Last Month

 Wpis powstał we współpracy z marką Say Hi, Wild Hill Coffee, Momenty i Stag Warsaw. 

 

 Jutro ostatni dzień października. Usiadłam do tego wpisu przekonana, że prawie cały dzień jeszcze przede mną, ale nim się obejrzałam, w mojej kuchni zapadł zmrok. Wiem, że nikt nie pytał, ale gdybym miała wymienić jedną rzecz, którą w sobie lubię, to powiedziałabym pewnie, że jest to umiejętność podnoszenia samej siebie na duchu. W tych najgorszych momentach, które czasem wciąż wracają do mnie w snach, ale też w tych całkiem zwyczajnych, codziennych, bez większego znaczenia. Może dlatego tak bardzo lubię jesień? Bo każdego dnia mogę pielęgnować w sobie te zdolności?

  Ach! Jak bardzo chciałabym rzucić na Was piękny czar i Wam też poprawiać humor, gdy przychodzi gorszy czas. Czy nie byłoby cudownie gdybyśmy mogły się tym zarażać, tak samo szybko jak jesiennym przeziębieniem?  

  Mam nadzieję, że zostaniecie tu ze mną na chwilę – z kubkiem naparu czy herbaty. Zapraszam Was gorąco na tę fotorelację z minionych tygodni. 

 

 

Jak tu mieć zły humor skoro w końcu można zamienić letnie sukienki na takie miękkie zestawy? Moda jesienno-zimowa jest zdecydowanie bliższa mojemu sercu. 

Śliwki, masło, cynamon. Jedna z tych rzeczy, które są zdrowe i pyszne jednocześnie. 

Pierwsze poranki bez słońca. Ale z takim śniadaniem jakoś damy radę. 

Ostatnie gałązki świeżych ziół z mojego ogródka. Za tym akurat będę tęsknić przez zimę.  Hej Warszawo, ja tylko na chwilę. Kawa do ręki i pędzimy. Bardzo rzadko biorę udział w większych wydarzeniach, bo MLE i życie rodzinne pochłania mnie bez reszty. A więc, kiedy pod ramię z przyjaciółką idę zrobić relację z eventu, to mam wrażenie jakbyśmy tylko udawały, że jesteśmy prawdziwymi influencerkami.1. A to podobno najlepsze podkłady na świecie. Możecie przetestować w nowym butiku Chanel w centrum handlowym Westfield Arkadia. // 2. A co wybrała sobie Cajmel? // 3 i 4. Każdy detal (jak zwykle u tej marki) dopracowany do perfekcji. I jedno zdjęcie z super dziewczynami też się znalazło. Poznajecie je wszystkie?Dwanaście godzin w Warszawie. Ten hummus z kurkami w "Być może" to było naprawdę coś!
Jak ta Warszawa się pięknie zmienia!
Trochę zazdroszczę warszawiakom tego nowego miejsca :). Park Cafe na Mokotowie już otwarte!A tak właśnie się kończy wsiadanie do nie swojego ubera… Na zdjęciu widzicie odjeżdżające Pendolino do Sopotu. Niestety, beze mnie w środku. 
1.  Po prostu szczęście na zdjęciu. Przez chwilę mam Was wszystkich! // 2. Cynamon i jabłka w wersji deserowej. O przepis trzeba pytać moją mamę! // 3. Gdyby jesień miała swój magazyn wnętrzarski… // 4. Bo "work life balance" oznacza, że jednego dnia czujesz się jak dziewczyna Chanel, a drugiego dnia gonią Cię terminy i zamiast robić makijaż, szukasz kapci, które zjadł twój pies.//  Sztuka czasem budzi sprzeciw, chociaż częściej sama bywa narzędziem sprzeciwu. Ten obraz Goi miał zwrócić uwagę na społeczne nierówności. Domyśliłybyście się?

1. Kolejna odsłona naszych śniadań. Jogurt, płatki owsiane, trochę banana, mielone migłay, prażone orzechy laskowe i gorące jabłuszka z cynamonem i masłem. Żadne "cini minis" nie mogą się z tym równać. // 2. Sztuka jest narzędziem, które pomaga nam zrozumieć świat. Idzie to nam dużo sprawniej, jeśli tę sztukę umiemy odczytać, interpretować na własny sposób, osadzić w kontekście. Jeśli czujesz, że nie potrafisz uporządkować wiedzy, którą już posiadasz albo masz wrażenie, że to, co czytałaś wcześniej jest podane w przestarzałej, niezrozumiałej wersji, to zakochasz się w pięknie wydanej książce pod tytułem „Leonardo, Frida i przyjaciele” autorstwa Camille Jouneaux.

Pierwszy – elegancki i według schematu. Drugi – rozczochrany i z rozpiętym kołnierzykiem. 

Robimy selekcję, z której jak zwykle nic nie wynika. Wszystkie książeczki, które w trójkę zdecydowałyśmy się oddać, wróciły w magiczny sposób z powrotem na półkę.Pałac Ciekocinko zawsze wie jak o sobie przypomnieć. A październik to idealne miejsce na odwiedziny. No to w drogę!
…ale niezbyt długą. Mamy z Trójmiasta nową drogę i w godzinę jesteśmy na miejscu. Nawet kawa nie zdążyła wystygnąć!Taki to weekend był – słoneczny, chociaż chłodny. Wśród wesołych przyjaciół, ale daleko od zgiełku. No i z koszykiem, w którym po 4 godzinach chodzenia po lesie wciąż było więcej kanapek niż grzybów. 
A więc to tak mrówki widzą jesień.
W takich okolicznościach przyrody jakoś łatwiej wymyślać mi bajki o nowych przygodach Elsy i Anny (a mój sweter to ten model).  1. Gdy jest zimniej niż zapowiadali, a Ty masz w torbie tylko jeden sweter, więc wkładasz go nawet na grzybobranie. // 2. Gotowi na grzyby (których nie ma)? // A to krótki poradnik o tym czego NIE zbieramy na grzybach.     Ten okaz wyglądał tak kosmicznie, że przyglądaliśmy mu się dłuższą chwilę. Ktoś znajdzie w atlasie grzybów jego nazwę?
1. Patrzę w górę… // 2. I patrzę w dół. Jesień jest wszędzie. // Po co nam te wszystkie wykwintne desery, skoro i tak wszyscy marzymy o owocach pod kruszonką? 
A w Folwarku Jackowo załapaliśmy się nawet na jazdy dla całej rodziny. Im bardziej poznaję te rejony, tym mocniej się zakochuję. Polska jest piękna. Trzymam się myśli, że damy radę wrócić tu jeszcze w tym roku. Ciekawe jak będzie się tu prezentował pierwszy śnieg?Chyba nikogo nie dziwi fakt, że krajobrazy są najlepszą inspiracją. Marzą mi się w przyszłym sezonie kolorowe melanże w MLE. Co Wy na to? 1. Normalny dzień na "home-offisie". Za godzinę po pracowni dziewiarskiej nie będzie śladu. Wjedzie obiad, a potem przedszkolne zadania domowe. // 2. Mój nowy ulubiony zapach od marki Momenty . Już wiem, że ciężko będzie mi się przerzucić na sieciówkowe zapachy, gdy ten od Momentów się skończy. // 
Pomarańcza, gardenia, wanilia. To teraz tło dla mojej codzienności. Momenty to marka, która tworzy zapachy do domu – ich urocza założycielka od razu zrobiła na mnie dobre wrażenie. A jej produkty to teraz stały element w moim domu. Polecam!
Na zdjęciu tego nie widać, ale to był dla mnie wyjątkowy dzień. Zupełnie nie przywiązuję wagi do urodzin, ale to jak świętują je moje przyjaciółki i koleżanki, to dla mnie zawsze wielkie zaskoczenie i przyczyna wielkich wzruszeń :). 
Bo w Twoim domowym biurze masz od rana służbowe spotkania, ale dzień wcześniej gotowałaś na kolację kalafiora :D. Ten zapach jest trochę cytrusowy, a trochę w klimacie hygge. Świetna, nieprzytłaczająca mieszanka.  
1. Październik to miesiąc dzianin. Zresztą tak samo jak listopad, grudzień, styczeń, luty i marzec. // 2. Mamy w domu trzy początkujące baletnice. Jedna ma 37 lat ;). // Amarylisy i Modigliani. Monika i Asia, które czytają mi właśnie na głos wszystkie sprawy do omówienia. Zacznijmy od kawy!Odpowiadając na Wasze pytania: październikowe światło to najlepszy (i jedyny) filtr jaki nakładam na zdjęcia. Nas czeka wielogodzinna burza mózgów – to będzie kreatywny dzień! Nic mnie tak nie inspiruje jak praca w grupie. Mam wrażenie, że czasem wystarczy tylko wymienić się myślami, aby sprawy poszły w dobrym kierunku. Zazwyczaj pracuję w samotności, więc bardzo cenię sobie każde spotkanie w zespole. Robimy plan marketingowy do końca roku i dalej rozkmniianiamy tiktoka (ale idzie to bardzo opornie ;)).  Ten zestaw mogłyście zobaczyć tutajWitamy nową jesieniarę na pokładzie! Monika powiedziała mi ostatnio największy komplement: "dzięki Tobie polubiłam jesień". Jej pamięć w telefonie nie podziela tej opinii ;). – Co najbardziej lubisz nosić jesienią? 
– Dynię.Ten moment, gdy ktoś podchodzi do Twojej koleżanki, aby zapytać o to skąd ma sweter, a ten sweter jest z Twojej marki. 
Fikka. Na pokrzepienie. Świetne miejsce w samym sercu Gdańska. 
Poza tostem z awokado polecam Wam brukselkę na puree dyniowym… przepyszne, ale zanim zdążyłam zrobić zdjęcie do tego wpisu – wszystko zjadłam!1. Ten poranek, gdy zaczynasz dzień od… zapalenia światła. // 2. Południowy wiatr Araponga idealnie budzi każdego ranka – zwłaszcza gdy na zewnątrz wciąż egipskie ciemności. Jeśli lubicie bezkofeinową to polecam  kawę.  // Wild Hill Coffee to kawa, którą wybieram już od wielu, wielu miesięcy. Oczywiście mam swój ulubiony gatunek i bardzo mi smakuje. Ale jestem jej wierna też z innego powodu. Kawy od Wild Hill Coffe są organiczne, uprawiane bez pestycydów, z poszanowaniem ekosystemu oraz zdrowia ludzi pracujących na plantacjach. Do jej produkcji wybierane są wyłącznie ziarna, które spełniają najwyższe standardy, a ich jakość potwierdza tytuł "specialty". Ziarna palone są w średnim stopniu w rzemieślniczej palarni w Warszawie. Ziarna z tej marki są regularnie poddawane badaniom na obecność szkodliwych substancji. Dla dociekliwych podaję wyniki badań laboratoryjnych: Ochratoksyna A: Poniżej granicy wykrywalności (<0,5 μg/kg) we wszystkich badanych próbkach. Zgodnie z przepisami Unii Europejskiej, również obowiązującymi w Polsce, maksymalna dopuszczalna ilość ochratoksyny A (OTA) w kawie różni się w zależności od jej rodzaju. Dla kawy ziarnistej i mielonej limit ten wynosi 5 μg/kg, natomiast dla kawy rozpuszczalnej jest dwukrotnie wyższy i wynosi 10 μg/kg. Akryloamid: Średnia zawartość akryloamidu w badanych próbkach wyniosła 245 μg/kg, co stanowi wartość znacznie poniżej dopuszczalnych norm (dla kaw ziarnistych i mielonych jest to 400 μg/kg, a dla kaw rozpuszczalnych do 850 µgkg/. A także 500 µg/kg dla substytutów kaw ze zbóż i aż 4000 µg/kg dla substytutów kaw wytworzonych z prażonej cykorii.). Najważniejszym powodem, dla którego powinnaś kupować kawę "specialty" nie jest smak, a ochrona Twojego zdrowia.   1. Raz, dwa, trzy… dzisiaj kawa na wynos. // 2. Te najdłuższe minuty w ciągu dnia. Czekam na parzącą się w kawiarce kawę. // "Południowy Wiatr Araponga" ma nuty czekolady, prażonych orzechów laskowych. To 100% Arabika z ekologicznej plantacji rodzinnej rozciągającej się na malowniczych wzgórzach niedaleko Araponga w regionie Minas Gerais. Z kodem MLE1024 dostaniecie 10% rabatu na wszystkie kawy (ważny do 24 listopada). Jesienią żaden Paryż mi niepotrzebny. Sopot jest teraz równie oszałamiający. Naprawdę w to wierzę! (ta torebka jest naprawdę pięknie wykonana – to polska marka Stag Warsaw). 
I kolczyki od tej samej marki. Mam je od lat! A jeśli torebka lub kolczyki Wam się spodobały, to łapcie kod rabatowy od marki – hasło MLE15 daje 15% rabatu na wszystkie kolekcje, będzie ważny do 10 listopada.
Sopot i Państwowa Galeria Sztuki. Nasz ulubiony cel spacerów. "Chcemy całego życia". Ta wystawa bardzo mnie poruszyła. Po wyjściu ogarnęło mnie niestety uczucie, że idą na nią ci, którzy w gruncie rzeczy nie muszą, bo wszystko to widzą i czują. Za to ci, którzy powinni na nią pójść, aby coś zrozumieć, nigdy tego nie zrobią. 
"Malarki to żony dla malarzy". Sztuka feministyczna może przybierać różne formy. Wiecie co to "prace niewidzialne"?Niby się śpieszymy, ale jak można omijać te widoki i nie zatrzymać się na chwilę. Ja nie żartuję, gdy mówię, że polskie marki są naprawdę najlepsze. Płaszcz mam od lat. To 303 avenue. Torebka, jak już wcześniej pisałam, jest od Stag Warsaw. Botki to Kazar. A sweter, wiadomo – MLE Collection. 
Tyle tu liści co turystów w lecie ;). 
Już nie pamiętam czy to zdjęcie zrobiłam o szóstej rano, czy o osiemnastej wieczorem.  – Puk, puk, kochanie, co Ty tak długo robisz w łazience? Urodzinowe ostatki. Nowe seriale o kowbojach, to nie tylko inne podejście do kobiecych ról… to także odpowiedź na tęsknotę za prostym życiem… A przy okazji inspiracja dla świata mody i reanimacja stylu, który lata świetności miał już za sobą. Premiera nowego sezonu Yellowstone już niedługo, a póki co odsyłam Was do artykułu na ten tematKolejny raz łóżko pełniło rolę mojego osobistego stylisty. Uwielbiam te zaginione paczki. Podobno numer listopadowy już jest dostępny, ale ja z przyjemnością zajrzę wpierw do tego październikowego. Jestem trochę chora, ale nadal łatwo mnie rozśmieszyć. Wystarczy jeden mem o matkach przedszkolaków, które zapomniały kasztanów i gotowe. Coś dla skóry, coś dla ciała i coś dla umysłu. Dopadło mnie mocne przeziębienie, a to oznacza zero makijażu przez kilka dni. Efekt? Skóra od razu wygląda lepiej :D. A może to jednak zasługa serum od Say Hi? Glazed Skin to mleczne serum wzmacniające barierę z peptydem i ceramidami. To produkt wielozadaniowy: serum do twarzy, emulsyjny tonik, esencja nawilżająca oraz rozświetlające serum pod oczy. Skóra po jego użyciu nabiera mega blasku (trochę jak po tych maskach pokazywanych teraz na Instagramie – cera mieni się jak tafla szkła). Używam je w duecie z kremem Bright Vibes, który wiele razy Wam już pokazywałam.  Super produkt na miarę nowych czasów. Jeśli chciałybyście go wypróbować to z kodem MLE20 otrzymacie 20% rabatu na wszystkie produkty poza zestawami (będzie aktywny od 30.10 przez cały listopad).Chciałam pokazać Wam ten słynny "glow" który daje serum od Say Hi, ale jest już tak ciemno, że nic nie widać. Musicie same sprawdzić ;).  Kolejny poniedziałek. Kolejne ciasto marchewkowe. Korzystam z tego przepisu Zosi (ale zawsze daję połowę podanej ilości cukru). Połowę zjemy teraz. Druga połowę zjem ja gdy wszyscy pójdą spać :). Ulica Świętego Ducha. Spacery po niej, razem z tatą, to jedno z moich najwcześniejszych wspomnień. Wiecie, że z urodzenia jestem gdańszczanką i w gruncie rzeczy ciężko mi zdecydować czy bardziej jestem z Sopotu czy z Gdańska? Motyla noga! A myślałam, że został mi jeszcze jeden łyk!
 Liściopad nadchodzi. Czas na miesiąc szarości, chłodnych błękitów i perłowego światła. Słońce będzie coraz niżej, ale poradzimy sobie z tym. Dziękuję za Waszą uwagę i zapraszam w każdy ponury dzień, który Was spotka. I w te pozostałe także!

