Last Month


Wpis powstał we współpracy z marką Lierac, Rodziną Pasieki Sadowskich oraz Wild Hill Coffee.
 

  W tym tygodniu kończy się luty. Potem marzec minie bardzo szybko i już będziemy mieć Wielkanoc. Nim się obejrzymy przyjdzie piękne lato, a potem złota jesień i zacznie się czekanie na Święta. Właściwie można powiedzieć, że rok 2024 niebawem się skończy ;). To taki nieśmieszny żart oczywiście, ale upatrywanie przyjemności tylko w wydarzeniach, które dopiero są przed nami, na własne życzenie zabieramy sobie teraźniejszość.

  Chociaż niepoprawna ze mnie fanka zimy, to zwykle o tej porze roku oczami wyobraźni widziałam już drzewa owocowe upstrzone białymi kwiatami, tymczasem były one zaśnieżone i pogrążone w zimowym śnie. Przyznaję, że zdarzało mi się na tę przeciągającą się zimę narzekać. No cóż, to lekcja dla mnie, aby bardziej cieszyć się tym, co daje nam los – okazuje się bowiem, że luty wcale nie musi być biały i mroźny, może być też błotnisty i mokry. Tym razem próbowałam go więc polubić takim jakim jest, bo kto wie, co przyniesie nam przyszłość?

  Ona przyjdzie. Zapewniam Was. Czego byśmy nie zrobiły, o czym byśmy nie zapomniały i jak mocno nie marudziły – ona jest już tuż za rogiem i nic jej nie powstrzyma. Nie marnujmy więc czasu na jej wyglądanie, skoro zawita do nas nawet bez wcześniejszego zaproszenia. A tymczasem, u progu przedwiośnia zapraszam Was na fotorelację z ostatnich tygodni.

"Jak wydaje się Wam, że wygląda Trójmiasto w lutym” kontra „Jak najczęściej wygląda Trójmiasto w lutym” ;). Moim zdaniem mieszkam w najpiękniejszym miejscu na świecie, ale to nie oznacza, że każdy dzień tutaj jest idealny.Gdy Twój strój świetnie wpisuje się w szaro-błotniste otoczenie. 
Dla lutowej równowagi. Aromatyczna zupa warzywna i wizyta w Baloli. To pierwsze jest dla mnie codziennością, na to drugie chciałabym częściej mieć czas. Jedziemy z tym poniedziałkiem! Jestem już po dwóch spotkaniach i teraz siedzę nad ważnym dla mnie tekstem. A ten magazyn o podróżach znalazł się tutaj całkowicie przypadkiem…Ostatnie dni przed kampanią. Dopinamy najdrobniejsze szczegóły – od harmonogramu wejść poszczególnych produktów przez potwierdzenie ostatnich zleceń na szycie, aż po poprawki wykończenia dziurek na guziki. Zwracamy uwagę na najmniejsze detale, abyś Ty już nie musiała ;). No i nasza odsłona "Never ending story" czyli współpraca branży kreatywnej z informatyczną. My tu o letniej kolekcji, sukienkach i szortach, a tak naprawdę wszystkie już jesteśmy myślami w kolejnym sezonie…
Tłusty czwartek i test pączków! Ta rolka podbiła Wasze gusta. Jeśli szukacie w Trójmieście sprawdzonych miejsc z pączkami to podaję moje top miejsca: Pączuś (one & only ), Kaisser (jeśli macie zjeść w Tłusty Czwartek tylko jednego pączka to postawcie na tego z Kaissera ), Cappuccino Cafe (a po pączku zjedzcie tam jeszcze rzemieślnicze lody ), Oficyna w Gdyni (jeśli szukacie pączków w zdrowszej wersji to tylko tam).Błękit, szarość i biel, czyli próba wywołania wymarzonej pogody. 
Idealne Walentynki w domu nie istnie…. a czekaj! Ten wieczór może nie był spektakularny, ale na ostatnią chwilę nie wymyśliłabym nic lepszego (tego dnia jakoś nikt nie kwapił się do opieki nad naszymi dziećmi ;)). Chwila dla nas, odrobina słodyczy z własnego piekarnika i kanapa. 
Ten chlebek migdałowy wyszedł super! Tak jak obiecałam na Instagramie dzielę się z Wami przepisem na pyszny migdałowo-cynamonowy chlebek: 

Składniki: 

 2 jajka

160 g masła 

170 g cukru (ja użyłam brązowego) 

180 g maślanki 

240 g mąki pszennej (ja użyłam typ 450) 

1,5 łyżeczki proszku do pieczenia 

pół łyżeczki soli 

100 g migdałów 

opcjonalnie: miód 

(pasta migdałowa) 

50 g masła migdałowego 

70 g brązowego cukru 

50 g masła (zwykłego) 

50 g drobno posiekane migdały

1 łyżeczka cynamonu 

Sposób wykonania: 

1. Rozgrzej piekarnik do 180 stopni i przygotuj formę wyłożoną papierem do pieczenia. Masło utrzyj z cukrem na wysokich obrotach przez 5-6 minut. Dodaj jajka i ubijaj przez dodatkową minutę. Dodaj połowę maślanki i ponownie wymieszaj. Do ciasta przesiej mąkę, cynamon i proszek do pieczenia, wymieszaj. Zanim wszystko się połączy, dodaj resztę maślanki. 

2. Włóż 1/3 ciasta do formy i dodaj pastę migdałową (rozłóż ją w miarę równomiernie, najlepiej przemieszać ją cienkim patyczkiem tak aby powstały "esy-floresy".  Powtórz proces jeszcze raz i dodaj migdały na wierzch. Piecz chleb około 45 minut.

Bajka i ciasto z lodami. Nie wiem kogo z naszej piątki najbardziej cieszył ten plan na wieczór. 

Disney'owski klasyk o miłości. 

Jutrzejszy dzień będzie długi. Robimy wiosenno-letnią kampanię dla MLE. Ten moment to zawsze zwieńczenie wielomiesięcznej pracy. Jeśli gdzieś popełniłyśmy błąd, to teraz jest już zbyt późno, żeby go naprawić ;).Alain de Botton ze swoją "Architekturą szczęścia" i Katarzyna Zajączkawska z "Odpowiedzialną modą". No i witamina C, bo chyba coś mnie bierze. Warszawo! Jesteś dziś dla nas łaskawa z tym słońcem. Mamy wynajęte studio, ale naturalne światło zawsze jest w cenie. Za każdym razem, gdy zaczynamy myśleć o kolejnej kampanii, zaczyna się dyskusja na temat tego, czy pokazać nasze projekty na profesjonalnej modelce (moje stanowisko), czy jednak na mnie (stanowisko zespołu). Jak dla mnie sesja wizerunkowa MLE wypadłaby lepiej, bardziej profesjonalnie, gdyby przed obiektywem stała dziewczyna, która wie co robi i ma do pozowania większe predyspozycje. Może Wy pomożecie mi przekonać Asię, aby nie ciągać już na zdjęcia 37-letniej matki dwójki dzieci i postawić na młodszą (i wyższą) gwardię? Zastanawiałyście się kiedyś ile trwa taka sesja zdjęciowa? Zaczęłyśmy punkt ósma, skończymy po szesnastej. Czyli typowy dzień w pracy tylko nerwy większe.
Czternaście stylizacji, białe tło i dwa krzesła. Ten pierwszy na górze to własność Asi, ten na dole z taboretem wypożyczyłyśmy z Iconic Tells a Story
Oto nasza wspaniała grupa! W tym wpisie możecie zerknąć kiedy mniej więcej pojawią się poszczególne produkty. Ten zestaw na górze to koszula i szorty. Olivia zestawiła go z eleganckimi dodatkami, ale podejrzewam, że ja będę w nim śmigać z trampkami i klapkami. 
Koniec! Jeśli zaraz czegoś nie zjemy to atmosfera się zagęści. ;) Wybrałyśmy się do The Eatery i chyba nie będziemy zawiedzione. 
1. "Zamówmy kilka rzeczy, aby móc spróbować wszystkiego i po prostu się podzielmy". // 2. Tak. Znalazł się. // 3. Marchew i mielony. Polecam z czystym sumieniem. // 4. Bardzo dopracowany koncept. Kuchnia polska z nowoczesnym akcentem, nienachalny minimalistyczny wystrój i polskie klasyki filmowe z lat 90-tych. Bardzo podoba mi się to miejsce! //Super miejsce to Eatery. Czekam, aż ktoś zdolny zrobi coś podobnego w Trójmieście. A teraz teleportujemy się do mojego ukochanego miejsca. Jakiś czas temu napisałam długi artykuł o dolinie Val Di Fiemme. Tutaj macie link jeśli chciałybyście się dowiedzieć, co jest w tej krainie tak wyjątkowego, że wracam do niej od ponad dwudziestu (!) lat. Miejsce, który nigdy mi nie spowszednieje. Czuję się w tu jak u siebie.
Moje Passo Rolle. Nie ma tu najnowocześniejszych wyciągów i setek tras narciarskich, ale ja i tak kocham to miejsce. Szczytu nie zdobędziemy, ale mamy tu nasz ulubiony szlak, który kończy się u podnóży tej skały. Kiedyś we dwoje, później z sankami i niemowlakiem, a teraz w czwórkę. Z roku na rok coraz ciężej. Ale także weselej. Ile czasu można spędzić z dziećmi przy zamarzniętym źródełku? Zaskakująco dużo!… aż tak dużo, że gdy dochodzimy do schroniska ktoś nieoczekiwanie ucina sobie drzemkę.  Najlepsze ocieplane legginsy na świecie. Nie spadają i nie rozciągają się. Niestety z sieciówki, ale chyba można dla nich zrobić wyjątek. Znajdziecie je tutajW które wycelować śnieżką? :D 1. Cortina d'Ampezzo. Kilkadziesiąt lat temu odbywały się tu zimowe igrzyska olimpijskie… i niebawem szykuje się powtórka! // 2. Ten sweter ma chyba z dziesięć lat i zawsze jedzie ze mną w góry (jest z RobotyRęczne). Za to ta kurtka… w przyszłym sezonie same się przekonacie! 

No dobrze. Teraz widzę, że artykuł na blogu sprzed 4 lat wymaga odświeżenia, bo część polecanych miejsc zdążyła się zamknąć, a pojawiło się wiele nowych. Ale ogólne przesłanie chyba się nie zmieniło – trzeba chronić i szanować naturę. Solidarnie i z rozmysłem. Przy takim podejściu my także zyskujemy, bo nadal możemy cieszyć się jej pięknem. 1. Gdy tym razem to Ty możesz krzyczeć "Mamo! Pomóż!" ;). Wyjazdy z rodziną – tą dalszą i bliższą – to dla mnie najcudowniejszy czas w roku. // 2. Czy to jedno zdjęcie może być "mini-zamiennikiem" dla "Look of The Day"? ;). Żartuję! W tę niedzielę zapraszam Was na nowy cykl, czyli "Zapiski o modzie i stylu". Jestem bardzo ciekawa Waszego odbioru. "El Brite De Larieto" to moja ulubiona restauracją w Cortinie. Przynależy do agroturystycznego gospodarstwa, a jedzenie mają tam wyborne. 
1. Kluski w sosie grzybowym. To jest zbyt dobre! // 2. Słońce! Sama nie wiem czym się tu najadam bardziej – pysznym jedzeniem czy ciepłymi promieniami. // Tam, gdzie chmury tańczą wokół gór… 
Wracamy w stronę Val di Fiemme i wspinamy się (a raczej pchamy przed sobą naprawde dobrze obciążone sanki) na wysokość 2084 metrów nad poziomem morza. Po takiej eskapadzie najprostsze dania smakują wybornie. Koniec Karnawału obchodzi się też tutaj! I to hucznie!
Przy mojej całej miłości do Włoch… nasze pączki są lepsze.  Tylko oglądam, przysięgam! Mam własne w bardziej zakopiańskim stylu i też są super! Pamiętacie jak pisałam o słynnych butach z Cortiny w tym wpisie?Tydzień w górach, dwie godziny na nartach. Ale nadrobimy jeszcze to szusowanie! 1. Mój górski niezbędnik. Okulary to Celine, balsam to prezent od marki Chanel. // 2. Dostałam na Instagramie mnóstwo pytań o kurtkę. Mam ją chyba ze sto lat (a dokładniej sześć, bo kupiłam ją będąc w pierwszej ciąży) i prawdę mówiąc jej jakość jest słabiusieńka. Ale kolor ma piękny. ;) Wychodzę z założenia, że jeśli już coś mam, to albo noszę, albo przekazuję dalej. W jej przypadku wybieram nadal to pierwsze, bo jakoś ciężko mi się z nią rozstać. Jest z NA-KD. Wszędzie dobrze, ale w naszym domowym królestwie najlepiej! Księżniczki dobrze o tym wiedzą!Mamy słońce w Sopocie, więc ten dzień już zaczął się dobrze! I jeszcze dotarła do mnie paczka, na którą czekałam! W lutym rozpoczęłam testowanie kremu od Lierac w pięknym opakowaniu w nowoczesnym stylu. No i z wymiennym wkładem, tak aby szklany słoiczek mógł być użyty wielokrotnie. Lierac Lift Integral to krem, który ujędrnia, nawilża i wygładza skórę, dzięki unikalnemu połączeniu trzech składników aktywnych, które działają na jej podstawowe elementy: kolagen, elastynę, kwas hialuronowy, glikoproteiny. Kosmetyk w 98% składa się z substancji naturalnego pochodzenia. Testuję od trzech tygodni i polecam! Krem warty swojej ceny.Mamy młynek! To gwiazdkowy prezent ode mnie dla męża, bo do niedawna tylko on w domu robił kawę. Tym razem zamówiłam więc Wild Hill Coffee w ziarnach. Nie mówcie mi, że jeszcze nie słyszałyście o tej kawie?! No to opowiem Wam więcej, bo po jej poznaniu nie będziecie już chciały pić niczego innego!Chociaż mówi się o tym coraz więcej, to naprawdę niewiele osób zdaję sobie sprawę z wpływu kawy na planetę. Nasza część świata wyrządziła ogromną krzywdę ludziom i przyrodzie, a zamiłowanie do picia kawy ma w tym swój niechlubny udział. To geopolitycznie i społecznie złożony problem, który mieści w sobie całe spektrum odcieni szarości, dlatego tym bardziej doceniam marki, które w imię własnych wartości zachowują prawdziwą transparentność. Wild Hill Coffee potrafi wskazać dokładnie skąd pochodzi ziarno (jest to kawa single origin pochodząca z jednego, konkretnego regionu). Kawowce są uprawiane bez pestycydów. I to jest bardzo ważna informacja ponieważ kawy dostępne powszechnie w sklepach mogą zawierać śladowe ilości pestycydów (wątek zdrowotny jest istotny, ale to także kwestia etyki – uprawa bez pestycydów nie naraża zdrowia ludzi pracujących na plantacji). Są też inne korzyści.  Założycielka marki mówi: „Z dumą mogę napisać, że zbadałyśmy potencjał antyoksydacyjny wszystkich kaw, które od nas otrzymasz i choć kawa wyjściowo jest bogatym źródłem antyoksydantów, to Wild Hill Coffee może pochwalić się naprawdę wysokimi wartościami. I tak Ogniste zbocza Turrialba to aż 94,63% zdolności antyoksydacyjnej, Sen o La Jacoba 95,48%, a Gwiaździsta noc w Cajamarce 94,15%.” 

