LOOK OF THE DAY

trampki w kolorze ecru – Balagan x Novesta

spodnie – MLE Collection (model alcamo po skróceniu)

biała bokserka i sweter w pasy – Arket

wiklinowy kosz – 303 Avenue

   Kuta brama, podjazd wysypany kruszywem, piaskowiec obrośnięty winem i stary kort tenisowy. Kadry jak z moich ulubionych filmach o winnicach, ukrytych chateau, rodzinnych tajemnicach i nieśpiesznej codzienności pasowały do naszej kolejnej sesji idealnie – efekty już w przyszłym tygodniu.

  Na wykradanie się po grządkach i trzymanie blendy wybrałam mój majowy uniform. Bezpieczny, wygodny, uniwersalny. Spodnie, które widziałyście już tutaj w bardziej eleganckiej odsłonie, noszę także na co dzień. Czerń zestawiłam z écru i bielą – kolorami, które myślałam, że pasują do siebie jak czerwień z różem (chyba tylko śwince Peppie jest dobrze w tym duecie), ale zmieniłam zdanie. 

   Jeśli opatrzyły Wam się już śnieżnobiałe trampki i szukacie czegoś wygodnego i nowoczesnego jednocześnie to mam dla Was kod rabatowy dający 20% zniżki na modele BalaganxNovesta (damskie i męskie, Star Master i Marathon). Wystarczy, że w podsumowaniu zakupów użyjecie kodu MLEXNOVESTA. Kod działa do 29 czerwca. 

 

Cztery sylwetki współczesnych kobiet. Chciałabym, aby to one były wzorem dla moich córek.

   Mężczyźni mają łatwiej. W wielu wymiarach. Także we wskazywaniu swoich idoli i wzorów. Do wyboru jest multum zawodów i specjalności, a skutki uboczne tej czy innej drogi życiowej z reguły się mężczyznom zapomina. Przecież nie możemy krytykować astronauty, który siedzi pół roku na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, za to że zostawił żonę samą z dzieciakami na cały ten czas (rodzina powinna być przecież dumna, bo robi bardzo istotne rzeczy). Co ważne, wzory te są w miarę uniwersalne dla wszystkich. Okej, nie każdy chce być astronautą, żołnierzem – bohaterem, czy przywódcą swojego państwa. Ale w zasadzie każdy akceptuje, że są to wielkie osiągnięcia.

   Z kobietami jest inaczej. To truizm, ale warty podkreślenia – dla wielu osób kobieta „poświęcająca się karierze” (czytaj: zaniedbująca dom i dzieci) nie może być dobrym wzorem. To się szczęśliwie na przestrzeni lat powoli zmienia. Do końca XIX wieku kwestia kobiety jako wzoru była ograniczona wyłącznie do jej postrzegania przez mężczyzn i pożądanych przez nich cech – czy dobrze gotuje, czy jest zdrowa, czy zniesie piętnaście ciąż i wykarmi potem piętnaścioro dzieci. Oczywiście historia zna przypadki odważnych, przebojowych kobiet, także z głębokiego średniowiecza, ale były one traktowane w najlepszym razie jako ciekawostki. W najgorszym – kończyły na stosie.

   Dziś stos nam nie grozi (przynajmniej w Polsce, od razu nasuwa mi się na myśl dramatycznie pogarszająca się sytuacja kobiet w Afganistanie, którym ostatnio zakazano wychodzenia z domu bez ważnego powodu), ale chyba każda mama dziewczynki bądź dziewczynek miewa przemyślenia dotyczące ich przyszłości – nie tylko tej zawodowej, ale także prywatnej. Podświadomie chcemy nie tylko pięknej kariery, dobrego wykształcenia i sukcesu finansowego naszych dzieci – chcemy także, by znalazły partnera z którym będą szczęśliwe i (wybiegając już naprawdę daleko wprzód), aby doświadczyły szczęścia posiadania własnego potomstwa. Czy takie pragnienia są przeżytkiem i świadczą o moim mentalnym zacofaniu? Nie wiem. Pozostawiam to pytanie otwarte – dla Was i dla mnie samej.  

   Mimo tych dwubiegunowych oczekiwań (spełnienie zawodowe – szczęśliwe życie rodzinne) porwę się na stwierdzenie, że zarówno moje pokolenie, jak i pokolenie naszych córek może już korzystać z praw wywalczonych przez dzielne matki, babki i prababki. Dziś to już nie tylko równe prawa na papierze, ale także bardziej zdecydowane formułowanie oczekiwań wobec partnera (bo w emancypacji nie chodzi o to abyśmy „mogły” robić karierę i „musiały” jednocześnie prowadzić dom). Nowe możliwości sprawiły, że archetypy kobiety również wymagają przeformułowania. Ale nie jest to łatwe.

   Kulturowe wzorce kobiecych i męskich ról społecznych, zakorzenione głęboko w naszej podświadomości, kształtują postrzeganie świata, a w efekcie wpływają na życiowe decyzje – począwszy od mało ważnych, takich jak na przykład farbowanie włosów, a skończywszy na fundamentalnych, takich jak stopień zależności od życiowego partnera czy podejście do kariery zawodowej. Archetypy płciowe zostały w licznych badaniach dobrze sprecyzowane i w przypadku kobiety oznaczają takie cechy jak uległość, troskę, empatię i tym podobne. Badania udowadniają także, że zetknięcie z kobietą, która posiada cechy uznawane powszechnie za męskie (skuteczność, zdecydowanie, siła) wzbudza w nas niepokój. A największy niepokój wzbudza w nas sytuacja, gdy kobieta posiada zarówno cechy typowo kobiece i typowo męskie (co ciekawe ten niepokój jest większy u kobiet niż u mężczyzn!). Jeszcze jako studentka Psychologii nie mogłam wyjść ze zdziwienia jak dużą część społeczeństwa w jakimś stopniu uwiera myśl, że można być na przykład miłą i kompetentną jednocześnie…

   Jaki z tego wniosek? Pozytywne zmiany, jakie obserwujemy wokół nas wyprzedzają to, co dzieje się głęboko w naszej podświadomości. Archetypy w naszych głowach zmieniają się bardzo powoli, nawet jeśli chciałybyśmy aby było inaczej. Nasz rozum mówi nam, że możemy wszystko, że każda z nas może być tym kim chce, ale gdzieś głęboko w środku wyobrażenia o roli kobiety wciąż mogą nam namieszać w głowie. I nawet jeśli nie chcę, to pewnie bezwiednie wiele archaicznych archetypów przekazuję moim córkom. Przechodząc w końcu do meritum – już zdecydowanie nie Kopciuszek, Zosia z Pana Tadeusza i inne skromne panienki. Szukam dziś nowych bohaterek. Na miarę naszych czasów.

    Ursula von der Leyen

   Dziś na świecie wiele jest potężnych kobiet. Chociaż sformułowanie „potężna kobieta” zapewne w wielu ciągle wzbudza delikatny dysonans poznawczy. Na pierwszy rzut oka, wielu Polakom kojarzy się z odhumanizowaną administracją Unii Europejskiej, zapewne o lewicowych poglądach i sztywnej jak maszt unijnej flagi biografii. Nic bardziej mylnego.

   Obecna Przewodnicząca Komisji Europejskiej ma z jednej strony siódemkę dzieci (do tego z jednym partnerem – swoim mężem), arystokratyczną otoczkę (przez tytuł – mający jednak wyłącznie status historycznej ciekawostki, bo oficjalnie tytuły szlacheckie zostały zniesione) i jest przykładną ewangeliczką. Z drugiej strony przygodę z polityką zaczęła mając dopiero 43 lata, wcześniej realizując się jako lekarka w szpitalu, co z kolei poprzedził szalony czas studiów w Londynie pod przybranym nazwiskiem.

   Ta ostatnia historia jest szczególnie ciekawa i ma polski wątek. W 1978 roku ojciec Ursuli, który dwa lata wcześniej został premierem jednego z zachodnioniemieckich landów wysłał ją na studia do Londynu. Był to czas, w którym wpływowych niemieckich przemysłowców i polityków (a także ich rodziny) próbowała mordować, często skutecznie, Frakcja Czerwonej Armii, skrajnie lewicowa organizacja terrorystyczna (znana także pod nazwą Grupa Bader-Mainhoff, od nazwisk jej damsko-męskiego, przywódczego duetu). Ursula została więc wysłana do będącego wtedy poza zasięgiem działań terrorystów Londynu, ale żeby dmuchać na zimne, żyła tam pod zmienionym nazwiskiem. A żyła bardzo dynamicznie, bo jak sama wspomina, był to czas „próbowania wszystkiego” i „radości z wielkiego miasta”. Zaświadczyć może o tym polski były minister finansów – Jacek Rostowski – którego rodzina mieszkała wtedy w stolicy Wielkiej Brytanii. Tak się bowiem składa, że młoda Ursula właśnie w jego rodzinnym domu wynajęła pokój. Rostowskiemu zapadły w pamięć bardzo późne powroty z imprez i wiecznie niezamykane drzwi wejściowe do budynku.

   W niemieckiej polityce jest postrzegana jako zdroworozsądkowa i mająca kontakt z rzeczywistością. Będąc ministrem najpierw rodziny, a potem pracy i spraw społecznych biła rekordy popularności w sondażach. Trudno było nie lubić kobiety, która wie co robi wprowadzając wydłużone urlopy macierzyńskie, czy program masowej budowy żłobków – w końcu sama ma siedmioro dzieci i z sukcesami łączy ich wychowanie z błyskotliwą karierą. Potem dostała polityczną misję zupełnie odmiennego kalibru. Została Ministrem Obrony, co także w Polsce było często złośliwie komentowane – blondynka (i do tego atrakcyjna) kieruje armią. Jednak nic nie dzieje się bez przypadku.

