Jak zdrowo spędzić weekend?

What is standing in the way to begin living the way we would want it? There was a time in my life, when I had been praying for the weekend to end as soon as possible – it was boring, unproductive, tiresome. Till noon I lay in bed, then watched TV, in order to spend the evening browsing pictures of friends on Facebook, showing how wonderfully they spend their day off. Fortunately, such an depressing image is already far behind me, but I know that a change in lifestyle and everyday life requires a bit of work. Best is to start with the small things.

A weekend is the only moment during the week when we can accurately plan our free time and do something for ourselves and our loved ones without a rush. It's good to think in advance about this, not to end up lounging all-day on the sofa. According to study carried out in 2010, for the question "how are we spending Sunday?" over fifty per cent of the surveyed answered that they watch TV and spend passive time on the couch. Such a laziness certainly won't help in the regeneration after five heavy working days. We can use our free time much healthier. Don't worry, I don't think that each of us has to get on a bike this weekend to ride thirty kilometers or run a half marathon. Here are some of my ideas for the upcoming Saturday and Sunday.

Co stoi na przeszkodzie aby zacząć żyć tak jakbyśmy tego chcieli? Był taki moment w moim życiu, kiedy modliłam się aby weekend skończył się jak najszybciej – był nudny, bezproduktywny i nieswój. Do dwunastej leżałam w łóżku, później oglądałam telewizję, aby wieczór spędzić na przeglądaniu zdjęć znajomych na facebooku, pokazujących jak wspaniale spędzili wolny dzień. Na szczęście, taki przygnębiający obraz jest już daleko za mną, ale wiem, że zmiana trybu życia i cieszenie się codziennością wymaga odrobiny pracy. Najlepiej jest zacząć od małych rzeczy.

Weekend to jedyny moment w ciągu tygodnia kiedy możemy dokładnie zaplanować czas wolny i bez pośpiechu zrobić coś dla siebie i bliskich. Dobrze jest o tym pomyśleć zawczasu, aby nie skończyło się to całodniowym leniuchowaniem na kanapie. Według badań przeprowadzonych w 2010 roku, na pytanie „jak spędzamy niedzielę?” ponad pięćdziesiąt procent badanych odpowiedziało, że ogląda telewizję oraz biernie spędza czas na fotelu. Takie lenistwo na pewno nie pomoże w regeneracji sił po ciężkich pięciu dniach pracy. Czas wolny możemy wykorzystać na wiele zdrowych sposobów. Nie bójcie się, nie uważam aby każdy z nas w najbliższy weekend musiał wsiąść na rower i przejechać trzydzieści kilometrów lub przebiec półmaraton bez zadyszki. Oto kilka moich pomysłów na nadchodzącą sobotę i niedzielę.

Ulubione domowe posiłki w wersji #bio, #vegetarian i #glutenfree.

Weekend to doskonały moment abyśmy mogli więcej czasu poświęcić na przyrządzanie zdrowych posiłków. Wiem doskonale jak ciężko jest codziennie wymyślać inną potrawę, na dodatek najlepiej bez glutenu, laktozy i mięsa (nie żartuję, najczęściej takie dania goszczą na moim stole). W swojej domowej biblioteczce mam sporą ilość książek kucharskich, uwielbiam je przeglądać i podziwiać piękne fotografie. Jeśli chodzi o same przepisy to zdecydowaną większość modyfikuję aby spełniały moje dietetyczne wymagania. Niezdrowe półprodukty, zastępuję tymi ze sklepu ze zdrową żywnością. To nie jest trudne, a takie zmiany z pewnością wyjdą Wam na dobre. Możemy zamienić masło na pastę z awokado, płatki owsiane na jaglane lub komosę ryżową (polecam zwłaszcza wtedy kiedy chcecie ograniczyć gluten). Zamiast makaronów pszennych kupuję te z mąki orkiszowej. Kiedy mam ochotę na przekąskę zamiast chipsów sięgam po chrupki kukurydziane lub warzywne. Słodycze zastępuję owocami suszonymi (z tym często mam jednak największy problem, mam małą słabość do ciasteczek i czekoladek).

