These are the real supplements!

For many of us taking dietary supplements became a daily ritual. Artificially manufactured vitamins and minerals are attacking us from each side. We can buy them even while standing in line in the supermarket. Like a real product of the first use we can find them next to chewing gum , razors and cigarettes. I don’t want to negate their beneficial effect ( I’m sure many of them are effective) however we should always remember that every substance taken in large doses over a long period of time can irritate the stomach and load the liver. Many of the supplements that have a positive impact on our look, can be replaced with properly balanced diet. Strong nails, shiny hair, smooth skin, and slim figure is probably a dream of all of us. Vitamins that we need to look beautiful can be found in many delicious products within easy reach. See for yourself , and judge the effects in the mirror!

Dla wielu z nas stosowanie suplementów diety w tabletkach stało się codziennym rytuałem. Sztucznie wyprodukowane witaminy i minerały atakują nas już z każdej strony. Możemy je kupić nawet stojąc w kolejce do kasy w supermarkecie. Niczym prawdziwy produkt pierwszego użytku stoi zaraz obok gum do żucia, maszynek do golenia i papierosów. Nie chciałabym negować kwestii ich dobroczynnego działania (na pewno wiele z nich jest skuteczne), ale powinniśmy pamiętać, że każdy taki środek przyjmowany w dużych dawkach, przez długi okres czasu, podrażnia żołądek i obciąża wątrobę, a ich przyswajalność pozostawia sporo do życzenia. Wiele z suplementów, które mają pozytywnie wpływać na nasz wygląd, można zastąpić odpowiednio zbilansowaną diętą. Zdrowe paznokcie, lśniące włosy, gładka cera, szczupła sylwetka, czy to nie jest marzenie każdej z nas? Witaminy, których potrzebujemy, aby wyglądać pięknie, znajdują się w wielu pysznych i łatwo dostępnych produktach. Zobaczcie sami, a efekty najlepiej oceńcie w lustrze!

Młoda skóra bez zmarszczek

W diecie poprawiającej kondycję skóry nie może zabraknąć ryb. Łosoś powinien być tą, po którą sięgamy najczęściej. Należy on do grupy ryb, które zawierają największą ilość kwasów tłuszczowych omega-3 – są one niezbędne w utrzymaniu jędrnej skóry i zachowaniu jej młodego wyglądu.

Wspomaganie metabolizmu 

Najczęściej aby wspomóc nasz metabolizm sięgamy po herbatki i "magiczne pigułki", a to duży błąd. Podobne działanie mają zdrowsze, naturalne środki, a nie wypłukują nas doszczętnie ze wszystkich wartości odżywczych. Działają wolniej ale bez uszczerbku na naszym zdrowiu. Do mojego ulubionego grona zaliczają się grejpfruty (najlepiej zjadać połówkę po każdym posiłku), cynamon (dosypujcie go do porannej kawy – pycha!), imbir (znakomity dodatek do herbaty), ananas i figi (świetnie nadadzą się jako codzienna przekąska).  

Nawilżanie od środka

Kwiat nie podlewany przez kilka dni schnie i podumiera. Dokładnie tak samo jest z naszą skórą. Jeśli zastanawiamy się dlaczego jest sucha, napięta i mało sprężysta, to zamiast wydawać pieniądze na kolejne kremy (czy myślicie, że nałożenie kremu na liść spowodowałoby znaczną poprawę wyglądu rośliny? Nie!) pijmy dużo wody!

Cera bez trądziku 

Zawarte w awokado nienasycone tłuszcze (oraz kilka innych składników jak: białko, karoteny, witaminy B1, B2 oraz C, K, H, PP) mogą wspomóc naszą walkę z niedoskonałościami cery. Wystarczy jeść kilka plasterków dziennie – forma przyrządzania jest dowolna, ja uwielbiam pastę guacamole – mogę jeść ją łyżkami).

Gęste lśniące włosów 

Jajka mogą być gotowane, smażone lub w każdej innej postaci. Zawierają pełnowartościowe białko oraz witaminy A, D i z grupy B. Dzięki swoim właściwościom wpływają na wzmocnienie włosów, ich grubość i wytrzymałość. Samym jajkiem się nie najemy, dlatego najczęściej rano dodatkowo przyrządzam owsiankę (o której już pisałam tyle razy, że dzisiaj Wam podaruję :)).

Rozświetlona promienna twarz

Na co decydujecie się częściej – drogi krem w słoiczku czy zielony szpinak w miseczce? Jeżeli stawiacie na krem podpowiem Wam, że właśnie nadeszła pora, aby to zmienić! Liście szpinaku, dzięki dużej zawartości witaminy A, chronią i regenerują naszą skórę.  

