Sun On My Skin

Mieszkanie nad morzem i posiadanie pięknej plaży na wyciągnięcie ręki, zobowiązuje mnie do tego, aby znać wszystkie tajniki idealnej opalenizny. Chociaż mocno opalona skóra nie jest teraz największym krzykiem mody, to żadna z nas nie chce pojawiać się na plaży z brzuchem w kolorze bieli. Przez lata udoskonaliłam sposoby na bezpieczne i przyjemne korzystanie z dobrodziejstw słońca, ale efekt na mojej skórze z pewnością nie wyglądałaby dobrze, gdyby nie kilka produktów. Jesteście ciekawe moich tegorocznych, kosmetycznych typów?:)

1. Jeśli pakuję do torby ręcznik plażowy i postanawiam podreptać w japonkach na ulubiony skrawek sopockiej plaży, to prawdopodobnie już przed tym przedsięwzięciem postarałam się o opaleniznę:). Dzięki temu czuję się na plaży pewniej, ale przede wszystkim, łatwiej jest mi odgonić pokusę leżenia plackiem przez 10 godzin, która nieuchronnie prowadzi do poparzeń i innych nieprzyjemności (zarezerwowany dla węży i jaszczurek :)). Aby moja skóra miała ładny kolor, przed paradowaniem po plaży w bikini, używam samoopalacza. Od lat jestem wierna jednej marce (Xen-Tan), ale ostatnio wypróbowałam również zabieg opalania natryskowego, którego efekt jest bardziej długotrwały. W obu przypadkach musimy wykonać wcześniej bardzo dokładny peeling całego ciała, a tuż przed nałożeniem samoopalacza/zabiegiem nasmarować strategiczne miejsca tłustym kremem (stopy, kostki, nadgarstki i łokcie).

2. Gdy zaczynam swoją coroczną przygodę z plażowaniem, opalam się przez krótki czas (max. 40 minut) i tylko po godzinie 16 (trzeba pamiętać, że samoopalacz, ani opalenizna nim wywołana, nie chroni naszej skóry przed słońcem). Aby uzyskać wymierny efekt stosuję przyspieszacz do opalania. Odpowiedni wybór tego kosmetyku jest bardzo istotny – powinien posiadać filtr, nie być zbyt tłusty i oczywiście musi działać:). Wszystkie te kryteria spełnia dwufazowy przyspieszacz Bikini z Bielendy (polecam też inne produkty, np. olejek arganowy), a na dodatek przepięknie pachnie i jest w bardzo przystępnej cenie (więcej informacji znajdziecie tutaj). 

3. Ostatnim kosmetykiem, o którym chciałabym Wam opowiedzieć jest balsam do ciała firmy Palmer's. Nie zawiera parabenów, ma delikatny kakaowy zapach i jest przyjemny w stosowaniu :). Jego opatentowana formuła podobno ujędrnia skórę, ale nie mam na to niezbitych dowodów – mimo to go polecam, bo po prostu lubię go używać:). 

Te trzy rzeczy świetnie się uzupełniają i mam nadzieję, że pozwolą mi długo cieszyć się ładną opalenizną. Jestem bardzo ciekawa, czy Wy macie jakieś sprawdzone sposoby na korzystanie ze słońca? Chętnie skorzystam! :)

Mission (impossible) completed.

Udało się – zakończyłam 42 dniowy trening 6 Weidera! Górne mięśnie brzucha są bardziej zarysowane i zdecydowanie mocniejsze, ale nic poza tym – skłamałabym mówiąc, że efekt jest imponujący. Widzę i czuję różnice, ale rezultat sześciu tygodni ćwiczeń zanika w zastraszająco szybkim tempie. Dodatkowo, borykałam się też z innymi trudnościami związanymi z tym treningiem:

0 dni

23 dni

42 dni

Czas

Ostanie dwa tygodnie to koszmar. Na ćwiczenia musiałam poświęcać minimum 45 minut. Szczerze mówiąc, robienie brzuszków przez prawie godzinę każdego dnia, było nie do zniesienia. Osoby, które mają pracę, dzieci albo jedno i drugie, mogą pod koniec ćwiczeń dostać "kocio kwiku” od przesilenia.

