Operacja pod kryptonimem „mahoń w kwietniu” czyli moje sposoby na skórę muśniętą słońcem.

   History shows that the fashion for tanned skin was becoming stronger when we started showing consecutive body parts. At the beginning of the 20th century, women still bathed (if they decided to behave in such an extreme way at all) in long dresses and bloomers, and when they came out of water, their female servants covered their wet-clothed bodies with bed sheets. On sunny days, ladies wore gloves, hats, and were carrying umbrellas to avoid any contact of sun rays with their skin. They avoided tan like the plague as it was a signifier that they belonged to a certain social group – tan was an outcome of long hours spent working outdoors. As a consequence of women's emancipation and the gradual loosening of customs, bathing suits started to uncover more and more. In the 50s of the 20th century, even high-born ladies discovered that a fashionable half-cup bra looks better in a combination with darker skin. Back then, people knew little about the negative effects of sunbathing so women uncontrollably indulged in this activity over the next few decades.  

   The next fifty years of the last century did not bring any breakthrough. Even though scientists and doctors increasingly more often raised the topic of harmful effects of the overexposure to sun rays, when I was still in high school, strong tan was considered an undisputed attribute of female appeal. When the spring season was coming, queues to places offering tanning beds were growing longer, and store shelves were becoming loaded down with oils accelerating the tanning process "with a super safe SPF10 filter" (yeah, right). We've cooled out a little bit since then – even if at the beginning, we ignored articles on free radicals, cancer, wrinkles, and hyperpigmentation, after some time, they succeeded in raising our awareness on the topic. All right, but it still doesn't change the fact that tanned skin simply looks better…  

   I've found a certain balance between the effect of a burnt crackling (that I've never been able to attain anyway) and paleness worthy of a vampire. May Holiday is just around the corner and I'm probably not the only person thinking about a breakfast on the grass, shorter dresses, and uncovered shoulders. If you want to get a tan a little bit faster this year then at the end of August, read about my experiences and tricks – I'll be eager to share all of my ways for a healthy sun-kissed skin.

* * *

   Historia pokazuje, że moda na opaleniznę przybierała na sile wraz z odsłanianiem przez nas kolejnych części ciała. I tak na początku XX wieku kobiety wciąż kąpały się (o ile w ogóle decydowały się na tak ekstremalne w tamtych czasach zachowania) w długich sukniach i pantalonach, a gdy wychodziły z wody, służące zasłaniały prześcieradłami ich oblepione przez mokre ubranie ciała. W słoneczne dni damy nosiły rękawiczki, kapelusze i trzymały w ręku parasole, aby promienie nie padały na żaden fragment ich skóry. Unikały opalenizny jak ognia, bo świadczyła ona o przynależności do grupy społecznej – zyskiwało się ją przede wszystkim w trakcie długich godzin spędzonych w pracy na świeżym powietrzu. W wyniku kobiecej emancypacji i stopniowemu rozluźnianiu obyczajów stroje kąpielowe zaczęły pokazywać coraz więcej. W latach pięćdziesiątych XX wieku nawet wysoko urodzone panny odkrywały, że modna bardotka wygląda lepiej w połączeniu z ciemniejszą skórą. O negatywnych skutkach opalania mało jeszcze wtedy wiedziano, więc kobiety bez opamiętania zażywały słonecznych kąpieli przez kilka następnych dekad.

   Kolejne pięćdziesiąt lat ubiegłego stulecia nie przyniosło już żadnego przełomu. Chociaż naukowcy i lekarze coraz częściej zaczęli mówić o szkodliwym działaniu nadmiernej ekspozycji słonecznej, to jeszcze gdy byłam w liceum mocną opaleniznę uznawano za niepodważalny atrybut atrakcyjności. Kolejki do solariów były tym dłuższe im bliżej było do wiosny, a półki w sklepach uginały się od olejków przyspieszających opalanie z „super bezpiecznym filtrem SPF10” (buhaha). Od tego czasu trochę jednak ochłonęłyśmy – nawet jeśli na początku puszczałyśmy mimo uszu artykuły o wolnych rodnikach, nowotworach, zmarszczkach i przebarwieniach to po jakimś czasie przedarły się one do naszej świadomości. No dobrze, ale to nadal nie zmienia faktu, że opalona skóra wygląda po prostu lepiej…

   Znalazłam pewien balans pomiędzy efektem spalonej skwarki (którego zresztą nigdy nie udało mi się osiągnąć) a bladością godnej wampira. Majówka już za kilka dni i pewnie nie tylko moje myśli krążą wokół śniadania na trawie, krótszych sukienek i odsłoniętych ramion. Jeśli chciałybyście w tym roku zyskać opaleniznę nieco szybciej niż pod koniec sierpnia, to przeczytajcie o moich doświadczeniach i trikach – chętnie zdradzę Wam wszystkie moje sposoby na zdrową skórę muśniętą słońcem.

dżinsy – Levi's 501 // torba – Mango (podobna tutaj) // kapelusz – Asos // klapki – Mango // kostium kąpielowy – Revolve // okulary – Topshop (podobne tutaj)

1. Times when I could spend one hour lying flat just become the sun came out are long gone. When I was a student, attaining a golden skin colour for the May Holiday wasn't really that big of a problem. My last resort was going through my university notes and tanning my back. Today, even though I can do a large portion of my work at home, it's really difficult for me to force myself to go to the garden. First of all, I can't really see anything on my laptop screen when it is directly hit by sunlight, secondly, I feel that I allow myself for too much pleasure during the day. However, if you've got something to do that doesn't require you to sit within the four walls of your room (writing in a notebook, reading, knitting, doing homework with children, painting your nails, peeling potatoes, or even darning socks – it doesn't matter), do it on your balcony or in your garden and enjoy the sun. Even fifteen minutes a day will trigger the process of melanin production in your skin. You don't have a garden or a balcony? It's not an excuse – a nearby playground is also a great place (maybe not in a bikini, but a dress that uncovers shoulders and calves won't shock anyone). And if you think that fighting for a tanned skin is too vain, remember that you also provide your body with a good portion of vitamin D which is essential for our immune system.

