystyki oglądalności są naprawdę imponujące, ostatnio opublikował obszerny artykuł o dobroczynnych właściwościach oleju z kokosa (chętnych odsyłam do publikacji tutaj). Sama, od jakiegoś czasu, codziennie rano dodaję jedną łyżkę do jaglanki. Używam go też jako balsamu do ciała i ust. Jest również idealny do smażenia potraw. Mój pochodzi z ekologicznego sklepu Vital, w którym kupiłam pudełko Vital Box, dostałam w nim również: ksylitol, nasiona chia, młody jęczmień, sól himalajską, witaminę C i herbatę z czystka. Po zakupie pudełka na moją skrzynkę mailową przyszedł krótki opis wszystkich produktów wraz z ich zastosowaniem w kuchni (z ciekawostek – sklep Vital jest jedynym z niewielu miejsc gdzie znajdziecie internetowy gabinet dietetyczny). Badania opublikowane na łamach British Journal of Nutrition pokazują, że produkty ekologiczne mają nawet o pięćdziesiąt procent więcej składników odżywczych. A jak wiadomo nie od dziś – jesteśmy tym co jemy. Starajcie się dlatego jak najczęściej sięgać po produkty z ekologicznych sklepów.

_E1A8666

Chanel Nᵒ5 – tajemnice legendy

_E1A8343

   The source of almost each legend hides some kind of secret, and the place in which these legends originate are usually difficult to access, slightly mysterious, characterised by a peculiar aura of mysticism around them as well as by the smell of nature and the past. You can find many of such places in the southern part of France, for example in the near vicinity of the 18th-century Grasse, to be more precise, in a house made of light stone surrounded by fields of cabbage roses – especially adored by prominent perfumers, the real masters of scents. This is where the story of Chanel Nᵒ5, a universal synonym for luxury, begun in 1921. 

   It was then that Ernest Beaux, a Frenchman born in Moscow, created ten different scent compositions in his laboratory from which Coco Chanel chose the fifth sample. Since that moment, and already almost one hundred years have passed, Chanel Nᵒ5 has remained an unsurpassed symbol of a better and fairy-tale world, whereas the story of the creation of the fragrance has given rise to numerous versions and suppositions, which are either more or less true.   

   Thus, when Chanel offered me to prepare an article on the most famous perfume in the world and invited me to the place of its origin, I instantly knew that something incredible and unavailable to a mere mortal awaits me.  

   Actually, I had the impression as though everything was a great secret from the very beginning of my trip – apart from an incident at the airport in Nice where I fatally came across a group of paparazzi from Poland waiting for Blake Lively, who had been already on her way to the festival in Cannes. I don't know who was more surprised – them or me. I was stunned for a moment. Then, I took a desperate attempt to flee, which was, of course, a failure, and finally, I was able to reach my car and breathe a sigh of relief. I thought that it could only get better and focused on admiring Provençal landscape. 

   When I arrived at my hotel room (Le Mas De Pierre), I found the main reason for the whole commotion on my bedside table – a bottle of Chanel Nᵒ5. For the last couple of years, the perfume – namely the Premiere edition – has accompanied me almost every day. Thus, I had a premonition that the new formula will suit my taste as well. A second after, there was an incredible soapy floral scent wafting in the whole room. It was slightly fresher than the one I had known thus far. I was about to discover all of the mysteries of its origin on the following day.  

   I woke up right before my alarm clock, which is quite untypical of me; I usually need two snoozes on my mobile phone to open one eye and then three more to open my other eye. I slid apart the mosquito nets around the bed (when I saw them the previous day, they immediately reminded me of the scorpions entering through the window of a room belonging to the protagonist of "A Good Year" – due to the fact that these are the same regions, I decided to use the nets and refrain from opening the window for the night just in case – you can never be too careful). It was supposed to rain that day. I ran to the window, and I saw with relief that the rising sun is breaking through the clouds so the light for taking photos would be pretty good.     