WSZYSTKIE kawy od Wild Hill Coffee są ekologiczne i posiadają Europejski Certyfikat Ekologiczny. Co to znaczy? Że ich uprawa, zbiór i wszystkie etapy produkcji są bardzo dokładnie udokumentowane. Jeśli parzycie kawę w domu, to spróbujcie chociaż raz przestawić się na tę uprawianą w zrównoważony sposób. W przypadku kawy bezkofeinowej ziarna zostały pozbawione kofeiny zdrową, bezpieczną metodą CO2. To stosunkowa nowa metoda, która nie wymaga szkodliwej chemii, a co najważniejsze, pozwala zachować bogaty smak i zapach kawy. Wild Hill Coffee jest przepyszna (według mnie nawet lepsza niż te od czołowych marek) więc dbanie o planetę jest w tym przypadku czystą przyjemnością. Kawowe obrazy. 

W ramach współpracy Wild Hill Coffee zgodziło się przygotować dla Czytelniczek Makelifeeasier zniżkę w wysokości -12%. Wystarczy, że wpiszecie kod Kasia12 w trakcie dokonywania zakupów (kod jest ważny do 17 marca).

A teraz kontrowersyjny temat! Czy tylko ja słodzę kawę miodem? ;P W lutym pozamykałam kilka tematów, które mi ciążyły i sama jestem zdziwiona jak wiele nowej energii i sił mi to dało. Po raz kolejny przekonałam się, że działanie to dla mnie najlepsze antidotum na gorszy nastrój. No i praca w grupie. A że doczekaliśmy się w końcu większego stołu, to coraz częściej, nawet te liczniejsze spotkania, odbywają się u mnie. Tylko z robieniem kaw w kawiarce się nie wyrabiam ;). Pssst! Czy to nie wygląda jak pierwsze ślady wios… ?
Ileż to ja się nasłuchałam o Pasiece Rodziny Sadowskich! A potem przeczytałam rozbrajający opis początków tej pasieki… „Historia Pasieki Rodziny Sadowskich nie sięga dalekich pokoleń. W 2009 roku zaraz po maturze będąc nastoletnim mieszczuchem zacząłem swoją przygodę z pszczelarstwem. Szukając sezonowej pracy na najdłuższe wakacje życia (między maturą a studiami) postanowiłem pomagać w lokalnym gospodarstwie pszczelarskim. Od samego początku życie tych niezwykłych owadów mnie zafascynowało i wiedziałem, że chcę się zaopiekować własnymi ulami… wpadłem i nie było odwrotu.” Na zdjęciu widzicie miód z pyłkiem i propolisem od Pasieki Rodziny Sadowskich. Miód wielokwiatowy z dodatkiem pyłku pszczelego i propolisu. Posiada atuty miodu wiosennego zawierającego nektar z mniszka, akacji i rzepaku. Łączy w sobie wszystko co najlepsze z ula i tak też pachnie i smakuje. Polecam!  Z kodem Makelife10 otrzymacie 10% zniżki na zamówienie.Pasieka Rodziny Sadowskich ma w swoim asortymencie również mnóstwo innych produktów (nie tylko miodowych). Pasta pistacjowa to nasz ukochany dodatek (a może mój?) do naleśników, maliny i truskawki liofilizowane, do których z początku podchodziłam z rezerwą, a teraz stały się naszą ulubioną słodką przekąską, albo różnego rodzaju zakwasy i soki naturalne – wszystko najwyższej jakości. Kasia w swoim naturalnym środowisku :). 

Słońce wstaje coraz wcześniej, lepiej żeby nie nakryło nas w brzydkiej piżamie ;). Już miałam skończyć dla Was ten wpis, ale dosłownie w tej chwili wbiegła do mnie Asia z najnowszymi prototypami piżam na nowy sezon. Jak myślicie? W której najlepiej powitać pierwsze wiosenne mgły? :)

 

*  *  *

 

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z Newbytea, Mongolian, Treinta Y Tres, Muduko, Volvo, Pola.

 

  Tysiąc pięćset drobiazgów, o których zapominam. Pobudki w ciemnościach i płatki śniegu zamiast tuszu na rzęsach. Wieczory, które szybko przychodzą i dają mi znak, że znów nie zdążyłam zrobić tego, co zaplanowałam. Trochę już nieaktualne bożonarodzeniowe ozdoby wiszące w oknach domów na naszej ulicy. Może trzeba te 36 lat przeżyć, aby to, co kiedyś w styczniu wydawało mi się przygnębiające, dziś miało swój urok. A może to blog i ten cykl wpisów nauczyły mnie, że na rzeczywistość można patrzeć przez pryzmat złych, męczących i przygnębiających obrazów, albo wręcz przeciwnie – odsączać z tego, co nas otacza i spotyka tylko to, co piękne, budujące i dobre… Gdyby tylko było to takie proste jak wybór zdjęć z telefonu… :)

  Zapraszam Was do mojej comiesięcznej fotorelacji ze śniegiem, deszczem i odrobiną słońca. Macie już kubek herbaty w dłoni? To ruszamy!

 

