Last Month

W minionym miesiącu miałam sporo wrażeń związanych z wyjazdem do Londynu, ale też nie mniej niż zwykle, spraw związanych z prowadzeniem bloga. Ciągłe kursowanie pomiędzy Warszawą, a Trójmiastem umilała mi piękna pogoda i towarzystwo bliskich, ale permanentnie nierozpakowana walizka zaczynała mi już doskwierać. Przez weekend zaklimatyzowałam się w domu na nowo i w ten poniedziałkowy poranek z przyjemnością usiadłam przed komputerem. Idę walczyć z zapchaną skrzynką mailową (kocham to!:)), a Was zapraszam na krótkie zestawienie z października.

Odrobina naleśników jeszcze nikomu nie zaszkodziła :).

TO MOJA WYMARZONA KANAPA!

Zakupy z Londynu

POLOWANIE NA KRÓLIKI

Część urodzinowych prezentów.

Warszawa, w tę i z powrotem.

LOOK OF THE GR(D)AY

coat / płaszcz – River Island

sweater / sweter – Mango

trousers / spodnie – Topshop

shoes / trampki – VANS

bag / torebka – Małgorzata Bartkowiak

Czy szarość mogłaby z powodzeniem zastąpić nam czerń? Tak! Może być równie elegancka (jeśli wykorzystamy tweedowy materiał, parzoną wełnę, czy jedwab), pasuje do wszystkiego i rozświetla cerę (w przeciwieństwie do czerni, przy której nasza twarz może wydać się ziemista i blada), jest też idealna dla posiadaczy kotów, psów lub innych zwierząt, których nawet najmniejsza ilość sierści wygląda wyjątkowo niekorzystnie na ciemnych ubraniach (coś o tym wiem;)). Nic więc dziwnego że szary kolor zawładnął nie tylko moją szafą, ale i magazynami modowymi i zagranicznymi blogami. Jak podoba się Wam mój szary TOTAL LOOK?

LONG & BLACK

dress / sukienka – River Island

shoes / szpilki – Topshop

leather jakcet / ramoneska – Zara

bag / torebka – New Look

Po powrocie z Londynu miałam trochę czasu na obejrzenie zdjęć i mogę powiedzieć, że ten strój podoba mi się najbardziej. Wszystkie mamy i lubimy Małą Czarną, ale w mojej szafie brakowało sukni do ziemi, która odróżniałaby się od różu, falban i pudrowych tiuli.

 

Notting Hill and more …

LOOK OF THE DAY – Eaton Place

sweater / sweter – Peek & Cloppenburg

jeans / jeansy – Asos.com

coat / płaszcz – Zara

boots / botki – Massimo Dutti

bag / torebka – Trendsetterka.pl

Each of us has things that refer to traditional British clothing (such as boots or wool jacket) and fall/winter season is the best time to take them out from the closet. In case of this comfortable and practical set, that you see in the photos (shoes were perfect even for a long day of sightseeing) I decided on a total look, because can you think of something more British than a green sweater, embroided with a dog from the oldest United Kingdom breed?

  Każda z nas posiada w swojej szafie rzeczy, które nawiązują do tradycyjnego brytyjskiego stroju (chociażby kozaki z wysoką cholewką, czy wełnianą marynarkę), a sezon jesienno-zimowy to najlepszy moment, aby sobie o nich przypomnieć. Moda angielska kojarzy nam się głównie z połączeniem granatu i zieleni, pikowanymi kurtkami, skórzanymi dodatkami, tweedem czy wysokogatunkową wełną, która przez wiele lat była uznawana za najlepszy towar eksportowy Wielkiej Brytanii. W przypadku tego wygodnego i praktycznego zestawu (buty nie zawiodły mnie nawet po całodniowym zwiedzaniu), który widzicie na zdjęciach, postawiłam na całość. Bo czy może być coś bardziej brytyjskiego niż jedna z najstarszych psich ras Zjednoczonego Królestwa, wyszyta na zielonym swetrze?;)

One Day in London

Trip to London was another blog experience for me, from which I draw fallowing conclusions: always take umbrella with you, don't plan to see too many things ( let's face it you can't see everything in two or three days) and always travel with friends– without them you can forget about having a good time:). As usual, I decided to describe one day of our trip from the beggining to it's very overwrought end.