   Gdy europejscy przywódcy zgodzili się, by to ona kierowała od 2019 Komisją Europejską każde z tych doświadczeń było na wagę złota. Dziś zapewne tym najważniejszym doświadczeniem jest właśnie te sześć lat na czele resortu obrony. Bo oprócz szalonej studentki i przykładnej matki siedmiorga dzieci, Ursula von der Leyen zdała też test z przywództwa i człowieczeństwa, gdy 8 kwietnia w kamizelce kuloodpornej oglądała na własne oczy koszmar mieszkańców podkijowskiej Buczy, będąc pierwszym światowym przywódcą, który odwiedził osobiście ukraińską stolicę. Czy męskie i kobiece archetypy mogą być bardziej przemieszane?

moja jedwabna gumka ze wstążką – Moye // dżinsy – Arket (ale średnio je lubię bo spadają) // koszula – 303 Avenue //​

Bardzo pompatyczny ten tytuł i trochę muszę go sprostować ;). Nie – nie zamierzam wytyczać ścieżek moim dzieciom. Wręcz przeciwnie. Chciałabym, aby umiały obrać własną drogę, a nie spełniać oczekiwania innych. Dlatego wolę im czytać bajki o mądrych i silnych kobietach, zamiast o tych, którym dzięki urodzie udało się znaleźć męża. Na zdjęciu widzicie książkę „Klara buduje", która powstała z inicjatywy Fundacji Erbud. Poza tym, że cały dochód z jej sprzedaży zostanie przekazany na wspieranie jej działań (pomoc wychowankom domu dziecka w wejściu w dorosłość) to okazała się być pięknie wydaną, mądrą opowieścią o tym, że dziewczynki też mogą odnaleźć się w męskim świecie i zostać, na przykład, kierownikiem budowy (idealnie wpisuje się ona w to, co obecnie dzieję się w naszej nowej kuchni ;)).   

 Dr Magdalena Kryger

   To nie gwiazda ścianek, ani ktoś powszechnie znany, ale wcale nie trzeba wyskakiwać z artykułów na Pudelku i Onecie, aby być stawianym za wzór. Ba! Wiem, że wiele kobiet wypełnia misje godne największych pochwał, chociaż wcale na to nie liczą.

   Zapewne prawie każdy rodzic będzie pękał z dumy jeśli jego dziecko zostanie lekarzem. Jest to nobilitacja dla rodziny sama w sobie, o ułatwionym dostępie do porad czy szybkich recept wystawionych w środku bożonarodzeniowej nocy nie wspominając. Praca lekarki w Klinice Pediatrii, Hematologii i Onkologii Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku to, moim zdaniem, wystarczający powód do tego, aby wzbudzić szacunek u innych. I nie zmienią tego paskudne komentarze, że „to przecież jej zawód i otrzymuje za to wynagrodzenie”, które czasem zdarza mi się słyszeć. Ten kto spędził trochę czasu na oddziale, na którym leczone są dzieci z chorobami onkologicznymi wie, że dla personelu nie jest to zwykłe odsiedzenie godzin, a z takim wykształceniem bez trudu znalazłoby się równie dobrze płatne, chociaż znacznie mniej obciążające, zajęcie.

   Ale Doktor Kryger idzie dalej. Nie tylko leczy dzieci, ale jak sama mówi chce, aby dzieciom żyło się lżej, aby dzieci były akceptowane. Dlatego parę lat temu zaczęła pisać wyjątkowe bajki dla dzieci (i ich rodziców), w których tłumaczy jak rozumieć dzieci chore i niepełnosprawne. Żeby tego było mało, Pani Doktor publikuje także filmy na youtube skierowane do dzieci o tematyce medycznej. W przystępny sposób tłumaczy najmłodszym na czym polega badanie USG, albo z czym wiąże się cukrzyca. Myślę, że dla dzieci przewlekle chorych, to naprawdę niezwykle ważne, że ktoś tworzy jakiś przekaz specjalnie z myślą o nich.

   Magdalena Łucyan

   Magdalena Łucyan zupełnie mimowolnie obnaża wszystkie paskudne stereotypy płciowe, które tkwią w naszych głowach. Gdy szukam o niej informacji w internecie nie raz i nie dwa natykam się na wstęp brzmiący mniej więcej tak „jedna z najpiękniejszych dziennikarek telewizyjnych…”.  Ale jak tu winić kogoś za stwierdzanie oczywistych faktów? Gdy pierwszy raz widzimy na antenie redaktor Łucyan skupiamy się na tym, co oczywiste – wielkich niebieskich oczach i uderzającej urodzie. Do tego dochodzi wrażenie, że ta blondynka z mikrofonem to chyba po prostu tegoroczna maturzystka, która w sondzie ulicznej odpowiada na pytanie dlaczego wybrała temat o Zofii Nałkowskiej. Gdy zaczynamy słuchać o tym, o czym mówi zaczyna się robić dziwnie. No dobrze, trochę przesadzam – raczej nikt, poza „seksistowskimi dziadersami”, nie powinien być zaskoczony, że ładna, dobrze ubrana i zadbana dziewczyna ma wiele do powiedzenia.

   Ta trzydziestojednolatka to przykład zaangażowanej dziennikarki, która porusza ważne społecznie tematy, od energii odnawialnej po marnowanie żywności przez sklepy. Relacja z obchodów 79 rocznicy powstania w getcie żydowskim, cykl „Rozmowy o końcu świata”,  poruszający reportaż o kobietach chorujących na endometriozę (mający zresztą piękny finał, bo rozpoczął realne zmiany) to dosłownie promil efektów pracy tej młodej dziennikarki. Łucyan pisze książki, historyczne reportaże. W 2019 roku wydano pozycję „Powstańcy. Ostatni świadkowie walczącej Warszawy”, a dwa lata później „Dzieci getta. Ostatni świadkowie zagłady”. Za wywiady telewizyjne z byłymi więźniami obozów koncentracyjnych w 2019 została laureatką MediaTorów – jednej z najważniejszych dziennikarskich nagród w Polsce.

Książeczka "Klara buduje" to uniwersalna opowieść o dziewczynce, która postanowiła zrealizować swoje marzenie i zbudować coś, czego świat jeszcze nie widział. Jej autorem jest Jakub Skworz, autor m.in. bestsellerowej „Mani Skłodowskiej" o Marii Curie-Skłodowskiej,. Z kolei za piękne ilustracje odpowiedzialna była Paulina Derecka. No i coś ujmującego – książkę przetłumaczono również na język ukraiński. ​

Cóż za słodka bezkarność na mnie spadła – ilekroć zaglądam na stronę marki Louisse mam wymówkę, aby zamówić więcej, bo przecież "będzie dla młodszej"! Marka Louisse to nie tylko piękne sukienki dla dziewczynek, ale też dowód na to, że mamy też potrafią prowadzić biznesy. Co sezon znajduję tam perfekcyjne projekty – polecam je z czystym sumieniem, bo wiem, że w całym internecie niczego lepszego nie znajdziecie. 

 Zendaya Coleman

   W dzisiejszym zestawieniu chciałam znaleźć miejsce również dla artystki i zrobić mały ukłon w kierunku młodego pokolenia. Ciekawa jestem dla ilu z Was ten wybór jest absolutnie oczywisty (bo dla moich o dekadę młodszych koleżanek właśnie taki jest), a dla ilu zaskakujący? Gdy porzucam na chwilę swoją trzydziestopięcioletnią bańkę i próbuję połapać się w tym, co jest teraz na topie i na kim wzorują się roczniki 2000 plus, bardzo szybko dochodzę do ulubionego wniosku każdej szanującej się babci: „ach ta dzisiejsza młodzież…”. Stwierdziłam więc, że skoro w całym tłumie bezdennej głupoty, sztuczności i nierzadko też patologii pojawia się ktoś, kto potrafi przekuć wielką sławę w coś dobrego i nie deprawuje rówieśników swoim zachowaniem, to warto o tym kimś wspomnieć.

   Zendaya postawiła sobie za cel zrewolucjonizowania kobiecych ról w Hollywood, co jak na tak młodą aktorkę jest ambitnym planem. Zamiast kierować swoją karierą w taki sposób, aby jak najszybciej nabrała tempa, ona odrzucała liczne scenariusze tylko dlatego, że bohaterki, w które miała się wcielić były jedynie tłem dla ciekawszych i bardziej rozbudowanych męskich postaci. Wyjaśniała przy tym, że scenariusze wcale nie były złe, ale czytając je miała wrażenie, że kobiety są w danym filmie tylko po to, aby mężczyzna mógł osiągnąć swój cel. ​​Udział w tych filmach przyniosłyby jej większą sławę, sukces i uznanie, ale ktoś musi podejmować takie działania, jeśli reżyserzy i producenci mają zmienić swój sposób myślenia.  

*  *  *

   Nie trzeba zbyt długo główkować, aby znaleźć kobiety, które mogą być dla nas wzorem. Właściwie to ciężko było mi się zdecydować i do tego zestawienia dodałabym jeszcze tuzin nazwisk (albo i trzy tuziny). Zresztą idę o zakład, że zasypiecie mnie komentarzami z własnymi propozycjami. I bardzo dobrze. Przez wieki dziewczynki wychowywane były przez kobiety, którym nikt nie dawał głosu, ale pokoleniowy łańcuch, który wdrukowywał w nasze DNA „jedyną słuszną rolę” został przerwany. Szukajmy więc mądrych wzorców i starajmy się zaszczepić je w naszej rodzinie. Wierzę, że dzięki dzisiejszym staraniom moich równolatek nasze córki dokończą tę rewolucję. 

Last Month

   Sto trzydzieści zdjęć – tyle fotografii uzbierało się w kwietniu do comiesięcznego podsumowania. Pamięć mojego telefonu wysyła ostrzeżenia, perfidnie zwalnia, udaje, że już się skończyła – na wszelkie możliwe sposoby błaga, abym się uspokoiła, a ja nic sobie z tego nie robię. Życie jest zbyt piękne, aby pozwolić mu przemijać niepostrzeżenie. A w kwietniu, gdy natura daje nam najładniejszy ze swych koncertów, jeszcze trudniej jest się powstrzymać. ​

   Majówka dobiega końca, wiosna w pełnym rozkwicie, a długie i jasne wieczory w końcu trochę spokojniejsze. Może nawet wrócę do którejś z rozpoczętych powieści? A jeśli Wy macie chwilę czasu to zapraszam na tę przydługawą retrospekcję i już biję brawo tym, którzy dotarli do końca. 

