Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką Farmina, Pasiekami Rodziny Sadowskich, Veoli Botanica, Chanel i wydawnictwem Media Rodzina, a także posiada lokowanie marki własnej. 

 

  I nadeszła kolejna wiosna. Żywo zielona, świeża, pachnącą trawą i kwiatami, które obsypały moje miasto. Wchodzę do mieszkania, które obiecałam pomóc wyremontować i widzę, że w kluczowym miejscu robót gołąb uwił sobie gniazdo i siedzi. Patrzy się na mnie i chyba czuje, że ważą się właśnie jego losy. Coś musi się zatrzymać, aby coś innego mogło ruszyć dalej. Gołąb wygrywa, a ja – w sumie nawet się cieszę, że zyskałam więcej czasu na inne rzeczy. Zresztą porzucanie zadań w połowie drogi to moje drugie imię, gdyby ktoś nie wiedział. Jak dobrze, że tym razem mogę to zrzucić na gołębią rodzinę! W każdym razie: cieszmy się Dziewczyny! Ta wiosna drugi raz się nie powtórzy! Zostaniecie ze mną przez chwilę i nacieszymy się majem razem?

Fotografia daje nam namiastkę tego, o czym wszyscy marzymy – sprawia, że najciekawszy lub najpiękniejszy moment staje w miejscu. I za to ją uwielbiam. To ja, lat cztery. 

1.Początek zimnego maja. // 2. Jeśli któraś z Was jest posiadaczką tego kompletu, to wracam do Was z informacją, że już teraz możecie również dorzucić do zamówienia gumkę w tym samym wzorze // 3. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz skakałam po sianie! // 4. Gdy wydaje Ci się, że na zewnątrz jest tak pięknie i ciepło, ale po powrocie ze spaceru z psem wyciągasz z powrotem wełniany koc i siedzisz pod nim tak długo, jak to możliwe.  //Buszująca w zbożu…1. Pisałam już o tej książce na blogu. Ale powtórzę, bo warto. "Warsztaty weneckie" są pięknie wydane, a mój kod MLE_Wenecja daje rabat na 30% od ceny katalogowej i działa do jutra, więc jeszcze możecie skorzystać! // 2. To nie jest mój dzień. Ale dzięki Vogue i Kazar jest odrobinę milszy (bluzka jest od polskiej marki So Fluffy). // 3. Ależ eleganckie to owocowe połączenie kolorystyczne. // 4. Jajka wyparzone, owoce umyte. To co dzisiaj gotujemy? // Razem z owocami zapiekanymi pod koglem moglem wracam do dzieciństwa. Wiem, to żaden przepis, ale właśnie to ten deser najbardziej kojarzy mi się z dzieciństwem. Jako mała dziewczynka nie mogłam jeść wielu rzeczy, a tu mamy tylko jajka, cukier i owoce. (Mój sweter i spódnicę znajdziecie w MLE.)​Przepis na owoce zapiekane pod koglem-moglem.  

Skład:  

10 żółtych jajek

10 płaskich łyżek cukru pudru

owoce (ja użyłam jeżyn i borówek)

laska wanilii

masło (do wysmarowania garnuszków)

 Banalnie prosty sposób przygotowania:  

1. Jajka wyparzamy we wrzątku (nie dłużej niż minutę). Owoce natomiast myjemy wodą.
2. Oddzielamy żółtka od białek do osobnych misek (w przypadku miski z białkami możemy zrobić później bezę albo dać je do zjedzenia psiakowi).
3. Żółtka ubijamy razem z cukrem pudrem. Kogel-mogel będzie gotowy gdy masa będzie jasna i puszysta. W trakcie ubijania dodaję odrobinę nasion laski wanilii.
4. W tym czasie umyte owoce przekładam do wysmarowanych masłem garnuszków, następnie zalewam je gotowym koglem-moglem i wsadzam do rozgrzanego na 240 stopni piekarnika na 10 minut (lub do momentu gdy wierzch będzie zarumieniony). Wyciągam i gotowe.


Cały przepis macie w tej rolce. Zrobicie go w dziesięć minut. Maks!

Wiemy, kto dostanie białka jajek. A tu kilka niepublikowanych zdjęć z wyjazdu naszego zespołu do Florencji.1. Gotowa na randkę z Leonardo. W sensie, że z Leonardo da Vinci :D. Uffizi to najsłynniejsze florenckie muzeum sztuki i trzeba je odwiedzić! // 2. A w naszym hotelu mieszka chyba prawdziwy malarz. // Wiem, że wiele z Was czeka na tę sukienkę – premiera już na początku czerwca!
Ekhm… przepraszam, czy ja właśnie trafiłam do jakiejś powieści?"Tylko zostawcie w magazynie jedną dla mnie!"

Czekałam na premierę tej sukienki i nareszcie ją mamy!
Po powrocie z podróży wpadłam na diabelski pomysł, aby spróbować odtworzyć najsłynniejsze danie z Florencji (które przed wiekami wymyślił ktoś, kto chciał chyba utrudnić życie kucharzom na dworze). Moje wnioski po pieczeniu własnych bułeczek na śniadanie? Mam bana na program Meghan Markle na minimum pół roku. Jeśli kogoś ominął przepis na jajka po florencku, to zapraszam do tego wpisu"Kulane bułeczki""Kasia! Szybka kawa i ogarniamy dalej treści dla MLE z Florencji". Monika. Osoba, bez której śmiałabym się w pracy o połowę mniej. 

A po powrocie do domu trzeba pozbierać paczki popodrzucane przez kurierów do siedmiu różnych miejsc mieście. Priorytetem oczywiście jest karma dla Portosa!

Żywienie zwierzaków to nie lada wyzwanie. Szczególnie gdy, tak jak Portos, mają wyjątkowo wrażliwe brzuchy (co nie przeszkadza im oczywiście zjadać różnych różności – od tarty cytrynowej po podeszwę buta). W Farminie, gdzie od dawna zaopatrzamy się w jego ulubioną karmę, istnieje możliwość konsultacji z dietetykiem (zarówno dla psów, jak i dla kotów). Taka osoba indywidualnie dobierze żywienie dla potrzeb Waszego zwierzaka (uwzględni alergie, wszelkie choroby czy preferencje żywieniowe), ale też opracuje dla Waszych pupili indywidualny plan żywienia z dzienną porcją karmy do podania Waszemu przyjacielowi. Co najważniejsze – jeśli będziecie chcieli skorzystać z takiej porady, to otrzymacie od Farminy zniżkę na zakupy w wysokości aż 40%! 

Jeśli nie skorzystacie z promocji, to i tak mam dla Was przygotowany kod rabatowy od marki. Z hasłem PORTOS30 otrzymacie 30% rabatu na pierwsze zakupy w Farminie. Najbardziej jednak zachęcam Was do skorzystania z konsultacji, aby Wasz czworonóg mógł cieszyć się długim i zdrowym życiem, oraz pyszną karmą. 

Gdyby jakiś modowy magazyn poprosił mnie o przygotowanie przepisu na super modny deser, to zrobiłabym właśnie to! Tost francuski z matchą. Obsmażamy na maśle chałkę namoczoną uprzednio w mleku, jajku i cukrze, a potem dodajemy odrobinę serka mascarpone, mojego super składniku, czyli miodu z matchą, kilka borówek, mietę i ewentualnie dodajemy szczyptę sproszkowanej matchy. Jeju! Jak to smakuje!  

Miód z matchą od Pasiek Rodziny Sadowskich, czyli mój ulubiony sposób, aby do diety dzieci podrzucić aż dwa zdrowe składniki! To tradycyjna sproszkowana zielona herbata najwyższej jakości połączona z najlepszym, polskim miodem wielokwiatowym. Powiem Wam, że ten smak mnie zaskoczył i szybko się od niego uzależniłam!

Z kodem MAKELIFE10 otrzymacie 10% zniżki na wszystko w sklepie Pasieki Rodziny Sadowskich.Nie mogę patrzeć na to zdjęcie, bo zaraz będę musiała to znów przyrządzić!Wymarzone drugie śniadanie.Pierwsza tura z głowy! Ale nerwy przed drugą sięgają zenitu.Niektórzy, poza dowodem, przynieśli też piórniki z własnymi długopisami… oraz własnoręcznie narysowaną kartę wyborczą z kotem. Uwaga! Kurier z rzeczami na sesję!
1. Co prawda w nerwach i z całym zespołem, z którym wspólnie walczymy o to, aby ten dzień zakończył się w MLE dobrze, ale i tak doceniam tę niecodzienną przyjemność – późne śniadanie w knajpie. Dziękuję Pokusa Bakery, że tak życzliwie podeszliście do tego, co mogę jeść, a czego nie – obsługa na medal! // 2. Uwielbiam ten zestaw (taki niby w stylu Sylwii Butor). // 3. Dotarłyśmy na plan zdjęciowy! // 4. Zdążyłam przed pierwszą burzą po parnym dniu!Powiedzcie mi, co wydarzyło się z moją millenialsową duszą, że zaczęły mi się podobać takie wzory na paznokciach? Gdyby ktoś twierdził, że w mojej garderobie nie ma koloru, to chciałabym uspokoić, że kto inny w moim domu nadrabia te braki z nawiązką. A tu fragment materiałów, które przygotowałam z nowym zapachem od CHANEL – Chance Splendide.Ależ te piosenki Angele wpadają w ucho!
Dzień Mamy. Wyobrażam sobie ten moment, w którym staję przed 465 tysięcznym tłumem (czyli tyle, ile mam tu obserwujących mnie osób) i mogę na takim forum podziękować komuś bardzo dla mnie ważnemu. Trochę jak możliwość przekazania pozdrowień, gdy wygra się finał Familiady ;). No więc powiedziałabym: „Dziękuję Mamo. Jesteś najlepsza! 1. Napiszę o tym raz, bo to sekret wszystkich mieszkańców Sopotu – ulubiona restauracja tubylców to oczywiście Familia Marco Polo. // 2. Każdej mamie życzę, aby chociaż przez chwilę mogła poleżeć, jak ta kapibara. // 3. Kilka miłych chwil z moją mamą z okazji Dnia Mamy.
Taka złota myśl od Kapibary dla Was wszystkich. 

"Myśl jak Kapibara" to kontynuacja książeczki, którą miałam już przyjemność Wam pokazać ("Być jak Kapibara"). Ostatnimi czasy jest to ulubiona książka dziewczynek, na którą wołają "happybara" :D. Zostawiłyśmy ją w weekend u dziadków, więc możecie sobie wyobrazić co się działo, jak się okazało wieczorem, że jej nie ma. Skończyło się na oficjalnej przysiędze, że babcia przyniesie ją następnego dnia. 

Super jest ta książka. Pośmiać się przy niej można. I to tak międzypokoleniowo. Polecam Wam gorąco!

Już wiem, co włożę na rocznicę ślubu! I komunię! I chrzciny! Kilka sztuk jeszcze dla Was zostało.Czas, aby z tego stosiku wybrać kolejną książkę na dobranoc. Padnie chyba na "Nieznajomą z portretu". Dziewczyny! Tak wiele z Was pisze mi, że nie wie co myśleć o tych wyborach. Że Wasz mąż/partner/znajomi/rodzina planują głosować na Nawrockiego, ale w Was pojawia się jednak ziarenko niepewności w związku z jego życiorysem i ostatnimi doniesieniami. Przede wszystkim bardzo Wam dziękuję za kulturalne wiadomości od tych z Was, które widzą świat inaczej (niestety – chcąc być szczerą – muszę przyznać, że są też takie wiadomości, które trudno byłoby mi zacytować – pamiętajcie, że sami sobie wyznaczacie świadectwo, pisząc komuś najobrzydliwsze rzeczy na świecie). Mówicie, że mężczyźni, którzy w Waszym domu bardziej interesują się polityką, przekonują Was, że kobiece prawa to temat zastępczy – dla nich być może tak, ale przecież to normalne, że każdego dnia zdarzają się momenty, kiedy para myśli inaczej. Ile razy coś, co było dla Ciebie bardzo ważne, dla Twojego mężczyzny było błahostką albo "czepianiem się"? To my same musimy zadbać o nasze sprawy, bo nasze priorytety różnią się często od priorytetów mężczyzn. Głosowanie jest anonimowe!  Mamo, a co to jest "głosowanie"? Ostatnio przerabiamy w dziecięcym języku coraz więcej abstrakcyjnych i złożonych tematów.Gdy w piątkowy wieczór, po tygodniu chodzenia w dresach i wyciągniętych ubraniach, przypominam sobie, że mam w szafie coś jeszcze.
Moja przygoda z konturowaniem rozpoczyna się właśnie teraz. Rozświetlacz (TIME TO SHINE), bronzer (TIME TO BRONZE) i róż (TIME TO BLUSH) od Veoli Botanica w mojej ocenie zdały egzamin. Rozświetlacz, bronzer i róż od Veoli Botanica to produkty, które są delikatne i nawet niewprawna ręka (tak jak moja), może powoli stopniować ich intensywność. 

Naprawdę nie można sobie tymi kosmetykami zrobić krzywdy i jeśli ktoś jest na tym samym makijażowym poziomie, co ja (czyt. „mogę się malować przy zgaszonym świetle i pomylić pędzel do cieni ze szczoteczką do zębów – efekt i tak jest takim sam”) to właśnie znalazł idealną opcję, aby spróbować czegoś nowego.    

Nie jestem makijażową wyjadaczką, ale to jest super proste w użyciu! Teraz (to znaczy do 1 czerwca) na stronie Veoli Botanica obowiązuje:

– 20% na wszystko (naliczane automatycznie przy zamówieniu)

– 25% od 249 zł

-30% od 399 zł.To gdzie idziemy? Do paczkomatu? Do Lidla? Przecież wiadomo, że właśnie w takich sytuacjach spotykamy najwięcej znajomych!

