
Wpis powstał we współpracy z PWN oraz zawiera lokowanie marki własnej.
Grudzień jeszcze nie nadszedł, ale powietrze już zaczyna drżeć od tej charakterystycznej, zimowej obietnicy. Nazywam ten czas „chrupiącym listopadem” – trochę dlatego, że oszronione liście chrupią nam pod stopami nad ranem, a trochę dlatego, że jem teraz więcej kruchych ciastek.
W każdym razie, w tym krótkim okresie między codziennością, a magią, chciałabym podzielić się z Wami czymś, co otwiera świąteczny sezon lepiej niż pierwszy śnieg: przepis na szarlotkę. Nie byle jaką, bo Szarlotkę Mojej Mamy. Tę, którą piekła, kiedy odrabiałam lekcje przy kuchennym stole albo pytałam po raz setny "kiedy tata wróci z Warszawy", albo gdy suszyłam jej głowę, abyśmy zaczęły już robić coś, co przybliży nas do Świąt.
Ale to dopiero początek. W dzisiejszym wpisie mam dla Was więcej niespodzianek — takich, które wprowadzą nas w ten wyjątkowy nastrój delikatnie i powoli. Doczytajcie do końca!

PRZEPIS NA BEZGLUTENOWĄ SZARLOTKĘ MOJEJ MAMY
(sms od mojej mamy, że coś pokręciłam w przepisie za trzy, dwa, jeden…)
Składniki:
– 2 szklanki różnych mąk bezglutenowych (użyłam gotowej mieszanki mąk bezglutenowych oraz mąki ryżowej, kokosowej, migdałowej i kasztanowej)
– pół szklanki cukru trzcinowego + dwie łyżki do posypania
– łyżka cukru waniliowego
– pół łyżeczki proszku do pieczenia
– dwie szczypty soli
– 1 jajko
– kilogram jabłek (najlepiej renet lub innych twardych jabłek)
– szklanka przecieru jabłkowego
– kostka masła
– 4 łyżki cynamonu (albo więcej jak ktoś lubi)
– cukier puder (do posypania)
– śmietana jako dodatek

A oto jak to zrobić:
1. Mąki mieszamy razem z cukrem trzcinowym i waniliowym, solą, a także proszkiem do pieczenia. Czas na kostkę masła. Dobrze, aby było trochę schłodzone, ale nie za mocno (im lepiej schłodzone, tym lepiej wyjdzie kruche ciasto). Kroimy masło na drobne kostki i dodajemy do wymieszanych mąk. Wszystko ugniatamy dłońmi. Na koniec dodajemy 1 jajko i ponownie szybko ugniatamy. Gdy masa będzie już gotowa, dzielimy ją na dwie części. Wykładamy je po kolei na folię spożywczą. Robimy z ciasta dwa płaskie naleśniki pasujące do formy, w której będziemy piec ciasto. Obydwa placki przykrywamy folią (tak, aby była z obydwu stron placków) i wkładamy do lodówki na minimum pół godziny.
2. W tym czasie obieramy jabłka i kroimy w półksiężyce lub kostkę. Wyciągamy nasze dwie połówki ciasta z lodówki i pierwszą z nich umieszczamy w blaszce do pieczenia, uprzednio układając w niej papier do pieczenia. Moja forma była kwadratowa i miała wymiary około 28×28 cm, ale równie dobrze, możecie użyć okrągłą lub prostokątną formę. Ciasto układamy tak, aby wszystkie brzegi sięgały do końca, więc można je delikatnie ponaciągać (chociaż ja robię to byle jak i się tego nie wstydzę ;)). Pierwsze przygotowane w formie ciasto posypujemy trzema łyżkami cynamonu i łyżką cukru trzcinowego. Następnie układamy pokrojone jabłka i dodajemy przecier jabłkowy. Tak przygotowaną masę przykrywamy drugą częścią ciasta. Na wierzch posypujemy wszystko łyżką cukru trzcinowego oraz pozostałym cynamonem. Przygotowane ciasto wkładamy do piekarnika na sto osiemdziesiąt stopni bez termoobiegu i pieczemy przez pięćdziesiąt minut (albo do czasu, gdy będzie zarumienione).
3. Po upieczeniu posypujemy cukrem pudrem. Ciasto tuż po upieczeniu nieco się rozwala, ale po ostygnięciu trzyma formę. Ja podaję ciasto z łyżką śmietany (25%), albo śmietany wymieszanej z jogurtem.