Note! Women who read this blog are mostly between 25 and 35 years of age, but I know that there is a large group of academic and high school students who approach their older acquaintances' bleating with pity. I've got my years (if a thirty-year-old person can say that) and I see what the skin of my peers looks like – those who cautiously approached the topic of sunbathing and quickly resorted to filters can still boast a delicate complexion. I say "delicate" because it's the best word that comes to my mind. It isn't even about wrinkles that can be filled or hyperpigmentation that can be made lighter (with great difficulty), but about the effect of a damaged, porous, dried, and simply tired skin – that cannot be changed anymore. That's why I eagerly encourage you and all those who are reading this article to a l w a y s use a sunscreen (with SPF15 at least) when planning sunbathing for longer than 15 minutes. The more so that we don't have to use those available in drug stores – Polish natural brands also have sunscreens in their offer. They've got nice packaging and brilliant scents. If you haven't bought any yet, it's the last moment to do it. I recommend the one by Phenomé in an aluminium tube.

* * *

1. Już dawno minęły czasy gdy mogłam poświęcić godzinę w ciągu dnia na leżenie plackiem tylko dlatego, że akurat wyszło słońce. Gdy byłam na studiach wypracowanie złocistego koloru skóry już na majówkę naprawdę nie stanowiło większego problemu. W ostateczności mogłam uczyć się z notatek i jednocześnie opalać plecy. Dziś, chociaż sporą część pracy mogę wykonywać z domu, to ciężko jest mi się przełamać i wyjść do ogrodu. Po pierwsze, na ekranie mojego komputera mało co widać gdy pada na niego światło słoneczne, a po drugie, wydaje mi się wtedy, że pozwalam sobie na zbyt wiele przyjemności w ciągu dnia. Jeśli jednak masz do wykonywania cokolwiek co nie wymaga od ciebie siedzenia w czterech ścianach (pisanie w zeszycie, czytanie, robienie na drutach, odrabianie lekcji z dziećmi, malowanie paznokci, obieranie ziemniaków czy chociażby cerowanie skarpetek – nieważne) to wyjdź na balkon albo do ogrodu i naciesz się słońcem. Nawet piętnaście minut dziennie uruchomi w Twojej skórze produkcję melaniny. Nie masz balkonu ani ogrodu? To żadna wymówka – plac zabaw dla dzieci to też dobre miejsce (może nie w bikini ale w sukience odsłaniającej ramiona i łydki nikogo nie zgorszysz). A jeśli myślisz, że walka o opaleniznę jest nazbyt próżna, to pamiętaj, że fundujesz sobie dzięki temu porządną dawkę witaminy D, która jest niezbędna dla naszego układu immunologicznego.

Uwaga! Kobiety które czytają tego bloga w zdecydowanej większości są między 25 a 35 rokiem życia, ale wiem że całkiem spora grupa to studentki a nawet licealistki, które biadolenie starszych koleżanek na temat ochrony przed słońcem traktują z politowaniem. Mając już swoje lata (o ile tak może o sobie powiedzieć trzydziestolatka) widzę jak wygląda skóra moich rówieśniczek – te, które do opalania podchodziły z ostrożnością i szybko przerzuciły się na filtry wciąż mogą pochwalić się delikatną cerą. Mówię „delikatną” bo to najlepsze słowo jakie przychodzi mi do głowy. Nie chodzi nawet o zmarszczki, które można wypełnić czy przebarwienia, które można wybielić (z dużym trudem) ale o efekt zniszczonej, porowatej, wysuszonej i po prostu zmęczonej czasem twarzy – tego już zmienić się nie da. Dlatego gorąco zachęcam ciebie i wszystkie czytające ten artykuł dziewczyny, aby przy opalaniu dłuższym niż kwadrans  z a w s z e  używać kremu z filtrem (minimum SPF15). Tym bardziej, że dziś nie jesteście już skazane na te ze zwykłych drogerii – polskie naturalne marki też mają w swojej ofercie kremy chroniące przed słońcem. Mają ładne opakowania i pięknie pachną. Jeśli w tym roku jeszcze żadnego nie kupiłyście to teraz jest ostatni dzwonek. Ja polecam ten od Phenomé w aluminiowej tubce.

 MULTI-ACTIVE sugar peel czyli cukrowy peeling i maska 2 w 1 od Phenomé (cena 105 zł) oraz PROTECTIVE face cream SPF 30 czyli Ochronny krem przeciwsłoneczny do twarzy od Phenomé (cena 79 zł). Ten pierwszy jest w konsystencji gęstej pasy i przyda Wam się przed użyciem samoopalacza – ma piękny zapach, a skóra jest po nim niesamowicie gładka. Ten drugi ochroni was przed słońcem i bez problemu zmieści się do podróżnej kosmetyczki. 

Przy okazji mam dla Was zniżkę na wszystkie produkty od Phenomé, jeśli od dziś do końca niedzieli 29.04. użyjecie kodu #MLEPHENOME2018 to otrzymacie 20% rabatu. Udanych zakupów!

2. Can you highlight tan that is barely visible? Each blogger posting her bikini photos online will say yes. If the tan is barely visible on your skin, remember to apply a dense body balm after taking a bath – greased skin reflects sunlight better. However, what's most important is the colour that we choose to match it with – light colours (especially when it comes to close-fitting cuts) will enhance the effect of paleness when your body isn't tanned, but the same works in the opposite direction – if your skin is really tanned, light colours will highlight the tan even more. I apply a strong filter onto my face and when I'm slightly tanned, you can easily see a delicate contrast between my neck and decollete – the face appears to be pretty pale in comparison to my body. In order to decrease this effect, I change my foundation to one that is two tones darker.