Słońce w końcu dało o sobie znać, więc przyszedł czas na podmiankę rzeczy zimowych na wiosenne.1. Paski? Na wiosnę? Zaskakujące! // 2. Bazie, bukszpan, gałązki brzózki… naturalne ozdoby są najpiękniejsze. // 3. Biegnę z zakupami i za pięć minut jestem w domu! // 4. Wskoczę w ten zestaw na wakacjach. Albo nawet jutro, gdy wieczorem padnę na kanapę z lodami w ręku. // Piękna Asia w moim obiektywie. To czarny dres Tampa, który jest jeszcze dostępny w pojedynczych rozmiarach w MLE Collection.I tak po prostu zaczynamy świąteczne przygotowania. Wielkanocne ozdoby wyjęte już na początku miesiąca. Na szczęście przetrwały i nie dały się tym małym lepkim łapkom. 1. Przygotowania do świąt idą wielką parą. Tutaj ciężko pracowałyśmy nad idealnym ciastem do tarty. // 2. Wybrałam ten! I kupiłam jeszcze jeden dla mamy. Święta nie mogłoby się obyć bez wieńca od Pracowni Florystycznej Narcyz. // 3. Gdy wielkanocny nastrój wejdzie za mocno. Stylizacja na świąteczne śniadanie urozmaicona dodatkiem wybranym przez moją córkę. // 4. Nasze "dzieła". Ktoś pomylił pędzel z młotkiem. //Pierwsze wspólne malowanie pisanek. W tym roku poszłyśmy na łatwiznę i postawiłyśmy na akwarele. Stolik dla tych mniejszych gości też przygotowany. 1. W dłoni czekoladowy królik więc jest dobrze. // 2. Ostatnie kawałki mazurka cudem uchowane przed gośćmi. // 3. "Kochanie! Chyba szykują się nam kolejne oprawione grafiki stojące przy ścianie!". // 4. Orłowo. Świat się zmienia, dzieci rosną, a to miejsce niezmiennie piękne. // Rośnie mi młoda następczyni Paula Klee, jak nic! Wszystkie dzieła trzylatki sprzedane za czekoladę ;). Zastanawiałyście się kiedyś, jak robi się zdjęcia packshotowe? Tutaj widzicie etap produkcji, a w tym wpisie możecie zobaczyć efekt końcowy. To nic trudnego, wyzwaniem jest tylko takie ułożenie ubrania, aby dobrze prezentowało się na wieszaku. 1. Przed pracą warto zadbać o opiekę nad dziećmi… albo dobrze wyćwiczyć biceps ;).  // 2. Schowane za szafą, czekały kilka miesięcy na oprawę i 3. // 4. Na Riwierę Francuską się teraz nie wybieram, ale jej klimat to piękna inspiracja dla naszej letniej garderoby. Biel z odrobiną czerni to uniwersalne rozwiązanie… od mniej więcej stu lat. //Herbata, miód, babka. Wracamy do rutyny po świętach i dojadamy resztki. W tym roku nic się nie zmarnowało. 1. Dzień dobry! Kawa do łóżka to mój synonim luksusu. // 2. Ten dywan miał być w pokoju dziecięcym, ale sami powiedzcie… idealnie tu pasuje! // 3. Nowe przygody "Kubusia Puchatka" w przekładzie Michała Rusinka. // 4. Ten artykuł miał być krótki, ale wyszło jak zawsze. //Uwaga! Bobas na planie! Gdy robię zdjęcia na własny użytek i na bloga to słodkie główki wkradające się w kadr zupełnie mi nie przeszkadzają. Zdarza się jednak, że realizuję też sesje produktowe dla różnych marek i wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa w "złap mnie jeśli potrafisz". 1. Sarenkę znalazłam w lesie. // 2. Portos w wykonaniu małej kubistki. // 3. Stary Przyjacielu, chodź – schowamy się przez chwilę przed tą dzieciarnią. // 4. Pierwsze interakcje. // 
Kwiecień to dla nas miesiąc urodzin. Tarta cytrynowa nie wygląda najlepiej, ale i tak wywołała u kogoś wzruszenie. Żółte serum rewitalizujące od marki Ukviat. Wygładza i rozświetla zmęczoną skórę twarzy. Wiem, że wiele z Was korzysta z moich pielęgnacyjnych porad, a to bardzo mnie cieszy, bo staram sie pokazywać tutaj wyłącznie te produkty, które zasługują na uwagę. Ukviat to marka, która korzystając z dobrodziejstw natury, stara się ją jednocześnie wspierać. Co najmniej 2% środków ze sprzedaży każdego z produktów trafia do jednej z trzech zaprzyjaźnionych fundacji lub na konkretnie wskazany cel. W ofercie znajdziecie zaledwie cztery produkty, ale od dawna już wiemy, że bardzo długie menu w restauracji wcale nie świadczy o niej za dobrze ;). W tym przypadku nie liczy się ilość, a jakość. Sprawdźcie same – poniżej podaję kod. Ja wybrałam żółtą wersję z ekstraktami z kopru morskiego i rokitnika (100% składników pochodzenia naturalnego). Jeśli macie ochotę wypróbować produkty polskiej marki Ukviat, to mam dla Was kod rabatowy MLE15 dający 15% zniżki w sklepie.1. Uczymy się kolorów. Dla niej to zabwa, a dla mnie najcudowniejszy relaks na świecie. // 2 i 3. 2022 i 2019. Ten czerwony miał być przechodni, ale jednak siostra nie chciała się podzielić. // 4. Sobotnie poranki to mój ukochany moment w tygodniu. W subtelny sposób budzi mnie wtedy książka rzucona prosto w moje czoło i wykrzykiwanie "czytamyyy mamusiuuu". No to czytamy!  //A jak wygląda Wasza zakładka do książek? 1. Gdy próbujesz przewietrzyć głowę, ale molo w Orłowie za bardzo bierze to sobie do serca. // 2. Trudne decyzje podczas zdjęć dla MLE Collection. // 3. Misio, który od kilku dni udaje Puchatka, a powienien już pójść na pluszakową emeryturę bo zaraz stuknie mu trzydziestka. // 4. Atrybuty niewyspanej influencerki. // Lubię senną Warszawę. Zwłaszcza z kawą w ręku.1. Espadryle, które już od 1927 roku pomagały kobietom tworzyć letnie zestawy. // 2. Wszyscy zapakowani! Jedziemy! Kto zgadnie dokąd? // 3. Zdążyliśmy na zachód słońca. // 4. Portos – podróżnik, który nie boi się niczego (łącznie z wskakiwaniem na hotelowo łóżko – a tfu! // Jeśli ominął Was ten wpis to zapraszam tutaj

Hummus. A jaka jest Wasza ulubiona potrawa z grilla? :D

Pierwsza kolacja na świeżym powietrzu w tym roku. Miejsce, jedzenie, towarzystwo – wszystko zagrało tak jak powinno. 
1. Kaczeńce. // 2. Krótki powrót do młodzieńczych pasji. // 3. Jak romantycznie… to które z nas podgrzewa kaszkę, a które tłumaczy, że nie zdmuchuje się świeczek w restauracjach? // 4. Czy to Downton Abbey i klucz do pokoju hrabiego Portosa? // Z kompanem, który potrafi docenić piękno zwykłych chwil. Na zdjęciach zazwyczaj osobno, ale w weekendy, gdy odkładamy aparaty i gonimy za dziećmi – wręcz przeciwnie. 1. "Ależ byłaś tu już wiele razy! Tyle, że w brzuchu!". // 2. Do niczego nie można się przyczepić. // 3. Cameron – piękny, ale dosyć niepokorny ;). // 4. Plażowe znaleziska. // 

Spuszczać ze smyczy czy jednak nie?

1. Wszystko w piachu. // 2. Za miesiąc planuję tu stać w samym kostiumie. // 3. Wolność. // 4. Dobrze, że rano nie traciłam czasu na ich układanie! //Gołe kostki? Początek wiosny? Długie spacery na łonie natury? Brzmi super, ale pewnie niektórym z Was, tak jak mi, gdzieś z tyłu głowy, przemyka myśl o kleszczach. Zainteresowanym polecam końcówkę tego wpisu.Stuletnia stajnia w tle.
Dzbanek z herbatą na rozgrzanie i możemy kolorować dalej.To co? Gotowi na jazdę konną?1. Szkoda, że nie słyszycie tego ptasiego koncertu! // 2. Rozmowy rodzeństwa na temat budowy kominka. W dyskusję tych architektów lepiej się nie wtrącać. // 3. Umysł mówi "tego się nie zapomina", a ciało mówi "jutro nie będziesz mogła chodzić". // 4. Gdyby parę miesięcy temu ktoś pokazał mi, że będzie właśnie tak, o ile łatwiej by mi było… // 

Gdy to tatusiowie wybierają pozycje z menu.

Do zobaczenia! Pałac Ciekocinko to miejsce, do ktorego chce się wracać o każdej porze roku. 

A to już nowe miejsce na mapie Trójmiasta – winiarnia Mielżyński. Restauracja znajduje się w budynku dawnej remizy Stoczni Gdańskiej. 

Od idealnie dobranego wina po dodatkową porcję "karpatki". Z całym Zespołem MLE. Czas na nowe wyzwania!1. Redakcja polskiego Vogue'a postanowiła oddać okładkę ukraińskiej artystce Yelenie Yemchuk. Wojna to temat, o którym nie chcemy i nie powinniśmy zapominać. // 2., 3. i 4. Kolejny wieczór u Mielżynskiego. Do ludzi z Trójmiasta! Fundacja Gdańska cały czas działa i nadal potrzebuje wsparcia. To świetnie zorganizowana grupa ludzi o wielkich sercach – postarali się, aby udzielanie wszelakiej pomocy było dla nas jak najprostsze. Zajrzyjcie na tę stronę i sprawdźcie co możecie zrobić. 1. Gdy praca się przeciąga i na kawę jest już za późno… // 2. Kwiecień bez zdjęcia kwitnących drzew? Nie może być! // 3. Jeszcze trochę i będzie gotowe… Tarta cytrynowa to jeden z najstarszych blogowych przepisów. // 4. Nasz showroom MLE Collection znajduje się już w zupełnie nowym miejscu… //Zamiast iść na emeryturę przebiegł maraton. Sto lat Tatulku! 

Szuflada wypełniona rarytasami. Herbaty to oczywiście Newbytea, bo gdy raz się ich spróbuje to już żadne inne nie smakują. 

Każdy z innej parafii. Bardziej mniej to irytuje niż cieszy ;).