No dobra, ostatnia rzecz! Dużo twórczyń na Instagramie pisze o tym, że każda z nas powinna znaleźć czas, żeby zrobić coś dla siebie. Serio, chrzanić maseczki, zakupy, medytacje, szejka z kolagenu i czytanie poradników – najlepszą rzeczą, jaką możemy zrobić w ten weekend dla siebie, dla swojej przyszłości, dla naszych dzieci, to wziąć udział w wyborach i zagłosować na człowieka, który swoim życiem pokazał, że potrafi wziąć za nas odpowiedzialność. 

Dobra! Teraz już naprawdę skończyłam (ale uważajcie! Jeszcze jedna wiadomość, że się nie udzielam w ważnych sprawach i znów się zaraz odpalę :D). Podejrzewam, że jutro w związku z ciszą wyborczą, platformy streamingowe będą maksymalnie przeciążone, a ja dołożę do tego swoją cegiełkę. Oto cztery filmy/seriale, które polecam: 

1. "Perswazje" z Dakotą Johnson. Dla tych z nas, które kochają Jane Austen i cały ten wiktoriański klimat, ale chciałyby też poczuć powiew świeżości. 
2. "Dżentelmeni" – dziwne, ale fajne. Guy Ritchie nie zawiódł. 
3. "Polo". Producentem tego serialu/reality show jest podobno sam książę Harry. Poziom oderwania od rzeczywistości wspina się tu na nieznane dotąd wyżyny. Wiele aspektów tego sportu jest dla mnie trudnych do zaakceptowania (bo do najlepszych drużyn można się po prostu wkupić), no i wiem, że dla samych zwierząt jest to bardzo ryzykowna dyscyplina. Ale warto obejrzeć, aby samemu sobie wyrobić zdanie. 
4. "Wybraniec" – no i na koniec "kremdelakrem". To trzeba obejrzeć! Wbija w fotel i zostawia z przemyśleniami na długo. To historia drogi do władzy Donalda Trumpa. Brrrr. 

Może nie powinnam pisać tego wpisu w piątkowy, pełen emocji wieczór, bo pewnie wiele z Was zauważyło, że moje myśli są dziś rozpędzone bardziej niż zwykle. A może to ta późna wiosna uderzyła mi do głowy? W każdym razie – dziękuję każdej z Was za to, że odwiedziłyście mnie tutaj. Nawet jeśli różnimy się od siebie i czasem trochę Was denerwuję :*. 

 

*  *  *

 

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką Polemika, Newby Teas, Muduko, HIBOU oraz z wydawnictwem PWN oraz zawiera lokowanie marki własnej.

 

  Ciekawa to zależność – gdy wszystko wokół rozkwita, czasem trudniej jest nadążyć dobrym nastrojem za wiosenną aurą. Trzeba się trochę namęczyć, wyjść na zewnątrz, zmienić rutynę dnia, którą narzuciły chłodne miesiące. Nie można już bezkarnie okupować kanapy wieczorami, gdy dzieci dopominają się placu zabaw. Jeść mrożonki, gdy witają nas ze straganu pierwsze nowalijki. Smęcić, że tęsknimy za życiem „offline” i spędzać czas z nosem w telefonie. Sami musimy zadbać o to, co nazywamy szybszym biciem serca. To nie te czasy, aby takie uczucie dopadło nas przez przypadek.

  Badania pokazują, że coraz bardziej musimy się motywować do wykonywania codziennych czynności – także tych przyjemnych. Chorujemy na przewlekłe „nie chce mi się”, a im łatwiejsze jest nasze życie, tym bardziej jesteśmy zmęczeni i tym silniejsze mamy poczucie, że z niczym się nie wyrabiamy. Nie są mi obce te emocje. Bywam rozbita, wstaję później, niż bym chciała (przez co poranki często zaczynam od pośpiechu), a prokrastynacja to moje drugie imię. A jednak patrząc na tę kwietniową relację, myślę sobie, że renesansowi myśliciele głoszący ideę „carpe diem” przybiliby mi piątkę. Dużo się działo. Od spokojnej domowej codzienności, przez świąteczne przygotowania, aż po emocjonujące podróże i nowe wspaniałe znajomości. Idealne połączenie stereotypowej mamy z ekscentryczną kobietą pracującą. To co? Zostaniecie chwilę? 

 

Początek kwietnia. Podczas gdy w innych częściach Polski już przekwitały magnolie, my dopiero zaczęliśmy cieszyć się z kwitnących krzewów mirabelki i forsycji. Czy ktoś z Was wybrał Trójmiasto jako majówkowy cel? Jeśli tak, to zamiast sopockiego molo wybierzcie jednego dnia to orłowskie. Nie pożałujecie!1. Mój poniedziałkowy "glam" zależy tylko od tego. // 2. Co w ostatnich tygodniach szczerze mnie ucieszyło? Pierwsze spontaniczne granie w zgodzie z nutami. // 3. Ulubiony tekst przedszkolaka, czyli: "Mamo, popilnuj!" // 4. Zapach narcyzy przy łóżku to kwintesencja wiosny.  // Cóż to za niesamowite uczucie, gdy Twoje dzieci są w czymś lepsze od Ciebie i to one tłumaczą Tobie półnuty.  1. Kto z Was zna kartoflankę? Idealna na rozgrzanie po wiosennym spacerze, na który wyszłaś w dżinsowej kurtce, bo wydawało Ci się, że jest ciepło, a tu jednak 4 stopnie ;). 2. Klucz to dostrzec piękno nawet wtedy, gdy mocno przysłaniają je drzewa. Tak wyglądamy, gdy już odprowadzimy dzieci do przedszkola. Wiem, że Was zaskoczę: spodnie i bluzka to MLE (obydwa produkty pojawią się lada moment). Po czym poznać prawdziwą jesieniarę? W kwietniu na śniadanie nadal królują u niej jabłka duszone w cynamonie. 1. Co roku znajduję w telefonie prawie takie same zdjęcia kwitnących krzewów i drzew. I mimo tej świadomości, wiem doskonale, że za rok będę robić to samo! // 2. Cudowna książka, która sprowadza na ziemię, a jednocześnie pozwala zrozumieć i zaakceptować fakt, że śmierć spotka nas wszystkich. "Dlaczego umieramy" była nawet przez chwilę wyprzedana (czyli jednak Polacy czytają!), ale daję znać, że jest ponownie dostępna. 
Już po pracy. Chciałam ogarniać tego dnia rzeczy na mieście na rowerze, ale nie udało mi się to z dwóch powodów. Po pierwsze: miałam flaka. Po drugie: właśnie zaczęło grzmieć. 

Od maja moja codzienna rutyna nieco się zmieni, chociaż wcale, ale to wcale tego nie chciałam. W każdym razie rower stanie się najpewniej moim głównym środkiem transportu, więc postanowiłam się za niego porządnie zabrać, bo sporo części ma zardzewiałych, od dziesięciu lat nie przeszedł ani jednego serwisu i zasłużył już na renowację z prawdziwego zdarzenia. Przy okazji zmieniam też kolor! "Night sky" brzmi dobrze, prawda?Teleportacja do Paryża! Obszerną relację z wyjazdu możecie zobaczyć tutajCo z wyjazdu CHANEL podobało mi się najbardziej? Możliwość poznania takich świetnych dziewczyn!
Cafe de la PAIX to miejsce, które funkcjonuje od 1862 roku. Jej renowacja trwała 20 lat (!!!), a odwiedzali ją Oscar Wilde, Emile Zola, Ernest Hemingway czy Marlene Dietrich. Doszły mnie słuchy, że wiele z Was też ma już swój flakon. Zapach Chance Eau Splendide jest już dostępny w Polsce.
Nie butiki najsłynniejszych marek modowych, a sklep baletowy. To tu chciałam zrobić paryskie zakupy!
Repetto to francuska marka założona w 1947 roku. Do dziś dostarcza baletki i stroje do paryskiej opery. 
Marzenie każdej małej (i nie tylko) baletnicy. Warszawa i malutkie bistro, które otworzyło przed nami drzwi, gdy złapał nas najprawdziwszy kwietniowy śnieg. 
To nie białe płatki kwiatów spadające z drzew, tylko najprawdziwsza zamieć!Zaległy prezent urodziny – garnitur na miarę od Tailors Club
1. "A tak, tak. To ja zamawiałem tego schabowego." // 2. "Parc Cafe" na Mokotowie. // Gdy mówisz, że nie bierzesz deseru, ale i tak poprosisz menu, a potem zamawiasz wszystko z karty. 
W moim domu praca i rodzinne sprawy to ciągła przeplatanka. Z jednej strony, bardzo to doceniam. Z drugiej: często mam poczucie, że każdą z rzeczy mogłabym zrobić lepiej, gdybym miała więcej czasu. Tym razem, przedświąteczne przygotowania przyćmiły nieco nasze organizowanie kolejnej akcji marketingowej MLE.
Gdy Ola zaplanuje plan marketingowy, to nagle wszyscy chcą jechać na wyjazd służbowy ;). 
Wiecie, że do życia i wielu jego aspektów podchodzę w bardzo pragmatyczny sposób. Dlatego, aby przekonać się do różnego rodzaju masaży twarzy, kobido czy kamienia gua sha, potrzebowałam sporo czasu. Trochę przekonała mnie do tego bliska mi osoba, która od dawna specjalizuję się właśnie w facemodelingu. Pod jej okiem próbuję sama w domu dbać o rozluźnienie napięć w okolicy twarzy i szyi, ale idzie mi to opornie. Na szczęście kosmetyk, którego używam do takiego masażu, ma sporo innych zastosowań (czyt. nie zmarnuje się, jeśli porzucę te nauki za tydzień ;)). Hydrofilne masło oczyszczające do twarzy od Polemiki może być stosowane jako produkt do masażu albo produkt do usuwania makijażu. Jego formuła nie narusza bariery lipidowej skóry, nie zatyka porów i jest odpowiednia dla każdego rodzaju skóry – również tłustej.Zestaw MASAŻ TWARZY czyli hydrofilne masło, płytka gua sha do masażu twarzy i szyi od Polemika. Z kodem MLE20 dostaniecie zniżkę 20% rabatu i jest aktywny do końca czerwca. Gorąco polecam też ten balsam. A w ogóle to warto zapoznać się z całą ideologią marki Polemika. Jeśli unikacie drogeryjnych kosmetyków z obawy o zdrowie swoje i najbliższych, to właśnie znalazłyście alternatywę. Cykliczne wykonywanie masażu jadeitową płytką gua sha ma działanie przeciwzmarszczkowe, wygładzające i ujędrniające. Tutaj macie fajny filmik instruktażowy. Szukam w codzienności chwil, jak ze starych powieści. Tym razem znalazłyśmy zapomniany fragment gdańskiego parku. 
 Mój ulubiony sweter tego sezonu (a kurtka z poprzedniego!). Powietrze po burzy. 
Natura to najwspanialsza detalistka na świecie.Poczucie szczęścia to statystyka. Szukaj radości od poniedziałku do piątku, bo z takich dni składa się większość naszego życia.1. Gotowanie dla dwudziestu osób czas zacząć! To przywilej i wyzwanie organizować święta dla całej rodziny, ale uwielbiam to! // 2. To mógłby mieszkać Piotruś Królik. 
Jedyne ozdoby wielkanocne, które kupiłam w tym roku. 
Przedświąteczne wpisy na blogu zawsze były dla mnie okazją do łapania oddechu. Czasem mam wrażenie, że piszę je bardziej dla siebie niż dla Was. Tym bardziej, gdy przytłaczają mnie słowa krytyki – człowiek z wiekiem nabiera odporności, ale wystarczy gorszy dzień, aby coś dotknęło nas bardziej niż zwykle. Tym bardziej mi miło, że ten artykuł wzbudził w Was tyle pozytywnej energii (ale Wasze mniej pochlebne komentarze też biorę sobie do serca i czerpię z nich lekcję). Jeśli jeszcze nie czytałyście, to zapraszam!Domowe biuro, w którym wszystko się miesza. Ten moment, gdy w końcu zabrałaś się za malowanie obdrapanych drzwi i po chwili uświadamiasz sobie, że nie wypłukałaś pędza po tym, jak malowały nim dzieci. Nie żebym wskazywała winnego. Te przybliżenia są całkowicie przypadkowe. 1. Niedziela, przespana noc, kawa i ten nos. Rymuje się! // 2. Takie proste, a takie ładne! Ozdoby od Ingridberg. Rzeżucha zasiana w przedszkolu, ulubiona bułeczka, czekoladowy zając… a co Wasze dzieci chciały włożyć do święconki?
Czy można być nowoczesną tradycjonalistką? Kocham święta i jestem bardzo wdzięczna za ten czas, który spędziliśmy przy stole. 
A po dziewiątym kawałku sernika, czas na spacer!"Mamo, tylko nie mów nikomu! Widziałam pierwszego motyla!"
Ależ natura to wymyśliła.
Park Oliwski i Aleja Magnolii. Pierwsze!Ależ ciepła była ta wielkanoc! Pod każdym możliwym względem!Jest niedziela, dzieci jakimś cudem zaczęły same grać w grę, wiec ja wracam do tematu remontowanego mieszkania. Moja wstępna koncepcja jest już nieaktualna, bo stropy wymagały wzmocnienia, bo podciągi są finalnie niższe, bo rury z gazem nie sposób usunąć ze środka przedpokoju… Architekci ze Studio Loud na pewno bardzo się ucieszą, że wszystkie wymiary z pierwszej inwentaryzacji się zmieniły :D.1. Herbata Desert Chai Matthew Williamson od Newby. Najlepszy prezent dla mamy, bo przecież będziemy później – przy filiżance – prowadzić długie, kojące rozmowy. // 2. Pinterest to kopalnia inspiracji, ale zwykle kończy się na tym, że w swoim mieszkaniu też chcę zacząć remont :D.Desert Chai to chyba moja ulubiona mieszanka czarnej herbaty (połączenie Assam, cynamonu, kardamonu i korzenia lukrecji – bije Earl Grey na głowę!). Dodatek słodkiej wanilii i migdałów nadaje tej herbacie głębokiego, a jednocześnie delikatnego smaku. Herbaty od Newby to jakość nie do podrobienia i coś, czego chyba nie można mieć w domu za dużo. Kod KASIA20 daje 20% rabatu na cały asortyment w Newby i możecie z niego korzystać do 11 maja.  Polecam Wam też ziołową herbatę Yoga Relax, jako idealny sposób na nawodnienie (torebkę mogę zaparzać kilka razy i pić prawie przez cały dzień). Także od Newby.
To będzie długi dzień… Grubość przędzy, stopień skrętu, gramatura… Projektowanie swetrów na pewnym etapie to bardziej matematyka niż ekspresja twórcza.