* * *

2. Czy można podkreślić opaleniznę której prawie nie ma? Każda blogerka wrzucająca do sieci swoje zdjęcia w bikini powie, że tak. Jeśli na Twoim ciele ledwo można dostrzec ślady słońca to pamiętaj aby nałożyć po kąpieli tłusty balsam – natłuszczona skóra lepiej odbija światło. Największe znaczenie ma jednak to, z jakim kolorem ją zestawimy – jasne kolory (zwłaszcza przy krojach przylegających do ciała) spotęgują wrażenie bladości jeśli ciało jest nieopalone ale działają też w drugą stronę – jeśli Twoja skóra jest już naprawdę ciemna to jasne barwy jeszcze mocniej to podkreślą. Na twarz nakładam zwykle mocny filtr więc gdy uda mi się opalić to widoczny jest delikatny kontrast między szyją a dekoltem – twarz w porównaniu do ciała wydaje się dosyć blada. Aby zniwelować ten efekt zmieniam swój podkład na dwa tony ciemniejszy.

Mój ciemniejszy podkład to ten od CHANEL z dodatkowym filtrem SPF (upewnijcie się, czy Wasz podkład na lato ma zabezpieczenie przed słońcem). 

Mój ukochany kosmetyk po opalaniu. Naturalne Serum Rewitalizujące MIYA Cosmetics towarzyszy mi we wszystkich moich wyjazdach bo jest kosmetykiem wielofunkcyjnym. Ukoi zaczerwienioną skórę wieczorem, może służyć jako balsam do ust czy krem do rąk. Jeśli używacie tradycyjnego samoopalcza, to dobrze wsmarować serum w w łokcie i kostki do stóp aby uniknąć plam. Od niedawna dostępna jest mniejsza wersja tego kosmetyku, którą natychmiast nabyłam (15 ml cena 39,99). Serum od MIYA wybrałam jako produkt roku w plebiscycie GLAMOUR. 

3. Instagram is full of girls whose skin colour resembles my grandmother's table. I can bet that the majority of these women use spray tanning or self-tanners for home use. Why do I think so? Because most of these photos are taken during trips organised by brands. These types of trips are usually longer than three days – when would they find the time to lie on a beach for hours on end since they take photos or prepare for photo shoots for the whole day. They surely take care of this problem still before the trip. I'm not an opponent of such a solution because it seems healthier than scorching your skin on a beach chair. However, it can also bring us more harm than good, especially if we choose the wrong product. After years of testing many versions, I think that it's best to invest in a spray self-tanner. Why? It leaves a less irritating film on your skin, it doesn't stain your clothes or bedclothes, it's extremely easy to use and, what's most important, it gives a natural effect. If you haven't already tried that option and have used cream self-tanners, you'll surely appreciate the difference. When applying, it is important to keep an appropriate distance between the product and your skin (at least 30 centimetres) and keep your legs in the same place during the application. When it comes to tanning of your face, there's one problem – we want to apply a day and a night cream so leaving only self-tanner on may not be the best solution for us. In such a case, the best way to solve it is to use a self-tanner in drops – we add a little bit to our cream and then apply it onto our face (the drops were available here but I see that they're already sold out).

* * *

3. Instagram aż kipi od dziewczyn, których odcień skóry przypomina biurko mojej babci. Idę o zakład, że znaczna część z nich korzysta z natryskowego opalania lub samoopalaczy do użytku domowego. Dlaczego tak myślę? Bo większość zdjęć realizują w trakcie wyjazdów organizowanych przez marki. Tego rodzaju podróże nie trwają zwykle dłużej niż trzy dni – kiedy więc miałyby czas aby leżeć godzinami na plaży, skoro od rana do nocy robią zdjęcia, albo się do nich przygotowują? O opaleniznę z całą pewnością dbają jeszcze przed samym wyjazdem. Nie jestem przeciwniczką takiego rozwiązania, bo na dzień dzisiejszy wydaje się być ono znacznie zdrowsze niż przypalanie skóry na leżaku. Samoopalaczem można sobie jednak zrobić krzywdę, zwłaszcza jeśli wybierzemy nieodpowiedni produkt. Po latach testowania wielu wersji, uważam, że najlepiej zainwestować w samoopalacz w sprayu. Dlaczego? Zostawia najmniej irytującą powłokę, nie brudzi ubrań ani pościeli, bardzo szybko i łatwo się go stosuję, i, co najważniejsze, daje naturalny efekt. Jeśli jeszcze nie próbowałyście tej opcji i do tej pory wcierałyście samoopalacze w kremie, to na pewno docenicie różnice. Przy aplikacji ważne jest aby zachować dosyć daleką odległość między skórą a aerozolem (minimum 30 centymetrów) i aby nie przemieszczać stóp w trakcie. Przy opalaniu skóry twarzy jest jeden problem – i na noc i na dzień chcemy nałożyć krem, więc pozostawienie samego samoopalacza nie do końca może nam odpowiadać. W takim wypadku sprawdzi się samoopalacz w kroplach – dodajemy odrobinę do naszego kremu, a następnie nakładamy całość na twarz (krople były dostępne na tej stronie ale widzę, że w tym momencie chyba się wyprzedały). 

W tym eleganckim opakowaniu kryje się właśnie samoopalacz w sprayu – jeden z lepszych (jeśli nie najlepszy) jaki miałam. MARC INBANE Spray – Naturalny spray samoopalający (cena 150 zł) przeznaczony jest do częstej, samodzielnej i domowej aplikacji. Szybkoschnący i bezpieczny, nie pozostawia plam czy smug. 

     If we know that too much sun exposure is unhealthy, why do we like a darker skin colour better? First of all, it creates a better contrast with our clothes and makes our teeth seem whiter and hair lighter. Tan also hides bluish areas and the signs of tired skin. In today's world, it is also a sign that we take care of ourselves, that we're able to find some time to relax in this hectic world, and that we like to spend our time outdoors – if we are able to act with moderation, the tan will surely bring us a bit of charm.