Styczeń zaczęłam z przytupem i zupełnie inaczej niż w poprzednich latach. No i muszę przyznać, że tęsknię za tą Malagą i towarzystwem przyjaciół. Oby ziściły się te wszystkie piękne życzenia noworoczne, które składaliśmy sobie o północy na "Palmeral de las sorpresas". A jeśli chciałybyście zobaczyć jak wyglądała moja podróż, to zapraszam Was do mojego subiektywnego przewodnikaPowrót do domu był wspanialszy niż się spodziewałam, bo Trójmiasto wyglądało jak z baśni o królowej śniegu. A jeśli myślicie, że zdjęcie po prawej przedstawia wieczór, to jesteście w błędzie :). Tak wyglądał Sopot, gdy wczesnym rankiem wyszłam z Portosem na spacer. Śnieg dalej sypie, ale ja już widzę na horyzoncie, że w ciągu dnia wyjdzie dla nas słońce.1. Ten widok powinien być początkiem jakiejś pięknej zimowej opowieści dla dzieci. // 2. Już ósma rano! Czy Ty nie powinieneś kłaść się spać, a nie nam tu dalej świecić?Nie dalej jak za kwadrans pewnie wszyscy zaczną wielkie odśnieżanie. Ciekawe czy w moim domu ktoś już wstał i zaparzył mi gorącej kawy? Dziękuję Chanel za to, że od czasu do czasu pozwalasz mi wstąpić do swojego świata. I za ten miniony rok pełen pięknych przygód! Prezent od takiej marki, to jak obsypanie mnie gwiezdnym pyłem. No i mam to za sobą. Nie znam nikogo kto czerpie przyjemność z rozbierania choinki, ale gdy już się z tym obowiązkiem uporam, to zawsze jest mi lżej. Może to z tęsknoty za gwiazdkowym nastrojem, który muszę schować do pudełek? A może dlatego, że nie lubię pożegnań, nawet jeśli dotyczy to tylko drzewka?No i mamy biurko! Teoretycznie to moja nowa przestrzeń do pracy, w praktyce – nie uwierzycie – nadal siedzę przede wszystkim przy kuchennym stole. Na instagramie sporo z Was prosiło mnie o przypomnienie kodu do TYLKO (strony na której zamawiałam biurko). Jeszcze tylko do końca stycznia możecie z niego skorzystać. Wystarczy wpisać kasia44, aby dostać aż 44% rabatu na zamówienie (przy kwocie minimalnej – 1500 zł). Jeśli planujecie remont, przemeblowanie, albo brakuje Wam czegoś w mieszkaniu, ale nie macie czasu na ogarnięcie projektu, to TYLKO może Wam pomóc rozwiązać problem. Ta marka przez ostatnie lata podbijała zagraniczne rynki i w ogóle mnie to nie dziwi. Dzięki technologicznym rozwiązaniom możesz u nich spersonalizować meble, które zwykle trzeba było zamawiać pod wymiar u stolarza. Tomiska, do których często wracam. 
Barwy zimy chętnie przełożyłabym na nowe projekty w MLE. Dopiero co skończyłyśmy tworzyć wiosenno-letnią kolekcję (chociaż w sumie parę modeli wciąż czeka na ostateczną decyzję i przeróbki), a nasze myśli już krążą wokół przyszłorocznej jesieni. Uwielbiam dzianiny w odcieniach błękitów, a ten próbnik wyjątkowo mi sie spodobał. Gdy wychodzisz z Portosem na spacer, to każde zejście z pagórka jest jak jazda na sankach ;). Mróz szczypie w nos, a śnieg skrzypi pod butami. Jest pięknie! Zimą wreszcie mogę "zdążyć" na wschody słońca. Molo w śniegu to widok warty odmarźniętych rąk!Ludzi jakby trochę mniej niż w wakacje ;). 
1. Molo i nasza Trójmiejska plaża to miejsca, które od samego powstania bloga pomagały mi walczyć z poczuciem wypalenia i twórczej frustracji. // 2. Te buty! W ogóle nie dziwię się, że stały się tak popularne! Chociaż na początku przyglądałam się im z lekką konsternacją… Podaję Wam link bo wiele z Was pisało mi, że są ciężko dostępne. // A Wasze jednorożce co jedzą na śniadanie? 1. Poniedziałek. To już druga kawa dzisiaj i, dokładnie tak samo jak ta pierwsza, jest już kompletnie zimna. // 2. Spotkanie MLE pod znakiem dresów –  mają być idealne, tak abyście nie chciały ich już nigdy ściągać! // Zdrowa przekąska, która jest dobrą alternatywą dla słodyczy. I dzieci również ją uwielbiają (moje ulubione czipsy z jabłek to te od Pola).Ostatnio mój ulubiony kącik w całym mieszkaniu. Długo wzbraniałam się przed narożną kanapą, bo wydawała mi się "taka za mało tradycyjno-klasyczna". Zabawne, jak przez lata, wraz ze zmianą stylu życia, potrafimy zmieniać nasze przekonania. Wiem przecież od dawna, że "ładne" nie powinno stać przed tym co "użyteczne" tylko iśc w parze – w przeciwnym wypadku sami utrudniamy sobie funkcjonowanie w naszym mieszkaniu. Wszystkie moje "rozkminki" zostały cierpliwie wysłuchane przez kochaną Izę z Iconic Design w Sopocie i po długich dyskusjach znalazłyśmy w końcu kompromis. Chociaż dziś mogę chyba powiedzieć, że jednak konsensus (i to nie jest reklama). Chipsy powstają ze specjalnej odmiany jabłek Pola, które są bardzo słodkie i chrupkie. Nie zawierają cukru, ich słodkość jest naturalna. W jednej paczce Pola snacks mieści się jedno całe jabłko (polecam też wersję z cynamonem – oczywiście składniki dodawane do chipsów są również naturalne). Z kodem mle10 otrzymacie 10% rabatu na tą zdrową przekąskę (kod jest ważny aż do 29 lutego).Amarylis to jeden z moich ulubionych styczniowych kwiatów. Niby środek zimy, ale dobór kolorów jakoś przyśpiesza bicie serca. Koniec stycznia od wielu lat zdominowany jest w naszym domu tematem WOŚP. Tym razem też udało nam się zebrać całkiem sporo! Ta i ta aukcja trwa dalej! Gdy już w styczniu wiesz, że nie zobaczysz w tym roku nic słodszego. Pierwsze występy za nami. Celowo piszę "za nami" bo mam wrażenie, że to ja stresowałam się najbardziej ;). 
1. i 3. Gdy po piętnastu latach blogowania, tworzenia "kontentów" marketingowych dla Klientów i własnej marki, doczekasz się w końcu lustra, które obejmuje całą sylwetkę. Zostało stworzone na zamówienie według mojego projektu przez firmę z Gdańska – Portamet. // 2. W ładnym talerzu wszystko smakuje lepiej. Ten od Aoomi mam już od dłuższego czasu. 4. Gdy orientują się, że we dwie mogą mnie załaskotać na śmierć, a nie na odwrót. //  Gdy w domu są pączki, które czekają na sfotografowanie…1. MLE szykuje coś dla Was na Walentynki :). // 2. i 3. Jeśli chodzi o owocowe smaki to ten wygrywa. // 4. Prawdziwa magia kolorów od Newbytea. //Przed… …i po! Tak to właśnie wygląda, gdy przychodzi do ciebie cały zespół i każdy sam wybiera herbatę z mojej szafki ;). Na zdjęciu widzicie kilka moich ulubionych smaków od Newbytea – Green Lemon, Verbena, Strawberry&Mango, Marrocan Mint, Earl Green, Summer Berries i chyba moja "top of the top" – Rooibos Orange.  A to nowość i też pyszna! Wiem, że jest tu wiele fanek dobrej herbaty więc podejrzewam, że ucieszy Was kod KASIA15, dzięki któremu otrzymacie 15% rabatu na cały asortyment w sklepie Newbytea (kod jest ważny do 14 lutego).1. Królową selfie raczej nie zostanę, ale nowe lustro uwielbiam. // 2. A ten talerz to staroć – ukradłam go kiedyś z szafki mamy, a ona wcześniej kupiła go na rynku staroci. // 3. Śnieg z deszczem. Ciężko odnaleźć w nim urok, ale i tak się staram. // 4. "Zimowanie" od Katherine May. // Gdy zima przestaje być biała i piękna… 1. Z cyklu "moje ulubione warzywo miesiąca". W styczniu plebiscyt wygrywa kalafior z sezamem i dużą ilością pieprzu. // 2. Śnieżyca za oknem. Będą sanki i bałwan! // Gdy na zewnątrz chlapa roku najlepiej włożyć kalosze i grube skarpety. Te zakolanówki są od Mongolian.Wykonano je w 70% z wełny owiec mongolskich i 30% z wiskozy. Ciepłe, miękkie, nie podrażniają skóry i jeszcze na dodatek w idealnym kolorze.  A tu artykuł w Vogue o Ewie Juszkiewcz i jej przełomowej współpracy z LV. Ciekawe czy pod spodniami narciarskimi te skarpety też się sprawdzą?Z mlekiem czy bez?
Ja tam lubię rude zwierzęta ;). Dziękuję Muduko za tę super grę (chyba wiem z kim zagram niebawem jedną partyjkę).… a tymczasem ulubioną grą naszych dzieci pozostaje "Znajdz Pluszaka". Reguły sę proste i już po pierwszej rundzie można zacząć prawdziwą rozgrywkę. Nie wiem czy to zasługa tych słodkich obrazków, czy może efektu zaskoczenia (zwierzaka znajdujemy zadając proste pytania), ale naprawdę wciąga! :) Z hasłem RUDY otrzymacie 20% rabatu na wszystkie nieprzecenione gry w sklepie Muduko.  Zaczynamy przystrajanie, bo ktoś jutro kończy 5 lat! Jeśli szukacie sklepu z ładnymi ozdobami na przyjęcia urodzinowe to polecam merimeri (pewnie większość z Was świetnie go zna, ale ja go odkryłam dopiero teraz i od razu się zakochałam). Tę girlandę złożymy po przyjęciu i użyjemy jeszcze nie jeden raz!Ja wiem, że wszyscy tak mówią… ale naprawdę nie mam pojęcia kiedy to minęło. 
No cóż, a ten mój tęczowy tort wygląda (i smakuje) nieco inaczej…
Gdy przeziębiona mama pisze artykuł do późna…Gdy trochę chorujemy… na szczęście mamy różowe okulary. Zabawa z masą solną. Gdy widzę ile radości przynosi dzieciom, to inaczej patrzę później na te wszystkie nowoczesne zabawki. Czujemy się już lepiej. Wychodzimy z domu i nie marudzimy!Ekhm…a może znów czuję się niewyraźnie?Za oknem wichura i śnieg z deszczem. W środku ciepło i przyjemnie. No i mnóstwo miejsca na stole! Wiedziałam, że pan Karol z E-stone da radę! Jeśli szukacie prawdziwego mistrza kamieniarstwa to dobrze trafiłyście. Ja wiem, że zima nie zawsze wygląda pięknie, słońce świeci rzadko, a śnieg topnieje i zamienia się w błoto. W te mniej urocze lutowe dni zajrzyjcie do artykułu o "Zimowaniu po polsku". Już po kilku dniach wskoczył on na podium w rankingu najpopularniejszych wpisów ostatnich miesięcy. Ależ to moje Trójmiasto rośnie! ;)A dziś odwiedzimy jedno z moich ulubionych miejsc!
Treinta Y Tres, czyli hiszpańska restauracja na trzydziestym trzecim piętrze. Czy może być lepsze miejsce, aby powspominać nasz wspólny wyjazd do Andaluzji? Od niedawna w niedzielę, pojawił się tu nowy cykl wydarzeń – spotkania, podczas których zachwycimy się bogactwem śródziemnomorskich smaków i autentycznym klimatem słonecznej Hiszpanii z wyśmienitymi daniami w formie nieograniczonego bufetu oraz autorskimi koktajlami. W czasie brunchu na 32 piętrze Olivia Star odbywają się animacje dla dzieci, więc to też fajna opcja dla rodziców. Szukamy domu babci i dziadka. Poza bufetem, jest też kilka opcji na zamówienie. Tu makaron "Cacio e pepe" ze składników najwyższej jakości. Mieliśmy jeść, a nie robić zdjęcia! 
Atmosfera jest tutaj niezobowiązująca, a jedzenie sprostałoby najbardziej wymagającym gustom. Gorąco polecam! Brunch odbywa się co niedzielę od 13:00 do 18:00. Chłopaki powiedzieli, że zostają do wieczora!
1. A kanapki na wynos można robić? :D // 2. Wrócimy tu niebawem! // Czy ktoś wypatrzy tutaj spaniela, który właśnie wyszedł o fryzjera? (I jego panią, która od pół roku nie ma czasu, żeby samej się umówić? :D) Robimy szybki spacer i wracamy do naszego VolvoMusimy kiedyś zrobić "przed i po" Portosa. Od dziś nosi przydomek "Lejdi Portosana". Ach! Cóż to jest za wynalazek! Podgrzewana kierownica!
Kilka słów, których pewnie się teraz nie spodziewacie: te sto par oczu na jedwabnej apaszce symbolizuje sto osób. Dziewięćdziesiąt cztery z nich ma źrenicę bez koloru – bo to przypadki przemocy, których się nie zgłasza. Dwadzieścia z nich ma łzę w oku, bo symbolizują gwałt. Projekty od Spadiory coraz częściej stawiają na mocny przekaz, co – moim zdaniem – jest słusznym kierunkiem dla mody. Cały zysk ze sprzedaży "Twilly" marka przeznacza na Fundację SEXEDPL (natomiast z apaszki ze zdjęcia 15% zysku).  I wykorzystam jeszcze ten moment, aby napisać tu o Antyprzemocowej Linii Pomocy pod numerem 720 720 020. Pamiętaj, że zawsze możesz poprosić o pomoc."Home-office" w styczniu składa się z wełny, miodu i herbaty.

Czekam aż za oknem wróci taki widok, ale w najbliższych dniach chyba się na to nie zapowiada ;). Dziękuję za Waszą uwagę!

*  *  *

 

 

Zimowanie po polsku, czyli styczniowe umilacze

Wpis powstał we współpracy z marką Veoli Botanica, Polemika, Awesome Cosmetics i Balolą. 

 

  Już jakiś czas temu zorientowałam się, że najprostszym sposobem, aby w towarzystwie zapanowała konsternacja, jest otwarte przyznanie się do tego, że zima to moja ulubiona pora roku. Ludzie patrzą się wtedy na mnie tak, jakbym zamiast skóry miała smoczą łuskę, a na czole wyskoczyło mi właśnie trzecie oko (oczywiście zamarznięte i przerażająco niebieskie, tak jak u upiornych Białych Wędrowców z „Gry o Tron”). Moi rozmówcy rozpoczynają wtedy długą prezentację zalet pozostałych pór roku (przede wszystkim lata, ale sporo uwagi poświęca się również wiośnie), tak jakbym nie zdawała sobie sprawy z przyjemności jaką dają wylegiwanie się na plaży, koncerty na świeżym powietrzu czy wybieganie z domu w samych trampkach i sukience.  

  Antyzimowa indoktrynacja kończy się zwykle rzuconym w moją stronę stwierdzeniem: „nikt z nas nie uwierzy, że pierwszego dnia wiosny opłakujesz odchodzącą chlapę”. I słusznie, bo oczywiście tak nie jest. Właściwie to jest dokładnie na odwrót. Żadne to odkrycie, że można coś kochać i cieszyć się jednocześnie z rozłąki, zwłaszcza ze świadomością, że za jakiś czas znów nasze drogi się połączą. Doceniając zimę i korzystając z jej uroków (nawet jeśli dla niektórych będą to raczej niedogodności) z jeszcze większą radością witam później nowy sezon.

  W przypadku pór roku mamy stuprocentową pewność, że – czy tego chcemy, czy nie – niezmiennie będą do nas powracać (chociaż przy postępujących zmianach klimatu można mieć co do tej niezmienności pewne wątpliwości). Przejmowanie się i pomstowanie na sytuacje czy zjawiska, które są od nas kompletnie niezależne źle służy naszemu zdrowiu psychicznemu i poczuciu szczęścia w ogóle – psychologowie od dziesięcioleci nie mają co do tego wątpliwości. Próba odzyskania kontroli nad tym, na co mamy wpływ (na przykład nad codziennym planem dnia, organizacją czasu wolnego, wysokością ulepionego bałwana czy nad wyborem Netflixowego repertuaru) to pierwszy krok do tego, aby w trudniejszym okresie odnaleźć harmonię.

  Styczniowe umilacze postanowiłam więc poświęcić zimowym przyjemnościom i dbaniu o siebie, tak, aby przez te kilka najbliższych tygodni było nam milej, cieplej, a jednocześnie tak zimowo, jak to tylko możliwe. Ja wiem, że wszyscy już stęsknieni jesteśmy za wiosenną aurą, ale spróbuję Was dziś zachęcić do tego, aby docenić tę naszą pogodową polską różnorodność. 

 

1. Zima więcej wybacza i mniej wymaga.

  „Byleby przezimować”, „przetrwać do wiosny”, „zacisnąć zęby i dociągnąć do kwietnia”. Czy te zwroty brzmią dla Was znajomo? Pejoratywne określanie pory roku raczej nie przyśpieszy ruchów Ziemi względem Słońca, a już na pewno nie poprawi naszego nastroju. Ale to właśnie w tym zimowym zawieszeniu, które po świętach przeciąga się w nieskończoność, powinniśmy szukać plusów.