   After a quick shower, without even thinking, I took the clothes that I prepared for that day out of my suitcase. As you probably remember, I try to respect many of Coco Chanel's rules concerning style. The famous fashion designer used to say that "fashion essentially starts with overly beautiful things only to attain and appreciate simplicity over time." Keeping that it mind, I packed clothes which are mostly classic and appropriate for the situation. Due to the fact that the trip plan involved mostly the sightseeing of rose fields, I put on a blue shirt dress (pieces borrowed from a man's wardrobe are a symbol of Coco's style), a pair of rain boots (even when it comes to a trip to "Chanel's fields" no other type of shoes would be suitable here and, as it later turned out, I wasn't the only person with such an opinion), and a trench coat which I always take with me everywhere. On my neck, I had the most important thing of all – my camera.  

   After a 30-minute car ride, I arrived at a place where I was supposed to learn the secrets of manufacturing process of Chanel Nᵒ5. Among the rose fields stood the already mentioned house made of light stone, and there was a tall, slim black-haired man standing in front of it. It was Olivier Polge called, as it later turned out, Chanel’s "nose." It was unnecessary to search for long to appreciate our hosts' concern for each minute detail at their home as well as the space around it. Everything around – from the white bicycles in front of the entrance, to a small square used for playing boules, to a table and deckchairs – looked as if it came from a film whose plot was taking place in the times of the Belle Époque.

   However, our hosts didn't let me enjoy the view for too long. The roses used in the perfume manufacturing process can be only gathered early in the morning; thus, there was not much time left. I received an apron with a special pocket and an instruction to gather the largest possible number of flowers. The ones growing in the near vicinity of Grasse are commonly considered to be exceptional. An exclusive product starts with good-quality materials; therefore, the roses used in the manufacturing process of the famous fragrance cannot be just of any kind. The production of Chanel Nᵒ5 requires the use of Rosa centifolia (the cabbage rose). These bloom only for three weeks in a year. The flowers are picked extremely carefully to avoid crushing the petals. Even such minute details have an impact on the quality of the future perfume. Therefore, the use of any machines during the gathering is out of the question. Afterwards, small sacks made of fabric are used to transport the flowers to the place where the extract is obtained.  

   The manufacturing plant where it is produced can be found in the near vicinity of the place. The production of the extract is a real race against time, as the fragrances occurring in nature, especially floral ones, are extremely volatile. The distillation process is essential to capture them and elongate their durability. Fresh flowers are placed in a special distilling tank. After a couple of hours, pure rose essence with a very intense scent is obtained.

   The proportions in which all the ingredients are later combined (among other things – jasmine extract) are one of the brand's best-kept secrets – the exact formula is said to be known only by three people in the world. One of them is Olivier Polge, whom I had the pleasure to meet (the author of, among other fragrances, Chance Chanel Eau Vive as well as Chanel Boy). It was his father, Jacques Polge, who deemed the roses grown on the fields in the near vicinity of Grasse perfect. He established a co-operation with the Mul family, who has been involved in flower cultivation in this region for five generations.  

   After the meeting with the family patriarch, Joseph Mul, I quickly sat in a deckchair to write down all of the most important information. Here is what I was able to memorise:

1. We need as many as three hundred and fifty roses to gather one kilogram of these flowers.

2. We need as many as four hundred and fifty kilograms of flowers to prepare one kilogram of perfume essence.

3. A 30-millilitre bottle of Chanel Nᵒ5 contains extract from twelve cabbage roses gathered in Grasse.

***  

   A couple of hours later, when it was time to go home, I cast a last glance in the direction of the fields. I saw how my humble crop of roses was placed in a sack containing all of the flowers that had been gathered throughout the day. Thus, if you happen to buy Chanel Nᵒ5 next year, the likelihood exists that the perfume bottle will contain the extract from the roses that I gathered myself.