* * * 

   Skoro wiemy, że nadużywanie słońca jest niezdrowe to dlaczego ciemniejszy odcień skóry tak bardzo nam się podoba? Przede wszystkim lepiej kontrastuje z ubraniem, sprawia, że zęby wydają się bielsze, a włosy jaśniejsze. Opalenizna niweluje też na skórze zasinienia i oznaki zmęczenia. W dzisiejszych czasach jest też świadectwem na to, że dbamy o siebie, w codziennej gonitwie potrafimy znaleźć czas na relaks i lubimy spędzać czas na świeżym powietrzu – jeśli umiemy zachować umiar to z pewnością doda nam uroku. 

 

 

Look of The Day – Ready for Departure

leather sneakers / skórzane trampki – RYŁKO

denim jacket & hoodie / dżinsowa kurtka i bluza – Topshop

black coated jeans / woskowane spodnie – Mango

bag / torebka – Gucci

   We tend to say that when it comes to travelling the way we reach our destination is equally important as the destination itself. It's probably about the philosophical and psychological aspect and not the art of choosing your clothes, but the truth is that a bad outfit can spoil our mood right at the very start of the trip. Boarding pass that you can't stick anywhere or that you lose in the depths of your handbag (and then you search for it blindly when strangers are frantically breathing onto your neck), uncomfortable shoes, feet freezing on the airplane (always take socks if there is a longer flight ahead), or an outfit that isn't quite matching the weather at our destination spot – these are only a few details that can spoil our day. There's also the age-long dilemma – stay elegant like Vicotira Beckham or wear sweatpants like Małgorzata Rozenek?   

   This trip wasn't connected with my work so I could wear something really casual. Due to the fact that mornings in Tricity are still very cool and, besides, that we never know what the temperature will be during the flight, I decided to go for three layers – a T-shirt, a sweatshirt, and a denim jacket. I also put on a pair of white sneakers that I'd been searching for a long time (these are ideal: well profiled, leather on the inside and on the outside, and they didn't graze my feet even after many hours of walking).

* * *

   Mówi się, że w podróży równie ważny co jej cel jest sposób w jaki do niego dotrzemy. Zapewne chodzi tu o filozoficzno-psychologiczny aspekt, a nie sztukę doboru garderoby, ale prawda jest taka, że zły strój może skutecznie zepsuć nam humor na samym początku wyprawy. Karta pokładowa, której nie masz gdzie wcisnąć albo gubisz w czeluściach torebki (i szukasz jej później po omacku, gdy w trakcie boardingu ludzie chuchają ci nerwowo na szyję), obcierające buty i zmarznięte stopy w samolocie (na dłuższe loty zwsze zabieraj skarpetki) czy strój niedopasowany do pogody, którą zastaniemy w docelowym miejscu to tylko kilka drobiazgów, które mogą uprzykrzyć nam dzień. Do tego dochodzi odwieczny dylemat – być elegancką jak Victoria Beckham czy włożyć dresy jak Małgorzata Rozenek? 

   Ten wyjazd nie był związany z moją pracą, więc mogłam wybrać coś mało formalnego. Ponieważ w Trójmieście poranki są wciąż bardzo chłodne, a poza tym nigdy nie wiem jaką temperaturę zafunduje nam w trakcie lotu obsługa samolotu, to postawiłam na trzy warstwy – t-shirt, bluzę i kurtkę dżinsową. Włożyłam też białe trampki, których szukałam od dawna (te są idealne: dobrze wyprofilowane, skórzane od wewnątrz i zewnątrz i nie obtarły mnie nawet po wielu godzinach chodzenia). 

Look of The Day – My first cycling day this year

suede flats / zamszowe baleriny – Gino Rossi on eobuwie.pl

wool jacket / wełniana marynarka – MLE Collection (poprzednia kolekcja)

bag / torebka – (w koszyku roweru) & Other stories

black top / czarna koszulka – MLE Collection

jeans and belt / dżinsy i pasek – H&M 

cycle / rower – Creme Cycles

   Can tomorrow be today again?The last two days in Tricity were really warm and even though the trees aren't green yet, I felt as if it was already summer. I took my bicycle from the basement (encountering small obstacles that you could see on yesterday's Instastories) and I felt this pleasant wind in my hair for the first time this year.I've got a strong resolution to exchange my car for a bicycle at least for the weekends. The only thing that I need to do is teach Portos how to run along my side – do you have any experiences with that?

* * *

   Czy jutro też może być dziś? Ostatnie dwa dni były w Trójmieście bardzo ciepłe i chociaż drzewa wciąż nie obsypały się zielenią to czułam się tak, jakbyśmy mieli już lato. Wyciągnęłam rower z piwnicy (napotykając małe przeszkody, które widzieliście wczoraj na moim Instastories) i pierwszy raz w tym roku poczułam ten przyjemny wiatr we włosach. Mam silne postanowienie, aby chociaż w weekndy zamieniać samochód na rower. Trzeba będzie tylko nauczyć Portosa, aby grzecznie biegł obok mnie – macie może w tym temacie jakieś doświadczenia?

Don’t let your dreams be only a dream. My trip to Disneyland in Paris.

   Once upon a time, Walt Disney, an American visionary and film producer, decided to create a place where every child would be happy and every adult would have the possibility to become a child again. As it usually happens in case of big dreams, not everything went according to the plan – on his path to this goal, he had to face many obstacles and often experienced the power of human dark nature.   

   A creature that had changed his life forever was an inconspicuous mouse. He created the first drawing depicting the character shortly after the production company with which he co-operated used a ploy to deprive him of the copyright to the character he had created – Oswald the Lucky Rabbit. He wanted to name the character Mortimer, but his wife, Lillian, firmly opposed this idea and convinced him to use the diminutive form of Michael, namely Mickey. The new animated friend won the hearts of millions of fans and the first of the 22 Oscar Awards that were supposed to go to Walt Disney. Today in Disneyland, Mickey Mouse is treated as the real boss of all bosses. That is how the character is referred to by all staff members who work in the park on a daily basis.   

