Skin care

 

Każda z nas ma swoje niezawodne sposoby na dbanie o naszą skórę. Przekazywane nam teorie obfitują w zakazy i nakazy mające na celu ochronę naszej cery i zapewnienie jej świetnego wyglądu: "myjmy twarz tylko wodą mineralną" lub "do mycia twarzy w ogóle nie używajmy wody, tylko toniku", "zapomnijmy o szarym mydle", "śpijmy na jedwabnych poduszkach", "sprawdzajmy skład kosmetyków", "zawsze pamiętajmy o demakijażu", "unikajmy słońca" i tak dalej…

Moja babcia zawsze powtarza mi, że miód i świeży ogórek to wszystko, co jest potrzebne mojej skórze – nie będę tu się wdawać w polemikę, ponieważ brak mi niezaprzeczalnych dowodów, które potwierdziłyby, że jest inaczej:). Jednak proza dnia nie pozwala mi na nakładanie miodu na całą twarz i wyruszenie w takim stanie na miasto:). Muszę się więc zadowolić innymi produktami.

Wyciągając najistotniejsze wnioski z wszystkich przykazań, doszłam (w swoim dwudziestopięcioletnim życiu) do trzech wniosków: skórę trzeba nawilżać, złuszczać, a mocnego makijażu unikać:). Przedstawiam Wam więc dzisiaj trzy produkty, do których w trakcie stosowania nabrałam zaufania i mogę je z czystym sumieniem polecić.

Krem pod oczy marki Put&Rub

Nie bez przyczyny nie podaję jeszcze nazwy kremu do całej twarzy – (takiego idealnego, który po prostu kupiłabym po raz drugi, jeszcze nie znalazłam), ale ten krem pod oczy nie ma sobie równych. Przede wszystkim jest produktem ekologicznym, wydajnym i przyjemnym w stosowaniu. Można go zakupić w każdej Sephorze.

Peeling marki DECLEOR

Przyznaję się bez bicia – nie wiem gdzie można go dostać. Sprezentowała mi go Gosia, mówiąc, że jest to najlepszy peeling na świecie i faktycznie nie znalazłam jeszcze żadnego produktu, który byłby tak samo dobry. Gosia zakupiła go w salonie kosmetycznym, który niestety teraz jest już zamknięty:/. Być może uda Wam się znaleźć ten produkt w internecie.

Odżywka do rzęs XLASH

 Nie od dziś wiadomo, że długie i ciemne rzęsy dodają uroku każdej z nas. Nigdy nie narzekałam na swoje rzęsy, ale od czasu założenia bloga (i prezentacji ogromnej liczbie ludzi ogromnej ilości zdjęć swojej twarzy) ich naturalny wygląd nie do końca mnie zadowalał. Tuszowanie rzęs na co dzień wiążę się z późniejszym długotrwałym demakijażem, którego nie znoszę, więc postanowiłam wypróbować odżywkę polecaną przez moją przyjaciółkę. W połączeniu z henną przynosi naprawdę rewelacyjne rezultaty. Można ją zakupić na przykład tutaj:

http://www.naturmedicin.pl/product/xlash-odzywka-do-rzes

Dla wszystkich czytelniczek MLE zdobyłam rabat  na ten produkt . Wystarczy wpisać w trakcie zakupu kod rabatowy MLEXLASH. Po okazyjnej cenie odżywka będzie kosztować 150 zł (regularna cena to 199zł).

Mam nadzieję, że w niedługim czasie odkryję kolejne produkty, który spełnią moje oczekiwania i tym samym dla Was też okażą się pomocne. Tymczasem, prosiłabym wszystkie czytelniczki o zaproponowanie swoich niezawodnych typów (kremów, peelingów, produktów do makijażu i demakijażu itd.):).

Evening with HR

Od kilku dni z utęsknieniem czekam na wieczór lub chwilę spokoju, aby móc zanurzyć się w kolejnym rozdziale książki, którą teraz czytam: "Helena Rubinstein. Kobieta, która wymyśliła piękno". W swojej kolekcji kosmetyków mam kilka pozycji (które bardzo sobie chwalę) marki HR. Nie przywiązując zbytnio uwagi do etykiety, postanowiłam zaufać radom eksepdientki z Sephory i zaopatrzyć się w polecane produkty (potrzebowałam akurat podkładu i cieni do wieczorowego makijażu). Nie bardzo wiedziałam, kim była założycielka tego gigantycznego konsorcjum, aż do momentu gdy nie sprezentowano mi jej biografii. 