 

*  *  *

 

 

Październikowe umilacze dla zagubionej jesieniary

Wpis powstał we współpracy z marką Health Labs Care, Awesome Cosmetics, Topestetic, Olinii i AMZ.  

 

Widziałam wczoraj takiego mema na Instagramie: na tle pięknego jesiennego obrazka, z czerwieniącymi się na drzewach liśćmi, widnieje napis „My favorite season is when all the mosquitos are dead”. Trochę uśmiechnęłam się pod nosem, bo oczywiście też nie przepadam za komarami, ale coś w środku mnie zakłuło. Miłość do jesieni stała się czymś, z czego coraz częściej się naśmiewamy. Cynizm dopadł nawet jesieniary – te niepoprawne optymistki, które potrafiły docenić krótkie deszczowe dni, spadek energii, niedobór witaminy D, stanie w niekończących się korkach, wkładanie na siebie kilkunastu warstw ubrań, mokre psie łapy po każdym spacerze, za słodki syrop dyniowy w kawie, który składem przypomina proszek do prania czy ciągłe narzekanie innych, że przed nami kilka miesięcy Mordoru.

  Ha! Idę o zakład, że większość z Was po przeczytaniu tego akapitu pomyślała sobie: „a ja i tak lubię jesień”! I bardzo dobrze! Być może niektóre jesienne banały, które podnosiły nas na duchu w ostatnich latach, potrzebują małych przeformułowań i uaktualnień, ale w głębi duszy wiemy przecież, że nie ma nic fajniejszego niż „hygge” i „sweater weather”.

  W dzisiejszych umilaczach znajdziecie sporo moich osobistych poleceń – niektóre z nich są o tym czego nie oglądać i czego nie robić, ale większość to po prostu praktyczne sposoby na to, aby ta pora roku była jeszcze odrobinę fajniejsza.

Gdy chcesz zrobić remanent w szafie, ale wszystkie Twoje swetry cały czas świetnie się trzymają więc żadnego się jednak nie pozbywasz… (na sobie mam ten sweter i te spodnie)

 

Co warto obejrzeć w deszczowy jesienny wieczór?

  Pytacie mnie często czy obejrzałam „Emily w Paryżu” (ok, tak naprawdę zapytała mnie jedna osoba i to dawno temu, ale jednak temat gorący, więc skorzystam z okazji aby się wypowiedzieć) i niestety oglądałam, oglądam i pewnie będę oglądać dalej, jeśli pojawi się nowy sezon. Nie wiem dlaczego i nie wiem po co – to samo pytanie zadaję sobie wtedy, gdy z jakiegoś powodu wejdę na Tiktoka. I podejrzewam, że odpowiedzi byłyby w obydwu przypadkach podobne. Przy całym przebodźcowaniu dzisiejszego świata, nasze mózgi chyba po prostu szukają czegoś, co pozwoli im się na chwilę wyłączyć. Jeśli więc macie dziś ochotę nie myśleć, to ze wszystkich streamingowych nowości Emily z pewnością Was nie zawiedzie.  

 

Bulion i inne namiętności.

  Ale jeśli chciałybyście obejrzeć coś, co nie będzie jedynie kompulsywną przyjemnością, to polecam Wam gorąco „Bulion i inne namiętności” z genialną Juliette Binoche. Oglądając ten film czujesz się trochę tak, jakbyś cofnęła się do dziecięcych lat, gdy mama gotowała w domu obiad, a Ty trochę jej pomagałaś, trochę obserwowałaś, trochę myślałaś o własnych sprawach, ale przede wszystkim czułaś spokój. No i zaostrzał Ci się apetyt.  Każda scena jest w tym filmie jak starannie przygotowane danie, które rozpływa się w ustach i pozostawia głęboki ślad w pamięci. Ale za pięknymi obrazami kryje się też (a jakżeby inaczej…) przesłanie – warto dbać o to, aby każdy dzień był ważny, aby pojawiały się w nim przyjemności, aby pracować na lepsze jutro. Nawet jeśli nie mamy pewności czy nadejdzie. Polecam każdemu, kto uwielbiał „Makłowicza w podróży”, „Francuskie wędrówki Julie” czy film „Czekolada”.  

 

Nie bagatela ta bagietka.

  A skoro już mowa o Francji i francuskim jedzeniu –  Marka Moschino postanowiła zadrwić z poważnych projektantów i wypuściła do sprzedaży torebkę łudząco przypominającą bagietkę. Oczywiście model ten stał się natychmiast wiralem na TikToku. Cena takiego wypieku z tkaniny to 1035 euro. Ja jednak wybieram tańszą i jadalną wersję ;).

 

Jak prać wełniane swetry w domu?

  Dla wszystkich tych którym hashtag „sweater weather” odbija się już czkawką – wiem, że nowoczesne pralki posiadają tryb prania wełny, ale nie mam do tego wynalazku zaufania. Jakieś pranie na kilkanaście razy zawsze kończyło się katastrofą. Dlatego jeśli sweter ma w składzie ponad 50% naturalnej wełny to szukam innych rozwiązań. Pewnie doskonale wiecie, że wełna nie łapie brudu ani zapachu dlatego można ją czyścić o wiele rzadziej niż na przykład swetry z bawełny (o tych z akrylu nie wspominając – one niestety podkreślają wszystkie „naturalne”zapachy). Co jakiś czas jednak trzeba je przecież wyczyścić, a nie każda z nas chce regularnie korzystać z pralni chemicznej. Przedstawiam Wam więc mini poradnik z moimi wypracowanymi patentami na pranie wełnianych swetrów w domu. 

