Notting Hill and more …

LOOK OF THE DAY – Eaton Place

sweater / sweter – Peek & Cloppenburg

jeans / jeansy – Asos.com

coat / płaszcz – Zara

boots / botki – Massimo Dutti

bag / torebka – Trendsetterka.pl

Each of us has things that refer to traditional British clothing (such as boots or wool jacket) and fall/winter season is the best time to take them out from the closet. In case of this comfortable and practical set, that you see in the photos (shoes were perfect even for a long day of sightseeing) I decided on a total look, because can you think of something more British than a green sweater, embroided with a dog from the oldest United Kingdom breed?

  Każda z nas posiada w swojej szafie rzeczy, które nawiązują do tradycyjnego brytyjskiego stroju (chociażby kozaki z wysoką cholewką, czy wełnianą marynarkę), a sezon jesienno-zimowy to najlepszy moment, aby sobie o nich przypomnieć. Moda angielska kojarzy nam się głównie z połączeniem granatu i zieleni, pikowanymi kurtkami, skórzanymi dodatkami, tweedem czy wysokogatunkową wełną, która przez wiele lat była uznawana za najlepszy towar eksportowy Wielkiej Brytanii. W przypadku tego wygodnego i praktycznego zestawu (buty nie zawiodły mnie nawet po całodniowym zwiedzaniu), który widzicie na zdjęciach, postawiłam na całość. Bo czy może być coś bardziej brytyjskiego niż jedna z najstarszych psich ras Zjednoczonego Królestwa, wyszyta na zielonym swetrze?;)

One Day in London

Trip to London was another blog experience for me, from which I draw fallowing conclusions: always take umbrella with you, don't plan to see too many things ( let's face it you can't see everything in two or three days) and always travel with friends– without them you can forget about having a good time:). As usual, I decided to describe one day of our trip from the beggining to it's very overwrought end.

Wyjazd do Londynu był dla mnie kolejnym blogowym doświadczeniem, z którego wyciągnęłam sporo wniosków (zawsze bierz w podróż parasolkę, nie planuj zwiedzenia zbyt wielu miejsc, bo i tak ci się to nie uda i nigdy nie rezygnuj z towarzystwa przyjaciół – bez nich nie ma mowy o udanej wyprawie:)). Tradycyjnie już, postanowiłam opisać jeden dzień z naszego wyjazdu – od początku, aż do wymęczonego końca :). Londyn, to chyba największe i najbardziej tętniące życiem miasto, jakie miałam przyjemność odwiedzić (Nowy Jork wciąż na mnie czeka!:)), mam więc nadzieję, że zdjęcia chociaż trochę oddadzą jego magiczny klimat:).

Dzień po przyjeździe do Londynu wstałyśmy bardzo wcześnie – jak zwykle zależało mi na zrobieniu zdjęć w najlepszym świetle i uniknięciu tłumów ludzi na ulicach. W sobotę, o 7.30 rano, stolica Wielkiej Brytanii wyglądała jak zaczarowana. Czerwone autobusy samotnie snuły sią po ulicach, w powietrzu czuć było zapach wilgoci po nocnej ulewie, a pierwsze promienie słońca powoli wychylały się zza dumnego Big Bena. 

Oczywiście nie mogłyśmy odmówić sobie porannej kawy, zwłaszcza, że w pobliskiej kawiarni pracowało dwóch naszych rodaków, których serdecznie pozdrawiamy! :)

Zdjęcie w czerwonej budce to londyńskie MUST HAVE! :)

Zaraz po zdjęciach, korzystając z ładnej pogody, zaczęłyśmy zmierzać spokojnym krokiem do najsłynniejszego centrum handlowego na świecie. 

Harrods został założony przez Henry'ego Charlesa Harroda w 1849 roku. Z początku na Brompton Road mieścił się zaledwie jeden sklep, ale już w 1905 roku londyńczycy przychodzili na zakupy do tego siedmiopiętrowego budynku, który widzicie na zdjęciu powyżej. 

Poza butikiem CHANEL (Gosia myślała, że będzie trzeba odciągać mnie siłą od modelu 2.55 w czarnym kolorze), największe wrażenie zrobiło na nas piętro z zabawkami. Od razu popędziłam do działu Harry'ego Pottera …

Po wyjściu z Harrodsa czekała na nas niemiła niespodzianka – deszcz. Niestety nie posiadam zdjęć naszej trójki biegnącej w stronę metro (podejrzewam, że wyglądało to zabawnie).

Eleganckie stylizacje musiały ustąpić miejsca wygodnym i ciepłym strojom (nieoceniony okazał się kaptur). Tu czekamy na metro, mające zabrać nas z powrotem do centrum, a dokładniej do Covent Garden.

Bar Jamie'go Olivera :)

W końcu … pierwszy porządny posiłek dzisiejszego dnia.