… wracając do tematu kleszczy. Przy wózku dziecięcym i na obroży Portosa wiszą małe urządzenia. TickLess działa na zasadzie emisji impulsów ultradźwiękowych, które są całkowicie nieszkodliwe dla ludzi oraz zwierząt domowych, ale blokują tak zwany narząd Hallera u kleszczy (gdy jest on zablokowany, nie są w stanie skutecznie polować).  Badania potwierdzające skuteczność ultradźwiękowej metody ochrony przed kleszczami znajdziecie tutaj i tutaj. No i po uruchumieniu działają aż przez 12 miesięcy. Przypominam też kod rabatowy ze stories, bo wiem, że sporo z Wwas nie zdążyło z zakupami – na hasło SPRING22 otrzymacie kod dający 20% zniżki (ważny do 10 maja).

Portos odnajduje w sobie instynkt tacierzyński. 

Wygodne, solidne, trzymające piętę, oddychające – szukanie dobrych butów dla dzieci to prawdziwe wyzwanie. Jeśli do tego chcemy, aby były ładne, to zadanie może się wydawać niemożliwe do wykonania. Domyślam się więc, że w komentarzach pojawiłoby się (tak jak zawsze zresztą, gdy na zdjęciach pojawiają się dziecięce buciki) sporo pytań o to, skąd są te granatowe półsandały. Marka Bobux współpracuje z uznanymi specjalistami w zakresie obuwia, pediatrami i fizjoterapeutami oraz zapewnia zdrowy rozwój stopy na każdym etapie – od dzieci nie umiejących jeszcze chodzić, po wprawnych odkrywców. Na hasło MAJ2022 otrzymacie 10% zniżki w sklepie Bobux (kod jest ważny do 7 maja). 

1. O przyjaźni między kotem a psem. "Martynka i przyjaciele" to książka mojego dzieciństwa. Teraz znów mogę ją godzinami czytać i oglądać. // 2. Naprawdę już obiecuję, że będę podlewać! // 3. O cześć kiciusiu! Poznałeś już Portosa? // 4. To cudo jest naprawdę moje? // 

Kiteczka.Takich szukałam :). Dziękuję Bobux1. Powoli żegnamy kwiaty Magnoli. // 2. Portos, błagam, bądź dla nich łaskawy. // 3. i 4. Robimy porządki w starych fotografiach… żeby z czystym sumieniem móc wywołać kolejne trzy kilogramy!

Pierścionek z topazem od 696 jewelery. Nie wiem czy zdjęcie oddaje jego piękno, ale na żywo wygląda jak zaczarowany. Można wybrać kolor kamienia. Zresztą sprawdźcie same na stronie! Na hasło MLE otrzymacie do zamówień pierścionki na gumce z perłą. Akcja trwa do 8 maja. Co ważne – słowo MLE musicie wpisać w rubryce "uwagi", aby właścicielki marki wiedziały, że trafiłyście do nich właśnie z tego bloga. "Jaśminowa królewna" to zielona herbata z pierwszych wiosennych zbiorów. W pierwszej kolejności liście herbaty wraz z tipsami, czyli zalążkami jeszcze nierozwiniętych listków, są ręcznie zwijane w równej wielkości kulki. Następnie przykrywa się herbaciane perełki grubą warstwą jaśminowego kwiecia i pozostawia na noc. Rano zbiera się kwiaty i kładzie nową wartstwę. Proces ten wielokrotnie się powtarza, aż do momentu, gdy herbaciany susz całkowicie wchłonie jaśminowy aromat. Smak niepodrabialny.

Przeglądam stare fotografie i przywołuję dawne wspomnienia. W tym miesiącu dodaję do nich kilka nowych, pięknych, niecodziennych i tych zupełnie zwyczajnych. I czekam na więcej!

*  *  *

 

Kwietniowe umilacze czyli jak sprawić, aby te święta miały w sobie więcej beztroski i kilka błyskawicznych i sprawdzonych przeze mnie przepisów

   Nowe rozdanie. Świeże powietrze. Promienie słońca, które w końcu docierają wgłąb mojego mieszkania. Zapach ziemi w ogrodzie po porannym deszczu wymieszany z aromatem kawy – bo codziennie, z gorącym kubkiem w ręku, otwieram okno, aby wywietrzyć sypialnię i przy okazji poznać odpowiedź na odwieczne pytanie męża zadawane mi 365 dni w roku: „Czy myślisz, że jest zimno?” – słyszę z kuchni. „Bardzo zimno” – odpowiadam, spoglądając na stokrotki w doniczkach przykryte szronem.

    Planowanie wesołych i uroczystych wydarzeń, takich jak Święta Wielkanocne, ma teraz słodko-gorzki smak i sporo z nas ma chyba gdzieś w podświadomości poczucie, aby zwlekać z tym jak najdłużej, licząc na to, że sprawy przybiorą jakiś dający nadzieję obrót. Chciałabym żeby tak właśnie było.

   Jednocześnie, w moim notatniku (tym elektronicznym i w wersji papierowej) wciąż chaos i nadrabianie zaległych spraw. Nawet gdybym potrafiła myśleć już o pisankach, to balansowanie między profesjonalnym podejściem do pracy, a odklejaniem ciastoliny z dywanu nadal skutecznie mi to uniemożliwia. Dzisiejszy wpis będzie więc krótki (przynajmniej w porównaniu z tym z zeszłego tygodnia, który swoją objętością wyrobił miesięczną normę ;)), ale konkretny. Chcę zostawić w nim dla Was trochę ciekawych linków, przepisów i budujących historii z ostatnich dni. Ku pokrzepieniu. 

1. Każdy z nas ma takie dania, które z biegiem lat stały się niezawodnym sposobem na namacalne wspomnienie domu rodzinnego, osobistą podróżą do krainy dzieciństwa. Ulokowanie swoich korzeni w przepisach i potrawach czasem trwa dekady, a czasem kilka lat. Są takie smaki, które zapamiętaliśmy jako dzieci i zdarza się, że w dorosłym życiu coś nam nagle o nich przypomni. Wielkanocną paschę moja babcia od strony taty robiła wybitną i założę się, że gdybym jej dziś spróbowała, to fala intensywnych wspomnień zalałaby mnie natychmiast, nie powtarzamy jednak tego deseru, bo niestety nie wychodził nam tak dobrze jak jej.

    Ale naszą kulinarną biografię tworzymy też sami. W końcu, moja babcia, jako młoda dziewczyna, też musiała kiedyś podjąć decyzję przygotowania paschy po raz pierwszy nie zdając sobie pewnie sprawy, że jej współdomownicy będą się jej później domagać przez kolejnych kilkadziesiąt świąt, a jej wnuczka opisze te kulinarne popisy jeszcze wiele lat po jej śmierci.  Idąc tym tropem, staram się aby co roku na wielkanocnym stole pojawiały się te same potrawy, licząc na to, że któreś z dań zasłuży kiedyś na miano rodzinnej tradycji. Nie są one ani z tych najwykwintniejszych ani najładniejszych, ale moja rodzina po prostu bardzo je lubi. Dziś jeszcze bardziej niż kiedyś tęsknimy za tym co stałe, powtarzalne i dobrze znane, więc w tym roku nie będzie inaczej. Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że niektóre z tych potraw gościły już i u Was, bo znalazłyście je wcześniej na blogu. Gdyby jednak tak nie było, to poniżej podsyłam Wam linki, fundując jednocześnie mały powrót do dawnych czasów bloga (i od razu uprzedzę, że akurat mazurek Zosi wygląda bardzo atrakcyjnie ;)). 

BIAŁA KIEŁBASA Z GRUSZKĄ I ROZMARYNEM

ŁATWE W WYKONANIU JAJKA FASZEROWANE 

WEGAŃSKI MAKARON Z KARCZOCHAMI

MAZUREK LIMONKOWO-KOKOSOWY

2. Nasz powód dumy – ponad połowa Polaków, a dokładniej 57 procent, zaangażowało się w pomoc naszym sąsiadom uciekającym przed wojną w Ukrainie. To nie jest skutek narzuconej ustawy, zorganizowanego przedsięwzięcia czy polityki lecz bezinteresownej powszechnej mobilizacji o ogromnym zasięgu. Wyniki tego badania napawają nas dumą i pokazują, że kryzysowe sytuacje wyzwalają w naszym narodzie najlepsze cechy (niestety z wyjątkami). Badanie zostało przeprowadzone dla Szlachetnej Paczki, która aktywnie wspiera uchodźców na wielu płaszczyznach. Jeśli chciałybyście pomagać dalej (a tak deklaruje ponad 80% osób tych, którzy już tej pomocy udzielili), to wejdźcie tutaj i sprawdźcie jak możecie to zrobić. 

3. Po długiej i niespokojnej zimie z dużą niecierpliwością czekałam na te wszystkie prozaiczne wyzwania, którymi zwykle rozpoczynałam wiosenny sezon. Nie chodziło już nawet o świąteczne przygotowania, ale o drobiazgi składające się na beztroską codzienność. O krzątanie się po domu, prace w ogrodzie, gotowanie zupy z nowalijek (i orientowanie się później, że dzieciom nie smakuje ani trochę). No i o zawodowe sprawy, które nie wprawiają w nerwowość tylko przynoszą satysfakcję. Wiele z tych najbardziej stresujących i wymagających mam za sobą. Dokończyłyśmy kolekcję, zrealizowałyśmy kampanię i materiały na nasze media społecznościowe. Mogłam więc w końcu wrócić do tego co lubię w swojej pracy najbardziej i nadrobić fotograficzne zlecenia. Jednym z klientów była marka Jotex – miałam za zadanie wybrać swoje typy z ich oferty i dostarczyć trochę zdjęć produktowych. Fotografia wnętrz i elementów wystroju rządzi się swoimi prawami więc pomyślałam, że podzielę się z Wami swoimi trikami. Wiem, że sporo z Was robi takie zdjęcia, chociażby wtedy, gdy wystawia różne rzeczy na sprzedaż w internecie – podejrzewam więc, że te rady przydadzą się szybciej, niż Wam się wydaje.

sweter – &Otherstories (obecna kolekcja) // spodnie – MLE Collection (obecna kolekcja, niebawem dostawa)

– Unikajmy oczywistych kadrów. Spróbujmy sfotografować pokój zza przymkniętych drzwi, albo zza zasłony. Jeśli do opisu aukcji dodajemy kilka zdjęć, to jako pierwsze wrzućmy to bardziej oddające klimat wnętrza, a nie to dokładnie pokazujące sam produkt.