   For several decades, special workers, who are a blend of dreamers and engineers, have been designing new places for the guests. While in the process, they pay attention to the finest details that make the whole fairy-tale world look like a real place. You won't find here cardboard houses, trumpery, or trash, and even the most sceptical grumps will talk about how they liked the Star Wars spaceship with excitement after a few hours spent in the park.   

   When I first reached Disneyland as an adult (previously I visited it when I was seven years old), I was convinced that this place is mostly for children. Well, if it's really the case, then something has to be wrong with me because two days spent in the park seem to me now like a beautiful dream. It's hard to believe that all of that was created because once, a vision appeared in a man's head.

If you'd also like to visit Disneyland in Paris, I've prepared a couple of tips and guidelines that can become helpful.

1. The biggest problem that we come across during a trip around this place is the queues to particular attractions. However, there are number of ways to avoid them. First of all, it's worth using the "fastpass" option that we will find at most frequented places – it's a type of booking. If you decide to stay at one of the hotels belonging to Disneyland, you'll have the opportunity to enter the park and try all the attractions one hour before it opens. If you have such a possibility, you should definitely choose days that are in the middle of the week as the park is visited by fewer people then. Leave the most popular attractions for the evening as most of the guests are doing the shopping or are already leaving the park.

2. Disneyland in Paris (or rather near Paris) can be reached in many different ways. I've already tried three options – a car (with my parents when I was six), a train (two years ago in Brussels), and a plane, using AirFrance. I can guess that most of you will use the last option – it'll be a lot more convenient if your destination is Charles De Gaulle Airport as it is easier to organise some kind of transport from there and the choice is more diversified (the train that stops at Disneyland or a special bus, you'll find more information here). If you come to Paris and you'd like to spend one day in Disneyland, it's best to use the train option (it'll take you only 35 minutes).

3. Tickets purchased at the entrance will be most expensive. Therefore, it's best to buy tickets online – if we plan our trip well in advance, they will simply be cheaper and we'll save some time that we would normally spend in the queue. If you have more time or you are planning to visit the park with children, I recommend accommodation in one of the hotels belonging to Disneyland – the ticket is already included in the price of your accommodation.

4. My photo summary doesn't include photos of the carousels and roller coasters so it may seem that I spent two days on walking around the characters from the tales and dragging some balloons behind me. But the truth is different, I was in a constant rush between a number of attractions so that I wouldn't waste even a minute. However, I didn't want to pose a threat to myself or other guests so I always put my camera in the handbag when I entered a roller coaster. That's why you need to take my word for it – what awaits you in Disneyland will surely impress you and will make you dizzy.

5. Carousels and roller coasters are not the only attractions that can be found in Disneyland. It's worth taking a breakfast at Plaza Gardens Restaurant as it is visited by Disney characters during that time. Without any hesitation, they join the guests and comfortably take photos with them. Apart from that place, you can meet the characters in the whole park. I hope that all of the guests meet Pluto during their visits – he bumps into people and wants them to scratch him behind the ear. He also gives autographs, even though his writing isn't that pretty.

6. A very simple but important advice – plan your outfit for the day and take only the most necessary items with you as you'll spend plenty of time walking (you'll find special lockers at the entrance to the park where you can leave larger pieces of luggage). Choose the most comfortable clothes and a handbag that can be thrown over the shoulder. Oh, and one more thing! It's also vital that you charge your mobile phone – you'll want to take as many photos and films that there's some likelihood you may quickly run out of battery.

7. It's really worth staying at the park until the end – each evening and in all seasons there is a special illumination against the background of the Sleeping Beauty's Castle just before the closing time. It's a little bit like New Year's Eve but with Disney characters – it takes your breath away and makes you want to stay there forever tied to one of the benches. 

* * * 

    Dawno, dawno temu Walt Disney, amerykański wizjoner i producent filmowy, postanowił stworzyć miejsce, w którym każde dziecko będzie szczęśliwe, a każdy dorosły będzie mógł znów poczuć się jak dziecko. Jak to zwykle bywa w przypadku wielkich marzeń, nie wszystko szło po jego myśli – na swojej drodze do celu spotykał wiele przeciwności i nie raz przekonał się o tym, jak silna jest w ludziach zła strona ich natury. 

   Istotą, która na zawsze zmieniła jego życie była niepozorna myszka. Narysował ją po raz pierwszy krótko po tym, gdy firma produkcyjna z którą współpracował podstępem pozbawiła go praw autorskich do stworzonej przez niego postaci – królika Oswalda. Chciał nadać jej imię Mortimer, ale jego żona Lillian stanowczo się sprzeciwiła i namówiła go na zdrobnienie imienia Michael, czyli Mickey. Nowy animowany przyjaciel zdobył miliony fanów i pierwszą  z 22 statuetek Oscara, które miały trafić w ręce Walta Disney'a. Dziś Myszka Mickey traktowana jest w Disneylandzie jak prawdziwy szef wszystkich szefów. Tak nazywa ją zresztą cała obsługa, która codziennie pracuje w parku. 

   Od kilkudziesięciu lat tak zwani "imażinerzy", czyli połączenie marzycieli z inżynierami, projektują dla gości nowe miejsca, nie zapominając przy tym o najmniejszych detalach, które sprawiają, że bajkowy świat wygląda tak, jakby był prawdziwy. Nie znajdziecie tu domów z kartonu, tandety czy śmieci. Nawet najbardziej sceptycznie nastawieni tetrycy po kilku godzinach spędzonych w parku będą z ekscytacją opowiadać o tym, jak bardzo podobało im się w statku kosmicznym ze "Star Wars". 