Nuda

Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Dużo z Was pisało w komentarzach, że te ćwiczenia z czasem robią się monotonne i nudne – w 100% się zgadzam! Do pewnego momentu słuchanie muzyki było ratunkiem, ale ile można jej słuchać!?

Efekty

Efekty są, ale co dalej!? Z tego co czytałam na forach, aby je podtrzymać, należy zwiększać powtórzenia …. no błagam ??!!! Czyli do końca życia mam robić brzuszki codziennie przez 45 minut ?!! NIE, nie ma mowy!

Najważniejsze pytanie jakie sobie zadałam, to czy było warto? Ja uważam, że nie – są lepsze i przyjemniejsze metody na płaski brzuch. Cieszę się jednak, że udało mi się zakończyć ten trening i przynajmniej już nigdy nie będą mnie kusić "super hiper skuteczne" ćwiczenia w cudowny sposób poprawiające sylwetkę. Regularny wysiłek fizyczny i umiar w diecie, to jedyny zdrowy i długotrwały środek na osiągnięcie sukcesu.

Napiszcie mi Drodzy Czytelnicy, jak Wam poszło? Mam nadzieję, że macie pozytywniejsze odczucia niż ja! Może macie inne pomysły na podobne ćwiczenia?

Follow my blog with bloglovin!

Keep calm and love Rome :) – EATING ISSUE

         Jak znaleźć w wielkiej, obcej aglomeracji porządną i nie za drogą restaurację czy pizzerię? W jaki sposób uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji po egzotycznej kolacji? Czy można jeść i nie przytyć na wyjeździe?:)

          Jak już pewnie zauważyłyście, wraz z Kasią i Zosią wybrałyśmy się na krótką wycieczkę do Rzymu. Nasz grafik przepełniony był zabytkami i muzeami, które chciałyśmy zobaczyć, ale przecież wakacje na zwiedzaniu się nie kończą :). Czym byłby nasz pobyt we Włoszech, gdybyśmy nie zapełniły naszych burczących brzuchów pysznym, włoskim jedzeniem? Jak nie popełnić błędów, ciesząc włoskim „dolce vita”?

  • Aby zjeść prawdziwie włoskie dania, należy poszukać restauracji nieprzeznaczonych dla turystów. Postanowiłam, kierując się zdrowym rozsądkiem, szukać małych lokali, które odwiedzają przede wszystkim Włosi. Wiadomo bowiem, że restauracje położone na głównych szlakach turystycznych, są nastawione na turystów, którzy prawdopodobnie na drugi dzień tam nie wrócą:). Jak rozpoznać Włocha?:) Zapewne będzie miał na sobie świetnie skrojony garnitur i eleganckie buty (uraczy nas też pewnie pięknym uśmiechem :)).

  • Włosi – znawcy makaronów – przyrządzają je zawsze al dente ("na ząb"), czyli "półtwardy". Sytość zapewnia nam zawarta w nim skrobia, którą nasz organizm przetwarza na glukozę. Robi to tym wolniej, im mniej rozgotowany makaron jemy. Wtedy nie tyjemy, a czujemy się syci przez wiele godzin. Makaron nie jest wysoko kaloryczny, natomiast dodatki (zwłaszcza sosy), z którymi na ogół przygotowujemy nasze dania, są tłuste, zawiesiste, a tym samym bardzo kaloryczne. Z kolei Włoski sos jest bardziej esencjonalny, a tym samym można go dodać mniej – potrawa wciąż zachowa swój niezwykły smak. Poza tym do ich przygotowania używane są najlepsze składniki. Pisząc, to aż nabrałam smaku na pyszny makaron z pomidorami, chilli i czosnkiem (mniam! :)).

  • Wakacje w Rzymie spędziłam bardzo aktywnie. Przede wszystkim zwiedzałam, a tym samym codziennie „miałam w nogach” około 15km. Dlatego też bezkarnie jadłam pizzę, makarony, no i oczywiście niepowtarzalne włoskie lody.