 

  Źródła każdej niemal legendy skrywają jakąś tajemnicę, a miejsca ich narodzin są zazwyczaj trudno dostępne, trochę zagadkowe, owiane swoistą aurą mistycyzmu i zapachem natury i przeszłości. Takich miejsc znajdziecie sporo na południu Francji, na przykład  nieopodal XVIII-wiecznego miasteczka Grasse, a ściślej mówiąc, w domu z jasnego kamienia, otoczonym przez pola róż stulistnych – szczególnie ulubionych przez wybitnych perfumiarzy, prawdziwych mistrzów zapachu. To tu,  w 1921 roku, rozpoczęła się historia Chanel  Nᵒ5 – uniwersalnego synonimu luksusu.

  Właśnie wtedy Ernest Beaux, urodzony w Moskwie Francuz, stworzył w swoim laboratorium dziesięć różnych zapachów, spośród których Coco Chanel wybrała ten z numerem pięć. Od tej chwili, a minęło już prawie sto lat, Chanel Nᵒ5 pozostaje niedoścignionym symbolem, lepszego, bajkowego świata, a historia stworzenia tego zapachu doczekała się niezliczonych wersji i domysłów, mniej lub bardziej prawdziwych.

    Kiedy więc Chanel zaproponowało mi napisanie artykułu o najsłynniejszych perfumach świata i zaprosiło do miejsca ich narodzin, wiedziałam od razu, że czeka mnie coś niezwykłego i niedostępnego dla zwykłego śmiertelnika.

   I faktycznie, już od początku wyjazdu miałam wrażenie, jakby wszystko odbywało się w wielkim sekrecie. Pomijając incydent na lotnisku w Nicei, gdzie pechowo trafiłam na grupkę paparazzi z Polski, czekających na Blake Lively, która jechała właśnie na festiwal w Cannes. Nie wiem kto był bardziej zdziwiony – oni, czy ja. Osłupiałam na chwilę, później podjęłam rozpaczliwą i oczywiście nieskuteczną próbę ucieczki, aż wreszcie trafiłam do mojego samochodu i odetchnęłam z ulgą. Teraz może być już tylko lepiej, pomyślałam, i skupiłam się na podziwianiu krajobrazów Prowansji.

   Gdy znalazłam się w moim pokoju hotelowym (Le Mas De Pierre) na nocnym stoliku czekał już bohater całego zamieszania: flakon nowego zapachu Chanel Nᵒ5 l'Eau. Przez ostatnich kilka sezonów perfumy te (również w wersji Premiere) towarzyszyły mi prawie codziennie, więc miałam przeczucie, że nowa formuła  przypadnie mi do gustu. Sekundę później w całym pokoju unosił się już niepowtarzalny, mydlano-kwiatowy zapach, nieco świeższy niż ten, który znałam do tej pory. Następnego dnia miałam odkryć wszystkie tajemnice jego powstawania.

   Obudziłam się tuż przed dzwonkiem budzika, co w moim przypadku jest dosyć nietypowe; zwykle potrzebuję jeszcze dwóch drzemek w telefonie, aby otworzyć jedno oko, a potem jeszcze trzech, aby otworzyć drugie. Rozsunęłam moskitierę wokół łóżka (gdy zobaczyłam ją poprzedniego dnia wieczorem, od razu przypomniały mi się skorpiony wchodzące przez okno do pokoju głównego bohatera filmu "Dobry rok", a że to te same rejony, to na wszelki wypadek postanowiłam jej użyć i nie otwierać okna na noc – ostrożności nigdy za wiele). Na ten dzień zapowiadano deszcz. Podbiegłam do okna i z ulgą stwierdziłam, że wschodzące słońce przedziera się przez chmury, więc światło do zdjęć zapowiadało się całkiem nieźle.