– Najpopularniejszy wymiar zdjęcia (3:4) nie sprawdzi się dobrze w przypadku niskich pomieszczeń. Lepiej robić wtedy zdjęcia w poziomie lub „dociąć” zdjęcie później tak, aby zbliżyć format do kwadratu.

– Ustalmy „zegar słoneczny” naszego mieszkania. U mnie w domu piękne smugi światła pojawiają się o różnych godzinach i w różnych miejscach. Biała ściana może wyglądać zupełnie nieatrakcyjnie o godzinie 11, ale już po południu, gdy pojawi się na niej biała smuga światła, stanie się ciekawym i delikatnym  tłem dla każdej rzeczy.  O sprzątaniu nie będę za dużo wspominać, bo to oczywiste, że do profesjonalnych zdjęć głupio nie zabrać z kadru ładowarki do telefonu, brudnych skarpetek czy śpiącego psa ;). 

Fotel i dywan, który wybrałam do sfotografowania. To naprawdę wdzięczni modele – fotel dzięki nieoczywistej graficznej formie, a dywan przez wzgląd na kontrastową linię (to teoretycznie dywan dziecięcy, ale pięknie wygląda też w naszym salonie i jest niesamowicie miękki). Na obydwa produkty znajdziecie poniżej kod zniżkowy.

Na hasło KASIAAPR2022 otrzymacie aż 30% rabatu* na całe zamówienie + 5% dodatkowego rabatu do cen na czerwono! Macie czas do 31 maja. Poniżej znajdziecie więcej ciekawych propozycji do domu z Jotex.

4. A teraz kilka zupełnie błahych informacji, które poprawiły mi w ostatnich tygodniach nastrój. Może i Wam wydadzą się interesujące?

– Widok prężnie budującego się Muzeum Sztuki Współczesnej w Warszawie. Pędząc przez ulicę Marszałkowską aż rozbolała mnie szyja, gdy mijałam wznoszącą się zupełnie nową bryłę obstawioną od dołu do góry rusztowaniami. To niezwykle ważna dla miasta inwestycja, która ma zaktywizować Śródmieście i być początkiem przebudowy całego otoczenia Pałacu Kultury. Mam ogromne nadzieje związane z tym miejscem – może dzięki niemu Warszawa stanie się kolejnym centrum kultury i sztuki w Europie? Termin zakończenia budowy przewidziany jest już na 2023 rok. Za projekt budynku odpowiedzialna jest nowojorska pracownia Thomas Phifer and Partners. Aktualności związane z tym projektem można śledzić na instagramowym profilu @muzeumwbudowie. A tutaj możecie zobaczyć makietę budynku. To kto wysyła zaproszenie do Davida Hockney'a? :)

– Ujawnienie ostatecznej daty premiery Disney+. To taka platforma jak Netflix, ale ze wszystkimi znanymi światu produkcjami wytwórni Walta Disney'a. Szykujcie się więc na 14 czerwca – podobno na zachętę będzie tam można obejrzeć fabularną wersję „Zakochanego Kundla” (zwiastun dla zainteresowanych). Ja liczę na to, że będę mogła w towarzystwie moich córeczek wrócić do Stumilowego Lasu, bo do tej pory nigdzie nie mogłam znaleźć tej poczciwej wersji „Kubusia Puchatka”. A skoro już mowa o ekipie Krzysia… W księgarniach nareszcie pojawiło się coś dla mnie. Czasy są takie, że niektórym z nas najłatwiej odnaleźć się w lekturach dla dzieci. Rzeczywistość jest teraz źródłem tylu rozognionych emocji, że nie muszę fundować sobie dodatkowej porcji w powieściach. Po wizycie na portalach informacyjnych chcę już tylko przytulić moje dzieci i przeczytać im na głos coś kojącego. „Kubuś Puchatek. Był sobie miś” to próba dopisania do znanych nam historii czegoś nowego i z wielką ulgą mogę napisać, że jest to próba bardzo udana. Książka zawiera piękne ilustracje w stylu E.H. Sheparda, a krótkie opowiadania świetnie trafiają zarówno do dziecięcych jak i dorosłych serc. To drobiazg, ale rozmiar książki też jest przyjemny. Myślę, że wezmę ją ze sobą w naszą kolejną podróż.

Tej wiosny nakładem Wydawnictwa Znak Emotikon ukazała się książka "Kubuś Puchatek. Był sobie miś" napisana w duchu opowiadań A.A. Milne'a przez Jane Riordan, w doskonałym tłumaczeniu Michała Rusinka z pięknymi ilustracjami. Jak zaczęła się przyjaźń Krzysia i Puchatka? Czemu nad Kłapouchym zawsze krążą deszczowe chmury, a opowieść o Prosiaczku jest taka krótka? Wielkie historie mają zawsze wielki początek. Wielka frajda dla wszystkich kochających Kubusia Puchatka.

– Premiera drugiej części filmu pełnometrażowego „Downton Abbey”. Nie zakończyliśmy oglądania serialu (Lady Mary wyszła już za Matthiew, ale podobno jeszcze wiele przed nami ;)), ale do początku maja powinniśmy dać radę. Ostatni raz byliśmy w kinie na „Diunie”, ale niestety wyszliśmy w połowie. Film niesamowity, ale jednak za długi dla naszego niemowlaka, który wyczuł, że rodzice wyszli i rozpętał dziadkom małą gehennę. Tym razem wyłączymy telefony po wejściu do kina ;).

– Nowa odsłona polskiej marki Louisse. Uwielbiam ten sklep i cieszę się, że mam aż dwa słodkie powody, aby robić tam zakupy. Sporo sukienek po mojej starszej córeczce – mimo regularnego używania – przetrwało i czeka teraz schowana w piwnicy aż młodsza latorośl będzie już sama biegać. To chyba najlepsza recenzja dla tych uroczych projektów. Wraz z nową odsłoną w pięknym stylu do oferty weszła też kolekcja, która skradła moje mamine serce. Mamy już jeden model i jak zawsze jest perfekcyjnie odszyty – u zagranicznych i droższych marek nie znajdziecie takich cudów!

O wilku mowa. Dobra robota Louisse!

– Wyłączenie komentarzy na Pudelku (i na innych portalach) pod artykułami, które w jakikolwiek sposób nawiązują do wojny w Ukrainie. Pewnie pomyślicie sobie „a jakie to ma znaczenie?”, a ja jednak mam wrażenie, że to bardzo ciekawe źródło informacji o naszym społeczeństwie i o mechanizmie napędzania złych emocji. Nikt z nas nie ma chyba w związku z tym poczucia straty, a wylewających się obrzydliwości zawsze trochę mniej. A co Wy o tym myślicie? 

– Ostatnio Frans Timmermans (obecnie wiceprzewodniczący do spraw Zielonego Ładu) na konferencji prasowej ogłaszał propozycję przepisów dotyczących tekstyliów, które mają być używane na rynku europejskim. Komisja Europejska wzywa firmy do „zmniejszenia liczby kolekcji rocznie oraz wzięcia odpowiedzialności i działania w celu zminimalizowania emisji dwutlenku węgla i środowiska”, jednocześnie namawia inne państwa członkowskie do „przyjęcia korzystnych środków podatkowych dla ponownego użycia i napraw”, aby zachęcić do wprowadzania zrównoważonych produktów i usług. Pewnie zastanawiacie się dlaczego się z tego cieszę skoro sama mam markę odzieżową. No cóż, mam wrażenie, że wszystkie kwestie poruszone w tych zmianach MLE realizuje już teraz, ale konkurencja nie do końca. Byłoby super gdybyśmy wszyscy mogli prowadzić nasze działalności na równych zasadach i z takim samym zaangażowaniem dbać o środowisko.  

Idealny materiałowy pojemnik na klocki. Na zdjęciu poniżej zobaczycie, jak wpasował się pod łóżko. Zmieści naprawdę sporo. Z kodem KASIAAPR2022 otrzymacie aż 30% rabatu na niego i inne produkty z tego sklepu (między innymi fotel i dywan ze słoniem ;)). Ekologiczną lawendową pościel dziecięcą widoczną na zdjęciu również znajdziecie w JOTEX.

5. Prawdopodobnie nie ma dowodów na to, że kupienie czegokolwiek sprawi, że nasz dom będzie bardziej uporządkowany, ale ktoś powinien to sprawdzić w przypadku dziecięcych pokoi. Tam czasoprzestrzeń, zasady objętości, fizyka i ruch obiektów poddają się zupełnie innym prawom. Póki co rozwiązałam problem klocków Duplo. Problem nie byle jaki, bo poświęcono mu nawet ostatnio spory czas antenowy w Dzień dobry TVN. Udało mi się znaleźć odpowiedni pojemnik i schować go pod łóżkiem. Po jego otwarciu dziecko ma łatwy dostęp do klocków. No i ja rzadziej na nie nadeptuję, a ten kto raz wszedł na ludzika Duplo, wie jakie to wybawienie. 

Wpis miał być krótki, ale wszyło jak zawsze. Może to dlatego, że będąc z Wami w kontakcie jakoś łatwiej ten czas przetrawić? To niepojęte i jednocześnie oczywiste, że świat, co by się nie działo, płynie swoim rytmem, prawa przyrody nie zapominają o swoich powinnościach i jak gdyby nigdy nic budzą się do życia. Znajdujmy oparcie w tym co trwałe i przewidywalne. Twórzmy swój własny krąg wsparcia – w codzienności i od święta. Z myślą o drugim człowieku i w zgodzie z samym sobą. 

* * *

Last Month

   Sprawy wagi lekkiej i ciężkiej. Dnia codziennego i te całkiem zaskakujące. Odległe, dotyczące nieznanych mi osób i bliskie – ze mną w roli głównej. Ostatnie tygodnie dla wielu z nas były trudniejsze, bardziej wymagające. Tęsknimy za przejmowaniem się błahymi problemami, a jednocześnie przepełnia nas wdzięczność, że mimo ogólnonarodowej nerwowości chodzimy spać bez strachu. I na tym ostatnim dziś się koncentruję, gdy chcę poczuć się lepiej. Na wdzięczności – za każdą drobną rzecz, za każdą normalność i za każdy dzień.

