Święta, a tym samym dni wolne od pracy i szkoły, zbliżają się wielkimi krokami. To świetna okazja, aby spędzić więcej czasu na świeżym powietrzu (nawet jeśli na zewnątrz próżno szukać śniegu). Prawdziwe mrozy dopiero przed nami. Krótkie dni i długie noce będą nam się jeszcze dawać we znaki i minie sporo czasu nim sandałki będą jedyną częścią garderoby, którą będziemy musieli założyć przed wyjściem z domu. Jeśli jednak myślicie, że z tego powodu ogarnia mnie smutek, to się mylicie!:) Jestem fanką zimy i cieszę się ogromnie, że zaraz po Wigilii Bożego Narodzenia, wyjeżdzam z najbliższą rodziną za miasto i resztę świąt spędzam na tak zwanym "polskim biegunie zimna", gdzie klimat nie jest już tak łagodny jak nad morzem:).
Perspektywa spędzenia prawie całego dnia na zewnątrz (pomijając krótkie przerwy na kosztowanie świątecznych potraw), wymaga odpowiedniego przygotowania – nasz strój powinien być ciepły (lub superciepły) i wygodny. Nie możemy też zapomnieć o ochronie naszej twarzy i dłoni. Prawie trzy lata pracy nad blogiem nie poszły jednak na marne – wielokrotne wykonywanie zdjęć nawet przez dwie godziny w trakcie ostrych mrozów (na których musiałam zaprezentować akurat strój na Walentynki, lub inny, do którego nie pasowały buty Emu i pięć warstw swetrów), zmusiło mnie do wyszukiwania różnych sposóbów na uniknięcie zamarznięcia. Jako mistrzyni w walce z zimnem, z miłą chęcią powiem Wam, dlaczego sroga zima nie jest mi już tak straszna:).
Ciepły napój, to najlepszy sposób na rozgrzanie się, zarówno w domu jak i na zewnątrz. To co najbardziej lubię w zimie to możliwość spędzania wieczorów w towarzystwie dwóch rzeczy: dobrej książki i herbaty z cytryną, imbirem, malinową konfiturą i dużą ilością miodu.
Jeśli jednak musimy opuścić miękki fotel i spędzić trochę czasu na zewnątrz, niezastąpioną rzeczą okazuje się przedpotopowy wynalazek i ulubiony gadżet babć, czyli termos. Mój kupiłam w kawiarni Starbucks (niestety dawno temu) i towarzyszy mi on na każdych zdjęciach trwających dłużej niż pół godziny (czyli prawie na wszystkich :D).
Nigdy nie pamiętałam o tym, aby regularnie stosować krem do rąk, ale tej zimy postanowiłam to zmienić. Z pomocą przyszła mi wyjątkowo wydajna maść Hudosil Hud Salva (32 zł) do rąk i innych suchych miejsc na ciele. W ciągu dnia wystarczy wycisnąć z tubki odrobinę produktu o perłowym kolorze i mogę mieć pewność, że ręce będą dobrze zabezpieczone przed zimnem.
Wieczorami nakładam większą ilość maści, a następnie rękawiczki na około pół godziny – skóra rąk staje się dzięki temu miękka i dobrze nawilżona.
Przyczyną popękanej skóry na rękach jest nie tylko brak kremu, ale również stosowanie nieodpowiedniego mydła. W zimie warto zamienić zwykłe mydło na oliwne. Dużo lepiej sprawdzą się te w kostce. Ja polecam mydło Barwa za jedyne 8 zł :).
W ciągu roku nie używam podkładu (pomijając wielkie wyjścia, na których chcę wyglądać wyjątkowo dobrze;)), ale w trakcie długich zimowych spacerów, zjeżdżania na nartach, lub gdy temepratura na zewnątrz spada poniżej – 20 stopni muszę dodatkowo chronić skórę twarzy. Mieszam wtedy podkład z odrobiną tłustego kremu i nakładam na twarz, a dopiero później używam swojego MAC FIX (puder w kompakcie).
Niespodzianka nie do końca dotycząca walki z zimą! :) Nawet nie wiecie, jak bardzo cieszę się, że zdobyłam dla Was kod rabatowy na X-Lash jeszcze przed świętami (wiem, że wiele z Was na niego czekało). Kod rabatowy na Xlash 3ml to KASIAXLASH i uprawnia on do nabycia produktu w cenie 150zł (cena regularna to 199zł).
To teraz włączamy świąteczny film …
… gotujemy wodę do termofora…
… i nie zapominamy o kapciach. Gdy wchodzę zmarznięta do domu, samo patrzenie na mój puszysty szlafrok i miękkie kapcie sprawia, że robi mi się cieplej:).
Teraz pozostaje mi tylko czekanie na śnieg!