Opaska, dzięki której przesypiam noc.

Miały być upały, a jednak siedzimy w kurtkach. Ale nie będziemy się chować przed kwietniowym słońcem! Gorąca herbata i emocjonująca gra nam wystarczą!

Ge-nial-na! Ta gra ze zwierzątkami to nasz numer jeden! Można ją schować do pudełka i grać nawet w samochodzie. Łatwiejsze zadania rozwiąże nawet trzylatka, a te trudniejsze to wyzwanie także dla rodziców! Mowa o… 1. "Dżungla, 60 zagadek" od Muduko. To logiczna podróż dla całej rodziny. Każde pole (terytorium) może być zajęte tylko przez jedno zwierzę. Każda zagadka ma tylko jedno rozwiązanie, które znajdziesz na rewersie karty. Polecam Wam gorąco! A z hasłem DŻUNGLA dostaniecie wszystkie 20% rabatu na wszystkie nieprzecenione gry bez daty ważności. // 2. Ciekawa czy babcia też będzie umiała w to grać!Zamiast smartfonów :). Nie przepowiem przyszłości. Mogę się tylko cieszyć z tego, co mam teraz.
Zrywamy miętę na herbatę z naszego ziołowego kącika. Pamiętam, jak HIBOU stawiało swoje pierwsze kroki. Minęło wiele lat, ja sama w międzyczasie założyłam MLE i sporo się o branży odzieżowej dowiedziałam. Tym większy mam szacunek do marek, które nie porzuciły – mimo trudów z tym związanych – swoich ideałów. Hibou wciąż szyje w Polsce, ale znane jest na cały świat. I jest to sława całkowicie zasłużona. Świetna jakość, dopracowane detale, spójna komunikacja – to wszystko sprawia, że zakup zwykłych dresów staje się nagle bardzo luksusowym doświadczeniem.  

Ja zamówiłam sobie czekoladową bluzę i biały top (do kompletu mam też dresy), ale w mojej szafie stale pojawiają się też inne rzeczy od Hibou, w tym bielizna i piżamy. A jedną z koszulek kupiłam pod wpływem zdjęć Chiary Ferragni, która też nosi ubrania od tej polskiej marki (i nie żałuję!). Najwspanialsza niespodzianka ostatnich tygodni. Jeszcze niezszyta książka "Warsztaty weneckie" autorstwa Grażyny Bastek. Bardzo się cieszę, że trafiła mi się taka perełka do zrecenzowania. W Polsce wciąż wydawane są piękne książki, trzeba tylko wiedzieć gdzie je znaleźć. Wiem, że gotowe egzemplarze są już gotowe do wysyłki, więc daję znać, że kod MLE_Wenecja daje rabat na 30% od ceny katalogowej i obowiązuje do 31.05 na książki PWN nt. sztuki:

1.Grażyna Bastek: Ilustrownik, Rozmowy obrazów.
2. Bożena Fabiani: Gawędy o sztuce – wszystkie tomy.
3. Joanna Jurgała-Jureczka: Kobiety Kosasaków oraz piękne albumy przyrodnicze ("Życie ptaków", "Życie na ziemi", "Na ścieżkach życia", "Dookoła świata 80 ptaków", "Dookoła świata 80 drzew").Sprawdzam, czy któreś z dzieł będę mogła zobaczyć w trakcie najbliższej podróży.Zbieram te cenne kartki, układam w odpowiedniej kolejności, spinam gumką… i pakuję do walizki!

"Warsztaty weneckie

W drugiej połowie XV i w XVI wieku w Wenecji powstawały dzieła, które odmieniły historię sztuki. "Giovanni Bellini mieszał pigmenty i spoiwa z niezwykłą precyzją. Giorgione, otoczony aurą tajemnicy, malował obrazy, których sens do dziś budzi emocje i pytania. Tycjan – z odwagą rewolucjonizował podejście do koloru, a Tintoretto – z rozmachem komponował sceny pełne ekspresji. Ale jak wyglądała codzienność tych artystów? Jak zorganizowane były ich warsztaty? Skąd czerpali materiały, jak planowali kompozycje i eksperymentowali z technikami malarskimi?" – odpowiedź znajdziecie w tej przepięknej książce, która zabierze Was w podróż pełną kolorów, ale i tajemnic. Wiele z nich zostało odkrytych, dzięki najnowszym badaniom technologicznym: analizom warstw malarskich, rentgenogramom i reflektogramom w podczerwieni.

Mój ulubiony pasek do wszystkich wiosenno-letnich stylizacji! Widzimy się niebawem! 

*  *  *

 

Wszystko co nie jest teraz „cool” i właśnie dlatego chcemy to mieć/ odrodzenie i przemijanie / co mówią o nas lalki stworzone przez AI i wiele więcej, czyli kwietniowe umilacze

Wpis powstał we współpracy z marką Sensum Mare, Basic Lab, Awesome Cosmetics, wydawnictwem PWN oraz zawiera lokowanie marki własnej. 

 

  Czym jest dzisiaj styl? Wyrażaniem naszego „ja” czy dobrze dobranym algorytmem? Dlaczego nie powinniśmy żyć 150 lat, nawet jeśli nauka nam na to pozwoli? Jak (zupełnie za darmo) poprawiłam jakość swojego snu? Gdzie znaleźć kosmetyki z przyszłości? I czy prawdziwy artysta kiedykolwiek odchodzi na emeryturę?

  Dochodzi już wieczór, więc odrywam się na chwilę od pojedynku między mazurkiem i sernikiem (i po cichu dodaję rodzynki do tego drugiego), malowania obdrapanych przez Portosa drzwi i segregowania wiosennych ubranek moich dzieci, aby przysiąść na chwilę i spisać te wszystkie najciekawsze i najfajniejsze rzeczy, o których czytałam lub usłyszałam w ostatnich tygodniach. To co? Robicie ze mną przegląd cyfrowej prasy?

spodnie – MLE / kosz – wiele lat temu kupiony w Prowansji / kurtka – MLE (dostępna w sierpniu) / spinka – Mood

 

1. Drogie AI, wygeneruj mi mój styl.  

  Kiedyś myślałam, że bycie „cool” to coś, co się czuje. Teraz wydaje mi się, że to bardziej coś, co odświeżam za każdym razem, gdy zaciąga mi się nowa tablica na Pintereście. Jedno kliknięcie i już czeka na mnie kilkadziesiąt nowych wersji mojego stylu, tyle że ja nie mam czasu ani ochoty wciąż wkładać nowych masek. „Minimalistka z Kopenhagi (uwielbiam!), „old-money style” (też mi się podoba!), „paryska elegancja” (ach, to cała ja!) – codziennie na Instagramie czy Tiktoku atakują mnie idealnie sprofilowane stylizacje, które tylko czekają, aby zamówić je jednym kliknięciem.

  Stare powiedzenie mówi, że od przybytku głowa nie boli, ale mam wrażenie, że gdy wszystko jest tak łatwo dostępne, coraz trudniej się z czymkolwiek utożsamiać. Nie mówiąc już o zdecydowaniu się na coś konkretnego. Kodowanie algorytmu zastąpiło nam samodzielne wypracowywanie stylu. Coś, co miało być ułatwieniem, stało się nieskończonymi opcjami stylów, które mogłybyśmy mieć. Nawet najlepiej skompletowana szafa nie zaspokoi głodu, który wyzwalają w nas rolki o "unboxingach z Zary".

   Ulubione słowo modowych ikon ostatnich lat to: „effortless”, które oznacza „bez wysiłku”. Mamy więc ubierać się jak ktoś, kto o to nie dba – oprócz tego, że wyraźnie dba i właściwie nie myśli o niczym innym.  Od lat staram się nie podążać ślepo za trendami, ale media społecznościowe i oferta na sklepowych półkach sprawiają, że wiele z nas zaczyna wątpić w to, co chciałaby nosić. No i ciągle masz wrażenie, że tuż za rogiem czeka lepsza alternatywa.

  Jak się z tego wykaraskać? Na szczęście już samo spisanie tych myśli uświadomiło mi, że szkoda czasu i energii na takie bzdety. To chyba zresztą największa klątwa mediów społecznościowych – lokują w nas nieistotne potrzeby i zmartwienia. A z bardziej pragmatycznych rozwiązań – niektórym podobno pomaga aplikacja WHERING (jej założenia są super, ale chyba musiałabym wziąć kilka dni urlopu, aby porządnie obfotografować każde ubranie i stworzyć bazę danych). Myślę, że pewną formą antidotum na to modowe "fomo" mogą być rzeczy wyjątkowe, takie jak rękodzieła. Bo skoro nie możemy mieć wszystkiego, to może skupmy się na rzeczach, których nie mogą mieć wszyscy? To może być jakiś osobisty, stylowy talizman wyszperany na straganie – u mnie tę rolę odgrywa ostatnio spinka do włosów z materiałową różą.  

 

To, co tyczy się stylu, często powiela się w naszych wnętrzach. Wyjątkowe, bo uszyte ręcznie, przez dziewczynę, którą dziś już nazywam koleżanką :). Znalezione w Ingridberg.

 

2. Działy marketingu na całym świecie oszalały, czyli tworzenie naszej własnej lalki Barbie.

  Skoro już mowa o internetowych bzdetach – nareszcie znaleziono sposób, aby wykorzystać potencjał Chata GPT! Ci, którzy kilkadziesiąt lat temu uważali, że nowe technologie pozwolą nam w 2025 roku znaleźć uniwersalny lek na raka, zakończyć głód na świecie czy latać w kosmos na wakacje byli w błędzie. Mamy za to narzędzie, które pozwala nam stworzyć lalkę Barbie na wzór nas samych…. Przełomowe odkrycie, prawda? ;)

  No dobrze już, kończę z ironią. Tym bardziej, że z ciekawości sama taką lalkę stworzyłam i jest to faktycznie bardzo proste. Jeśli same chciałybyście się pobawić w tworzenie swojej lalki (to trochę jak powrót do czasów Simsów), to podsyłam Wam tu opis, z którego możecie skorzystać. Wchodzicie w ten link, wklejacie poniższy opis uzupełniając go o charakterystyczne dla Was przedmioty i dodajecie swoje zdjęcie.  

"Stwórz realistyczną figurkę przypominającą lalkę Barbie z włosami w kolorze [tu podaj swój kolor włosów], bazując na osobie ze zdjęcia [w opcji dodania plików dodaj swoje zdjęcia]. Figurka powinna wyglądać jak typowa lalka barbie. Powinna mieć ubrane dokładnie to samo, co ma ubrana osoba ze zdjęcia i powinna być umieszczona w plastikowym, przeźroczystym, sporym opakowaniu z kartonowym tłem w kolorze ecru, jak lalki Barbie, albo jak figurki z półek sklepów zabawkowych. Stwórz opakowanie jak najbardziej realistyczne. Obok figurki umieść jej akcesoria: [wymień charakterystyczne dla Ciebie przedmioty, których używasz w domu czy w pracy – możesz użyć zdjęć z internetowych sklepów i dodać je w plikach]. Wszystko powinno wyglądać jak rzeczy/akcesoria dla lalki barbie. Gdzieś niżej z boku napis: SPRING EDITION." 

I co Wam wyszło? :)

 

4. Twarde dane, niższe ceny, większa skuteczność. Biegnijcie po kosmetyczki!  

  Czy utożsamiam się z tym hipopotamem? Trochę tak. A tak serio, to minęło już sporo czasu od ostatnich kosmetycznych polecajek, a wiem, że wiele z Was uzupełnia zapasy, tylko wtedy, gdy podaję Wam tutaj kody zniżkowe, więc podejrzewam, że części z Was właśnie kończy się krem do twarzy ;).. Służę radą i z przyjemnością polecam Wam kilka moich absolutnych hitów. Ja wiem, że sprawdzanie składów i analizowanie skuteczności kosmetyków to coś, na co naprawdę żadna z nas nie ma czasu. Ale od czego jest ten blog! :)

  Podobno Korea wyprzedza nasz rynek kosmetyczny o co najmniej 30 lat. Marka Sensum Mare, tworząc swoje dwa nowe produkty, kierowała się właśnie duchem pielęgnacji tego dalekiego kraju. Obydwie esencje stanowią idealny duet. Na noc stosowałam esencję mikrozłuszczająca z kwasami (dziewczyny, jeśli czasy liceum już dawno macie za sobą, ale Wasza skóra wciąż o tym zapomina i funduje Wam wypryski, to koniecznie zaprzyjaźnijcie się z kosmetykami zawierającymi kwasy – w połączeniu z mezoterapią mikroigłową naprawdę pomagają). Drugi kosmetyk to esencja z ceramidami i ektoiną, która nawilża i wspiera mikrobiom skóry. Esencję mikrozłuszczającą stosujemy tylko na noc, natomiast esencję z ceramidami i ektoiną możemy stosować i na dzień i na noc (wystarczy odczekać kilka minut po nałożeniu esencji mirkozłuszczającej). Jeśli macie swoje ukochane kosmetyki z Sensum Mare, to polecam wypróbować też te dwie nowości przy okazji uzupełniania zapasów. Kod zniżkowy: MLE25 daje zniżkę 25% na wszystkie kosmetyki na stronie SM. Kod działać będzie do 15 maja.