1. Wspominałam już, że najlepiej jest prać swetry jak najrzadziej? Dobrze, już dobrze, chciałam się tylko upewnić, że jesteście zdecydowane!  

2. Napuszczamy wody, najlepiej do wanny (z doświadczenia wiem, że nawet największa miska jest w trakcie płukania za mała). Temperatura wody nie powinna być cieplejsza niż naszego ciała – 25 stopni całkowicie wystarczy.  

3. Nalewamy odrobinę płynu do prania wełny, ale jeśli zapomniałyśmy go kupić, to równie dobrze sprawdzi się… nasz szampon, o ile ma w miarę delikatny zapach.  

4. Wkładamy swetry i delikatnie je namaczamy, trochę więcej uwagi możemy poświęcić przybrudzonym rękawom lub golfom, ale dobrze jest sobie wyobrazić, że kąpiemy kotka ;).  Naturalna przędza jest delikatna – nie męczymy jej!

5. Płuczemy swetry w wodzie o podobnej temperaturze, w której były prane (zbyt duże różnice będą szokiem dla przędzy ;)).

6. Swetry wyciągamy z wody w formie kulki, pod żadnym pozorem ich nie wykręcamy ani nie wyżymamy. Taką swetrową kulkę ściskamy delikatnie, aby odsączyć nadmiar wody (powinno to wyglądać trochę jak odsączanie twarogu). Taką kulkę odkładamy na kilka minut w miejsce gdzie nadmiar wody może spokojnie ściec. Najważniejsze aby sweter po zetknięciu z wodą w żadnym momencie nie został rozciągnięty. W przeciwnym razie obciążone wodą włókna pod wpływem grawitacji rozciągną się i stracą pierwotną formę.  

7. Następnie rozkładamy swetry na ręczniku (jeśli macie ogrzewanie podłogowe w jakiejkolwiek części mieszkania, to można na niej rozłożyć pranie. Zostawiam swetry na ręczniku przez noc, a potem rozkładam na płasko na suszarce.

8. Gdy wyschną funduję im jeszcze fryzjera takim grzebieniem – te z MLE wyglądają po takim SPA jak nowe.

Gdy nasza skóra czuje się niewyraźnie.

  Witamina C to nasz pierwszy wybór, gdy chcemy zadbać o odporność jesienią. Od kilku lat wiemy też, że nasza skóra potrzebuje jej tak samo mocno. Z początku rynek kosmetyczny musiał się mocno natrudzić, aby zamknąć wszystkie jej właściwości w słoiku, ale dziś pojawiają się już produkty, które potrafią  wykorzystać jej potencjał. Serum TetraVIT C od Health Labs Care zawiera stabilną formą witaminy C o dużej „biodostępności”. Dzięki lipofilowemu charakterowi łatwiej przenika przez barierę naskórkową, niż czysta witamina C. Wyrównuje koloryt skóry, działa antyoksydacyjnie. Produkt zawiera też octan zingeronu – ten mało znany, a bardzo silny antyoksydant to innowacyjny składnik chroniący melanocyty przed mutacjami DNA wywołanymi przez działanie pUVA. Wykazuje większy potencjał antyoksydacyjny niż witamina E i resweratrol. Produkt jest świetnie opisany na tej stronie (są tam też podane wyniki badań potwierdzające skuteczność). Jeśli do tej pory nie włączyłyście do codziennej pielęgnacji serum z witaminą C to naprawdę warto to zrobić! 

 Z kodem MLE10 dostaniecie 10% rabatu na wszystkie produkty dostępne na stronie healthlabs.care (link ma już wgraną zniżkę i nie ma konieczności wpisywania kodu. A w dłoni trzymam mgiełkę odświeżająco nawilżającą – świetna gdy w połowie dnia marzysz o dodatkowym nawilżeniu). 

 

Cud na(uki)tury.

  Naukowcy od kilku lat przecierają oczy ze zdumienia – prozdrowotne właściwości oleju z czarnuszki znane są od wieków, ale wyniki rzetelnych badań i tak zaskakują. Odsyłam do artykułu Pana Tabletki i dodam tylko, że kolejne badania są w toku. Jestem ogromną zwolenniczką zasady „zdrowa żywność zamiast suplementów” i dlatego – zachęcona przez kilka autorytetów, postanowiłam rozpocząć picie jednej stołowej łyżki oleju z czarnuszki. Mój romans z czarnuszką trwa już czwarty tydzień i z każdym tygodniem idzie mi lepiej. O czym mowa? Podejrzewam, że większość z nas nie od razu rozkocha się w jej smaku, ale z czasem jej ostry smak staje się zdecydowanie mniej drażniący. Zamówiłam sobie też olej z lnu złocistego – piłam go kiedyś latami i żałuję, że przestałam (akurat ten produkt świetnie nadaje się do sałatek i tym podobnych). Polecam zajrzeć na stronę Olini aby poczytac o ich właściwościach (to według mnie najlepszy sklep do zamawiania olei – widać, że marka zna się na rzeczy i dba o to, aby w procesie obróbki nasion zachować jak najwięcej wartości odżywczych).  

Przy okazji mam dla Was kod MLE, dający 12% zniżki do końca października (ważna informacja – kody łączą się z promocjami na stronie Olini, więc korzystajcie). 

Moje wymarzone drugie śniadanie na odporność: kasza jaglana na mleku, śliwki duszone z cynamonem, łyżka miodu, trochę mielonych migdałów i podprażone orzechy laskowe (trzymam je w słoiku oczywiście – nie chciałoby mi się na śniadanie prażyć orzechów), jogurt. 

 

Z tej strony mówi 37-letnia Kasia.

 Sklep Topestetic (na pewno kojarzycie to miejsce, w którym kosmetolog jest dostępny bezpłatnie dla każdego i pomaga nam dobrać idealną pielęgnację) z okazji swoich jedenastych urodzin stworzył nową kampanię i zaprosił mnie do wzięcia udziału w szybkiej akcji. Mam odpowiedzieć na pytanie co powiedziałabym samej sobie sprzed lat. W pierwszym odruchu pomyślałam, że pewnie zaczęłabym od słów: „uspokój się i zatrzymaj przez chwilę!”, ale po chwili całkowicie zmieniłam zdanie. W modzie jest teraz zachęcanie wszystkich (z samą sobą włącznie) aby zwolnić, nie brać wszystkiego zbyt poważnie, odpuścić. Ale łatwo to mówić z perspektywy osoby, która przeżyła wiele przygód, miała okazje popełniać błędy i je naprawiać, a dziś z dumą patrzy na efekty swojego zaangażowania i wytrwałości z przeszłości (nawet jeśli przede mną wciąż wiele pracy). Tej młodszej Kasi powiedziałabym więc: goń za swoimi marzeniami, póki masz zdrowie i chęci po prostu chwytaj życie i pracuj bez wytchnienia nad tym, co dla Ciebie ważne. Nadejdzie przecież taki dzień, w którym już nie będzie Ci się tak chciało, Twoje życie się zmieni, a codzienne obowiązki zmienią nie do poznania. Im mocniej będzie się teraz starać, tym łatwiej zrozumiesz potem, że ważne są dla Ciebie też inne rzeczy, a czerpanie przyjemności ze zwykłej codzienności będzie banalnie proste. Tutaj możecie obejrzeć film z ambasadorką marki Magdaleną Różczką, a tu z Melą Koteluk i tu z Martą Wojtal – one także jako przyjaciółki Topestetic wzięły udział w tej kampanii. A Ty? Co chciałabyś powiedzieć samej sobie sprzed lat? Jestem bardzo ciekawa Twojej perspektywy. 

W mojej łazienkowej szafce zawsze znajdzie się jakiś produkt od Topestetic. Na ten moment będzie to ten żel do oczyszczania z witaminą C i DMAE. Jest bardzo wydajny, rewelacyjnie radzi sobie z makijażem i pięknie pachnie (kosmetyki Jan Marini już nie raz polecałam Wam we wcześniejszych wpisach na moim blogu). Oraz ten krem przeciwzmarszczkowy z kwasem mlekowym od duńskiej marki Beaute Pacifique – ta marka słynie też z najlepszych kosmetyków z retinoidami. Na kosmetyki Beaute Pacifique mam dla Was 20% rabatu – kod: BP20 ważny jest do 20.10.2024r. (promocje nie łączą się). Topestetic to miejsce w sieci, które przez lata nauczyło mnie, jak powinna wyglądać dobra pielęgnacja kobiety po trzydziestce.

 

Jesień i dobra muzyka są jak pistacje i biała czekolada: para idealna!

  Człowiek może wychodzić ze strefy komfortu, uczyć się montować nagrania, nieudolnie ćwiczyć dykcję, aby wyjść naprzeciw oczekiwaniom współczesności i móc zaproponować obserwatorkom artykuły w formie podcastów… a potem okazuje się, że więcej obserwujących na Spotify'u mają moje składanki :D. No więc, wspomnę tylko, że pojawiła się nowa playlista, którą przygotowałam specjalnie na nasz PR-owy wyjazd z MLE. Myślałam, że wśród modnych i nowoczesnych kobiet moja stara dusza nie znajdzie sprzymierzeńców, a jednak – co rusz, ktoś pytał o to gdzie można znaleźć playlistę, która leciała w trakcie kolacji. Pomyślałam, że może Wam tez umili jesienne popołudnia czy pracę przed laptopem. Enjoy!

Mikro… co?

  W sumie to żadne zaskoczenie, że nasza skóra potrzebuje podobnego odżywiania co nasze ciało. Było już o witaminice C i oleju z czarnuszki, więc przyszedł teraz czas na kolejne hasło, które od kilku lat rozgrzewa naukowców do czerwoności – mikrobiom. To biliony mikroorganizmów, które żyją na naszej skórze i wnikają aż do warstwy podskórnej. To bakterie, grzyby, wirusy, roztocza. Każdy człowiek ma inny mikrobiom skóry, ponieważ jest on zależny od indywidualnych czynników, takich jak m.in. pH, grubość skóry czy ilość i jakość owłosienia. Dlaczego jest ważny? Bo tworzy warstwę nazywaną mikrobiotą naskórkową. Jeśli jest prawidłowa, czyli zachowuje równowagę, skóra nie jest narażona na stany zapalne, zaskórniki, podrażnienia. Równowaga mikrobiomu to też równowaga hydrolipidowa – ważna dla nawilżenia i nawodnienia, a w konsekwencji dla spowolnienia procesów starzenia się skóry. W tej równowadze pomaga odpowiednia, codzienna i regularna pielęgnacja, wykorzystująca certyfikowane pod kątem mikrobiomu skóry kosmetyki. Polska marka Awesome Cosmetics posiada certyfikowaną przez akredytowane laboratorium badawcze kolekcję Mikrobiom. To teraz mój krem na dzień. Kod KASIA30 da Wam 30% rabatu na wszystko z wyłączeniem zestawów (ważny do 20 października). 

 

Jedni chcą go zablokować, inni korzystają w najlepsze.

  Temat, który chyba wszystkich rodziców rozgrzewa do czerwoności – czy w szkołach (chociaż podstawowych) powinien pojawić się zakaz korzystania z telefonów? Czy dzieci powinny mieć dostęp do popularnych aplikacji przed ukończeniem pełnoletności? A jeśli tak, to w jakim wymiarze? Jesteście za czy przeciw?