   Gdy po raz pierwszy pojechałam do Disneylandu jako dorosła kobieta byłam przekonana, że to miejsce przede wszystkim dla dzieci. No cóż, jeśli faktycznie tak jest, to ze mną musi być coś nie tak, bo dwa dni spędzone w tym miejscu jawią mi się teraz jak piękny sen. Aż trudno uwierzyć, że to wszystko powstało dlatego, że najpierw zamarzył o tym jeden człowiek. 

Jeśli Wy również chcielibyście odwiedzić Disneyland w Paryżu, to przygotowałam dla Was kilka wskazówek, które mogą okazać się pomocne. 

  1. Największym problemem jaki może nas spotkać w trakcie zwiedzania to kolejki do atrakcji. Jest kilka sposobów na to, aby ich uniknąć. Przede wszystkim warto skorzystać z opcji „fastpass”, którą znajdziemy przy najczęściej uczęszczanych miejscach – to rodzaj rezerwacji. Jeśli zdecydujemy się na wyjazd połączony z noclegiem w którymś z hoteli należących do Disneylandu będziemy mieć możliwość wejścia do parku na godzinę przed otwarciem i skorzystania z większości atrakcji. Jeśli macie taką możliwość to koniecznie wybierzcie dni w środku tygodnia bo w tym czasie park odwiedza znacznie mniej ludzi. Najbardziej oblegane atrakcje zostawcie na wieczór, bo większości gości robi w tym czasie zakupy lub kierują się już w stronę wyjścia.

  2. Do Disneylandu w Paryżu (a właściwie pod Paryżem) można dostać się na wiele sposobów. Sama skorzystałam w swoim życiu już z trzech opcji – samochodu (z rodzicami, gdy miałam sześć lat), pociągu (dwa lata temu z Brukseli) i samolotu, korzystając z linii AirFrance. Domyślam się, że większość z Was skorzysta z tej ostatniej możliwości – na pewno wygodniej będzie Wam, jeśli Waszym docelowym lotniskiem będzie to Charlesa Ge Gaulle'a, bo łatwiej zorganizować transport i to na wiele sposobów (pociąg zatrzymujący się w samym Disneylandzie albo specjalny bus, więcej informacji tutaj). Jeśli przyjechaliście do Paryża i jeden dzień wyjazdu chcielibyście spędzić w Disneylandzie to najlepiej skorzystać z pociągu (to zaledwie 35 minut).

  3. Najdrożej wychodzą bilety kupione przy kasie, na miejscu. Dlatego najlepiej kupić bilety przez internet – jeśli zaplanujemy wyjazd z dużym wyprzedzeniem będą po prostu tańsze, a my nie będziemy musieli stać w kolejkach. Jeśli macie więcej czasu albo wybieracie sią do parku z dziećmi, to polecam Wam wykupienie noclegu w hotelu na terenie Disneylandu – w cenie noclegu jest już wliczony bilet do parku. 

  4. W mojej relacji brakuje zdjęć samych karuzeli i kolejek górskich, więc może się wydawać, że przez dwa dni kręciłam się wokół postaci z bajek i ciągnęłam za sobą balony. Ale fakty są zgoła inne, właściwie cały czas latałam pomiędzy jedną a drugą atrakcją, aby nie zmarnować ani chwili. Nie chciałam jednak stwarzać zagrożenia dla siebie i innych osób wokół mnie więc wchodząc do wagoników aparat grzecznie wkładałam do torebki. Musicie więc uwierzyć mi na słowo – to co czeka na Was w Disneylandzie na pewno Was zachwyci i przyprawi o zawrót głowy. 

  5. Karuzele i kolejki górskie to nie jedyne rozrywki jakie czekają na nas w Disneylandzie. Warto wybrać się na śniadanie do Plaza Gardens Restaurant, bo to miejsce odwiedzają w tym czasie postacie Disney'a. Bez skrępowania dosiadają się do gości i z przyjemnością robią sobie zdjęcia. Poza tym miejscem można się na nich natknąć w całym parku. Każdemu życzę spotkania z Plutem – rzuca się na wszystkich, a potem każe się głaskać za uchem. Rozdaje też autografy, chociaż pismo ma nie najładniejsze.

  6. Bardzo prozaiczna, ale ważna rada – zaplanujcie odpowiedni strój i weźcie ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy, bo na pewno będziecie bardzo dużo chodzić (przy wejściu do parku znajdują się schowki na rzeczy, w których możecie zostawić większe bagaże). Wybierzcie najwygodniejsze rzeczy i torebkę którą można przełożyć przez ramię. Aha! I koniecznie zadbajcie o naładowanie telefonu – będziecie chcieli robić tyle zdjęć i filmów, że w przeciwnym razie szybko padnie Wam bateria.

  7. Naprawdę warto zostać w parku aż do jego zamknięcia – każdego wieczoru i o każdej porze roku, tuż przed zamknięciem parku rozpoczyna się iluminacja na tle Zamku Śpiącej Królewny. To coś jak Sylwester ale z postaciami z Disney'a – zapiera dech w piersi i sprawia, że mamy ochotę przywiązać się do ławki, aby już nikt nigdy nas stąd nie zabrał.   

We landed at Charles De Gaulle Airport as it is the easiest to get from there to the park.

Wylądowaliśmy na lotnisku Charlesa Ge Gaulle'a bo z niego najłatwiej przedostać się później do parku. Our first place to visit was the iconic "Sleeping Beauty's Castle". An ideal place to take a commemorative photo.

Pierwszym punktem zwiedzania był kultowy "Zamek Śpiącej Królewny". Idealne miejsce na pamiątkowe zdjęcie.  In Disneyland, you could meet many people who were truly immersed in the fairy-tale ambience. I chose a modest costume, namely Minnie Mouse's ears.

W Disneylandzie można spotkać wiele osób, którym udzielił się baśniowy klimat. Ja wybrałam skromne przebranie czyli uszy Myszki Minnie.  One of the many cafés in the park.