   Po szybkim prysznicu bez namysłu wyciągnęłam z walizki przygotowane na ten dzień rzeczy. Jak pewnie pamiętacie, wiele głoszonych przez Coco Chanel zasad dotyczących stylu, staram się respektować. Sławna projektantka zwykła mawiać, że "w modzie zasadniczo zaczyna się od rzeczy przesadnie pięknych, aby z czasem osiągnąć i docenić prostotę". Idąc tym tropem, do mojej walizki zapakowałam przede wszystkim rzeczy klasyczne i adekwatne do sytuacji. A ponieważ plan wyjazdu przewidywał głównie zwiedzanie pól różanych, to włożyłam niebieską sukienkę o koszulowym kroju (zapożyczenia z męskiej szafy to przecież symbol stylu Coco), kalosze (nawet „na pola Chanel” żadne inne buty by się nie nadawały, i jak się zresztą okazało, nie byłam odosobniona w swojej opinii) i trencz, który biorę ze sobą zawsze i wszędzie. Na szyję nałożyłam rzecz najważniejszą – mój aparat.

   Po półgodzinnej podróży samochodem dotarłam do miejsca, w którym miałam poznać tajemnice produkcji Chanel Nᵒ5. Wśród pól różanych wznosił się wspomniany już dom z jasnego kamienia, a przed jego wejściem stał wysoki, szczupły brunet. Był to Olivier Polge, zwany, jak się potem okazało, „nosem” Chanel. Nie trzeba było się specjalnie rozglądać, aby docenić dbałość gospodarzy o każdy szczegół domu i tego, co go otaczało. Wszystko wokół, od białych rowerów ustawionych przed wejściem, przez placyk do gry w bule, aż po stoliki i leżaki, wyglądało jak z filmu, którego akcja rozgrywała się w czasach  belle époque.

   Nie pozwolono mi jednak zbyt długo napawać się tym widokiem. Róże do produkcji perfum można zbierać jedynie wczesnym rankiem, czasu zostało więc niewiele. Otrzymałam fartuch ze specjalną kieszenią i polecenie, aby zerwać jak największą liczbę kwiatów. Te rosnące w okolicach Grasse powszechnie uważa się za wyjątkowe. Ekskluzywny produkt zaczyna się od dobrej jakości materiałów, dlatego do stworzenia słynnego zapachu potrzebne są nie byle jakie róże. W produkcji Chanel Nᵒ5 wykorzystuje się te z gatunku stulistnych (centyfolia), które kwitną tylko przez trzy tygodnie w roku. Kwiaty zrywane są bardzo ostrożnie, aby płatki nie zostały zgniecione, bo nawet takie drobiazgi mają później wpływ na jakość perfum. Udział maszyn w zbiorach jest więc wykluczony. Następnie, w niedużych materiałowych workach kwiaty przewożone są do miejsca, w których powstaje ekstrakt zapachu.

   Fabryka, w której jest wytwarzany, znajduje się w pobliżu. Produkcja ekstraktu to prawdziwy wyścig z czasem, ponieważ zapachy występujące w naturze, zwłaszcza kwiatowe, są niezwykle ulotne. Aby je uchwycić i wydłużyć ich trwałość, niezbędny jest proces destylacji. Świeże kwiaty umieszczane są w specjalnym zbiorniku destylującym. Po kilku godzinach powstaje czysta esencja różana o bardzo intensywnej woni.

   Proporcje w jakich łączone są później wszystkie składniki (między innymi ekstrakt z kwiatów jaśminu) należą do najbardziej strzeżonych tajemnic marki – podobno dokładną recepturę zapachu znają jedynie trzy osoby na świecie. Jedną z nich jest Oliver Polge, którego miałam przyjemność poznać (autor między innymi Chance Chanel Eau Vive oraz Chanel Boy). To jego ojciec, Jacques Polge, uznał, że róże uprawiane na polach w okolicach Grasse, będą idealne i nawiązał współpracę z rodziną Mul, która od pięciu pokoleń zajmuje się uprawą kwiatów w tym rejonie.

