One way ticket – new trends in my daily outfit

Monday’s a good time for getting some new things started. With this in mind, I decided to show you an outfit which, I have to admit, doesn’t exactly provide much protection in low temperatures but, in a sense, defines the fashion for the coming season. Of course I chose from these Autumn trends whatever appeals to my taste. So there’s my peplum frill, leopard print and – you guessed it! – my high heels!

trousers / spodnie – Moto

bag / torebka – Johny Loves Rosie

shoes / buty – Zara

blouse sunglasses / bluzka i okulary – Asos

watch / zegarek – stary Atlantic mojej mamy:)

Poniedziałek to dobry moment na rozpoczęcie nowych rzeczy:). Kierując się tą myślą postanowiłam pokazać Wam strój, który co prawda nie chroni jeszcze przed niskimi temperaturami, ale definiuje odrobinę to, co będzie modne w nadchodzącym sezonie. Oczywiście z jesiennych trendów wybrałam to, co pokrywa się z moim gustem. Jest więc baskinka, panterka i oczywiście szpilki:)

Follow my blog with bloglovin!

Sales!:)

The sales are coming to an end. They ended up being pretty fruitful for me. I reckon that this year I really have stuck to my principle of only buying stuff which I’m going to wear regularly. While sifting through the hangers, I focus mainly on expensive items which have been significantly discounted. Why? Because there’s a reasonable chance that they’re of better quality than the rest of the discounted stuff. Next I wonder what will be useful and what will have that certain little je ne sais quoi so I won’t get bored of it.

Follow my blog with bloglovin!

Weekend rozpoczęty! Czy któraś z Was planuje się w związku z tym wybrać na zakupy?Sezon przecen dobiega już końca. Dla mnie był on wyjątkowo owocny:). Myślę, że w tym roku naprawdę byłam wierna swoim założeniom i kupiłam tylko to, co będę regularnie używać:). 

Przebierając wieszaki zwracam uwagę przede wszystkim na te rzeczy, które wcześniej były bardzo drogie ale zostały mocno przecenione. Dlaczego? Bo jest szansa, że ich wykonanie jest lepsze od reszty przecenionych rzeczy. Następnie zastanawiam się, która rzecz będzie przydatna, a do tego na tyle klasyczna, że szybko mi się nie znudzi. 

Kierując się tymi założeniami wybrałam poniższe rzeczy:

Torebka z Zary przeceniona o ponad 50 % (pierwotna cena to 499 zł, a kupiłam ją za 199 zł…:)). Ma klasyczny kształt, jest dobrze wykonana i pakowna (co dla mnie jest szczególnie ważne). 

Takich botków szukałam od dawna. Zdecydowana większości modeli o takim fasonie jest  w kolorze czarnym, więc ciężko było mi znaleźc coś interesującego w odpowiedniej cenie. Zapiałam więc z zachwyu, gdy zobaczyłam botki w odcieniu jasnego beżu, przecenione z 449 zł na 249 zł (River Island).

Idealnie skrojona koszula za 65 zł (River island).

Cieliste batkie to zawsze dobra decyzja.

Powyżej widzicie buty, z którymi od pewnego czasu się nie rozstaję. Kupiłam je w New Looku za 75 zł (naprawdę dobra cena za wygodne buty). Ten sam model butów zakupiłam też w kolorze czerwonym – możecie je obejrzeć na zdjęciach poniżej.

Zarówno sukienka, jak i torebka to moje przecenowe łupy z poprzedniego sezonu. Żakardową sukienką kupiłam pod sam koniec lata i bałam się, że czekając na cieplejszą pogodę uznam, że już mi się nie podoba, ale nic takiego się nie wydarzyło:). 

A co Wam udało się znaleć na przecenach? Czy tracicie głowę widząc charakterystyczne zamieszanie w sklepach? Co myślicie o moich sposobach na trafne zakupy? A może macie swoje własne?:)

Goodbye Italy

My last day in Italy was spent in a little village at the foot of the Dolomites. After getting up early (we had to catch a bus to take us to the car-hire place) we sailed through a sleepy Venice by water tram (looking at my face, you can tell that it wasn't only Venice that was sleepy:)).

Follow my blog with bloglovin!

Ostatni dzień we Włoszech spędziliśmy na zwiedzaniu miasteczka leżącego u podnóży Dolomitów. Po wczesnej pobudce (musieliśmy zdążyć na autobus, który miał nas zawieźć do wypożyczalni samochodów) płyneliśmy przez zaspaną Wenecję tramwajem wodnym (patrząc na moją twarz widać, że nie tylko Wenecja była zaspana:)).