  To trudne pytanie, na które coraz więcej państw próbuje znaleźć odpowiedź. Pod lupę wzięliśmy przede wszystkim Tiktoka. Problem stanowią przede wszystkim dwie rzeczy – pochodzenie aplikacji i treści, które są tam publikowane. USA podjęło w tym temacie drastyczne – w porównaniu do reszty kroki. Właścicielem tej najbardziej wpływowej sieci społecznościowej na świecie jest chińska korporacja ByteDance, którą służby amerykańskie oskarżają o współpracę z chińskim rządem. We wrześniu kongres przedstawił właścicielowi dwie opcje – albo sprzedaje Tiktoka amerykańskiej firmie (tak aby mogła sprawować nad nią kontrolę i między innymi dbac o dane użytkowników) ale aplikacja zostanie w Stanach Zjednoczonych całkowicie usunięta. Z kolei na początku tego roku Komisja Europejska nakazała usunięcie TikToka ze służbowych urządzeń wszystkim swoim pracownikom. Co będzie dalej? Zobaczymy.

 Nie czekając na odgórnie narzucone zmiany sama wprowadziłam do swojej rutyny regulacje. Nie dotyczą one natomiast tylko Tiktoka, bo akurat rezygnacja z tej aplikacji nie jest dla mnie żadnym problemem – algorytm wciąż nie potrafi wyłapać treści, które by mnie zaciekawiły. Postanowiłam – zgodnie z zaleceniami zastępów internetowych specjalistów – całkowicie zrezygnować z ekranów po godzinie 18.00. Wyjątki robię bardzo rzadko (na przykład dziś, aby móc dokończyć dla Was ten wpis :*). W każdym razie – ten mini odwyk naprawdę działa! Gorąco polecam spróbować wszystkim nocnym markom, które mają dość liczenia owiec.  

Ja wybrałam kołdrę AMZ z kolekcji Merino, tkóra wykonana jest w całości z surowców i materiałów pochodzenia naturalnego. Wypełnione zostały wełną alpejskich merynosów, dzięki czemu jest niezwykle gęsta i sprężysta. lekka i ciepła. Wełna MERINO hamuje rozwój bakterii, jest antystatyczna i odporna na pochłanianie zapachów. Ja wybrałam kołdrę całoroczną. 

 

Jesienią wieczory i noce są dłuższe…

  Czy dobra pościel może poprawić jakość snu? Wydaje się, że nie, ale jak w takim razie wytłumaczyć fakt, że ta źle dopasowana, sztuczna, szeleszcząca czy za lekka potrafi ten sen znacznie pogorszyć? Wiem, że czasem łatwiej jest wejść do multibrandowego sklepu i po prostu wybrać pierwszy lepszy produkt. Ale od czego macie influencerki, które wertują różne możliwości i pokazują Wam to, co według nich jest najlepsze? A jeśli chodzi o pościele, to Polska jest tu prawdziwym wymiataczem. Marka AMZ robi najlepsze pościele na świecie, ale swoje produkty szyje u nas. Jeśli szukacie kołdry czy poduszek, uwierzcie mi – lepszych nie znajdziecie nawet na księżycu.   

Jesień jest trochę jak nasza najlepsza przyjaciółka. Trudno zaprzeczyć, że ma wady, czasem bywa denerwująca, ale to właśnie w jej towarzystwie najbardziej lubimy siedzieć w dresach i cieszyć się ze zwykłych rzeczy. Myślę, że z takim podejściem nawet te trochę zagubione jesieniary znów przypomną wspólne, fajne chwile. Dziękuję, że dotrwałyście do końca wpisu – poruszam tu kilka tematów i czekam na Wasze opinie w komentarzach! 

*  *  *

Last Month

Wpis powstał we współpracy z Krosno, BasicLab, Apimelium oraz zawiera lokowanie marki własnej i linki afiliacyjne. 

 

  Czasem trzeba coś stracić, aby to docenić. Wiem, że to banał porównywalny z tekstami typu „och, dopiero dochodzi siedemnasta, a już się ściemnia”, ale tej jesieni naprawdę to widzę. To niesamowite, jak zmienia się sposób postrzegania, gdy po długim czasie wracasz do czegoś, co kiedyś śmiałaś nazywać pracą, a dziś mam wrażenie, że pisząc „Last Month” funduję sobie najpiękniejszy relaks.

  Jeśli macie więc ochotę zapytać dlaczego ten wpis pojawia się tak wcześnie, to już śpieszę z odpowiedzią. Po tym miesiącu wypełnionym po brzegi wyzwaniami i nerwami, naprawdę nie mogłam się doczekać momentu, w którym wrócę do mojej blogowej rutyny. Tym bardziej, że na zdjęciach widzę te wszystkie miłe momenty, które pozwalały mi utrzymać równowagę. Ach! Naprawdę już nie mogę doczekać się października – nie oczekuję od niego niczego więcej poza tym, aby było taki, jak zawsze! 

 

1. Dzień dobry w pierwszy chłodniejszy poranek! Jeszcze udaje mi się przemycać tę letnią spódnicę do codziennych strojów // 2. Co mówi cała północna półkula ziemska w pierwszy dzień jesieni? "Jemy jabłka z cynamonem!". // 

A tu jeden dzień, który ukradliśmy latu. Wrześniowe plażowanie to jedno z tych przeżyć, które są kwintesencją nostalgii. 

1. Mój ukochany stylista – łóżko. To ono przedstawia mi zawsze różne propozycje zestawów ;). // 2. Wiecie, że na podstawie takich próbników bardzo ciężko stwierdzić, który kolor będzie dobrze wyglądał w danej przędzy? Błękitne swetry to moje wielkie wiosenne marzenie – może Wy podpowiecie z numerem? //Jeden z wrześniowych poranków, który wyglądał jak w firmie kurierskiej. Trzeba było wybrać rower zamiast samochodu!1. Komplet dzianinowych dresów MLE, dzięki którym jesienne szare dni wydają się jeszcze fajniejsze! Dostępna jest także wersja w kolorze ecru (spodnie i swetry można kupować osobno).  // 2. Tego dnia na śniadanie podano idealną mieszankę stresu i ekscytacji. Ruszamy z kampanią jesień/zima 2024/25. Po prawie rocznej pracy widzimy jej efekty w pełnej krasie, w studyjnym świetle i w pięknych stylizacjach. Wszystko jak zawsze, uszyte w naszej pięknej Polsce. // Co ten makijaż i płaszcz jak z hollywoodzkiego filmu mogą zrobić z człowieka, którego codzienna "operacja stylówa" polega na umyciu zębów…   Pamiętacie to magiczne miejsce z najlepszym dizajnem, które poleciłam? Futureantiques zapewnili nam najlepszą scenografię, którą chętnie zabrałybyśmy do naszych mieszkań. Backstage.Praca w MLE to na pewno niesamowita możliwość rozwoju, ale wynikająca z wielu przeszkód, które trzeba pokonać :D. Moja mina na tym zdjęciu mówi wiele – niby jest kampania, a my cieszymy się z efektów pracy, ale ja już wiem, że jedna trzecia produktów nie wejdzie w planowanym terminie ;). Wszystkie daty wejść poszczególnych produktów, znajdziecie w tym wpisie.A ten sweter wraca ze mną po sesji do domu!
Jeśli chciałybyście posłuchać o tym, jak wygląda praca nad kolekcją od kulis, to zapraszam na nowy odcinek mojego podcastu. Tutaj znajdziecie link – moją gościnią wyjątkowo jest Asia!
Kto dziś czuje się tak jak Portos?   Gdyby wrzesień był zdjęciem.Moje najlepsze jesienne zakupy od ukochanego NarcyzaMój ulubiony i najbardziej uniwersalny wazon od polskiej marki Krosno. Wyciągam go z kredensu, aby dać upust swoim jesieniarskim zapędom.  1. Parcie na szkło nie mija z wiekiem. // 2. Królewna Śnieżka chyba by się skusiła…  //Po pracy układasz w wazonie gałęzie jabłonki i możesz nazwać tę chwilę relaksu „współpracą reklamową”.  Dziękuję Krosno za odskocznie od codziennych obowiązków i pretekst, aby przez chwilę robić w skupieniu to, co kocham. Mój najbardziej uniwersalny wazon nazywa się „Home” i ma 20 centymetrów wysokości. Z kodem KASIA20 otrzymacie 20% rabatu na nieprzecenione produkty w sklepie krosno.com.pl a z kodu możecie korzystać do 11 października. 
Szarości i kremy. Stoję z zimną już kawą w dłoni i czekam na koleżanki z Zespołu. Ja proponuję, że może być Starbucks, jeśli im bliżej, i tak mi miło, gdy zawsze słyszę: a możemy u Ciebie? :)
Weekendowy spacer, mimo sztormu. 
Gdy nie musisz już układać włosów, bo wilgoć i tak zrobi z nimi to, co chce.  Złowrogie widoki.
W drodze powrotnej trzeba jeszcze kupić składniki na ciasto marchewkowe. W ponure wieczory gotowanie i pieczenie w domu wydaje się najcudowniejszą opcją na świecie.  Na styku lata i jesieni.Wystawę obrazów Andrzeja Umiastowskiego możecie zobaczyć w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie jeszcze do 6 października.
Nie będę nikomu mydlić oczu – wyście z dziećmi do galerii czy muzeum wymaga innej kontemplacji i skupienia, niż oglądanie obrazów w towarzystwie samych dorosłych. To wyzwanie i odpowiedzialność, ale też okazja do poznania nowych rzeczy i zasad społecznych. Rodzice tłumaczą, że w takim miejscu inaczej się zachowujemy, dzieci widzą, że rodzice faktycznie zachowują się inaczej, że atmosfera ma w sobie coś niecodziennego, a docierające bodźce wymagają innego typu uwagi. Plusy są takie, że napewno się nie zasiedzimy i będziemy w domu szybciej niż zakładaliśmy ;). Ale warto podjąć ten wysiłek – zapewniam, że będziecie zaskoczeni jak wiele widzą i rozumieją Wasze dzieci. A to nowa interpretacja "A Bigger Splash" Hockney'a.W Trójmieście ponuro, mokro, ale mimo wszystko miło i spokojnie. Ludzie siedzą w kawiarniach, niektórzy nawet wybrali stoliki na zewnątrz, chociaż siąpi deszcz. ​Front, który wyrządził w południowej Polsce tyle szkód, z Pomorzem obszedł się bardzo łagodnie. Chciałabym napisać, że te więdnące róże i nasze ubrania to pierwsze oznaki jesieni, ale szczerze mówiąc ta aura kojarzy mi się raczej z połową listopada ;). 
Do pierwszej kropli w kaloszu ;).Wrzesień był pełen uniesień, ale ekscytacja, która towarzyszy mi gdy wracam do kochanego domku – ach, to są dopiero emocje!
Park Oliwski we wrześniowej odsłonie. Moje serce jesieniary bije mocniej.
Gdy chcesz wyjść z domu w piżamie, ale jednak trochę głupio. Ten dzianinowy zestaw jest jak ciepła miękka chmura. Moje wieczorne niezbędniki – szklanka wody (bo jeśli jej nie będzie na pewno obudzę w nocy z pragnienia), książka "Nie wiem" Filipa Springera, jedwabna gumka do włosów i serum z retinalem na noc (od Basic Lab). Kto jest w teamie "wiąże włosy na noc, aby rano mieć szansę je rozczesać"?
Jeśli do tej pory nie stosowałyście produktów z retinoidami to teraz – po lecie – jest najlepszy moment aby zacząć. Ale musicie pamiętać o tym, aby dobrze wprowadzić je do Waszej wieczornej pielęgnacji. Zaczynamy od aplikacji retinoidów co 4 wieczór przez 1-2 tygodnie, obserwujemy skórę i stopniowo zwiększamy częstotliwość. Nakładamy na oczyszczoną i osuszoną twarz (musi być zupełnie sucha) Tu uwaga: reakcja skóry na retinoidy często następuje po 2-3 dniach, także kiedy nakładamy pierwszy raz i na drugi dzień nie odczuwamy żadnej różnicy (większe napięcie czy lekkie złuszczanie) niech nas to nie zwiedzie i nie zachęci to szybszej aplikacji kolejnej dawki „bo moja skóra widocznie jest gruba". Trzeba cierpliwie poczekać. Ale warto, bo efekty po retinoidach zauwazy każdy.