  Latem presja na idealne życie jest większa. Właściwie non stop dzieje się coś, czego nie wypada ominąć. Przecież trzeba korzystać z pogody, z tego, że jest jasno, wychodzić do ludzi, próbować nowych rzeczy. Jeśli drugi wieczór z rzędu spędzasz w domu, to już zaczynasz mieć wrażenie, że nie korzystasz ze wszystkich możliwości i jesteś wakacyjnym przegrywem. W dzisiejszym świecie normą staje się to, aby bez przerwy szukać wrażeń. A jeśli programujemy się na to, że w naszym życiu nie może być po prostu zwyczajnie, to działamy na swoją niekorzyść.   Zimą jest inaczej. Jeśli ogarnęłaś, co miałaś ogarnąć, to już jesteś wygrana. Każda dodatkowa aktywność jest na plus, standardy są niższe. Powiedzmy, że w weekend poza zrealizowaniem „planu minimum” udało Ci się jeszcze pójść na lodowisko – brzmi jak korzystanie z zimy na całego, prawda? Każdą atrakcję, każde miłe zdarzenie czy spotkanie jakoś bardziej się docenia, bo po prostu trochę o nie trudniej w tym czasie. Nikt, no i przede wszystkim my same nie uważamy, że poza codziennym obowiązkami, trzeba zrobić coś jeszcze. To nie lenistwo, tylko wpisany w naturę mechanizm. Rośliny i zwierzęta nie udają, że nie ma zimy i nie próbują żyć tak samo, jak latem. To czas, który przesypiają, oszczędzają energię. Nie biorą na siebie nic więcej poza próbą przetrwania. Dla nich to i tak dużo.

  Zima uczy nas, aby przestać być ciągle nienasyconą. To szczególnie ważne w dzisiejszej rzeczywistości, kiedy nic nam nie wystarcza i ciągle chcemy więcej. W książce pod tym samym tytułem, co dzisiejszy artykuł („Zimowanie” od Katherine May) autorka twierdzi, że zima to stan umysłu. Pewien moment wyciszenia potrzebny każdemu z nas ( jeśli chcecie zapytać czy polecam tę pozycję, to niestety po kilkunastu stronach zorientowałam się, że nie jest ona o tym, jak faktycznie cieszyć się zimą, tylko zbiorem przemyśleń autorki na temat życiowych kryzysów). Po całym zamieszaniu związanym z Bożym Narodzeniem i końcem roku, przychodzi okres stagnacji, kiedy zaczynamy mieć czas i przestrzeń na różnego rodzaju emocje i przemyślenia. Możliwość zanurzenia się w swoim wnętrzu nie zawsze jest miła i nie dziwi mnie, że niektórzy od tego uciekają – to mechanizm obronny, który działa, ale na dłuższą metę ma swoje konsekwencje.  Wiele z nas swój wewnętrzny lęk próbuje zagłuszyć, szukając aktywności i silniejszych bodźców na zewnątrz. Chcemy żyć tak, jakby lato w naszej głowie trwało wiecznie, a trzeba się raczej nad tym niepokojem i negatywnymi emocjami pochylić i zaopiekować się sobą. Zima może nam w tym pomóc.

  Niech puentą tego akapitu będzie polecenie czegoś na wieczór. Dokument o Anthonym Bourdain, moim ukochanym kucharzu i dziennikarzu kulinarnym to przejmująca historia człowieka sukcesu, który – przy całym swoim talencie i inteligencji – nie potrafił odnaleźć szczęścia. Oglądając ten film miałam poczucie, że Anthony chciał gonić lato w swojej duszy przez cały czas. A jeśli nie wiecie jeszcze o kim mowa, to zacznijcie swoją przygodę od genialnych programów „Bez rezerwacji” oraz „Miejsca nieznane”. Będziecie chcieli to oglądać nieprzerwanie aż do pierwszego dnia wiosny!

 

2. Zimno Ci? Idź do kąta. Tam jest 90 stopni. ;)

   Tym pysznym krindżowym dowcipem rozpocznę swój wywód, który ma Was przekonać do tego, że odrobina zimna jest zdecydowanie lepsza niż jego brak. Coraz więcej badań udowadnia, że chłód sam w sobie (niekoniecznie w wersji ekstremalnej) jest dla nas zdrowy, wzmacnia odporność, spowalnia procesy starzenia, zwiększa wydolność i możliwości regeneracyjne, a jego ciągłe unikanie może mieć negatywny wpływ na nasze ciało.

  Na przykład, zespół naukowców z Kolonii odkrył, że niskie temperatury „czyszczą nasz mózg” i mogą zapobiegać rozwojowi chorób neurodegeneracyjnych, w tym choroby Alzheimera i Parkinsona. I to wcale nie oznacza, że musimy godzinami stać na mrozie i mieszkać w igloo. Już przy 15 stopniach Celsjusza nasz organizm wytwarza więcej aktywatora proteasomu, który przyczynia się do usuwania złogów białkowych, które leżą u podstaw wielu chorób neurodegeneracyjnych (tutaj możecie przeczytać więcej). 

A to tylko jedno z wielu badań na ten temat. Tu na przykład znajdziecie naukowy dowód na to, że hartowanie naprawdę ma sens (tyczy się to zarówno dzieci, jak i dorosłych). Poza tym, że wzmacnia naszą odporność, to dodatkowo pomaga obniżyć kortyzol, zwany "hormonem stresu". 

  Coraz częściej wraz z nowymi wynikami badań, naukowcy zaczynają snuć teorię czy zbyt komfortowe warunki życia nie przyczyniają się przypadkiem do niektórych chorób, które stają się powoli plagą XXI wieku (nowotwory, nadciśnienie, podatność na infekcję, otyłość i cukrzyca). Dieta i brak ruchu to główni przestępcy, ale coraz częściej mówi się właśnie o temperaturze.

  Coś, co kiedyś było naszym warunkiem przeżycia, dziś staje się dodatkową przyjemnością, na którą musimy znaleźć czas i chęci. Sport, zbilansowana dieta, spacer na mrozie wymagają dzisiaj tytanicznej pracy budowania nawyków, przełamywania się i ciągłej pracy nad sobą. Człowiek pierwotny o żadną z tych rzeczy nie musiał się przecież martwić – tak wyglądała jego codzienność. Czyż nie było lepiej? ;)

  Tak na serio to oczywiście nikt z nas do prehistorii nie zamierza się przenosić, ale nawiązując poniekąd do kontrowersyjnego tematu ostatnich tygodni: może nie warto podkręcać za mocno kaloryferów w mieszkaniu? Jeśli za oknem mróz, a w Twojej kuchni można chodzić w koszulce z krótkim rękawkiem, to skorzystaj z poniższej ściągi i nie grzej za mocno.

– WHO podaje, że dla osób zdrowych, młodych i odpowiednio ubranych optymalna temperatura pokojowa to 18 st. C

– W naszej sypialni temperatura może być niższa (między 16-18 stopni). Lepiej śpi nam się pod ciepłą kołdrą, ale w chłodniejszym powietrzu.

– Wyższe temperatury (tj. maksymalnie 22 stopni) powinny być zarezerwowane dla pokoju dziecięcego i łazienki.  

 

3. Zima może być piękna (pod warunkiem, że skóra nie jest tak sucha, jak moje żarty).

  Po przeczytaniu poprzedniego akapitu można by pomyśleć, że wystarczy odrobina szronu na nosie, aby wyglądać młodziej i piękniej. Mam jednak wrażenie, że wszystkie te uroki zimy, nad którymi się zachwycam, nijak się mają do mojej skóry. Akurat jej nie przekonam żadnymi badaniami. Gdy temperatury spadają, a za oknem pojawia się pierwszy śnieg, ona staje się sucha jak wiór.

  Wiedziałyście, że zimą nasz organizm jest bardziej narażony na odwodnienie niż upalnym latem? Kiedy jesteśmy na dworze, oddychamy mroźnym, suchym powietrzem, a to sprawia, że wewnątrz organizmu absorbuje się wilgoć. Wydychamy ją i dodatkowo się odwadniamy. Dodatkowo zimą w naszych mieszkaniach powietrze jest bardziej suche. To oczywiście bardzo cieszy wszystkie mamy robiące pranie trzy razy dziennie, ale zupełnie nie cieszy naszej skóry. Ale najistotniejsze jest to, że wraz ze spadkiem temperatury spada również uczucie pragnienia. I to nawet o 40 proc! Myślisz, że Ciebie problem odwodnienia zimą kompletnie nie dotyczy, bo od października do marca wypijasz dziennie hektolitry herbaty? I słusznie, bo najnowsze badania pokazują, że nawet gatunki herbat, które uważane były za moczopędne (Earl Grey, English Breakfast, Chai Masala, Oolong, zielona herbata) właściwie nie różnią się właściwościami nawadniającymi od tych uważanych za zdrowsze (musiałybyśmy wypić co najmniej 20 filiżanek mocnej czarnej herbaty, aby stężenie teiny było na tyle duże, że wywołałoby efekt odwadniający).

  Temat nawadniania mamy już głowy. Możemy pić tyle herbaty z cynamonem, imbirem, pomarańczą, gwiazdkami anyżu, goździkami i czym tam jeszcze chcemy, na ile tylko mamy ochotę. A co ze skórą? Słoiczek kremu nawilżającego, który latem i wczesną jesienią starczyłby mi pewnie na miesiąc, teraz kończy się po tygodniu. Nie bez znaczenia jest pewnie fakt, że w styczniu do mojej szafki z kosmetykami zakrada się nawet mój mąż i podbiera regularnie porządną porcję mojego hiperspecjalistycznego kremu na zmarszczki, aby wsmarować ją sobie w ręce i łokcie… Ale ja także dokładam się do ponadprzeciętnego zużycia kosmetyków, bo po prostu czuję, że moja skóra potrzebuje ich teraz znacznie więcej.

  Jeśli Wasze zimowe zapasy też kurczą się szybciej niż planowałyście, to Makelifeeasier przychodzi z odsieczą. Poniżej trzy serie, od polskich marek, które z czułością zadbają nawet o te najbardziej przemarznięte buzie. 

krem do twarzy na noc // krem do twarzy na dzień // krem pod oczy // płyn micelarny // esencja tonizująca (fajny kosmetyk jeśli w ciągu dnia masz na twarzy makijaż, a mimo to czujesz, że potrzebujesz dodatkowego nawilżenia. 

  Marka Awesome, to nowość tu na blogu, ale nie w mojej pielęgnacji. Kosmetyki od tej polskiej marki używam już od wielu tygodni (o ile dobrze pamiętam, to dostałam je w październiku).  Przetestowałam je skwapliwie, w ciężkich warunkach i jestem pewna, że u Was także się sprawdzą. Awesome Cosmetics jest pierwszą i jedyną polską marką, która w swoich kosmetykach stosuje hypskin. Jest to bioaktywna substancja naturalnego pochodzenia, pozyskiwana jest z ekstraktu z rzadkiej odmiany alg morskich. Badania producenta substancji pokazują, że działanie 1% hypskinu może być porównywalne do działania 0,3% retinolu. Marka o wszystkich składnikach rzetelnie informuje klientki w imię idei: transparentność to podstawa budowania dobrych relacji, dlatego poza informacją o tym, że dany kosmetyk posiada na przykład ponad 98% substancji naturalnych, zawsze dostajemy także informację o tym, co składa się na te 2% i dlaczego ich wykorzystanie okazało się lepsze od naturalnych zamienników. „W każdym kosmetyku łączymy wiele składników aktywnych w naprawdę dużych stężeniach. Zamiast zrobienia z takiej mieszanki 3 kremów, my stawiamy na 1 o wyjątkowo bogatym wnętrzu – właśnie ze względu na maksymalne efekty, które ma zapewnić Awesome.” – mówią twórcy marki. A ja od siebie także szczerze polecam! Z kodem rabatowym o treści KASIA25 otrzymacie aż 25% rabatu na cały asortyment w Awesome Cosmetics (kod działa do końca stycznia). 

multifunkcyjny balsam wygładzająco-kojący // hydrofilne masło oczyszczające // regenerujący krem do rąk i paznokci // antyoksydacyjny krem nawilżający // przeciwstarzeniowy krem pod oczy. 