Uwaga! Zbliża się sezon na truskawki, które są doskonałym źródłem wielu witamin i minerałów. Nie zapominajcie o ich regularnym spożywaniu (tylko błagam! Nie idźcie w ślady Kasi i nie dodawajcie do nich bitej śmietany i pięciu łyżeczek cukru)!

Mocne paznokcie 

Orzechy, suszone owoce i siemię lniane świetnie zastąpią suplementy na zdrowe paznokcie, po które sięgamy najcześciej.

Kto z Was, razem ze mną, podejmie się małych zmian i worek pigułek i tabletek zamieni na koszyk świeżych warzyw, owoców i innych zdrowych produktów?

 

 

All problems are illusions of the mind

Kto z nas nie doświadczył gęsiej skórki na widok szefa, albo zimnego potu na hasło „a teraz wyciągamy karteczki”? Jeżeli ktoś nam mówi, że niczym się nie przejmuje, a w jego życiu panuje spokój, to znaczy, że kłamie – nie wierzcie mu! Nie ma życia bez stresu. Stresogenne sytuacje spotykają nas na każdym kroku, począwszy od codziennych wyzwań (np. niewinna stłuczka samochodowa może się przecież zdarzyć każdemu, a już na pewno mi), przez zawodowe trudności (uwielbiamy rozmowy kwalifikacyjne, co?), skończywszy na życiu prywatnym (małe domowe kłótnie dotyczące zmywania naczyń to standard). Niezależnie od rodzaju naszego temperamentu i trybu życia spotykały, spotykają i będą nas spotykać rzeczy, które wywołują stres. Jeśli wiemy, że nie jesteśmy w stanie jego uniknąć, dobrze byłoby się dowiedzieć jak postępować, aby lepiej sobie z nim radzić.

 Joga

Ostatnimi czasy moja nerwowość zaczęła się niebezpiecznie nasilać. Najdrobniejsze rzeczy wytrącały mnie z równowagi. Wystarczyło, aby pani stojąca za mną w kolejce do kasy za bardzo się przybliżyła, a już miałam ochotę rozbić jej butelkę na głowie (zupełnie nie rozumiem dlaczego postanowiła wbijać mi swój łokieć w żebro i chuchać na mój kark). Prawdopodobnie, gdybym miała więcej czasu dla siebie, a w moim życiu nie pojawiało się tyle stresujących sytuacji, to nie wyżywałabym się na każdej napotkanej osobie. No cóż, nie mam za dużego wpływu na zmianę trybu dnia, ale po drobnej reorganizacji udało mi się wygospodarować jedną godzinę w tygodniu na wyciszenie się. Joga, na którą się zapisałam, oczyszcza umysł i rozluźnia ciało. Już po pierwszych zajęciach poczułam się znacznie lepiej – rozciągnęłam wiecznie obolałe od biegania mięśnie i poczułam psychiczną ulgę. Z ciekawostek: gdy chcemy szybko wyciszyć nasz umysł wystarczy na chwilę oprzeć głowę o rękę albo stół, dzięki temu rozluźnimy mięśnie karku (spróbujcie, to naprawdę działa!).

Domowy masaż

Kolejnym sposobem na złagodzenie skutków będących następstwem stresującego trybu życia jest masaż. Wiem że te proponowane przez wyspecjalizowane salony są drogie, ale może Wasza druga połówka mogłaby wyświadczyć Wam przysługę i wykonać delikatny, relaksacyjny masaż? Oczywiście, po sformułowaniu prośby możecie usłyszeć  „nie teraz, oglądam mecz”, „jestem zmęczony”, „to nie są Twoje urodziny”, albo „lepiej ty mnie pomasuj”. Po paru sprzeczkach z moim narzeczonym, opanowałam jednak kilka technik delikatnej manipulacji, tudzież szantażu (jak zwał tak zwał :)). Najskuteczniejsza wydaje się być wymiana polegająca na wykonaniu masażu za przygotowanie kolacji (w skład, której wchodzi połowa zawartości lodówki  – w innym wypadku nici z masażu).