A skoro powoli oswajamy się z myślą, że za chwilę zacznie się oficjalne odliczanie, przygotowałam dla Was nową playlistę. Taką niby wcale nie świąteczną, bo nie znajdziecie tam ani jednej piosenki o Rudolphie czy dzwoneczkach, które biją w rytm zakupowych kolejek. A jednak… gwarantuję, że wyczujecie w niej ten jedyny w swoim rodzaju nastrój: trochę nostalgiczny, trochę jak ciepłe światło lampy odbijające się w oknie, gdy robi się ciemno o szesnastej. Sporo w niej romantycznych wątków, co samą mnie niezwykle dziwi. Mój pragmatyzm nie pozwala mi na bycie romantyczną (ekhm… co nie przeszkadza mi płakać słuchając KAŻDEJ piosenki Whitney Houston z filmu "Bodyguard").
Więc tak — to będzie nieświąteczna, ale jednak bardzo grudniowa muzyczna rozgrzewka. Tło do pieczenia, do pracy, do nicnierobienia. Albo — kto wie — do pierwszych w tym roku wzruszeń.
Link do Playlisty

Specjalnie przed Black Friday uzupełniłyśmy zapasy naszego kultowego melanżowego swetra. To już ostatnia partia!
MLE tańsze o 30% – takiego prezentu jeszcze dla Was nie miałam. Wiem, jak ciężko jest czasem dorwać rzeczy od mojej marki. Nie mówiąc już o sytuacjach, gdy są w obniżonych cenach – nasze serwery stają się wtedy prawdziwym polem bitwy. W tym roku chciałam, aby Czytelniczki bloga poczuły się w jakiś sposób wyróżnione i żeby mogły w spokoju zastanowić się, co najbardziej przyda im się z tegorocznej kolekcji. A więc – nim zacznie się ten cały chaos na Black Friday i połowa projektów zniknie ze sklepu – Wy już dziś możecie skorzystać z kodu.
Kod: BFMLE
(do wykorzystania w sklepie internetowym MLE, ważny do 30.11)

A gdy czekamy na ostygnięcie szarlotki (nikt nie czeka), sięgam w końcu po kolejną książkę Grażyny Bastek. I od razu przypominam sobie, że ktoś pożyczył ode mnie jej „Warsztaty weneckie” i nadal nie oddał! „Rozmowy obrazów” Grażyny Bastek to książka, która wciąga w muzealny świat tak, jak rzadko udaje się to przewodnikom — bez zadęcia, bez akademickiego tonu. Nie tłumaczy obrazów, lecz pozwala im mówić. Zestawia dzieła z różnych epok tak, jakby sadzała je przy jednym stole i obserwowała, co wyniknie z tej nieoczywistej kolacji. To książka, która przywraca sztuce głos, a czytelnikowi radość z patrzenia. Jeśli chciałybyście ją kupić (lub dać w prezencie) to mam dla Was kod rabatowy, który obniża cenę katalogową wszystkich książek papierowych dostępnych w PWN o 25%! Hasło to SZTUKA25. (Nie łączy się z innymi promocjami i jest ważny aż do 31 grudnia tego roku.)

Ten wpis ma być jedynie pierwszym, delikatnym akordem zbliżającej się magii— takim, który nie zdradza jeszcze wszystkiego, ale obiecuje, że najlepsze przed nami. A teraz zapraszam: częstujcie się gorącą szarlotką, włączcie muzykę, otwórzcie książkę, zamówcie wymarzony sweter, na który spoglądałyście od miesięcy (albo powiedzcie o nim temu panu z długą brodą). Grudzień może zaczekać jeszcze chwilę, ale przyjemność z drobiazgów — już nie.

Wpis powstał we współpracy z marką Sensum Mare, G.M. Collin i Basic Lab i lokuje markę własną. 