W miniony długi weekend udało mi się przygotować zapiekankę rybną. Podczas jej przygotowywania inspirowałam się książką Jamie Oliver’s, Food Tube (Jamie jest jednym z moich ulubionych kucharzy). Dokładny przepis znajdziecie w książce „rodzinne przysmaki” na stronie siedemdziesiątej szóstej (akurat jest przeceniona w Empiku). Poniżej wymienię potrzebne składniki i moje zamienniki. 

Skład na farsz do zapiekanki rybnej:

1 pęczek świeżej natki pietruszki – bez zmian

1,2 l mleka 3,2% – zamieniłam na napój z kaszy jaglanej (kupiłam go w BioSklepie)

1/4 średniej cebuli

1 świeży liść laurowy

4 ziarna czarnego pieprzu

320g mrożonego filetu z ryby o białym mięsie na przykład dorsza

320g mrożonego filetu z łososia

80g masła – zamieniłam na masło ghee (kupiłam przez Internet w BioSklepie)

80g mąki pszennej – zamieniłam na orkiszową, również może być kokosowa albo jaglana (produkt znajdziecie tutaj)

otarta skórka i sok z 1 niewoskowanej cytryny – można je kupić w Lidlu

300g mrożonych obranych gotowanych krewetek

300g mrożonego groszku

sól morska (ja używam tylko i wyłącznie różowej) i świeżo zmielony czarny pieprz

2 porcje tłuczonych ziemniaków (przepis na stronie sto szesnastej)

Skład tłuczonych ziemniaków:

1,5 kg ziemniaków – zamieniłam na 1kg batatów i 0,5kg młodych ziemniaków

sól i świeżo zmielony pieprz

duży kawałek masła – zamieniłam na masło ghee

100ml mleka 2% – zmieniłam na 100ml napoju orkiszowego (dostępne tutaj)

1 gałka muszkatołowa do ścierania

Przygotowana zapiekanka była niskotłuszczowa i nie miała w sobie mięsa ani glutenu. 

 Jak znaleźć czas na małe kobiece przyjemności

 Jeżeli chcemy chociaż trochę wypocząć i zrelaksować się przed nadchodzącym tygodniem pracy musimy znaleźć na to czas. Jak to zrobić? Kluczem jest eliminowanie czynności, które pożerają nam najwięcej cennych chwil. Skończmy z przeglądaniem witryn w internecie, instagramowych profili i skrzynki pocztowej. Przyznajcie się, ile czasu w ciągu dnia marnujecie na facebooku? W tym czasie można by spokojnie pomalować paznokcie. Zacznijmy zapisywać w kalendarzu dokładnie to, co mamy do wykonania. Najwięcej czasu zawsze tracimy na próbie odgadnięcia co mieliśmy zrobić i o czym zapomnieliśmy (już nie raz wracałam się po laptopa z pracy do domu). Pamiętajmy żeby żadnych obowiązków nie odwlekać. Jeżeli księgowa wysyła nas do urzędu po ważne dokumenty starajmy się natychmiast tam pojechać. Jeżeli tego nie zrobimy, potem znowu będziemy musieli dowiedzieć się o co chodziło, po co jedziemy i prawdopodobnie przejedziemy dwa razy więcej kilometrów. Jeżeli w domu panuje duży bałagan i wiecie, że połowę weekendu poświęcicie na jego porządkowaniu już w piątek wstańcie o godzinę wcześniej i zacznijcie od poukładania najważniejszych rzeczy.

 

Humor może być pomocny przy zachowaniu zdrowia

Jak często zapraszacie do siebie znajomych? Od razu mogę się przyznać, że robię to bardzo rzadko. W naszym życiu radość, uśmiech i sama czynność śmiania się odgrywa bardzo ważną rolę. Dzięki niej wyzwala się u nas hormon szczęścia. Przy czym redukuje się hormon stresu. Czy wiedzieliście, że dzięki śmianiu się wzmacniamy też nasz system immunologiczny? Długie i intensywne okazywanie radości wzmacnia mięśnie twarzy, a to ją ujędrnia (najtańszy sposób na zmarszczki). Jeżeli chcemy spędzić zdrowy weekend, spotkanie z przyjaciółmi powinno być naszym obowiązkiem. Spróbujmy w nadchodzącą sobotę zaprosić do siebie kilku znajomych i wspólnie obejrzeć śmieszną komedię. Gwarantuję, że Wasze dobre samopoczucie będzie utrzymywać się jeszcze przez długi czas. Powiedzenie "śmiech to zdrowie" jest jak najbardziej prawdziwe.