  Jeśli zaglądacie tu regularnie to na pewno widzicie, że nie ma u mnie za dużej rotacji jeśli chodzi o kosmetyki. Gdy jakiś produkt się u mnie sprawdzi, to polecam Wam go tutaj w kółko, bo po prostu mija trochę czasu nim zaczynam szukać czegoś nowego. Polemiki używa cała moja rodzina. Balsam do ciała to mój absolutny numer jeden i właśnie rozpoczęłam jego czwartą tubkę. Nawet teraz, pisząc ten artykuł, czuję jeszcze jego delikatny zapach na dłoniach, bo chwilę temu smarowałam nim dzieci po kąpieli. Polecam też gorąco krem do rąk i masełko do mycia twarzy. Jeśli istnieje kosmetyczny odpowiednik „comfort food” to właśnie go znalazłyście. Dla wszystkich tych, którzy też pokochali kosmetyki tej marki mam kod MLE20 dający 20% rabatu zakupy – będzie ważny do końca lutego 2024

brązujący balsam z algami i masłem kakaowym TOUCH OF SUMMER // wegańska świeca do masażu ENJOY THE CANDLENESS // natychmiastowo liftingujące, anti-aging serum emulsyjne FOCUS LIFTING MILK // bezbarwne kropelki brązujące do twarzy CATCH THE SUN // liftingująco-naprawcze transformujące serum pod oczy w wersji limitowanej 20 SECONDS MAGIC EYE TREATMENT GLAM //regenerująco-odbudowujący krem z ceramidami CERAMIDE SKIN BARRIER // liftingująco-naprawcze, transformujące serum pod oczy 20 SECONDS MAGIC EYE TREATMENT //

  Kosmetyki od Veoli są teoretycznie pielęgnacyjne, a jednak, niczym te do makijażu, codziennie sprawiają, że wyglądam lepiej. Balsam brązujący, ukochane kropelki samoopalające do twarzy (jeśli jeszcze ich nie używałyście, ale przez całą zimę walczycie z bladą skórą, to musicie spróbować) i krem pod oczy, które działa cuda (polecam tę limitowaną edycję). Nie ma na zdjęciu olejku z płatkami róż, bo akurat mi się skończył, ale to także idealny kosmetyk na zimę. W kosmetykach Veoli Botanica zastosowano nowoczesne formuły w oparciu o naturalne składniki takie jak: GEMMOCALM ®, Hydroavena™ HpO, LycoMega® Polyplant Red Fruits, BIOPHILIC ™ H oraz Dermasooth™, nie rezygnując przy tym z tradycyjnych składników roślinnych o udowodnionej i renomowanej skuteczności. Veoli to naprawdę światowej klasy jakość i aż miło patrzeć, szybko ta marka się rozwija. Tym bardziej mi miło, że mogłam dostać dla Was kod zniżkowy: makelifeeasier20 dzięki któremu kupicie Wasze produkty o 20% taniej. 

  Czy zima ma w ogóle jakieś zalety jeśli chodzi o kondycję naszej skóry. Tak. Można w tym czasie wykonać zabiegi, które są zakazane, gdy słońce świeci mocniej! Wiem, że to małe pocieszenie, ale warto skorzystać z tej opcji póki czas. Jeśli są tutaj jakieś sopocianki czy dziewczyny z Trójmiasta, to gorąco polecam Wam mój ulubiony salon kosmetyczny Balola. Chodzę tam już 9 lat (!) i nie sądzę, aby w najbliższym czasie coś miało się w tej kwestii zmienić. Personel jest przemiły i zawsze kombinuje jak tylko się da, abyśmy były zadowolone z każdej usługi (nie bez przypadku używam liczby mnogiej, bo chodzą tam też wszystkie moje przyjaciółki – jeśli nie spotkacie tam mnie, to prędzej czy później wpadniecie na Gosię albo Asię ;)). Tylko błagam! Zostawcie mi jakieś terminy u pani Kai i Martyny! 

 4. Rozgrzewające Congee.

   Jest kilka takich rzeczy, które zimą smakują lepiej. Najbardziej wiralowe danie tej zimy, czyli słynne Congee, to nic innego, jak nasz stary dobry polski kleik ryżowy, ale w unowocześnionej (i chyba bardziej zachęcającej) wersji. Rozgrzewa lepiej niż zupa, jest lekkostrawne, no i lubią go też moje dzieci. Jeśli chodzi o dodatki to naprawdę można szaleć – moja wersja to ta „dla dorosłych”, ale świetnie smakuje też z groszkiem i marchewką czy kurczakiem. Ważne aby dodatki łączyć z ryżem dopiero przy podaniu, bo kluczem jest zachowanie różnorodnych konsystencji.

Przepis na rozgrzewające "Congee"

  Skład:

 biały ryż (dwie szklanki)

bakłażan

jarmuż

jajko

szczypiorek

sezam (czarny i biały)

pasta miso

oliwa (do smażenia bakłażana)

pasta z papryki chilli

szczypta soli i pieprzu

Sposób przygotowania:

     1. Przygotowanie ryżu to najdłuższy proces w tym przepisie. Zgodnie ze sztuką powinno się go gotować nawet 3-4 godziny, ale mój po półtorej był już naprawdę w porządku (użyłam zwykłego sypanego ryżu, ten w woreczkach się nie nadaje). Ryż płuczemy i odcedzamy. Następnie zalewamy go wodą i tu ważne są proporcje: na moje dwie szklanki ryżu w garnku znalazło się 10 szklanek wody. Ryż solimy, a gdy już woda się zagotuje, od czasu do czasu mieszamy  (najważniejsze, aby pilnować ryżu już pod koniec, gdy woda się niemal wygotuje). Ryż jest gotowy, gdy ma konsystencję rozgotowanej owsianki. Polecam po gotowaniu zamrozić dwie porcję na później i wykorzystać gdy nadejdzie czarna godzina ;).

  2. Na patelni dodajemy oliwę i podsmażamy na niej bakłażana pokrojonego w kostkę. Doprawiamy go solą i pieprzem. Gdy już się zarumieni, to dodajemy pastę miso. W tym czasie zaczynam gotować jajko – ja swoje gotowałam 7 minut, bo chciałam, aby żółtko było lekko ścięte.

3. Do miski nakładam ryż. Dodaję kilka listków jarmużu, bakłażana, posiekany szczypiorek, przepołowione jajko. Całość polewam pastą z chilli oraz posypuję czarnym i białym sezamem.

5. To słynne słowo na „h”.

   Parę lat temu pojawił się wielki prozimowy zryw. Wszystko dzięki jednemu słowu, które zostało u nas odmienione przez wszystkie możliwe przypadki. „Hygge” było tym, czego nam, Polkom, trochę brakowało. Nazwało to, co wiele z nas czuło pod skórą, ale nie wiedziało, że można to ćwiczyć, pielęgnować, a nawet urządzić mieszkanie pod dyktando tej nowej (chociaż w Danii bardzo starej) mody. Niestety wszystko to, co hiperpopularne (a może hyggepopularne?) ulega wypaczeniu i skrajnemu skomercjalizowaniu. Coś, co miało być dla nas drogowskazem, ideą lepszego życia, zaczęło kojarzyć się już tylko z syntetycznymi odświeżaczami powietrza o zapachu wanilii.    

Dawno temu napisałam tutaj artykuł o tym, jak wielkie znaczenie dla naszego zadowolenia ma odpowiednie światło mieszkaniu. Fajnie, że pojawiają się w sklepach takie opcję bezkablowych lampek. Co prawda ich ładowanie jest irytujące, ale gra jest warta świeczki, jeśli dzięki rozświetli się dzięki temu wyjątkowo ciemne miejsce. Pierwsza lampka to Flowerpot od &Tradition, a druga to Zara Home. 

  Gdybym miała się wsłuchać w to, co różnego rodzaju trendsetterzy mówią o hygge, to musiałabym uznać, że jest już ono na tyle wysłużone i niemodne, że najlepiej o nim zapomnieć i przerzucić się – na przykład – na „japandi”. Ja wolę jednak trzymać się wartości, które niesie za sobą ta filozofia, bo pomaga mi ona odnaleźć pogodę ducha w te szare i ponure dni. Gdy siadam w fotelu, zakrywam kocem swoje zmarznięte stopy, patrzę na chlapę za oknem i uświadamiam sobie, że tylko na porannym spacerze z psem miałam okazje zobaczyć okolice w dziennym świetle, to ciężko jest mi sobie przypomnieć za co ja tę zimę właściwie lubię. I kiedy tak próbuję znaleźć przyczynę mojej sympatii do niej, to orientuję się, że chodzi o rzeczy istniejące tylko po to, aby mnie przed zimą chronić. O miękkie swetry z grubych splotów, o parujący kubek herbaty, o blask świec, który rozjaśnia ciemne popołudnia. O znajdowanie ukojenia, po tym, gdy mróz całkowicie nami ogarnął. Nie cieszą nas te trudne zimowe warunki, ale raczej świadomość, że potrafimy sobie w nich poradzić. W nieidealnym świecie odnaleźć komfort. Myślę, że o to tak naprawdę w tym chodzi.

  Zapewniam Was, chociaż doskonale o tym pewnie wiecie, że tam, gdzie słońce świeci wysoko przez cały rok, ludzie także szukają szczęścia, mają gorsze dni i wyczekują lepszego czasu. Różnica jest taka, że nie mogą tego stanu rzeczy zrzucić na barki zimy. No ale czy jeden wpis na jakimś tam blogu może pomóc zmienić nastawienie do znienawidzonej pory roku? Pewnie będzie to trudne. A jednak, patrząc chociażby na niezliczoną ilość baśni, bajek i opowieści z dzieciństwa, które rozgrywają się w krainach lodu, zaczynam mieć nadzieję, że gdzieś tam głęboko w środku, każdy z nas potrafi docenić zimę. No bo czy nie leży to w naszej naturze?

 

*  *  *

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z markami Sensum Mare, Farmina, Szkołą Językową Akcent i Wydawnictwem Dowody.

 

  Pewien antropolog powiedział kiedyś, że „nie ma Świąt bez nadmiaru”. Chodziło mu oczywiście o te wszystkie wspaniałości, które przygotowujemy przez cały grudzień. Ale ja dodałabym do tego jeszcze, że nie ma Świąt bez nadmiaru uśmiechu, szczerych życzeń, spotkań, czułych gestów… no i miłości. Właściwie to chyba od niej zaczyna się całe to zamieszanie. Może dlatego tak bardzo lubię grudzień? Bo na każdym kroku tak łatwo dostrzec to ile potrafimy z siebie dać dla tych, których kochamy?

 Mam nadzieję, że tak jak ja, siedzicie sobie teraz pod kocykiem lub ciepłą kołdrą, a Wasze głowy przepełnione są nowymi i pięknymi wspomnieniami. Zapraszam Was na to (nieco szybsze niż zwykle) podsumowanie miesiąca. Pozostańmy jeszcze przez chwilę w tym cudownym gwiazdkowym nastroju! 

 

Pędzimy zaraz na pierwsze świąteczne przedstawienie, ale chwilę wcześniej wtargałyśmy już do domu małą choinkę, którą pozwalam ubrać nieco szybciej. Co ja bym dała w dzieciństwie za takie kreacje na grudniowe okazje! // 

Witamy z honorami i w akompaniamencie pisków. 

1. Eleganckie kieliszki, ale blat stołu już swoje przeżył ;). // 2. Cztery palniki zajęte – to znak, że goście idą. 

Poniedziałek. Zaczynamy od spotkania z Moniką i ustalania grafiku na grudzień. Będzie ciasno!

1. Amarylis to mój drugi na liście ulubiony zimowy kwiat. // 2. Ale nim ruszymy z kopyta, to najpierw kilka słów o weekendzie, no i herbata, bo ani my, ani kaloryfery w mieszkaniu nie spodziewały się takiego ataku zimy. Monika wyszukuje w kredensie Masala Chai, które chyba lubimy teraz najbardziej. Być może jestem tylko psem, ale nie mam bladego pojęcia jak Ty chcesz to zawiesić bez młotka. 

1. // W oczach wyobraźni widziałam piękną wielką kokardę jak na Pintereście. No cóż, teraz już wiem, że zamawiając wstążki z internetu moja wyobraźnia musi sobie wziąć na wstrzymanie. // 2. Dzielne elfy wieszają ogrodowe lampki więc wyszłam do nich z gorącą herbatą. 

 Uwielbiam ten moment, gdy moje myszki głodne wracają do domu i z apetytem zjadają nawet te zdrowe posiłki. Dziś mam dla nich ciepły deser. Jabłka podsmażane na maśle z cynamonem, jogurt i garść najzdrowszych rzeczy na świecie. W ich ulubionej książce "Jabłonka Eli" jest taka scena, kiedy pada śnieg, a dzieci jedzą po spacerze gorący mus jabłkowy z mlekiem – mówię im, że to dokładnie to samo i wszyscy są zachwyceni. Takie danie robi się dosłownie w minutę. Nie zabiera dużo więcej czasu niż nasypanie dzieciom płatków do miski.Chciałam nadrobić czekoladowe zaległości, ale nie uwierzycie – ktoś już mnie wyręczył. 1. Świąteczna kartka od Farminy – przeurocza! // 2. Grudniowy Sopot. Do Portosa Święty Mikołaj przyszedł nieco wcześniej. 