Zielony smoothie

Prawidłowe odżywianie ma ogromny wpływ na nasze samopoczucie. W ciągu dnia najważniejsze jest zjedzenie pełnowartościowego śniadania (wiem, wiem, nudy, ale trochę teorii jeszcze nikomu nie zaszkodziło). To co zjemy rano, daje nam energetycznego kopa na resztę dnia. Bez niego jesteśmy ospali i bardziej narażeni na wydzielanie sie kortyzolu (hormonu stresu). Dlatego każdego dnia musimy sobie zapewnić odpowiednią dawkę minerałów, białka, węglowodanów oraz tłuszczy. Świetnym rozwiązaniem może być smoothie. Do przyrządzenia witaminowej bomby będziecie potrzebować:

– 1 szklankę szpinaku, jedną gruszkę,

– 2x kiwi, pół dużego ogórka (nie obieramy go!),

– 1 niedużego banan,

– połowę avocado,

– kilka listków mięty lub melisy,

– nasiona chia (są bogate w kwasy tłuszczowe, przeciwutleniacze, witaminy i mikroelementy),

– kolagen (świetnie wpływa na kondycję naszych włosów, paznokci oraz skóry),

– woda kokosowa oraz kilka kostek lodu

Czasami niektóre składniki zamieniam na jabłko, ananasa, melona, mango, pietruszkę, lub aloes. Wszystko zależy od tego co mam w domu i na jakie produkty jest sezon. Poza świeżymi owocami, wybieram też te mrożone (nie kupuję gotowych mrożonek, sama mrożę świeże owoce). 

Gorąca kąpiel lub prysznic 

Bardzo chciałabym mieć wannę w łazience. Na samą myśl o kąpieli robi mi się błogo. Nie wiem od jak dawna marzy mi się wylegiwanie w gorącej wodzie przy świecach, z zapachowym olejkiem unoszącym się w powietrzu i solach morskich dodanych do wody. Niestety, to tylko moja fantazja, ale wszystkim Wam, którzy są szczęśliwymi posiadaczami wanny, polecam wieczorne kąpiele odprężające, zwłasza po ciężkim i stresującym dniu w pracy. Natomiast dla reszty mam złą wiadomość, ostatnio przeczytałam, że odstresowywujące jest również polewanie się naprzemiennie zimną i ciepłą wodą pod prysznicem. Jeszcze nie próbowałam i chyba wolę przeprowadzić remont łazienki ☺.

Czytanie książki

Zaczytując się w dobrej książce z łatwością zapominamy o codziennych zmaganiach. Ten co raz częściej zapominany przez nas sposób na relaksację, sprawdza się znacznie lepiej niż oglądanie telewizji czy siedzenie przed komputerem. Każdego wieczoru staram się czytać chociaż kilka stron książki (jest to jedno z postanowień noworocznych, które póki co, udaje mi się dotrzymać). Szykuję miseczkę ulubionej wieczornej przekąski (zazwyczaj są to orzechy i suszone owoce) i parzę miętową herbatę, do której dodaję łyżeczkę miodu gryczanego z pasieki mojego wujka. Ostatnio sięgam przede wszystkim po literaturę związaną z tematyką zdrowego odżywiania lub biografie sportowców. Nigdy nie zabieram się za horrory – nie sądzę, że można się przy nich wyluzować (ostatnio słyszałam, że oglądając straszny film spalamy 200kcal, ale nawet to mnie nie przekonuje). 

Którą z tych metod stosujecie? Jeśli macie swoje własne sposoby, na radzenie sobie ze stresem, to tradycyjnie będę ich wypatrywać w komentarzach! :)

DIY – flowers in your hair

Today, I want to show you the process of making my updo from yesterday’s post.  I always thought that flower wreaths are a very lovely accessory, however to make it you need a lot of practice. Let’s face the facts If I would try to make one, I would probably never make on time to any wedding. I decided on a simple headdress pinned in my hair. We don’t need any special skills to do it, as long as we have a little time and adequate preparation.

Dziś chciałabym Wam pokazać krótki proces układania fryzury, którą widzieliście we wczorajszym Look of The Day. Wianki z kwiatów zawsze wydawały mi się niezwykle uroczą ozdobą. Ich wykonanie wymaga jednak odrobiny wprawy i myślę, że gdybym zdecydowała się go zapleść kierując się metodą "prób i błędów" nie zdążyłabym w sobotę na żadne wesele. Postawiłam więc na prosty stroik wpięty w pasma włosów. Aby wykonać tę fryzurę nie potrzebujemy wielkich zdolności, ani profesjonalnych urządzeń – wystarczy trochę czasu i odpowiednie przygotowanie. 

Przed ułożeniem włosów, zabrałam się za wykonanie stroika z kwiatów. Do jego przygotowania będziemy potrzebować:

1. Wsuwek i tak zwanych hernadli (szerokie wsuwki widoczne na zdjęciu).

2. Nici w neutralnym kolorze

3. Trzech rodzajów kwiatów (jeden z nich musi mieć twardą łodygę, która posłuży jako stelaż)

Do kwiatu z najtwardszą łodygą delikatnie przywiązujemy nicią kolejne, drobniejsze kwiaty. W moim przypadku były to niezapominajki zerwane w ogrodzie i małe margaretki. Gotowy stroik wkładamy do filiżanki z wodą.