Wykonaj najmniejszy krok a Twój weekend będzie lepszy

Satysfakcja z tego, że udało nam się wydostać z objęć kocyka i ciepłych skarpetek wprawi nas w lepszy nastrój. Wielogodzinne przesiadywanie przed komputerem lub telewizorem powoduje, że jesteśmy ospali. Może to nawet doprowadzić do problemów z koncentracją oraz zapamiętywaniem. Poświęćmy chociaż trzydzieści minut w ciągu dnia na spacer czy zwykłe wylegiwanie się na słońcu, a dostarczymy naszemu organizmowi sporą porcję tlenu i witaminy D, potrzebnej do prawidłowego rozwoju naszego organizmu. Dodatkowo, przebywanie na świeżym powietrzu wzmocni pracę naszego serca i mózgu. Nie szukajcie wymówki w stylu "nie mam czasu", trzydzieści minut to tyle ile trwa najkrótszy telewizyjny program, jeśli masz czas obejrzeć familiadę to znaczy, że możesz też pójść na spacer. 

Ćwicz zanim jeszcze wstaniesz z łóżka

Gdybyście borykali się z problemem szybkiego wstawania dobrze jest poranną gimnastykę zacząć już pod kołdrą. W walce z opadającymi powiekami pomoże nam przeciąganie się, kładzenie z boku na bok, zginanie nóg w kolanach, delikatne wymachy ramion i mocne wyciąganie stóp. To poprawi nasze krążenie krwi i obudzi nas w szybkim tempie. Po takim gimnastycznym wstępie warto jest jeszcze przez chwilę porozciągać się w domowym zaciszu. Najczęściej, za instruktora służy mi aplikacja Nike NTC, którą Wam gorąco polecam. Ćwiczę z nią już od miesiąca i jestem bardzo zadowolona z efektów (o tym opowiem Wam więcej we wpisie poświęconym tematyce sportowej). Nie wiem czy wiecie, ale takie poranne wygibasy pobudzają pracę naszego metabolizmu. Drogie Panie! Lepiej znajdźmy w sobie odrobinę motywacji! Takie regularne ćwiczenia ułatwią nam zrzucenie zbędnych kilogramów.  

Mam nadzieję, że mój tekst trochę Was zainspirował i przyszły weekend spędzicie inaczej niż zwykle. Jestem bardzo ciekawa jakie macie plany i chętnie poczytam o nich w komentarzach. Tymczasem, życzę wszystkim owocnych kilku dni pracy, a po nich, zdrowej, aktywnej i przepełnionej uśmiechem soboty i niedzieli! :)

 

Last month

  Another month behind me. April passed very quickly. It was a pleasure making the “In search of a Parisian style” themed posts, but at the same time, I am a little bit reliefed that the May began – it’s good to have more freedom in choice of the topics. I hope that you will love my ideas for this month. And maybe you have some special wishes? :)

  I’m happy to share with you some photos from the last thirty days.

***

  Kolejny miesiąc za mną. Kwiecień minął mi bardzo szybko. Z przyjemnością tworzyłam każdy wpis z cyklu "w poszukiwaniu paryskiego stylu", ale jednocześnie odetchnęłam z ulgą, gdy zaczął się maj – dobrze jest mieć większą dowolność w wyborze tematyki. Mam nadzieję, że moje pomysły na ten miesiąc Wam się spodobają. A może macie jakieś specjalne życzenia? :)

  Zapraszam na kilka ujęć z ostatnich trzydziestu dni.