Gdy dociera od nas paczka z Farminy Portos zawsze zamienia się w kudłaty huragan. Najcześciej wybieramy właśnie tę karmę. Ta marka od lat współpracuje z Wydziałem Żywienia Zwierząt Uniwersytetu Fryderyka II w Neapolu. Między innymi dzięki temu udało się rozwinąć różne linie, których skuteczność potwierdzono w naukowych publikacjach, także na arenie międzynarodowej. Dzięki współpracy między Farminą i Uniwersytetem narodził się zespół Farmina Vet Research, którego celem jest opracowywanie nowych formuł na podstawie najnowszych odkryć naukowych. Znamienitym przykładem tego mogą być badania pokazujące ogromne znaczenie żywienia karmą o niskim indeksie glikemicznym w celu zapobiegania wystąpienia otyłości i cukrzycy. Zgodnie z restrykcyjnym procesem audytu, wszystkie surowce pochodzą od certyfikowanych dostawców. Wszystkie serie produkcyjne są śledzone, co pozwala Farminie na szybką interwencję w razie potrzeby i odtworzenie historii każdego opakowania żywności. W zakresie kontroli zwracana jest szczególna uwaga na wszystkie działania związane z zapewnieniem braku mikotoksyn i aflatoksyn. 

Zajrzyjcie tutaj aby skorzystać bezpłatnej konsultacji z kilkoma pytaniami, aby dobrać idealny rodzaj karmy dla swojego pupila. Dodatkowo mam dla Was świąteczny kod zniżkowy: PORTOS25 który daje -25% na wszystko do końca marca przyszłego roku. Radzę uzupełnić zapasy :). 

Pierwsze przedświąteczne spotkanie było idealną okazją, aby przetestować nasze prototypy na kolejny sezon. Za to jutro, to jest 27 grudnia, ruszamy z wyprzedażami w MLEIle gości przyjdzie do nas w Święta? A ile mamy kieliszków i sztućców? No i czemu brakuje dwóch talerzy w zastawie? Przedświąteczny przegląd porcelany i szkła na szczęście już za nami, a manko udało się wyrównać. Jeśli brakuje Wam kieliszków lub szklanek na świąteczną okazję, to polecam te od naszej polskiej marki KROSNO.  Ależ podoba mi się ten trend na wstążki w każdym możliwym miejscu! 1. Wskrzeszone portrety, ukochane książki, krem do rąk w dziwnej formie i zapiski, których nikt nigdy nie przeczyta. // 2. Ten moment, gdy wszyscy krążą wokół ciast, ale każdemu brakuje śmiałości aby ukroić pierwszy kawałek. // Widziałyśmy się rano w pracy, ale to nieważne. Mamy jeszcze sporo do obgadania! Rzeczywiście czekoladowa rozkosz! Ta piękna sukienka, którą ma na sobie Monika będzie już niedługo dostępna w MLE.Kartki z życzeniami. Tradycja, która wraz ze zmianą sposobów komunikacji powoli odchodziła w zapomnienie. Powraca wraz z przedświątecznymi wysyłkami i bardzo mnie cieszy. Jestem sentymentalna i przez cały grudzień trzymam je na stole.Zabawy na śniegu i stoliczek specjalnie dla małych zmarźluchów. Jeszcze gorące! Te mini pączki jemy co roku na Jarmarku Bożonarodzeniowym w Gdańsku. Są przepyszne! 1. Ta chwila, gdy jako pierwsza możesz zadeptać świeży śnieg. // 2. Uwielbiam grudzień za to, że każdego dnia mogę wymyślać jakieś nowe historie o ukrytych reniferach, fabryce Świętego Mikołaja i zaczarowanych bałwanach. Tak się wkręcam, że trudno mi samej w to wszystko nie uwierzyć :D. //  1. Najlepszy renifer na świecie. // 2. Mój pierwszy świąteczny wpis znajdziecie tutaj. //Portos! Ty łachudro! Znów nas nastraszyłeś! 
1. Ostatnie godziny śniegu w Trójmieście. // 2. i 3. Redakcja Vogue'a zdążyła z wysyłkami na Święta. // 4. Tarta, która nie doczekała wieczoru. Wyszła Wam? // Odliczanie ostatnich dni do Świąt. Dziękuję Vogue za umilenie tych napiętych przedświątecznych dni. Będę testować!Każdy kontynent i każdy kraj ma w swojej historii te ciemniejsze momenty. W Stanach Zjednoczonych był nim czas legalnego niewolnictwa. Nie wiem, czy którejś z Was udało się przeczytać książkę „Kolej podziemna”, którą polecałam kilka lat temu, ale jeśli tak, i jeśli również byłyście nią poruszone, to z pewnością powinnyście przeczytać "Wszystkie rzeczy na drogę" Tiya Miles. Autorka snuje opowieść o życiu Rose, Ashley i Ruth, szukając ich śladów w źródłach nierzadko rażąco niekompletnych ze względu na systemowe pomijanie w nich czarnych. Autorka wypełnia luki w dokumentach, odwołując się do przedmiotów życia codziennego, i opowiada w ten sposób wielowymiarową historię niewolnictwa i późniejszej niepewnej wolności w Stanach Zjednoczonych. Dzięki temu pokazuje, czym dla zniewolonej czy zniewolonego była garść orzechów, jak wyzwalające, ale i niebezpieczne mogło być posiadanie porządnej sukienki oraz jaka otucha płynęła z możliwości okrycia się, kiedy stało się na podeście aukcyjnym. Nawet jeśli za okrycie służył jedynie płócienny worek.

   Książka Wszystkie rzeczy na drogę zdobyła wiele nagród, między innymi National Book Award w kategorii non-fiction. Została też ogłoszona jedną z najlepszych książek 2021 roku według krytyków z „Washington Post”, „New York Times” i „Kirkus Reviews”. To nie tylko porywająca powieść o ludzkiej naturze, ale także solidna porcja wiedzy.

Ta książka to także dobra lekcja pokory, gdy w grudniowej gonitwie myślimy o tym, że nie chce nam się stać dziś w korku, albo marudzimy na to, że trzeba będzie gotować w Święta. Albo, że już po Świętach, a my się nimi nie nacieszyliśmy. 

Portos wie doskonale, że gdy jesteśmy w domu może trzymać na kanapie tylko przednie łapy. Za to jak wychodzimy…

Kto by pomyślał, że Chanel pojawi się w moim mieście…

W Galerii Forum można było odwiedzić "pop up store" tej marki. 

1. No to jedziemy z tym grupowym pieczeniem pierników! // 2. Czy lodowisko już otwarte? Nie? To może zjazd na sankach z góry Monciaka? // Kolejna tura gości i kolejna seria pierników. "Oh, the weather outside is frightful 
But the fire is so delightful 
And since we’ve no place to go 
Let it snow! Let it snow! Let it snow!"1. Dziś wieczorem piszemy listy do M. // 2. Gdy Twoje dzieci mają własną wizję ozdabiania pierników. //  Na nic te wszystkie nowoczesne książeczki, których treść idzie z duchem czasu. Gdy przychodzi wieczór i tak rozpoczyna się walka o Kopciuszka i Śpiącą Królewnę…W kuchni odkurzacza nie potrzebuję ;). 
1. Gości jeszcze nie ma… może nikt się nie zorientuje, że trochę skubnę? // 2. W tym roku po choinkę pojechaliśmy na halę w Gdyni. // A że pogoda była idealna, bo padało i wiało, to udało nam się szybko podjąć decyzję. 

Zmieści się czy nie zmieści? // 

Zmieściła się! Uroczyście ogłaszam, że wcisnęliśmy do Volvo ponad trzymetrową choinkę. Minimalistyczna dekoracja w formie gwiazdy od GUTO. Nim w naszym domu pojawi się choinka stoi sobie cierpliwie na stoliku i sama w sobie jest piękną ozdobą. Lada moment włożymy ją na sam szczyt naszego drzewka.Kilka dni do Świąt, a znajomi wpadli na pomysł by wyjść na miasto… Na kobiecej części stołu królują warzywa…

Ostatnia porcja niebieskiego serum od Sensum Mare. 

Byłam pewna, że po siłowym rozszczepieniu opakowania wycisnę z niego jeszcze trochę tego kosmetyku, ale nic z tego. Jak widać opakowanie jest tak skonstruowane, że wyciska ostatnią kropelkę. Nieczęsto tak bardzo mi żal, że coś się skończyło. Będzie mi brakować tego serum, więc chyba sama skorzystam z poniższego kodu. Jeśli któraś z Was też chciałaby przetestować serum przeciwzmarszczkowe z potrójnym peptydem Algopro to teraz mam dla Was noworoczny kod ważny do 10 stycznia. Wystarczy wpisać MLE w trakcie dokonywania zakupu aby dostać 20% zniżki na wszystkie kosmetyki i zestawy. Lamówka musi być idealnej szerokości, kolor bieli za bardzo wpada w ecru, szorty skracamy, dekolt poszerzamy, bluzę zwężamy, rękawki jednak wykończone rozcięciem… Sporo zmian nanosiłyśmy w tym dresowym komplecie, ale to tylko dlatego, że musiał być idealny. Ja nie mogę się go doczekać! 

Beznadziejna jestem w noworocznych postanowieniach i szczerze mówiąc wolę myśleć o tym, co fajnego udało mi się zrobić do tej pory i jaką pracę nad sobą wykonałam, niż stawiać cele, które tylko mnie stresują. Cieszę się, że nie odpuściłam tych kursów do nauki angielskiego i dalej idę powoli do przodu. 

Pokreślę tylko, że kursy na Platformie Akcent to prawdziwa edukacja, a nie popularny "edutainment". Zwłaszcza jeśli pracuje się systematycznie z lektorem w wersji Premium, gdzie do każdej nagranej lekcji video i ćwiczeń dodane są indywidualne konsultacje z lektorem online. Dostępne są także książki i e-booki do kursu, które pomagają w powtarzaniu i utrwalaniu materiału. Jeśli chcecie korzystać z tych samych lekcji co ja, to pamiętajcie, że kod MLEnglish daje 15% na kursy Standard, książki i e-booki.

Czas na test!Ostatni dzień w pracy przed Świętami dobiegł końca. Zamykam swoje biuro (czyli sprzątam stół :D), odpalam Express Polarny i zabieram się za gotowanie. 
Kaszuby jeszcze w przeddzień Wigilii. A teraz już klasycznie 8 stopni i deszcz ;). 1. Gdy w Wigilię okazuje się, że dzień wcześniej zjedliśmy z mężem nie tę część pierożków, która miała być dla nas, tylko tę część która miała być dla wszystkich… //2. "Ale myślisz, że on naprawdę przyniesie dla nas prezenty? Nawet jeśli zostawiłyśmy bałagan w pokoju?"Coroczna tradycja. Nikt nie może wyjść, dopóki układanka nie zostanie skończona. I ten najsłodszy w roku poranek…Niewiele tych pierników zostało jak na to, że piekłyśmy je cztery razy :D.Drugi dzień Świąt. Czekamy na szturm gości, a ja szcześliwa patrzę na nowy stół. Jeśli kiedykolwiek będziecie potrzebować sprawdzonej, niezawodnej firmy kamieniarskiej to gorąco polecam E-stone – naprawdę nie mają sobie równych. Na naszym stole pojawiło się sporo przepisów z… instagramowych rolek. Między innymi ta burrata z winogronami i szynką parmeńskąMój spontaniczny przepis, który wyszedł całkiem nieźle. Kochamy w rodzinie tosty z brioszki na słodko, ale szukam sposobu aby nie musieć stać przy patelni przy gościach. Wersja z piekarnika to ciekawa alternatywa.  Te kilka godzin, gdy jest już po wszystkim, a ja mam poczucie, że wycisnęłam ten czas jak pomarańczę. A teraz sprzątanie! Czy u Was też te najciekawsze rozmowy zaczynają się zawsze przy pakowaniu i rozpakowywaniu zmywarki? ;) 

A pod wieczór, na dobitkę – lodowisko! Niech to będzie zapowiedź kolejnych pięknych zimowych tygodni. Dziękuję za Waszą uwagę!

*  *  *

 

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką Krosno, Printimi, Tori, Coloresca, Say Hi oraz wydawnictwem Olesiejuk.

 

  Listopad to perłowe światło o poranku, pierwsze przymrozki, przedwczesne rozmowy o tym, jak spędzimy tegoroczną Wigilię i oczywiście sporo pracy – branża kreatywna ma w tym czasie pełne ręce roboty. Dodałabym do tego kilka atmosferyczno-astrologicznych niespodzianek – halny w Zakopanem, zorza polarna, zamieć śnieżna w Sopocie i dziwna pełnia księżyca, przez którą nie spaliśmy z Portosem całą noc.

  Nim otworzę pierwsze okienko w moim kalendarzu adwentowym, który już od paru dni czeka na regale (o co zakład, że kilka zostało już opróżnionych bez mojej wiedzy?) zaproszę Was jeszcze na małą retrospekcję. Usiądźcie sobie wygodnie i powspominajcie razem ze mną ostatnie tygodnie jesieni.