   Po spotkaniu z seniorem tego rodu, Josephem Mul, szybko przysiadłam na leżaku, aby jak najszybciej spisać wszystkie najważniejsze informacje. Oto, co udało mi się zapamiętać:

1. Aby zebrać kilogram róż, potrzeba ich aż trzysta pięćdziesiąt sztuk.

2. Do przygotowania jednego kilograma esencji potrzebnych jest czterysta pięćdziesiąt kilogramów kwiatów.

3. W trzydziesto mililitrowej butelce Chanel Nᵒ5 zawarty jest ekstrakt z dwunastu róż stulistnych, zebranych w Grasse.

***

   Kilka godzin później, gdy trzeba już było wracać, rzuciłam ostatnie spojrzenie w stronę pól. Zobaczyłam, jak mój skromny zbiór trafia do worka z resztą zebranych w tym dniu kwiatów. Jeśli więc zdarzy Wam się kupić w przyszłym roku Chanel Nᵒ5 l'Eau, to istnieje prawdopodobieństwo, że we flakonie znajdzie się ekstrakt z róż zerwanych przeze mnie. 

_E1A8231180A3308180A3142_E1A7947_E1A8274_E1A8263

Only the fully opened flowers are gathered. The buds have to wait for their turn for a couple more days.

Zrywane są jedynie rozwinięte kwiaty, pąki muszą poczekać na swoją kolej jeszcze kilka dni. _E1A8205_E1A8218180A3601180A3762_E1A8248180A3717

The flowers are transported in linen sacks to a manufacturing plant where the extract is produced.

W płóciennych workach kwiaty są przewożone do fabryki, w której jest wytwarzany ekstrakt.180A3023_E1A8382

The square for playing boules. You need to admit that it looks really atmospheric.

Placyk do gry w bule. Musicie przyznać, że wygląda bardzo klimatycznie._E1A7957

Olivier Polge himself – Chanel’s "nose" responsible for the most famous fragrances released by the brand.

Olivier Polge we własnej osobie, czyli "nos" Chanel odpowiedzialny za najsłynniejsze zapachy marki._E1A8323

The lunch that was prepared for us had disappeared before I was able to shout "let's take a photo." The menu included, among other options, tart with strawberries and pistachio cream, spicy pasta with eggplant, or anglerfish with a mix of salads.

Lunch, który dla nas przygotowano, zniknął szybciej niż zdążyłam powiedzieć "zdjęcie". W menu można było znaleźć między innymi tartę z truskawkami i kremem pistacjowym, makaron z bakłażanem na ostro, czy żabnicę z miksem sałat._E1A8309

With some of my companions: Ala, the deputy chief editor of Glamour Magazine, as well as Sebastian, the publisher of Monitor Magazine.

Z częścią moich towarzyszy: Alą, wicenaczelną magazynu Glamour, oraz Sebastianem, wydawcą Monitor Magazine. _E1A8041

In order to obtain the extract, the roses have to undergo the distillation process. The fragrance is preserved in a dense liquid – the process takes place in this tank resembling a silo.

Aby powstał ekstrakt, róże muszą przejść przez proces destylacji. To w tym pojemniku, przypominającym silos, zapach zostaje utrwalony w gęstym płynie. 
180A3434180A3488180A3233I'm already in possession of the new Chanel Nᵒ5 (as a matter of fact, I had to leave this bottle behind, but I took a smaller version with me). It will be put out on sale in September this year.

Nowe Perfumy Chanel Nᵒ5 l'Eau są już w moich rękach (co prawda tę butelkę musiałam akurat zostawić, ale mniejszą wersję zabrałam ze sobą). Do sprzedaży trafią we wrześniu tego roku.  180A3962

Look of The Day

180A2749

shorts & sweater / szorty i sweter – Mango on Answear.com

hat / kapelusz – Maison Michel (podobny tutaj i tutaj)

sunglasses / okulary – J.Crew (podobne tutaj)

bag / torebka – Zara (bardzo podobna tutaj)

flats / baletki – Massimo Dutti (podobne tutaj i tutaj)

   Today, it's time for a post from the "Look of The Day" series; therefore, I decided to show you photos which I managed to take during a short trip to Saint-Paul de Vence. It is located in the near vicinity of Cannes, where the famous film festival was taking place at the time. I was curious whether any of the stars would come there to rest for a while from the hustle and bustle of the event. I could easily imagine all of the greatest stars in that place. They would be probably strolling around the winding small streets or eating ice-cream and leaning against the walls of the old stone houses.