1. Odrobina zieleni w mojej sypialni // 2. Wiosna zawitała do Polski // 3. Pierwsza przejażdżka rowerem w tym sezonie //4. Wielkanocny deser //

  Nie wiem już ile szwalni i hurtowni z materiałami zwiedziłam w ostatnim miesiącu. Liczy się tylko to, że znalazłam to czego szukałam. Mam nadzieję, że pod koniec tego miesiąca będę mogła podzielić się z Wami pierwszym projektem, który przygotowuję z myślą o tych z Was, które chcą mieć w szafie rzeczy najlepszej jakości :)

Magnolia w samym sercu Trójmiasta

  Bardzo wczesne śniadanie w uroczej knajpce "Między nami". Warszawę odwiedziałam w kwietniu kilkakrotnie, za każdym razem kiedy przyjeżdżam do stolicy wciąga mnie odrobinę pęd życia wielkiego miasta. Po powrocie do Sopotu wszystko wraca jednak do normy.

  Poniżej znajdziecie kilka zdjęć z mojego wyjazdu do Brukseli. Podróż trwała zaledwie trzy dni, ale udało mi się zobaczyć naprawdę mnóstwo rzeczy i już nie mogę się doczekać kiedy tam wrócę. Powyżej słynna galeria Św. Huberta.

1. Drugiego dnia wybrałam się do Królewskiego Muzeum Sztuk Pięknych // 2. Widok z tarasu // 3. Dzielnica Stockel to miejsce w którym czas się zatrzymał // 4. Paryski akcent w Brukseli na placu Sablon. Nie mogłam sobie odmówić kilku makaroników od Laduree //

W drodze powrotnej z targu na Place Chasseurs Ardennais. 

1. Śniadanie w słynnym Le Pain Quotidien // 2. i 3. Wystawy tajemniczych brukselskich antykwariatów // 4. Z aparatem na tarasie //

shirt / bluzka – River island // jeans – MiH Jeans

  Nie wiem jak Wy, ale im więcej pracy czeka mnie prze komputerem, tym chętniej chwytam się każdej dobrej wymówki, aby odłożyć to w czasie ( zupełnie jak na studiach ;)). Najbardziej kuszące jest dla mnie testowanie nowych kosmetyków. To o wiele przyjemniejsze od mozolnego stukania w klawiaturę. Od jednego kremu do drugiego, ucieka mi gdzieś następna godzina na sprawdzaniu nowinek kosmetycznych.

Moje najlepsze odkrycie ostatnich tygodni to seria niedrogich kosmetyków Max Repear marki Evree. Stosunek ceny do jakości jest w tym przypadku naprawdę świetny. Kosmetyki z tej serii szybko się wchłaniają i bardzo dobrze nawilżają. Ich delikatny zapach mnie zaskoczył – zupełnie nie przypomina tego, który znam w przypadku innych drogeryjnych kosmetyków.

Rozdział o basicowych ubraniach, które każda z nas powinna mieć w swojej szafie prawie gotowy :)

1. Zakupy do ogrodu // 2. Dzień bez obcasów // 3. Książkowe nowości już przeczytane. Jeśli macie problem z utrzymaniem porządku w domu to polecam "Magię sprzątania" autorstwa Marie Kondo // Jedna z rzeczy, która znalazła się w moim pudełku InspiredBy //

Z braku czasu coraz trudniej jest mi zadbać o zdrowy jadłospis. Takie widoki najlepiej motywują mnie do tego, aby robić zdrowe zakupy :)

Takie słoneczne poranki lubię najbardziej :)

Pozdrowienia z wiosennego Trójmiasta! :)

Coco Rouge

  A long time ago, in times when women were enslaved by corset, heavy and ornamental hats rested on their heads, and they needed the help of two housemaids in order to put the dress on before ging out, a little atelier turned up on Rue Cambon in Paris. It was led by a petite brunette named Coco.  Not many years passed when her minimal projects and the modern approach towards the fashion changed streets of Paris and the style of women worldwide.

***

  Dawno temu, w czasach kiedy kobiety zniewolone były gorsetami, na ich głowach spoczywały ciężkie i strojne kapelusze, a przed wyjściem z domu potrzebowały pomocy dwóch służących aby włożyć suknię, na Rue Cambon w Paryżu pojawiło się małe atelier. Prowadziła je drobna brunetka o imieniu Coco. Nie minęło wiele lat nim jej minimalistyczne projekty i nowoczesne podejście do mody odmieniło ulice Paryża i styl kobiet na całym świecie. 