 

Jedna z najbardziej poruszających kampanii reklamowych ostatnich lat przypomniała mi o tej książce. Zajrzałam, aby przeczytać wiersz "Portret kobiecy" wokół którego marka YES zbudowała całą narrację, ale później już przepadłam. "Metafizyka", "Pochwała złego o sobie mniemania", "Koniec i początek" czy "Kot w pustym mieszkaniu" – to tylko kilka utworów po przeczytaniu których ma się wrażenie, że poezja mogłaby uzdrowić świat, gdyby docierała do każdego.Gorąca herbata, ciepłe miękkie swetry, za oknem halny urywa głowy, a my grzejemy się w środku i czekamy, aż zgłodniejemy. Czy mogłoby być lepiej?

 W pierwszych dniach listopada ruszyliśmy większą grupą w stronę polskich gór (mój mini-przewodnik możecie znaleźć tutaj). Do Zakopanego przywiozłyśmy ze sobą niemal całą najświeższą kolekcję, więc miałyśmy co nosić. Plan był taki, aby zrealizować wszystkie materiały promocyjne dla MLE na najbliższe miesiące i jeszcze do tego skorzystać z uroków okolicy w prywatnym gronie. Cel został osiągnięty! 

W takiej scenerii mogłabym robić sesje zdjęciowe co tydzień! Po prawej koperty do Waszych zamówień – cieszę się, że każdy element naszych przesyłek wygląda (i pachnie!) dokładnie tak jakbym chciała :). Uwierzcie mi na słowo, że ta wieża przetrwała jeszcze trzy kolejki!

Po bardzo intensywnym "Black Friday" (a właściwie to "Black Week") będziemy mieć dla Was kolejne niespodzianki. 

Gdyby nie ta listopadowa szaruga za oknem to na nic zdałyby się te struktury, kolory, ściegi i warkocze. Uwielbiam nosić swetry, projektować je i dbać o nie. 

Podobno teraz już wszystko zasypane. Na Kasprowy tylko z nartami! (Tak naprawdę drżę na samą myśl, gdy przypomnę sobie mój pierwszy – i jedyny – zjazd z Kasprowego. Nogi mi się trzęsły i miałam ochotę zabić mojego chłopaka – a teraz już męża – że naopowiadał mi bzdury o tym, jak prosty jest to stok :D.)

Szyszki i Jenga. Nasze najlepsze zabawki na wyjeździe. 

Powrót do domu i do moich ukochanych rozkminek wnętrzarskich. Odebrałam mój urodzinowy prezent i zaraz będziemy go wieszać! 

– No dobrze. A te powiesisz czy będą podpierać ścianę jak reszta?

– …. być może. To był jeden z tych poniedziałkowych poranków, kiedy wszyscy na instagramie wrzucali relację ze swojej zaśnieżonej okolicy, a w Trójmieście bardziej od sanek przydałaby się kosiarka do trawy… 1. Na Instagramie urządziłam dla Was w tym miesiącu Q&A (znajdziecie je teraz w zapisanych relacjach). Padło pytanie o to, jak udało mi się dopracować każdy kąt w mieszkaniu…Kochane Czytelniczki, pamiętajcie, że Wy na Instagramie widzicie jedno, a ja wchodząc do kuchni widzę to… Ta lampa to jedna z wielu rzeczy, które nadal czekają na to, aż zbiorę się w sobie i ogarnę to, co samo ogarnąć się nie chce. // 2. Wracamy do starych puzzli. Te za którymi ta starsza nie przepadała, z jakiegoś powodu dla tej młodszej są najfajniejsze. Nawet takie drobne rzeczy przypominają mi, że każdy z nas jest inny i warto być wrażliwym na te różnice.  // 

Dzień Niepodległości i nasze nieporadne próby…

Mój mąż upierał się, że jego ładniejszy. Dajcie mi znać w komentarzach czy wolicie prawy czy lewy ;).

ps. wiem, że tradycyjny kotylion powinien być z zewnątrz czerwony a w środku biały, ale wstążkowe braki zdecydowały za nas. 

W listopadzie dotarła do mnie nowa (druga już!) książka Rozkosznego z jego cudownymi przepisami. „Nowe Rozkoszne. Polskie przepisy, które ekscytują” to zbiór przepisów z wyjątkową wizją Michała na współczesną polską kuchnię. Super odświeżenie!

Listopad zostawił mi wiadomość za wycieraczką. 

Liście wciąż trzymają się na drzewach, a ja nawet na długie spacery nie wkładam czapki na głowę. Mamy wrzesień czy listopad?! Sweter to oczywiście nasz Livigno

Jakoś mdło w tym domowym biurze pracującej mamy. Czy jakiś mały elf chciałby to naprawić?

W ruch idzie kolorowanka i farby od Coloresca . Kolorowanki są w formie rolki, więc łatwo można je rozwijać , gdy zobaczymy, że inwencja twórcza w danym miejscu już się wyczerpała ;). W specjalnie skompletowanym Zestawie Malucha znajdziecie farbki i kredki, szablony a także kolorowanki. Jeśli uważacie, że Waszym dzieciom też spodobają się takie przybory to kod MLE15 da Wam 15% rabatu i działa aż do końca przyszłego roku. 

A tutaj lepiej widać jak dzieci mogą wspólnie siedzieć przy stole i malować. Najważniejszą sprawą jest jednak bezpieczeństwo, dlatego farby przebadane są dermatologicznie. Dzięki czemu są bezpieczne dla malucha. Można nimi malować rączkami albo pędzelkiem. Farby są bezzapachowe, a kolory bardzo intensywne i trwałe. Nie przeszkadza to jednak w myciu rączek i praniu ubrań – wystarczy tylko woda i mydło.

Czasami zabawa "przeciąga" się bardziej niż zakładałam ;). 

W dzisiejszych czasach znalezienie odpowiedniego prezentu – nawet dla kogoś kogo prawie nie znamy – jest dużo łatwiejsze. Gdy chcę komuś podziękować albo sprawić przyjemność w przedświątecznym czasie, ale w gruncie rzeczy nie wiem, co obdarowywana osoba lubi, to z pomocą przychodzą wtedy gotowe i zaufane zestawy prezentowe od TORI. Nie wiem czy dobrze widzicie to na zdjęciach, ale paczka przychodzi w kartoniku, na którym narysowana jest świąteczna kamienica – naprawdę wygląda to pięknie. 

Tori to marka eleganckich upominków, które mają budzić skojarzenia z naturą i Polską. Takie prezenty to także super pomysł dla większych firm, więc jeśli macie swoją działalność odsyłam Was również tutaj

W moim prezencie znajduje się syrop z owocami dzikiej róży z Manufaktury Cieleśnica, świąteczna herbata White Christmas od BH&T i pierniczki z Owsianej Manufaktury. Ja bym się ucieszyła! :)

To wcale nie jest Nowy Jork pod mostem Williamsburg :D. To nasza piękna mroźna Warszawa, do której zawitałam w pośpiechu. 

No cóż… jakie łyżwy takie lodowisko!

Śniadania w Baken należą do tych najprzyjemniejszych chwil w stolicy. Tutaj nawet kawa z przelewu mi smakuje!

Nigdy nie przypisuję zbiegów okoliczności jakimś nadprzyrodzonym mocom, ale to faktycznie zabawne, że ostatnim razem byłam tu przy okazji spotkania z Karą Becker, a dosłownie kilka minut wcześniej opublikowałam na blogu artykuł, w którym jest ona jedną z jego bohaterek – zapraszam Was serdecznie do tego wpisu, jeśli jeszcze nie miałyście okazji go przeczytać. 

Muzeum Sztuki Nowoczesnej – czekamy na Ciebie!

Na zewnątrz siarczysty mróz. Prosimy o trzecią dolewkę kawy i ogrzewamy dłonie na ciepłych kubkach. 

Ależ dziwna i jednocześnie wciągająca jest ta książka… Poranek, gdy w miniony wieczór przeczytało się o cztery rozdziały za dużo, zawsze jest jakiś taki powolny…

Spacer po ulicy Mokotowskiej to świetny pomysł na "Black Friday". Tutaj w sklepie Le Petit Trou, ale w sąsiedztwie znajdziecie też wiele innych polskich marek. Zakupy stacjonarne mają jednak swoj urok :). 

Wreszcie i ja trafiłam do tego słynnego baru Rascal! ;)
Ciekawe wnętrze, pyszne śniadanie, chociaż podobno to po zmroku są tutaj największe tłumy. Wszystko do nadrobienia przy kolejnej okazji!

Ależ ta Warszawa się zmienia! 

Spotkanie z CHANEL i planowanie przyszłych publikacji dla Was. Świąteczny makijaż w tegorocznym wydaniu jest piękny!

Właśnie o tym "perłowym świetle" pisałam we wstępie. Wszystko wygląda jak obsypane srebrnym brokatem. // 2. Nie mogłam sobie odmówić tej przyjemności. Tuż przed wyjazdem z Warszawy, po ostatnim spotkaniu – czas dla duszy. Wystawa Picasso w Muzeum Narodowym nadal trwa! // 

Szykuję już dla Was kolejny odcinek podcastu – tym razem w świątecznym nastroju. A tym, którzy już wszystko odsłuchali i szukają więcej, polecam „Kroniki paryskie” Kary.

Portos dba o mój „work life balance” i zawsze w zdecydowany sposób pokazuje mi, że już czas kończyć i wyjść na spacer.

1. Wieczór wśród iluminacji świetlnych między Gdynią a Sopotem. // 2. Zmęczeni i zziębnięci rodzice chcieliby obejrzeć wieczorem serial o stulatkach."Kasiu, pokaż co masz dziś w swojej torebce?" No dobra… tak naprawdę zawsze mam jeszcze to. 

"Mała Księga mądrości Kubusia" to złote myśli najsympatyczniejszego niedźwiadka wszech czasów i innych mieszkańców ze Stumilowego Lasu. Ta publikacja sprawdzi się idealnie w przypadku tych osób, które kochają tę bajkę i zawsze uważały, że miś o bardzo małym rozumku tak naprawdę skrywa w sobie głęboką życiową mądrość. Z moim kodem "MLE" dostaniecie 13% rabatu (a dokładniej na 13,42% jeśli chcemy być tak drobiazgowi jak Królik ;)) ale za to łączy się z promocją na stronie ksiazki.pl. Wychodzi niedrogo, a książka jest naprawdę ładnie wydane :). Kod jest ważny tylko do 20 grudnia. 

Ten Puchatek to był mądry gość ;). Zastanawiałyście się kiedyś, dlaczego pierwszy śnieg wywołuje w nas tyle emocji? Czy chodzi o wspomnienia z dzieciństwa? A może  o to, że wystarczy nawet kilka centymetrów białego puchu, aby to, co szare i przygnębiające stało się nagle piękne i magiczne? Taka jestem wdzięczna, że ten przedświąteczny czas wygląda tak, jak za dawnych lat. Trójmiasto mrozów dawno nie widziało – korzystamy ile się da. Moje gwałtownie wybudzone ze snu zmysły otuli ciepła kawa… Wstrząśnięta, nie mieszana. Nic dziwnego, że zawsze wylana, skoro biegam z nią rano po całym mieszkaniu. Ale jeśli chodzi o to serum, to staram się nie uronić nawet kropelki! Markę Say Hi możecie już kojarzyć z moich poprzednich poleceń. Mowa o kremie Bright Vibes w pięknym żółtym kolorze, do którego dołączyło teraz serum Sunrise. Pielęgnacja zrobiona, kawa rozlana i wypita, mogę ruszać do pracy!

Ujędrniająco nawilżające serum Sunrise Serum od Say Hi posiada w swoim składzie najbardziej stabilną i aktywnie działającą formę witaminy C – a to oznacza, że będzie ona naprawdę skuteczna. Serum ma jedwabiste wykończenie po jego użyciu nie mam wrażenia, aby skóra była ściągnięta tylko ładnie nawilżona. Ten kosmetyk ma za zadanie zapobiegać przedwczesnemu starzeniu się skóry oraz zapewnić jej intensywne nawilżenie, sprężystość i blask. A ja mam wrażenie, że to serum jest dla mojej skóry niczym ciepły, delikatny, kaszmirowy sweter :). W krótkie, zimowe dni przydaje się tak porządna dawka przeciwutleniaczy. Do końca grudnia na hasło MLE20 otrzymacie -20% – skorzystajcie jeśli tylko macie ochotę!

I co roku zawsze to samo… spacery, serca na maskach samochodów, pierwsza śnieżka za kołnierzem. Tęskniliśmy za zimą!Micky, Minnie i Pluto. Ale nie mam pojęcia po co ten opis, przecież sami byście się domyślili :D.  Portos i jego śnieżne bombki. Codzienność, czyli plama na nowym dywanie, buty, na które trochę czekałam, czekolada konsumowana w ukryciu przed dziećmi i praca, która ze stołu przeniosła się na podłogę.Adwentowe kalendarze to jedna z tych rzeczy, które sprawiają, że już samo oczekiwanie na Święta ma w sobie magię. Na otwarcie pierwszego okienka czekamy cierpliwie do pierwszego grudnia (chociaż wiem, że będzie to trudne), ale do jednego misia udało im się dorwać!