Link do Esencji Mirkozłuszczającej z kwasami AHA i PHA

Link do Esencji z ceramidami i ektoiną

  „Dopasowana do potrzeb mojej skóry” – ha…ha…ha. Gdy Twoja skóra jest jednocześnie sucha, ale miejscami przetłuszczająca się, z tendencją do wyprysków, ale też tracąca jędrność i z przebarwieniami, to reklamy mówiące o tym, że jeden krem spełni wszystkie jej wymagania bardziej denerwują niż zachęcają do zakupów. Z wiekiem pogodziłam się już, że seria dobrze dobranych kosmetyków, to klucz do sukcesu. Wiem, że wiele z Was używało już produktów od marki Awesome Cosmetics, bo prosiłyście mnie o informację, jeśli znów pojawi się kod. No to jestem!

  Kosmetyki z serii MIKROBIOM zostały przebadane w Polskim akredytowanym laboratorium badawczym Dr Nowaczyk® Centrum Badań i Innowacji. Były badane in vitro i in vivo pod kątem wpływu na kondycję mikrobiomu skóry. Odgrywa on bowiem, bardzo ważną rolę w obronie organizmu przed chorobami skóry. Badania Safe Microbiome® prowadzone są w ściśle kontrolowanych warunkach w laboratorium, z wykorzystaniem standaryzowanych metod badawczych, a proces identyfikacji mikroorganizmów odbywa się z zastosowaniem najnowocześniejszych metod molekularnych. Marka o wszystkich składnikach rzetelnie informuje klientki w imię idei: transparentność to podstawa, dlatego poza informacją o tym, że dany kosmetyk posiada na przykład ponad 98% substancji naturalnych, zawsze dostajemy także informację o tym, co składa się na te 2% i dlaczego ich wykorzystanie okazało się lepsze od naturalnych zamienników. „W każdym kosmetyku łączymy wiele składników aktywnych w naprawdę dużych stężeniach. Zamiast zrobienia z takiej mieszanki 3 kremów, my stawiamy na 1 o wyjątkowo bogatym wnętrzu – właśnie ze względu na maksymalne efekty, które ma zapewnić Awesome.” – mówią twórcy marki.

  Nowością w tej serii jest Maseczka Mi:RESOOTHE od AWESOME COSMETICS.  Idealna dla skóry suchej, po zabiegach, potrzebującej regeneracji i odbudowy. Łagodzi podrażnienia, a tym samym sprawia, że skóra jest mniej zaczerwieniona. Za jej wyjątkowość odpowiada m.in. Bioecolia®, która przywraca równowagę mikrobiologiczną, hamuje wzrost złych bakterii, wzmacnia system odpornościowy skóry, a przy regularnym stosowaniu korzystnie wpływa na wzrost dobrych bakterii.

  Kod KASIA25 da Wam 25% rabatu i obowiązuje na cały asortyment oprócz outletu (ważny do 27 kwietnia).

  Im starsza jestem, tym bardziej szkoda mi czasu. Zwłaszcza na nieskuteczną pielęgnację. Wybieram tylko te kosmetyki, które zawierają składniki mające realny wpływ na wygląd mojej skóry. Marka BASIC LAB na przykład, podaje w składzie procent „czystych peptydów miedzi", a nie „kompleksu z peptydem miedzi”, bo to bardzo drogi składnik i sporo marek próbuje zakamuflować jego faktyczną ilość.  Ja polecam Wam przede wszystkim dwa produkty na noc: krem do twarzy, szyi i dekoltu oraz krem pod oczy z tej samej serii Copperis. Aktywnie liftingujący krem na noc został opracowany z myślą o skórze potrzebującej zaawansowanej pielęgnacji. Widocznie napina opadający kontur twarzy, zmniejsza widoczność zmarszczek i bruzd nosowo-wargowych. W jego skład wchodzą czyste peptydy miedziowe, peptydy elafinowane, ornityna, DMAE, które mają mocne działanie stymulujące i regenerujące skórę.

  Obecna promocja z rabatami od 20 do 30% działa na wszystko i trwa do 24.04.25 (rabat zależy od wartości zamówienia, ale najmniejszy to 20%). 

Aktywnie liftingujący rem pod oczy na noc 

Aktywnie liftingujący krem na noc do twarzy, szyi i dekoltu z linii Copperis

4. Trening snu.

 Uspokajam wszystkie mamy śledzące wychowawcze nowinki – nie chodzi o trening snu noworodków, ale dorosłej 37-letniej kobiety. Kiedyś już chyba o tym wspominałam, ale przypomnę, bo przecież nie każdy pamięta artykuł sprzed dwóch lat na jakimś tam blogu: jakość mojego snu to coś, nad czym od dawna pracuję i, co chyba całkiem ciekawe, niektóre wysiłki naprawdę przynoszą efekt. Spisałam kilka podpunktów, które mają dla mnie największe znaczenie (odczuwam to zwłaszcza na wyjazdach, gdy któryś z elementów mojej rutyny jest nie do zrobienia i natychmiast ma to swoje odzwierciedlenie rano, w liczbie przełączanych drzemek). Może i którejś z Was to pomoże?

– Wyjście na zewnątrz najpóźniej godzinę po przebudzeniu (pobudza to wydzielanie melatoniny i reguluje nasz zegar biologiczny).

– Jeśli piję herbatę to Roiboos zamiast Earl gray (ten pierwszy gatunek nie zawiera teiny).

– Opaska na oczy z delikatnego materiału (to poprawiło mój sen o dobre 30%, rzadziej się wybudzam i szybciej zasypiam z powrotem – naprawdę polecam!).  

– Przygotowanie szklanki wody przy łóżku (bo jak jest, to nie chce mi się pić, a jak jej nie ma, to w nocy wydaje mi się, że umieram z pragnienia i muszą po nią iść, przez co niepotrzebnie się rozbudzam).  

– Najbardziej oczywiste, ale na początku najtrudniejsze – całkowity brak telefonu, a zamiast tego dobra książka (byleby nie wciągające kryminały czy romanse – w kolejnym akapicie polecam coś w sam raz!).  

 5. „Dlaczego umieramy” – genialna książka na dobranoc.

  Jest jedna taka rzecz, która wyróżnia nas na tle wszystkich innych istnień na świecie. Tylko człowiek jest świadomy faktu, że jego śmierć jest nieunikniona. Oczywiście zwierzęta odczuwają strach, mają wrodzone mechanizmy obrony przed tym, co mogłoby zakończyć ich żywot, ale zupełnie nie zdają sobie sprawy z tego, że niezależnie od tego jak sprawnie będę uciekać albo jak bezpieczne schronienie znajdą i tak, w którymś momencie będą musiały odejść z tego świata. Czy świadomość nieuchronności śmierci jest naszym przywilejem? A może największą ewolucyjną klątwą?

   Autor nie owija w bawełnę – mówi wprost, co jest mitem, a co ma poparcie w badaniach. I że nie jesteśmy niezniszczalni. Uzmysławia nam, jak działają nasze mechanizmy obronne, które sprawiły, że uciekamy od tematu śmierci tak daleko, jak to tylko możliwe (z czego wynika, na przykład, osamotnienie ludzi umierających, ale też sukces branży wellness). To mocna i bardzo konkretna książka, która brutalnie rozprawia się z obietnicami wiecznej młodości.  

  Umieranie, odrodzenie i życie wieczne to dla każdej wierzącej osoby temat, który w czasie Wielkanocy głośniej wybrzmiewa. Ale warto spojrzeć na śmierć także z bardziej pragmatycznego punktu widzenia – o dziwo, to też może przynieść nam ukojenie i spokój.    

 Dla książki „Dlaczego umieramy" rabat z kodem wynosi aktualnie 28% od ceny katalogowej, a mój kod rabatowy MLE_VR obowiązuje do końca miesiąca i daje on dodatkowe 7% rabatu na książkę. Z kodem można kupić również pozostałe książki wydane przez PWN, które są aktualnie w ofercie. Polecam przejrzeć tytuły, bo to prawdziwe wydawnicze perełki.

6. Poza ramami.

  Podobno człowiek stworzył sztukę w strachu przed śmiercią i starością. Wydaje się, że jeden z największych artystów naszych czasów potwierdza tę tezę. David Hockney ma 87 lat, a kreatywności i pracowitości może mu dziś pozazdrościć niejeden student pierwszego roku. Cały świat sztuki poruszyła wiadomość o największej, w historii jego twórczości, wystawie, która kilka dni temu miała swoją premierę w Paryżu. To moje marzenie, aby móc ją obejrzeć, ale póki co, naprawdę bardzo miłą alternatywą był ten webinar, prowadzony przez Maję Michalak (wykupiony za swoje, gdyby ktoś pytał!).  

  Mnie samej kontakt ze sztuką daje ukojenie w chwilach, gdy mam poczucie, że nie potrafię poradzić sobie z różnymi życiowymi zawirowaniami. Prowokuje do refleksji na temat sensu naszego istnienia, a tym samym – nawet jeśli nie bezpośrednio – pomaga zmierzyć się z lękiem. Polecam gorąco zanurzyć się w świecie obrazów i historii Hockney'a (albo Rembrandta, bo jest też taka opcja webinaru). Zapewniam, że poczujecie się lepiej niż po najlepszym sezonie "Love never lies" na Netflixie ;). 

  Dziś rola istoty ludzkiej w świecie jest coraz bardziej niejasna. Sztuczna inteligencja maluje za nas obrazy, pisze książki i coraz częściej zastępuje to, co nazywamy twórczością. Tymczasem ja nie chcę, aby technologia robiła za mnie te wszystkie rzeczy, po to abym ja miała więcej czasu na pracę, stres i mycie okien. Byłoby znacznie lepiej gdyby to technologia prała, odpisywała na mejle i odkurzała, tak żebym ja mogła malować, pisać i oddawać się kreatywnym rzeczom. A co Wy o tym myślicie?

  Żegnam się z Wami i ruszam z całą masą zupełnie niepotrzebnych rzeczy do zrobienia, o których zawsze przypominam sobie tuż przed Świętami. Jeśli mając godzinę do przyjścia gości, zaczynacie przycinać żywopłot, wymieniać żarówkę w lodówce, czy (dokładnie tak jak ja teraz) odmalowywać obdrapane przez psa drzwi, to witajcie w klubie! Jest na więcej! A tak już całkiem serio: życzę Wam Wesołych Świąt, nieważne jaką formułę wybraliście i w co wierzycie. Obyście zaznali w tym czasie spokoju i radości. 

*  *  *

 

*  *  *

 

 

 

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z markami Wild Hill Coffee, Say Hi, Olinii oraz wydawnictwem Insignis, pojawiają się linki afiliacyjne a także lokowanie marki własnej. 

 

  Wiele przygód rozpoczęło się w marcu i to one nadadzą mi rytm w kwietniu. W te pierwsze wiosenne dni wszystko nieco przyśpiesza, a ja pierwszy raz od wielu lat mam wrażenie, że znów nadążam nad tym tempem. Dzieci, wokół których kręci się cały mój świat, rosną i mają coraz więcej swoich spraw, a ja próbuję docenić nową przestrzeń w mojej głowie (i w moim kalendarzu!).

  Ciekawe jak długo będzie się mnie trzymać ta wiosenna energia? Ile spraw uda mi się nadrobić? Czy do Wielkanocy ułożę już nową rutynę? A może zamknę blog i MLE i wyruszę do Irlandii hodować owce? Prima aprilis! W dzisiejszym wpisie znajdziecie wiele więcej takich pysznych sucharów. Zapraszam Was na marcową fotorelację! 