W oczekiwaniu na autobus, szybko wchłonęłam włoskiego i jeszcze ciepłego croissant'a (tak szybko, że nie było szansy, aby go sfotografować). 

Po niecałych dwóch godzinach dojechałam do Bassano Del Grappa – przepięknego typowo włoskiego miasteczka.

Lody były oczywiście obowiązkowym elementem zwiedzania – na moje niezbyt wprawne oko temperatura powietrza wynosiła 33 stopnie, więc było naprawdę ciepło.

Piękny spaniel, który nie spuszczał ze mnie oka.

Jestem szczęśliwa, że wróciłam już do moich wszystkich szpilek i torebek, a na zewnątrz nie jest aż tak ciepło, ale będę tęsknić! 

 

Venice in the evening

During my stay in Venice, I only once swapped my comfy flats for my beloved heels. Black and white is a classic combination which always looks good (in a classy elegant kind of way). Dresses with a waist-band – that's my favorite kind of style which always goes well with a fitted jacket with peplum.

How Do you like the result? I reckon it was a worth finding that little extra space in my suitcase for an elegant hand-bag and black sandals. And it would have been a real pity not to take adventage of that gorgeous background for some photos!

dress and jacket / sukienka i żakiet – Mosquito-sklep.pl

shoes / buty – Zara

hand-bag / torebka – no name

bow / kokarda – topshop 

W trakcie pobytu w Wenecji, tylko raz zamieniłam wygodne baletki i klapki na moje ukochane szpilki. Połączenie czerni i bieli to klasyka, która zawsze prezentuje się dobrze (tyczy się to także bardziej eleganckich stylizacji). Sukienka odcięta w pasie, to mój ulubiony fason – idealnie komponuje się z dobrze dopasowanym żakietem z baskinką.

Jak Wam się podoba efekt? Jak dla mnie warto było wygospodarować odrobinę miejsca w walizce na elegancką torebką i czarne sandałki:). Szkoda by mi było niewykorzystać tak pięknego tła do zdjęć:).

 

Five minutes with Instagram

Couple hours in Venice and short visit in Val di Fiemme

I fell in love with Venice and really didn't want to leave – it's the most extraordinary city I've ever had the pleasure of visiting. What is it about this place that (including me!) this town draws in millions of tourists every day? Venice is a town built on several islands connected by bridges. The main means of communication between these islands is by water (as you can see on the photos, even the post is delivered by motor boats!). You can't enter the town by car or even by bike so people get around on foot or by using the famous vaporetto (water tram – the one I used to get to the Lido).

Down every street you can find charming trattorias (Italian restaurants serveng regional cuisine), in which I ate my favorite (as of this visit because before I'd never really tried it the way they do it here:) pasta with frutti di mare.

 

Zakochałam się w Wenecji i naprawdę nie miałam ochoty jej opuszczać. Jest to najbardziej niezwykłe miasto, które miałam przyjemność zwiedzić.

Co powoduje, że (poza mną:)) to miasto przyciąga miliony turystów każdego roku? Wenecja to miasto położone na licznych wyspach, złączonych  mostami. Transport pomiędzy wyspami odbywa się głównie drogą wodną (jak widzicie na zdjęciach, nawet poczta jest rozwożona motorówkami:)). Do samego miasta nie można wjechać samochodem, ani nawet rowerem, a ludność przemieszcza się pieszo lub za pomocą słynnego vaporetto (czyli tramwaju wodnego, którym płynęłam między innymi na wyspę Lido).

Na każdej uliczce można znaleźć urocze trattorie (włoskie restauracje oferujące typowo regionalne jedzenie), w których zajadałam się moim ulubionym (od czasu tej wizyty oczywiście, bo w gruncie rzeczy nigdy wcześniej nie jadłam go w takim "zestawieniu" :D) makaronem Frutti di mare, czyli ze świeżymi owocami morza.

I to by było na tyle, jesli chodzi o zwiedzanie Wenecji:). Tego samego dnia wybraliśmy się jednak gdzieś jeszcze…

Górskie powietrze było bardzo orzeźwiające, a temperatura jak na Włochy naprawdę niska (21 stopni). Góry to niby dla mnie nic nowego (zimą oczywiście!), a jednak widoki zapierały dech w piersiach. Wjeżdzając samochodem po serpentynach, przez chwilę wydawało mi się, że spotkałam najprawdziwszą krowę Milkę (znaną mi tylko z reklam). Patrząc na nią (piekną, czystą i z super retro dzwonkiem:)) opowieści o świstakach zawijających czekoladę w sreberka naprawdę przestały być tak nieprawdopodobne:).

Krowa wydawała się być zachwycona możliwością pozowania do zdjęć.