Ozdoby świąteczne zamawiamy tylko tu! Narcyz w Gdyni wie, że te naturalne są najpiękniejsze. 

Ciocia Monika użala się nad Portosem w chorobie, a on z tego korzysta ile się da.

W naszym mieszkaniu są też takie kąty. Nauczyć dwie dziewczynki porządku to trudne zadanie i w sumie nie wiem, czy wciąż wierzę w osiągnięcie tego celu. Gdy mam wrażenie, że moje metody wychowawcze jakoś średnio działają, staram się sobie przypomnieć, co pojawiało się w mojej głowie, kiedy słyszałam „posprzątaj pokój”. Tego rodzaju instrukcji nie potrafiłam przełożyć na działanie, ale „posprzątanie pokoju najlepiej zacząć od pozbierania z podłogi i komody wszystkich spineczek do pudełka” brzmiało już znacznie lepiej. Z dystansu wydaje się to przecież oczywiste – my, dorośli też potrzebujemy planu, aby zacząć.

 Skoro już mowa o świecie dziewczynek – polecam Wam gorąco magazyn Kosmos. Tak jak przeszukujemy solennie rynek wybierając pierwszy idealny materac czy buty dla naszego dziecka, nie mniej starannie powinniśmy pochylić się nad tematem doboru magazynów do samodzielnego czytania. W „Kosmosie” grupa redaktorek czuwa nad każdym słowem i bierze odpowiedzialność za to, co trafia do Twojego dziecka. Podoba mi się, że w łagodny sposób są tam poruszane tematy trudne dla dzieci, a dla nas – rodziców wychowanych w zupełnie innej rzeczywistości – obce. Jeżeli Twoja córeczka potrzebuje wzmocnienia w relacjach rówieśniczych, w każdym numerze znajdzie dział: poczuj siebie, wytłumaczony prostym językiem. Dowie się na przykład jak zareagować na wykluczenie z grupki whatsuppowej ( bardzo popularny niestety problem). Tutaj link do prenumetary

Ten etap w życiu, kiedy od ciuchów bardziej cieszą nowe świece i szmatki kuchenne :D. 

Robimy przegląd porcelany i szkła przed świętami. Liczymy straty z całego roku – brakuje czterech kieliszków do wina i jednego głębokiego talerza do zupy! Wśród ozdób świątecznych też jakieś manko! gdzie są papierowe gwiazdy? Nasze pierwsze próby odtworzenia ich w domu niestety okazały się nieudane. Ale nie poddajemy się! :)

Planujecie zaprosić gości w któryś dzień Świąt? Jeśli brakuje Wam kieliszków lub szklanek na taką okazję, to spieszę z pomocą. Te od naszej polskiej marki Krosno są niezastąpione. Teraz w ofercie pojawiła się bestsellerowa kolekcja w nowym wydaniu. Kieliszki i szklanki wzbogacone zostały o złoty detal nawiązujący do lat 20. XX wieku. Od samego patrzenia można nabrać ochoty na przyjęcie, prawda?

Jeśli chcecie uzupełnić braki w Waszym kredensie to Kod KASIA20 da Wam 20% zniżki na wszystkie produkty nieprzecenione w sklepie  krosno.com.pl

Takiego kieliszka nie powstydziłby się nawet Wielki Gatsby ;). Polskiej produkcji!Nigdy nie mam czasu, aby zrobić to porządnie, ale skoro teraz jest to takie proste…

… to aż żal nie skorzystać. Dziś przyszła do mnie fotoksiążka od Printimi z wszystkimi naszymi zdjęciami z wakacji. Strony w fotoksiążce są szyte, dzięki temu zużywa się mniej kleju a fotoksiążka jest trwalsza i wygodniejsza w użytkowaniu. Do dyspozycji jest aż 150 stron i różne formaty. Można nawet wybrać kolor tłoczenia napisu na okładce – do wyboru jest złoto, srebro i mosiądz. Fotoksiążkę projektuje się samemu, proces jest bardzo prosty – w pierwszej kolejności projektuje się okładkę a później wgrywamy zdjęcia (ja wgrałam swoje z telefonu) i układamy wedle uznania. Wszystko jest intuicyjne.

Jakość wydruków jest naprawdę świetna. Wybrałam duży format albumu i to była dobra decyzja. Jeśli chciałybyście zamówić podobny album dla siebie albo dla bliskich to tylko teraz z kodem MLE otrzymacie dodatkowe -10% (naliczane w koszyku) na produkty w świątecznej ofercie na stronie Printimi (kod działa do 13.12.2023). 

Ależ fotogeniczne są te okolice Como! 

Portosowi ostatnimi czasy wolno więcej. Właściwie to nie wiem dlaczego tak go wcześniej goniłam z kanapy, skoro termofor z niego idealny!

Witaj grudniu! Mamy wobec Ciebie plany! 

A Wam jak zawsze dziękuję za chwilę uwagi – mam nadzieję, że widzimy się znów lada moment!

*  *  *

 

 

 

Zakopane – 4 miejsca, które polecam

  Góry od zawsze były dla mnie miejscem, gdzie czas płynie wolniej, przyjemniej. Gdzie, zamiast myśleć o codziennej gonitwie, zastanawiasz się tylko nad tym jak to możliwe, że jest tutaj tak pięknie. Przez wiele ostatnich lat – jak pewnie część z Was pamięta – każdej zimy z utęsknieniem czekam na powrót do Val di Fiemme (tutaj przeczytacie artykuł na ten temat), ale tym razem, po naprawdę długim czasie, postanowiłam wrócić do miejsca, w którym po raz pierwszy poznałam góry – do Zakopanego. Tak, trochę byliśmy posprzeczani, ale chyba nadszedł już moment, aby poznać się na nowo.

  Przyjechaliśmy tu w większym gronie, w związku z pracą. Postanowiłyśmy skorzystać z okazji i zabrać też nasze rodziny – spróbować połączyć czas prywatny z zawodowym. To oczywiście mocno ograniczyło nasze możliwości zwiedzania, ale z drugiej strony wolny czas był, dzięki towarzystwu najbliższych, jeszcze słodszy. Napięty grafik oznaczał jednak, że nie było mowy o żadnych przypadkowych miejscach – przed podróżą dobrze się przygotowałyśmy, bo – jak pewnie wiele z Was – słyszałyśmy wcześniej to i owo.

  Podejrzewam, że sopocianie mogą rozumieć problemy i wyzwania, przed którymi stoją mieszkańcy Zakopanego, lepiej niż społeczności innych polskich miast i miasteczek. „Monciak” i Krupówki to przecież dwa najsłynniejsze deptaki w Polsce i jednocześnie dwa miejsca, których tutejsi unikają najbardziej. Ale dzisiejszy artykuł nie ma być kolejnym lamentem na temat tego, co się nie podoba, bo byłoby to niedocenienie wysiłków tych, którzy dają z siebie wszystko, aby te negatywne stereotypy odczarować.

  Spędziłam w Zakopanem trzy piękne dni. Mimo deszczu, wiatru i braku śniegu wracałam do domu oczarowana. A może to halny, jak głoszą ludowe legendy, namieszał mi w głowie? Odkrywam dziś z Wami polskie góry na nowo i z przyjemnością dzielę się moimi sprawdzonymi adresami. 

1. LEŚNICZÓWKA Resto Bar – kwintesencja góralskiej gościnności. 

  Leśniczówka znajduje się w samym sercu Kuźnic, tuż przy dolnej stacji kolei na Kasprowy Wierch oraz szlaku na Kalatówki. Sam dom, zbudowany z miejscowych świerków, był przed laty miejscem pracy dla leśników Tatrzańskiego Parku Narodowego. Zjecie tutaj najpyszniejsze knedle ze śliwkami na świecie, babkę ziemniaczaną i wiele innych regionalnych dań. Jeśli nie przeszkadza Wam pierwszy jesienny chłód możecie zjeść obiad na zewnątrz i podziwiać widoki – są one tutaj naprawdę zachwycające. Koniecznie zarezerwujecie stolik – zgłodniali spacerowicze dosłownie szturmują to miejsce w porach obiadu ;). 

Knedle, babka ziemiaczana i maliny z palonym mlekiem. Niebo. Kto idzie zamówić jeszcze raz to samo? 

Placu zabaw nie ma, ale dzieci i tak były zachwycone. 

2. EN HOTEL – magia gór w najpiękniejszej odsłonie. 

  W środku Tatrzańskiego Parku Narodowego znajduje się miejsce, które otuli góralską gościnnością wszystkich, którzy uciekają w głuszę od zgiełku miast, pragnąc bliskości natury i drugiego człowieka. EN Hotel to kameralny ośrodek, w którym mieści się jedynie 15 pokoi, a z okien każdego z nich widać szczyty gór lub konary drzew. Znajduje się na wysokości 1030 m nad poziomem morza, w odległości 100 m na południe od dolnej stacji kolejki linowej z Kuźnic na Kasprowy Wierch. EN Hotel należy do obszaru Natura 2000 – terenu, na którym nic nowego nie może być zbudowane.

  Jeśli poszukujecie miejsca o najwyższym standardzie, a jednocześnie z prawdziwą góralską duszą, to właśnie je znaleźliście.  

To miejsce wyszukała Ola z Przytulnego Zakątka – dziękuję za polecenie!

Gorąca herbata, ciepłe miękkie swetry, za oknem halny urywa głowy, a my grzejemy się w środku i czekamy, aż zgłodniejemy.  No nie powiem. Nie chciało się wychodzić na zewnątrzMyślałam, że to oczywista oczywistość, ale czytając Wasze wiadomości w skrzynce na Instagramie, widzę, że jednak nie. ;) Obydwa nasze zestawy to "total looki" od MLE z znowej kolekcji. To co, teraz czas na Krupówki? 3. Stara Papiernia – kuchnia gór.

  Stara Papiernia to restauracja znajdująca się w En Hotel  na szlaku do Myślenickich Turni. To kuchnia w stylu "neo fine dining"  w przytulnym i nieprzerysowanym wydaniu. Tutaj liczy się przede wszystkim produkt i jego pochodzenie. Karta dań zmienia się w zależności od pór roku. Nad całością czuwa szef kuchni Jakub Celek, który wyczarowuje smakowite pierogi z bryndzą czy pełnego smaku jesiotra. Całość, podobnie jak EN Hotel, w którym znajduje się restauracja, została starannie zaprojektowana z poszanowaniem dla zabytkowego, kamiennego wnętrza dawnego budynku. Mamy tu kamień, stal i drewno. Ten ostatni materiał został wykorzystany przez rzeźbiarza Marcina Rząsy, który stworzył na potrzeby wnętrz kilka prac. Stara Papiernia istnieje dopiero od 2022 a już trafiła na listę 50 najlepszych restauratorów w Polsce.

  Jeśli chcecie odwiedzić to miejsce, a nie macie akurat ochoty na półgodzinny marsz możecie skorzystać z hotelowego transportu.

Po lewej – rzeźba Marcina Rząsy. Po prawej – album poświęcony twórczości jego ojca. 

4. Górski Domek Kościelisko – nasza baza. 

  To tu zatrzymaliśmy się wraz z naszą grupą. Górski Domek pomieści spokojnie dwie pary z dziećmi, jest urządzony w minimalistycznym stylu, a jednocześnie posiada wszystko, czego potrzebujemy w trakcie kilkudniowego wyjazdu w górach. Mamy tu dwie łazienki, dobrze wyposażoną kuchnię, przestronną część dzienną i niesamowity widok na Giewont. Właściciele zadbali o każdy detal – łącznie z książkami i grę memory, dzięki której uczymy się różnych gatunków roślin charakterystycznych dla Tatr. Dobrze nam tu było!

Górski wypad był idealnym momentem, aby przetestować nasze rodzinne swetry w drugiej wersji kolorystycznej. 

  W Zakopanem sporo się zmieniło odkąd byłam tu po raz pierwszy i jako kilkuletnia dziewczynka, z misiem w plecaku, zdobywałam Czerwone Wierchy. Gdy dekadę temu przyjechałam tu jako dorosła kobieta, ciężko było mi odnaleźć ten sam nastrój, dziewiczą magię gór i poczucie, że odkrywa się coś niedostępnego dla reszty świata. Cieszę się, że tym razem wracam do domu z nowymi wrażeniami i – co chyba najważniejsze – z apetytem na więcej. Gorąco zachęcam Was do współtworzenia tego "miniprzewodnika". Jeśli macie w Zakopanem lub jego okolicach Wasze ulubione adresy, to dajcie nam znać w komentarzach – chętnie skorzystam następnym razem!

 

*  *  *