Po przeczytaniu pierwszej strony, z której dowiedziałam się między innymi, że bohaterka urodziła się w Krakowie i spędziła w nim pierwsze lata swojego życia, wiedziałam już, że z przyjemnością przeczytam tę biografię do końca. W tej niezwykłej książce, autorka Michèle Fitoussi najwięcej miejsca poświęca śledzeniu kariery zawodowej Heleny Rubinstein, pisze również o życiu osobistym swej bohaterki i stara się obiektywnie odmalować charakter Madame (tak zwykło się Helenę Rubinstein nazywać). Historia Rubinstein została przedstawiona na tle historii całej kosmetyki – znajdziemy w niej ogrom ciekawostek – o pierwszym tuszu do rzęs, do którego trzeba było pluć, o pierwszym tuszu w tubce, nakładanym szczoteczką, ewolucji makijażu i demokratyzacji kosmetyki, o początkach chirurgii plastycznej i o tym, jaki wpływ na jej rozwój miała wojna. Ta fascynująca biografia to znakomity pomysł na prezent dla koleżanki, siostry, ale także dla naszej mamy, czy babci, czyli dla każdej kobiety, która kocha piękno.

Dla Wszystkich zainteresowanych spotkaniem z autorką książki mam ważną informację: Już 26 listopada w warszawskiej klubokawiarni MITO (ul. Ludwika Waryńskiego 28) o godzinie 18.00 będzie można spoktać Michele Fitoussi we własnej osobie:).

 

Healthy food

Przez pewien okres mojego życia jadłam przede wszystkim na mieście (część z Was pewnie załamie ręce, ale studenckie życie ma to do siebie, że łatwo znaleźć wymówkę, która spowoduje, że zamiast robienia zakupów na kolację w warzywniaku, zjadam właśnie 10 w tym tygodniu jagodową babeczkę w kawiarni). Niechętnie też robiłam sobie rano zdrowe kanapki – każda minuta po przebudzeniu była wtedy naprawdę cenna i wolałam ją wykorzystać na dużo istotniejsze czynnośći (na przykład makijaż!:)). Wracając z zajęć do domu, kusiły mnie hamburgery i zapiekanki z dworcowych budek, czy frytki z McDonalda, i ja tej pokusie (niestety) ulegałam. Na szczęście (co ja piszę?!) przyszedł taki dzień, w którym weszłam na wagę i mnie zatkało – trzy kilo więcej w ciągu tygodnia. Nie chcąc, aby taka sytuacja kiedykolwiek w przyszłości się powtórzyła, postanowiłam zmienić odrobinę swoje nawyki żywieniowe (tylko nie myślcie, że zaczęłam gotowac!:)). Zrobiłam mały rekonesans "miejskiej oferty jedzeniowej" i okazało się, że są produkty, miejsca i sposoby, które pozwalają jeść na mieście zdrowe i nietuczące posiłki. 

Stworzyłam kilka swoich zasad jedzenia na mieście i twardo się ich trzymam – mam nadzieję, że dla Was też okażą się chociaż trochę pomocne:).

Nie wychodzę z domu bez jabłka, marchewki, albo małej porcji orzechów. Traktuję je jako obowiązkową przekąskę. Tym samym wyrzucam z torebki wszelkie chrupki, lizaki, batoniki, cukiereczki i tym podobne. W piekarni kupuję chleb żytni razowy. Zamiast ciastek, drożdżówek i innych słodkich wypieków biorę gotową kanapkę. Pamiętam o nie jedzeniu białego pieczywa. Precz z chlebem pszennym i takowymi bułeczkami!