 

Te kolorowe i radosne początki wiosny w Sopocie ;). 1. Z parasolem, ale bez makijażu. Chyba wolałabym na odwrót ;). Trochę koloru na ustach zawdzięczam błyszczykowi od Say Hi. Polecam! // 2. Ten moment, gdy jesteś pod czterdziestką i paczka z nowym garnkiem cieszy bardziej niż nowe ubrania. // 3. Gumki, których w moim przypadku nigdy za wiele. Jak to możliwe, że te ulubione i najładniejsze zawsze giną najszybciej? // 4. Jedni relaksują się na jodze, inni słuchając muzyki. Ja uwielbiam wizyty w warzywniaku. // O tym balsamie pisałam wcześniej. Używam koloru Coral i Nude, bo chyba najlepiej pasują do mojej karnacji. Naprawdę świetnie nawilżają i dają super kolor. Zamówiłam, gdy po raz kolejny chciałam kupić ten produkt. Glazed Skin daje efekt "poduszkowej twarzy", trochę jak po słynnych koreańskich maskach.
Kod MLE20 działa na cały asortyment w sklepie Say Hi przez cały kwiecień (z wyjątkiem zestawów) i uprawnia do 20% zniżki.1. Gdy gonisz kuriera po mieście, a gdy już Ci się to udaje okazuje się, że wcześniej zostawił paczkę w Żabce koło Twojego domu. // 2. Poranny luksus – świeża poszewka i wytrzepana w ogrodzie pościel. // 3. Koty w mojej głowie. // 4. Na Spotify wjechał właśnie nowy podcast o tym, jakie miałyśmy z Asią problemy w tworzeniu najnowszej kolekcji dla MLE. //Kontrola nad dźwiękiem to dla mnie nadal wyzwanie. Mam wrażenie, że mój telefon nagrywa lepszą jakość niż ten profesjonalny mikrofon podpięty pod specjalny program. Ratunku! Wychodzenie ze strefy komfortu czasem trwa dłużej niż się spodziewamy. Przesyłka. Nadrukowany Van Gogh też robi wrażenie. 1. Zwykłe weekendowe chwile, które sprawiają, że się wzruszam. Ileż to szczęścia mamy, że możemy biec z naszymi roześmianymi dziećmi w stronę domu… // 2. W połowie marca tylko na obrazie, ale dziś widziałam już prawdziwe okwiecone drzewa. // 3. Teraz idziemy w granat! A może jednak zieleń? To krzesło ma kilkadziesiąt lat i jeszcze długo będzie nam służyć. // 4. Mała księżniczka. Kto czytał w dzieciństwie książkę o tym tytule? // 

Zamówiłam. Odesłałam. A potem żałowałam. Które z nich wybrać na ten sezon?
Te czy te

W marcu wróciłam do pewnego miejsca (w sumie lokalizacja inna, ale lampa i ludzie wciąż ci sami ;)), w którym przeszłam pewnego rodzaju chrzest bojowy w temacie architektury wnętrz. Teraz czeka mnie kolejna przygoda z @_loud_studio (wracam do nich już z trzecim projektem), ale tym razem urządzam mieszkanie dla kogoś innego. Mam nadzieję, że nie będziecie mieć nic przeciwko, jeśli będę się z Wami dzielić postępami w budowie. Na Instagramie wiele z Was pisało, że po co mi architekci skoro (w Waszej ocenie) mam dobry gust i sama mogłabym wszystko zrobić… Ekhm. Jeszcze za czasów studenckich poszłam na roczny kurs z architektury wnętrz i przekonałam się wtedy przede wszystkim o tym, jak niewielką częścią zawodu architekta jest dekorowanie przestrzeni. Szanujmy zawody i nie bądźmy zbyt zuchwali ;). Wybór lampy to nie to samo co rozrysowanie projektu elektrycznego :D. 1. Sopot tuż przed wybuchem zieleni. // 2. A o te buty dostałam mnóstwo zapytań na Instagramie. Dla tych co przegapili link, to podrzucam go tutaj. // 3. Luksus to dla mnie kawa do łóżka, z którą chodzę potem po całym mieszkaniu. // 4. Tkaniny. Otaczamy się nimi. Nakładamy je na siebie. Śpimy nimi otulone. Zwracajmy uwagę na to skąd pochodzą i z czego są zrobione, bo nie ma innej rzeczy na świecie, której dotykamy tak często. // Sporo osób przywędrowało tu po artykule plotkarskiego portalu, w którym ktoś stwierdził, że buduję dla siebie dom, chociaż dosyć wyraźnie napisałam, że pomagam w remontowaniu mieszkania dla kogoś innego. "Budować dom dla siebie" to – jak powszechnie wiadomo – dokładnie to samo, co "pomagać w remoncie mieszkania dla kogoś innego", ale ważne, że są kliknięcia, co nie? ;)

A wracając do postu, który mówił o tym, że trochę nas – kobiety – oszukano, twierdząc, że możemy mieć wszystko (rodzinę, pracę, czas na dbanie o siebie i rozwój, porządek w domu i uśmiech dla każdego od rana do wieczora) chciałabym zadać Wam pytanie. Co myślicie? "Możemy mieć wszystko" czy raczej: "musimy robić wszystko"? 

Nie wiem, czy doda to komuś otuchy, ale ja zaznaczyłabym drugą odpowiedź, chociaż przez wiele lat uważałam inaczej. Co ciekawe: im więcej "ogarniam" i im lepiej wychodzi mi ta żonglerka codziennego życia, tym wyraźniej widzę, jak z wielu rzeczy tak naprawdę rezygnuję. A przecież i tak mam pewnie łatwiej niż wiele z Was… 

1. Kto się cieszy najbardziej na prace w ogrodzie? // 2. Pierwsze zioła posadzone. Niektóre przetrwały zimę. // Dam znać za dwa miesiące, czy cokolwiek z tego wyrosło. 

  Niektórym z nas wydaje się, że uprawianie ogrodów to zajęcie dla nudziarzy, mozolna praca dla tych, co mają za dużo czasu, niewinne hobby albo raczej przykry obowiązek. Ale każda z nas po przeczytaniu książki "Dlaczego kobiety uprawiają ogrody" spojrzy na to inaczej. Autorka wyruszyła w podróż, by spotkać się z kobietami, dla których ogrody stały się alegorią życia. Brzmi banalnie, ale uwierzcie mi, że świat przeżyć, który otwiera przed nami Alice Vincent, to coś więcej niż rozmowa o roślinach. To uniwersalna opowieść, pisana pięknym, prawie poetyckim językiem o tym, jak kobiety od wieków zakorzeniają w uprawianiu roślin swoje historie, lęki, marzenia i siłę.  

  Czasem ogród jest wyrazem zaangażowania, akceptacji przemijania, sposobem na oswojenie straty czy formą sprzeciwu wobec świata, który nie zawsze dostrzega kobiecą pracę i emocje. Po jej przeczytaniu trudno nie zadać sobie pytania – co mój ogród/balkon/działka mówi o mnie? Gorąco polecam!

"Dziś chyba połowa kobiet w Polsce ma endometriozę."
"Masz po prostu niski próg bólu."
"Taka Twoja uroda." 

Pamiętam, jak przeczytałam takie komentarze, gdy ośmieliłam się, w ramach solidarności z inną chorą kobietą, powiedzieć, że ten (wstydliwy?) problem dotyczy też mnie. Zastanawiałam się wtedy, czy przekraczać kolejną granicę prywatności i opisać blizny na brzuchu i cały szereg średnio urodziwych objawów/konsekwencji endometriozy, tak aby od osoby komentującej uzyskać zrozumienie, a nie protekcjonalne docinki. Ale wtedy wolałam odpuścić i nie marnować czasu. Ciężko przez ekran telefonu nauczyć kogoś wrażliwości. 

Od tego czasu minęło kilka lat i mogę chyba stwierdzić, że sporo się zmieniło. Nie. Nie przesadzajmy! Ludzka mentalność pozostała taka sama, a hejt rozgościł się na dobre, ale jeśli chodzi o diagnostykę, specjalistów i procedury leczenia, to podjęto właściwe kroki (ja miałam w przeszłości ogromne szczęście trafić na lekarkę kobietę, której wnikliwość i ogromna wiedza pozwoliły mi szybko zdiagnozować problem, ale wiem, że nie każda z nas ma to szczęściei). 

Ta zmiana pewnie nie nadeszłaby tak szybko, gdyby nie pewien reportaż bardzo zdeterminowanej dziennikarki. Książka autorstwa Magdaleny Łucyan i Katarzyny Górniak jest dla wszystkich wszystkich, które miały )lub myślą, że mogą mieć) endometriozę. Swoją drogą, Magdalena Łucyanbyła nawet jedną z bohaterek mojego artykułu sprzed lat. Weszłam teraz w niego i muszę przyznać, że nic a nic się nie zestarzał.

  Każda z nas dba o siebie inaczej. Kiedyś wydawało mi się, że taką małą rzeczą, którą codziennie chciałabym robić z myślą o moim dobrym samopoczuciu, jest czas na makijaż.  No cóż, poranna rutyna w ostatnich latach sprawiała, że nie zawsze wychodziłam z domu z myślą: „super dziś wyglądam”. Zabawne, że gdy teraz z łatwością znalazłabym te pięć minut na podkład, róż i kredkę, ja wolę pójść do kredensu w kuchni i zadbać o wygląd od środka.  

Do swojej diety wprowadziłam wiele cudownych produktów, które w naturalny sposób (bez sztywnych ram czy łykania tabletek) walczą o moje dobre samopoczucie, odporność, cerę czy układ pokarmowy.  

  Na półce trzymam olej z czarnuszki, olej lniany, a teraz (w końcu) także olej Omega-3 od Olinii. Ta ostatnia buteleczka ma w sobie: FENACTIVE® (spożywanie skraca trwanie wirusowych lub bakteryjnych infekcji górnych dróg oddechowych i zmniejsza ich nasilenie), olej z ryb morskich – czysty, z bogatych w kwasy omega-3: dorszy, sardynek i makreli (NIE KONCENTRAT, TOTOX – 11), tran – olej z kwasami omega-3 – EPA i DHA oraz witaminą D3, olej lniany bogaty w kwasy omega-3, w tym ALA (alfa-linolenowy) i omega-6, w tym LA (linolowy), olej z czarnuszki – olej z kwasami omega-3 i omega-6 oraz tymochinonem (składnik nasion czarnuszki o właściwościach przeciwalergicznych, przeciwzapalnych i działaniu immunomodulującym) – 11,49 mg/g, a na końcu nie mniej ważna: witamina D3.  Olej ma delikatny malinowy smak (z całą pewnością nie rybny :)).

  Można go pić po prostu z łyżki przed jedzniem (albo po! jak wolicie) albo dodać do soków, smoothie czy innych owocowych rzeczy. Kod MLE daje 12% zniżki w Olinii do 20 kwietnia, ale klikając w powyższy link nalicza się on już automatycznie. :). Sprawdźcie inne rzeczy w ofercie! A tu link do badań naukowych.  

Nie wiem czy wspominałam, ale jeden z moich ulubionych wiosennych kolorów to szarość :D. 1. Gdy potrzebuję trochę wiosny idę do Narcyza w Gdyni. Wiadomo. // 2. Komu też nie chcę się nigdy wyciągać miksera? :D // 3. Małe wielkie zmiany. // 4. Przygotowania do wiosny trwają w najlepsze. Fenomen butów od Mrugali dostrzega chyba każda mama przedszkolaka.  // Gdybym mogła to chodziłabym tak codziennie.1. Gdy dwa lata temu wykańczaliśmy mieszkanie, zdarzyło się kilka rzeczy w naszym życiu, które sprawiły, że sporo planów porzuciłam z dnia na dzień. Między innymi stolarkę. Każdy wykonawca powie, że nie ma nic gorszego niż dokańczanie remontu na raty, ale według mnie można się przyzwyczaić. A może nawet to polubić :D.// 2. Pierwszy dzień wiosny. I to widać, słychać i czuć! // Ogryzki na stole i baza pod folią ochronną. Remont plus dzieci to moje ulubione piątkowe połączenie. Ten moment, w którym nic nie jest na swoim miejscu, ale ja uważam, że wszystko wygląda lepiej. Małe przemeblowania na wiosnę to coś, co uwielbiam (a mój mąż nienawidzi). Królicza rodzinka gotowa do snu. I jak to w życiu bywa – dzieci śpią, a mama króliczków zabiera się za słodycze. 1. Co tu powiesimy? // 2. Być może nie jesteście tego świadome, ale jednym z moich licznych i zaskakujących talentów jest umiejętność niezwykle precyzyjnego oceniania smaku klusek, kopytek, placków i pyz. No więc, ogłaszam, że na to danie w Masło Maślane w Gdańsku warto przyjechać nawet z Warszawy. ;) Bez alkoholu, ale za to z dużą ilością słodyczy.Ten moment, gdy dzieci nie chcą wchodzić z Tobą pod prysznic, ale pies ma osiem lat i nadal mu nie minęło. 

Ekipa remontowa poszła i znowu odzyskałam mieszkanie. 

Kolor! Te swetry znajdziecie oczywiście w MLE (na niebieski trzeba jeszcze chwilę poczekać). 

Tak jakoś zgaduję, że będą o to pytania… Numer referencyjny dżinsów to 4365/032 i są z tej sieciówki na „Z” ;). 

Poznaniacy świetnie znają. Ja dopiero odkryłam. Restauracja Nadzieja, to miejsce, które trzeba odwiedzić.

1. Jesteśmy tylko trochę głodne, więc zamówmy wszystko, co się da. // 2. Zasiedziałyśmy się w tym muzeum, ale było super! // 3. Trochę jak pisanka, trochę jak kołderka. Premiera tego żakietu już w kwietniu. // 4. Słynne dropie. // Nie udało mi się dotrzeć do Warszawy, aby zobaczyć tę głośną wystawę Józefa Chełmońskiego, ale fuksem nadrobiłam to teraz w Poznaniu. Podoba mi się wiele z jego obrazów i długo mogłabym się przypatrywać tym wszystkim galopującym koniom czy docenić nastrój, który potrafił stworzyć na przykład na obrazie „Jesień” (to dla mnie coś jak polskie „hygge” ale z XIX wieku). A jednak im starsza jestem, tym trudniej jest mi odseparować osiągnięcia wielkich malarzy, od tego jakimi ludźmi byli w prywatnym życiu. Rozumiem, że kiedyś standardy były inne, a kobiety miały znacznie ciężej, ale i tak nie potrafię zrozumieć jego zachowania względem żony. Mam głębokie przekonanie, że niezależnie od czasów czy szerokości geograficznej wiele z nas po prostu wie, co jest dobre, a co złe. A jakie jest Wasze zdanie? Czy możemy oceniać malarzy (i wybitne osobistości w ogóle) tylko po to tym, co tworzyli, nie bacząc na to jakimi byli ludźmi w prywatnym życiu? Znacie jakichś współczesnych geniuszy, którzy wywołują w Was dysonans?Mój najlepszy „partner in (art)crime”.Muzeum Narodowe w Poznaniu – polecam!
To nie ja! To Ola! W wersji bardziej "cool" nasz sweter z kokardkami można nosić z t-shirtem pod spodem.

Wiele tradycyjnych rozwiązań słusznie odeszło w niepamięć. Z drugiej strony, postęp technologii dał nam nie tylko zmywarkę czy telefony komórkowe, ale także wysokoprzetworzoną żywność i smog w miastach. Czasem ciężko się połapać, w bitwie pomiędzy tym, co „przestarzałe”, a „nowe i niesprawdzone”, ale akurat żeliwne naczynia są jednoznacznym dowodem na to, że czasem warto spojrzeć na dawne odkrycia przychylnym okiem.

