Come to my home

When we finally decide to move out from our parents house, the most possible scenario is that we end up in a rented flat. Often we can’t afford the complete freedom in decorating the place (also there is a high probability, that it’s already, kindly furnished by the owner). When we are lucky enough to have our own place, usually other obstacles  appear on our way. Let’s face the facts, when it comes to arranging the house money disappear immediately. I guess, many of you have your own vision on how the perfect apartament should look like, I know I have. There is an evidence in number of inspirational photos I gathered (you can see some of them below). I’m aware there’s no chance to use all of my ideas, my flat should probably have at least 2,000 meters. I just hope that at some point I will use some of them.

Gdy wyprowadzamy się od rodziców najczęściej decydujemy się na wynajęcie mieszkania i nie możemy sobie pozwolić na pełną dowolność w jego urządzaniu (zdarza się, że jesteśmy skazani na meble, które zapewnił nam uprzejmy właściciel). Gdy mamy to szczęście i cztery kąty należą tylko do nas, ograniczeniem stają się środki, które w przypadku urządzania lokum topnieją w zastraszająco szybkim tempie. Domyślam się, że wiele z Was ma jednak w głowie swój wymarzony apartament i sprecyzowany styl, który miałby w nim panować. Ja równiez uzbierałam sporą kolekcję zdjęć, będących najlepszą inspiracją. Nie ma szansy, aby wykorzystać wszystkie pomysły, które podobają mi się w przedstawionych poniżej wnętrzach (mieszkanie musiałoby mieć chyba z 2000 metrów ;), ale część z nich być może uda mi się kiedyś zapożyczyć :)

Przedpokój

To pierwsze pomieszczenie, które widzimy po wejściu do mieszkania, ale często pomijamy jego wystrój. Najtrudniejszą sztuką jest sprytne wygospodarowanie miejsca dla naszych płaszczy i butów. 

Kuchnia

Chociaz lubię gotować, to nie sądzę abym z kuchni korzystała wyjątkowo często. W ciągu tygodnia obiady jem przede wszystkim na mieście, a przygotowanie pozostałych posiłków nie wymaga wielkiej przestrzeni, więc moja wymarzona kuchnia byłaby połączona z salonem (gotowanie i oglądanie telewizji w tym samym czasie to jest to!). Od zawsze podobał mi się styl industrialny w kuchni.

Salon

To w nim spędzamy najwięcej czasu, dlatego chciałabym aby był jasny, przytulny, a w każdym wolnym miejscu stałyby moje książki. 

Łazienka

W tym pomieszczeniu cenie sobie minimalizm, który daje wrażenie czystości (co niestety nie zwolniłoby mnie ze sprzątania ;)). 

Sypialnia

W tym pokoju największą rolę odgrywają detale. Puszysta kołdra, wymaglowana pościel z naturalnej tkaniny, długie zasłony, świeże kwiaty i klasyczna lampka na stoliku nocnym, to te rzeczy, które tworzą odpowiedni nastrój. 

Powyższe inpiracje znalazłam głównie na stronie Pinterest.com, ale polecam też magazyn Elle Decor lub brytyjską biblię wnętrzarską Wallpaper.

SOMETHING NEW

Ponieważ złapała mnie paskudna grypa (jak można chorować w maju?!), przez ostatnie trzy dni przygotowywałam posty z domu (bez obaw – mam nadzieję, że jutro będę już jak nowo narodzona i uda mi się wykonać zdjęcia do niedzielnego Look Of The Day :)). Postanowiłam więc pokazać Wam kilka nowych rzeczy, które pojawiły się u mnie w ciągu ostatnich kilku tygodni. 

"Sto lat mody" i "Paryski szyk w Twoim domu", to naprawdę miłe lektury, zwłaszcza na ciepłe majowe popołudnia spędzone w ogrodzie. 

Kurtkę kupiłam w Mango, sweter w COS-ie, a szpilki w Kazarze.

Dwa nowe kolory lakierów do paznokci (jeśli jesteście ciekawi jak wygląda ten biały, to zapraszam tutaj).

LAST MONTH

Pięć tygodni minęło od ostatniego postu z tego cyklu, więc nie mogłam zwlekać już ani dnia dłużej :). Kwiecień był przede wszystkim wiosenny – przestałam marznąć w trakcie zdjęć stylizacji, moja okolica zmieniła się nie do poznania i co raz częściej spędzałam czas na świeżym powietrzu. Nie obyło się tez bez kilku owocnych wyjazdów do Warszawy i odrobiny stresu. Po długim weekendzie majowym, w takcie którego wypoczęłam jak nigdy, pojawiło się w mojej głowie wiele pomysłów i już od tego poniedzialku zabieram się za ich realizowanie :). A Wam życzę udanego tygodnia! :)

jeans jacket / kurtka – Mango; T-shirt – River Island ; sweatpants / dresy – NIKE

sweatshirt – Zoe Karssen / shoes / klapki – OYSHO / sunglasses – Mango / shorts – szorty – Topshop

Piękne niebieskie niebo – w ostatnim czasie miałam go pod dostatkiem.

dress / sukienka – Topshop

Proste śniadania są najlepsze. Charlotta w Warszawie. 