    W dzisiejszej fotograficznej retrospekcji zobaczycie powolne wychodzenie z paraliżu, oczekiwanie na wiosnę i trochę moich zawodowych sprawunków, bo do nadrobienia miałam (i mam nadal!) naprawdę sporo. 

Pewnego mglistego dnia w Sopocie. To ogród przed słynnym Sofitel Grand Hotel. Gdybym nie była mieszkanką Trójmiasta, chętnie zamieszkałabym tu na weekend!1.Który to już dzień wojny? // 2. Magiczne miejsca warto odwiedzać o każdej porze roku.  // 3. Marcowe spacery po plaży. // 4. Paleta kolorów moich okolic. Na sweter też się nada! // Gdy bardzo chcesz dostać angaż w filmie o kobiecej wersji agenta na miarę Roberta Redforda (i upchnąć tam jeszcze swojego psa). 
Gdybyście nie mieli pomysłu na Wielkanoc i chcielibyście spędzić ją w Trójmieście to zapraszam tutaj1. Miałam w tym miesiącu odwiedzić Francję wraz z innymi przyjaciółmi marki CHANEL, ale postanowiłam jeszcze trochę wstrzymać się z pierwszym wyjazdem bez dzieci. Śledziłam więc relacje Agaty Tanter – mojej koleżanki – która doglądała procesu produkcji nowej serii tej marki. // 2. Król nadchodzącej kolekcji Chanel Haute Couture – nieśmiertelny tweed. Tym razem jako element zdobiący zaproszenie na pokaz. // 3. On: "I jak Kochanie? Dzieci dały Ci dziś popracować?" // 4. A showroom powoli przenosi się do… Sopotu! // Poszukiwania idealnego miejsca na kalendarz, który nie jest do końca zwykłym kalendarzem…A tu już po rozpakowaniu… Prawda, że reprodukcja obrazu Agnieszki Rowińskiej świetnie pasuje do trzeciego miesiąca tego roku? Kalendarz urodzinowy MNIMI ma w zamyśle służyć Tobie latami. Nie jest datowany a zatem możesz zacząć zapisywać go w dowolnym momencie roku i swojego życia. Kalendarz urodzinowy MNIMI nie odlicza nam lat, jedynie gromadzi wzruszenia i nowe radości. Daty raz wpisane pozostaną ze mną na kolejne lata. Kalendarz składa się z czternastu kart: dwunastu kart miesięcy i dwóch kart okładki. Wydrukowany został na eleganckim, matowym papierze. Dla tych, którzy nie lubią masówki. Na hasło MLE15 otrzymacie 15% rabatu na ten alendarz. Rabat będzie działał od 30.03.2022 do 5.04.2022 czyli przez tydzień.

1. Beżowy melanż to nie taka prosta sprawa. Aby swetry były gotowe na październik już teraz trzeba zamówić konkretną ich liczbę. // 2. "Mamo, zrobiłam tak, że jest lepiej." // 3. To po pandemii ma się jeszcze koleżanki?! ;) // 4. A może jednak szary? //Ten Dzień Kobiet był inny niż wszystkie. Zamiast czekać na kwiaty od mężczyzn kupiłyśmy innym kobietom to, czego potrzebują – podpaski, tampony i pieluchy, a potem zaniosłyśmy do Gdańskiego Centrum Pomocy Ukrainie. 1.Tego dnia bardziej harder niż easier. // 2 i 3. Gotowe do zasadzenia w moim ogrodzie. W gdyńskim Narcyzie kupicie wszystko, czego potrzeba do ogrodu. // 4. Pomoc musi być stała i wieloetapowa. Najlepiej zaimplementować ją w naszej codzienności. Pomagać przy okazji i prawie bezwiednie. Kupując ulubiony magazyn, wybierając biżuterię dla żony, wracając z zakupów spożywczych. Dziś możemy się dzielić wcale nie płacąc więcej. W marcu można to było zrobić na przykład kupując elektroniczne wydanie polskiej edycji Vogue. // Gdy łapiesz się za głowę w poniedziałkowy poranek. (Portos, a co Ty właściwie robisz na kanapie?)
1. Dwa najlepsze prezenty pod słońcem. // 2. Niby to tylko makaron z pesto, a jednak tajemnicze składniki robią swoje. // 3. To już ostatni dzień aby złożyć zamówienie w przedsprzedaży na te elastyczne spodnie ze strzemieniem. Jako właścicielka marki mam tę możliwość wznawiania ukochanych produktów, gdy sama ich potrzebuję i czynię to właśnie teraz ;). // 4. Architektura w pigułce i ostatnie przeglądanie książek z showroomu w starym miejscu. // 

Nie wiem czy bez „super-hiper” kosmetyków moja skóra faktycznie wyglądałaby gorzej na zdjęciach, ale wolę się o tym nie przekonywać ;). Jednym z tych, które regularnie używam jest serum naprawcze od polskiej marki Oio Lab. Zawiera on unikalny ferment – pozyskiwany biotechnologicznie, w sposób przyjazny dla środowiska, z wykorzystaniem odpornych na promieniowanie mikroorganizmów ( wyizolowane z wodospadu w Pirenejach Wschodnich zgodnie z praktykami przyjaznymi dla środowiska, nie wymagających dużej ilości naturalnego surowca). Przy okazji mam dla Was kod rabatowy dający 15% rabatu na zakupy w www.oiolab.co . Wystarczy, że użyjecie kodu MLE15 do 3 kwietnia.

1. Abstrakcyjne opakowanie przykuwa uwagę. // 2. Ostatnie sztuki. // 3. Ten dzień, w którym Twoja kawa potrzebuje kawy. // 4. To niby słodki ciężar, ale prawe biodro zaczyna już myśleć co innego :D. //

Do wszystkich mam – niby banalne, a takie genialne. Kolorowanki w rolce to jeden z moich ulubionych sposobów na „cichy kwadrans” jeśli wiecie co mam na myśli ;). Znalazłam je na stronie Coloresca (polecam stamtąd także kredki i inne przemyślane produkty dla dzieci). Na hasło MLE15 otrzymacie 15% rabatu do sklepu!

Metry kolorowanki, które starczą na baaardzo długo. Że też wcześniej tego nie znałam!1. I pomyśleć, że nie tak dawno temu dokładnie tę samą książeczkę czytałam mała Kasia. // 2. Niby normalny poranek, a jednak ma w sobie wszystko czego potrzebuję. // 3. Wróciła! Zobaczcie tutaj, czy jest jeszcze Wasz rozmiar. // 4. A któż to tak wcina naleśniki? Niby tylko pierwszy powinien mieć dziwny kształt, ale ja jestem taka zdolna, że u mnie każdy naleśnik jest zupełnie inny. Za to w smaku podobno lepszy niż u mamy (ale tak właściwie to czyjej?!). // Smakowały lepiej niż się spodziewałam.1. Jeśli przeoczyłyście ten artykuł to koniecznie nadróbcie! // 2. Miałam okazję informować Was o tym profilu na Instagramie, tutaj również dodam coś od siebie. Poproszono mnie, abym pokazała miejsce, gdzie kobiety i dzieci z Ukrainy znajdują najważniejszą, doraźną pomoc. Fundacja Gdańska w ramach akcji @gdanskpomaga przeszła samą siebie i w parę dni zorganizowała miejsce, gdzie ludzie uciekający przed wojną znajdą tłumacza, podstawową opiekę medyczną, ciepły posiłek, wsparcie w znalezieniu noclegu, ale też opiekę psychologiczną.
W tym miejscu wiedzą jak pomagać systemowo i długofalowo. Wolontariusze dają z siebie sto procent. Nie wszystko jednak publikuję, bo chciałabym uszanować prywatność ludzi, którzy tu dotarli. Są zmęczeni, głodni, wystraszeni. Ale dostają tu bezcenne wsparcie. Wesprzeć finansowo fundację możecie jednorazowo albo cyklicznie. Jeśli zdecydujecie się na tę drugą opcję, możecie również same zdecydować na co przeznaczone są środki, a jest to między innymi: posiłek, konsultacje psychologiczne czy bon na kurs językowy. Każda złotówka jest tu dobrze spożytkowana. 

Jeśli szukacie idealnego połączenia jedwbistego smaku z intensywnością, bez śladu goryczy, to polecam kawę mieloną BOU Cafe. To mieszanka pochodząca w 100% z ekologicznej arabiki, z aromatami karmelu i owoców oraz subtelną kwasowością.

1. Gdy tata zrobi mamie kawę to od razu wszyscy jacyś tacy weselsi. // 2. Idealnie zmielona, intensywna, z nutami karmelu i owoców. Może być coś lepszego o poranku? // 3. Niezbędnik zoombie. A tak na poważnie kawa jest u nas codziennym rytuałem, dlatego stawiam na najlepsze i sprawdzone gatunki. Natomiast proces przygotowywania kawy, to już konik mojego męża. // 4.Że niby po covidzie odpoczniemy i wrócimy do podróży?  Do zobaczenia o szóstej rano Moja Droga!
1. Czas na lunch. // 2. Chociaż myli nas czasem nawet mój mąż to nasze osobowości są jak ogień i woda. Ktoś pewnie powiedziałb, że bardzo się różnimy, ale naszym zdaniem my się po prostu uzupełniamy :). // 3. Zabieram do domu. // 4. Nowo poznane miejsce na kulinarnej mapie Warszawy – restauracja Joel. // 
Ja otwieram torbe, a ty sprawdzaj czy nikt nie idzie. Śniadaniowe pyszności od Bistro Charlotte, które zadbało, aby cała moja załoga miała siłę do działania podczas pracy nad kampanią MLE. 

1. Pyszności z Osaka Sushi. // 2. Hummus, a może sałatka? Stanęło na pieczonym kalafiorze. // 3. W tym pięknym studiu powstawały zdjęcia, które na stronie MLE Collection będziecie mogły zobaczyć już w piątek… // 4. Kolejna karta z kalendarza MNIMI. Autorką obrazów w nim wykorzystanych jest Agnieszka Rowińska – absolwentka warszawskiego ASP. Swoje prace prezentowała w kraju i za granicą, a malowane przez nią obrazy balansują na granicy figuracji i abstrakcji. //Czy to marzec czy już maj?Wracajmy!Może nie brzmi to jeszcze jak IV sonety Beethovena, ale kto wie co będzie kiedyś. ;)1. Cała rodzina na zdjęciu. // 2. Lista zakupów w warzywniaku zrobiona. // 3. Pakowanie się w podróż służbową, która zamieni się później w wyjazd z mężem i dziećmi. Ma ktoś pożyczyć kontener? // 4. Pierwsze przebiśniegi. Dziś rano mieliśmy niezbity dowód na to, że ich nazwa nie wzięła się z przypadku. // Dawna droga z liceum do domu.