Kawowe zapasy na wielkanocne spotkania już zrobione! Jak zawsze wybrałam kawy specialty od Wild Hill Coffee, które pochodzą z certyfikowanych plantacji, bo troszczę się o zdrowie moich bliskich (także tych dalszych, których widuję tylko od święta ;)). Pamiętajcie, że wybór kaw organicznych minimalizuje ryzyko spożycia szkodliwych substancji, takich jak mykotoksyny czy ochratoksyny. Od kilku lat to właśnie tę kawę parzę w swoim domu. Tym razem padło na te dwa gatunki: Tajemnica Sierra Madre i Sen o La Jacoba.  

Z kodem WIOSNA10 otrzymacie 10% rabatu na kawy w Wild Hill Coffee, a z kodu możecie korzystać do 20 kwietnia (kod nie obejmuje akcesoriów oraz artykułów objętych promocją).  
Nie zgadniecie! Top i spódnica są od takiej polskiej marki, którą założyła córka premiera! (suchar numer 342)
Zostawiam Wam tu pełny przepis na słynne "Dutch Baby": 

Skład:

3 jajka
1/2 szklanki mleka 
1/2 szklanki mąki pszennej 
1 łyżka cukru pudru 
1 łyżka masła (najlepiej klarowanego) 
1 łyżeczka esencji waniliowej lub migdałowej 

A tu reszta przepisu: 

1. Wyjąć jajka i mleko z lodówki i poczekać, aż uzyskają temperaturę pokojową. 
2. Piekarnik nagrzać do 220 stopni. Koniecznie wybierzcie tryb, w którym włączony jest górny opiekacz (bez termoobiegu). 
3. Do miski wbić jajka, cukier puder i utrzeć trzepaczką na puszystą masę, dodać mleko, mąkę, esencję waniliową i szczyptę soli. Na patelnię żeliwną dodać łyżkę masła klarowanego i wstawić do nagrzanego piekarnika. 
4. Zawartość miski dokładnie wymieszać, aby powstała jednolita masa. Wyciągnąć rozgrzaną patelnię z piekarnika, wlać na nią ciasto i szybko wstawić z powrotem. Piec przez piętnaście minut. Ciasto powinno wyrosnąć, być chrupiące z zewnątrz i idealnie miękkie w środku. 
5. Wyjąć z piekarnika i nałożyć dodatki (ja wybrałam lemon curd, mascarpone z wanilią i listki mięty). 

A dla mnie kawałek będzie? 

Zabawy w czasie chłodu w ogrodzie i gorące desery czekające w domu. Proste połączenie, ale zostaje w zakamarkach pamięci na bardzo długo.A skoro jesteśmy już w klimacie Jane Austen, to nie mogłam sobie odmówić tego filmu – idealny na pierwsze wiosenne smutki. Jest to oczywiście bajka dla dorosłych, bo wszystko kończy się aż nadto dobrze (w przeciwieństwie do historii miłosnej samej autorki powieści). A jednak: w tym całym wyidealizowanym wiejskim życiu brytyjskiej arystokracji i tak widać, że wybory kobiet od zawsze były trudne.

 "Dumę i uprzedzenie" (2005) znajdziecie teraz na Netflixie, ale nie polecam oglądać z napisami. Tłumaczenie gubi osobowość Elizabeth, która na tamte czasy była chyba najbardziej wyszczekaną osobą w Anglii. Sąsiedzkie inspiracje. Po spotkaniu z Magdą z Moodstore zawsze mam ochotę zgapić całą jej stylówkę. No ale kto nie ma takiej koleżanki?Nie wierzę, że nadszedł ten moment. Spakowana i gotowa na ciekawy weekend!  Początek wiosny w Pałacu Ciekocinko to raj dla wrażliwych dusz. Owoce pod kruszonką to jeden z pierwszych deserów, które zrobiłam sama. Może stąd ten sentyment?Dziś w tym domu będą straszyć cztery blondynki. Kierunek: Lubiatowo. "A tak wyglądałyby nasze domy, gdyby urządzali je mężczyźni" (takie tam głupie żarty, gdy same kobiety wokół).Fajnie mieć koleżanki. Przypominam sobie o tym za każdym razem, gdy po siedmiu 7 latach spędzam z nimi bite 24 godziny.Sweter znajdziecie tu, a spinkę tuPo prostu czysty zachwyt.Bo w Polsce najlepiej się wypoczywa! Kochane Dziewczyny, pewnie doskonale wiecie, jak cenne są te zwykłe dni. Ale chyba warto to sobie wciąż powtarzać, prawda? Mam nadzieję, że w swojej głowie tworzycie podobne relacje i że – nawet jeśli nie jest idealnie – udaje się Wam dopisywać do nich pozytywną narrację. Ja wyszkoliłam się w tym tylko dzięki temu, że tu zaglądacie. Dziękuję, że dotrwałyście do końca. Dobranoc! :)

 

*  *  *

 

Lutowe umilacze: Gdy myślisz, że nienawidzisz lutego, czyli jak znaleźć swój własny sposób na „sen zimowy”.

Wpis powstał we współpracy z marką Azure Tan, Yonelle, Sensum Mare i Olinii. 

 

  Tak jak drzewa, które zrzucają liście i niedźwiedzie, które drzemią u ich korzeni, tak nasze ciała też są zaprojektowane, aby w zimowe miesiące zachowywać się inaczej. Ten, kto nie chce lub nie umie tego dostrzec, będzie czuł niepokój aż do wiosny, a nadchodzące lutowe i marcowe dni staną się dla niego czasem straconym. Na początek – abyś uwierzyła, że to nie tylko gadanina fanatyczki zimowych miesięcy – przedstawię Ci kilka faktów, które to potwierdzają. A potem spróbujemy coś na to zaradzić.

  Za National Geographic: „Z najnowszych badań wynika, że i u ludzi dochodzi do zmian rytmu dobowego, które przypominają trochę sen zimowy. Do takich wniosków doszli badacze z Niemiec. Ich pracę naukową opublikowało czasopismo „Frontiers in Neuroscience”. Naukowcy z Kliniki Snu i Chronomedycyny w szpitalu św. Jadwigi w Berlinie ustalili, że faza snu zwana REM była znacząco, bo o 30 minut dłuższa zimą niż latem. Uczeni podkreślają, że takie zmiany rytmu snu widać nawet w populacji miejskiej. To środowisko o niskiej ekspozycji na światło naturalne i o dużym zanieczyszczeniu światłem sztucznym. Teoretycznie mieszkańcy miast nie powinni być podatni na sezonowe zmiany snu. Badania pokazują, że jest inaczej.” 

  Inuici, dawniej nazywani Eskimosami (zrezygnowano z tej nazwy, gdyż uznano ją za obraźliwą, bo oznacza dosłownie „ludzie jedzący surowe mięso), w zimie śpią po 14 godzin dziennie. To oczywiście przerysowany przykład, bo Inuici żyją na terenach, gdzie występuje noc polarna, ale naiwnością byłoby twierdzić, że możemy funkcjonować tak samo w lutym, kiedy o siedemnastej panują już ciemności, co w czerwcu, gdy słońce zachodzi o dwudziestej pierwszej. Zimne miesiące słusznie wzmagają u ludzi poczucie senności w ciągu dnia, bo organizm potrzebuje dłuższego okresu na regenerację.

Sweter i dresy są od MLE. (ten pierwszy pojawi się w kwietniu, te drugie są już niestety wyprzedane)

 

  Dr Dieter Kunz dodaje, że „mimo tego, że nasza fizjologia jest rozregulowana to, w przeciwieństwie do innych zwierząt, my nadal działamy bez zmian przez okrągły rok”. A to sprawia, że w lutym i marcu mamy wrażenie, że „jedziemy na rezerwie”. Oczywiście, nikt z nas nie będzie porzucał swojego życia i codziennych obowiązków, aby zawinąć się w kołdrę na pół roku, ale planując nasz czas wolny, nowe wyzwania, przyjemności czy spotkania towarzyskie, warto wziąć pod uwagę fakt, że szanowanie rytmu pór roku to nic innego jak funkcjonowanie zgodnie z naszą naturą. Spowolnienie, oszczędzanie energii, otaczanie się ciszą – to wszystko jest po to, aby łatwiej odnaleźć w sobie witalność, gdy nadejdzie wiosna.  Pod przykrywką „umilaczy” dzielę się z Wami kilkoma sposobami na to, aby poczuć się lepiej późną zimą – idealne dla wszystkich, którzy mają swój ulubiony warzywniak i jak każdy millenials, lubią emeryckie zwyczaje i ciekawostki ;).  

1. Zwierzęta mogą trwać w śnie zimowym przez wiele miesięcy. A my?

  Ten niezwykły mechanizm, zwany snem zimowym, pozwala zwierzętom przetrwać czas niskich temperatur i niedoborów pożywienia. My zaliczamy się jednak do stworzeń aktywnych zimą. Udaje nam się to przede wszystkim dzięki cywilizacyjnym zdobyczom: ubraniom, zapasom jedzenia i ciepłym domom. Ale ja dodałabym do tego jeszcze seriale i filmy na platformach streamingowych. Wybrałam pięć polecajek dostępnych na różnych platformach, które pomogą przełknąć szare widoki za oknem, a może nawet sprawią, że dostrzeżecie w tej aurze jakiś urok.

„Śleboda”

Polski serial z Zakopanem w tle. W rolach głównych Maria Dębska i Maciej Musiał. Oglądałam z przyjemnością, nawet jeśli nie wszystko było perfekcyjne. 

"Anatomia upadku"

Góry, śnieżne krajobrazy i wnikliwa analiza moralnego upadku człowieka. Wciąga jak rzeka i zostawia z głową pełną myśli. Film zgarnął masę nagród – w pełni zasłużonych.  

"Duch śniegów"

Z pozoru zwykły film  przyrodniczy o życiu zwierząt w Tybecie. Jeśli lubicie w weekend puścić sobie coś, co leci w tle, gdy sprzątacie albo gotujecie obiad, to zapewniam Was, że po kwadransie całą rodziną będziecie z zapartym tchem przyglądać się życiu śnieżnej pantery. Takich filmów o naturze nam trzeba!  

"Biała Odwaga"

Tu znów mamy Podhale, ale tym razem akcja rozgrywa się w czasie II wojny światowej. Mamy tu dwóch górali, braci, którzy w obliczu niemieckiej okupacji wybierają zupełnie inną drogę. Film wzbudził wiele kontrowersji, co może być zrozumiałe jeśli ktoś spodziewał się po nim ciężkich rozliczeń i pełnej dyscypliny w odwzorowywaniu faktów historycznych. Nie zgodzę się jednak z opiniami, że jest to film „antygóralski” – moim zdaniem wręcz przeciwnie. Zachwyciły mnie widoki gór, scenografia, kostiumy. Polecam mimo niskich ocen na Filmwebie (będące skutkiem przede wszystkim zmasowanych „jedynek” dodawanych podobno przez środowiska chcące zbojkotować ten film).  

"Szogun"

Czasem aby dostrzec piękno, trzeba je obejrzeć z innej strony – na przykład w Japonii. W tym serialu mgliste krajobrazy i przeciągające się przedwiośnie stanowią piękne tło dla historii rodu samurajów. Ocena według Filmwebu: 7,8! 

 

2. Co Pani zamawia? Grypę typu A? Rotawirusa? A może mykoplazmę?

  W Sopocie panuje teraz idealna pogoda: nie za ciepło, nie za sucho, nie za biało i nie za słonecznie. I pewnie niewiele zmieni się w tym temacie do połowy kwietnia. Te warunki rewelacyjnie wpływają na wirusy – to ich najlepszy czas w roku. Nie będę tu tworzyła pozytywnych afirmacji – infekcje nie są fajne i rozumiem wszystkich, którzy w tym momencie mają ich dosyć. 

  Jestem ogromną zwolenniczką zasady "zdrowa żywność zamiast suplementów” i mam kilka swoich ukochanych „superfoods” o naukowo udowodnionym działaniu. Pierwszy na liście moich spożywczych cudów jest wspominany przeze mnie nie raz olej z czarnuszki. Piję go codziennie już od ponad sześciu tygodni. Odsyłam tutaj do artykułu Pana Tabletki, albo do mojego zestawienia badań, które potwierdzają prozdrowotne właściwości.  

Mój zapas oleju z czarnuszki zaraz się skończy i będę uzupełniać zapasy. Jeśli chcecie dołączyć do mnie i przekonać się na własnej skórze (i to dosłownie! akurat tego się nie spodziewałam, ale moja cera też poprawiła się od czasu gdy zaczęłam pić ten olej) to z kodem MLE otrzymacie -12% do 31 stycznia. 

 

  UWAGA! Jeśli chcemy, aby picie prozdrowotnych olei miało sens, trzeba kupować je z dobrego źródła, bo wszystko ma tutaj znaczenie: sposób tłoczenia, jakość nasion, każdy etap obróbki czy nawet rodzaj butelki, w jakiej przechowywany jest olej. Sprawdziłam ten z Olinii i spełnia najwyższe standardy – widać, że znają się tam na rzeczy. Ja polecam dodać do diety jeszcze syrop z czarnego bzu, olej z lnu złocistego i oczywiście miód zamiast cukru. 