"Widzę to! Widzę"

Zawsze miło pracować w takim towarzystwie :).

Zorganizowanie pikniku było prawdziwą przyjemnością, do teraz nie mogę uwierzyć, że poszło mi to tak sprawnie :).

Zestaw black & white sprawdza się zawsze.

Urocze niezapominajki od mojej mamy.

Cały post ze stylizacją powyżej możecie zobaczyć tutaj.

To tylko jeden z wielu przepisów Agnieszki Maciąg, który wykorzystałam. W książce "Smak miłości" znalazłam pomysły na zdrowe, proste i pyszne potrawy przedstawione na pięknych zdjęciach, wykonanych między innymi przez wybitnego polskiego fotografa Roberta Wolańskiego.

Post ze zdjęciami powyższej stylizacji podobał Wam się najbardziej w tym miesiącu :).

A po więcej zdjęć zapraszam na Instagram :)

Presentation – H&M Conscious Collection

trousers / spodnie – Mango

jacket / żakiet – Zara

top / bluzka – Oysho

bag / torebka – COS

shoes / buty – Kazar

Na prezentacje kolekcji wybieram się znacznie częściej niż na tradycyjne pokazy mody, które zwykle zamieniają się przede wszystkim w wydarzenia medialne, a kwestia samych projektów schodzi na dalszy plan. Prezentacje trwają kilka godzin, rzadko kiedy prasa informowana jest o ich dacie i miejscu, nie znajdziemy też na nich wybiegu i pierwszych rzędów. Całość przypomina raczej niezobowiązujące spotkanie – ktoś może robić zdjęcia, inny gość utnie sobie pogawędkę z dawno niewidzianymi znajomymi, albo w zupełnej ciszy poobserwowuje prezentowaną kolekcję, robiąc przerwy na mały poczęstunek. Tak było również na prezentacji kolekcji H&M Conscious Collection, którą możecie już kupić w sklepach tej marki. 

Easter Party

     Dzisiejszy dzień poświęcę na sprzątanie, malowanie pisanek i ugniatanie ciast – wszystko musi być przygotowane na czas. W tym tygodniu miałam już okazję, aby przetestować nowe przepisy i podzielić się Wielkanocnym jajkiem. Ponieważ mało mamy okazji, aby spotkać się z dziewczynami w komplecie, to świąteczny piknik wydawał mi się idealnym pretekstem do złożenia sobie nawzajem życzeń i nacieszenia się własnym towarzystwem.

     Przygotowania poszły mi niezwykle sprawnie, co w moim przypadku praktycznie graniczy z cudem (mam najsłabszą pamięć na świecie i non stop o wszystkim zapominam, ale spisana wcześniej lista okazała się wybawieniem na moją przedwczesną sklerozę). Po przygotowaniu małych przekąsek i zapakowaniu wszystkich piknikowych akcesoriów jakie znalazłam w domu, musiałam już tylko "rozbić obóz" na ostatniej dzikiej polanie w moim mieście. Nie zdążyłam jeszcze zawiesić girlandy zrobionej z chusteczek i tasiemki, a już słyszałam dobiegające z daleka śmiechy i znajome głosy. Każda z dziewczyn przygotowała coś od siebie – jedzenia było tyle, że ledwo znalazłyśmy miejsce aby usiąść.

     Było to jedno z najmilszych "służbowych spotkań" i gdyby nie zachodzące słońce, zwiastujące nadejście chłodnego wieczoru, bawiłybyśmy się znacznie dłużej. Aż żal było nam kończyć imprezę. Na pocieszenie każda z nas wzięła po sporym kawałku mazurka Zosi do domu, a Gosia obdarowała nas jajkami od kur z kaszubskiego gospodarstwa. 

Moja ulubiona świąteczna tradycja to "walka na jajka". To jajko, które przyżyje najwięcej stuknięć wygrywa. Tym razem zwyciężyła Gosia.

A tu trochę mniej oficjalna wersja zdjęcia grupowego :)

Wesołych Świąt dziewczyny! :)

9th Warsaw Half Marathon. It hurts? Well… it has to!