Ja polecam Wam to serum z  0,05 % czystego retinalu. Kod rabatowy MLE daje niezmiennie 20% rabatu na zakupy w BasicLab. (Nie łączy się z innymi promocjami i nie obejmuje voucherów prezentowych).Kurtka ma minimum sześć lat (kupiona w MaxMarze), sweter to MLE sprzed trzech albo czterech sezonów. Oficerki podpatrzone dawno temu u koleżanki, ale widzę, że są w stałej ofercie Other StoriesTen widok mnie uszczęśliwia. 

Czy ta paczka ma za sobą spotkanie z dzikami? Nie do końca. Tak to właśnie wygląda, gdy dociera do nas paczka od Apimelium

Jeszcze ciepło, choć powoli zbliżają się jesienne chłody, już widać suche liście, chociaż wciąż oszałamia nas zieleń. No i ochota na herbatę z miodem jakby większa. Edycję o słodkiej nazwie "Schyłek lata" można zamawiać przez wrzesień i październik. Znajdziecie w niej zapas miodu różnego rodzaju dla całej rodziny. Dziękuję Apimelium za ten prezent, który pozwoli mi wejść w jesienny sezon z przytupem! Następną paczkę zamawiam sama!W obecnej edycji znajdziecie tyle słoików miodu – wszystkie zapakowane w ekologiczny sposób. 
Czy kromka chałki z malinami i łyżką miodu nie będzie idealnym kompanem do pisania "Last Month"?

Chyba będzie!

Czy to ostatnie ciepłe popołudnie nad morzem? To idealna okazja, aby przygotować plażową kanapkę z trójki dzieci. Ktoś chętny?1. Bo dzieci łatwiej ubierać w to samo. Męża w sumie też :D. // 2. Ale sweter mamy i tak zawsze najlepszy, nawet jeśli rękawy mogłyby służyć za skakankę. Te nasze rodzinne swetry są najlepsze. Cieszę się, że kolejny rok mogę podzielić się tą jakością z najbliższymi!A tak wygląda w tym momencie album w moim telefonie. Trochę rodziny, trochę pracy, trochę morza i duuużo swetrów ;). 

No i mamy ostatni piątkowy wieczór września! Ależ miło było go spędzić pisząc dla Was tę relację. Jeśli czytając te błahostki zrobiło Wam się chociaż ciut milej na sercu to… wiecie co czuję :). Dobranoc!

*  *  *

 

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką MUMLA i Lierac, oraz zawiera linki afiliacyjne. 

 

  Czuję już te tuptające sygnały. Światło bardziej rozproszone, chociaż wracam parkiem do domu o tej samej godzinie, co zawsze. „To już ostatnie jagody w tym sezonie, bierze Pani!” – słyszę od sprzedawcy w odpowiedzi na to, że ja dziś tylko po ziemniaki i masło przyszłam. Po raz kolejny wysłuchuję monologów na temat prymatu lata nad każdym innym okresem roku. Lody w upale, kąpiel w morzu, kolacje w ogrodzie czy beztroskie poranki to oczywiste przyjemności. Być może to prawda, że latem łatwiej jest sprowadzić detal zwykłej codzienności do rangi czegoś nadzwyczajnego. To jak trening czy szkolenie, które zaczyna się przecież zawsze od najłatwiejszego etapu, tak aby powoli zwiększać trudność, aż osiągnie się największą biegłość w momencie, gdy najbardziej tego potrzebujemy – w najciemniejszym okresie roku. Trenujmy więc! 

  Zapraszam Was do obejrzenia kilku kadrów z ostatnich wakacyjnych tygodni. Zostańcie ze mną na kilka minut – dawno się przecież nie widziałyśmy!

 

1. Na początku sierpnia w Sopocie odbyła się wystawa organizowana przez DESA Unicum. Pojawiły się na niej prace autorów, których nazwiska na trwałe zapisały się w historii sztuki. Na zdjęciu widzicie obraz Stefana Gierowskiego, który można było wylicytować na aukcji wieńczącej wystawę. // 2. Zalałyście mnie pytaniami o ten zestaw, a ja nie mam dobrych wiadomości. Mój top i spódnica są z MLE, ale oczywiście już wszystko wyprzedane. W kolejnym sezonie wiosna/lato zaproponujemy Wam coś podobnego. Obiecuję! Na osłodę napisze, że kolekcja jesień/zima Was oczaruje! Za to torebkę znajdziecie tutaj. // Mój kochany Sopot. Gdy odwiedzacie wakacyjne kurorty i mijacie na ulicy mieszkańców, którzy nie patrzą na Was zbyt życzliwie, to proszę – nie myślcie o nas tego, co najgorsze. Pamiętajcie, że te zatłoczone alejki, przez które czasem trudno przejść, to dla wielu z nas codzienna droga do pracy/przedszkola. Że gdy turysta rzuci na ulicę śmieć, to my go później podnosimy i zanosimy do kosza. Że to my dbamy o trawniki, na których niektórzy doka​ńczają w mało elegancki sposób imprezę. Kochamy nasze małe miasto i traktujemy je jak przedłużenie własnego domu. Cieszymy się, gdy przyjeżdżacie i Wam się tutaj podoba. A jeszcze lepiej, gdy zaczynacie się utożsamiać z tym miejscem i sami chcecie je chronić i o nie dbać. To był piękny wieczór. Ale dorosłość polega na tym, że z imprez wraca się przed dwudziestą drugą, za to seriale na Netflixie ogląda się do piątej rano :D.  … chociaż ostatnio znacznie częściej papier niż ekran utula mnie do snu. Moje drobne przyjemności. Naleśniki w weekend, o które błagały dzieci, bukiet z ogrodu, psia radość i chwila refleksji. Niby błahostki, ale czasem to one trzymają nas na powierzchni. Dzień dobry! Pogoda na plażę jest idealna, ale ja zmierzam w przeciwnym kierunku. A tę sukienkę znajdziecie oczywiście w MLE
Gdy wynurzam się ze swojej strefy komfortu.1. No i dotarłam na ostatnie spotkanie tego dnia – niby służbowe, ale wiem, że będzie równie miło co na spotkaniu z koleżanką. I to miejsce! Park Oliwski! Chociaż różne krążą o nim opowieści, a jako dziecko uważałam, że jest nawiedzony przez duchy, to dziś uwielbiam tu zaglądać. // 2. Koleżanka z pracy wyjeżdża do Japonii! Z tej okazji coś dla niej mam. Ta nowość fartem zdążyła dotrzeć na czas. Jak często Wam się zdarza kupować coś dla kogoś, a później samemu wpisać to na własną listę życzeń?W sierpniu zieleń wpada w szare tony. 
Japonia to jedno z niewielu dalekowschodnich miejsc, do których bardzo chciałabym kiedyś pojechać. Ten przewodnik nowej generacji ("Tokio. Mały atlas hedonistyczny") jeszcze bardziej mnie do tego zachęcił. A tu Monika, która chyba nie chce wracać do szkoły ;). Ta koszula wykonana jest z certyfikowanej, grubszej fakturowanej bawełny i ma super nowoczesny krój. Znajdziecie ją tutajJeśli zawitacie do Gdańska to Park Oliwski musi znaleźć się na Waszej liście. Odstawiam na chwilę tabelki z excela, na które już nie mogę patrzeć i na sekundę przeskakuję do świata sztuki, udając sama przed sobą, że mam mega wymówkę, bo moje Obserwatorki ucieszą się z małej polecajki. Ucieszą się, prawda? (Nie musicie odpowiadać!). Te dwie książki są właściwie o tym samym, czyli o sztuce widzianej z perspektywy kobiet, ale zostały napisane w zupełnie inny sposób. Jedną z nich napisała Polka, która prowadzi profil @histeria.sztuki. Czyta się tę książkę trochę jak storiski Makelifeharder. Myślę, że przekonałaby do wizyty w muzeum nawet tych, którzy do tej pory unikali tego, jak ognia. Druga – światowy bestseller, który z pewnością przyczyni się do rozsławienia wielu wspaniałych artystek. Ale sposób pisania jednak mniej przystępny. Same wybierzcie, co wolałybyście czytać.  Pieczemy jagody pod kruszonką. Najlepszy deser tego lata i koniecznie podawany z gałką lodów śmietankowych. Ten kto nie pokazał w sierpniu swojej ulubionej jagodzianki ten gapa (moje ukochane znajdziecie w gdyńskiej Oficynie). 
Ryzykowne rozkminki w oczekiwaniu na gotujący się makaron. Co by tu zmienić na wrzesień?A skoro o makaronach mowa… Jeśli szukacie przepisów na rodzinne kolacje, to koniecznie zajrzyjcie tutaj. To e-book mojej dobrej koleżanki, która przetestowała już na nas niejedną potrawę i powiem Wam, że ma prawdziwy talent. Ebook "Kolacje, które pokochasz tak jak ja" od Przytulnego Zakątku, czyli naszej kochanej Oli! W tym e-booku znajdziecie piętnaście przepisów na wyjątkowo pyszne dania, z którymi wcale nie trzeba czekać na wyjątkowe okazje. Będę wracać do tych przepisów, a na punkcie makaronu z pistacjowym pesto dosłownie oszalałam.  1. O wyprawie do okolic Bordeaux marzyłam od dnia, w którym odkryłam blog Mimi Thorison. Blog już nie istnieje, Mimi stała się międzynarodową gwiazdą i wyprowadziła się stąd do Włoch. U mnie też wiele się zmieniło, ale chęć odkrycia tego miejsca pozostała ta sama. // 2. I po tylu latach nareszcie tu jestem! //Tak bardzo jestem wdzięczna, że tuż przed końcem wakacji trafił nam się wyjazd do jednego z najpiękniejszych miejsc jakie widziałam i to z najlepszymi ludźmi jakich znam.

Macie kilka takich rzeczy, które zawsze ze sobą zabieracie, bo nie wyobrażacie sobie bez nich podróży? Albo pomagają Wam poczuć się jak w domu? Ja mam! Oto szybki przegląd moich niezbędników! 