Jedzmy sushi. Teraz jest dostępne nawet na stacjach benzynowych (kupujmy tylko takie, którego data ważności to jeden dzień!), sklepikach osiedlowych czy w supermarketach. Małe porcje tego produktu zapewniają szybkie nasycenie, a rosnąca konkurencja powoduje, że ten japoński przysmak jest coraz tańszy.

W kawiarniach pijmy świeże soki, a nie słodkie napoje gazowane.  Jeżeli są one dla nas za drogie zdecydujmy się na wodę. Niegazowaną! Nauczmy się czytać  skład wody – wysoko zmineralizowana jest bardziej korzystna w diecie niż woda źródlana.

Zamawiajmy zawsze  główne danie bez frytek, wybierajmy pozycje z dużą ilością warzyw (ale nie ziemniaków!). Im bardziej kolorowo, tym lepiej! Jedzenie mięsa tylko z warzywami jest korzystne dla organizmu, natomiast w połączeniu z pustymi węglowodanami (makaron, ryż) bardzo źle wpływa na nasz metabolizm.

Zamieniajmy sałatki z sosem majonezowym na te które, są  podawane z sosem vinegret lub pomidorowym, a najlepiej z czystą oliwą extra virgine.

Mięso wieprzowe zamieńmy na kurczaka lub indyka. Starajmy się unikać jedzenia panierowanego. Doskonała jest też dziczyzna, jagnięcina i wołowina.

Jeśli w domu rzadko spożywacie ryby, wykorzystajcie w tym celu wizytę w restauracji.

Wyłączmy myślenie typu „szkoda, by się zmarnowało”. Zamiast głównych dań zamawiajmy w restauracjach przystawki. W domu nie dojadajmy po dzieciach!

 

 

Walnuts – for a healthy body!

Follow my blog with bloglovin!

        Odżywianie ma zasadniczy wpływ na kondycję psychiczną i fizyczną. To co jemy ma duży związek z naszą jakością życia. W końcu jesteśmy zbudowani z tego, co zjedliśmy! W ciągu każdych 7 lat naszego życia następuje wymiana wszystkich komórek  organizmu. Jedne komórki obumierają, inne powstają. A z czego powstają? Oczywiście z pokarmów, które spożywamy!

       Od tysięcy lat mówi się, że niektóre elementy żywności mają walory lecznicze –  łosoś na astmę, owsianka na serce, orzechy ziemne na cholesterol. Woda z cytryną pita na czczo oczyszcza nasz organizm z toksyn. Warto znać tego typu informacje, aby móc je sprytnie wykorzystywać w swojej codziennej diecie.

Właściwe odżywianie oznacza po prostu dostarczanie organizmowi możliwie najlepszych składników odżywczych, aby był zdrowy i funkcjonował tak dobrze, jak tylko potrafi. Nie wierzę w diety cud, ale w ogólne zasady żywieniowe tak! Uważam, że stosowanie jakichkolwiek diet jest stratą czasu, pieniędzy, energii – szkoda na to słów i emocji.  Nie trzeba stosować drakońskich diet aby czuć się ze sobą dobrze. 

Zacznijmy od małych kroczków.

Orzechy włoskie.

Pięć orzechów włoskich ma tyle samo kalorii co pączek. To faktycznie dużo, ale czy są one tuczące? Naukowcy twierdzą, że osoby jedzące orzechy, co najmniej dwa razy w tygodniu (nie więcej niż 100g), są mniej narażone na przyrost wagi niż osoby nie jedzące ich wcale. Jednonienasycone kwasy w orzechach są korzystne dla serca, stabilizują glukozę we krwi i wspomagają zrzucanie nadwagi. Znajduję się w nich też dużo kwasów tłuszczowych omega-3. Orzech w 51.5 procentach  składa się z tłuszczów, 10 procent to wysokowartościowe białko. Między innymi dlatego orzechy odgrywają bardzo istotną rolę w diecie wegetariańskiej. Obniżają poziom złego cholesterolu LDL, działają przeciwzakrzepowo. Zawarte w nich kwasy działają przeciwnowotworowo. Orzechy są również dobrym źródłem magnezu, żelaza, cynku, wapnia, potasu, miedzi i minerałów. Zawierają błonnik, witaminy z grupy B, przeciwutleniacze (witaminę E).  Więc, jak sami widzicie samo zdrowie :).