Do odpowiedniego ułożenia delikatnych fal potrzebujemy:

1. Delikatnej szczotki niezakończonej kulkami, które mogłyby poszarpać fale. 

2. Ponieważ gorąca lokówka bardzo wysusza włosy, po umyciu włosów koniecznie nałóżmy dobrą regenerującą odżywkę. Obecnie stosuję tę marki Revalid, bo bardzo dobrze nawilża włosy, najlepiej stosować ją z szamponem z tej samej serii (przy okazji polecam Wam też tak zwany tonik do włosów – daje naprawdę widoczne efekty).

3. Produktu do stylizacji włosów, który nada im "zmierzwiony" efekt (tzw. sea salt hair). Mój jest marki Catwalk, ale w zwykłych drogeriach znajdziecie tańsze odpowiedniki (na przykład Toni & Guy za około 30 złotych).

4. Lakieru do włosów. Nie musi być wyjątkowo mocny, bo w tej fryzurze liczy się naturalny efekt. 

Dosyć grube pasma nawijałam na szerszą część mojej lokówki. Ponieważ nie chciałam uzyskać mocnego skrętu, trzymałam włosy wokół lokówki dosłownie kilka sekund. 

Po zakręceniu całych włosów dokładnie i delikatnie rozczesałam je szczotką. Jak widać na zdjęciu powyżej włosy mają delikatny skręt, ale są trochę za bardzo "ułożone". Aby podtrzymać taki efekt, w trakcie wesela musiałabym chodzić do łazienki, co pięć minut, aby wyczesać włosy. 

Aby fryzura nabrała lekkości, spryskałam ją wodą morską i delikatnie ugniotłam włosy.

Z obydwu stron wyciągnęłam po paśmie włosów (jeśli nie czujemy się pewnie w tego rodzaju upięciach to zostawmy grzywkę w spokoju i zbierzmy włosy na wysykości ucha) i przypięłam je z tyłu głowy wsuwkami. 

Najpierw, używając hernadli delikatnie upnijcie stroik i upewnijcie się, że jest w odpowiednim miejscu. Następnie sięgnijcie po wsuwki i mocniej przypnijcie stroik zaczynając od tyłu ku przodowi. Całą fryzurę spryskajcie lakierem i gotowe! :)

Leave your home! Now!

Winter passed quickly and painlessly, I even managed to avoid finger frostbites. Last Easter I was making a snowman in the garden, and this year I’m planning to tan my legs between breakfast and dinner. Trees blossom with beautiful buds, grass is green again, I guess tomorrow I’ll finally get rid of a dead Christmas tree which is still laying on my terrace. It’s time to overcome our winter laziness, start cleaning the house, air the wardrobe and forget about sitting idly at home. It’s time to move from the sofa and spend some time outside. I try to diversify my free time on the weekends, usually on Saturdays. When I’m not running I like to ride my bike, play badminton, go to the Zoo, or just clean windows…

 Zima minęła szybko i bezboleśnie, obyło się nawet bez odmrożenia palców podczas odśnieżania samochodu. W zeszłym sezonie, na święta Wielkanocne lepiłam bałwana w ogrodzie, a tym razem, planuję opalać nogi w przerwie między śniadaniem a żurkiem. Na drzewach zakwitły piękne pąki, trawa w końcu się zazieleniła, a zeschnięta bożonarodzeniowa choinka na tarasie zaczyna kłuć w oczy tak mocno, że jutro się jej pozbędę. Czas więc zapomnieć o zimowym leniuchowaniu, wziąć się za porządki, przewietrzyć garderobę i zapomnieć o bezczynnym siedzenu w domu. Nadeszła pora zwlec się z kanapy i poszukać ulubionej formy aktywnego spędzania czasu na zewnątrz. W weekendy staram się urozmaicać mój wolny czas i porzucam na chwilę biegowe wyprawy. Wtedy najchętniej wsiadam na mój rower, chwytam za rakietki do gry w Badmintona, idę do Zoo lub po prostu zabieram się za mycie okien …

sweatshirt / bluza – Net-a-poter; shorts / szorty – Reserved

GRA W BADMINTONA

Największą zaletą badmintota jest to, że do rekreacyjnej partyjki nie potrzebujemy specjalnie wyznaczonego kortu, siatki czy kosza. Nie musimy też posiadać umiejętności wyczynowego tenisisty, żeby dobrze grać. Każdy, bez większego problemu jest w stanie nauczyć się głównych zasad (najważniejsze, żeby lotka nie wylądowała na ziemi:)). Komplet rakietek z lotką możecie kupić w sklepach sportowych w niewygórowanych cenach (Kasia swoje kupiła za 13zł). Warto jest też zajrzeć do piwnicy rodziców lub dziadków. Kto wie? Może znajdziecie tam stare drewniane rakietki, których będę Wam bardzo zazdrościła.