  Historia życia twórczyni kultowej marki stała się inspiracją dla nowej kolekcji pomadek Chanel. Pomadki Rouge Coco, wprowadzone na rynek w 2010 roku, stały się kosmetyczną ikoną stylu. W swoim eleganckim czarnym opakowaniu ze złotym akcentem i charakterystycznym podwójnym "C" w logo, są marzeniem wielu kobiet. Nowe 29 szminek zyskało dodatkowy atut – sekret, który mamy rozwiązać. W biografii Coco pojawiło się wiele niebanalnych postaci, które pomogły jej w ukształtowaniu marki, nauczyły biznesu, lub złamały serce. Każdy odcień to imię jednej z osób, na które natknęła się w swoim życiu. Czerwone odcienie skrywają kochanków projektantki, róże to jej przyjaciele, fiolety to artyści których znała, korale i oranż zyskały imiona osób, którymi się inspirowała, natomiast beże zarezerwowano dla członków rodziny. Za każdym razem gdy sięgałam po jedną z nowych szminek Rouge Coco, w mojej głowie pojawiały się pytania: Kim był Arthur, Louise czy Vera?

  Szminka była jednym z ulubionych akcesoriów Mademoiselle Chanel. Dziś znajdziemy ją w kosmetyczce każdej dziewczyny. Nie ma się czemu dziwić, bo to chyba jeden z niewielu kosmetyków, który potrafi zdziałać cuda. Ile razy jedno muśnięcie intensywnej czerwieni na ustach, w jedną sekundę dodało nam szyku? 

  Mój ulubiony kolor to klasyczna czerwień, która została opatrzona prawdziwym, acz mało znanym imieniem Mademoiselle Chanel – Gabrielle. 

New in

  I hope that you had a wonderful weekend! For the past few weeks it has been very hard for me to find time for anything ( perhaps you have some good tricks on how to organize your day?) I also totally forgot about New In series, that hasn’t appeared on a blog for a while now. So, I decided to make up for this today. Enjoy! :)

***

  Mam nadzieję, że macie za sobą udany weekend! Od ostatnich kilku tygodni ciężko jest mi znaleźć czas na cokolwiek (może macie jakieś sprawdzone sposoby na dobrą organizację dnia? :)). Wypadło mi też z głowy, że od dawna nie pojawił się wpis z cyklu new in. Dziś postanowiłam nadrobić te małe zaległości. Zapraszam! :)

  Nie wspominałam o tym jeszcze na blogu ale tydzień temu spędziłam trzy dni w Brukseli. Z wycieczki, poza tysiącem zdjęć przywiozłam jeszcze dwa drobiazgi ze sklepu & Other Stories – okulary i pierścionek. 

  Marka Art Deco może się wydawać niepozorna, ale już wielokrotnie była mi polecana, dlatego zdecydowałam się wypróbować pomadkę, błyszczyk i podkład (który niestety zostawiłam przez przypadek w hotelu, ale był naprawdę świetny). Piszę o niej dlatego bo wiele z Was pytało o kolor pomadki użytej przeze mnie w tym wpisie. Jej numer to 70 z serii Long-wear i świetnie nadaje się do codziennego makijażu. 

  Ta mała grafika, to pamiątka przywieziona z mojej ulubionej księgarni Galignani w Paryżu. W tym tygodniu planuję ją w końcu oprawić. Myślałam o dużym, białym passe-partout i cienkiej czarnej ramie. Myślicie, że będzie pasować?

  Gotowanie i testowanie nowych przepisów to mój ulubiony sposób na odstresowanie się. Przygotowywanie ciast, tart i tortów jest dla mnie niczym powrót do szkolnych prac ręcznych. W weekend moi rodzice wrócili z Brukseli, więc postanowiłam zrobić deser na sobotni rodzinny obiad. Zdecydowałam się na tartę z malinowym kremem.