Najlepiej kupować orzechy w łupinie, koniecznie bez pęknięć. Orzechy łuskane trzeba przechowywać albo w ciemmnym szkle, albo w lodówce, gdyż jełczeją. Od roku codziennie zjadam co najmniej 5 sztuk, i jak dotychczasz nie znudziły mi się. Mam ułatwioną sprawę ponieważ przed domem moich rodziców rośnie wielki orzech. Owoce zbieramy po pęknięciu zielonej łupiny (przełom września i października). Obieramy (koniecznie w rękawiczkach, bo inaczej nigdy nie doczyścimy naszych rąk ), stawiamy w koszach przy kaloryferze, żeby wyschły, co trwa około tygodnia. W zeszłym roku niestety nasze zbiory był marne, ale za to w obecnym spodziewamy się około 35kg :).

Uwaga! Do wszystkich czytelników, którzy nie lubią orzechów włoskich: Jest na to rada! Spokojnie możecie je zastąpić – migdały, orzechy laskowe, nerkowce są równie odżywcze. Każdy smakosz znajdzie swojego ulubionego orzecha. Wystarczy wybrać się do sklepu gdzie możemy kupić orzechy na wagę i kupić każdego rodzaju po parę sztuk, a któryś na pewno przypadnie nam do gustu.

A poniżej wklejam linki do genialnych przepisów Zosi, w którch można wykorzystać nasze orzechy włoskie:).          

Spaghetti z pesto i orzechami włoskimi.

http://www.makecookingeasier.pl/na-obiad/kurczak-na-ostro-z-prazonymi-mielonymi-orzeszkami/     

                                   

      

 

 

Perfume

Odkąd pamiętam, w komentarzach pojawiało się mnóstwo pytań a propos zapachów, które lubię. Od czasu gdy skończyłam 16 lat (bo z tego co pamiętam, to w tym wieku stałam się posiadaczką pierwszego, własnego flakonu perfum) mój gust w tej kwestii odrobinę się zmienił, ale istnieją zapachy, których nigdy nie lubiłam i takie, które lubić będę zawsze:).

Mam to ogromne szczęście, że wszystkie moje sympatie płci przeciwnej rozumiały, że prezent powienien być praktyczny i potrzebny – aby więc uniknąć nieporozumień, przekazywałam niezbędne instrukcje;). Nie zdarzyło mi się więc, abym w całym swoim życiu,  perfumy kupiła sobie sama – zawsze znajdowała sie okazja, dzięki której pojawiały się na mojej półce.

Pierwszy flakon był firmy Ralph Lauren, w okrągłej butelce z turkusowym napisem (dokładnej nazwy nie pamiętam, ale sam zapach jestem w stanie rozpoznać na kilometr:)). Kolejny, który mocno zapadł mi w pamięć to Dolce&Gabbana Light blue, o mocno cytrusowym zapachu. Bardzo podobny (ale jednak trochę tańszy) to Moschino Love Love, który był kupowany wielokrotnie.

Na tym produkcie skończył się etap zapachów owocowych. Wraz z zakupem Armani Code, rozpoczęła się era zapachów pudrowych, która trwa do dziś (z przerwami na zapachy kwiatowe). 

Perfumy, które znajdują się teraz na mojej półce to:

Mój najnowszy łup – Body od Victoria's Secret, o mocno kwiatowej nucie (użyty wraz z balsamem daje naprawdę intensywny zapach).

Niezwykle trwały i naprawdę piękny pudrowy Flowerbomb od Victor&Rolf (bardzo, bardzo dziękuję za ten prezent:)).

Oraz kwiatowo pudrowy Midnight Rose od Lancome.

Na co zwracam uwagę przy wyborze perfum? Poza zapachem i jego trwałością, ważna jest dla mnie także butelka – wspaniale, gdy komponuje się z wystrojem mojego pokoju:).

Jestem bardzo ciekawa, czy polecacie jakieś perfumowe nowości? Czy zdarzyło Wam się używać tych samych perfum co ja?:)

Someone new!