MINI SIŁOWNIE W PARKACH

 W trójmieście mini siłownie są rozmieszczone blisko plaży i morza, tak aby osoby biegające po alejkach mogły wykonać całościowy trening. Prawie codziennie taki plac mijam na mojej trasie biegowej i ku mojemu zaskoczeniu zawsze ktoś tam ćwiczy. Nie jest to profesjonalna siłownia na której znajdziemy każdy wymarzony sprzęt, ale tak czy siak, maszyn jest sporo. Pamiętajmy, że nie musimy za to płacić, ćwiczymy na świeżym powietrzu (gdy na zewnątrz jest ciepło, na siłowniach nie da się wytrzymać, bo panuje tam duchota) i podziwiamy piękne widoki. Zawsze możecie tam zaprowadzić swoje drugie połówki, a same wybrać się na spacer lub pobiegać.

table / stolik – Castorama

PIELĘGNACJA OGRODU

Swoje porządki zaczynajcie od wyniesienia wszystkiego, co nagromadziliście na tarasie przez zimę. W moim przypadku jest to choinka, kilka pustych butelek po winie, lekko nadgnity dywanik (znowu zapomniałam go schować) i październikowe pranie (ach, to tu były wszystkie moje skarpietki! :D). Bez zbędnych przedmiotów łatwiej będzie Wam zaplanować wygląd tej małej przestrzeni. Sprawdźcie, które z zeszłorocznych rzeczy można doprowadzić do porządku (być może róże w doniczce jeszcze żyją i wymagają tylko odrobiny pielęgnacji).

MYCIE SAMOCHODU

Będąc małym dzieckiem uwielbiałam myć samochód mojego taty (oczywiście za niewielką opłatą). Teraz niestety nikt mi za to nie płaci, ale nadal czerpię z tego wiele korzyści. Pierwsza – spalanie miliona kalorii podczas szorowania auta, druga – opalanie się (najlepiej w kostiumie – sąsiedzi się ucieszą ;)), trzecia – czysty nieporysowany samochód – mam wrażenie, że od myjni automatycznej mój samochód wygląda jakby podrapało go stado kotów.

spodnie i sweter / trousers & sweater – Zara; rower / bike – Giant; flats / baletki – H&M 

JAZDA NA ROWERZE

 Wiele z Was traktuje ją pewnie jako weekendową rozrywkę, ale dla mnie jest to przede wszystkim świetny sposób transportu, który na dodatek pozwala zjeść mi duży obiad bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Wyższość roweru nad samochodem, czy tramwajem, polega na tym, że bez problemu jesteśmy w stanie dojechać nim niemal w każde miejsce. Nie musimy przejmować się kupnem biletu na autobus, tankowaniem samochodu, korkami czy moją największą zmorą – parkowaniem. Nawet dobór stroju nie powinien zaprzątać nam myśli – po prostu załóżmy na siebie to, w czym czujemy się dobrze!

PUSZCZANIE LATAWCA

Ten rodzaj aktywności najlepiej spędzać w towarzystwie dzieci. Maluchy zawsze mają przy tym dużo radochy. Dopóki nie miałam dziecka nie widziałam w tym nic nadzwyczajnego, ale teraz jest to ogromna frajda dla całej rodziny. Latawiec z łatwością możecie zrobić sami.

Potrzebne rzeczy: 2 proste drewniane patyki (mogą być litwy); sznurek lub tasiemka; taśma klejąca dwustronna; mocny klej; duży arkusz papieru lub bibułka; piła, ostry nóż, nożyczki; farbki lub flamastry (do pomalowania naszego latawca)

Oto instrukcja:

1. Przytnijcie patyki do długości jaką ma miec Wasz latawiec. Krótszy z nich powinnien być o długości 3/4 dłuższej.

2. Połącz obydwa patyki tworząc krzyż. Krótszy z nich powinnien być przymocowana na wysokości 2/3 dłuższego kijka. Możemy użyć do tego kleju lub mocnej taśmy.