To i nic więcej. Dobranoc!

*  *  *

 

 

 

Co tu się wydarzyło!? Czyli jak to się stało, że Instagram został zamieszany w wojnę i co z tego wynika dla każdego z nas.

   Najpiękniejsze hotele na lazurowym wybrzeżu, przepisy na tosty z awokado i sernik z pistacjami, relacje z Paryża, znudzona panda u MakeLifeHarder, kilka pomysłów na stylizacje z wykorzystaniem modnych w tym sezonie szerokich spodni – jednym słowem obraz beztroski i ładnego życia. Co za paradoks, że właśnie w Tłusty Czwartek, dwudziestego czwartego lutego –  czyli w dniu, w którym Instagram powinien świętować najsłodszy dzień w roku i niczym Maria Antonina opływać w najtłustszych łakociach świata, kapać lukrem i konfiturą z róży na idealnie zaaranżowanych relacjach – w Ukrainie wybucha wojna. Świat zamarł. Pączki się nie klikały, a użytkownicy (przynajmniej ci polscy) podzielili się zasadniczo na trzy grupy. Pierwsza, która zamilkła na wiele dni. Druga, która udawała, że nic się nie stało (bo przecież materiał z pączkami już przygotowany, a i umowy z reklamodawcami podpisane więc przyjmujemy taktykę „ nie wiem, nie orientuje się, telewizora i Internetu też nie mam”). I trzecia, chyba najliczniejsza (przynajmniej w moim odbiorze), która porzuciła dotychczasową komunikację na rzecz publikowania doniesień z frontu, informacji o zbiórkach, noclegach, transporcie i innych pomocnych informacji dla wszystkich tych, którzy musieli uciekać przed wojną.

   Miałam wrażenie, że w ciągu kilku godzin nasz cybernetyczny świat zrobił zwrot o 180 stopni. Zamiast sprawdzać co Negin Mirsalehi pakuje do walizki na paryski „faszynłik” nasze oczy zwrócone były na profil Wojciecha Bojanowskiego – reportera TVN24, który od pierwszych dni wojny z narażeniem życia relacjonował dla nas jej przebieg. Na jego Instagramie widzieliśmy nie tylko oficjalne materiały przygotowane dla stacji telewizyjnej, ale też ujęcia na których jego mały synek ogląda tatę w telewizji (na tle zbombardowanego wieżowca), albo przekomarzanie się z kolegami operatorami, gdy okazało się, że w schronie mają do dyspozycji tylko dwie karimaty (a panów było trzech). Trudno powiedzieć, aby te treści oglądało się „z przyjemnością” ale tak czy siak  zdetronizowały one relacje osób, które śledziłam do tej pory.

   Początek wojny zbiegł się z tygodniem mody w Mediolanie, który oczywiście okazał się marketingową klapą, trochę na życzenie organizatorów, którzy przyjęli taktykę numer dwa z powyższego akapitu (nic się nie stało, wojna wojną, my robimy swoje), ale o tym później. Ciężko było w nowej rzeczywistości tworzyć posty o tak przyziemnym siłą rzeczy wydarzeniu. Co zupełnie nie oznacza, że media społecznościowe należało sobie odpuścić – wręcz przeciwnie.

    Paradoks polega na tym, że żyjemy w czasach Facebooka i Instagrama – nawet najstraszliwsza wojna tego nie zmienia. Tak jak w filmie „Nie patrz w górę”, gdy większość przechodniów na widok komety wyciąga smartfony, tak samo teraz przez media społecznościowe przetacza się fala obrazów – z uchodźcami, z bombardowanymi miastami, a nawet „shortfilmy” z działań dronów bojowych ukraińskiej armii. Dla niektórych to szokujące, dla wielu z nas to za dużo, ale Facebook, Instagram to najlepszy sposób na dotarcie do opinii publicznej, a opinia publiczna jest tu bardzo ważna i to na wiele sposobów – Ukraińcy muszą utrzymać wysokie morale swojego społeczeństwa i równocześnie zabiegać o poparcie zachodnich sojuszników, na których z kolei najlepiej działa presja własnych społeczeństw. Rosja próbuje robić w zasadzie to samo, ze średnim skutkiem. Na tyle średnim, że na własnym podwórku, żeby mieć szanse w tej walce, zarówno Facebooka jak i Instagrama musiała wyłączyć, zamknąć ostatnie niezależne media, a niepokornych Rosjan uciszyć drakońskim prawem. Nie rozpisując się zbytnio: na działaniach propagandowych w Internecie w czasie tego konfliktu będą pewnie pisać w przyszłości bestsellery na miarę „Serca Europy” Normana Daviesa.

    Wszystkie pseudo problemy instagramowego świata mają się nijak do prawdziwej walki na froncie, strachu o własne życie, codzienności w schronie… a jednak naiwnością byłoby twierdzić, że wpływ mediów społecznościowych w tej wojnie możemy sobie tak po prostu olać. Skoro nie olewa go nasz wróg, to my też nie powinnyśmy. Dziś podsumowuję tu kilka najważniejszych i najciekawszych instagramowych przewrotów z ostatnich kilku tygodni. Po co? Bo dziś ta aplikacja przez niektórych przestaje być traktowana jako przestrzeń do publikowania „ałtfitów”, a staje się polem cybernetycznej wojny. Warto się w tym orientować, aby – zamiast stać się biernym narzędziem w tej grze – działać zgodnie z własnymi wartościami.  

Głupio dodawać do tego wpisu zdjęcia, ale głupio też tego nie robić. W ostatnich tygodniach ciężko było nie odczuwać poczucia winy tylko dlatego, że wciąż miało się dach nad głową, ciepłą wodę w kranie, a w niedzielny poranek można było roztrząsać czy pójść z dzieckiem do lasu czy na plac zabaw. Z jednej strony chciałoby się stanąć w miejscu i załamywać ręce, z drugiej – nasz wróg liczy na to, że wstrząśnięty Zachód będzie się zbierał do kupy jak najdłużej. Pamiętajmy, że nasz smutek i stagnacja nikomu nie pomogą. 

1. Moda i Zachód.

   Dla sporej części środowiska influencerek i w ogóle branży modowej, wydarzenia takie jak rosyjska inwazja na Ukrainę stanowią bardzo niezręczny problem. Łatwiej jest nie zabierać głosu na żaden istotny temat („nie interesuję się polityką, pragnę pokoju na świecie”), bo to mniej grozi negatywnymi emocjami, niż nazywanie rzeczy po imieniu. Jest to mniej widoczne w Polsce, gdzie siłą rzeczy rozumiemy geopolityczne znaczenie obecnych wydarzeń. Za to doskonale było to zauważalne w reakcjach francuskich i włoskich domów mody, które dosyć długo zwlekały z jasnym stanowiskiem dotyczącym wojny w Ukrainie. Podczas gdy huczał już o tym cały Instagram, na profilach Prady, Louis Vuitton, Gucci i innych nie działo się kompletnie nic.

   W niektórych przypadkach było potem tylko gorzej. Gdy zaczęły się pojawiać oficjalne komunikaty niektóre marki (prawdopodobnie nie chcąc narażać się swojej rosyjskiej klienteli) używały zwrotów promowanych przez Kreml, czyli między innymi „jesteśmy poruszeni sytuacją w Ukrainie”, „mamy nadzieję na szybkie zażegnanie kryzysu w Ukrainie” i tym podobne, pewnie licząc na to, że zachowują w ten sposób neutralność. Na profilu marki Prady pojawiła się nawet poprawka – po paru godzinach skasowano post gdzie użyto słowa „sytuacja” i zastąpiono je w końcu słowem „wojna”. Stało się to jednak po tym, jak tysiące użytkowników zaczęło krytykować na ich profilu tego rodzaju wygładzanie lingwistyczne.

   Momentami trudno było nie odnieść wrażenia, że za takim fatalnym podejściem stoi nie tylko infantylna chęć utrzymania specyficznie pojmowanej „bezstronności”, ale też brak podstawowej wiedzy z zakresu globalnej ekonomii. Gdy wielcy projektanci niezdarnie próbowali wybrnąć z tej pułapki (tylko się pogrążając), każda rozgarnięta osoba po maturze oglądająca CNN wiedziała już doskonale, że w Rosji torebki z Mediolanu i Paryża nie będę najbardziej pożądanym towarem i, że na tle innych problemów wywołanych sankcjami, mało kto będzie zwracał uwagę na zbyt dosłowne wsparcie zaatakowanego państwa.

   Za producentami szły reakcje niektórych gwiazd Instagrama. Granice były jasno wytyczone i można było je łatwo zidentyfikować, na przykład po reakcji na komentarze. Jeśli pod postem większość z ponad tysiąca domaga się jakiejś reakcji na wydarzenia nad Dnieprem i nie ma to żadnej odpowiedzi, to znaczy, że gdzieś leży problem. Oczywiście nie zawsze było to całkowite przemilczenie sprawy. Tu, podobnie jak w przypadku oficjalnych komunikatów modowych gigantów, można było obserwować wyścigi na jak najbardziej zawoalowany opis rosyjskiej agresji. A więc ponownie odmienianie przez wszystkie przypadki „sytuacja”, „tragedia”, „kryzys” i nawoływanie do pokoju nie mówiąc jednocześnie, czyje działania ten pokój zburzyły.

    Bombardowanie miast to nie jest powódź w Indiach, ani pożary lasów w Australii. Nazwanie rzeczy po imieniu, nie tylko samej wojny, ale także agresora powinno być naturalne dla każdej osoby, która stara się być uczciwa wobec swoich czytelników. Dlatego brak tych elementów w komunikatach bardzo uderza. Oczywiście rozumiem, że dla wielu blogerek, szczególnie z Zachodu, jest to zupełnie nowe doświadczenie. Zamiast słodkiego, neutralnego – za przeproszeniem – pierdzenia trzeba jasno się określić. Do tego potrzebna może być wiedza i umiejętności, które – jak się niestety okazało – nie są najmocniejszą stroną części osób zajmujących się modą w Internecie.