Cześć! Witam serdecznie wszystkich czytelników tej strony. Mam na imię Gosia i jest mi wyjątkowo miło dołączyć do zespołu Make Life Easier. Jeśli chcelibyście się dowiedzieć więcej na temat postów, które będę dla Was przygotowywać, to zapoznajcie się z pytaniami, które zadałam sama sobie:).

O sporcie, zdrowym odżywianiu oraz o dbaniu o siebie w ogóle…..

Dlaczego akurat o odżywianiu?

Odkąd sięgam pamięcią odżywianie było u mnie w domu częstym tematem rozmów. Dla rodziców ich wahająca się waga i pomysły na zdrowe dania to pretekst do wszelkich dyskusji – dzień bez zważenia się jest dniem straconym. Swoje zainteresowania prawdopodobnie wynisołam więc z domu.

Będąc na studiach zapisałam się na fakultety z biochemii żywienia i dietetyki. Tak jak się spodziwałam, okazało się to dla mnie niezwykle interesujące i pouczające. 

Dlaczego o sporcie?

Sport przez całe moje życie był i nadal pozostaje największą pasją. Droga do odnalezienia ulubionej dyscypliny nie była łatwa. Rozpoczęła się (tak jak pewnie u większości z Was) w podstawówce. Rodzice posłali mnie na lekcje tańca towarzyskiego. Nic z tego nie wyszło – partner nie ten, buty nie te, w ogóle to nie to. Po epizodzie tancerki nastała era filmu „Zaklinacz koni”. Oczywiście byłam szaleńczo zakochana w Robercie Redfordzie, co zapoczątkowało u mnie naukę jazdy konno. I w tej dyscyplinie się nie odnalazłam. Koń nie ten, toczek nie ten, treningi nie te. To znaczy znowu nie to. Następnie zapisałam się na walki „Kempo- jakoś tam” (wybaczcie ale naprawdę nie pamiętam nazwy). Moja kariera Ninja trwała tylko pół roku. Rzucali mną, bili mnie i jeszcze na dodatek musiałam daleko dojeżdżać. To znowu nie było to.

W mojej "karierze" sportowca w końcu nastąpił przełom. W szkole zaczęły się lekcje pływania zamiast w-fu. Idąc na pierwszy trening, myślałam tylko o tym, że nie będę musiała grać w gry zespołowe, których szczerze nie znosiłam – z czasem pływanie stało się całym moim życiem. Wyczynowo trenowałam przez kilka lat. Pływałam do zakończenia liceum.

Na studiach, pod koniec drugiego roku zaczęłam biegać. Tata mnie namówił. Po dziś dzień to właśnie bieg sprawia mi najwięcej radości. Mam na swoim koncie parę zawodów ulicznych, najczęściej na dystansie 10 kilometrów. Półmaraton przebiegłam rok temu. Moim największym marzeniem jest ukończenie maratonu.

mój pierwszy i zarazem ostatni turniej taneczny

początki "wielkiej kariery" jeździeckiej :)

1:2 maraton

Co się u mnie zmieniło?

Teraz jestem w ciąży, z trudem wiażę buty. Z utęsknieniem czekam na moją córeczkę, ale też na wznowienie ćwiczeń. Wiem jednak jak to jest, kiedy naprawdę nie chce nam się wstać nawet o te pół godziny wcześniej, aby poćwiczyć. Kiedy zaplanowane 20 minut biegu wydaje nam się maratonem. Kiedy wszystkie domowe obowiązki są atrakcyjniejsze niż jakikolwiek wysiłek (wstawanie o 5 rano na treningi pływackie dobrze mnie zaprawiły).

Za jakiś czas, razem z Wami będę starała się wrócić do formy po urodzeniu dziecka. Z chęcią odpowiem też na Wasze wątpliwości, abyście mogli w przyszłości pochwalić się swoją żelazną kondycją. Pokażę jakie mam sposoby na przełamanie słabej motywacji. 

A dzisiaj jestem do Waszej dyspozycji – chętnie odpowiem w komentarzach na nurtujące Was pytania dotyczące sportu, czy zdrowego odżywiania. Chętnie też przeczytam Wasze propozycje na kolejne posty:).

Follow my blog with bloglovin!