3. Na końcach ramion latawca wytnij małe rowki i przeciągnij przez nie sznurek lub tasiemkę. W ten sposób mamy gotową podstawową konstrukcję latawca.

4. Następnie przyłóżcie ramę latawca do papieru lub bibułki i odrysuj jego kształt z zachowaniem 2-3 cm odstępu, które pozwolą na przymocowanie żagla do przygotowanej konstrukcji.

5. Wytnijcie wcześniej obrysowany kształt latawca i połączcie bibułę lub papier z resztą latawca, zaczynając od rogów, a kończąc na ramionach deltoidu. Najlepiej użyj do tego taśmy samoprzylepnej.

6. Pora na zrobienie tzw. uprzęży. Do każdego z rogów latawca przymocujcie kawałek sznurka, a następnie połączcie je w taki sposób, aby ustawić odpowiedni kąt nachylenia latawca. W sumie jest to najtrudniejszy etap budowy i wymaga kilku prób, aby stworzyć optymalne ustawienie, ale na pewno świetnie sobie z tym poradzicie.

Latawiec mamy gotowy, teraz tylko musimy poczekać na wiatr :).

 

sweater / sweter – Zara; trousers / spodnie – Topshop; sneakers / trampki – New Look

SPACERY Z PSEM

To nic odkrywczego, że wychodzenie z psem jest fajną formą spędzania czasu na powietrzu. Pewnie nie każdy z Was ma czworonogiego pupila, ale to nie musi być przeszkodą:). Jeśli macie odrobinę czasu w weekendy i chcielibyście się przyczynić do radosnego merdania ogonem, to zgłoście się do najbliższego schroniska. Dla wszystkich zainteresowanych mam tutaj link do Trójmiejskiego Ciapkowa – znajdziecie tam wszystkie informacje na temat wyprowadzania podopiecznych tego schroniska. W każdym mieście możecie zgłosić się jako wolontariusz i uszczęśliwić chociaż na chwilę jakiegoś zwierzaka.

W przyszły weekend czeka nas kilka wolnych dni od pracy. Mam niecny plan wyciągnąć Kasię na przejażdżkę rowerową (tylko cicho jeszcze jej nic nie mówiłam:)), a po Wielkanocnym śniadaniu spalić kalorie grając w badmintona. A jakie są Wasze pomysły na wykorzystanie pięknej pogody?

 

 

 

Daily Care

Podstawowym błędem, który popełniamy w pielęgnacji naszego ciała jest brak systematyczności. Tyczy się to nie tylko dbania o skórę twarzy, ale i utrzymania wagi, kondycji czy diety. Zwykle jest tak, że raz na jakiś czas postanawiamy zmienić coś w naszym wyglądzie podejmując gwałtowne działania, takie jak zabiegi u kosmetyczki (chociaż na co dzień nawet nie używamy kremu odpowiedniego dla naszej cery), dwugodzinny trening na siłowni (nie wiedząc nawet jak korzystać z poszczególnych przyrządów do ćwiczeń), lub restrykcyjna dieta, w której naszym pierwszym posiłkiem w ciągu dnia staje się jabłko w porze obiadowej (popijane odchudzającą herbatką). Takie przedsięwzięcia są w pewnym sensie pocieszające – to znaczy, że mamy w sobie motywację, aby dobrze wyglądać, tylko nie potrafimy jej odpowiednio wykorzystać.

W gruncie rzeczy, liczą się drobiazgi, które robimy dla siebie w ciągu dnia bez względu na to, jak bardzo się spieszymy i jak bardzo jesteśmy zmęczone. Nie jestem specem w dziedzinie kometologii, ale pomimo upływających lat, mam wrażenie, że moja skóra trzyma się w miarę dobrze:). Od zawsze unikałam drastycznych form poprawienia swojego wyglądu, skupiając się na wytrwałości i prostych czynnościach. Jeśli więc chciałybyście się dowiedzieć, jak wygląda mój urodowy plan dnia, to zapraszam na dzisiejszy post. 

Po przebudzeniu biegnę pod prysznic i rozpoczynam pierwszy etap pielęgnacji. Żel do mycia ciała nie powinien się mocno pienić (to oznaka dużej ilości niepotrzebnych detergentów), więc najczęściej wybieram go spośród oferty marek ekologicznych lub do pielęgnacji niemowląt (:D). Obowiązkowo myję twarz innym kosmetykiem. Obecnie jest to Dauglas Beauty System, który wpadł mi w ręcę przez przypadek, ale nie mogę mieć do niego zastrzeżeń. 