1. Wiadomo! Te perfumy kocham od lat. // 2. Szczerze mówiąc nie wiem już czego nie przeżył ten sweter i aż ciężko mi uwierzyć, że mimo tylu przygód nadal wygląda świetnie. To mój numer jeden wśród całorocznych swetrów. // 3. Zestaw kosmetyczek, do których wszystko się zmieści i łatwo je uprać, gdy wyleje się w nich mój fioletowy szampon. To nic szczególnego (moje są z Zara Home), ale dzięki nim łatwiej mi opanować ten kosmetyczny bałagan. Do jednej pakuje produkty do włosów, do drugiej pielęgnacyjne i higieniczne, a do trzeciej rzeczy do makijażu. // 4. Przez lata używałam zwykłych tangle teezerów i chociaż wiedziałam, że nie są najlepsze dla moich włosów, to nie potrafiłam znaleźć alternatywy, która by ich nie szarpała. Ta od Mason Pearson jest podobno na całe życie. Nie biorę na wyjazdy suszarek, lokówek czy prostownic. Jakoś daję radę ułożyć włosy wyciągając je na tę szczotkę w trakcie suszenia.  ​Karty do gry w Piotrusia. Mam je zawsze w torebce. 
Podejrzewam, że okolice Bordeaux, plaże na Półwyspie Cap-Ferret i cała Nowa Akwitania tak bardzo mi się spodobały, bo te miejsca są jak francuski odpowiednik moich ulubionych polskich zakątków. // 2. Gdy jesteś w kraju, którego kuchnia jest uznawana za najlepszą na świecie, ale twoje dzieci gardzą "ą ę" i pytają czy w walizce przywiozłam im makaron. Jak wiadomo, w wakacje mamy robią to samo co zwykle, tylko w innym miejscu. Tak więc podróż zaczynamy od gotowania. Jestem tu na chwilę, ale już wiem, że chciałabym wrócić. 1. Jeśli nie jest to specjalnie obmyślony przez naturę obraz, to czym to jest… // 2. Oczywiście używam kremów z filtrem, ale kapelusz i okulary to jednak kapelusz i okulary (&Other Stories i Le Specs). // Point, flex n plie.
„A więc to tu Francuzi uciekają od przepełnionego turystami Lazurowego Wybrzeża!” – pomyślałam, gdy po raz pierwszy ujrzałam oszałamiającą plażę Le Porge. Co takiego jest w tych falach, że patrząc na nie szybciej bije mi serce? Oglądam, fotografuję… i zostawiam tam, gdzie leżało. Kolaże z mojego telefonu. Oczywiście nasze polskie plaże są najpiękniejsze, ale te w okolicy Cap Ferret też są niczego sobie! To taka francuska wersja Lubiatowa i Półwyspu Helskiego. Cudowne miejsce, nie tylko dla fanów francuskiego wina. Po powrocie pędzę do kina na "Bulion i inne namiętności". Co prawda region Francji nieco inny, ale myślę, że dzięki niemu wspomnienia odżyją na nowo. Widzieliście już?Czy ja znów gotuję makaron? Następne wakacje spędzamy we Włoszech!Arcachon. Gdybym miała znaleźć dla tego miasteczka polski odpowiednik pewnie byłoby to Władysławowo ;). Będziemy tęsknić! Gorąco polecam wszystkim, którzy nie lubią przesadnego blichtru, potrzebują spokoju i najlepiej czują się nad morzem.  1. Jaśminowa… // 2. Pierwszy wakacyjny wieczór z wełnianą marynarką. //Jeśli ktoś z Was tęskni już za latem, a jednocześnie nie może doczekać się jesieni to zapraszamy do Trójmiasta! Poranki i wieczory zaskakują już rześkim chłodem, za to w ciągu dnia, gdy świeci słońce, człowiek wciąż się zastanawia czy po pracy zdąży wyskoczyć na plażę. Czy dobry krem rozwiąże którykolwiek z życiowych problemów? Zdecydowanie nie. Ale czy w związku z tym, wyobrażam sobie bez niego poranek? Ja może i tak, ale moja skóra na pewno nie. LIFT INTEGRAL UJĘDRNIAJĄCY KREM NA DZIEŃ od Lierac to krem, który pokazywałam Wam już wiosną. Bardzo go lubiłam i nawet zostawiłam sobie pusty słoiczek. A to dlatego, że……krem ma wymienny wkład który można zakupić, gdy już się skończy. 
Ten krem ujędrnia, nawilża i wygładza zmarszczki. Wzmacnia strukturę skóry działając na jej podstawowe elementy (kolagen, elastynę, kwas hialuronowy) i  łączące je glikoproteiny. Ma przyjemny delikatny zapach i błyskawicznie się wchłania. No i pięknie wygląda – jeśli ten argument jest dla kogoś równie istotny co działanie kosmetyku ;). Kwiaciarnia "Za kuchnią". 
1. Na zegarze 22:29 – to ten moment, kiedy mogę w spokoju usiąść do kolekcji jesienno-zimowej. // 2. Ulubiony kącik przy łóżku. // Ta piękna koszula pojawi się w MLE, gdy liście spadną już z drzew. Ale według mnie warto czekać.Świeża pościel i szeroko otwarte okno – od razu czuć powiew nadchodzących zmian. Jesieniary budzą się do życia ;). A jeśli chcecie zapytać o pościel, to z przyjemnością udzielę odpowiedzi – jest od polskiej marki MUMLA, wykonano ją z bawełny z certyfikatem Oeko-Tex i jest dostępna w pełnej gamie rozmiarów (także w wersji dziecięcej). Co ciekawe, nadruk został naniesiony na niebarwiony materiał – a to oznacza mniej chemii. Kod KASIA da Wam 15% rabatu na całe zakupy i będzie obowiązywał przez 7 dni, to jest od czwartku 29.08. do środy 4.09., do końca dnia. Nie łączy się on z innymi kodami rabatowymi.  Pierwsze śliwki wcale nie robaczywki.Pomyślałam, że przypomnę Wam, że pojutrze ostatni dzień wakacji – tak na wszelki wypadek gdyby komuś to umknęło ;). 
Wszystkie pościele od MUMLA są uszyte i zaprojektowane w Polsce. Mój model jest zapinany na zamek i jest wykończony ozdobną lamówką. Piękny jest ten wzór – jak wspomnienie lata. Najpyszniejsze i najprostsze śniadania z sezonowymi owocami – śliwki podsmażone na maśle z cynamonem, jogurt, płatki owsiane, łyżka mielonych migdałów, prażone orzechy laskowe i listek mięty.Zmiany. Kolczyki to oczywiście marka YES. Mała przypominajka o moim unikalnym kodzie! Kod KASIA15 daje -15% na złotą biżuterię przy zakupach powyżej 1000 PLN w cenach regularnych. Warunkiem jest pobranie aplikacji YES Club, w której będzie się wpisywało powyższy kod – w tym wpisie więcej szczegółów (przypominam o tym kodzie, bo naprawdę rzadko się zdarza aby marka YES robiła tego rodzaju akcję, a wiem, że wiele z Was pytało o rabat). Ważny tylko do końca sierpnia! 

Koniec lata nad morzem czasem wygląda też tak, jak na zdjęciu powyżej, ale jutro podobno 32 stopnie!

Każda pora roku oznacza zmianę, nowe pejzaże, inne owoce, smaki, nieodkryte perspektywy. Już wiem, że wrzesień będzie pełen tego wszystkiego. Gotowe na nowe lekcje?

 

*  *  *

 

 

 

 

 

Lipcowe umilacze o ciele

Wpis powstał we współpracy z marką Sensum Mare, Topestetic, Yonelle, Azure Tan oraz zawiera lokowanie marki własnej

 

  Jeśli skwar doszedł już nawet do Trójmiasta, to znaczy, że mamy prawdziwe lato. A latem – wiadomo – chodzimy boso po plaży czy trawie, czujemy chłód wody, do której wskakujemy, odkrywamy się. Ciało latem staje się bardziej widoczne – zarówno nasze własne, jak i cudze. Nie chodzi tylko o to, że więcej i częściej je pokazujemy. Dzięki niemu i jego zmysłom lepiej odczuwamy letnie przyjemności. Stąd pomysł, aby lipcowe umilacze poświęcić naszym niedocenianym i nieodłącznym towarzyszom – ciałom. Co jest z nami nie tak, że jesteśmy wobec ciała tak surowe? Czym sobie na to zasłużyło? Jak będzie się zmieniać, skoro nasze życie wygląda inaczej niż kiedyś? Dlaczego w ostatnim czasie wszyscy trąbią o tym, że musimy się z nim pogodzić? No i czym sprawić mu przyjemność?

 

Len to najlepszy materiał na lato dla naszego ciała. Koszula to oczywiście MLE. Szorty to dół od naszej piżamy, która powinna wejść do sprzedaży w grudniu. 

 

  1. Za krótkie przytulanie nie jest przyjemne. Ale lipiec to dobry moment, aby nadrobić braki.

  Dotyk jest najsłabiej przebadanym zmysłem ze wszystkich, chociaż odgrywa ważną rolę w kształtowaniu naszej osobowości (deficyt dotyku we wczesnym dzieciństwie to według Psychologii poważny problem). Słyszymy o decybelach, które mogą być nieprzyjemne dla ucha, o zbyt małych literkach i słabym świetle, które niszczy nasz wzrok, ale w przypadku dotyku ciężko odnaleźć konkretne wytyczne, które powiedzą nam jak przytulać, aby czerpać z takiego kontaktu przyjemność. Brytyjscy badacze przeprowadzili więc kilka badań, które miały odpowiedzieć na najprostsze pytania. Ile powinien trwać „jeden przytulas”? Otóż na pewno nie krócej niż 5 sekund (tutaj odsyłam do dokładnego opisu badania). Krótkie, jednosekundowe uściski właściwie są dla nas bez znaczenia.   Mówi się, że lato sprzyja kontaktom międzyludzkim, ale czy obiektywne dane to potwierdzają? Tak. I nasze ciała mają w tym spory udział. Udowodniono bowiem, że w ciepłym klimacie ludzie dotykają się znacznie częściej niż w zimnych częściach globu. Zresztą każda z nas może przeprowadzić prosty eksperyment: spróbujmy pocałować w policzek na przywitanie Norwega, a potem Włocha. „Gdy w latach 60. obserwowano, jak często w ciągu godziny dotykają się pary w kawiarniach, rekordzistą okazało się Portoryko – w ciągu godziny pary dotykały się tam średnio 180 razy. W deszczowym Londynie średnia prawie nie wychyliła się powyżej zera” (za Wysokie Obcasy).

 

2. Wyjechałam na wakacje, ale opalenizna nie chce mnie złapać.

  Podobno w czerwcu nasz stosunek do ciała jest najbardziej skomplikowany – widmo obnażania jego nieidealnych elementów krąży nad nami już od początku maja. Po wielu chłodnych miesiącach odzwyczailiśmy się od widoku własnej skóry w świetle słonecznym. Ale w lipcu jest już trochę inaczej. Pierwsze koty za płoty mamy za sobą skoro co śmielsi mężczyźni chodzą bez koszulek środkiem deptaka. No i kolor naszej skóry już bardziej znośny – muśnięta słońcem wygląda całkiem dobrze w tej białej sukience z zeszłego roku. A fakt, że tym słońcem jest tak naprawdę samoopalacz może przecież pozostać tajemnicą.