Jedna z wielu kawiarni na terenie parku.  Answering the yet-unstated questions – dogs are forbidden to enter the park. The only exception to this rule is guide dogs. The photo above was taken during a training – you never know when the owners of guide dogs will fancy visiting Disneyland. The dogs have to be trained for such a possibility and they accompany their owners even on the carousels.

Uprzedzając Wasze pytania – do parku niestety nie można wprowadzać psów. Wyjątkiem są psy przewodnicy. Zdjęcie powyżej zostało wykonane w trakcie szkolenia – nigdy nie wiadomo czy podopieczni psów przewodników nie zechcą odwiedzić Disneylandu, psy muszą więc być wyszkolone na taką ewentualność – zostają wtedy wpuszczone nawet na karuzele :).  Cinderella and her prince. Each day, there is a parade featuring all of the protagonists of Disney's fairy tales – from "Lion King" to "Frozen" – that runs along the main avenue of the park.

Kopciuszek i jego książę. Każdego dnia główną aleją parku przechodzi parada z wszystkimi bohaterami baśni Disney'a – od "Króla Lwa" po "Frozen". Our second day welcomed us with beautiful spring weather.

Drugi dzień przywitał nas piękną wiosenną pogodą.  A bar brought to the park straight from California.

Bar przywieziony do parku prosto z Californi.  Waiting for the sunset and illuminations. I hope that I will visit this place once more. If you have any questions concerning the trip to Disneyland, I'll be eager to answer them in the comments. Have a great weekend!

Czekając na zachód słońca i iluminacje. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz odwiedzę to miejsce. Gdybyście mieli jakiekolwiek pytania dotyczące wyjazdu do Disneylandu to chętnie na nie odpowiem w komentarzu. Udanego weekendu!

Top 5: Najlepsze stylizacje polskich blogerek z Marca

   This month, trench coats are in the forefront – in different beige hues, short or long, carelessly unbuttoned and swept by the wind or precisely tied in the waist to highlight the figure. In a moment, trench coat will become most often selected outerwear as it is irreplaceable in the so-called transitional season. Check out how our Polish bloggers incorporate it into their outfits and join the discussion. I'm curious which option you'll like the most.

* * *

   W tym rankingu królują trencze – w różnych odcieniach beżu, krótkie lub długie, nonszalancko rozpięte i rozdmuchane przez wiatr lub precyzyjnie związane w talii i podkreślające kształty. Już za moment trencz stanie się najczęściej wybieranym przez nas okryciem wierzchnim, bo w tak zwanym okresie przejściowym jest po prostu niezastąpiony. Sprawdźcie jak noszą go polskie blogerki i weźcie udział w dyskusji. Jestem ciekawa, która propozycja najbardziej przypadnie Wam do gustu. 

 

MIEJSCE PIĄTE

płaszcz – &Other Stories  // buty – Timberland (podobne tutaj) // szal

Jestem Kasia

In this outfit, Kasia combined her long trench coat tied around the waist with winter accessories – heavy grey boots and thick black shawl. For me, there's too little femininity in this outfit, even though I would take over her coat with pleasure.

* * *

W tym zestawieniu Kasia połączyła swój długi wiązany w talii trencz z zimowymi dodatkami – traperami w szarym kolorze i grubym czarnym szalem. Dla mnie ten strój jest jednak trochę za mało kobiecy, chociaż trencz z przyjemnością bym przejęła. 

MIEJSCE CZWARTE

płaszcz – Zara (podobny tutaj) // spodnie – Levi's (podobne tutaj) // torba – Parfois (podobna tutaj) // skórzany pasek – Bellera // sztyblety – Zara (podobne tutaj) // apaszka – Parfois

TripbyTriples

Kasia proposes an outfit with a trench coat that is inspired by Paris. I really like the red scarf, cloth cap, and slightly shorter trousers. I would replace the handbag with something more minimalist and I would get rid of the contrasting belt.

* * *

Kasia proponuje nam stylizację z trenczem inspirowaną Paryżem. Bardzo podoba mi się czerwona apaszka, kaszkiet i nieco przykrótkie spodnie. Wymieniłabym natomiast torbę na coś bardziej minimalistycznego i zdjęłabym kontrastowy pasek. 

MIEJSCE TRZECIE

płaszcz – Mango // koszula – H&M (podobna tutaj) // dżinsy – TOTEME (podobne tutaj) // buty – Belsire (podobne tutaj) // torebka – Adax (podobna tutaj)

Thewhiteprint

Klaudia has her debut in the ranking. She has a great sense of style – I like that she draws inspiration from men's fashion.  She combined her oversize trench with suede moccasins, straight jeans, and a black turtleneck. Tortoiseshell cat-eye sunglasses break the whole outfit and add a feminine accent.

* * *

Klaudia pojawia się w tym rankingu po raz pierwszy. Ma świetne wyczucie stylu – podoba mi się, że czerpie inspiracje z mody męskiej.  Swój oversizowy trencz zestawiła z zamszowymi mokasynami, dżinsami z prostymi nogawkami i czarnym golfem. Kocie okulary w kolorze szylkretu przełamują całość i dodają kobiecego akcentu. 

MIEJSCE DRUGIE

płaszcz – River Island (podobny tutaj) // sandały (podobne tutaj) // torebka – Zara

Weronika Załazińska

Weronika presented her shorter trench coat as a dress with delicate heeled sandals and a small handbag hanging on her shoulder. I'm sure that she would draw a lot of attention while walking around Los Angeles streets.

* * *

Weronika swój krótszy trencz zaprezentowała jako sukienkę z delikatnymi sandałkami na obcasie i małą torebką przewieszoną przez ramię. Jestem pewna, że przechadzając się ulicami Los Angeles skupiła na sobie niejedno spojrzenie. 