I made it, I ran the Warsaw Half Marathon. After two days I’m able to walk again. Monday was one of the worst days in my life, but despite the pain I know that I did my best and it was worth it. I didn't expect to do so well. During my trainings I was constantly repeating to myself- 21 kilometers, pfffff it will be wonderful! I can do it! When I finally stood on the starting line only one question came across my mind – Oh boy! what am I doing here? Despite my doubts, thanks to incredible atmosphere, excellent organization, huge turnout of runners and supporters I managed to reach finish line in time I had never dreamed of.

Udało się! Przebiegłam półmaraton Warszawski! Po dwóch dniach od wykonania tego wielkiego wysiłku jestem już w stanie znowu chodzić, ale pomimo bólu wniosek jest tylko jeden – było warto i dałam z siebie wszystko! Nie spodziewałam się, że tak dobrze mi pójdzie. W trakcie przygotowań, przez cały czas powtarzałam sobie "cudownie jest przebiec 21km! Pff! Co to dla mnie?", ale gdy stanęłam na starcie w mojej głowie pojawiało się tylko jedno pytanie "O rany! Co ja tu robię?!". Wbrew swojemu zwątpieniu, głównie dzięki niesamowitej atmosferze, rewelacyjnej organizacji i ogromnej frekwencji biegaczy i kibiców, udało mi się osiągnąć czas, o którym nawet nie marzyłam – 1:54:03. 

Grupowe rozgrzewki wyglądały imponująco. W biegu wystartowało 11 tysięcy biegaczy.

Tuż przed startem miałam ochotę odwrócić się i pobiec w drugą stronę.

top – adidas / shorty – H&M / buty i czapka – Nike

Pokonując kolejne kilometry na trasie mijałam różne atrakcje – grające orkiestry, dopingujące grupy ludzi, motywujące banery. Po prostu całe miasto imprezowało :)!

Victor Kipchirchir z Kenii z czasem 01:00:48 pobił rekord Półmaratonu Warszawskiego. To był najszybszy bieg na dystansie 21,097 km w historii Polski. Imponujący czas, ale niech lepiej uważa, w przyszłym roku zamierzam zrobić lepszy :P!

Na 15-16 kilometrze musiałam się zmierzyć z podbiegiem na ulicy Agrykoli. Kilkumetrowe, strome wzniesienie dało mi ostro w kość! Nie zatrzymałam się, ale było blisko. Po wczołganiu się na górę przez dobre 10 minut musiałam uspakajać oddech. Jeden z kibiców krzyknął w moją stronę, żebym się nie poddawała, bo już mam niedaleko – 5km. Miałam ochotę zawrócić i go zamordować – te 5km wydawało się wtedy dystansem nie do pokonania.

Biegnąc przez Tunel Wisłostrady echo roznosiło okrzyki dopingujących siebie nawzajem biegaczy – brzmiało to jak gladiatorzy nawołujący do walki. W tamtej chwili ze wzruszenia napłynęły mi łzy do oczu.

Pan powyżej pokonał półmaraton, wraz z córeczką, w około 1:30:00 :). Brawo!

Dla takich widoków warto stać na mecie.

Tego pana prosimy o podanie numeru telefonu. Jestem gotowa z nim poćwiczyć ;)

W każdym wieku można biegać, a ten pan na pewno zrobił lepszy czas niż ja!

Na metę wbiegłam zmęczona i obolała – miałam naprawdę dosyć (nawet zapomniałam wyłączyć zegarka, który mierzył mi czas). Po 13 kilometrze rozbolało mnie biodro, pod koniec biegu ból stawał się nie do zniesienia. Gdy docierały już do mnie czarne myśli, zauważyłam wielką tabilicę z hasłem "700 metrów do końca – BOLI? MUSI BOLEĆ!" To pozwoliło mi zebrać jeszcze resztki sił. Ta mała rzecz pomogła mi ukończyć bieg.

Kasia stojąc przy samej mecie miała okazję podziwiać wiele wzruszających scen. Jak ją zobaczyłam miała szkliste oczy, co na początku mnie bardzo zdziwiło, ale jak opowiedziała mi o wszystkich radosnych twarzach, które widziała, sama miałam ochotę się rozpłakać. Widok szczęśliwych, zmęczonych i pękających z dumy ludzi potrafi rozczulić każdego.

W biegu wzięła udział jedna z naszych Czytelniczek. Cieszę się, że mogłyśmy się poznać :).

Pełnia szczęścia :D!!! Chyba zasłużyłam na nagrodę (napewno będzie to coś słodkiego;)).

Mojej radości nie było końca, ale teraz czeka mnie jeszcze większe wyzwanie. Wiem jednak, że jeszcze nigdy nie byłam tak blisko przebiegnięcia całego maratonu :).