Skład:

Ciasto:

– 200 gramów mąki pszennej

– 135 gramów masła

– 35 gramów cukru pudru

Krem:

350 gramów serka Mascarpone

3 garście malin (mogą być mrożone jeśli przed dodaniem do kremu odrobinę je odsączymy)

200 gramów śmiatanki 30 procentowej

jedna tabliczka białej czekolady

łyżka stołowa cukru pudru

  Ugniatamy ciasto, zawijamy je w folię i wkładamy do lodówki. Po trzydziestu minutach (w tym czasie możemy zrobić krem) wyciągamy ciasto i wykładamy nim formę do tarty (polecam najpierw wyłożyć formę papierem do pieczenia). Wkładamy ciasto do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni i czekamy aż się delikatnie zarumieni. W dużej misce ubijamy śmietanę, dodajemy serek Mascarpone i cukier. Do małego garnuszka wlemay dwie łyżki stołowe śmiatanki i połamaną białą czekoladę (dzięki śmietance mamy większe szanse, że czekolada się nie przypali). Garnuszek stawiamy na bardzo małym płomieniu i mieszamy jego zawartość do momentu aż się rozpuści. Następnie dodajemy ją do reszty składników wraz z malinami. Delikatnie mieszamy. Czekamy aż upieczony spód wystygnie, a następnie wykładamy na niego krem. Całość odstawiamy do lodówki. Jeśli dla niektórych z Was krem będzie za ciężki, to możecie dodać same maliny na wierzch ciasta.

  Trochę przytłoczona nadmiarem spraw, potrzebowałam lekkiej a jednocześnie cudownie pozytywnej lektury. Przygotowując się do cyklu "w poszukiwaniu paryskiego szyku" zaopatrzyłam się w wiele książek, które miały przybliżyć mi styl życia mieszkanek Francji. Jedna z nich to „Szczęście na dzień dobry” Jamie Cat Callan. Przywołując wspomnienia swojej francuskiej babki oraz przeprowadzając wiele rozmów z przyjaciółmi z Francji, autorka powoli odkrywa przed nami kwintesencję joie de vivre. Zachęca nas na przykład aby nie czekać z ulubionymi rzeczami na specjalny dzień, w odległym „kiedyś”. Nośmy piękną bieliznę na co dzień. Używajmy ulubionej zastawy, gdy przyjaciele wpadają na kawę. Nie każmy swojej pięknej biżuterii leżeć miesiącami w pudełku. O ile piękniejsza jest myśl, że szczęście jest obok nas, na wyciągnięcie ręki, w najprostszych, codziennych chwilach. Musimy je tylko dostrzec i celebrować. Niezależnie od miejsca, w którym żyjemy. Miłego wieczoru! 

 

Z cyklu „w poszukiwaniu paryskiego stylu”: Jak być piękną, szczupłą i zdrową?

Who wouldn’t like to be beautiful, slim and healthy? How much time we are devoting in our life for seeking the magic prescription which would help us – of course without much effort – achieve all that every girl dreams of? So far I haven’t found the guide which would guarantee achieving happiness. Sometimes, however, I find books which help me to understand  the mystery of beauty and well-being. The new Muza's publishing “My  natural beauty book“ by Anne Ghesquiere and Marie de Foucault is certainly one of them.

***

   Która z nas nie chciałaby być piękna, szczupła i zdrowa? Ile czasu poświęcamy w swoim życiu na poszukiwanie magicznej receptury, która pomogłaby nam – oczywiście bez większego wysiłku – osiągnąć to wszystko, o czym marzy każda dziewczyna? Sama nie znalazłam do tej pory poradnika, który gwarantowałby osiągnięcie szczęścia. Czasami trafiam jednak na książki, które pomagają zrozumieć tajemnicę urody i dobrego samopoczucia. Jedną z nich jest z pewnością nowość wydawnictwa Muza "Sposoby Francuzek na urodę, szczupłą sylwetkę i zdrowie" autorstwa Anne Ghesquiere i Marie de Foucault. 