Wyjazd do Londynu był dla mnie kolejnym blogowym doświadczeniem, z którego wyciągnęłam sporo wniosków (zawsze bierz w podróż parasolkę, nie planuj zwiedzenia zbyt wielu miejsc, bo i tak ci się to nie uda i nigdy nie rezygnuj z towarzystwa przyjaciół – bez nich nie ma mowy o udanej wyprawie:)). Tradycyjnie już, postanowiłam opisać jeden dzień z naszego wyjazdu – od początku, aż do wymęczonego końca :). Londyn, to chyba największe i najbardziej tętniące życiem miasto, jakie miałam przyjemność odwiedzić (Nowy Jork wciąż na mnie czeka!:)), mam więc nadzieję, że zdjęcia chociaż trochę oddadzą jego magiczny klimat:).

Dzień po przyjeździe do Londynu wstałyśmy bardzo wcześnie – jak zwykle zależało mi na zrobieniu zdjęć w najlepszym świetle i uniknięciu tłumów ludzi na ulicach. W sobotę, o 7.30 rano, stolica Wielkiej Brytanii wyglądała jak zaczarowana. Czerwone autobusy samotnie snuły sią po ulicach, w powietrzu czuć było zapach wilgoci po nocnej ulewie, a pierwsze promienie słońca powoli wychylały się zza dumnego Big Bena. 

Oczywiście nie mogłyśmy odmówić sobie porannej kawy, zwłaszcza, że w pobliskiej kawiarni pracowało dwóch naszych rodaków, których serdecznie pozdrawiamy! :)

Zdjęcie w czerwonej budce to londyńskie MUST HAVE! :)

Zaraz po zdjęciach, korzystając z ładnej pogody, zaczęłyśmy zmierzać spokojnym krokiem do najsłynniejszego centrum handlowego na świecie. 

Harrods został założony przez Henry'ego Charlesa Harroda w 1849 roku. Z początku na Brompton Road mieścił się zaledwie jeden sklep, ale już w 1905 roku londyńczycy przychodzili na zakupy do tego siedmiopiętrowego budynku, który widzicie na zdjęciu powyżej. 

Poza butikiem CHANEL (Gosia myślała, że będzie trzeba odciągać mnie siłą od modelu 2.55 w czarnym kolorze), największe wrażenie zrobiło na nas piętro z zabawkami. Od razu popędziłam do działu Harry'ego Pottera …

Po wyjściu z Harrodsa czekała na nas niemiła niespodzianka – deszcz. Niestety nie posiadam zdjęć naszej trójki biegnącej w stronę metro (podejrzewam, że wyglądało to zabawnie).

Eleganckie stylizacje musiały ustąpić miejsca wygodnym i ciepłym strojom (nieoceniony okazał się kaptur). Tu czekamy na metro, mające zabrać nas z powrotem do centrum, a dokładniej do Covent Garden.

Bar Jamie'go Olivera :)

W końcu … pierwszy porządny posiłek dzisiejszego dnia.

Czasami padało słabiej …

​​

… a czasami mocniej …

 

… ale po długiej wędrówce udało nam się dotrzeć do British Museum, w którym spędziłyśmy prawie 3 godziny :).

Szczęśliwie znów dotarłyśmy do centrum …

bluza – UCLA on Asos.com

ramoneska – Zara

spodnie – Topshop

trampki – Converse

torebka – Stefanel

parasol – własność Gosi teściowej :)

Wreszcie dotarłyśmy do miejsca, o którym słyszałam niestworzone historie. Topshop na Oxford Street to coś więcej niż sklep z ubraniami. To raj dla każdej dziewczyny kochającej modę. 

Na kolację wybrałyśmy się do dziwacznego koreańskiego fast foodu, byłyśmy w nim jednak tak zmęczone, a po wielu godzinach chodzenia po mieście w deszczu wyglądałyśmy na tyle niekorzystnie, że nikomu nawet nie przeszło przez myśl aby wyciągnąć aparat :D. Po kolacji czekała nas ostatnia podróż metrem tego dnia – prosto do naszego apartamentu.

Każdy wieczór na naszych wyjazdach wygląda podobnie – przebieramy się w wygodne ciuchy i zabieramy do oglądania zdjęć.

No dobrze, to kto sprawdził prognozę pogody na jutro?