MIEJSCE PIERWSZE

płaszcz – KappAhl (podobny tutaj) // spodnie – KappAhl // koszula – KappAhl (podobna tutaj) // naszyjniki – KappAhl // buty – Zara (podobne tutaj)

Red Bow

Maja combined her trench coat with stripy cigarette trousers and a white shirt. I still can't really come round to buying that type of shoes, but I really like them on others – in this case, they add a little breath of fresh air to the whole outfit. This month, Maja gets the first place. Do you agree with that choice?

* * *

Maja zestawiła trencz z cygaretkami w prążek i białą koszulą. Wciąż nie potrafię się przekonać do zakupu tego rodzaju butów, ale u innych bardzo mi się podobają – w tym przypadku wprowadzają do stroju trochę świeżości. Maja zajmuje w tym miesiącu pierwsze miejsce. Zgadzacie się z tym wyborem?

Look of The Day – Wedding Party

 

 

I've always tried to approach "special event outfits" with some distance. In the majority of cases, I simply chose one of my two black lace dresses, and each time I came to the conclusion that instead of running around the stores in search of something with the "wow" factor, it's better to opt for such classic solutions. With one exception – choosing a black dress for a wedding isn't the right thing to do.

When we receive the wedding invitation cards, we usually still have enough time and we aren't really bothered by the choice of an appropriate outfit. However, a couple of weeks later, when we are going through the contents of our wardrobe in a pretty relaxed manner, and we suddenly come to the conclusion that we have nothing to wear, the hectic search for a solution starts. Usually, it's already too late – chain stores don't have most popular sizes any more, the dressmaker bursts with laughter when she hears about the event date, the parcel from the States won't arrive in time (you can find many discounts and promotions in American online stores, but it's more difficult when it comes to returns and delivery costs), and the dress that you've got in your wardrobe has been seen by almost all your friends. Three times.

Learning from previous experience, I know that when I see a dress at an acceptable price that doesn't require many alterations in a store, I should buy it. Even when there are six months left until the wedding reception. Following that assumption, I've decided to introduce wedding guest dresses to MLE Collection a lot quicker – they are already available in pre-sale.

I wanted each model to highlight the figure differently. The first dress, worn by Monika, is similar cut- and colour-wise to the one that I worn during Gosia's wedding – however, that dress had many details that I quickly stopped liking so the current version is more classic, has different draping, and a different skirt. The red dress, worn by Asia, is an option for those girls who want to look impressively beautiful and feel comfortable at the same time. It was sewn from a soft jersey and, in my opinion, will be great for other occasions as well. The third dress was created with summer evenings in mind. It has regulated shoulder straps and an envelope front, owing to which you can easily adjust it to your figure. If you are worried by the deep décolletages, I highly recommend the use of a body tape – it is really affordable and makes even the most cut-out dress stay in place for the whole night (I've tested it personally!).  I hope that one of these dresses will save you from the wedding oppression and I'd also like to thank you for all your comments submitted during this passing thematic week. Have a peaceful evening!

* * *

   Zawsze starałam się podchodzić z dystansem do „kreacji na specjalną okazję”. W zdecydowanej większości przypadków wybierałam po prostu jedną z moich dwóch czarnych koronkowych sukienek i za każdym razem dochodziłam do wniosku, że zamiast latać po sklepach w poszukiwaniu "czegoś wow” lepiej postawić właśnie na takie klasyczne rozwiązania. Z jednym wyjątkiem – na wesela nie bardzo wypada pójść w czarnej sukience. 

W chwili otrzymania zaproszenia na ślub i wesele zwykle mamy jeszcze tyle czasu, że w ogóle nie przejmujemy się tym, co na siebie włożymy. Gdy kilka tygodni później na pełnym luzie zaczynamy przeglądać zawartość szafy i po krótkiej chwili dochodzimy do wniosku, że właściwie nic w niej nie ma, zaczynamy gorączkowo szukać ratunku. Najczęściej jednak jest już za późno – w sieciówkach najpopularniejsze rozmiary wykupione, krawcowa wybucha śmiechem gdy słyszy o terminie imprezy, ze Stanów Zjednoczonych paczka już raczej nie dojdzie (w amerykańskich sklepach internetowych można znaleźć dużo propozycji, ale gorzej ze zwrotami i kosztami przesyłki), a suknię, którą masz w szafie, widzieli już chyba wszyscy twoi znajomi. Trzy razy. 

Nauczona doświadczeniem wiem, że jeśli znajduję gdzieś sukienkę w akceptowalnej cenie, która nie wymaga wielu przeróbek to powinnam ją kupić. Nawet jeśli do wesela zostało jeszcze pół roku. Wychodząc z tego założenia postanowiłam wypuścić weselne modele sukienek od MLE Collection znacznie szybciej – właśnie dziś ruszyła ich przedsprzedaż. 

Chciałam aby każdy model podkreślał sylwetkę w inny sposób. Pierwsza sukienka, którą ma na sobie Monika, krojem i kolorem przypomina tę, którą miałam na sobie na ślubie Gosi – tamta miała jednak wiele detali, które bardzo szybko przestały mi się podobać więc obecna wersja jest bardziej klasyczna, ma inaczej odszyte marszczenia i spódnicę. Czerwona suknia Asi to propozycja dla tych dziewczyn, które chcą wyglądać efektownie i wygodnie jednocześnie. Została uszyta z miękkiej dzianiny i według mnie świetnie nada się nie tylko na wesele. Trzecią suknię stworzyłam z myślą o letnich wieczorach. Ma regulowane ramiączka i kopertowe wiązane zapięcie, dzięki czemu można ją dobrze dopasować do sylwetki. Jeśli martwią Was głębokie dekolty to gorąco polecam Wam tak zwaną taśmę do ciała – kosztuje niewiele a sprawia, że nawet najbardziej wycięta sukienka trzyma się na miejscu przez całą noc (osobiście przetestowane!).  Mam nadzieję, że jedna z tych kreacji uratuje Was z weselnej opresji, a przy okazji dziękuję Wam za wszystkie komentarze w mijającym właśnie tygodniu tematycznym. Spokojnego wieczoru!