Z przyjemnością przejrzałam ponad 300 obrazów i rzeźb, aby znaleźć te, które będą mogły pojawić się na licytacji. Na zdjęciu znajdują się prace następujących artystów: Nikodem Szpunar, Justyna Adamczyk, Tycjan Knut, Mat Kubaj, Marcin Jasik, Basia Banda.
W ciągu dwóch minut wmasowywania kremu tym aplikatorem wszystko się wchłonie, a okolica oka będzie wyglądała na wypoczętą i napiętą. Z kodem MLE15 otrzymacie 15% rabatu na zakupy w sklepie
Na zdjęciu od lewej:
Czy wygładzenie bez Dysona jest możliwe? Najwyraźniej tak ;).







Zestaw z cyklu "włożyłam na szybko, bo musiałam podwieźć dzieci do przedszkola i tak już zostało do wieczora". Chodziłam tak cały wrzesień.
To tylko wizualizacje, ale już wiem, że będzie OK! Kochany Zespół architektów ze
Jeśli miałyście do tej pory złe doświadczenia z architektami wnętrz, to ja gorąco polecam ekipę ze studia LOUD. Zrobiliśmy już wspólnie dwa remonty mojego mieszkania i teraz też urządzamy coś wspólnie, ale tym razem dla kogoś innego. I za każdym razem ta współpraca jest super :).
Tymczasem schodzimy na ziemię i z wielkich, pięknych remontów i wizualizacji, przechodzimy płynnie do mniejszych zmian we wnętrzu – prania dywanu. Wiecie, jaka jest jedna z rzeczy, za które kocham mojego psa? Gdy wydaje mi się, że poniedziałek będzie ciężki, ale Portos pokazuje mi inną perspektywę i już parę minut po tym, gdy wytarza się w jasnym dywanie i czymś, co ukradkiem przywlókł ze spaceru, wiem, że ten poniedziałek sprzed kilku chwil nie był wcale taki zły. To taka lekcja "carpe diem" w psim wydaniu (a może raczej "carpet diem"?). //
Czy kampania nad polskim wybrzeżem może okazać się kompletną klapą? Jak wiele rzeczy może się nie udać? Ja i reszta Zespołu MLE znamy już odpowiedzi na te pytania…
Nasza fura już podjechała! Razem z Asią, Oliwią i Kasią Korszlą czekamy na resztę ekipy.
To był jeden z najpiękniejszych świtów w moim życiu. Miks emocji, który mi wtedy towarzyszył, miał pewnie na to swój wpływ i podkolorował rzeczywistość.
1. Ale wracając do meritum: przeszkody zaczęły się od tego, gdy w nocy dowiedziałyśmy się, że jednak nie będziemy miały fryzjera, więc włosy pomogła mi zrobić
Grupka dziewczyn robi projekt na zaliczenie plastyki. A nie… to my i nasza wielkoformatowa kampania. Chaos i dezorganizacja to nieodłączny element procesu twórczego. Prawda?
1. Dziewczyny, wiem, że to tło to był mój pomysł, ale teraz czarno to widzę. // 2. Jak chmurka (chociaż tych na niebie tego dnia brakowało). Ten wyjątkowy model znajdziecie
A to jest dla mnie stylizacja w stylu "gdyby Jackie Kennedy przyjechała jesienią nad polskie morze". Czy nie?
1. Co myślicie o tym modelu z łezką? // 2. Ponieważ mamy za mało atrakcji, na plan przyjechały właśnie trzy konie. // 3 i 4. Wiele projektów jest już dostępnych na naszej stronie. //
"Na kozie kopyto, wełna lata w powietrzu, tło się przewraca na człowieków. Gdybyś Ty Portos wiedział, co tu się odwala".
Wiecie, że ten sweter w ostatecznej wersji zobaczyłam dopiero tego dnia rano? Do sprzedaży wchodzi już w ten piątek.