(nie bez przyczyny ominęłam temat szamponu i odżywki – pielęgnacja włosów to dosyć obszerny temat i zasługuje na osobny post:))

Moja skóra jest bardzo sucha, więc zaraz po wytarciu się ręcznikiem czuję, że jest ściągnięta i potrzebuje natychmiastowego nawilżenia. Do tej pory jako krem do twarzy używałam Fridge'a, ale jego wysoka cena może naprawdę zaboleć, więc od dłuższego czasu starałam się znaleźć tańszy odpowiednik. Obecnie stosuję krem nawilżający jednej z moich ulubionych marek ekologicznych – Phenome. Kosztuje 126 złotych (dodatkowo w dniach 02 – 06 kwietnia możecie otrzymać rabat w sklepie internetowym wysokości 20% – wystarczy wpisać kod MLE) i jest bardzo wydajny, a co najważniejsze dobrze nawilża skórę. Wklepuję go od szyi w górę (podobno dzięki tej kolejności moja twarz na dłużej zachowa młody wygląd;)) i zabieram się za resztę …

Ponieważ balsam jest kosmetykiem, który ma największy kontakt z naszym ciałem, to powinien być wykonany z produktów ekologicznych. Spotkałam na swojej drodze wiele balsamów, w tym kilka naprawdę dobrych, które zasłużyły sobie nawet na kolejny zakup. Jednym z nich jest masło kokosowe (do kupienia w dziale spożywczym w Almie:)). Wsmarowuję go dokładnie w całe ciało (nim założę ubranie, które mogłoby się pobrudzić od jego tłustej konsystencji, suszę włosy), sięgam po dezodorant w sztyfcie (obecnie używam marki Dove Invisible, ale jeśli znacie lepszy produkt, który nie brudzi ubrań i jest skuteczny, to będę wdzięczna za informacje w komentarzach:)) i pędzę wybierać ubranie.

Gdy włosy mam już ułożone, a strój w pocie czoła wybrany, to zabieram się za makijaż. Pokazywałam już Wam jak wygląda mój makijaż na specjalne okazje, ale na codzień używam znacznie mniej kosmetyków. Na pierwszy ogień idzie krem CC, który ma delikatne krycie i wyrównuje koloryt cery (gdy zrobi się cieplej pewnie z niego zrezygnuję).

Następnie na całą twarz nakładam MAC Fix w kompakcie (to coś pomiędzy pudrem a podkładem, aplikuję go gąbeczką), dodaję odrobiny różu (to mój ulubiony kosmetyk kolorowy) i kropelkę błyszczyku w neutralnym kolorze lub balsamu do ust. Rozczesuję rzęsy i brwi, a na koniec spryskuję się perfumami (Viktor&Rolf). Wszystkie te rzeczy pakuję do małej kosmetyczki i wkładam do torebki, w której zawsze mam też krem do rąk i grzebień.

W ciągu całego dnia zdarza mi się poprawiać makijaż, staram się też aby skóra moich ust nigdy nie była sucha. Po każdym umyciu rąk nakładam krem. 

Podobno wieczorna pielęgnacja jest najważniejsza, bo to w ciągu nocy nasza skóra ma czas na regenerację. Przed pójściem spać nigdy (w tym przypadku "nigdy nie mów nigdy" nie ma zastosowania!) nie zapominam o demakijażu.  Myślę, że gdybym nie była w tej kwestii tak skrupulatna, to cała moja twarz byłaby usiana wypryskami (a mam tak tylko z połową twarzy;)).  Płyny micelarne sprawdzają sie u mnie najlepiej, obecnie używam Micellar cleansing water. Gdy na mojej twarzy nie ma już śladu makijażu, spłukuję resztki kosmetyku wodą i nakładam serum. Nigdy nie zapominam o balsamie do ust (mały słoiczek trzymam zawsze przy łóżku, aby mieć go pod ręką) i o skórkach przy paznokciach (używam specjalnego sztyftu z OPI, ale myślę, że zwykła oliwka, czy wspomniany wcześniej olej z kokosa też świetnie się sprawdzi) i mogę położyć się spać z czystym sumieniem :).

Ten post stworzyłam na życzenie jednej z Czytelniczek i jestem ciekawa czy był dla Was chociaż trochę pomocny :). Jakich kosmetyków używacie zaraz po przebudzeniu, a co wybieracie na wieczór?  Czy Wasze sposoby na pielęgnację różnią się od moich?

9th Warsaw Half Marathon. It hurts? Well… it has to!