 3. Czy chociaż skóra mogłaby być ładniejsza w tym ponurym czasie?

  Niestety nie bardzo. Wysuszone placki, rozwarstwiający się makijaż na mrozie, szary kolor skóry, uczucie ściągnięcia i o wieeeele za dużo niebieskiego światła z telefonu. A może jednak? W czasie gdy największe koncerny kosmetyczne zamykają swoje zakłady, bo technologicznie nie spełniają już dzisiejszych standardów, warto jest sprawdzić, czy nasze produkty do pielęgnacji nie powinny przejść przez małą podróż w czasie. Paradoksalnie to te mniejsze marki z bardziej elastycznym podejściem do nowoczesnych rozwiązań mogą produkować skuteczniejsze i zdrowsze kosmetyki. Spróbujcie najdroższe produkty od międzynarodowych gigantów zamienić na te dwa kosmetyki od polskich marek: Sensum Mare i Yonelle. Już piszę dlaczego:

Hydrostabilizująco-regeneracyjna maska nocna ALGOMASK od SENSUM MARE – jeśli chcesz po przebudzeniu spojrzeć w lustro i pomyśleć sobie: „chyba się wyspałam bo moja twarz jakoś lepiej wygląda”, to myślę, że powinnaś wypróbować ten produkt. Jak wiele z Was, jestem wielką fanką tej polskiej marki i wcale się nie dziwie, że zrobiła taką furorę. Ta maska na noc (albo na długi wieczór przed komputerem) niweluje niekorzystny wpływ czynników atmosferycznych na skórę, takich jak niskie temperatury. Działa podczas snu niczym nawilżająco-regeneracyjny kompres, pozostawia skórę jędrną, sprężystą i dobrze nawilżoną. W Sensum Mare do 2 lutego trwa promocja 2+1 (trzeci najtańszy produkt kupicie za jeden grosz). 

TRIFUSÍON FOCUS Serum-­Booster redukujące  zmarszczki i pory od Yonelle – ten kosmetyk dosłownie zmienia skórę w jej lepszą wersję. W swoim składzie posiada egzosomy, uznane za najciekawszy składnik kosmetyków w 2025 roku (ekhm… Yonelle używa tego składniku już od roku…). Egzosomy usprawniają komunikację międzykomórkową, regenerację i odnowę skóry na poziomie molekularnym. A w jeszcze większym skrócie: egzosomy to rewolucja w odmładzaniu i regeneracji skóry. Serum już po jednym użyciu zmniejszył u mnie widoczność porów (a rozszerzone pory to także objaw starzenia się skóry). Wyniki badań aparaturowych wykazały zmniejszenie długości zmarszczek o 46% po 6 tygodniach stosowania. Jak dla mnie produkty Yonelle dorównują (a może nawet prześcigają) kosmetyki z najwyższej półki. Widać tu ogromną motywację do poszukiwania najnowocześniejszych i najskuteczniejszych rozwiązań. Jeśli chcecie zaopatrzyć się w serum od Yonelle, to dodając go teraz do koszyka, automatycznie naliczy Wam się rabat 30% na ten i inne wybrane produkty. 

 

 4. A co ma powiedzieć ktoś, kto słońce widzi tylko przez godzinę dziennie? Albo w ogóle?

  Filmiki pokazujące to, jak świat będzie wyglądał za kilkanaście tygodni, gdy o 19 wciąż będzie jasno, robią teraz milionowe zasięgi na Tiktoku (najlepiej z podkładem Pezeta i Wani). Narzekanie jest oczywiście bardzo przyjemne, ale co ma w takimi razie powiedzieć dziewczyna, Polka i mama jednocześnie, która naprawdę wie jak żyję się w czasie nocy polarnej? Postanowiłam zaprosić do rozmowy Martynę – fotografkę i influencerkę mieszkającą na Lofotach w Norwegii – aby podzieliła się z nami swoimi sposobami na światło i radość, gdy wkoło panuje ciemność. 

K: Jak długo nie widziałaś słońca?    

M: W miejscu, w którym mieszkam noc polarna trwa około miesiąca (na Lofotach, w zależności od lokalizacji rozpoczyna się i kończy w różnym czasie). Nie ma wschodów słońca – noc trwa przez całą dobę. Na początku stycznia noc polarna zakończyła się, ale dzień aktualnie nadal jest krótki – trwa około 4 godzin, słońce wschodzi po godzinie dziesiątej i zachodzi po godzinie czternastej. Jedna sprawa to noc polarna, a druga: zachmurzenie i sztormowa pogoda – to, że słońce już wschodzi, nie oznacza, że je widzimy.

Martyna pracuje jako fotgrafka. To jedno z tysiąca zdjęć jej autorstwa. 

 

K: Czy widzisz jakieś zmiany w codziennym funkcjonowaniu/swoim ciele/nastroju gdy nadchodzi noc polarna?    

M: Ja uwielbiam czas nocy polarnej, nie zauważam u siebie spadków energii, nastroju. Oczywiście, o wiele piękniej i przyjemniej jest, gdy mamy śnieg, co wcale nie jest pewnikiem, pomimo że Lofoty leżą około 300 km za kołem podbiegunowym. Na pewno w tym czasie pozwalam sobie na zwolnienie tempa, więcej spokoju – jak w naturze, która w tym czasie w pewnej części zapada w zimowy sen.  

K: Jakie masz sposoby na to, aby noc polarna nie wpływała aż tak bardzo na Twój nastrój /spadek energii?  

M: Z natury jestem osobą bardzo pozytywnie podchodzącą do życia, pogoda nie determinuje mojego nastroju – nie mam na nią wpływu. Kocham zimę – jak najwięcej czasu staram się spędzać na świeżym powietrzu, blisko natury. W domu tworzę koselig (norweski odpowiednik hygge) klimat – dużo świec, światełek. Na pewno bardzo ważne jest też suplementowanie witaminy D, kiedy słońca po prostu nie ma.  

Lofoty okiem Martyny. 

 

K: Jak zaopatrujesz się w świeże warzywa i owoce? Czy dostępność w Waszym miejscu jest ograniczona?    

M: Wiem, że kraje nordyckie kojarzą się nam z tym, co „zrównoważone, nowoczesne, zdrowe itd", ale prawda jest taka, że w Polsce mamy ogromny wybór i dostępność warzyw, owoców, eko żywności, targowiska, stragany. Na Północy musimy zadowolić się tym, co jest akurat dostępne w marketach, nie mamy warzywniaków, targowisk. Niestety często wybór jest niewielki, normą pakowanie jest pojedynczych warzyw w folię, a warzywa i owoce, które mają za sobą długą drogę nie są często pierwszej świeżości. Staram się wybierać to, co sezonowe i korzystam z mrożonek. Sami zbieramy też jagody, borówki i robimy zapasy na zimę. 

K: To prawie jak prawdziwe misie polarne! W Polsce często narzekamy teraz na krótkie dni – co byś nam powiedziała, abyśmy zmienili nastawienie do zimowych miesięcy?

M: Haha. Bardzo często słyszę lub czytam w komentarzach: „U mnie też tak ciemno/ponuro/dzień tak samo krótki". Odpowiadam wtedy: „Ale słońce wzeszło, prawda?" :) Jeśli nie możesz znaleźć słońca na niebie, poszukaj go w sobie, w innych ludziach. Wiem, że o wiele łatwiej pokochać mroźne, śnieżne zimy, niż te, które przypominają mieszankę wczesnego przedwiośnia z zapowiedzią zimy, która nie nadeszła, ale hej! Taki rytm życia. Bez zimy, nie ma wiosny – równowaga w naturze istnieje, nie mamy na nią wpływu, mamy za to wpływ na to, jak żyjemy.  

Widok z okna Martyny na Lofoty. 

 

  Gdy obserwuję profil Martyny (gorąco zachęcam, abyście też zaczęły!), Lofoty wydają się najpiękniejszym miejscem na ziemi. Łatwo jest po takich obrazkach pomyśleć, że zima w Polsce jest szara i niezbyt ładna. Ale ten kto stale ogląda relacje Martyny wie, że cena „mieszkania w pocztówce” też bywa wysoka. Wyprowadzka w piękne zaśnieżone miejsce wcale nie rozwiązuje wszystkich naszych problemów, ale z pewnością dokłada kilka nowych. Dla Martyny jest to walka z wichurami, problemy z dostępem do opieki medycznej dla siebie czy małej córeczki, poczucie izolacji od świata czy obawa o ukochane miejsca w dobie galopujących zmian klimatycznych. 

5.  A skoro Martyną wspomniała już o mrożonkach…  

  Badacze są zgodni, że mrożonki – okryte złą sławą – są równie zdrowe (jeśli nie bardziej), co ich świeże odpowiedniki. Oczywiście nie mam tu na myśli mrożonej pizzy, frytek czy zapiekanek, tylko warzywa i owoce. Te przeznaczone do mrożenia zbierane są w szczytowej fazie dojrzałości i mrożone kilka godzin później. Z kolei cały proces, którym zostają poddane warzywa i owoce przed dostarczeniem do sklepu (m.in. zbiór, sortowanie, transport), zajmuje kilka dni. Grupa badaczy z University of California udowodniła, że między innymi z tego powodu mrożone warzywa i owoce mogą być zdrowsze od tych świeżych. Mowa tu o zawartości witamin A, C i B, antyoksydantów czy kwasu foliowego. Czy nie jest to dobra wiadomość? W lutym i marcu nawet jabłka i ogórki, zbierane wiele tygodni wcześniej, nie smakują już tak dobrze. Jeśli więc z utęsknieniem czekasz na nowalijki, to spójrz życzliwszym okiem na zawartość zamrażalników w supermarketach. 

6. Wypełnić czymś tę ciszę.

  Sama nie wiem czy muzyka Basi Maleckiej pomaga poczuć w sercu pierwsze przebłyski wiosny czy raczej ułatwia docenienie tej zahibernowanej zimowej rzeczywistości. W każdym razie: polecam. Wynalazłam ją na Tiktoku i przepadłam. Znajdziecie ją też na Spotify

7. Wszyscy chcemy słońca. Albo chociaż udawać, że je mamy.  

  Pragnienie słońca jest czymś całkowicie naturalnym, ale statystyki pokazują, że gdy pragniemy "za bardzo", możemy zrobić sobie krzywdę. Kraje skandynawskie mierzą się z największą „epidemią” raka skóry w Europie. Ale jak to? Przecież tam słońca jest jak na lekarstwo?!  Johan Hansson, lekarz ze szpitala Karolinska i jeden z organizatorów konferencji o nowotworach skóry, mówi że od lat 60. XX wieku w Szwecji liczba przypadków raka skóry rośnie i nie wykazuje oznak spowolnienia, ponieważ Szwedzi są narodem kochającym słońce. „Szwedzi nie mieszkają w słonecznym kraju, ale dosłownie czczą słońce. Ponieważ jesteśmy krajem zamożnym, możemy sobie pozwolić na wyjazd za granicę latem i zimą. Wiele osób każdej zimy podróżuje na przykład do Azji i w krótkim czasie bardzo intensywnie się opala. To widać w statystykach dotyczących nowotworów”” – mówi Hansson.

 Słońce daje nam witalność, poprawia humor, a nawet wpływa na lepszy sen. No i sprawia, że nasza skóra wygląda na zdrową i ma piękny opalony kolor. To ostatnie akurat możemy zafundować sobie o każdej porze roku i to w zdrowszy sposób niż przysmażając się na leżaku. Jeśli chociaż w małym procencie masz wrażenie, że oszukujesz aurę na zewnątrz, bo Twoja skóra wygląda na muśnięta słońcem to dawaj! Ja mam dla Ciebie przetestowane, bezpieczne i łatwe w użyciu kosmetyki samoopalające dostosowane do różnych potrzeb. Wypisuję je pod poniższym zdjęciem. 

Night Repair naprawcze serum samoopalające do twarzy na noc – kropelki samoopalające do twarzy to rodzaj produktu, który pewnie jest już Wam znany. Ale te od Azure Tan mają w swoim składzie także substancje aktywnie pielęgnujące naszą skórą. Skończyłam już produkt z dodatkiem retinolu i teraz postanowiłam wybrać niebieską wersję z kwasem glikolowym i koenzymem Q10. Polecam wszystkim dziewczynom, które chcą być lekko opalone a jednocześnie walczą z niedoskonałościami (tak, w wieku 37 lat też można mieć pryszcze ;)).

Masło do ciała Tan Free Firm & Hydrate – świetny balsam z witaminą B5 i masłem Shea. Używam go przed nałożeniem samoopalacza na suche strefy jak kolana, łokcie czy nadgarstki

Rękawica do wielorazowego użytku – doświadczone osoby poradzą sobie z parą jednorazowych silikonach rękawiczek, ale nakładanie samoopalacze taką miękką wersją jest na pewno łatwiejsze i przyjemniejsze. Wrzucam ją potem do pralki i gotowe – jest jak nowa.  

Pianka samoopalająca Organic Coconut „medium do dark” – stworzona na organicznej wodzie kokosowej,  dzięki czemu nie tylko opala, ale też głęboko nawilża skórę. Efekt widać już po godzinie więc przyda się jeśli ktoś nagle wyskoczył z zaproszeniem na basen ;).  

Supple Skin serum opalające do ciała „light do medium” – to mój ulubiony produkt. Po pierwsze jest bezbarwny na skórze (nie pobrudzi ubrania ani pościeli), po drugie: skóra jest po nim pięknie nawilżona. Polecam dla osób, które mają doświadczenie w nakładaniu samoopalaczy, ale jeśli się z nim zaprzyjaźnicie, to już nie będziecie chciały oddać. 

Jeśli macie ochotę przetestować te i inne kosmetyki od Azure Tan, to z kodem MLE15 otrzymacie 15% rabatu na cały asortyment w sklepie Azuretan.com.pl.

  Krajobraz za oknem mówi mi, że może jest styczeń, a może końcówka października? Listopad? Grudzień? Luty? Marzec? Albo początek kwietnia, gdy zieleń jeszcze się nie obudziła. Przez prawie siedem miesięcy krajobraz wygląda podobnie, i – powiedzmy to sobie szczerze – błotniste kolory to nie jest najpiękniejsza odsłona polskich krajobrazów.