1. Przez całe lato pogoda była jak w październiku, ale w dniu jesienno-zimowej kampanii akurat był upał. Także bardzo mi miło w tych moherowych kapturkach z szalikiem, czapkach i puchowych kurtkach. Swoją drogą – te dodatki to nowość i wiem, że je pokochacie. // 2. Nasze puchowe kurtki i płaszcze uzyskały certyfikat RDS. Zapewnia on, że puch i pierze pochodzą od kaczek i gęsi, którym zapewniono odpowiednie warunki przez cały okres hodowli. Certyfikat ten zyskał uznanie niezależnych organizacji prozwierzęcych, jednak trudność w jego pozyskaniu (i związane z tym wyższe koszty produkcji) sprawiają, że wciąż bardzo niewiele polskich marek może się nim poszczycić. Puchowe produkty marki MLE otrzymały oficjalny numer licencji (CU 1456815), dzięki któremu można sprawdzić, czy faktycznie mamy prawo posługiwać się tym certyfikatem (bo przecież wiemy, jak nieprzejrzysty jest rynek odzieżowy). // 
Kalendarz wejść modeli z kampanii, no i przede wszystkim zdjęcia, znajdziecie w
A tu dalszy ciąg pracy. Może mniej widowiskowy, ale równie ważny co wielkie kampanie.
Morze, wiatr i sól zrobiły ze mnie wersję "before". Czas na etap "after".
Wybrzeże Półwyspu Helskiego jest mi bardzo bliskie. Wiąże się z nim wiele rodzinnych historii. Tych dobrych. Ale od zawsze uważałam, że poza sezonem to miejsce idealnie sprawdziłoby się jako plener do dobrego kryminału. Takiego z rodzinnymi tajemnicami, jakimś morderstwem i atmosferą małego miasteczka, w którym wszyscy wszystko wiedzą, jednak nikt niczego nie mówi wprost.
1. Wiem, że musiałyście długo czekać na
Mokry pies, niczym żółte liście, nieodłączny wrześniowy element.
Zatwierdzanie projektów, ustalanie warunków, nadrabianie mejli – czyli wszystko to, co możesz zrobić w piżamie. 
Jeśli jest w Polsce miejsce, w którym nawet najgorsza pogoda staje się idealnym plenerem dla nowej kolekcji MLE, to wiadomo, że może być to tylko i wyłącznie Pałac Ciekocinko.
Czy mamy zaledwie pięć minut, aby zamienić salon w pałacu w wymarzony jesienny showroom MLE? Być może.
Gdy okazuje się, że Twoja jesienna tablica na Pintereście istnieje naprawdę.
Czy stresuję się tym, że lada moment wpadnie tu grupa przedstawicielek polskiej prasy, aby ocenić naszą kolekcję? Pomidor.
Zgadniecie, który ze swetrów spodobał się najbardziej?
Asia powtarza te dwa zdania, które musimy powiedzieć na forum. Ja nie powtarzam, bo wiem, że i tak nic nie zapamiętam.
Bardzo (baaaaardzo) rzadko wychodzimy z Asią z naszej skorupki. Przez okrągły rok staramy się skupiać w stu procentach na tym, aby nasze produkty były idealne i pod koniec zapominamy niestety o tym, aby pochwalić się efektami pracy. A jednak zdarzają się takie okazje, jak ta. I chociaż obydwie się stresujemy, to potem jest nam tak miło, gdy widzimy Wasze pozytywne reakcje. To trochę tak, jakby nauczyciel chwalił Wasze dziecko :D.
Nie wdając się w szczegóły, to co dziewczyny z
Co mam powiedzieć o tych dziewczynach? Mogę powiedzieć, że wszystkie, bez wyjątku, są cudowne. Które z nich znacie?
W drodze na warsztaty zerkam jeszcze do stajni. Czyżby temu rumakowi wydawało się, że zgapiłam melanżowy wzór z jego sierści?
Warsztaty w stajni.
Chciałabym Wam teraz pokazać perfekcyjnie wykonany ścieg, ale moja robótka wygląda raczej jak kłak wypluty przez kota. Za to u Poli wygląda to rewelacyjnie.
Jesteśmy marką produkującą najróżniejsze swetry, więc mamy z przędzą – wspaniałą, ale nierzadko zaskakującą materią – kontakt na co dzień. I chociaż nie da się porównać pracy, jaką trzeba włożyć w sweter zrobiony ręcznie, do tego wykonanego w zakładzie dziewiarskim, to pewnie niewiele z Was wie, że wyprodukowanie jednego naszego swetra trwa nawet sześć godzin.