[To nie jest „współpraca”.] Instagram stanął na wysokości zadania na wielu płaszczyznach. Informacje z frontu, koordynowanie noclegów dla uchodźców, udostępnianie zbiórek, a także długofalowe akcje pomagające Ukrainkom w asymilacji to inicjatywy, które dosłownie zalały tę aplikację w ostatnich tygodniach. Na powyższym zdjęciu widzicie profil dziewczyn HerImpact, które są świetnym przykładem na to, jak można nieść realną pomoc. 

   Ostrożność w opisywaniu wojny jest tym bardziej irytująca, że w momencie, w którym w Ukrainie Rosjanie mordują i porywają dziennikarzy, a w Rosji kilkanaście tysięcy ludzi siedzi w aresztach za protesty (niektórzy za to, że stali na ulicy z pustymi kartkami A4!), „ktoś sławny” we Włoszech woli nie mówić o tym, że tę wojnę wywołał konkretny człowiek stojący na czele konkretnego państwa, bo nie chce urazić swoich rosyjskich obserwatorów (lub boi się o niektóre swoje kontrakty reklamowe).

   Dobra wiadomość jest taka, że opisane powyżej zjawiska są w zdecydowanej mniejszości. Całościowa reakcja Zachodu, w tym największych firm z wszelkich branż jest zdecydowana i bardzo budująca. Od McDonald’sa po H&M – jednoznacznie pokazujemy Rosji, że podeptanie zasad cywilizowanego świata oznacza odcięcie się od tego świata z wzajemnością. I nie zmieni tego tych kilka firm, które udają, że nic się dzieje (dla porządku o to lista „łamistrajków”, aktualna na niedzielę wieczór: Nestle [właściciel takich marek jak KitKat, Princessa, Nan, Bobo Frut, Nescafe, Nałęczowianka], Winiary, Auchan, Leroy Merlin, Decathlon, Spar, Pirelli, Oriflame, Koti, Ecco, Salvatore Ferragamo). 

 2. Kto i jak walczy na Instagramie?

  Co ciekawe, w mediach społecznościowych swoje „racje” próbowała także przedstawić druga strona. Choć może „przedstawić” to zbyt mocne słowo. Na Instagramie przed wojną funkcjonowało bardzo dużo Rosjanek. Furorę (w negatywnym sensie) zrobiła pewna dziewczyna z Moskwy, która chciała zaprotestować przeciwko sankcjom wyrzucając z krzykiem swoje ubrania i akcesoria luksusowych, europejskich marek do kubła na śmieci. Wyszło chaotycznie, bo nawet w Rosji uznano, że sprowadzanie trudnej sytuacji kraju do ciuchów i torebek to przesada, a sama bohaterka potem przyznała, że protest był mocno wirtualny, bo wyrzucone rzeczy po nagraniu ostrożnie ze śmietnika wybrała i dalej w nich chodzi. Wyszło wręcz symbolicznie – Putin mówi rodakom, że Ukrainy Rosja nie zaatakowała, tylko prowadzi operację specjalną przeciwko jakimś nazistom, a Rosyjska influencerka chce pokazać, że obraża się na zachodnie marki z powodu sankcji przekonując, że nie potrzebuje ich ciuchów by potem je szybko odzyskać. Jedne z głośniejszych działań propagandowych Rosji skierowanych głównie na Instagram to promowanie akcji związanej z literą „Z”, a także nagłaśniając niszowe wypowiedzi z państw NATO które mają potwierdzać, że od lat wspólnie z Litwinami, Łotyszami i Estończykami jedyne czym się zajmowaliśmy to przygotowaniem inwazji na Rosję niczym w 1610 roku.

   A teraz coś krzepiącego. Masowe, spontaniczne i wynikające z czystej chęci niesienia prawdy, działania użytkowników Instagrama w ostatnich tygodniach pokazały, że prawdziwe zrywy społeczne są warte więcej niż najlepiej opłacane trolle. Influencerzy skrupulatnie wykorzystywali swoje zasięgi aby edukować swoich obserwatorów w jaki sposób docierać do rosyjskich użytkowników i przekazywać prawdziwe informacje na temat wojny ( polecam na przykład relacje pana Kempy). Próby przedstawienia treści zgodnych z rosyjską propagandą wywoływały lawinę komentarzy opisującą faktyczną sytuacją w Ukrainie. Skutek był więc raczej odwrotny od zamierzonego. Rosyjskie służby chyba szybko się zorientowały, że zachodnich społeczeństw raczej w mediach społecznościowych do swoich racji nie przekonają, a z kolei zagrożenie, że w Rosji kolejne osoby zaczną powątpiewać w państwową propagandę przez treści z Facebooka, Youtube’a czy Instagrama jest duże i 13 marca ogłoszono zamknięcie tych platform w Rosji (blokada jest do ominięcia przy odrobinie wiedzy informatycznej). Efekt jest taki, że wszyscy w Rosji przenieśli się na Telegram, który w zasadzie jest klonem Whats'appa z pewnymi dodatkowymi funkcjonalnościami, ale mającym opinię – nie wiadomo czy słusznie – bardziej anonimowego. Podobno niektórzy aktywiści pozakładali nawet profile na rosyjskim Tinderze i tam również próbuję przebić się przez cenzurę i zamiast zaproszeń na randki wysyłają zdjęcia zbombardowanego Charkowa.

   Oczywiście w Internecie jest także sporo Rosjan, którzy sami stoją po stronie napadniętego sąsiada i próbują przebić się ze swoim przekazem. Warto pamiętać, że obecnie, za przekazywanie informacji z frontu odmiennych od rządowej propagandy w Rosji grozi 15 lat więzienia. Dostępne są nagrania z ulic Moskwy, Petersburga i innych miast, na których ludzie są brutalnie aresztowani nie tylko za aktywne protesty z transparentami, ale często po prostu za stanie w grupie bez celu. Wspomniałam już o kartkach A4. To autentyczna historia, w zeszłą niedzielę w centrum Nowosybirska młody chłopak stanął na placu z pustą kartką A4, po 30 sekundach z wykręconymi rękami był już prowadzony do policyjnej ciężarówki. To tak w temacie zapędów niektórych, by natychmiast każdy samochód z rosyjską rejestracją w Polsce traktować jak czołg okupantów (nie mówiąc już o Białorusinach, którzy bardzo często są w Polsce, bo uciekli przed swoim dyktatorem). 

3. Kropla drąży skałę.

   Pozostaje pytanie, czy poza zaangażowaniem się w pomoc uchodźcom i działania humanitarne coś możemy zrobić? Uważam, że jak najbardziej tak.  Z dnia na dzień okazało się, że każdy z nas jest w jakiejś siatce powiązań i lajkując profile ze zdjęciami kwiatów i rolkami z przygotowywania makaronu też może stać się narzędziem w konflikcie, który militarnie co prawda nie wypływa poza granice Ukrainy, ale cybernetycznie już tak.

    To, że reakcja zachodniego świata na rosyjską agresję jest tak konsekwentna i doskwierająca to w dużej mierze efekt społecznego oburzenia, którego ujściem jest Internet. Sankcje nie objęły BigMaców i McRoyalów, czy Coca-Coli. Światowe koncerny mogły dalej, w majestacie prawa zarabiać w Rosji i sprzedawać Rosjanom to, do czego przywykli. Presja zwykłych ludzi robi swoje i chociaż ciężko w to uwierzyć wpływa na decyzję prezesów największych spółek na świecie. Sprawdźcie profil facebookowy polskiego oddziału sieci Decathlon. Ostatni wpis jest z 24 lutego (wcześniej kolejne posty pojawiały się co 2-3 dni). Chłopaki od czterech tygodni siedzą i zastanawiają się co zrobić. Albo i nie – niewykluczone, że żadna agencja zajmująca się obsługą profili firmowych nie chce już po prostu z tą siecią współpracować i nowych postów nie ma kto wrzucać. Wbrew pozorom takie problemy nie pozostają w korporacjach bez echa.

   Warto przypomnieć sobie także metody działania internetowych trolli. I nie mam tu na myśli jakichś 14-letnich złośliwców z wykopu, ale profesjonalne farmy siejące rosyjską propagandę. Schemat ich działania był już przedmiotem wielu badań. Zaczyna się zawsze tak samo, od budowy bazy followersów za pomocą wrzucania śmiesznych kotów, paczaizmu i tak dalej. Gdy posty z danego profilu wyświetlają się na tablicach odpowiedniej ilości ludzi, zaczyna się konsekwentny dryf w odpowiednią stronę. Schematy są przewidywalne – obecnie rosyjską propagandę promują konta, które wcześniej podważały szczepienia. Pamiętajmy o tym i wystrzegajmy się followowania każdego konta, na którym mignął nam śmieszny obrazek (o dziwo ruskie trolle trafiły także na ten blog i próbowały się rozpanoszyć w komentarzach).

   Korzystanie z mediów społecznościowych od zawsze traktowane jest jako coś mało poważnego. Wiele osób bardzo irytują kariery instragramowych celebrytek (zapewne niejedna osoba mnie również do tego grona zalicza – co zrobić ;)) i ciężko jest im zrozumieć, że to, co kryje się pod „tworzeniem treści w mediach społecznościowych” nie jest wyłącznie infantylną, niepoważną zabawą. No cóż, gdyby tak było, druga największa potęga militarna świata nie uznałaby przecież Instagrama za zagrożenie dla swoich działań, które trzeba pilnie zneutralizować. Informacja jest jednym z kluczowych elementów tej wojny, a media społecznościowe stanowią jej źródło dla miliardów ludzi na Ziemi. Zaprzeczanie temu to naiwność.

   Nawet jeśli wydawało się nam, że Instagram jest oderwany od rzeczywistości, a jego użytkownicy nie są zainteresowani problemami świata, to teraz widać czarno na białym, że zwykła aplikacja w telefonie może stać się polem informacyjnej bitwy. Jedni ruszają ze zorganizowaną propagandą, a inni bezinteresownie chcą pisać o prawdzie i nieść pomoc. Oby tych drugich było nieporównywalnie więcej. 

*  *  *