   Co jeść, aby schudnąć, a jednocześnie nie rezygnować z pysznego jedzenia? Czy kosmetyki z drogerii naprawdę są lepsze od tych, które możemy zrobić same w domu? Jak osiągnąć spokój i wyglądać pięknie każdego dnia? Początek wiosny to wymarzony moment, aby sięgnąć do lektury, która da nam wiarę w siebie i w proste naturalne metody na poprawę wyglądu i samopoczucia. Dbanie o własne ciało i zdrowie często nie wymaga ogromnej ilości czasu czy mnóstwa pieniędzy. Kluczem do sukcesu są odpowiednie nawyki i mądre korzystanie z dobrodziejstw natury. Skoro i tak musimy robić zakupy spożywcze, to kupujmy warzywa, owoce, pełnoziarniste pieczywo i bogate w błonnik kasze – uczyńmy z nich podstawę diety. Jeśli w naszej lodówce nie będzie szynki, kiełbasy albo tłustego jedzenia kupionego na wynos, to pozbawione innego wyboru, sięgniemy po jabłko czy ugotujemy zdrową zupę (przepis znajdziecie w książce). Wprowadzenie drobnych zmian w pięlęgnacyjnej rutynie naszej twarzy, włosów czy ciała potrafią zdziałać cuda (wiem co mówie, wystarczy spojrzeć na moje zdjęcia sprzed lat :)). 

   "Sposoby Francuzek na urodę, szczupłą sylwetkę i zdrowie" łączy w sobie energię i optymizm autorek z ich profesjonalizmem i bogatym doświadczeniem. Oryginalne, naturalne receptury i pomysły nie są naiwne, a równocześnie nie odstraszają skomplikowanymi teoriami. Mówiąc krótko, jest ciekawa i przekonująca. Kończę właśnie ostatni rozdział, jest już późno, a ja wiem, że spokojnie zasnę, bo nawet na bezsenność znalazłam sposób w jednym z rozdziałów: przed kolacją trzeba wypić szklankę ciepłej wody z miodem, trzema kroplami olejku pomarańczowego, dwiema kroplami olejku majerankowego i kroplą olejku neroli. Miłego wieczoru! :)

 

jacket & skirt / żakiet i spódnica – Zara; sweatshirt / bluzka – Petit Bateau; basket / kosz – H&M Home; flats / baletki – Massimo Dutti

Z cyklu „w poszukiwaniu paryskiego szyku”: jak przygotować się do wyjścia w dziesięć minut?

And what if the :Parisian chic” is only a myth and being guided by principles which “supposedly” make life easier for the Parisian women misses the goal? For a long time I have been developing tricks on how to look stylish, even when I do not have time to figure out in front of a mirror, whether my blouse certainly matches the trousers or not. And I must admit, that books about Parisian chic describing – among other things – how to prepare yourself for going out within a few minutes, helped me bit. Perhaps this will be helpful for you as well :).

***

A co jeśli "paryski szyk" to tylko mit i kierowanie się zasadami, które "podobno" ułatwiają życie paryżankom mija się z celem? Od dawna wypracowuję triki na to, jak wyglądać stylowo, nawet gdy nie mam czasu na stanie przed lustrem i zastanawianie się czy bluzka aby na pewno pasuje do spodni. I muszę przyznać, że książki o paryskim szyku, opisujące między innymi sposoby na szybkie przygotowanie się do wyjścia z domu, trochę mi w tym pomogły. Być może pomogą i Wam :).

trousers / spodnie – Topshop (model leigh); cotton jacket / bawełniany żakiet – New Look (obecna kolekcja, podobny tutaj); flats / baletki – LuisaViaRoma (podobne tutaj); top – Oysho (podobny tutaj); sunglasses / okulary – RayBan on Zalando.pl; clutch / kopertówka – Zign on Zalando.pl

Paryżanki uwielbiają prostotę. Ja ją uwielbiam, gdy nie mam czasu na eksperymenty (czyli średnio pięć dni w tygodniu). Kiedy zostało mi pół godziny do wyjścia i właśnie wybiegłam spod prysznica, to wybór stroju zaczynam od dołu. To znaczy, że najpierw decyduję, którą spódnicę lub spodnie dziś założę i do tego dopasowuję resztę. Prawie zawsze są to czarne rurki, bo pasują do wszystkiego. Biały t-shirt, koszulka czy sweter to banał, ale przynajmniej dobrze wygląda. Wybierając taką bazę, możemy być pewne, że dobranie dodatków, czy marynarki zajmie nam chwilę. 