   I had vintage style on my mind – Brigitte Bardot in a pair of black flats, Grace Kelly in a pair of high-rise shorts made of thick cotton, or Jane Birkin in her messy and, at the same time, ideal hairdo. Fashion icons in Cannes, in the past and today, may become a perfect inspiration to create summer and more casual outfits (go back in time and check it out here). Thus, as usual, a classic striped sweatshirt turned out to be irreplaceable.

   PS Again, I've got a 20% discount code for you for shopping at Answear.com. The code is valid until 31 May. It is enough to insert the code "MLE36" during the purchase – you can find more details here (some brands are excluded from this offer). Have a pleasant shopping experience and remember that on-line shops are also operating on Pentecost! ;)

***

   Dziś pora na wpis z cyklu "Look of The Day" więc postanowiłam podzielić się z Wami zdjęciami, które udało mi się zrobić w trakcie krótkiej wycieczki do miasteczka Saint-Paul de Vence. Mieści się ono niedaleko Cannes, w którym odbywał się właśnie słynny festiwal filmowy. Ciekawa byłam czy któraś z gwiazd przyjedzie tu, aby odetchnąć na chwilę od zgiełku i zamieszania. Z łatwością mogłabym wyobrazić sobie tutaj wszystkie wielkie gwiazdy. Spacerowałyby pewnie po krętych uliczkach albo jadły lody, opierając się o ściany starych kamiennych domów. 

   Po głowie chodziły mi klimaty vintage – Brigitte Bardot w czarnych baletkach na nogach, Grace Kelly w wysokich szortach z grubej bawełny, albo Jane Birkin w swojej niedbałej, a jednocześnie idealnej fryzurze. Ikony mody w Cannes, wczoraj i dziś, mogą być świetną inspiracją dla letnich, luźniejszych strojów (same cofnijcie się w czasie i zobaczcie tutaj). Klasyczna bluza w paski, jak zwykle, okazała się więc niezastąpiona. 

PS. Po raz kolejny mam dla Was zniżkowy kod do Answear.com w wysokości 20%, który jest ważny do 31 maja. Wystarczy wpisać kod MLE36 przy dokonywaniu zakupu – więcej szczegółów znajdziecie tutaj (niektóre marki są wyłączone z promocji). Miłych zakupów i pamiętajcie, że w Zielone Świątki sklepy internetowe też działają! ;)

180A2462180A2621180A2467180A2661180A2481180A2441180A2728180A2779180A2874180A2573180A2547180A2559

Spotkanie z czytelniczkami – Targi Książki w Warszawie 21.05., godz. 11.00

5E1A1064

   Today, I'd like to cordially invite everyone to a meet the author session which will take place during the Warsaw Book Fair on Saturday (21.05 at 11.00). If you'd like to meet me, hear a bit about the work connected with running a blog seen from a different perspective, and receive a dedication (for you or anyone who you'd like to give it to as a gift), I will be really delighted!  I will be pleased to sign each book (now at a slightly lower price). I am already looking forward to seeing you. See you there!

***

   Dziś chciałabym serdecznie zaprosić każdą z Was na spotkanie autorskie, które odbędzie się na Targach Książki w Warszawie  w sobotę (21.05, godz. 11.00). Jeśli macie ochotę mnie poznać, posłuchać trochę o pracy nad blogiem z innej perspektywy i dostać dedykację (dla siebie lub osoby, której chcecie podarować książkę), to będzie mi bardzo miło!  Z przyjemnością podpiszę każdy Elementarz (teraz w odrobinę niższej cenie) i już teraz z nierpliwością czekam na moment, kiedy będę mogła się z Wami zobaczyć. Do zobaczenia!

180A6901 180A7268