  • Warto pamiętać, żeby przez cały dzień regularnie popijać wodę. W Rzymie można ją pić z rozmieszczonych po całym mieście fontann. Woda w nich jest zdatna do picia. Picie dwóch litrów wody dziennie uchroni nas przed odwodnieniem, a naszą skórę przed przedwczesnymi zmarszczkami.

  • Rano koniecznie musiałam napić się prawdziwej włoskiej kawy. Włosi zaczynają dzień od szybkiej wizyty w najbliższej kawiarni i łyknięcia malutkiego lecz szatańskiego esspresso. Ja jednak poprzestałam na cappuccino, które jest tam przepyszne i w niczym nie przypomina „napoju” pitego w Polsce.

Po południu delektowałam się z dziewczynami lodami o niepowtarzalnych smakach. Nie mogłyśmy się zdecydować, które smakują nam najbardziej. Chyba wszystkie !!!

Rzym wywarł na mnie niesamowite wrażenie. Jest piękny, tajemniczy i aż prosi o romantyczną przygodę. Siedzący na schodach Hiszpańskich młodzi ludzie są tego najlepszym przykładem. W Koloseum miałam wrażenie, że słyszę gladiatorów wołających „ ave caesar, morituri te salutant” ( "Witaj Cezarze, pozdrawiają Cię idący na śmierć"). Pokochałam to Wieczne Miasto, za jego atmosferę, za zabytki i wyśmienite jedzenie. W przeciwieństwie do dziewczyn byłam tam po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni. Kiedyś tam wrócę!

Follow my blog with bloglovin!

 

Home, sweet home…

Drogie Czytelniczki! W końcu na dobre zawitała u nas wiosna :). Nadeszła więc najwyższa pora na regenerację skóry. Nasze ciała są blade i pozbawione blasku (ok, mówię tu za siebie :)). Twarz wystawiana na ciągłe zmiany temperatur jest zmęczona, mniej jędrna i bardzo przesuszona. O włosach lepiej nie wspominać :). Nie lubię tego i Wy pewnie też. Dlatego nie ma na co czekać – trzeba jak najszybciej poprawić kondycję naszej skóry.

Osobiście rzadko stosuję produkty z drogeryjnych półek. Najchętniej sięgam po środki naturalne, które każdy z nas może znaleźć w swojej kuchni. Wykorzystuje do tego: zielone ogórki, jajka, dobrą oliwę ( często oliwę zastępuję olejem z kokosa), miód, kawę, cytrynę itd.

MASECZKA NA WŁOSY

Zacznijmy od pielęgnacji naszych przesuszonych włosów. Do ich regeneracji najczęściej używam maseczki z żółtkiem (z pewnością Wasze babcie mogą sporo powiedzieć o tej miksturze). Jest bardzo odżywcza, nadaje włosom puszystości i połysku. Do jej wykonania potrzebujemy zaledwie:

– jednego żółtka jajka ( dzięki żółtku nasze włosy będą gęściejsze i bardziej puszyste)

– 3 łyżek oliwy z oliwek lub oleju kokosowego ( olej sprawi, iż włosy będą się pięknie świecić, a do tego staną się bardziej nawilżone)

– jedną łyżeczkę soku z cytryny ( cytryna świetnie działa na rozdwojone końcówki)

– dwie duże łyżki miodu ( miód sprawi, iż nasze włosy będą bardziej miękkie i nawilżone).

Po zebraniu wszystkich składników, łączymy je w jednolitą masę i nakładamy na włosy. Następnie zawijamy je w czepek z przeźroczystej folii i owijamy głowę ręcznikiem. Maseczkę pozostawiamy na ok. 30-40 minut i spłukujemy letnią wodą. Potem powinniśmy umyć włosy (nawet 2 razy) delikatnym szamponem, żeby na głowie nie została tłusta powłoka. Gdy będziemy stosować tę maseczkę regularnie, uzyskamy super efekt.