No powiedzcie, czy może być lepsze rozpoczęcie jesieni?
Tak. Gorąca herbata się przyda.
Aj tam. Dziewczyny, trochę kropi. Jak dla mnie to idealna pogoda na plażę.
1. "Jenyyy Kasia, gdzie Ty ciągniesz te influ w taką pogodę?" // 2. "Pro tip" dla Was od mieszkanki znad morza: aby mieć całą plażę dla siebie, idź na nią w czasie deszczu. Nie dziękujcie. //
O tutaj.
1. No i wyszło słońce. // 2. W tej kolekcji nawet elegancki wełniany żakiet może ulec transformacji i stać się idealną opcją na sztorm. //
Pogoda na opalanie trochę średnia, ale można przycupnąć i popatrzeć na sztorm.
Kto słucha Karoliny?
Pola w naszym total looku. Odpowiadając zbiórczo na pytania, o to, czy te wszystkie kapturki, czapki i chustki są od nas: tak. Pierwszy kolor jest już w sprzedaży. Tu możecie zerknąć na wszystkie
Powiedzmy, że to, co dzieje się w Pałacu Ciekocinko, zostaje w Pałacu Ciekocinko.
Ja, pies, laptop i dziewięć kubków herbaty. Ta środa to dla mnie ciąg dalszy wyłażenia z nory o wdzięcznej nazwie "Premiera kolekcji w MLE". Przez ostatnie kilka dni praca nad nową kolekcją odbywała się w takim tempie, że ciężko było mi nawet na spokojnie ocenić efekty. To nie tylko ostatnie etapy projektowania czy produkcji, ale też masa niezliczonych drobiazgów, takich jak opisy produktów na stronie, przygotowywanie prasówki, planowanie publikacji na mediach społecznościowych, spinanie premier z kalendarzem produkcji czy najnudniejsze z najnudniejszych – umowy, formalności, analiza danych. Wszystko na już, a najlepiej na wczoraj. Po całym tym pięknym kreatywnym procesie trzeba się też upewnić, czy na końcu komukolwiek się to opłacało.
"Your email found me here."
Kubek rumianku i intensywnie rozjaśniające serum na przebarwienia od
Kolejne pomysły Oli na nasze media społecznościowe. Na szczęście obydwie pracujemy i konsultujemy się zdalnie w szlafrokach.
A był taki czas, że przestałam lubić golfy…
Gdy cieszyłaś się, że przetrwałaś wrześniowe poranki, ale pierwszego października orientujesz się, że w tym miesiącu będziesz robić dokładnie to samo. TYLE ŻE PO CIEMKU. Bez dobrej kawy ani rusz! U mnie to już od lat "
Kawa od
Poranne rytuały w kolorze brązowym.
Ojeeej… chyba jestem bardzo niewyspana skoro widzę tu ziarna kawy. Przyznać się, Drogie Mamy – która musiała zbierać kasztany na piętnaście minut przed zajęciami w szkole/przedszkolu, bo Wasza pociecha zapomniała Wam powiedzieć?
Brąz to podobno kolor sezonu, ale według mnie to od zawsze po prostu kolor jesieni. A w tej pidżamie czuję się trochę jak Winston Churchill. Myślę, że spodobałby mu się
Zamiast rosołu – rozgrzewająca zupa dyniowa. Komu słoik?
No i nadszedł ten dzień, gdy jednak nie moge chodzić po domu w pidżamach i szlafrokach. Zdjęcia produktowe do MLE czas zacząć.
I jak tu nie kochać tego swetra? To nasz absolutny bestseller sezonu. 
1. Czy to Paulinie jest we wszystkim dobrze, czy to rzeczy MLE są takie super? // 2. Pierwszy dzień w puchówce już za mną. //
Monika! Mam miód do herbaty! Możemy wyłączyć piekarnik i farelkę i wyjść spod koców!
Paczki zebrane, kasztany i jesienne liście na zajęcia z plastyki też. No i jak zawsze te miodowe krówki, które kuszą przy otwieraniu przesyłki…
Czary mary, hokus pokus, były cztery krówki miodowe, a są tylko trzy. 