I made it, I ran the Warsaw Half Marathon. After two days I’m able to walk again. Monday was one of the worst days in my life, but despite the pain I know that I did my best and it was worth it. I didn't expect to do so well. During my trainings I was constantly repeating to myself- 21 kilometers, pfffff it will be wonderful! I can do it! When I finally stood on the starting line only one question came across my mind – Oh boy! what am I doing here? Despite my doubts, thanks to incredible atmosphere, excellent organization, huge turnout of runners and supporters I managed to reach finish line in time I had never dreamed of.

Udało się! Przebiegłam półmaraton Warszawski! Po dwóch dniach od wykonania tego wielkiego wysiłku jestem już w stanie znowu chodzić, ale pomimo bólu wniosek jest tylko jeden – było warto i dałam z siebie wszystko! Nie spodziewałam się, że tak dobrze mi pójdzie. W trakcie przygotowań, przez cały czas powtarzałam sobie "cudownie jest przebiec 21km! Pff! Co to dla mnie?", ale gdy stanęłam na starcie w mojej głowie pojawiało się tylko jedno pytanie "O rany! Co ja tu robię?!". Wbrew swojemu zwątpieniu, głównie dzięki niesamowitej atmosferze, rewelacyjnej organizacji i ogromnej frekwencji biegaczy i kibiców, udało mi się osiągnąć czas, o którym nawet nie marzyłam – 1:54:03. 

Grupowe rozgrzewki wyglądały imponująco. W biegu wystartowało 11 tysięcy biegaczy.

Tuż przed startem miałam ochotę odwrócić się i pobiec w drugą stronę.

top – adidas / shorty – H&M / buty i czapka – Nike

Pokonując kolejne kilometry na trasie mijałam różne atrakcje – grające orkiestry, dopingujące grupy ludzi, motywujące banery. Po prostu całe miasto imprezowało :)!

Victor Kipchirchir z Kenii z czasem 01:00:48 pobił rekord Półmaratonu Warszawskiego. To był najszybszy bieg na dystansie 21,097 km w historii Polski. Imponujący czas, ale niech lepiej uważa, w przyszłym roku zamierzam zrobić lepszy :P!

Na 15-16 kilometrze musiałam się zmierzyć z podbiegiem na ulicy Agrykoli. Kilkumetrowe, strome wzniesienie dało mi ostro w kość! Nie zatrzymałam się, ale było blisko. Po wczołganiu się na górę przez dobre 10 minut musiałam uspakajać oddech. Jeden z kibiców krzyknął w moją stronę, żebym się nie poddawała, bo już mam niedaleko – 5km. Miałam ochotę zawrócić i go zamordować – te 5km wydawało się wtedy dystansem nie do pokonania.

Biegnąc przez Tunel Wisłostrady echo roznosiło okrzyki dopingujących siebie nawzajem biegaczy – brzmiało to jak gladiatorzy nawołujący do walki. W tamtej chwili ze wzruszenia napłynęły mi łzy do oczu.

Pan powyżej pokonał półmaraton, wraz z córeczką, w około 1:30:00 :). Brawo!

Dla takich widoków warto stać na mecie.

Tego pana prosimy o podanie numeru telefonu. Jestem gotowa z nim poćwiczyć ;)

W każdym wieku można biegać, a ten pan na pewno zrobił lepszy czas niż ja!

Na metę wbiegłam zmęczona i obolała – miałam naprawdę dosyć (nawet zapomniałam wyłączyć zegarka, który mierzył mi czas). Po 13 kilometrze rozbolało mnie biodro, pod koniec biegu ból stawał się nie do zniesienia. Gdy docierały już do mnie czarne myśli, zauważyłam wielką tabilicę z hasłem "700 metrów do końca – BOLI? MUSI BOLEĆ!" To pozwoliło mi zebrać jeszcze resztki sił. Ta mała rzecz pomogła mi ukończyć bieg.

Kasia stojąc przy samej mecie miała okazję podziwiać wiele wzruszających scen. Jak ją zobaczyłam miała szkliste oczy, co na początku mnie bardzo zdziwiło, ale jak opowiedziała mi o wszystkich radosnych twarzach, które widziała, sama miałam ochotę się rozpłakać. Widok szczęśliwych, zmęczonych i pękających z dumy ludzi potrafi rozczulić każdego.

W biegu wzięła udział jedna z naszych Czytelniczek. Cieszę się, że mogłyśmy się poznać :).

Pełnia szczęścia :D!!! Chyba zasłużyłam na nagrodę (napewno będzie to coś słodkiego;)).

Mojej radości nie było końca, ale teraz czeka mnie jeszcze większe wyzwanie. Wiem jednak, że jeszcze nigdy nie byłam tak blisko przebiegnięcia całego maratonu :).