  Gdy wyjeżdżam na wakacje, zwykle nie biorę ze sobą całego swojego samoopalającego asortymentu. Nie chcę też pakować specjalnej rękawicy do nakładania kosmetyku, bo nigdy nie wiem co z nią później zrobić – zawinąć do worka i wyprać w domu? Umyć w hotelowym zlewie i potem czekać aż wyschnie? Z drugiej storny, nie chciałabym zafundować sobie manicure w formie "żółtego frencha", jeśli wiecie co mam na myśli. W podróż zabieram więc jednorazowe rękawiczki i produkt, w formie nawilżającego masła, który znacznie łatwiej rozsmarować niż tradycyjną piankę. 

Do wakacyjnej kosmetyczki pakuje to masło od Azure Tan i parę jednorazowych rękawiczek. Drugiego lub trzeciego dnia wyjazdu, gdy moja opalenizna wciąż nie jest idealna, a samoopalacz nałożony przed wyjazdem nie wygląda już idealnie, to taki duet załatwia sprawę. A jeśli szukacie innych produktów samoopalających, to na Azure Tan znajdziecie wszystko czego potrzebujecie. Od kropelek do twarzy, aż po usuwacza przebarwień, które pojawiły się po niedokładnej aplikacji. Z kodem mle15 dostaniecie teraz 15% zniżki na zakupy w sklepie Organic Concept. Korzystajcie!

 

3. Czy kobiety muszą być nagie, aby dostać się do muzeum?

   „Historia sztuki bez mężczyzn” autorstwa Katy Hessel to jedna z najsłynniejszych książek ostatnich miesięcy. A jeśli chodzi o kobiece ciała, to jeden rozdział przypomniał mi o słynnej prowokacji feministek z 1985 roku. Widzicie tę grafikę na poniższym zdjęciu? Grupa Guerilla Girls wykorzystała do swoich plakatów słynny obraz przedstawiający kobiecy akt („Wielka Odaliska”) i dokleiła jej małpią głowę. Po co? Zaczepny tekst “Czy kobiety muszą być nagie, żeby dostać się do Met. Museum?” umieszczony pod tytułem mówi o niesprawiedliwym postrzeganiu kobiecej sztuki we współczesnym świecie – twórczość jedynie 5% artystek ma szansę na wystawę, podczas gdy 85% aktów przedstawia kobiecą nagość. Akcja była odpowiedzią na to, że MoMa zorganizowało wystawę „Międzynarodowy przegląd najnowszego malarstwa i rzeźby”, na której pokazano dzieła tylko czternastu kobiet na sto sześćdziesięcioro pięcioro uczestniczących. Przykry to dowód, że świat bardziej interesuje nasze nagie ciało, niż to, co chcemy przekazać.  

​"Historia sztuki bez mężczyzn" Katy Hessel i słynna grafika. 

 

3. Ciało nie jest od wyglądania. Ciało jest do życia.  

  Właściwie wszystkie portale internetowe dla kobiet czy czasopisma, które czytam, publikowały w ostatnim czasie artykuły o „ciałopozytywności”. Za to w magazynie Znak ciekawy artykuł także o „ciałoneutralności”. Ten nurt zakłada, że nie musimy wmawiać sobie (czy też „afirmować”), że każda część naszego ciała jest piękna i trzeba ją kochać. Nie każe nam zniekształcać rzeczywistości, możemy dostrzegać nasze wady i zalety. Chodzi tylko o to, że fiksacja na wyglądzie nie może wpływać na nasze szczęście. Ważniejsze jest to, aby przestać traktować ciało przedmiotowo. Zwykle patrzymy na nie jak na narzędzie – ma nam służyć jako nasza własność i za wszelką cenę sprostać oczekiwaniom. Taką relację wzmacnia nawet język: mówimy raczej „mam ciało” a przecież „jesteśmy ciałem”. Stawiamy przed nim wymagania i jednocześnie ciagle mamy pretensje, że nie jest idealne, a ono robi po prostu to, co niezbędne dla naszego przetrwania. Tutaj podaję link do całego tekstu.

Łazienkowa umywalka. Miejsce, gdzie najczęściej patrzymy w lustro i przy którym wykonujemy najwięcej czynności związanych z poprawą/podtrzymaniem naszego wyglądu. W amoku codziennych spraw łatwiej jest mi patrzeć z dystansem na presję idealnej cery. W młodości czasu na analizowanie swoich wad było znacznie więcej. Moje pokolenie miało jednak łatwiej – nie porównywałyśmy się do idealnych ciał i twarzy z Instagrama. 

Wiecie, że jestem fanką marki Sensum Mare. Ten produkt to do dzisiaj jedyny podkład jakiego używam – jest najlepszy na świecie (w lecie wybieram odcień "Medium"). Z przyjemnością podjęłam się więc testowania nowego, zestawu jeszcze nim trafił do sprzedaży. Teraz można go już kupić – to wygładzający i rozświetlający krem do twarzy ALGOGLOW i krem pod oczy. Wygładza, nawilża, świetnie sprawdza się jako baza pod makijaż. Wyrównuje koloryt, bez efektu obciążenia. Wiem, że wiele z Was uzupełnia zapasy w kosmetyczkach właśnie przy okazji moich wpisów, więc korzystam z okazji, aby przekazać Wam, że z kodem MLE otrzymacie 20% na wszystkie nieprzecenione produkty. :) 

 

7. Wstyd.

   Gdy w moim Sopocie na plażę rozlewa się tłum osób, gotowych siedzieć w bikini ramię w ramię z obcym człowiekiem, ja niczym zwierz, na którego zorganizowano obławę, zaszywam się gdzieś na bezludnej plaży, w ogródku rodziców, a najlepiej na wiejskim pustkowiu i w dyskrecji pracuję nad opalenizną. I chociaż wyrosłam już z adolescencyjnej niepewności (i ten blog jest pewnie jednym z lepszych dowodów), to z tyłu głowy jakiś pierwiastek wstydu i niepewności wciąż daje o sobie znać. Gdy koleżanki pytają czy możemy w końcu iść na plażę koło Grand Hotelu zamiast chować się gdzieś na wydmach 30 kilometrów od Trójmiasta, ja wciąż wymyślam nowe wymówki. Ciekawe co Freud miałby do powiedzenia na ten temat? A jeśli Wy też nie lubicie na sobie cudzych spojrzeń (nawet jeśli tylko wydaje się Wam, że ktoś na Was patrzy), to zdradzam Wam moje ukochane miejscówki. Gorąco polecam wybrać się na plażę w Gdyni Orłowo (tu pinezka), Rewie (tu pinezka), do Lubiatowa (tu pinezka) czy na otwarte morze na wysokości Chałup 6 (tu pinezka). W pobliżu trudno kupić napoje alkoholowe, co znacznie poprawia jakość wypoczynku wśród nieznanych współtowarzyszy – niestety plażowicze "pod wpływem" mogą zniszczyć nawet najfajniejszy dzień nad polskim morzem.

 

6. Nazwa tej maski powinna brzmieć OMG. A jej resztki odżywią też skórę ciała (zdjęcie poniżej).

  Większość moich kosmetyków do ciała pożyczam od dzieci. Wyjątkiem są oczywiście samoopalacze i… maska do twarzy. Ale nie byle jaka. Mało jest kosmetyków po użyciu których patrzę w lustro i myślę, że jestem po prostu trochę ładniejsza. Ta maska od Bioxidea (Mirage 48 Excellence Gold) świetnie się sprawdza, jeśli po wymagającym dniu mam zaplanowane wyjście i jakimś cudem mam jeszcze kwadrans, aby wziąć kąpiel. Gdy taka rzadka kompilacja zdarzeń faktycznie mi się trafi, to zawsze wyciągam z szuflady ten produkt. Najpierw trzymam maskę na twarzy (jej płat jest żelowy), a później rozpuszczam ją w wodzie w wannie i funduję te same składniki odżywcze reszcie mojego ciała. Jest tak skuteczna, że żal jest mi zmarnować chociaż maleńki jej skrawek.

     Maski Bioxidea możecie znaleźć na stronie sklepu Topestetic – to tam kupuję kosmetyki do profesjonalnej pielęgnacji. Jeśli nie mam pewności co do tego, czy dany produkt będzie skuteczny (lub czy w ogóle mogę go używać) to korzystam z pomocy kosmetologa na ich stronie, który błyskawicznie daje znać.  A jeżeli jednak wolicie maski kremowe to nie raz we wcześniejszych wpisach polecałam Wam również tę maskę od Biologique Recherche. 

 

8. Córka młynarza.

   Lipiec to taki miesiąc, który kręci się wokół różnych cielesnych tematów. No i kąpieli słonecznych. Z jednym wyjątkiem – moja twarz fatalnie znosi kontakt ze słońcem. Już po kilku godzinach opalania mogę liczyć na gęsto rozsiane wypryski i przebarwienia, za to opalenizna nie pojawia się wcale. Dlatego dobrej jakości krem z super wysokim filtrem to kosmetyk, z którym naprawdę nie rozstaję się od maja do końca września. Ten z Yonelle sprosta najbardziej wygórowanym oczekiwaniom – ma w swoim składzie Witaminę C w NANODYSKACH™, aktywne peptydy, kwas traneksamowy, niacynamid, i nowoczesne filtry anty-UV (SPF50). Nie tylko chroni moją skórę, ale też daje jej odżywienie, nawilżenie i zmniejsza widoczność istniejących przebarwień. Można nim zastąpić tradycyjny krem na dzień (zdjęcie poniżej). Polecam z tej serii także to serum, które zawiera aż 10% stabilizowanej witaminy C. Na stronie Yonelle obowiązuje teraz zniżka, więc to dobry moment, aby wypróbować te kosmetyki z półki premium.

LUMIFUSÍON Potrójnie Aktywny Krem SPF50 Przeciw Przebarwieniom Z Witaminą C Premium

 

  Nasze ciało wciąż się zmienia. Proces ewolucji nigdy się nie zakończy. Ideały, do których dążymy zmieniają się coraz szybciej, dlatego trzeba się zastanowić czy warto do nich dążyć. Nasz styl życia sprawia, że jesteśmy wobec ciała bardziej wymagające, a jednocześnie zwracamy coraz mniejszą uwagę na jego potrzeby. Wspomnę chociaż o tym, jak pracujemy (albo raczej jak ja pracuję właśnie w tym momencie): tak będą wyglądać nasze ciała jeśli w trakcie pracy zdalnej nie zadbamy o odpowiednią postawę przy komputerze. I nawet zabiegi laserowe na podbródek nie pomogą.

  Gdzieś przeczytałam, że ciało jest naszym domem, z którego nigdy nie będziemy mogły się wyprowadzić. I pewnie łatwiej byłoby nam, kobietom, spojrzeć na nie właśnie, jak na mieszkanie, w którym żyjemy. Z jego potencjałami i ograniczeniami. Bez kulturowej presji i naszych osobistych frustracji. Nauczyć się wprowadzać tylko te zmiany, które poprawią nasze codzienne funkcjonowanie, bez wyburzeń stropów, które mogą zawalić całe piętro, czy operacji plastycznych rujnujących nam zdrowie. Będziemy tu mieszkać do końca życia. A idąc wytyczoną wcześniej retoryką – dziękuję za odwiedziny Wam i Waszym ciałom. Mam nadzieję, że spojrzycie dziś na nie trochę inaczej i podziękujecie im za wszystko, co dla Was robią każdego dnia. 