Nie wszyscy jesteśmy gotowi na to, aby zwolnić. Ale jeśli pojawia się w Was taka myśl, to w Folwarku Jackowo pomogą Wam ją przekuć w czyn. 
W minioną niedzielę był pierwszy, od dziesięcioleci, galop bez nadzoru. Czy przede mną też wielki powrót do jazdy w terenie? :)















































Pustki. 
Noc w Arcachon. 



Sztuka Matisse’a, jak chyba żadna inna, pokazała niesamowitą moc koloru kobaltowego. 






Najlepsza terapia relaksacyjna, jaką pamiętam z dzieciństwa. I pierwsze oznaki prokrastynacji, kiedy nie można było zacząć się uczyć dopóki nie zrobiło się idealnego porządku w piórniku :D. 







Jedne drzwi się zamykają, inne otwierają. Dla Was pewnie wygląda to jak zwykły, pusty lokal, ale dla MLE to trochę jak lot na księżyc.
1 i 4. Willa z secesyjną drewnianą werandą tuż obok minimalistycznej architektury modernizmu, złoty zegarek obok lnianego kimono, frytki z truflami serwowane w papierowej torebce. Jeśli jeszcze nie czytałyście, to gorąco zapraszam
Minie pewnie kilka lat nim znów zdecyduję się na melanżowe swetry w MLE, bo praca nad nimi to jazda bez trzymanki. Za to efekt? Ach, będę się o ten sweter bić razem z Wami ;).
Wszystkim rodowitym gdańszczanom serce bije trochę szybciej, gdy widzą te słynne żurawie portowe… To nowe modne miejsce na mapie Trójmiasta, do którego musiałam zajrzeć, aby nadążyć za kulinarnymi poleceniami od moich znajomych…
Zero Zero – musicie zobaczyć to miejsce!
Mój wegański makaron, którego pięć minut później już nie było.
1. Czy my – mieszkańcy Sopotu – codziennie jemy smażoną rybę z frytkami i zawsze mamy pod ubraniem bikini? Jak myślicie? // 2. Robimy obiad i dodamy do niego to, co znalazłyśmy w naszym ziołowym kąciku. //
Przerwa na Igę Świątek u Gosi. Księżna Kate, Wimbledon, mecz, w którym nasza rodaczka wygrywa bez trudności – czyli idealny weekendowy dzień.
Ja nie chodzę na festiwale, ale podobno mój sobowtór był na Openerze, bawił się świetnie i nawet spotkał kilka Czytelniczek bloga.
Zabawa do północy to coś, co nie zdarza się u mnie zbyt często, ale gdy najfajniejszy festiwal przyjeżdża w Twoje okolice, to aż żal nie skorzystać. Do zobaczenia za rok!
Poniedziałek i absolutnie zerowa motywacja do pracy. Co zresztą świetnie widać po minie Portosa.
Jak myślicie, która z nas była na Ibizie, a która w deszczowym Sopocie? Monika to jedna z tych koleżanek, z którą nigdy (NIGDY) nie należy porównywać swojej opalenizny.
Deszczowy wieczór w Sopocie, który i tak zapowiada się magicznie!
A teraz pędzimy na najbardziej wyczekiwane spotkanie. I to w naszym Gdańsku!
Maja opowiada o sztuce w taki sposób, że – mimo wykupienia pięciu webinarów i obejrzeniu ich od deski do deski – nadal nie mam dosyć.
Mam mój upragniony
Wieczorny Gdańsk. Turystów przez pogodę mniej, ale sentyment niezmienny.
Co za szczęście, że z powodu kataru i gorączki mogłam odwołać wszystkie ciekawsze i ważniejsze rzeczy, aby móc dokończyć coś, czego nie chciało mi się robić od miesiąca (mowa
Co prawda przywiezione z restauracji (Familia Marco Polo w Sopocie), a nie zrobione samodzielnie, ale i tak doceniam te małe gesty, gdy jestem chora.
Gdy patrzysz za okno i ni w pięć, ni w dziesięć, nie możesz zgadnąć czy siąpi deszcz, jest upalnie, zimno, sucho czy wilgotno. I nie ma to w sumie większego znaczenia, bo jak się nie ubierzesz, to w ciągu godziny i tak wszystko może się zmienić o 180 stopni. Witamy w Sopocie!
Przepisu chyba nie muszę Wam zdradzać, prawda? To tylko dobra feta, jeżyny, kilka kropel octu balsamicznego i trochę najlepszego na świecie