Jeżeli macie długie albo grube włosy, to polecam zrobić podwójną "porcję".

PEELING DO CIAŁA

Na ciało stosuję starą recepturę, zasłyszaną dawno temu od mamy. Peeling kawowy jest moją ulubioną domową miksturą. Niestety przy jej aplikacji jest trochę zabawy (łazienka wygląda po zabiegu tak, jakby ktoś zamordował w niej kawowego potwora), ale daje szybki i doprawdy zaskakujący efekt. Do przygotowania peelingu potrzebujemy:

– 5 czubatych łyżek kawy – kawa przeciwdziała powstawaniu pomarańczowej skórki oraz wygładza ją.

Osobiście wykorzystuję fusy z ekspresu, ale równie dobrze nada się kawa mielona ( oczywiście ta najtańsza).

-1 łyżkę oliwy z oliwek – oliwa lub olej kokosowy doskonale nawilża ciało.

Ja najczęściej używam oleju z kokosa bo uwielbiam jego zapach.

-1 łyżeczkę cynamonu – dzięki niemu nasz kosmetyk będzie miał konsystencję bardziej zbliżoną do żelu (jednak nie powinny go stosować osoby z pękającymi naczynkami na nogach).

Na wilgotną skórę nakładamy peeling, następnie kolistymi ruchami dokładnie go wmasowujemy – dzięki temu złuszczymy stary naskórek. Im dłużej kosmetyk pozostanie na naszym ciele tym efekt będzie ładniejszy – skóra będzie bardziej nawilżona, gładsza, rozpromieniona. Pamiętajcie, że taki zabieg trzeba powtarzać. Regularność jest kluczem do tego, aby nasza skóra wyglądała zawsze pięknie.

TONIK NA TWARZ

Ogórek ma cudowne właściwości takie jak:

  • doskonale oczyszcza skórę tłustą
  • domowej roboty tonik z ogórka odświeża skórę
  • działa wybielająco na cerę zmęczoną o nierównym kolorycie
  • sok z ogórka ściąga pory
  • tonik ogórkowy nadaje się jako woda po goleniu

Mam dwie metody przygotowania ogórkowego kosmetyku:

1. Tonik ogórkowy – możemy go uzyskać krojąc ogórek na cieniutkie plasterki i pozostawiając je w miseczce pod naciskiem na przykład kubka ( dzięki temu szybko wyciśniemy z niego wszystkie soki). Oczywiście im więcej ich użyjemy, tym więcej toniku uzyskamy. Do odsączonego płynu możemy dodać odrobinę wody różanej. 

 Taką miksturę możemy trzymamy w lodówce nawet do tygodnia.

2. Prostszym i szybszym sposobem jest przekrojenie ogórka na pół, obranie ze skórki, żeby nie podrażniała twarzy i delikatne wmasowywanie miąższu w twarz.  To pobudzi nasze krążenie, rozświetli skórę i złagodzi podrażnienia. Nie zmywamy pozostałości soku z ogórka wodą.

Z przyjemnością zdradziłam Wam moje domowe sposoby pielęgnacji. Teraz czas na Was :). Jestem bardzo ciekawa jakie Wy macie „patenty” na naturalne kosmetyki :).

Follow my blog with bloglovin!

Weider 6 halfway – completed.

0 dni.

23 dni.

Minęło 23 dni od kiedy zaczęłam ćwiczyć 6 Weidera. Brzuch nabiera sprężystości, aczkolwiek tempo zmian jest dosyć wolne. Wiem, że teraz czekają mnie najcięższe trzy tygodnie pracy. Mam nadzieję, że efekt będzie bardziej powalający niż do tej pory ( podobno nadzieja matką głupich – niedługo się o tym przekonamy ). Koniecznie dajcie mi znać, jak Wam idzie! Pamiętajcie, że wszystkie ćwiczenia rzeźbiące ciało są czasochłonne i tak naprawdę… nudne i nie należy się tym zrażać (ha, ha, ha łatwo powiedzieć).

Follow my blog with bloglovin!