Jeśli chcemy skrócić czas, który poświęcamy na poranną pielęgnację to musimy korzystać tylko ze sprawdzonych kosmetyków. Wychodząc spod przysznica z prędkością światła wcieram balsam Bump Eraiser, który pomaga mi w utrzymaniu gładkich nóg (zapobiega wrastaniu włosków), a na twarz nakładam lekki krem, który szybko się wchłania. O głębokie nawilżenie skóry zaczęłam bowiem dbać wieczorami, po zmyciu makijażu. 

Używając dobrego kremu na noc nie tylko oszczędzamy czas rano, ale też lepiej odżywiamy naszą skórę. Kiedy śpimy znacznie lepiej się regeneruje. Ja z czystym sumieniem mogę Wam polecić Night Balm Rose szwedzkiej marki Wise, bo to naturalny kosmetyk, przeznaczony zarówno do skóry młodej jak i dojrzałej (sprawdziłam i naprawdę świetnie nawilża).

Wysuszenie i ułożenie włosów to najbardziej czasochłonna czynność, którą wykonuję każdego ranka. Nie ma cudów – w piętnaście minut nie uda mi się wymodelować włosów na okrągłej szczotce i trzymać termoloków, aby odbić je od głowy. W tym czasie mogę jednak użyć pianki (ta którą widzicie na zdjęciach jest genialna – włosy są super uniesione) i wysuszyć włosy trzymając głowę w dół (starannie wyczesując je w trakcie). 

Zadbane dłonie są naszą wizytówkę, ale wiem, że utrzymanie idealnego manicure jest czasami niemożliwe. Paryżanki uznają tylko dwa kolory na paznokciach: naturalny i czerwony. Ten pierwszy to idealne rozwiązanie, jeśli masz naprawdę mało czasu – nie widać na nim niedoskonałości i małych odprysków, łatwiej też niż w przypadku ciemniejszych kolorów, przykryć mały defekt kolejną warstwą. Manicure, który widzicie na zdjęciach zrobiłam w Salonie BALOLA w Sopocie. Kolor jest delikatny, neutralny i świetnie trzymał się na paznokciach, pomimo, że wystawiłam go w ostatnim tygodniu na wiele ciężkich prób! :)

Nim przechodzę do makijażu, zawsze nakładam na usta balsam, aby po kilku minutach łatwiej było mi rozprowadzić szminkę.

Francuzki kierują się w makijażu podobnymi zasadami co w ubiorze. Chodzi o uzyskanie wspaniałego efektu, ale małym kosztem. Nie ulegają amerykańskim trendom i nie nakładają na twarz dziesięciu warstw makijażu w celu jej wymodelowania. Paryżanki stawiają na naturalność i dbają o to, aby jak najlepiej wyeksponować swoje atuty, zamiast starać się upodobnić do kogoś innego. Nigdy nie pomyślałyby  "chcę mieć oczy takie jak…" a raczej "co mogę zrobić z moimi oczami, aby wyglądały jak najlepiej?". W moim przypadku, gdy muszę szybko doprowadzić się ze stanu totalnego "au naturel" do "glamour", stawiam na lekki fluid i czarny eyeliner. Ten ostatni tworzy piękną oprawę oczu, a po latach praktyk, pomalowanie kreski naprawdę zajmuje mi sekundę. Jeśli w Waszym przypadku eyeliner nie jest dobrym rozwiązaniem, to zaopatrzcie się w brązowy lub szary cień do powiek o niezbyt mocnym kryciu i nakładajcie go pędzlem na całą ruchomą powiekę. Czerwona szminka to kolejny banał, ale ta w sprawdzonym odcieniu, od razu daje wrażenie, jakbym spędziła przed lustrem o wiele więcej czasu. Na wieczorne wyjście, mam ją zawsze w torebce.

Nawet jeśli słynny niewymuszony szyk paryżanek tak naprawdę nie istnieje i jest jedynie literackim wymysłem, to kilka zasad i trików z pewnością warto wcielić w życie. Nic nie stoi nam na przeszkodzie, aby prezentować się równie dobrze jak mieszkanki Paryża. Albo jeszcze lepiej.

Miłego wieczoru! :)