 

*  *  *

 

 

Ukochana plaża w Rewie (to właśnie do niej dodałam link trzy akapity wyżej). Mogłoby się wydawać, że mrużę oczy aby ponętnie wyglądać na zdjęciu, ale prawda jest taka, że właśnie dojrzałam na plaży dziewczynę w swetrze MLE i gapię się nieprzerwanie zastanawiając się, czy to możliwe. Ale już po chwili widzę, że też zostałam dostrzeżona. "Taaak! To Twój sweter!". Zapisuję tu, aby nie zapomnieć tego miłego wakacyjnego wspomnienia. Fajnie, że naprawdę gdzieś tam jesteście :). 

 

Zapiski o modzie i stylu: „Tennis-core” – co mówi o zmianie elit? I jak nie przesadzić z modą na kort?

Wpis powstał we współpracy z marką YES. 

 

  Jest pewien trend w modzie, który zdobywa popularność w takim tempie, że przegonić by go mogła tylko piłka serwisowa Federera. Na TikToku hasło „tennis skirt” ma ponad 221 milionów wyświetleń. W minionym roku zainteresowanie „estetyką tenisową” na platformie Pinterest wzrosło o 37 procent. Sklep internetowy „Depop” odnotował najwyższy w historii wzrost liczby wyszukiwań butów do tenisa. Sieciówki, które – jak powszechnie wiadomo – dobrze wyczuwają potencjał zakupowy kobiet, wypuszczają specjalne kolekcje poświęcone modzie na kort (H&M Move, Oysho, Varley, TALA).  

  Skąd to nagłe zainteresowanie skoro tenisową estetykę znamy od dawna? Czy to zasługa kinowego hitu „Challengers” z Zenday'ą? A może reality show Netflixa pod tytułem „Break point” o zmaganiach znanych tenisistów? Kiedyś kino, a dziś także platformy streamingowe, z pewnością mają wpływ na to, co nosimy (wspomnę tylko o fenomenie „Stranger Things”, który sprawił, że nastolatki na całym świecie chciały wyglądać jak Jedenastka), ale słynne produkcje raczej podsycają tendencje niż tworzą je od zera. Aby zrozumieć dlaczego moda z kortu w ostatnim czasie przebiła się do masowej świadomości, należy wpierw cofnąć się w czasie. I, jak to zwykle bywa w branży mody, zwrócić się raczej w stronę socjologii niż paryskich wybiegów. 

 

pozłacane kolczyki z wygodnym zapięciem – Biżuteria YES // bluza z bawełny – MLE // spódniczka tenisowa – TALA // buty – NEW Balance // czapka z daszkiem – Ralph Lauren

 

  Współczesna wersja tenisa powstała w Anglii w 1874 roku dzięki majorowi W. C.Wingfieldowi i szybko stała się popularnym sportem na dworach królewskich i wśród całej europejskiej arystokracji. Słowo „popularny” trzeba chyba jednak wziąć w nawias, bo w XIX wieku arystokracja w krajach zachodnioeuropejskich stanowiła mniej więcej 2% społeczeństwa. Pozostałe grupy społeczne były wtedy zajęte zdecydowanie bardziej przyziemnymi rzeczami niż odbijanie piłki drewnianą rakietką. Uściślając – ludzie nie należący do wyższych sfer właściwie w ogóle nie mogli sobie pozwolić na wypoczynek, a na wypoczynek wymagający kortu i konkretnego ekwipunku to już w ogóle. Była to więc dyscyplina zrzeszająca bardzo hermetyczne środowisko, a to z kolei sprawiło, że obrosła w liczne ceremoniały. Do dziś tenis jest jednym z niewielu sportów, którego etykieta przetrwała próbę czasu.

  Ten kto miał przyjemność uczestniczyć w turnieju z prawdziwego zdarzenia ten wie, że w trakcie rozgrywki należy zachować spokój, nie hałasować i unikać jakiegokolwiek rozpraszania grających. Nagradzać brawami udane akcje, ale nie klaskać jeśli nasz faworyt otrzyma punkt w wyniku popełnienia błędu przez rywala (przecież to nie elegancko cieszyć się, że komuś nie wyszedł serwis! ;)). No i pamiętać o tym, co jest szczególnie istotne dla naszej czempionki, Igi Świątek, że głośno dopingujemy tylko po rozstrzygnięciu wymiany, lub w przerwach między gemami i setami. Domyślam się, że dla wielu osób to nadmuchane i niepotrzebne grzeczności, wynikające ze snobistycznych ciągot, ale nie będę ukrywać, że ma to także swoje zalety. Na widowni raczej nie zostaniesz oblana litrem piwa, no i mało prawdopodobne, aby ktoś skandował przy Twoim uchu niezbyt grzeczne rymowanki. Co jest normalne na trybunach boiska piłkarskiego na meczu tenisa zupełnie nie przystoi. Te wszystkie kurtuazje dla jednych będą zaletą, a dla innych wadą, ale na pewno one też przyczyniły się do tego, że tenis wciąż kojarzy się ze sportem dla elit.  

Rekreacyjna gra na pewno nie wymaga dedykowanego stroju do tenisa. Ja gram nawet w biżuterii, o ile oczywiście jest wygodna. Kolczyki od YES, które widzicie na zdjęciu są tak zaprojektowane, że zupełnie nie czuję potrzeby aby ściągać jest przed grą na korcie czy zajęciami z baletu. To odrobinę wiekszy model od tego, który tu wcześniej pokazywałam. Tutaj macie dokładny link. W sklepach YES trwają wciąż wyprzedaże, więc możecie zaopatrzyć się w ulubioną biżuterię. 

 

  A jak to się stało, że moda tenisowa wyszła poza ten ciasny krąg? Przede wszystkim, wraz z upływem lat, sport stał się bardziej demokratyczny. Dwudziesty wiek to okres wielkich przemian i chociaż niektóre środowiska wciąż dbały o to, aby do ich klubów tenisowych „nie zapisywał się byle kto”, to – przynajmniej w teorii – nie musiałaś już urodzić się w rodzinie z herbem (i być meżczyzną) aby w wolnym czasie uprawiać sport zarezerwowany dla śmietanki towarzyskiej. Jak to wyglądało w praktyce dobrze pokazuje film pod tytułem „Wszystko gra” ze Scarlett Johansson w roli głównej.

  Moda szybko wyłapuje zmianę społecznych nastrojów i nie inaczej było w tym przypadku. Konsekwencją rozluźnienia sztywnych granic między tym, co elitarne a egalitarne, były liczne zapożyczenia sportowych elementów do codziennych strojów. Zaczęło się od jeździectwa i skórzanych oficerek, które na stałe weszły już do kanonu klasycznej mody damskiej, ale wszyscy znamy też przecież „polówki” (myślicie, że mają coś wspólnego z grą w polo? ;)), tenisówki czy kurtki bejsbolówki. Dziś przenikanie się sportowo-codziennych ubrań osiągnęło chyba kulminację – legginsy do jogi nosimy także wtedy, gdy na żaden trening się tego dnia nie wybieramy, dresy to najlepsze ubranie na weekend, w butach do koszykówki chodzi połowa licealistów, a spacerowanie po mieście w koszulce z logo ulubionego klubu piłkarskiego już nikogo nie dziwi.

   Tenisowy styl dodatkowo świetnie wpisuje się w kilka trendów, na które w ostatnich latach panuje prawdziwy „boom”. Mamy trend „old money style” (moda dziedziców), „quiet luxury” (cichy luksus), „rich wife aesthetic” (tłumaczenie chyba nie przejdzie mi przez gardło) czy tak zwaną „country-club girl”. Wszystkie te trochę (trochę?!) żenujące frazesy to nic innego, jak próba nazwania tego, co znamy od dawna. To powrót do prawdziwej klasyki – dyskretnej, ponadczasowej i oczywiście o ponadprzeciętnej jakości. 

Książka "The stylish life – Tennis" i korty tenisowe na Florydzie. 

 

  Świat mody od zawsze karmi się pozorami, dlatego nikogo chyba nie dziwi, że gigantyczny wzrost zainteresowania modą tenisową niekoniecznie przekłada się na zainteresowanie samą dyscypliną. Erin Fitzpatrick, redaktorka popularnego serwisu o modzie „WhoWhatWear” stwierdziła ostatnio, że:  

„Tak, możesz nosić strój do tenisa, nawet jeśli nie masz zamiaru uprawiać tego sportu. Z pewnością nie musisz być następną Sereną Williams, aby wziąć udział w tenisowym szaleństwie, które ogarnia obecnie branżę modową.”

  Ja nie będę wchodzić w dyskusję na ten temat – jeśli ktoś ma ochotę na taką dosłowność, to nic mi do tego. W mojej garderobie rozgraniczam jednak dwie rzeczy: stroje, które wkładam na kort i ubrania codzienne, które w subtelny sposób nawiązują do tenisowego stylu. Nie gram dziś już zbyt często, więc inwestowanie w pięć sukienek tenisowych, byłoby snobowaniem się na zawodniczkę, a nie funkcjonalnym zakupem. Wystarczy mi spódniczka tenisowa i ubrania, które wkładam także wtedy, gdy idę biegać czy ćwiczyć balet. Pamiętam zresztą że, gdy za dzieciaka uczyłam się tenisa, nie wypadało mieć najdroższego sprzętu i ubrań z najnowszej kolekcji Lacoste jeśli ledwo trzymało się rakietę w ręce. Świat sportu chyba nie różni się pod tym względem od świata mody: gdy ktoś stara się za bardzo aby zrobić świetne wrażenie, zwykle wychodzi na opak. 

Gosia ma na sobie sweter z MLE, a o spódniczkę muszę ją dopytać! :)

Jeden z najwybitniejszych tenisistów w historii – Rod Laver w dniu swojego ślubu.

Stella McCartney wchodzi na trybuny Wimbledonu. Rok 2014. 

dzianinowy top – MLE ("nieudany" prototyp sprzed lat) // skórzany pasek – H&M // koszyk – Cellbes // spodnie – Zara

 

  A wracając do mody codziennej, to aby uchwycić cechy „tennis-core” lepiej w trakcie meczu przenieść wzrok z graczy na trybuny. Biel, granat, zieleń, lniane elementy, szorty w kant, skórzane, delikatne dodatki, dokładnie odprasowane koszule i oczywiście sweter w paski to elementy, które stale przewijają się wśród gości oglądających tenisowe rozgrywki. Ten trend może być przystępny cenowo i prostszy w interpretacji, niż nam się wydaje.  

  Niewątpliwie tenis i cała jego oprawa ma w sobie niewymuszoną elegancję. Fanki klasyki mogą czerpać z tego stylu całymi garściami. No może pamiętając o drobiazgu – wszyscy wiemy, że perfekcyjny styl, wielkie pieniądze, a dziś już także dobre urodzenie, wcale nie czynią z bufona reprezentanta elit. Odgradzanie się od innych i świecenie statusem jest dziś w złym smaku i o tym rozdziale tenisowej historii lepiej zapomnieć. 

*  *  *