Każda z Was powinna znaleźć sobie jakiś sposób na urozmaicenie mozolnych ćwiczeń (dobrawdy są nudne do potęgi, wiem, wiem :) ). Ja ćwiczę z córą albo słuchając ulubionej muzyki, dzięki temu żmudna praca staje się bardziej interesująca.

Follow my blog with bloglovin!

Nailcare issue

W Waszych komentarzach od zawsze pojawiały się pytania o pielęgnację paznokci, postanowiłam więc stworzyć cały osobny post poświęcony tej sprawie (ok, w gruncie rzeczy zbierałam się do jego napisania jakieś dwa lata, ale zawsze "lepiej późno niż później":)). 

Manicure wykonuję zazwyczaj co 4 – 5 dni. Przez ostatnie kilka miesięcy praktycznie zrezygnowałam z koloru na paznokciach, aby usunąć z nich wszelkie przebarwienia (nie wiem co mnie podkusiło, aby malować paznokcie na krwistą czerwień, nie używając żadnej bazy pod lakier) i trochę je wzmocnić. Efekt jest według mnie satysfakcjonujący, a ponieważ zbliża się lato, częściej decyduję się teraz na mocne kolory.

Produkty, których używam to:

– pilnik o drobnym ziarnie ( odradzam wszystkim gruboziarniste pilniki – to prawda, że możemy dzięki nim szybciej skrócić nasze paznokcie, ale  ich używanie może powodować rozdwajanie się paznokci)

– Krem, oliwa z oliwek, masło kokosowe lub coś podobnego, co pozwoli nam zmiękczyć skórki

– patyczek do odsuwania skórek (polecam przede wszystkim drewniany – mój różowy jest bardzo ładny ale niezbyt skuteczny;))

– baza pod lakier (może to być każdy rodzaj bezbarwnego lakieru lub odżywki do paznokci, pod warunkiem, że nie będą one na bazie tłuszczy)

– lakier do paznokci. Wśród tanich lakierów naprawdę możemy znaleźć perełki. Jedną z nich jest według mnie Golden Rose (około 6 zł), który świetnie się trzyma. Na dodatek w palecie kolorów znalazłam idealny odcień ciemnego różu. Więcej kolorów możecie znaleźć  tutaj.

1. Na początku bardzo dokładnie usuwam lakier lub odżywkę zmywaczem do paznokci.

2. Przed wykonaniem reszty czynności nakładam na paznokcie oliwę z olwiek lub specjalne preparaty zmiękczające skórki i delikatnie wcieram. Za odsuwanie skórek zabiorę się później – dzięki temu krem lub oliwka zaczną działać a skóra będzie wystarczająco miękka. 

3. Skracam i nadaję kształt paznokciom drobnoziarnistym pilnikiem.

4. Wygładzam i poleruję płytkę paznokcia trzystopniową polerką.

5. Patyczkiem delikatnie odsuwam skórki. Praktycznie nie używam obcążków do ich wycinania – wiem, że dl aniektórych może się to wydawać zupełną abstrakcją, ale po pewnym czasie nie używania obcążków z pewnością zauważycie poprawę. Ponadto moja skóra bardzo źle reaguje na tego rodzaj zabieg (mam na myśli krew, pot i łzy ;)).

Tak wygladają moje paznokcie, po przygotowaniu ich do malowania.

6. Nakładam na paznokcie baze (bezbarwny lakier lub odżywkę), starając się nałożyć jak najmniej preparatu (nie chcę, żeby moje paznokcie schły potem w nieskończoność).

8. Następnie nakładam lakier. Zazwyczaj robię to dwukrotnie ale lakier Golden Rose ma tak dobre krycie, że wystarczyła mi tylko jedna warstwa.

9. Na koniec nakładam cienką warstwę utwardzacza.

…. i zrobione! Przy użyciu tych produktów i po takim przygotowaniu manicure (w stanie idealnym) wytrzymuje na moich dłoniach około 4 dni :).

Jestem ciekawa, czy Wy macie jakieś sprawdzone sposoby na trwały i ładny manicure? :)