Nasza wersja szachów po trzydziestce (lub przed czterdziestką – jak kto woli).
1. Tym wznosimy toast w piątek ;). Mam na myśli olej, o którym pisałam powyżej – jeśli trochę czytałyście o tym, jak powinna wyglądać odpowiednia proporcja kwasów omega 3 i 6, to będziecie nim zachwycone. Kod MLE daje 12% zniżki do
Bo każdy moment jest dobry, aby porozmawiać o pracy. A piątkowy wieczór to już w ogóle jest najlepszy.
Można się też zawsze poprzebierać w jakieś prototypy, które mamy pod ręką!
Kto z Was pamięta z dzieciństwa tę kultową serię? Gdy wracam do chwil, kiedy pełna różnych życiowych rozterek, pomyślałam, że mimo wszystko zostawiam te swoje stare książki, bo może kiedyś się przydadzą, to zalewa mnie fala wdzięczności za wszystko to, co mam.
Szykują się nam ogrodowe warsztaty malarskie. Ten miesiąc zdecydowanie jest inspirowany sztuką!
Rodzic w muzeum to kurator, przewodnik, ochroniarz i animator. I na dodatek sam musi sobie kupić bilet. Za to w domu, przy odrobinie pracy, dużo łatwiej jest modelować tę dziecięcą ekspresję.
Nie wnikam.
Która z mam nie zna tych rozterek? Zostawić? Oprawić? Wyrzucić, jak nikt nie widzi? :D
Dostaję wiele propozycji współpracy w przypadku kosmetyków, ale jak wiele z Was już zauważyło – od dłuższego czasu pokazuję produkty od kilku marek, bo naprawdę z oporem dodaję coś do mojej pielęgnacji. Gdy dawno temu usłyszałam o Oio Lab, moją uwagę, w pierwszej chwili, zwróciła identyfikacja wizualna i świetne projekty graficzne opakowań. Dopiero potem poznałam kosmetyki i nie zawiodłam się na nich.
Obraz który widzicie to "Spacer po plaży" Michaela Anchera z 1896 roku. Nie muszę Wam pewnie tłumaczyć dlaczego właśnie pejzaż spokojnej plaży zwrócił moją uwagę. Obraz aktualnie znajduje się w muzeum Skagens w Danii.
Dzięki Maju! Cieszę się, że niebawem lepiej się poznamy!
Polecam!
Zwykle w wakacje cieszyłam się, gdy wieczorami Sopot znów robił się pusty, ale tym razem tak mało było tego lata u nas, że puste ulice raczej mnie nie cieszą. Nie zdążyłam jeszcze naładować baterii tą letnią energią.
W Paryżu i w Warszawie. Ten żakiet zawsze daje mi poczucie, że jestem dobrze ubrana.
Rothko przyciąga uwagę nawet w hotelowym lobby. Puro otworzyło w Warszawie nową lokalizację. Dobrze się składa, bo połowa zespołu MLE musiała wczoraj zawitać w stolicy. I to nie z byle powodu!
1. Ale nim zdradzę szczegóły, to powiem Wam tylko, że ulica Mokotowska i jej okolice to świetne miejsce, aby wybrać się na zakupy. // 2. Z wizytą w butiku pewnej marki, u której od lat robię zamówienia online. A mowa o…
HIBOU! Uwielbiam ich ubrania, a że zdarzało nam się szyć w tych samych szwalniach to wiem, że jakość ich produktów i podejście do detali jest na bardzo wysokim poziomie.
Zajrzyjcie, jeśli będziecie w Warszawie. Mokotowska 45!
Ten
Człowiek prawie zapomniał jaka to przyjemność wejść do sklepu, przymierzyć coś i kupić, zamiast gonić kuriera, odsyłać niepasujące rozmiary i składać kartony przy śmietniku, gdy pada deszcz.
A jeśli chcecie zobaczyć, co ja kupiłam, to wejdźcie
1. Słynna warszawska Dyspensa, w której jadłam pierwszy raz w życiu. // 2. Jeśli zbrzydły Wam już jagodzianki to znaczy, że przyszedł czas na kurki. Smaki może nieco inne, ale sezon równie krótki! // 3 i 4. Wreszcie zawitałam do Monday Artwork. Znałyście już tę polską markę? //
Złota zasada brzmi: nie czekaj, aż zbije Ci się kubek od kawy aby kupić kolejny.
Ostatni rzut oka i wracamy do Trójmiasta. 