Czasami padało słabiej …

​​

… a czasami mocniej …

 

… ale po długiej wędrówce udało nam się dotrzeć do British Museum, w którym spędziłyśmy prawie 3 godziny :).

Szczęśliwie znów dotarłyśmy do centrum …

bluza – UCLA on Asos.com

ramoneska – Zara

spodnie – Topshop

trampki – Converse

torebka – Stefanel

parasol – własność Gosi teściowej :)

Wreszcie dotarłyśmy do miejsca, o którym słyszałam niestworzone historie. Topshop na Oxford Street to coś więcej niż sklep z ubraniami. To raj dla każdej dziewczyny kochającej modę. 

Na kolację wybrałyśmy się do dziwacznego koreańskiego fast foodu, byłyśmy w nim jednak tak zmęczone, a po wielu godzinach chodzenia po mieście w deszczu wyglądałyśmy na tyle niekorzystnie, że nikomu nawet nie przeszło przez myśl aby wyciągnąć aparat :D. Po kolacji czekała nas ostatnia podróż metrem tego dnia – prosto do naszego apartamentu.

Każdy wieczór na naszych wyjazdach wygląda podobnie – przebieramy się w wygodne ciuchy i zabieramy do oglądania zdjęć.

No dobrze, to kto sprawdził prognozę pogody na jutro?

 

WHITE & BLACK & RED – Great George Street, London.

bag / torebka – New Look

rollneck sweater / golf – Karen Millen

shoes / szpilki – Topshop

leather jacket and skirt / ramoneska i spódnica – Zara

It was one of few moments, when the weather in London was clement. When I got off the subway at Westminster Station, first I saw Big Ben, then line of typical red telephone booths. I finished my coffee quickly, thinking about the best way to present my black and white outfit. I packed my suitcase with the most essential things, black leather jacket (I could use it with many other clothes, even when the weather was bad :)) classic high heels and a polo neck sweater with geometric pattern.

To jedna z nielicznych chwil, w których pogoda w Londynie była dla nas łaskawa :). Gdy wysiadłam z metra przy Westminster Station, moim oczom ukazał się najpierw Big Ben, a potem szereg charakterystycznych czerwonych budek telefonicznych (w gruncie rzeczy nie byłam aż tak zaskoczona widokiem, który zobaczyłam – dwa dni przed wyjazdem zwiedziłam cały Londyn przez internet, ale na żywo to miejsce robiło o wiele większe wrażenie:)). Szybko dopiłam swoją kawę, obmyślając kadry, w których mój czarnobiały strój prezentowałby się najlepiej i zaczęłyśmy z dziewczynami robić zdjęcia. Do walizki zapakowałam najpotrzebniejsze rzeczy – czarną ramoneskę (którą mogłam wykorzystać też w wielu innych strojach i w przypadku mniej przyjaznych warunków atmosferycznych:)) klasyczne szpilki i golf z geometrycznym wzorem.

London Baby!

Przyjechałyśmy, zobaczyłyśmy, zmokłyśmy i wróciłyśmy! :D Od dziś będziecie mogły oglądać relację z naszego pobytu w Londynie! :) W ojczyźnie Royal Baby i Harry'ego Pottera czułyśmy się świetnie, chociaż stolica Wielkiej Brytanii witała i żegnała nas w swoim stylu – deszczowo i pochmurnie. To nie odebrało nam jednak ochoty do robienia zdjęć wszystkiemu i wszystkim. Na blogu już niedługo pojawi się pierwsza stylizacja z wyjazdu, a ja tymczasem lecę złapać pociąg do Hogwartu, prosto z peronu 9 i 3/4 :)

Look Of The Day

furry vest / kamizelka – PULL & BEAR

boots / botki – River Island

trousers / spodnie – Mango

sweater / sweter – Topshop

bag / torebka – Parfois

watch / zegrarek – MK on asos.com

W mijającym tygodniu wiele z Was upominało się o elegancką wersję codziennego stroju. Faktem jest, że w ostatnim czasie częściej niż kiedyś decydowałam się na trampki i bluzy (zdarzają się sytuacje, w których wygoda musi być najważniejsza:)). Po powrocie z wyjazdu (na relację zapraszam już jutro:)) przyjemną odmianą był dla mnie jednak ten zestaw. Wyciągnęłam z szafy moją kamizelkę ze sztucznego futra (pamiętacie, jak kupiłam ją na przecenie w zeszłym roku?:)) i beżowe botki na wysokim słupku. Bazą dla stroju był jasny sweter i czarne spodnie (futrzane dodatki wyglądają dobrze z neutralnymi kolorami).

W tym zestawieniu nie był mi straszny nawet jesienny przelotny deszcz, który bezskutecznie próbował uniemożliwić mi wykonanie tych zdjęć. Miłej niedzieli! :)