  Czy pocieszeniem będzie to, że nie tylko my cierpimy z powodu mniej wyrazistych pór roku i niekończącej się ponurej aury? Natura też nie wie do końca, co powinna teraz robić. Tak jak my, jest nerwowa i zagubiona. Rozkwitać już czy jednak czekać na śnieg? Nie ma na świecie niczego mądrzejszego od niej, więc nie miej do siebie pretensji, że nie panujesz nad wszystkim. Nikt nie panuje.   Zima jest po to, aby dostrzec progres, bo do tej pory, przez cały rok, podwyższałaś sobie poprzeczkę i nie miałaś czasu aby docenić to, co już Ci się udało. I w tej myśli pomogę Ci wytrwać!

 

*  *  *

 

 

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką KROSNO, Veoli Botanica i platformą Akcent. 

 

  W ostatnim miesiącu tego roku nie wszystko poszło mi tak, jak planowałam. Parę razy musiałam przekonywać sama siebie, że te niektóre zdarzenia to lekcja, aby zobaczyć coś z innej perspektywy. Nie było idealnie, ale to wcale nie oznacza, że nie był to jednocześnie najbardziej magiczny miesiąc w moim dorosłym życiu. Czy wydarzyło się coś spektakularnego? Nie. Czy umiejętność docenienia zwykłej codzienności (na którą czasem się narzeka) pomaga być szczęśliwszym każdego dnia, a w Święta to już w ogóle? Zdecydowanie tak.

  Świadomość, jak ulotne jest nasze szczęście, może nas załamać lub nauczyć bycia tu i teraz, mimo trudnych emocji. W Boże Narodzenie te dwie ścieżki jeszcze bardziej się urzeczywistniają – ciężko jest być gdzieś pośrodku. Dlatego pisząc ten wpis, dodając każdej zdjęcie i cofając się do tych słodkich (choć dla świata zupełnie nieistotnych) chwil, przepełnia mnie tak ogromna wdzięczność, że trudno wyrazić to słowami. Mam nadzieję, że Was też spotkało wiele drobnych radości i wzruszeń – mimo trudności, które z pewnością są częścią Waszego życia.

  A skoro już tu jesteście, to znak, że znalazłyście kilka minut dla siebie. Ależ mi miło, że przeznaczacie je na wizytę tutaj!

 

W Trójmieście nikt za bardzo nie liczył na śnieg w Święta. Za to na Kaszubach podobno w niektórych miejscach się pojawił. Ten widok tuż po pobudce i wychyleniu nosa z chatki przyprawił mnie o szybsze bicie serca.  Gdy, według Twoich wyliczeń, z ciasta powinny wyjść dwie blachy ciastek, ale właśnie wkładasz do piekarnika siódmą i dopiero zbliżasz się do połowy. Na szczęście nasz wyjazd na wieś trwał dwa dni więc dokończyłam dzieła.  Minimalizm to podstawa. Ręka w górę kto po takich aktywnościach ma posypkę nawet w uszach? Gdy robisz co możesz, aby te najkrótsze dni w roku, były też tymi najbardziej magicznymi. A tu zdjęcie z prawdziwego elfowego magazynu. To już tradycja, że co roku w MLE wspieramy Szlachetną Paczkę. A Mekecookingeasier dzielnie się przyłącza!1. Grudniowa piżama MLE. Wciąż możecie kupić ostatnie komplety. // 2. Granat. Kolor, który ostatnio odkrywam na nowo. // 3. Ulubione ozdoby są zawsze od Narcyza z Gdyni. // 4. Pierwsza Niedziela Adwentu. // To co widzę co roku w okresie przedświątecznym napawa mnie nadzieją. Wszyscy publikują mniej treści, tak jakby w końcu zajęli się swoim życiem, zamiast tym w sieci. Zabieramy się za pieczenie słynnych ciasteczek. Wyciągam z kredensu swoją mini przeszkloną paryską witrynę na ciasteczka od KROSNO. W tym naczyniu nawet najskromniejsze słodycze wyglądają bardzo kusząco. To już ostatnia moja współpraca z tą cudowną polską marką, więc jeśli chcecie jeszcze skorzystać z mojej zniżki to proszę bardzo! Kod rabatowy KASIA20 jest aktywny do 11 stycznia 2025 i działa na wszystko nieprzecenione w sklepie krosno.com.pl. Da Wam 20% zniżki na zakupy. 
Przepis na te chrupiące cuda z wypływającą czekoladą znajdziecie w tym wpisieA czy któraś z Czytelniczek wypróbowała ten przepis? Udał się Wam? Bardzo jestem ciekawa!"Kasiu, jak Ty to robisz, że Portos tak pięknie zawsze pozuje do zdjęć?"

Tymczasem mój pies na 99% zdjęciach. 
Oczekiwanie. Radosne i magiczne. Czuję się odpowiedzialna za to, aby moje dzieci czuły te same pozytywne emocje, które przeżywałam w dzieciństwie.  Wiem, że takie polecenia powinny pojawić się na początku grudnia, ale za to mogę Was zapewnić, że przez ostatnie tygodnie codziennie weryfikowałyśmy tę listę. Na samej górze nie widać tytułu, więc uprzedzając Wasze pytania – ta książka to "Ania i Święty Mikołaj". Poleciłybyście coś jeszcze? Grudzień w MLE był wyjątkowy z wielu powodów. Zainteresowanie akcją z grzebieniami do wełny trochę nas zaskoczyło – nie miałam nawet szansy napisać o tym na blogu, a zapasy już się wyczerpały. Będzie powtórka – obiecuję!
Nasze pierwsze wspólne cynamonki w życiu. Jakieś ważne wnioski? Jeden przede wszystkim: nic tak nie zapycha zlewu jak resztki surowego ciasta drożdżowego. A przepis poleciła mi Ola – znalazła go na tiktoku 1. Ostatni obowiązek i możemy się zabrać za ubieranie choinki. Myślicie, że listy dotrą na czas? // 2. Kiedy ściągacie świąteczne ozdoby? Ja część ściągam na Trzech Króli, ale niektóre ozdoby zostawiam do końca stycznia. //  1. Śniegu brak, więc szukam gdzie się da zimowych, ładnych pejzaży. // 2. Odliczanie do Świąt z Vogue. Miło z Wami kończyć i zaczynać kolejny rok! //  Ten rok był pełen cudownych, chociaż zupełnie przypadkowych spotkań. To z dziewczynami z @ingridberg_studio było jednym z nich.Pewna przedświąteczna tradycja, którą sama narzuciłam kilka lat temu. Co roku układamy te same puzzle z londyńską kamieniczką. Idzie nam coraz szybciej. Przysięgam, że ten domek nie został podkręcony przez AI. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale to w 100% ręcznie sklejony domek (kupiony w IKEA oczywiście, nie że sama piekłam) :D.
„W 2018 roku jedynie 10% użytkowników Twittera była odpowiedzialna za aż 80% wszystkich wpisów. Głośne, choć pozostające w mniejszości, grupy tworzą w ten sposób fałszywe wrażenie, że przemawiają w imieniu większości. I ta strategia działa. Jako że większość z nas ma skłonność do mylenia powtórzeń, pewności siebie i głośności z powszechnie przyjętą prawdą, krzykliwe wypowiedzi mniejszości stają się akceptowanym odbiciem rzeczywistości, niezależnie od tego, czy są prawdziwe, czy nie.”

O społecznej obojętności, o tym jak pod przykrywką potrzeby zachowania neutralności godzimy się na niegodziwości. O fake newsach i ich potędze w dobie internetowej anonimowości. O teoriach spiskowych i o tym komu zależy na tym, abyśmy w nie wierzyli. O tym, w jaki sposób możemy się nauczyć panować nad wpływem społecznym, aby to on nie zapanował nad nami. Po prostu mega wartościowa książka dla taty, mamy, dziadka, brata, albo koleżanki, która informacji o światowych konfliktach szuka tylko na tiktoku ;).  Kiedy po szalonych przygotowaniach siadamy wszyscy na kanapie i zastanawiamy się, który świąteczny film dziś obejrzymy. Wigilia z przyjaciółkami. W barze. Bez gotowania i sprzątania. 1. Czy uda się nam zamknąć całe biuro MLE na święta? Jest taka szansa, ale głównie dlatego, że szefowe mogą brać pracę do domu :D. Udało się zamówić przędzę ostatnim składem – mój wymarzony sweter będzie gotowy na czas. I to jest dobra zapowiedź nowego roku. // 2. Gdy zaczynasz dzień od zapalenia światła. Ale o 9:52 było już prawie jasno! //
Ten dzień. Po tygodniowym chorowaniu miło mieć taki powód, aby w końcu wyjść z domu.Algorytm Instagrama się obraża, gdy nie idziemy z trendem. Im starsze ozdoby, tym mniej lajków pod zdjęciem choinki – to znana w instagramowym świecie zasada. Dotyczy zresztą wielu naszych osobistych sfer – makijażu, ubrania, a czasem (o zgrozo) nawet rasy psa. Im bardziej jestem tego świadoma, tym chętniej robię na przekór. Zbita bombka, sweter w świąteczny wzór, zdjęcie szopki. To znak, że Boże Narodzenie tuż tuż. A już się baliśmy, że nie zdąży nawet na Wigilię. Cieszyliśmy sie bardziej niż ze Świętego Mikołaja. Żeby mi nigdy przez myśl nie przeszło aby marudzić. Jak mieć pewność, że żadne jedzenie się nie zmarnuje? Wystarczy zaprosić za dużo gości!
Drugi Dzień Świąt.
Jest taki dzień, kiedy ludzkie ciało składa się z mandarynek i sernika. To ta magia świąt, o której wszyscy mówią. Dokładnie tak. Nie pytajcie mnie o przepis na parówki…Kilka stron książki "Zbiorowe złudzenia" przed snem. Chciałabym jak najrzadziej słyszeć "my kontra oni". Zaczynamy! A właściwie to kończymy! Sezon 2024 w MLE właśnie dochodzi do finału.Balet to system dokładnie opracowanych ruchów ciała, które latami ćwiczy się do perfekcji. Każdą sekwencję opisał po francusku Carlo Blasis w Traité élémentaire, théorique et pratique de l'art de la danse (1820). Ciężka praca, skrupulatność, dokładność i wrażliwość na piękno sprawiają, że z pozoru mało spektakularne kroki stają się poruszającym widowiskiem. Taka sztuka nigdy nie jest produktem drugiego sortu. Nawet jeśli udało Wam się kupić taniej bilety. Z takim samym założeniem nasz zespół podchodzi do przecen w MLE – każdy nasz produkt, to efekt wielu godzin pracy. Każdy chciałyśmy dopracować do perfekcji. Gdy ktoś mnie pyta o moje plany na kolejny rok, a ja nie mam jeszcze dobrego planu na najbliższy tydzień…

Nie chcę robić noworocznych postanowień. Lubię za to odpowiedzieć sobie na pytanie, co chciałabym kontynuować z rzeczy już rozpoczętych. To mniej frustrujące i bardziej motywujące. Te lekcje angielskiego to coś, z czego pod koniec roku jestem wyjątkowo dumna. Niby to takie maleńkie kroki, ale z perspektywy dwunastu miesięcy widzę ogromne efekty. Ja wybrałam kursy premium z platformy Akcent (kurs C1). Oprócz kursu, który przerabia się samodzielnie (kiedy chcecie i gdzie chcecie), są tam też indywidualne konsultacje co tydzień z lektorem oraz dodatkowy pakiet Speaking Practice (15 pytań do każdej lekcji do przerobienia na zajęciach z lektorem). Jest też nowość – kurs Business English, który zawiera mnóstwo przydatnego słownictwa ćwiczonego w zdaniach. Z hasłem MLEnglish otrzymacie 15% rabatu do 10 stycznia na wszystkie kursy.Dziewczyny lecą na urlopy, ale ja zostaję ze swoim najwierniejszym kompanem. To jest – słowo daję – najdziwniejszy pies na świecie. Ale też najukochańszy. 
(Sweter to Val Gardena i jest jeszcze dostępny w MLE.)Za mną najintensywniejszy sezon w MLE w historii. To była szalona przygoda, ale efekty były warte tych wszystkich stresów.Tak szczerze? To chyba najpiękniejszy sweter, jaki udało mi się stworzyć. Teraz tylko dobrze zaplanować produkcję, aby wszedł do sprzedaży na czas. Piękny cukierkowy prezent od Veoli Botanica, który przyda się nie tylko w noworoczny poranek. Chociaż w ten dzień mogę go wyjątkowo potrzebować…
…nie wiem co dodali do tego serum, ale marka Veoli naprawdę wie jak sprawić, aby okolica moich oczu wyglądała o niebo lepiej. Myślałam, że nic nie prześcignie ich różowego serum, ale teraz pobili sami siebie.Gorąco polecam ten naprawczo-ujędrniający krem pod oczy z trehalozą 5%, kompleksem ceramidów 1% i ekstraktem z sosny nadmorskiej 0,5%. Tutaj macie link: SMOOTH AS SILK od Veoli Botanica, a z kodem makelifeeasier20 dostaniecie teraz 20% zniżki na wszystko w Veoli Botanica. Nowy Rok? Ja już jestem spakowana. Nie ruszamy się z Polski, ale z Trójmiastem na chwilę się żegnam.Ja wiem, że to nie wpisuje się w trend "walczenia o siebie" ale co poradzę na to, że zawsze to im najpierw chcę wszystko przygotować? Te urocze sukienki są od polskiej marki Louisse. 
Kupiona na Black Friday – dopiero teraz miałam czas przymierzyć :D. Zwracać czy odrywać metkę? Nadaje się na Sylwestra? W sumie nie wiem po co pytam skoro: a) i tak nie mogę jej już oddać, b) nie bardzo wiem, co innego mogłabym włożyć.

(Znaleziona w Self-portrait.) 

Ostatnie godzimy starego roku – kiedy to minęło? Z całego serca życzę Wam cudownego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku. Oby dobre rzeczy Was nie omijały i żebyśmy wszyscy umieli docenić to, co już dostaliśmy. 

 

*  *  *